Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaczynam się godzić.


HerShadow

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 16.07.2024 o 22:45, acherontia styx napisał(a):

Eeee, nie przesadzałabym. Ja swego czasu miałam na pieńku z dużą częścią nazwijmy to "zarządu" firmy w której pracuje. Mówiąc na pieńku mam na myśli sytuację, że większość z tych osób najchętniej to wręczyłaby mi wypowiedzenie. Niestety ku ich niezadowoleniu, blokowała to szefowa, a to ona miała decydujący głos. Nie chodziłam na zebrania z zarządem, które były obowiązkowe, ani nic. Oczywiście szefowa powiedziała tym osobom, że to przez nich nie chce przychodzić. Co powiedzieli? W sumie nic. 

Czy nadal najchętniej by mnie wywalili? Chyba już im przeszło z tego co mi kiedyś mówiła szefowa, bo podobno część się już do mnie przekonała, ale w sumie wisi mi to i powiewa.

Wychodzę z założenia, że w pracy nie ma koleżanek, są tylko znajome mordy🙃 robię swoje, a jeśli ktoś ma ze mną jakiś problem, to jest to tylko i wyłącznie jego problem.

 

Nic mnie już w wykonaniu ludzi nie zdziwi. Ja na mojej zapewne "dyscyplinującej" w ich mniemaniu rozmowie, usłyszałam właśnie różne sprzeczne zarzuty. Gdyby nie to, że mimo moich lęków, o wiele mniej sie przejmuję wskazałam im to bardzo szybko. W ogóle chyba nie spodziewały się takiej rozmowy. Były anstawione na coś zupełnie innego. Mimo wszystko przez te wszystkie lata jakaś część mnie zrobiła jakiś progres. Nie wiem tylko, czy to nie jest po prostu etap, kiedy jest mi wszytko jedno. 

Ja mam podobnie z podejściem do relacji w pracy, chociaż wiem, że zdarza się nierzadko nawet, że ludzie wynoszą z niej trwałe znajomości, to serio. Nie wiem jak. Moja żadna nie przetrwała z ostatniego miejsca pracy pomimo, że był potencjał a ja byłam nastawiona na dłuższą znajomość. Ale nie będe też ganiać za ludźmi. 

Swoją drogą jak bardzo nic nie znaczą nawet ludzkie zachowania... aż żal. 

 

 

W dniu 17.07.2024 o 00:20, Voitec76 napisał(a):

W każdej następnej na etacie znajdą się osoby z którymi będzie Ci nie po drodze ,chyba że zostaniesz "szefem wszystkich szefów" 🙂 i to Ty zaczniesz decydować o życiu innych .Jeżeli paroksetyna na Ciebie zadziała z cała swoją siłą to zmienisz świat (bynajmniej ten otaczający Ciebie). 

 

Wystarczy mi, że zostanę własnym. 🙂 Z tą paroksetyną, to tak coś chyba nie bardzo. Jestem w trakcie drugiego opakowania, czyli w połowie 2 mies.  i jakoś tak... nie ma szału. Ale to też chyba nie depresja. Bardziej lękowe tematy, albo faktycznie mam ADHD, czego raczej nie obstawiam, chociaż faktycznie parę rzeczy mogłoby na to wskazywać. Kolejne badanie za miliony monet przede mną.  

 

Na etacie jestem jak sparaliżowana.

Boję się, że mnie wywalą, nawet jak nic się nie dzieje, co by mogło na to wskazywać (aktualny przypadek się nie zalicza akurat do takiej sytuacji). 

Zaczęłam się zastanawiać, że może ja tutaj działam trochę jak toksyczny partner - sama prowokuje sytuacje, które mogłyby do tego doprowadzić a przynajmniej utrwalić ten lęk. 

 

Weźmy na przykład spóźnienia.  Ogólnie w moim przekonaniu 5 czy 10 minut to nie spóźnienie.

