Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witajcie, jestem tutaj nowa. Oto moja historia.


Justyna_C

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

jestem tutaj nowa choć od jakiegoś czasu podczytuję sobie trochę :).

Moja depresja/nerwica zaczęła się 7 lat temu trzy dni po urodzeniu dziecka, mówiono mi, że to nie depresja tylko problemy adaptacyjne a ja właśnie wtedy miałam myśli samobójcze, choć nie chciałam umierać, chciałam tylko zakończyć to niemożliwe do opanowania cierpienie. Udało mi się wyjść z tego po stosunkowo niedługim czasie bez wspomagania lekami, uczęszczając na psychoterapię. Przez jakiś czas żyłam beztrosko i prawie że zapomniałam o tym nieprzyjemnym „epizodzie”. Nawrót choroby pojawił się w sierpniu 2010 podczas wakacji wystraszyłam się, że umrę po zjedzeniu zupy grzybowej – moje objawy to atak lęku, przyspieszone bicie serca, kłopoty ze snem, biegunka. Stan ten był chwilowy i szybko minął ale to była tylko cisza przed burzą! W październiku tego samego roku poszłam do dentysty i dostałam tam napadu lęku – wystraszyłam się, że coś mi się stanie po podaniu znieczulenia! Zasłabłam. Po powrocie do domu zaczęłam już odczuwać ten „depresyjny niepokój” a nad ranem miałam drugi raz w życiu napad paniki – nie życzę tego najgorszemu wrogowi – byłam przekonana, ze właśnie umieram, serce waliło mi tak jakby miało mi zaraz wyskoczyć z piersi, brakowało mi oddechu. Napad minął po 5 minutach i postanowiłam pójść do psychiatry. Psychiatra przepisał mi leki ale ich nie zaczęłam brać bo oczywiście wystraszyłam się skutków ubocznych! No i w sumie po tym październikowym „incydencie” zaczęły się pojawiać objawy somatyczne: ból kości i stawów – pierwsza myśl: rak kości, potem białaczka. Bóle typowo wędrujące – raz boli kolano, raz bark, raz łokieć raz stopa. I zaczęło się chodzenie po lekarzach: reumatolog, ortopeda, neurolog, psychiatra, psycholog. Do objawów kostno-mięśniowych na dzień dzisiejszy mogę doliczyć: szumy uszne, zawroty głowy, dziwne „chwilowe” wysypki. Żaden dotychczasowy lekarz nie widzi podstaw do wykonania rezonansu głowy a dla mnie przy takich objawach to podstawa!! Zakładam: guza mózgu, stwardnienie rozsiane, białaczkę, jakąś chorobę genetyczną! W przeciągu ostatniego roku miałam robione badanie krwi i moczu....8 razy! Do tego kilka innych specjalistycznych badań, które niczego nie wykazały. Teraz trochę o mojej psychice – od dziecka towarzyszył mi lęk przed śmiercią, który powodował u mnie napady paniki. Moi rodzice byli zawsze bardzo wymagający, zwłaszcza mama, która jest typowym typem autorytarnym, ona jedyna ma rację, jej trzeba dawać posłuch i nie wykazywać żadnego sprzeciwu. Jeśli takowy okażesz spotkasz się z jej oburzeniem, obrazą bądź ostrą ripostą! Całe życie poddawana byłam surowej ocenie, najczęściej krytycznej: a to studia skończyłam beznadziejne, a to dzieci postanowiłam rodzić zamiast łapać dobrą pracę, a to męża sobie wzięłam z „plebsu”, a to przyjaciółki mam takie, których ona nie lubi, a to dzieci źle wychowuję.......Zawsze bałam się mówić mamie coś co uważałam, że mogłoby ją urazić, często też niestety działałam wbrew sobie. Niby jest między nami tak dobrze, dzwonimy do siebie, jeżdżę do nich na wakacje, przytulam się mówiąc, że ją kocham....jednak cały czas jestem „spięta” w jakiś dziwny sposób, wisi nade mną widmo „właściwego zachowania, które nie urazi mojej mamy i nie spotka się z jej krytyką”. Musiałabym jeszcze sporo napisać ale czasu mi brakuje, zresztą nie wiem czy ktoś przeczyta taki długi post. Powiedzcie – czy te wszystkie objawy somatyczne to wynik nerwicy? Ja cały czas szukam fizycznej choroby i są dni, że jestem o niej przekonana, uważam, że jej zdiagnozowanie to tylko kwestia czasu. Oby nie było za późno!

Dodam, że od 3 miesięcy uczęszczam na psychoterapię.

Dziękuję za wszystkie ewentualne odpowiedzi.

Pozdrawiam Justyna (lat 36)

nie zdołam tego przeczytać w celu weryfikacji poprawnej pisowni dlatego za błędy z góry przepraszam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Justyno

 

Po raz pierwszy piszę na tym forum, chociaż czytam je od dawna.

Zdecydowalam sie w koncu coś napisac, poniewaz czytając Twój post, czytałam o sobie.

