Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam już dość ciągłego kłamania na temat mojej sytuacji. Zaczynam przez to unikać ludzi


robertina

Rekomendowane odpowiedzi

Zawsze możesz oglądać film na raty 🙂

 

Da się – to jest efekt zapewniania sobie natychmiastowych gratyfikacji i jeśli ograniczysz lub wyeliminujesz te gratyfikacje, to w dłuższej perspektywie mózg wróci do normy. Układ nagrody będzie przez jakiś czas niedostymulowany i dzięki temu stopniowo z powrotem zwiększy sobie czułość.

 

Tylko to oznacza m.in. rezygnację z przeglądania rolek. Jak prowadzisz bloga na Instagramie to OK, ale scrollowanie rolek robi ci krzywdę. Jeśli potrafisz to zrobić bez całkowitego odejścia z Instagrama, to dobrze. Jeśli nie, to może być to poświęcenie, które będzie niezbędne.

 

Ja miałem na Facebooku swoje grupy, bardzo źle mi było odchodzić i je zostawiać. Ale wiedziałem, że nie jestem w stanie ograniczyć się do wchodzenia na grupę raz na jakiś czas, przeglądania postów, i wyłączania FB. Próbowałem. To było albo wszystko albo nic. Więc wybrałem całkowitą deaktywację konta. Patrząc wstecz, absolutnie tego nie żałuję, nawet jeśli niektórych znajomości mi szkoda. Ale to jest taki sam żal, jaki ma alkoholik, gdy przestaje pić i traci znajomych od kieliszka. Coś za coś.

 

Pierwszy miesiąc był okropny, samotność mnie po prostu zabijała. Ale przeżyłem, teraz czuję się o wiele lepiej i nigdy w życiu bym tego nie wrócił. Tak naprawdę dopiero teraz, z perspektywy, zdaję sobie sprawę, jak szkodliwe to dla mnie było. A to niby tylko głupia stronka, nie?

 

Co do cukru – no cóż, to jest to uzależnienie, którego nie udało mi się zwalczyć. Tzn. udało, na jakieś półtora miesiąca. Wziąłem się za siebie, przeszedłem na dietę ketogeniczną, schudłem 15 kg, czułem się lepiej (choć okres przejściowy był okropny, tak jak mówisz – senność, rozdrażnienie, mózg domagał się węglowodanów, których nie dostawał), nie miałem takich skoków energii połączonych z jej spadkami. Poziom energii był po prostu stabilny.

 

Tylko chyba jak już sobie udowodniłem, że potrafię, to motywacja mi spadła i zacząłem podjadać słodycze. A jeden batonik oznaczał, że zjedzenie drugiego będzie łatwiejsze. I szybko wszystko wróciło do stanu sprzed diety.

 

Nie jestem z tym szczęśliwy, cały czas staram się ograniczać słodycze, no ale – jestem tylko człowiekiem. Nie obwiniam się za niepowodzenia. Może jeszcze kiedyś odstawię słodycze na dobre. Mój problem polega na tym, że to jest albo wszystko albo nic. Nie ma, że jeden batonik na tydzień, czy dziennie. Albo zero, albo tracę kontrolę. A dieta ketogeniczna jest bardzo restrykcyjna, co było i pomocą (wiedziałem, że nie mogę oszukiwać, bo wyjdę z ketozy i wszystko szlag trafi) i przekleństwem (nie mogłem jeść wielu rzeczy, które lubiłem – to nie tylko słodycze, w keto chodzi o przerzucenie organizmu na pobieranie energii z ketonów, więc bardzo mocno ograniczasz węglowodany).

 

U Ciebie z Instagramem może być podobnie.

19 minut temu, robertina napisał(a):

A uzależnienie od bezcukrowych gazowanych napojów, to mnie chyba w końcu wykończy.

Czemu cię wykończy? Masz jakieś objawy ze strony organizmu z ich powodu?

Edytowane przez Cień latającej wiewiórki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Zawsze możesz oglądać film na raty 🙂

 

Da się – to jest efekt zapewniania sobie natychmiastowych gratyfikacji i jeśli ograniczysz lub wyeliminujesz te gratyfikacje, to w dłuższej perspektywie mózg wróci do normy. Układ nagrody będzie przez jakiś czas niedostymulowany i dzięki temu stopniowo z powrotem zwiększy sobie czułość.

 

Tylko to oznacza m.in. rezygnację z przeglądania rolek. Jak prowadzisz bloga na Instagramie to OK, ale scrollowanie rolek robi ci krzywdę. Jeśli potrafisz to zrobić bez całkowitego odejścia z Instagrama, to dobrze. Jeśli nie, to może być to poświęcenie, które będzie niezbędne.

 

Ja miałem na Facebooku swoje grupy, bardzo źle mi było odchodzić i je zostawiać. Ale wiedziałem, że nie jestem w stanie ograniczyć się do wchodzenia na grupę raz na jakiś czas, przeglądania postów, i wyłączania FB. Próbowałem. To było albo wszystko albo nic. Więc wybrałem całkowitą deaktywację konta. Patrząc wstecz, absolutnie tego nie żałuję, nawet jeśli niektórych znajomości mi szkoda. Ale to jest taki sam żal, jaki ma alkoholik, gdy przestaje pić i traci znajomych od kieliszka. Coś za coś.

 

Pierwszy miesiąc był okropny, samotność mnie po prostu zabijała. Ale przeżyłem, teraz czuję się o wiele lepiej i nigdy w życiu bym tego nie wrócił. Tak naprawdę dopiero teraz, z perspektywy, zdaję sobie sprawę, jak szkodliwe to dla mnie było. A to niby tylko głupia stronka, nie?