To czy ktoś się spóźnia w moim mniemaniu, nie jest moją sprawą, nawet jeżeli pracujemy w zespole.

Dlaczego dorosła osoba ma się tłumaczyć. Ja rozumiem nie przyjście do roboty i nie danie znać, ale 2,3 lub  5 min? Serio? W mojej ocenie, to jest małostkowe, ale dla pracodawcy gratka, aby podręczyć. No ale wiadomo, jak pracodawca tak sobie życzy, to się trzeba dostosować, niezależnie od tego, co się myśli. Ale ja, pomimo że oczywiście mnie stwarzanie takiej sytuacji bardzo stresuje, rujnuje mi nastrój, choć się staram i robię co mogę,  zdarza mi się być te 5 po. 

Nie wynika to z celowości (przynajmniej  świadomej). Tez mi się to nie podoba, a jednak walczę z czasem. 

 

Jak się objawia taki "paraliż"? Już dzień przed pracą, albo nawet dwa, nie jestem w stanie za wiele zrobić. Jakbym miała w sobie mnóstwo kamieni, albo była przywiązana do przyszpilonych do ziemi sznurów z kamieniami. Pranie, to wyzwanie, trening - wyzwanie. Posprzątanie również.  Najbardziej lekko się czuję, kiedy jestem w trakcie zmiany pracy. Skończyłam jedną, ale jeszcze nie zaczęłam drugiej. Do nikogo nie należę. Nikt mnie nie zastrasza. 

To naprawdę osiągnięcie, że daję radę iść. Brzmi to strasznie, ale jak ja mam się czuć, kiedy z jednej strony wszyscy terapeuci chórem twierdzą "bądź dla siebie bardziej wyrozumiała, doceń to, że to duży wysiłek a dałaś radę" ale pracodawcę g...o to obchodzi. Zwłaszcza, że najczęściej o tym nie wie.

U n as jest tak, że za 2 minuty cały zespół zrobi taką zmowę milczenia, ze żałuje się, że się w ogóle tam przyszło, bo ma się być 10 - 20 minut wcześniej i koniec. 

W dniu 17.07.2024 o 00:20, Voitec76 napisał(a):

Pójście "na swoje" to zawsze skok na głęboką wodę, Co masz do stracenia ? Pracę do której nie lubisz chodzić ! . Jak nie wypali to wrócisz na etat, Nie wiem jaka to dziedzina ,ale każda wiąże się z ryzykiem niepowodzenia, bo tego boimy się najbardziej i to nas powstrzymuje. Będziesz przynajmniej miała poczucie że spróbowałaś ,zamiast wiecznego "co by było gdyby" . 

 

Jestem właśnie na etapie powrotu na etat w tym scenariuszu. :(

Z własnym biznesem, to mam podobnie, tylko z klientami.  Nie przewidziałam tego.

Byłam pewna, że moim problemem jest po prostu praca w  warunkach korpo.

Też się boję złej opinii, albo niezadowolenia z usługi. Pomimo tego nawet, że nie mam takich sygnałów. Bardziej jest to praca wspólna, ale relacja zupełnie inna. Mimo to. Lęk trzyma mnie za twarz w zasadzie. Prokastynuję, wpadam w jakieś zamrożenie, organizacja, dyscyplina leżą na łopatkach.  Ostatecznie się wyrabiam, ale już dla swojego biznesu nic, dla rozwoju nic, bo przepaliłam ten czas. Jakiś koszmar. :( Tak się nie zrobi biznesu, bo i na czym?

I lata terapii, leków nic tu nie pomogły. Dlatego teraz jestem już zrezygnowana.

Przestaję mieć nadzieję, że cokolwiek mi jeszcze może pomóc. Jednak poddanie się to wegetacja między dniami pracy a wolnym. 😥

 

Inne obszary za to się sypią - pamięć, koncentracja. 