I dentysta, i bóle i nawet moja matka jest taka sama. Mam 32 lata a i tak jak ona sie z czyms nie zgadza to ja tego nie zrobię.

z dentystą wkręciłam sobie, że ona-dentystka na pewno żle się wkłuła i znieczulenie pojdzie prosto do mózgu, i mnie całą sparaliżuje a druga opcja, że moze i dobrze zrobiła ten zastrzyk, ale na pewno znieczulenie nie przestanie działać i tak juz mi zostanie.

Leków też się boję brać, już o psychotropach nie wspomnę. Wystarczy paracetamol, czytam ulotkę przed każdym wzięciem tabletki, i jeszcze się 10 razy zastanowię i obejrzę ją z każdej strony. Czasem sobie myślę, że mogłabym napisać o tym książke. Jeśli będziesz chciała pogadać to moje gg 23717768 :)

 

Też zaczęłam psychoterapię, na razie miałam 4 spotkania ale coś zaczyna mi się w głowie zmieniać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj elle80,

 

bardzo mi miło, że ktoś odpowiedział na mój post, chętnie porozmawiam z Tobą na gg, już wpisałam sobie Twój numer.

A ja właśnie wróciłam od dentysty :) - niestety musiałam wyrwać siódemkę po nieudanym leczeniu kanałowym. Strasznie się tego bałam, bo to moje pierwsze (i mam nadzieję, że ostatnie) usuwanie zęba, oczywiście jak mi dentysta zrobił zastrzyk to czułam jak serce mi wali i zaczyna się "niby" kręcić w głowie. Czekałam na napad lęku...a tu niespodzianka, obyło się bez niego...ufff.

Wracając jeszcze do mojej historii to dodam tylko, że ostatni rok to była dla mnie totalna jazda jeśli chodzi o różnego rodzaju lęki. I tak bałam się:

1. jazdy samochodem - za każdym razem miałam wizje zderzenia czołowego i całej naszej rodziny zmiażdżonej i wydobywanej przy pomocy pił hydraulicznych

2. drogi do przedszkola, która wiedzie wzdłuż jezdni - a nóż coś w nas wjedzie, jakiś czas temu, niedaleko pijany kierowca zabił kobietę idącą chodnikiem

3. jakiejkolwiek ingerencji w moje ciało - np. zastrzyk znieczulający

4. choroby dzieci - nawet niewielka temperatura bądź stwierdzenie "boli mnie brzuszek" napawało mnie lękiem i od razu "diagnozowałam" sepsę, białaczkę albo inną śmiertelną chorobę

5. pozostawania samej w domu, bez męża - a co jeśli dostanę napad lęku???

6. lotu samolotem - wsiadając do niego oddaję swoje życie w czyjeś ręce, nie mam już nad nim kontroli

7. przejeżdżając obok cmentarza bądź widząc klepsydrę lub karawan odwracałam wzrok, nie umiałam patrzeć w tamtą stronę

Obecnie nr 1,2,3,7 i chyba 6 opanowane, teraz boję się, że jestem ciężko chora, boję się oglądać swoje ciało bo każda nieprawidłowość budzi we mnie przerażenie i dopisuję to do kolejnego objawu niezdiagnozowanej jeszcze przez żadnego lekarza choroby! Ech, czasami marzy mi się dr House :). Oczywiście do postawienia diagnozy, chociaż może i nie tylko ;)

Pozdrawiam wszystkich

Justyna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Justyna_C, wyślij mi na moje pw swój adres email to póxniej wysle Ci fajną ksiązke w e-booku która opisuje jak radzić sobie z tamimi sytuacjami. Z tego co piszesz, to ewiedetnie masz nerwicę lękową. Ta książka powinna Ci pomóc radzić sobie z takimi sytuacjami.

 

-- 02 mar 2012, 20:22 --

 