 

Co do cukru – no cóż, to jest to uzależnienie, którego nie udało mi się zwalczyć. Tzn. udało, na jakieś półtora miesiąca. Wziąłem się za siebie, przeszedłem na dietę ketogeniczną, schudłem 15 kg, czułem się lepiej (choć okres przejściowy był okropny, tak jak mówisz – senność, rozdrażnienie, mózg domagał się węglowodanów, których nie dostawał), nie miałem takich skoków energii połączonych z jej spadkami. Poziom energii był po prostu stabilny.

 

Tylko chyba jak już sobie udowodniłem, że potrafię, to motywacja mi spadła i zacząłem podjadać słodycze. A jeden batonik oznaczał, że zjedzenie drugiego będzie łatwiejsze. I szybko wszystko wróciło do stanu sprzed diety.

 

Nie jestem z tym szczęśliwy, cały czas staram się ograniczać słodycze, no ale – jestem tylko człowiekiem. Nie obwiniam się za niepowodzenia. Może jeszcze kiedyś odstawię słodycze na dobre. Mój problem polega na tym, że to jest albo wszystko albo nic. Nie ma, że jeden batonik na tydzień, czy dziennie. Albo zero, albo tracę kontrolę. A dieta ketogeniczna jest bardzo restrykcyjna, co było i pomocą (wiedziałem, że nie mogę oszukiwać, bo wyjdę z ketozy i wszystko szlag trafi) i przekleństwem (nie mogłem jeść wielu rzeczy, które lubiłem – to nie tylko słodycze, w keto chodzi o przerzucenie organizmu na pobieranie energii z ketonów, więc bardzo mocno ograniczasz węglowodany).

 

U Ciebie z Instagramem może być podobnie.

Czemu cię wykończy? Masz jakieś objawy ze strony organizmu z ich powodu?

 

Tak, ciągłe wzdęcia no i podobno te napoje są rakotwórcze, więc się tego obawiam, ale po prostu nie umiem ich nie pić.

 

No, ja z facebooka korzystam tylko do grup genealogicznych i nigdy tam nie scrolluję, bo za dużo tam dla mnie postów zawierających wiadomości. Tutaj jestem w stanie po prostu sprawdzić te grupy co trzeci dzień i wylogować się na resztę czasu. Instagram scrolluję też tylko, jeśli mam telefon. Bez telefonu albo wstawiam posty, albo z kimś piszę. Nie daruję tego. Z moimi przyjaciółkami znam się prawie 15 lat. Jeżeli wylogowałabym się z internetu oznaczałoby to przymusową, już całkowitą izolację od świata, gdzie jedynymi ludźmi, z którymi mogłabym porozmawiać byliby moi rodzice. Ja naprawdę mam WIELKIE trudności w nawiązywaniu relacji w realu i ten internet mnie ratuje. Tj. ze scollowaniem instagramu nie będzie problemu, jeśli pozbędę się telefonu. Trochę mi tylko żal tych uroczych filmików z małymi kotami albo pieskami, bo one były niesamowicie przyjemne do oglądania. Gorszą sprawą był youtube na komputerze - w sumie spędziłam pół roku dzień w dzień oglądając jak ludzie jedzą obfite posiłki, albo grają w gry przy tym mlaskając (a ja nawet nie lubię grać w gry). Już jakiś czas temu powiedziałam temu "dość" i zasubskrybowała chyba ze 100 kanałów z wartościowymi treściami. Tyle, że teraz siedzę na tym youtube i z kolei je oglądam. No i z deszczu pod rynnę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

Osobiście, nie mam za bardzo ambicji, żeby zdobywać wiedzę, raczej wyjść z nerwicy a potem iść do jakiekolwiek pracy

 

Dlaczego nie pójdziesz do pracy teraz? Same jej poszukiwania mogą trwać długo. Kiedy miałam podobne problemy i fobię społeczną - trzęsły mi się ręce, jąkałam się, ciągle płakałam i miałam często bolesne biegunki ze stresu, to poszłam pracować do maka i problem zniknął. Terapie szokowe są często skuteczniejsze niż wieloletnie rozmowy w gabinecie.

 

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

Chciałam się też spróbować nauczyć jakiegoś języka, ale nie mogę się zdecydować na jakiś konkretny i też nie wiem jak to ugryźć samodzielnie. Czekam aż pojawi się w moim życiu ktoś, kto mi doradzi, jak zacząć.

 

Ja, żeby nauczyć się języków obcych, stworzyłam bloga (prywatnego) na Bloggerze, gdzie każdy interesujący mnie język ma swoją stronę, a na niej moduły np.: Moduł 1. Alfabet i podstawowe zwroty, Moduł 2. Zaimki i spójniki. W każdym module zapisuję również jakiś nowy czasownik i krótki przykład dialogowy. Na razie mam tylko kilka modułów z hiszpańskiego, nie jestem w tym regularna, często mi się nie chce, ale przynajmniej raz w tygodniu trzeba do tego usiąść, jak do lekcji, wytrwać w dyscyplinie, żeby móc potem (pięknie) mówić nie tylko w rodzimym języku.

Co do samego języka, jaki wybrać, to ja się kierowałam tym, czego uczyłam się w szkole - hiszpańskiego i francuskiego. Byłam bardzo dobra z tych dwóch języków, są do siebie podobne, ale lata ich nieużywania przyczyniły się do ich zapomnienia, niestety. Chciałabym również przynajmniej trochę rozumieć japoński, chiński i wietnamski.

