Skocz do zawartości
Nerwica.com

ESCITALOPRAM(Aciprex, ApoExcitaxin ORO, Betesda, Depralin, Depralin ODT, Elicea, Elicea Q-Tab, Escipram, Escitalopram Actavis/ Aurovitas/ Bluefish/ Genoptim, Escitil, Lexapro, Mozarin, Mozarin Swift, Nexpram, Oroes, Pralex, Pramatis, Symescital)


Martka

Czy escitalopram pomógł Ci w Twoich zaburzeniach?  

397 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy escitalopram pomógł Ci w Twoich zaburzeniach?

    • Tak
      242
    • Nie
      118
    • Zaszkodził
      56


Rekomendowane odpowiedzi

Zaburzenia libido są ściśle powiązane z zaburzeniami poznawczymi,istnieje silna korelacja pomiędzy problemami z libido a nasileniem apatii i biernością poznawczą,pisze o tym bardzo ciekawie Vetulani w książce którą posiadam "Mózg :fascynacje,problemy,tajemnice"-polecam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim:) jestem nowa na forum, to mój pierwszy post. we wtorek mija miesiąc odkąd biorę Mozarin 10 mg i przez te już prawie 4 tygodnie nie odczułam żadnej poprawy. Przejrzałam cały ten wątek i widzę, że na forum jest dużo osób, które znają się na lekach i może ktoś z Was mógłby się odnieść do mojej sytuacji i dać jakąś radę. Moja nerwica, jak przyznał nawet psychiatra, jest niecodzienna, trochę to skomplikowane, i jeśli, to przeczytacie, to pewnie nie jedna osoba się zdziwi, co jeszcze można stworzyć sobie w głowie:

 

czuję bardzo mocny lęk przy chodzeniu , poruszaniu się, nawet takim króciutkim po mieszkaniu, między łóżkiem, a kanapą, ponieważ... boję się, że boli mnie noga. prawie rok temu złamałam ją, ale złamanie było niewielkie, noga nie spuchła, bolała dosyć mocno, ale dało się chodzić, więc lekarz pierwszego kontaktu nie uznała, że to poważniejszy uraz. dopiero jak po 2-3 miesiącach nie przestawało pobolewać ortopeda zlecił tomografię, na podstawie której uznał, że złamanie było, nieleczone samo się zrosło, ale nieprawidłowo i zalecił chodzenie o kuli przez kilka tygodni oraz dwa zabiegi fizykoterapeutyczne, ale to nic nie dało, ból, jak po urazie, wracał. dopiero w listopadzie trafiłam w ręce dobrego fizjoterapeuty, który rozpoznał, że w nodze wszystko jest 'skopane' - tkanki, powięzie, więzadła przez to, że długo nie było leczone i rozpoczęły się długie tygodnie pełnej fizykoterapii i masaży całej nogi. pod koniec lutego on i jeszcze jedna fizjoterapeutka, do której chodziłam, mówili, że w nodze wszystko jest okej, działa sprawnie i jeśli coś mnie boli, to to już nie jest nic szkodliwego i z czasem przestanie, żebym po prostu zaczęła normalnie funkcjonować i zapomniała o wyleczonym urazie.

 

ja niestety nie zapomniałam i zapomnieć nie mogę do dzisiaj. w mojej głowie powstały myśli automatyczne i od paru miesięcy każda myśl, kiedy idę, jest poświęcona temu w jakim stanie jest moja noga. przy tym powstał bardzo duży lęk, czasem na granicy paniki, który nie mija kiedy siedzę, leżę. cały czas czuję w sobie napięcie, najgorsze są poranki, budzę się codziennie kilka godzin przed budzikiem z uczuciem lęku, ucisku w klatce, duszenia. okropne jest to, że po domu nie mogę też poruszać się swobodnie, w kapciach po dywanie naprawdę mogłabym chodzić komfortowo, a nie umiem wstać bez pomyślenia o tym. nie mam żadnej kontroli nad myślami i odczuwaniem tego lęku. reaguje na każde najmniejsze ukucie bólu w nodze i kiedy chodzę i kiedy leżę, siedzę. plus ciągle jej dotykam, sprawdzam ją, kręcę i wiem, że w ten sposób te 'bóle' sobie wywołuje.