Mąż - wstaję już chyba tylko dla niego i wytrzymuję w tym miejscu. Dla siebie samej juz mi chyba nie warto. Niewiele mnie trzyma jakoś, tak naprawdę. A zawsze raczej się nie poddawałam, bo miałam nadzieję. Po tylu latach terapii i leczenia bezskutecznego jest jej coraz mniej. 😥

Nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić, żeby się tego całego syfu pozbyć. 😥

Edytowane przez HerShadow

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.07.2024 o 22:31, HerShadow napisał(a):

 

To prawda, ale to powiedzą, że jesteś niedostępny i nie zgrywasz się z zespołem. 

Jak nic, jedynym dla mnie wyjściem jest własna działalność. Bardzo jest to trudne na początku, bo ZUS jest niebotyczny. 

 

Nie chcę schodzić do takiego poziomu. Nawet nie umiem, nie wychodzi mi to. Czuje się paskudnie ze sobą. Jedyne co mi zostaje, to wyrobić sobie jakiś sposób ochrony dopóki muszę tam być, ale  nie umiem nic innego, niż niedostępność i zamrożenie. Oczywiście normalnie rozmawiam, ale na gigantycznym dystansie i tylko o tym, o czym muszę. 

 

Nie pasuję nigdzie. :(

 

@zarr a Ty jak sobie radzisz na co dzień?

Do wczoraj było ok. Ale od wczoraj wróciła nerwica na tle serca. Silne bóle po wysiłku głównie. Nawet miałam EKG wczoraj. Wyszło dobrze. Ciśnienie po wysiłku też dobre. Więc znów nerwica bo te bóle sprawiają że dostaje silnego lęku. Jak odpocznę to przechodzi. Już sama nie wiem co myśleć. Wczoraj weszłam z tym bólem do apteki i już chciałam poprosić żeby wezwano pogotowie. Mam już dość. 😥

W dniu 15.07.2024 o 23:42, HerShadow napisał(a):

@zarr dziękuję ❤️ 

 

Moj dzień był dzisiaj okropny. Co złego to ja, jakbym miała to określić w skrócie.  
Miałam dziś bardzo nieprzyjemną rozmowę, ale jednocześnie widzę swoją zmianę. Nie przejmuje się już tak, co się komu spodoba i nie daje sobą wycierać podłóg. 
 

Nie jestem może super społeczna, ale też nie jestem złośliwa celowo, nie utrudniam, skupiam się na zadaniach i chce je po prostu zrobić. Nie wybielam się jakoś bardzo z tym. Serio, nie mam złej woli, żeby komuś nie pomóc. Wręcz przeciwnie, bo wiem, że to rzutuje na naszą pracę. Ale to nic nie znaczy. A to przecież w sumie o to chodzi w pracy, nie? Żeby pracować, a tymczasem zajmuję się jakimiś dramami z d… zarzutami, tłumaczeniem się z jakichś donosów i mało tego, sama mam donosić. Oczywiście nie wprost to padło. Rzygac się chce. 🤮
 

Usłyszałam zarzuty, które mijały się z prawdą i wiem, że nie chce tam pracować. Zwłaszcza, że jest osoba czy dwie, które mają podobne wrażenie. Ale coraz rzadziej się pojawiają. 
 

Może dlatego, że nie chce brać w tym udziału, jestem tak traktowana? 
Moje Intencje nie mają w ogóle żadnego znaczenia. 🤷‍♀️😢 

 

Nigdy chyba nie nauczę się jak działają relacje. 🤷‍♀️

 