 

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

Co do czynności domowych - robię w miarę możliwości, bo ja też nie radzę sobie z nimi. Np. teraz umyła podłogę i tylko zadałam chorej Mamie więcej pracy, bo rozwłóczyłam śmieci po całej podłodze zamiast je sprzątnąć z jednego miejsca (mam słaby wzrok i nie widzę ich z pozycji stojącej, więc sprzątam na oślep) i teraz musi po mnie poprawiać, ale tak, że ma dwa razy więcej pracy, bo te śmieci przykleiły się do mokrej podłogi i musi je ręcznikiem papierowym na kolanach odrywać. Tak jest ze wszystkim, jak zmywam, też zostawiam resztki jedzenia na brzegach talerzy. I też marnuję wodę, płyn do naczyń, itd.

 

Skoro to wszystko wiesz i widzisz, jak dokładasz pracy mamie, to dlaczego nie spróbujesz sprzątać poprawnie? Nie śpiesz się z tym, nie zostawiaj resztek jedzenia na brzegach talerzy, może zmień sposób ich mycia, żeby się nie pomylić następnym razem np.: opłucz najpierw wszystko z resztek jedzenia, wyłącz wodę, przemyj wszystko dokładnie płynem do naczyń i płucz naczynie po naczyniu, zwracając uwagę na każde czy nie jest jeszcze brudne.

 

Co do głównego tematu tego wątku - masz przyjaciółki od 15 lat, więc chyba nie jest tak źle u Ciebie z relacjami. Tutaj wypowiadasz się w sposób zrozumiały, sympatyczny, błyskotliwy, więc wystarczy, żebyś w nowopoznanych relacjach nie kierowała rozmowy na swoją chorobę, jak przedmówcy zauważyli, a wszystko powinno pójść jak po maśle, chyba że inne rzeczy po drodze poróżnią, zdarza się. Bądź autentyczna, ludzie to lubią. Może będą jakieś forumowe zloty albo propozycje ciekawych festynów na instagramie - chwytaj okazję, wybierz się, zaproś przyjaciółki. A jeśli chodzi o uzależnienie od scrollowania, to sama się z tym niekiedy borykam i jak tylko źle się z tym poczuję, to od razu odrzucam telefon jakby mnie parzył. Żadne blokady, limity czasowe nie pomagały, tylko przeanalizowanie sobie tego w głowie i odpowiednia reakcja. Od czasu do czasu to nic złego poleżeć sobie trochę i poscrollować, byle to nie przejęło każdego naszego dnia w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

 

Dlaczego nie pójdziesz do pracy teraz? Same jej poszukiwania mogą trwać długo. Kiedy miałam podobne problemy i fobię społeczną - trzęsły mi się ręce, jąkałam się, ciągle płakałam i miałam często bolesne biegunki ze stresu, to poszłam pracować do maka i problem zniknął. Terapie szokowe są często skuteczniejsze niż wieloletnie rozmowy w gabinecie.

 

Niestety, nie jestem w stanie pracować. Mam w ogóle formalnie stwierdzoną niezdolność do pracy. Ja nawet do szkoły nie chodziłam, bo nie byłam w stanie - miałam nauczanie domowe, póki to było możliwe a, kiedy przestało być, to i przestałam się uczyć. I od tej pory leżę w domu.

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

Ja, żeby nauczyć się języków obcych, stworzyłam bloga (prywatnego) na Bloggerze, gdzie każdy interesujący mnie język ma swoją stronę, a na niej moduły np.: Moduł 1. Alfabet i podstawowe zwroty, Moduł 2. Zaimki i spójniki. W każdym module zapisuję również jakiś nowy czasownik i krótki przykład dialogowy. Na razie mam tylko kilka modułów z hiszpańskiego, nie jestem w tym regularna, często mi się nie chce, ale przynajmniej raz w tygodniu trzeba do tego usiąść, jak do lekcji, wytrwać w dyscyplinie, żeby móc potem (pięknie) mówić nie tylko w rodzimym języku.

Co do samego języka, jaki wybrać, to ja się kierowałam tym, czego uczyłam się w szkole - hiszpańskiego i francuskiego. Byłam bardzo dobra z tych dwóch języków, są do siebie podobne, ale lata ich nieużywania przyczyniły się do ich zapomnienia, niestety. Chciałabym również przynajmniej trochę rozumieć japoński, chiński i wietnamski. 

 

No to ja miałam w szkole angielski, francuski i niemiecki. Tak myślałam właśnie, żeby najpierw iść w tę stronę, ale próbuję się uczyć angielskiego od 10 lat i nadal nie rozumiem prawie nic ze słuchu - to mnie bardzo frustruje. Miałam jakiś czas temu pomysł, żeby uczyć się języków słowiańskich i one mi szły lepiej (ze słuchu rozumiem wszystkie albo prawie wszystkie słowa). Ale czuję, że to zainteresowanie nie jest dziś dla mnie dobre. Chciałam na początek spróbować z niemieckim, ale za nic nie przychodzi mi do głowy, jak to ugryźć i od czego zacząć.

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

Skoro to wszystko wiesz i widzisz, jak dokładasz pracy mamie, to dlaczego nie spróbujesz sprzątać poprawnie? Nie śpiesz się z tym, nie zostawiaj resztek jedzenia na brzegach talerzy, może zmień sposób ich mycia, żeby się nie pomylić następnym razem np.: opłucz najpierw wszystko z resztek jedzenia, wyłącz wodę, przemyj wszystko dokładnie płynem do naczyń i płucz naczynie po naczyniu, zwracając uwagę na każde czy nie jest jeszcze brudne.

 

Nie wiem sama, ale ja ledwie sobie radzę z takimi czynnościami, leci mi wszystko z rąk, jak dziecku. Robienie czegokolwiek w domu to jest dla mnie wielki stres - muszę mieć dosłownie oczy dookoła głowy, jakbym była w lesie bez broni, bo inaczej bym wszystko poniszczyła. Nie mam zasobów jeszcze na dokładność. Za każdym razem jest gorzej - bo robię to coraz bardziej na siłę i coraz bardziej mnie stresuje i wyczerpuje zasoby psychiczne - i robię coraz mniej dokładnie, byle szybciej skończyć. To błędne koło. 