 

fizjoterapeuci mówią, że po takim pechowym złamaniu zawsze mogę mieć tę nogę mniej sprawną i coś tam w niej czuć przy większym wysiłku itd, ale nie na tyle, żeby zniszczyć sobie tym życie. bo z życia wycofałam się kompletnie, bliscy wiedzą, że mam nerwicę i akceptują, że nie wychodzę na miasto itd. pojawiam się na uczelni tyle ile muszę, kończę pisać pracę licencjacką, ale jestem też przerażona myślą co dalej, że nie poradzę sobie z egzaminami na studia magisterskie, przeprowadzką. jestem w takiej sytuacji, że na razie nie muszę szukać pracy, ale przeraża mnie myśl, że kiedy, niedługo, przyjdzie na to czas, ja nie będę w stanie, bo każdy ruch wykonuje z lękiem. codziennie płaczę, zdarzyło mi się myśleć o samobójstwie, bo tak się nie da żyć.

 

po miesiącu brania Mozarinu mam nasilone zawroty głowy, co szczególnie odczuwam przy chodzeniu i jest mi jeszcze ciężej, mam wrażenie, jakbym miała się przewrócić. to właścwie jest spory skrót całej mojej nerwicowo-nogowej historii, w takim skrócie rzecz może wydać się jeszcze dziwniejsza, bo nie tłumaczę tu kilku czynników, ale i tak się rozpisałam, a nie chcę nikogo zanudzać. więc do rzeczy:

 

moje pytanie do Was: czy z Waszego doświadczenia uważacie że escitalopram to substancja trafiona na taki rodzaj lęku? może słyszał ktoś z Was o podobnym przypadku i może podzielić się tym, jak ta osoba sobie radziła? może w ogóle macie jakieś rady jak z takim gównianym stanem sobie poradzić? w poniedziałek mam psychiatrę, jestem bardzo ciekawa, co mi powie, zwiększy dawkę, zmieni lek, wprowadzi coś nowego...

dzięki za każdą odpowiedź, piszę tutaj, bo widzę, że to miejsce, gdzie dużo osób dostało wsparcie, a ja, chociaż mam wsparcie od rodziny i przyjaciół, chyba potrzebuje porozmawiać też z kimś kto przechodzi 'podobne' piekło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KoalaLala,

 

U mnie też lęki są, były. natrętne myśli, co jak u Ciebie, tylko że mój mózg to od 1,5 roku fabryka idiotyzmów. W pierwszej najgorszej fazie brałem paroksetyne. Wytłumiła połowicznie natrętne myśli. Potem własnie brałem Escitil, nie jestem psychiatrą, ani jakimś wieszczem, ale brałem tyle ile trzeba (6 miesięcy) i to było pół roku hipotermii. bez żadnych pozytywów. Na Twoim miejscu pomęczyłbym się jeszcze z miesiąc (wiem łatwo się mówi - ciężej przetrwać - wiem po sobie) a potem jeśli nie będzie poprawy pójść do swojego specjalisty i skonsultować dalsze leczenie, bo co za dużo to nie zdrowo. Myślę, że paroksetyna na natrętne myśli i depresja była lepszym lekiem niż Escitilopram. Teraz mam fluoksetyne, czuje się lepiej ale mimo wszystko za wcześnie by się na ten temat wypowiadać.

 

Zdrówka ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lu_80 ja najbardziej spodziewam się zwiększonej dawki, pewnie do 15 mg, tak powiedział psychiatra na pierwszej wizycie, że najwyżej zwiększymy dawkę, ale to było raczej pod nosem na sam koniec pierwszej wizyty, z której wychodziłam pełna nadziei. trochę mam jeszcze tej nadziei, że może za kilka dni lek zaskoczy, bo z tego co tu czytałam ludziom zaczynało się poprawiać i po miesiącu

 

to jest w ogóle moja pierwsza styczność z antydepresantami, rok temu w życiu bym nie pomyślała, że w coś takiego się wpakuje, chociaż skłonność do chandry, odczuwania wszystkiego 'mocniej', przejmowania się i analizowania sytuacji miałam zawsze. a z tego co czytałam (sorry jeśli się pomyliłam), Ty walczysz już dłużej?