Ojej współczuję bardzo :( czy sytuacja się poprawiła? U mnie w pracy jest inaczej... Czasem widzę jak na mnie patrzą i coś szeptają albo chichoczą pod nosem. 🤦🏽‍♀️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy spóżnienie 5 lub 10 minut to spóźnienie ? TAK to jest spóźnienie.Jaki ma wpływ na otoczenie

czy przebieg zdarzeń ? Spróbuj przyjść na pociąg 10 minut po jego odjeździe...Spóźnienie na

przykład na spotkanie to wyraz braku szacunku do osoby z którą się umawiamy.Notoryczne

spóźnianie to ostentacyjne okazywanie braku szacunku do pracy.Spróbuj przychodzić regularnie 10

min przed,wtedy wytrącasz swoim wrogom oręż z ręki.Mówisz to "tylko 10 minut" ,więc powiedz

sobie wystarczy wstać "tylko " 10 minut wcześniej ,a jednak to "tylko " jak twierdzisz okazuje

się "aż",bo jesteś świadoma ze jednak się spóźniasz i że ma to swoje konsekwencje w postaci

dziwnych spojrzeń zespołu. Połącz kropki,prowokujesz to w pewien sposób .Brzmi brutalnie,ale

życie czasami takie bywa.
Jesteś dobra w tym co robisz ? Jeżeli tak to powinno dawać poczucie pewności siebie.Pewność

siebie pozwala się trochę wyluzować,a wtedy można nawet trochę wpływać na atmosferę wokół

siebie.Nie wiem jaka to dziedzina czy wymaga wiedzy ,sprytu ,siły,refleksu,a może dużo

liczenia,lub "wciskania" czegoś klientom . Bycie słabym w tym co się robi zwiększa lęki o to że

ktoś to zauważy i oceni.A w skrajnym przypadku wypowie umowę.
Prawda jest taka że ocenianie innych jest w naszej naturze nawet jeżeli ktoś twierdzi że tego

nie robi,to oszukuje sam siebie. Piszesz na forum o tych ludziach ,a oni w swoim towarzystwie

mówią "jest u nas taka osoba która..."Mówienie że "po mnie to spływa " też w przytłaczającej

większości jest oszukiwaniem samego siebie.
Ja również szufladkuje ludzi i przypinam im prywatną łatkę ,taką informacje dla siebie jak taką

osobę traktować.Jeżeli mam do czynienia z idiotą to zniżam się do jego poziomu(czasami bywa

trudne) bo poprzeczka jest wysoko ustawiona.Jeżeli to osoba inteligentna,wtedy słucham ze

szczerym zainteresowaniem.Jeżeli wyczuwam w kimś szczerość to odpowiadam szczerością , jeżeli

ktoś ma dużo empatii to bezinteresownie pomagam.We wszystkich przypadkach oprócz pierwszego

mówię ludziom co o nich myślę.
Nie mam doświadczenia w warunkach korpo lub podobnych,być może tam działają inne mechanizmy,ale

podstawy są zawsze takie same,Idiota/inteligentny/szczery/empatyczny.
W sferze zawodowej mam kontakt z ludźmi,często przypadkowymi,Zawsze daje szanse każdemu i

podchodzę z szacunkiem i uśmiechem,daleko posuniętym poczuciem humoru ale wyważonym.Niestety

zdarzają się i to uważam często osoby szorstkie,nijakie,niemiłe pomimo tego że widzimy się

pierwszy raz w życiu.Frustracja tego społeczeństwa chyba nigdy nie była na takim poziomie.Na

Chamstwo i agresję zawsze odpowiadam tym samym tylko ze zdwojoną siłą.Wielu przynosi do pracy

swoje domowe "brudy"'czy życiowe porażki albo miłosne zawody,lub zdrady.

 

Paroksetyna już powinna działać ,no cóż nie na każdego.

 

Piszesz że lata terapii i efektu brak,farmakologia podobnie, wiec już tylko pozostało liczyć na

siebie.Najtrudniej będzie przekonać siebie że to możliwe.Nadal mam chwile gdzie najlepiej jakby

leki za mnie rozwiązały problem,ale tego nie zrobiły i musiałem podnieść czoła i to zrobić sam.Z

paroksetyną było wygodnie,dawała poczucie bezpieczeństwa"brało się byka za rogi" .Dawała dużą

asertywność a to ułatwia życie


 Z terapią nie mam doświadczenia(nigdy nie było na nią czasu) ale czytając to forum odnoszę

wrażenie że jest przereklamowana.