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

Co do głównego tematu tego wątku - masz przyjaciółki od 15 lat, więc chyba nie jest tak źle u Ciebie z relacjami. Tutaj wypowiadasz się w sposób zrozumiały, sympatyczny, błyskotliwy, więc wystarczy, żebyś w nowopoznanych relacjach nie kierowała rozmowy na swoją chorobę, jak przedmówcy zauważyli, a wszystko powinno pójść jak po maśle, chyba że inne rzeczy po drodze poróżnią, zdarza się. Bądź autentyczna, ludzie to lubią. Może będą jakieś forumowe zloty albo propozycje ciekawych festynów na instagramie - chwytaj okazję, wybierz się, zaproś przyjaciółki.

 

 

Ja nie wychodzę samodzielnie a poza tym, na zlot trzeba byłoby pojechać. A moja główna choroba to silna emetofobia, która w połączeniu z lekooporną chorobą lokomocyjną sprawia, że ostatnio przebywałam w jakimkolwiek pojeździe we wczesnej podstawówce. Gdybym ja była w stanie pojechać na zlot, to bym nie była na tej stronie, bo by to znaczyło, że jestem już zdrowa. Ja od 20 lat nie opuściłam swojego osiedla. No i, ja chcę utrzymać wszystkie znajomości w internecie - spotykanie się w realu jest dla mnie skrajnie wyczerpujące, bo mam wybór - albo skrajnie się pilnować i uważać na dosłownie każdy swój ruch i słowo albo usłyszeć "leczysz się psychiatrycznie?" Mam mnóstwo kompulsji, które robię nieświadomie i z zewnątrz to naprawdę nieciekawie wygląda. Poza tym, nie znam określeń typowych dla mojego wieku, bo nie byłam z rówieśnikami (a jeśli byłam to wyłącznie, jako wykluczona ofiara przemocy) i ze stresu włącza mi się slang typowy dla lat 50, który znam ze starych książek i rozmów ludzi dookoła mnie. Nie do końca wiem, kiedy jest moja kolej na wypowiedź w rozmowie i zwykle po prostu się nie odzywam, kiedy jest ze mną więcej, niż jedna osoba, bo zaraz jest mi zarzucane, że przerywam. Więc, chcę mieć kontakty tylko przez internet. 

 

1 godzinę temu, avesen napisał(a):

A jeśli chodzi o uzależnienie od scrollowania, to sama się z tym niekiedy borykam i jak tylko źle się z tym poczuję, to od razu odrzucam telefon jakby mnie parzył. Żadne blokady, limity czasowe nie pomagały, tylko przeanalizowanie sobie tego w głowie i odpowiednia reakcja. Od czasu do czasu to nic złego poleżeć sobie trochę i poscrollować, byle to nie przejęło każdego naszego dnia w życiu.

 

No właśnie. Jak nie ma się nic do roboty to tak się to kończy. Wiesz, ja myślę, że mogę mieć niedobór witaminy D przez to, że nie wychodzę i stąd może moje osłabienie. Gdybym miała więcej siły fizycznej, to pewnie bym i miała motywację. Ale chyba rzeczywiście, muszę przestać w końcu scrollować. Nie sądziłam, że to przez to nie mogę się skupić, ale może tak być...

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, robertina napisał(a):

Niestety, nie jestem w stanie pracować. Mam w ogóle formalnie stwierdzoną niezdolność do pracy.

 

Założyłam, że możesz pracować, skoro napisałaś:

 

4 godziny temu, robertina napisał(a):

nie mam za bardzo ambicji, żeby zdobywać wiedzę, raczej wyjść z nerwicy a potem iść do jakiekolwiek pracy

 

38 minut temu, robertina napisał(a):

Chciałam na początek spróbować z niemieckim, ale za nic nie przychodzi mi do głowy, jak to ugryźć i od czego zacząć.

 

Od wpisania w wyszukiwarkę "german learn free" albo "nauka niemieckiego za darmo". Wyskoczyło mi dużo stron z darmowymi materiałami, zresztą podczas nauki będziesz szukała kolejnych na bieżąco, będziesz chciała się więcej dowiadywać, więc wszystko znajdziesz. Wiem, że najtrudniej jest cokolwiek zacząć, ale jak już się usiądzie z zamiarem zrobienia tego, to wyjdzie samo, będzie powoli się kształtowało, aż przybierze formę, która będzie nam odpowiadała. Tak usiadłam do nauki hiszpańskiego - najpierw wyszukałam kilka blogów, stron z materiałami do nauki języka, podesłał mi kilka również ChatGPT i z każdego zapisywałam najważniejsze rzeczy, zaczynając od alfabetu, wymowy każdej litery, później powitań, pożegnań, liczb i wszystkiego po kolei co było w tych moich znalezionych materiałach. A tam gdzie czegoś nie było, a mnie ciekawiło, znajdywałam w innych. 

 

50 minut temu, robertina napisał(a):

Nie wiem sama, ale ja ledwie sobie radzę z takimi czynnościami, leci mi wszystko z rąk, jak dziecku. Robienie czegokolwiek w domu to jest dla mnie wielki stres - muszę mieć dosłownie oczy dookoła głowy, jakbym była w lesie bez broni, bo inaczej bym wszystko poniszczyła.

 

Krzyczy ktoś na ciebie w domu albo krytykuje co robisz, dlatego tak się czujesz? Wykonywanie czynności domowych nie powinno być stresujące, bo niby dlaczego - to tylko zajmowanie się rzeczami, których używaliśmy. Podejrzewam, że czynności domowe kojarzą ci się niemiło, czy ktoś wtedy stoi nad tobą?

