Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wybaczcie, muszę.


DonRigoberto

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

nie wiem po co piszę tego posta, prawdopodobnie nikt go nie przeczyta, i w sumie nie zależy mi na tym specjalnie. Chyba muszę to z siebie wyrzucić gdzieś w eter, bo nigdy nie czułem się tak samotny jak teraz.

Nikdy jsem nebyl tak sám jako teď.

 

Leczę się na depresję od roku. Pierwszy poważny epizod miałem we wrześniu 2008, mimo że teoretycznie życie mi się układało. Wiadomo jak to jest - najpierw dwa miesiące zastanawiania się o co w ogóle chodzi, później wizyta u psychiatry, leki. I poważne załamanie, praktycznie cały zeszły listopad i grudzień przeleżałem w łóżku, marnując sobie życie do cna. W lutym i marcu zresztą lepiej nie było.

Cóż, dzięki kilku ludziom jakoś tamten rok nauki przebrnąłem, pozdawałem wszystko (to nic, że jeszcze w sierpniu) i stanąłem na nogi. Miesiące wakacyjne, choć i tak najgorsze w moim życiu, były całkiem wesołe, miałem wystarczająco dużo siły, by się za siebie zabrać.

 

Aż przyszedł wrzesień, a wraz z nim - moje największe życiowe rozczarowanie. Jak to zawsze bywa - miłość. Rozpadł mi się związek z którym wiązałem wszystkie nadzieje, wszystkie uczucia, wszystkie plany na przyszłość. Po prostu - nie kocha, więc odchodzi.

Spotkało mnie takie coś drugi raz w życiu, z tym, że za pierwszym razem w grę wchodziła zdrada, a samo rozstanie tworzyło się w bólach przez dwa miesiące, było więc łatwiej to znieść - paradoksalnie. Sytuacja sprzed dwóch tygodni jest straszniejsza, bo nagła, niespodziewana i moim zdaniem bardzo niesprawiedliwa.

 

Bogatszy o doświadczenia z zeszłego roku, staram się nie poddawać i walczyć ile tylko sił w cielsku. Wypełniałem do tej pory swoje obowiązki (z pewnymi uchybieniami spowodowanymi gorszym dniem, ale zawsze), starałem się rozwijać fizycznie i umysłowo. Ale w ten weekend przyszedł chyba kryzys.

 

Siedzę więc, owładnięty chyba wszystkimi możliwymi negatywnymi uczuciami możliwymi na świecie i robię z siebie kompletnego debila. Pisząc tego posta choćby, lub, jak to miało miejsce wczoraj - przedawkowując antydepresanty (Edronax), co zbyt mądrym pomysłem nie jest.

 

Ogarnia mnie poczucie totalnej samotności. Samotności i pogorszenia kontaktów z ludźmi dokoła, od własnej rodziny począwszy. Utraciłem większość moich zainteresowań, nic mnie tak naprawdę nie pociąga. Dochodzi do mnie jak ponure jest moje życie, że ostatni raz prawdziwą radość poczułem 15 sierpnia, w moje urodziny, gdy dostałem od ukochanej osoby moją karykaturę (obecnie rysunek spoczywa gdzieś w najdalszym kącie domu, schowany zapobiegliwie przez moją matkę, po rozpadzie związku).

 

Staram się jeszcze walczyć ostatkiem sił i zachować twarz choćby przed samym sobą, ale już praktycznie to nie wychodzi. Nie mam już sił.

Nie chcę też wykorzystywać mojego otoczenia. Mam wrażenie, że i tak mają ze mną dość ciężko.

 

Wybaczcie, musiałem napisać. Nie wiem po co, ale tonący brzytwy się chwyta, może takie internetowe wygadanie się w czymś pomoże.

 

Pozdrowienia.

Don Rigoberto

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj.

 

Według mnie nie chwytasz się brzytwy, tylko szukasz pomocy, a to już dobrze o Tobie świadczy. Cierpisz- więc to cierpienie musi gdzieś znaleźć ujście. Możliwe, że zapadasz znowu na depresję, sama niestety nie wiem, co robić, kiedy to wraca (a choróbsko ma skłonność do nawrotów), bo do mnie też w tym roku wróciło po dwóch latach. Dwa lata temu przełamałam się i napisałam coś na tym forum i pewna osoba je czytająca bardzo mi wtedy pomogła. Nie wyrzucaj więc sobie, że tu napisałeś. Dobrze zrobiłeś. :) Chcesz pogadać-> wal śmiało. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej z całej Twojej wypowiedzi uderzyło mnie zdanie o przedawkowaniu leków. Pewnie dlatego, że ja sama niecały rok temu zrobiłam podobnie ... Bardzo tego żałuję, to był głupie posunięcie ale stało się. Staram się cały czas sobie powtarzać, że przeszłość się jedynie akceptuje a buduje teraźniejszość i przyszłość. To przykre, że posuwamy się do takich metod ulżenia sobie sprowokowani przez tę drugą osobę. Ja również zrobiłam to przez swojego ówczesnego partnera (mam nawet trudność w nazwaniu go ex ... ;( ) I naprawdę ubolewam, że musiał o tym wiedzieć i na to patrzeć ... Upadłam przy Nim tak nisko.