Jak po 8 latach przestała działać paroksetyna,w panice brałem  kolejne leki ale żadne nie

działały,a efekty uboczne były uciążliwe i ta myśl jak żyć "prawdziwym życiem" bez leków.Od

wielu miesięcy jestem "czysty".W szufladzie leży wellbutrim przepisany jakiś rok temu i nawet

nie rozpakowany,przestałem wierzyć że te leki coś leczą.Sporo czasu mi zajęło przekonanie siebie

że moje życie i postępowanie zależy tylko ode mnie a nie od terapeuty czy substancji

chemicznych.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 23.07.2024 o 18:38, zarr napisał(a):

Do wczoraj było ok. Ale od wczoraj wróciła nerwica na tle serca. Silne bóle po wysiłku głównie. Nawet miałam EKG wczoraj. Wyszło dobrze. Ciśnienie po wysiłku też dobre. Więc znów nerwica bo te bóle sprawiają że dostaje silnego lęku. Jak odpocznę to przechodzi. Już sama nie wiem co myśleć. Wczoraj weszłam z tym bólem do apteki i już chciałam poprosić żeby wezwano pogotowie. Mam już dość. 😥

Ojej współczuję bardzo :( czy sytuacja się poprawiła? U mnie w pracy jest inaczej... Czasem widzę jak na mnie patrzą i coś szeptają albo chichoczą pod nosem. 🤦🏽‍♀️

Bardzo jest mi przykro. :( Trochę mnie nie było, ale się u mnie sporo działo - rocznice, choroby, problemy rodzinne. Nie miałam kiedy usiąść na tyłku. 

 

Jak sobie radzisz? 

 

Ja ostatecznie zrezygnowałam z tej pracy. Niechęć do mnie była bardzo dla mnie wyczuwalna. Zachowania przykre, niekoleżeńskie, ale doszłam do tego dlaczego. Bynajmniej nie z powodu spóźnień, ale... czyichś kompleksów. Staram się sobie nie pozwalać na takie myśli, bo wychodzę z założenia, że to niezdrowe dla mnie samej, ale... tym razem mam nadzieję, że karma wraca. Jeszcze tygodnie po odejściu śniła mi się ta robota po nocach. 

 

 

W dniu 2.08.2024 o 00:22, Voitec76 napisał(a):

Czy spóżnienie 5 lub 10 minut to spóźnienie ? TAK to jest spóźnienie.Jaki ma wpływ na otoczenie

czy przebieg zdarzeń ? Spróbuj przyjść na pociąg 10 minut po jego odjeździe...Spóźnienie na

przykład na spotkanie to wyraz braku szacunku do osoby z którą się umawiamy.Notoryczne

spóźnianie to ostentacyjne okazywanie braku szacunku do pracy.Spróbuj przychodzić regularnie 10

min przed,wtedy wytrącasz swoim wrogom oręż z ręki.Mówisz to "tylko 10 minut" ,więc powiedz

sobie wystarczy wstać "tylko " 10 minut wcześniej ,a jednak to "tylko " jak twierdzisz okazuje

się "aż",bo jesteś świadoma ze jednak się spóźniasz i że ma to swoje konsekwencje w postaci

dziwnych spojrzeń zespołu. Połącz kropki,prowokujesz to w pewien sposób .

 

Rozumiem co masz na myśli, jednak jestem żywym przykładem tego, że spóźnienia nie oznaczają braku szacunku.

Nie spóźniałam się nigdy celowo. Nie spóźniałam się też codziennie.

Sama także nie boczyłam się na inną osobę, która się spóźniła.