 

59 minut temu, robertina napisał(a):

No i, ja chcę utrzymać wszystkie znajomości w internecie

 

Ponownie założyłam inaczej, bo napisałaś o wielkich trudnościach w nawiązywaniu relacji w realu. To nie było tematu o zlotach. Niektórzy chcą tylko internetowych znajomości i to jest w porządku, rozumiem to w pełni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

51 minut temu, robertina napisał(a):

Ja nie wychodzę samodzielnie

Ale to przez nerwicę i zmęczenie? A jakbyś miała wyjść przed swój dom, żeby usiąść na jakiejś ławce, pospacerować przy klatce, dookoła bloku? Potem dojść do jakiegoś sklepu, wejść do sklepu? Przejechać jeden przystanek autobusem w dwie strony? Stopniowo przekraczać te granice z kimś lub samemu? Trudno będzie pokonać zmęczenie bez jakiejkolwiek aktywności. Chyba że ma ono inne podłoże. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, robertina napisał(a):

Nie mówiłam o tym terapeutce, bo mamy ważniejsze sprawy do pracy a lekarz odmawia ze mną wszelkiej rozmowy od chyba 2-3 lat

 

11 godzin temu, robertina napisał(a):

Ja w sumie, można powiedzieć lekarza nie mam.

To dlaczego nie poszukasz pomocy u kogoś innego?

 

W dniu 13.07.2025 o 22:41, robertina napisał(a):

Ale ja serio już się tak zapętliłam, że nie wiem, jak z tego wyjść i organizm reaguje lękiem na zmiany, bo w tej bezczynności czuje się bezpiecznie.

 

 

W dniu 13.07.2025 o 22:41, robertina napisał(a):

Czy mogłabym prosić o jakieś konkretne rady, bo to wasze "rusz się", brzmi jak flagowe "weź się w garść" powiedziane do osoby z depresją.

Zmiany bolą. Terapia czasami boli, bardzo. Czasami wracałam z terapia płacząc całą drogę. Od terapeuty usłyszałam kiedyś że to jest jak rozszarpywanie ciała. Jeśli nie jesteś na to gotowa to trzeba to po prostu uszanować. Czy jeśli ktoś powiedziałby ci co robić to zrobiłabyś to..., gdybyś dostała listę zadań do wykonania, czy jednak powiedziałabym że nie dasz rady. Każdy musi sam podjąć decyzję. Życie czasami boli, bardzo. Robię coś pomimo tego że cię przeraża boli. Czasami płakałam z bezsilności bo obsesję i kompulsje mnie wykończały ale coś innego było ważniejsze od nich, np. to żeby nie nawalić w pracy. Ja często też nie daje rady, robię różne rzeczy tylko dlatego że mam OCD, ale staram się nie zawalić przy tym życia. Czy jest idealnie, absolutnie, czasami po prostu jest. Nie pokazuje na zewnątrz tego jak wielki lek mam w sobie. Gdy od czasu do czasu poświęcę temu sesje i opowiem czego boje się w codzienności terapeuta podsumowuje to mówiąc, że to przerażające, że się znęcam nad sobą. Jakby rozpisać to na czynniki pierwsze to każda pierdoła jest dla mnie zagrożeniem, ale nie zamknę się w pokoju albo jeszcze lepiej na łóżku, owszem zdarzają mi się takie dni, ale wtedy np. mam wolne w pracy, może i czuję po niewielkiej link oporu ale żyje. Mieszkam sama to wymusza na mnie ogarnięcie różnych rzeczy

 Wiele razy płakałam bo codzienność mnie przerosła, a to w pracy usłyszałam, że jestem do niczego,a to coś tam. Człowiek z czasem się uodparnia, początki są trudne.

8 godzin temu, robertina napisał(a):

Co do czynności domowych - robię w miarę możliwości, bo ja też nie radzę sobie z nimi. Np. teraz umyła podłogę i tylko zadałam chorej Mamie więcej pracy, bo rozwłóczyłam śmieci po całej podłodze zamiast je sprzątnąć z jednego miejsca (mam słaby wzrok i nie widzę ich z pozycji stojącej, więc sprzątam na oślep) i teraz musi po mnie poprawiać, ale tak, że ma dwa razy więcej pracy, bo te śmieci przykleiły się do mokrej podłogi i musi je ręcznikiem papierowym na kolanach odrywać. Tak jest ze wszystkim, jak zmywam, też zostawiam resztki jedzenia na brzegach talerzy. I też marnuję wodę, płyn do naczyń, itd. 

Nosisz okulary? Dlaczego musi poprawiać, świat się zawalił jak podłoga będzie niedokładnie umyta?

Często słyszysz, że czego się nie dotkniesz to robisz to źle?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, avesen napisał(a):

 

Założyłam, że możesz pracować, skoro napisałaś:

 

 

Jak wyjdę z nerwicy to będę mogła. Nie byłoby powodu, żebym nie pracowała będąc zdrowa. 

 

19 godzin temu, avesen napisał(a):

Od wpisania w wyszukiwarkę "german learn free" albo "nauka niemieckiego za darmo". Wyskoczyło mi dużo stron z darmowymi materiałami, zresztą podczas nauki będziesz szukała kolejnych na bieżąco, będziesz chciała się więcej dowiadywać, więc wszystko znajdziesz. Wiem, że najtrudniej jest cokolwiek zacząć, ale jak już się usiądzie z zamiarem zrobienia tego, to wyjdzie samo, będzie powoli się kształtowało, aż przybierze formę, która będzie nam odpowiadała. Tak usiadłam do nauki hiszpańskiego - najpierw wyszukałam kilka blogów, stron z materiałami do nauki języka, podesłał mi kilka również ChatGPT i z każdego zapisywałam najważniejsze rzeczy, zaczynając od alfabetu, wymowy każdej litery, później powitań, pożegnań, liczb i wszystkiego po kolei co było w tych moich znalezionych materiałach. A tam gdzie czegoś nie było, a mnie ciekawiło, znajdywałam w innych. 