 

Pisz DonRigoberto to naprawdę pomaga, czasem czujes rozładowanie, czasem bloga ulgę, czasem łzy, które pozwalają zasnąć i obudzić się nowonarodzonym. Każdemu z nas ta "wirtualna rozmowa" pomaga inaczej ale zawsze pomaga. Jesteś wśród swoich możesz więc czuć się bezpiecznie.

 

Pozdrawiam i życzę spokojnych snów każdemu zaglądającemu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam bardzo, w sumie naprawdę mi pomogło to internetowe wygadanie się. No i Wasze odpowiedzi, rzecz jasna.

Z dnia na dzień lepiej nie będzie, ale chodzi mi głównie o odzyskanie choć woli walki. Na dzień dzisiejszy chyba nawet się udało!

 

Co do przedawkowania leków - to nie była próba samobójcza, samobójstwo uważam za ucieczkę przed życiem, chodziło po prostu o nafaszerowanie się chemią, żeby doraźnie pomogło.

Oczywiście nie pomogło.

 

Dziękuję Wam jeszcze raz, póki co złapałem trochę woli walki, więc do dzieła :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam ten bol...pod koniec zeszlego roku mialem to samo, na poczatku owszem bylo ciezko.Na wszystko trzeba czasu, oswoisz sie z mysla, ze juz nie jestes ze swoja partnerka, zobojetniejesz na to i sie dostosujesz do nowej sytuacji...zawsze tak jest i im wczesniej nauczysz sie "wylaczac" uczucia, tym mniej bedzie bolalo.Najgorsze jest na poczatku to, ze musisz zmienic dotychczasowe przyzwyczajenia, ze np codziennie widywales sie z dziewczyna, ze np jakis serial zawsze ogladales z nia itp...bedziesz musial nauczyc sie spedzac czas samemu.Zajmuj sobie czas jak tylko sie da, nie pozwalaj sobie na to, zebys sie nudzil i staraj sie nie miec czasu na rozmyslania.Ja praktycznie 2-3 miesiace po rozstaniu mialem wyjete z zyciorysu...non stop alkohol, kluby, imprezy i przypadkowo poznane dziewczyny.Nie mowie, ze jest to dobre wyjscie, bo z perspektywy czasu stwierdzam, ze to raczej nieciekawe rozwiazanie, ale wazne zeby wlasnie cos robic a nie siedziec i uzalac sie nad soba.Moze porozgladaj sie za jakimis nowymi zajeciami, ja np. pare miesiecy temu zainteresowalem sie sportami ekstremalnymi i powiem, ze wysoki poziom adrenaliny doslownie uzaleznia ;) ...daje mi to takiego kopa i tak ogromna pozytywna moc, ze nie jestem w stanie zadreczac sie nawet najwiekszym dolem i wtedy wiem, ze moge wszystko.Moze Ty znajdziesz cos innego co Cie pochlonie, mi to akurat bardzo pomoglo i pomimo tego, ze czasem zdarza mi sie miec zly humor, to zdarza sie to zdecydowanie rzadziej, a zamiast tego dostalem ogromna pewnosc siebie i znowu powrocila mi radosc czerpana z zycia.

 

Nie lam sie, kazdy przechodzil w zyciu trudne sytuacje w sprawach sercowych, dobrze ze o tym napisales, bo wygadanie sie tez pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy trafne jest to, co zauważyłam, ale ludzie skłonni do depresji/nerwicy są po prostu...bardzo wrażliwi. Jak ja, Ty i większość tutaj, na forach. Nie wiem, czy to wada czy może błogosławieństwo, bo przecież jesteśmy tacy uczuciowi i wszystkim przejmujemy się 100 razy mocniej. Do czasu, kiedy to staje się obsesją i uprzykrza życie.

Ja w tym roku przechodziłam już dwa rozstania (z tym samym chłopakiem, bez obaw :lol: ) i dwa powroty, dużo było płaczu i zgrzytania zębami, w tym też między innymi doszukuję się powstania mojej nerwicy/depresji, choć z chłopakiem znów razem jest nam dobrze.

Póki nie ma fizycznych dolegliwości - tylko się cieszyć. Ja pod względem fizycznym czuję się jak wrak i wymyślam sobie sto chorób, za czym poszedł stan mojej psychiki.

Trzeba jakoś trzymać się w kupie i sobie radzić, w końcu my wszyscy wiemy, co znaczy ten stan.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej,

wiem że nie rychło w czas ;), ale mam teraz dokładnie podobny problem (3 miesiąc wegetacji, antydepresanty od 2 tyg). Jak sobie z tym poradziłeś? Od wrześnie troche minęło czasu (tylko 3 mies wczesniej od mojego rozstania), ciekawi mnie jak się trzymasz.

pozd

P.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×