 

-- 20 cze 2015, 16:32 --

 

Czy może mi ktoś powiedzieć jak kierować odpowiedź do konkretnej osoby? :D tak żeby imię było wyróżnione, bo widzę, że w pierwszej odpowiedzi mi się to nie udało

 

Don Kamillo dzięki za radę o paroksetynie, skoro działa na natrętne myśli (ja nie mogę się uwolnić od myślenia o tym wszystkim, to takie samonapędzające się błędne koło, nie wiem już jak sie myśli o niebieskich migdałach) zapytam lekarza co o tym sądzi. hipotermia to chyba niecodzienny skutek uboczny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To miała być "hipotermia" w cudzysłowiu, chodzi mi o totalne zobojętnienie na wszystko co mnie otacza, i zero progresu w leczeniu. Tak się czułem przez ostatnie pół roku. Fachowo to chyba nazywa się anhedonia.

 

Rozmawiałem z psychiatrą własnie podobnych do Twoich objawach bo mam takie same (natręctwa myślowe które doprowadziły mnie do depresji) i powiedział mi, że do wyboru paroksetyna (miałem) fluoksetyna (mam) i sertalnina. Esci to chyba bardziej na depresje niż zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To miała być "hipotermia" w cudzysłowiu, chodzi mi o totalne zobojętnienie na wszystko co mnie otacza, i zero progresu w leczeniu. Tak się czułem przez ostatnie pół roku. Fachowo to chyba nazywa się anhedonia.

 

Rozmawiałem z psychiatrą własnie podobnych do Twoich objawach bo mam takie same (natręctwa myślowe które doprowadziły mnie do depresji) i powiedział mi, że do wyboru paroksetyna (miałem) fluoksetyna (mam) i sertalnina. Esci to chyba bardziej na depresje niż zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne.

 

wiem, że łatwo tak sobie gadać, ale ja bym chciała się na to wszystko zobojętnić, poczuć taki 'tumiwisizm'. w sumie przez pierwsze dni na esci coś takiego czułam, może to było uspokojenie wynikające z nadziei, że za jakiś czas lek pomoże. bo teraz wszystkim przejmuje sie aż do bólu, szczególnie przyszłością.

ale Twoje natręctwa nie miały związku z hipochondrią? psychiatra mi powiedział i tak też czytałam w wielu wypowiedziach, że esci działa na lęki, a moje myśli automatyczne wynikają z lęku, a lęk z myśli i tak w kółko. to już mi tłumaczyła psycholog ja na początku tego koszmaru zaczęłam do niej chodzić, ale te kilka spotkań tylko mnie doniszczyło, baba chyba myślała, że sobie to wymyślam, rozmowy o wczesniejszych, zupełnie niezwiązanych z urazem przejściach to było jak wyrywanie zębów na żywca i grzebanie w starych ranach, kiedy ja wiedziałam skąd się wzięła moja obsesja na punkcie nogi, a ona jakoś tego nie uznawała. w skrócie: bardzo mi zależało na jej powrocie do zdrowia, żeby móc wrócić do aktywności, sportu i podjąć się pracy, w której większość czasu byłabym na nogach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby się na to zobojętnić trzeba długo cierpieć, i długo "brać" i to wcale nie jest takie fajne, bo zobojętnia się nie tylko na swoje "jazdy" tylko na wszystko inne co nas otacza.

 

Nigdy nie wkręcałem sobie chorób, zaczęło się od bycia długo w toksycznym związku, i durnymi opowiesciami mojej ex, a kiedyś byłem wrażliwym człowiekiem. Dziś jestem taki, że to wszystko bym wyśmiał, gdy widzę tą osobę, nic mnie nie rusza, jestem w stanie się zaśmiać prosto w twarz. Ma to swoje plusy i minusy.. Minusy sa takie, że chciałbym sobie poszukać kobiety, niemniej jednak ciężko przy takim zobojętnieniu. Plusy są takie, że głowe mam wolną od blachych spraw, jednakże stary nawyk w głowie został, i jeszcze długo będę płacił za swoje dobre serce przemieszane z głupotą.

 

u mnie doszly ciąge bóle brzucha które potęgowały depresje i natrętne myśli, dziś boli jeszcze, czasem bardziej, czasem nie, ale już mi to wisi..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Don Kamillo, a może związek był rodzajem "spustu", który tylko przyspieszył pewien proces a nie go wywołał?

 

-- 20 czerwca 2015, o 18:05 --

 

KoalaLala, 15 lat walki. Brałem różne leki, Esci chyba jednak najmniejsze uboki ma. Jak dla mnie..

 

a po jakim czasie brania esci zwiększasz do 20 mg? i ile już dni jesteś na 20? skutki uboczne przy zwiększaniu leku takie same jak przy wprowadzaniu?