Uważam to za małostkowe. Sorry, każdy ma jakieś życia i problemy. Nie będę się czepiać o 10 minut obsuwy. Ponadto prawdopodobnie za moje spóźnienia odpowiada... ADHD. Większość innych objawów się zgadza, więc w nowym roku idę na diagnostykę aby to potwierdzić. Próbowałam oczywiście sobie z tym radzić, ale różnie wychodziło. Dlatego też nie jestem pierwsza do boczenia się na ludzi za takie pierdoły, bo dla wielu osiągnięciem jest wstanie z łóżka i przyjście do pracy. Często słyszałam od nowych osób, że lubią być ze mną na zmianie, bo spokojnie tłumaczę i nie wprowadzam niezdrowej atmosfery. 

Jak wyżej napisałam z resztą, okazało się później, że to miejsce było toksyczne a przyczyny tej sytuacji żenujące i wynikające z czyjegoś podłego charakteru i kompleksów.  Ja nie wchodzę w obozy obgadywania siebie nawzajem. Kaman. To jest dopiero brak szacunku.🙄

 

W dniu 2.08.2024 o 00:22, Voitec76 napisał(a):

Piszesz na forum o tych ludziach ,a oni w swoim towarzystwie

mówią "jest u nas taka osoba która..."

 

Przecież nie wymieniam nikogo z imienia i nazwiska. W przeciwieństwie do osób, które obrabiały mi tyłek bez najmniejszego problemu. 🙄 

Co do terapii, też zaczynałam tak myśleć, ale trafiłam na konkretnego terapeutę. W końcu! 

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Czas tak zapieprza... widzę, że ostatni raz pisałam w lipcu. Nie wiem kiedy minęło te pół roku. 

Stan na dziś - rozumiem co się wydarzyło w moim życiu i jaki miało to na mnie wpływ. Ale nie jestem pierwsza do tego, aby spocząć na laurach i uznać "tak już musi być przez to, co mnie spotkało".

Problem polega tylko na tym, że nie ma siły. Mój obecny terapeuta idzie do konkretów.

Ma rację z celem, jaki wskazał, (nie chcę pisać jakim, bo nie chciałabym być ewentualnie rozpoznana), tylko ja nie mam siły. ☹️

Nie mam siły na nowe wyzwania. Jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Rozumiem, że przez lata ciśnięcia do przodu, ucieczki do czegoś, się zwyczajnie one wyczerpały, ale jak je przywrócić? Co najlepsze, to osiągnięcie założonego celu byłoby taki boosterem. A może nie? Może zajechałam się bezpowrotnie? 

 

Próbuję dać sobie czas na wyluzowanie, odpoczynek. Nie pracowanie za wszelką cenę.

Co za uczucie po prostu sobie poczytać książkę. Nieprawdopodobne. 😲

 

Mam niestety też takie poczucie, że już czas minął na wszystko. Jestem po trzydziestce i zawodowo kręcę się w kółko. W dodatku z poziomu rynku pracy na razie mam określone warianty. Z poziomu własnego biznesu, na razie to nie zadziała. Czuję się przegrywem. Kręcę się w kółko i nie mogę odczepić tych cholernych kotwic. 😢

 

Mam cichutką nadzieję, że może spora część moich problemów z działaniem, to ADHD. Jeżeli tak, może będę w gronie osób, na które zapisane leki podziałają. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.12.2024 o 17:08, HerShadow napisał(a):

Bardzo jest mi przykro. :( Trochę mnie nie było, ale się u mnie sporo działo - rocznice, choroby, problemy rodzinne. Nie miałam kiedy usiąść na tyłku. 

 

Jak sobie radzisz? 

 

Ja ostatecznie zrezygnowałam z tej pracy. Niechęć do mnie była bardzo dla mnie wyczuwalna. Zachowania przykre, niekoleżeńskie, ale doszłam do tego dlaczego. Bynajmniej nie z powodu spóźnień, ale... czyichś kompleksów. Staram się sobie nie pozwalać na takie myśli, bo wychodzę z założenia, że to niezdrowe dla mnie samej, ale... tym razem mam nadzieję, że karma wraca. Jeszcze tygodnie po odejściu śniła mi się ta robota po nocach. 

 

 

 

Rozumiem co masz na myśli, jednak jestem żywym przykładem tego, że spóźnienia nie oznaczają braku szacunku.