Już Ci wysłałam na emaila tą ksiązke...zyczę powodzenia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ladywind, bardzo dziękuję za lekturę, z pewnością przeczytam uważnie. Póki co sama mam kilka sposobów, nie tyle na radzenie sobie z napadami niepokoju czy lęku, co na wychodzenie z nerwicy w ogóle. Oczywiście psychoterapia to podstawa - dla mnie każde kolejne spotkanie z moją psychoterapeutką to kolejny krok do pełnego powrotu do zdrowia dlatego pędzę na każde kolejne spotkanie jak na skrzydłach. Poza tym robię sobie w domu różnego rodzaju ćwiczenia - najpierw relaksuję ciało rozprężając mięśnie a potem jasno i wyraźnie powtarzam na głos coś w rodzaju mantry: "jestem zdrowa, całe moje ciało, wszystkie organy, mięśnie, kości są zdrowe i działają prawidłowo, mój umysł przepełniony jest pozytywnymi myślami....czuję się bezpieczna we własnym ciele, jestem spokojna i szczęśliwa itd". Staram się robić to codziennie, najlepiej zaraz po przebudzeniu i przed pójściem spać. Poza tym codziennie zapisuję tę swoją mantrę w zeszycie, mam już zapisanych kilkanaście stron A4. I jeszcze jdana ważna i według mnie bardzo skuteczna rzecz? A mianowicie wizualizacje - i tak np ostatnio podczas rozmrażania i mycia lodówki mówiłam na głos jakich lęków się pozbywam, każde pociągnięcie szmatką i "zmywanie brudu" w mojej głowie odbywało się jako oczyszczanie własnego umysłu z lęków (u mnie jest to głównie lęk przed chorobą), albo np przepływając kolejne długości basenu wyobrażałam sobie, że zmywam z siebie wszystkie niepokoje! I jestem prawie pewna, że wszystko to wpłynęło na poprawę mojego stanu - od jakiegoś czasu czuję się zdrowa, do tej pory byłam przekonana, że jestem chora i to tylko kwestia czasu kiedy lekarz wyda wyrok! Bo wiecie, u mnie nerwica to nie do końca napady lęku i ogólny niepokój co ciągłe napięcie i natrętne myślenie o tym na co jestem chora. Mój stan porównałabym do siedzeniu na bombie - widzę jak lont się spala i bomba lada chwila eksploduje....nie wiem czy mnie rozumiecie, nie umiem tego w inny sposób opisać. Dlatego naprawdę polecam Wam wszystkim pracę z samym sobą - terapia swoją drogą ale pracujmy też nad sobą konsekwentnie i wytrwale a na pewno przyniesie to pozytywne efekty!

I co moim zdaniem ważne - nie przestawajmy tego robić nawet jak poczujemy się lepiej!

No i oczywiście PODSTAWĄ tego typu działań jest WIARA w to, że się uda!

Trzymajmy za siebie kciuki nawzajem!!!!!!

pozdrawiam Justyna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj darsi,

pamiętam na przykład taki ranek kiedy obudziłam się po bardzo źle przespanej nocy z przeświadczeniem, że mam białaczkę (miałam wtedy zawroty głowy i dwa siniaki na ręce co dla mnie było jednoznaczne z wyrokiem). Czułam się koszmarnie. Musiałam wyszykować i odprowadzić dzieci do szkoły i do przedszkola i zastanawiałam się jak ja to zrobię skoro ledwo stoję na nogach i zaraz się przewrócę. Jakimś cudem odwiozłam dzieci i od razu pognałam do lekarza pierwszego kontaktu. Pod gabinetem czekałam tylko kiedy spadnę z krzesła taka byłam słaba! A u lekarza to się rozpłakałam i błagałam go aby mnie skierował do szpitala. Lekarz na to, że najpierw badanie krwi na cito a potem zobaczymy. Po 5 minutach miałam wyniki - oczywiście idealne - poziom białych i czerwonych krwinek w normie, reszta też. I wiesz co? W minutę "ozdrowiałam", poczułam przypływ energii, nagle potrafiłam ustać na nogach bez uczucia, że zaraz padnę!!!!! Ten epizod przekonał mnie, że jestem naprawdę chora ale na nerwicę. Do tej pory ulga zazwyczaj była chwilowa, teraz nadal nie raz moje ciało wysyła niepokojące sygnały (np dzisiaj bolą mnie stawy, które nie dawały o sobie znać od dłuższego czasu) i nadal wywołuje to mój niepokój ale umiem nad nim zapanować, nie obezwładnia mnie on i nie powoduje, że wpadam w panikę. Według mnie to znak, że zaczynam pomału wychodzić z choroby. Nie umiem Ci dokładnie powiedzieć co mnie uzdrawia - przypuszczam, że jest to połączenie tego wszystkiego - terapii i pracy nad sobą w domu (co opisywałam powyżej). Mi na przykład w ataku lęku pomagało zapisywanie tego co czuję w danej chwili i rysowanie - kartki wiele razy umoczone były moimi łzami ale przynosiło mi to ulgę. Była to ulga doraźna, która pozwalała przetrwać atak lęku ale pewnie wszystkie te formy radzenia sobie z nerwicą wpłynęły na poprawę mojego stanu w ogóle! Do zupełnego wyzdrowienia jeszcze pewnie sporo pracy przede mną ale widzę już to światełko w tunelu :). Bywa oczywiście, że miewam chwile zwątpienia i nawet jeśli czytam, że kogoś boli to co mnie to pojawia się myśl "ale na pewno nie tak samo, na pewno mnie to boli z powodu jakieś choroby somatycznej a ich wszystkich z powodu nerwicy, przecież logicznie myśląc jak stawy mogą boleć z nerwicy" - tylko, że w chorobach natury psychicznej nic nie jest logiczne. To jest tak jak z wyobrażeniem sobie nieskończoności, totalna abstrakcja a jednak kosmos jest nieskończony :).

Napisz mi co Ciebie dręczy.

Pozdrawiam ciepło

 

-- 16 mar 2012, 11:50 --

 

A jednak okazało się, że to borelioza :(

Ale nerwicę i tak mam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×