 

W sumie nawet niezły pomysł, gdybym tylko umiała utrzymać jakieś zajęcie na dłużej. Miałam jakiś czas ochotę nauczyć się wszystkich alfabetów, jakie istnieją/istniały - zrezygnowałam po jednym wieczorze i kilku literach z pierwszego, bo następnego dnia miałam zaostrzenie nerwicy jelit i nie mogłam. 

 

19 godzin temu, avesen napisał(a):

Krzyczy ktoś na ciebie w domu albo krytykuje co robisz, dlatego tak się czujesz? Wykonywanie czynności domowych nie powinno być stresujące, bo niby dlaczego - to tylko zajmowanie się rzeczami, których używaliśmy. Podejrzewam, że czynności domowe kojarzą ci się niemiło, czy ktoś wtedy stoi nad tobą?


Jak miałby stać, tak cały czas, bez ruchu w pomieszczeniu, kiedy coś robię? Jakiś dziwny pomysł. I czemu ktoś by miał krzyczeć? Raczej właśnie uspokaja, jak płaczę, że znowu schrzaniłam, że muszę jeszcze popracować i potem się uda. Ale tych "potem" to już było chyba ze 20. Ale fakt, do takich podstaw typu wypranie własnej bielizny, czy wyniesienie talerza po jedzeniu mnie zmuszają.

 

19 godzin temu, avesen napisał(a):

Ponownie założyłam inaczej, bo napisałaś o wielkich trudnościach w nawiązywaniu relacji w realu. To nie było tematu o zlotach. Niektórzy chcą tylko internetowych znajomości i to jest w porządku, rozumiem to w pełni.

 

W sumie to chciałabym mieć jedną czy dwie relacje na żywo, ale to raczej związek a nie przyjaźń. Nie stawiam na ilość ale na jakość. A przy moich problemach na żywo nie nawiążę głębokiej i pełnowartościowej relacji.

 

19 godzin temu, zew napisał(a):

Ale to przez nerwicę i zmęczenie? A jakbyś miała wyjść przed swój dom, żeby usiąść na jakiejś ławce, pospacerować przy klatce, dookoła bloku? Potem dojść do jakiegoś sklepu, wejść do sklepu? Przejechać jeden przystanek autobusem w dwie strony? Stopniowo przekraczać te granice z kimś lub samemu? Trudno będzie pokonać zmęczenie bez jakiejkolwiek aktywności. Chyba że ma ono inne podłoże. 

 

To przez emetofobię i nerwicę, którą ona wywołała. Nie wychodzę, bo mogę coś złapać. A poza tym, nie czuję się bezpiecznie poza domem (i to już nerwica), co kończy się atakiem nudności tuż po wyjściu albo jeszcze zanim wyjdę i atakiem fobii - a w takim  wypadku przestaję kontrolować swoje zachowania, krzyczę, pędzę na oślep i robię sobie wstyd przed sąsiadami.
 

19 godzin temu, take napisał(a):

Czyli masz całkowitą niezdolność do pracy i rentę? Masz umiarkowany lub znaczny stopień niepełnosprawności?

 

Ja nie wiem... kwestie prawne załatwia Mama. Mi tak było wstyd tego wszystkiego, że umówiłyśmy się, że nie będzie mi nic mówić, tylko po prostu załatwi, co trzeba. 

 

16 godzin temu, bei napisał(a):

 

To dlaczego nie poszukasz pomocy u kogoś innego?

 

 

Żeby poszukać pomocy u kogoś innego musiałabym pojechać, bo w okolicy nie ma innych lekarzy. A, gdybym mogła pojechać to by znaczyło, że nie mam fobii, czyli byłabym wyleczona i nie potrzebowała lekarza. Więc w skrócie - musiałabym się wyleczyć, żeby zmienić lekarza. 

 

16 godzin temu, bei napisał(a):

Zmiany bolą. Terapia czasami boli, bardzo. Czasami wracałam z terapia płacząc całą drogę. Od terapeuty usłyszałam kiedyś że to jest jak rozszarpywanie ciała. Jeśli nie jesteś na to gotowa to trzeba to po prostu uszanować. Czy jeśli ktoś powiedziałby ci co robić to zrobiłabyś to..., gdybyś dostała listę zadań do wykonania, czy jednak powiedziałabym że nie dasz rady. Każdy musi sam podjąć decyzję. Życie czasami boli, bardzo. Robię coś pomimo tego że cię przeraża boli. Czasami płakałam z bezsilności bo obsesję i kompulsje mnie wykończały ale coś innego było ważniejsze od nich, np. to żeby nie nawalić w pracy. Ja często też nie daje rady, robię różne rzeczy tylko dlatego że mam OCD, ale staram się nie zawalić przy tym życia. Czy jest idealnie, absolutnie, czasami po prostu jest. Nie pokazuje na zewnątrz tego jak wielki lek mam w sobie. Gdy od czasu do czasu poświęcę temu sesje i opowiem czego boje się w codzienności terapeuta podsumowuje to mówiąc, że to przerażające, że się znęcam nad sobą. Jakby rozpisać to na czynniki pierwsze to każda pierdoła jest dla mnie zagrożeniem, ale nie zamknę się w pokoju albo jeszcze lepiej na łóżku, owszem zdarzają mi się takie dni, ale wtedy np. mam wolne w pracy, może i czuję po niewielkiej link oporu ale żyje. Mieszkam sama to wymusza na mnie ogarnięcie różnych rzeczy

 Wiele razy płakałam bo codzienność mnie przerosła, a to w pracy usłyszałam, że jestem do niczego,a to coś tam. Człowiek z czasem się uodparnia, początki są trudne.