Nie spóźniałam się nigdy celowo. Nie spóźniałam się też codziennie.

Sama także nie boczyłam się na inną osobę, która się spóźniła.

Uważam to za małostkowe. Sorry, każdy ma jakieś życia i problemy. Nie będę się czepiać o 10 minut obsuwy. Ponadto prawdopodobnie za moje spóźnienia odpowiada... ADHD. Większość innych objawów się zgadza, więc w nowym roku idę na diagnostykę aby to potwierdzić. Próbowałam oczywiście sobie z tym radzić, ale różnie wychodziło. Dlatego też nie jestem pierwsza do boczenia się na ludzi za takie pierdoły, bo dla wielu osiągnięciem jest wstanie z łóżka i przyjście do pracy. Często słyszałam od nowych osób, że lubią być ze mną na zmianie, bo spokojnie tłumaczę i nie wprowadzam niezdrowej atmosfery. 

Jak wyżej napisałam z resztą, okazało się później, że to miejsce było toksyczne a przyczyny tej sytuacji żenujące i wynikające z czyjegoś podłego charakteru i kompleksów.  Ja nie wchodzę w obozy obgadywania siebie nawzajem. Kaman. To jest dopiero brak szacunku.🙄

 

 

Przecież nie wymieniam nikogo z imienia i nazwiska. W przeciwieństwie do osób, które obrabiały mi tyłek bez najmniejszego problemu. 🙄 

Co do terapii, też zaczynałam tak myśleć, ale trafiłam na konkretnego terapeutę. W końcu! 

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Czas tak zapieprza... widzę, że ostatni raz pisałam w lipcu. Nie wiem kiedy minęło te pół roku. 

Stan na dziś - rozumiem co się wydarzyło w moim życiu i jaki miało to na mnie wpływ. Ale nie jestem pierwsza do tego, aby spocząć na laurach i uznać "tak już musi być przez to, co mnie spotkało".

Problem polega tylko na tym, że nie ma siły. Mój obecny terapeuta idzie do konkretów.

Ma rację z celem, jaki wskazał, (nie chcę pisać jakim, bo nie chciałabym być ewentualnie rozpoznana), tylko ja nie mam siły. ☹️

Nie mam siły na nowe wyzwania. Jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Rozumiem, że przez lata ciśnięcia do przodu, ucieczki do czegoś, się zwyczajnie one wyczerpały, ale jak je przywrócić? Co najlepsze, to osiągnięcie założonego celu byłoby taki boosterem. A może nie? Może zajechałam się bezpowrotnie? 

 

Próbuję dać sobie czas na wyluzowanie, odpoczynek. Nie pracowanie za wszelką cenę.

Co za uczucie po prostu sobie poczytać książkę. Nieprawdopodobne. 😲

 

Mam niestety też takie poczucie, że już czas minął na wszystko. Jestem po trzydziestce i zawodowo kręcę się w kółko. W dodatku z poziomu rynku pracy na razie mam określone warianty. Z poziomu własnego biznesu, na razie to nie zadziała. Czuję się przegrywem. Kręcę się w kółko i nie mogę odczepić tych cholernych kotwic. 😢

 

Mam cichutką nadzieję, że może spora część moich problemów z działaniem, to ADHD. Jeżeli tak, może będę w gronie osób, na które zapisane leki podziałają. 

 

Hejka !

Miło że pytasz. 

Odkąd pracuje w godzinach rannych jakoś się wszystko uspokoiło zarówno bóle serca jak i relacje w pracy lepsze.

 

Natomiast co do ciebie to jeśli faktycznie tak wyglądały twoje relacje to dobrze że zrezygnowałaś z tej pracy ale nie jestes przegrywem! 