 

7 dni 5mg, 4 dni 10mg, 6 dni 15mg i od 3 dni 20mg.

Jak na razie to zwiększanie dawki powoduje większy lęk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie miałem żadnych problemów psychicznych, żyłem normalnie. Potem dałem się zaszczuć od początku, zmanipulować i na plecy wziąłem potęzny krzyz w postaci durnych opowiesci które wywołały u mnie potężną depresję, natręctwa myślowe, lęki i ciągły ból brzucha. każdego dnia musiałem z tym żyć, i się hamować żeby nie wyparzyć. Zamiast tym pierdolnąć, zostałem zaszczuty, i nie wiedziałem jak z tym skończyć. Po 8 miesiącach brania paro skończyłem. Ulzyło mi. Nauczyłem się rozmawiać z ludźmi, niemniej jednak ostatni czas raczej spędzony samotnie. Nie miałem doświadczenia jak postępować z takimi ludźmi. Dziś mam. Od razu zlewam, olewam. Kiedyś nie miałem i przyszło zapłacić mi za to potężną cene. Bo wszystko się wywróciło do góry nogami.

 

Reasumując, wiem dobrze, że gdyby nie to, że trafiłem na osobę zdeczka nienormalną (po fakcie dowiedziałem się od postronnych ludzi jaki to był człowiek), nie było by AŻ takich powikłań psychicznych, gdyby dała mi odejść bez problemu, to znalazłbym szczęście w innych ramionach. Szczucie innych na mnie, rozpowiadanie pierdół na mój temat. Dziś.

 

Dziś mam to w dupie i idę dalej.

 

Nie chcę się wgłebiać w ten temat, bo dziś jestem wolny od tego, ale ta opowieść jest długa i bolesna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Don Kamillo, do mnie to trafia. Na poziomie intelektualnym. Rozumiem to i Ci bardzo współczuję. Nie mniej lata z chorobą nauczyły mnie jednego: zazwyczaj jest inaczej niż nam się wydaje gł. na poziomie uczuć i emocji. Ciebie ktoś nie zmienił, nie ma takiej siły. Wywołał pewne reakcje poprzez nieodpowiednie zachowanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdaje sobie z tego sprawe, jedynie doświadczenie mnie nauczyło, żeby nie wkręcać się jak śruba.. od początku, bo gówno z takich ludzi wypływa po czasie.. potrafią udawać, pozować, ja nie potrafiłem, nie potrafiłem udawać przez somatyczne objawy. Psychotropy spłyciły moje emocje, dlatego nie podchodze już do wszystkiego z taką spiną.. Chciałem być idealny, długo mi się udawało, dopóki nie zacząłem opadać z sił, i brać paro, potem miałem już wylane na to wszystko.

 

Wzrosła mi pewność siebie to na pewno... ale też zabarykadowałem się w domu od kiedy skonczyłem szkołe, czas się gdzieś wyrwać, za 2 tyg wesele, 3tyg będą na Seronilu, więc może w końcu poczuję się względnie normalnie bez tych beznadziejnych natręctw, które długim czasem obierały mnie z siły.. na początku były jej opowiesci, potem posypało się WSZYSTKO.

 

Ale w sumie ciesze się ze jestem tutaj dalej, to jest największa wygrana i cud, że przez cały czas dawałem rady sam, bo nikt kto nie przezył nie zrozumie, sama teoria na studiach, czy ogólnikach zasłyszanych od ludzi to nie wszystko. Ktoś kto nie chorował, nie zrozumie tego jak się czuje chory, jakie emocje nim targają, jakie problemy w nim siedzą, i co w ogóle w nim siedzi - tego zapewne nie zrozumieją, bo często sam chory nie wie co w nim siedzi, wiem po sobie.. Chociaż to wszystko błache, wymyślone przez skrzywiony umysł. Niestety :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie miałem żadnych problemów psychicznych, żyłem normalnie. Potem dałem się zaszczuć od początku, zmanipulować i na plecy wziąłem potęzny krzyz w postaci durnych opowiesci które wywołały u mnie potężną depresję, natręctwa myślowe, lęki i ciągły ból brzucha. każdego dnia musiałem z tym żyć, i się hamować żeby nie wyparzyć. Zamiast tym pierdolnąć, zostałem zaszczuty, i nie wiedziałem jak z tym skończyć. Po 8 miesiącach brania paro skończyłem. Ulzyło mi. Nauczyłem się rozmawiać z ludźmi, niemniej jednak ostatni czas raczej spędzony samotnie. Nie miałem doświadczenia jak postępować z takimi ludźmi. Dziś mam. Od razu zlewam, olewam. Kiedyś nie miałem i przyszło zapłacić mi za to potężną cene. Bo wszystko się wywróciło do góry nogami.