 

Ja też mam chyba OCD, ale lekkie. Kiedyś było gorzej. Na szczęście udało mi się samej ograniczyć rytuały do, może trzech dziennie. Wyleczyć się muszę, bo rodzice są coraz starsi i niedługo nie będzie się miał kto mną zająć. No i ja bardzo chcę z tego wyjść, bo od prawie 30 lat jestem więźniem w swoim domu, co jest dla mnie koszmarem. Robię to, co psycholog każe, aktywnie uczestniczę w terapii i potem długo o każdej sesji rozmyślam i wyciągam wnioski. Czy to wystarczy?

 

16 godzin temu, bei napisał(a):

Nosisz okulary? Dlaczego musi poprawiać, świat się zawalił jak podłoga będzie niedokładnie umyta?

Często słyszysz, że czego się nie dotkniesz to robisz to źle?

 

 

Proszę, nie przerzucajcie winy ma moich rodziców, bo winna jest tutaj nerwica a nie to, że oczekują podstaw. Gdyby nie oczekiwali, do tej pory by mnie pewnie kąpali i ścielili mi łózko. A podłoga musiała być umyta, bo mieli przyjść goście a była usiana czarnymi plamami ze śmieci i wyglądało to koszmarnie. Okulary powinnam nosić, ale czuję się w nich tak skrajnie niekomfortowo i tak dziwnie w nich widzę, że mam atak paniki 5 minut po założeniu. No i, niestety, nie grzeszę urodą a okulary powodują, że wyglądam jeszcze gorzej.

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.07.2025 o 17:32, avesen napisał(a):

Terapie szokowe są często skuteczniejsze niż wieloletnie rozmowy w gabinecie.

Dopiero przeczytałem, jakoś mi to wcześniej umknęło.

 

Czasem są, a czasem wprost przeciwnie. U mnie taka „terapia szokowa” (choć nie w temacie pracy) zrobiła mi tylko większą krzywdę.

 

Jeśli ktoś chce i jest w stanie skoczyć na głęboką wodę i jeśli mu to pomoże to super, ale czasem skutek będzie przeciwny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.07.2025 o 16:06, robertina napisał(a):

W sumie nawet niezły pomysł, gdybym tylko umiała utrzymać jakieś zajęcie na dłużej. Miałam jakiś czas ochotę nauczyć się wszystkich alfabetów, jakie istnieją/istniały - zrezygnowałam po jednym wieczorze i kilku literach z pierwszego, bo następnego dnia miałam zaostrzenie nerwicy jelit i nie mogłam. 

Myslisz że e objawy miałaś przez próbę nauki. Przeciez nie musisz sie uczyc wtedy gdy jest bardzo źle jesli nie jestes wtedy w stanie. Ale czy nie moglabys spróbować robic cos bardziej pozytecznego np. wtedy gdy scrolujesz? 

W dniu 15.07.2025 o 16:06, robertina napisał(a):

Żeby poszukać pomocy u kogoś innego musiałabym pojechać, bo w okolicy nie ma innych lekarzy

Sa jeszcze telefony.

5 godzin temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Czasem są, a czasem wprost przeciwnie. U mnie taka „terapia szokowa” (choć nie w temacie pracy) zrobiła mi tylko większą krzywdę

U mnie "terapia szokowa" tez nie zadzialala. Zdarzylo mi sie próbować na sile przerwać objawy ot tak i to się potem raczej konczylo ich nasileniem. Teraz raczej wybieram metodę "krok po kroku".

 

5 godzin temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Jeśli ktoś chce i jest w stanie skoczyć na głęboką wodę i jeśli mu to pomoże to super, ale czasem skutek będzie przeciwny.

Organizm może nie pozwolić skoczyć na gleboka wodę i po prosu zadziałają mechanizmy obronne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.07.2025 o 23:07, bei napisał(a):

Gdy od czasu do czasu poświęcę temu sesje i opowiem czego boje się w codzienności terapeuta podsumowuje to mówiąc, że to przerażające, że się znęcam nad sobą. Jakby rozpisać to na czynniki pierwsze to każda pierdoła jest dla mnie zagrożeniem

Do takiego poziomu nigdy nie doszedłem w sesjach terapeutycznych, a coś takiego dałoby mi do myślenia. Nigdy nie mogłem się otworzyć podczas bezpośredniej rozmowy, zawsze słyszałem, że mówię bardzo enigmatycznie, częściowo na pewno z powodu odczuwanego lęku i kończyło się na skrobaniu różnych tematów bardzo powiechrzownie, z czego nawet za bardzo nic nie pamiętam i wychodziłem z pokoju głównie z pustką w głowie i dużą ulgą, że to już koniec. Po prostu nie dało się niczego ze mną nizcego przepracować, pamiętam jedynie gdy dochodziłem do wczesnych wspomnień z dzieciństwa terapeuta okazywał dużą empatię i wsparcie emocjonalne podczas wypowiedzi, co na chwilę odrobinę uchylalo szczelnie pozamykane furtki do mojej głowy, ale one chwilę później się zamykały jakby pod wpływem wichury. Było mi bardzo ciężko to przezwyciężyć i ostatecznie moja terapeutka ze mnie zrezygnowała co było dla mnie swego rodzaju ciosem bo ja lubiłem i sam zrezygnowałem z psychoterapii bo było to dla mnie zwyczajnie niezwykle trudne i wyczerpujące.