 

Reasumując, wiem dobrze, że gdyby nie to, że trafiłem na osobę zdeczka nienormalną (po fakcie dowiedziałem się od postronnych ludzi jaki to był człowiek), nie było by AŻ takich powikłań psychicznych, gdyby dała mi odejść bez problemu, to znalazłbym szczęście w innych ramionach. Szczucie innych na mnie, rozpowiadanie pierdół na mój temat. Dziś.

 

Dziś mam to w dupie i idę dalej.

 

Nie chcę się wgłebiać w ten temat, bo dziś jestem wolny od tego, ale ta opowieść jest długa i bolesna.

 

rozumiem, rozumiem, każdy ma jakąś spieprzoną historię. kurde, oboje jesteśmy bardzo młodzi a utknęliśmy w gównie. masz jakieś sposoby na wyciąganie się z tego chociaż chwilowe, jakieś odrywanie się ? mi się zdarzają 'lepsze' dni, wtedy odczuwam leciutką ulgę, spada mi poziom odczuwania stresu (śmieję się, że tego dnia nie idę na egzamin z życia, na który nic nie umiem, a na zwykłe kolokwium), nie budzę się aż tak przerażona i od razu chodzi mi się łatwiej, a w głowie jakieś przyjemne 'bzdurki' się pojawiają i myśli, że wszystko bedzie dobrze. mam wtedy siłę zrobić więcej, wyjść do miasta na dobry obiad, zadzwonić do znajomych. takie dni mam raz na tydzień, dwa. po nich jeszcze dzień, dwa jest w miarę, jestem trochę doładowana, ale wyładowuje się i znowu jest taki gównodzień jak dzisiaj - płacz, lęk, beznadzieja. i zmuszam się też do spacerów, 30-40 minut 'z wyboru' mogę przejść przy lekko obniżonym stresie, ale wtedy idę sama, z mamą albo kimś z najbliższych przyjaciół przed którymi się nie wstydzę braku koncentracji, nieskładnych zdań, potrzeby zmiany tempa itd. to też tylko po parku, spokojnym osiedlu, bo na ruchliwej ulicy albo w centrum handlowym panika rośnie jakby duża ilość bodźców źle na mnie działała. takie spacery mnie trochę też doładowują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KoalaLala, mój sposób na życie teraz to przede wszystkim pasja. Realizuje się w niej i rozwijam. Ogólem staram się ciągle czymś zajmować. Pasja ma 50/50 z proszkami, bo w najgorszych momentach mogłem się wyrwać do garażu i kminić nad projektem.

 

Ogólem nie można się poddawać. Znaleźć kogoś kto bezinteresownie będzie chciał pomóc (ciężko, jeszcze nie znalazłem, ostatnia była taka jedna, to najpierw chciała mi pomagać, a jak jej uświadomiłem że nie będzie happy love story, to się jej odwidziało, toteż teraz idę sam, mam tam jakiś znajomych, ale podchodze do tego z dystansem). U mnie bezsenność niestety też jest męcząca, ale jakoś staram się to wszystko przetrwać, i powoli się poprawia, zobaczymy za jakieś 2 - 3 tygodnie. benzo tylko doraźnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niemal każdego dnia przeglądam forum czytając różne historie i aż dziw bierze, jak wiele osób łączą tu różne życiowe historie.

Co do tego czy ktoś może czy nie może nas zmienić - toksyczny związek/osoba potrafi człowieka zniszczyć, wypalić i sponiewierać. Niestety sama się o tym przekonałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój jest w jakimś dziwnym zawieszeniu ;) Chcę znów być sobą, bawić się, śmiać, mieć super pracę, zwiedzać świat ale... ta jędza (depresja) skutecznie ciągnie mnie na dno. Niby dzięki lekom już po 2 tygodniach byłam nie do poznania ale ja tego tak nie czuję. Nie do końca. Czuję się jedynie przyjemnie znieczulona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×