Pamiętam, że gdy kolejna terapeutka próbowała do mnie dotrzeć, kończyło się na rozmowie o kotach i co do nich czuję, oraz polacała mi nieustanie maine coona (naprawdę duże domowe koty). Nie ukrywam

 

Godzinę temu, bei napisał(a):

Teraz raczej wybieram metodę "krok po kroku"

Dobry pomysł, chociaż nie potrafiłem go utrzymać przy życiu zapewne przez problemy z pamięcią spowodowane jak się domyślam wieloletnim nadużywaniem benzodiazepin, jak i pewne innych substancji o których skutkach nie wiem do dziś

 

W dniu 14.07.2025 o 19:06, robertina napisał(a):

próbuję się uczyć angielskiego od 10 lat i nadal nie rozumiem prawie nic ze słuchu - to mnie bardzo frustruje

Kiedyś w latach '00+ grałem na ps1 uparcie w jedną anglojęzyczną grę (Final Fantasy IX, której soundtack nauczyłem się potem grać na pianinie, jak i sama gra miała dla mnie ogromną wartość emocjonalną), która potem okazała się kluczem do opanowania języka. Podczas rozpoczęcia nauki angielskiego okazało się, że wiedzę podstawową z nie wyjaśnionych wtedy przyczyn miałem wówczas w małym palcu i dostawałem ciągle same czwórki i piątki bez wkładania żadnego wysiłku w naukę, podczas gry reszta grupy klasowej kaleczyła ten język okrutnie. Pamiętam, że byłem wtedy z siebie bardzo zadowolony 🙂

 

W dniu 15.07.2025 o 16:06, robertina napisał(a):

Okulary powinnam nosić, ale czuję się w nich tak skrajnie niekomfortowo i tak dziwnie w nich widzę, że mam atak paniki 5 minut po założeniu. No i, niestety, nie grzeszę urodą a okulary powodują, że wyglądam jeszcze gorzej

Okulary nie służą na pierwszym miejscu komfortowi i estetyczności wyglądu, a raczej efektywności i funkcjonalności w użytkowaniu. Jeśli dzięki nim mogła być znacznie lepiej wykonywać codziennie czynności potem nie odczuwać związanej z nimi frustracji, czy złości, to warto się jednak do nich przekonać.

Edytowane przez Fobic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Fobic napisał(a):

Nigdy nie mogłem się otworzyć podczas bezpośredniej rozmowy, zawsze słyszałem, że mówię bardzo enigmatycznie, częściowo na pewno z powodu odczuwanego lęku i kończyło się na skrobaniu różnych tematów bardzo powiechrzownie, z czego nawet za bardzo nic nie pamiętam i wychodziłem z pokoju głównie z pustką w głowie i dużą ulgą, że to już koniec. Po prostu nie dało się niczego ze mną nizcego przepracować, pamiętam jedynie gdy dochodziłem do wczesnych wspomnień z dzieciństwa terapeuta okazywał dużą empatię i wsparcie emocjonalne podczas wypowiedzi, co na chwilę odrobinę uchylalo szczelnie pozamykane furtki do mojej głowy, ale one chwilę później się zamykały jakby pod wpływem wichury. Było mi bardzo ciężko to przezwyciężyć i ostatecznie moja terapeutka ze mnie zrezygnowała co było dla mnie swego rodzaju ciosem bo ja lubiłem i sam zrezygnowałem z psychoterapii bo było to dla mnie zwyczajnie niezwykle trudne i wyczerpujące

Czasami po prostu nie jesteśmy gotowi by coś przepracować. Moją metoda na to jest to że mówię o tym że się boje, mówienie o czymś jest dla mnie trudem, itd. W ten sposób trochę oswajam te emocje. Myślę że dużo też zależy od tego czy uważamy że osoba siedząca przed nami jest gotowa wysłuchać tego co powiemy. Mój obecny terapeuta daje mi takie poczucie. Nie martwię się tym, że on sobie z czymś nie poradzi, że nie będzie wiedział jak się zachować, daje mi poczucie bezpieczeństwa, a ja mogę skupić się na sobie.

 

W dniu 14.07.2025 o 19:06, robertina napisał(a):

Tak myślałam właśnie, żeby najpierw iść w tę stronę, ale próbuję się uczyć angielskiego od 10 lat i nadal nie rozumiem prawie nic ze słuchu - to mnie bardzo frustruje.

To nie jest raczej nic wyjątkowego, myślę, że mój poziom po 10 latach był podobny. Jak chcesz zacząć rozumieć ze słuchu to zacznij od słuchania tekstu z poziomu A1. Ja zaczynałam od historii z rysunkami i tekstem na YT. To musi być coś prostego, żebyś miała frajdę z tego, że rozumiesz. Z czasem będziesz mogła zwiększyć poziom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.07.2025 o 07:40, Fobic napisał(a):

Okulary nie służą na pierwszym miejscu komfortowi i estetyczności wyglądu, a raczej efektywności i funkcjonalności w użytkowaniu. Jeśli dzięki nim mogła być znacznie lepiej wykonywać codziennie czynności potem nie odczuwać związanej z nimi frustracji, czy złości, to warto się jednak do nich przekonać.

 

No ja bez okularów widzę wszystko rozmazane i jestem w stanie przeczytać cokolwiek z ekranu dopiero w takim powiększeniu 😆 (krótkowzroczność + astygmatyzm) 

 

Jak kiedyś rozwaliłem i nie miałem zapasowych (od tego zdarzenia zawsze mam) to miałem trudności żeby wyjść z domu i nie wyjebać się na chodniku 😂

 

 

 

IMG_6939.jpeg

Edytowane przez Raccoon

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×