Są lepsze i gorsze momenty w życiu wierzę że będzie znów lepiej :)) tak jak było u mnie... Owszem może relacje w pracy się poprawiły ale z powodów zdrowotnych specjalista wysyła mnie na rentę (chodzi o choroby stawów a ja mam pracę fizyczną), wolałabym być zdrowa i pracować zresztą przez ostatni 4 lata pracowałam mimo już złej diagnozy ale czułam się jeszcze dobrze. Natomiast od kilku miesięcy czuję się fatalnie, fatalne są też wyniki badań (rezonans kolana, kręgosłupa i RTG). Zobaczymy jak będzie, za kilka dni już oddaje papiery na komisję. 

Trzymam za ciebie kciuki! I jako że jestem osobą wierzącą, będę się są ciebie modliła jeśli sobie tego życzysz. ♥️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 8.12.2024 o 13:33, zarr napisał(a):

Hejka !

Miło że pytasz. 

Odkąd pracuje w godzinach rannych jakoś się wszystko uspokoiło zarówno bóle serca jak i relacje w pracy lepsze.

 

Super, że miałaś szansę na taka modyfikację i ona pomogła. 🙂

 

W dniu 8.12.2024 o 13:33, zarr napisał(a):

Owszem może relacje w pracy się poprawiły ale z powodów zdrowotnych specjalista wysyła mnie na rentę (chodzi o choroby stawów a ja mam pracę fizyczną), wolałabym być zdrowa i pracować zresztą przez ostatni 4 lata pracowałam mimo już złej diagnozy ale czułam się jeszcze dobrze. Natomiast od kilku miesięcy czuję się fatalnie, fatalne są też wyniki badań (rezonans kolana, kręgosłupa i RTG). Zobaczymy jak będzie, za kilka dni już oddaje papiery na komisję. 

 

Ojojoj, to się porobiło. Może będąc na rencie będziesz mogła znaleźć sobie dodatkowe zajęcie mniej obciążające? 

Oby wszystko ułożyło się dobrze dla Ciebie. Będę trzymać kciuki. Jeżeli będziesz miała ochotę, daj znać. 

 

W dniu 8.12.2024 o 13:33, zarr napisał(a):

Trzymam za ciebie kciuki! I jako że jestem osobą wierzącą, będę się są ciebie modliła jeśli sobie tego życzysz. ♥️

 

To bardzo miłe, dziękuję. 🌸❤️ 

Samej mi różnie z wiarą. Myślę, że jeżeli cokolwiek istnieje po naszej śmierci, to raczej będę po wieki w czyśćcu. Nie umiem trzymać się "zasad". Z resztą nie ze wszystkimi się zgadzam. Sądzę, że życie jest bardziej skomplikowane i nie da się 1:1 ich przyłożyć. 

 

Ale będzie mi bardzo miło. Dziękuję. Może tym bardziej modlitwa mi się przyda.😄

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@HerShadow, u mnie wprost lekarz powiedział, i to już drugi z kolei, że nie dla mnie terapia.

Kilka zresztą przerobiłam, i widziałam jedynie manipulacje ze strony psychoteapeutów. Aż rzygać się chciało.

 

Jako ludzie różnimy się i mamy inne priorytety. Ja wiem, że jestem inna i nigdy nie dogadywałam się z ludźmi. Mogłam porozmawiać, ale gdzieś tam wiedziałam, ze bardzo się rożnię. I tak właśnie jest.

Trudno jest się dogadać z ludźmi, skoro pochodzi się  z innej planety. Nie wiem, czy czujesz podobnie, ale ja tak.

Jestem trudna w kontakcie, tak jakbym albo nie zasługiwała na przyjaźń, albo była naznaczona samotnością.

Jeśli myślcie,że w tym momencie bredzę. Okej. Może.

Ale tak właśnie czuję.

I Chyba się powoli godzę  z tym. A  w pracy jestem kimś innym.. Zakładam maskę i robię swoje.

A samotność to moje drugie imię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.12.2024 o 09:20, Verinia napisał(a):

@HerShadow, u mnie wprost lekarz powiedział, i to już drugi z kolei, że nie dla mnie terapia.

Kilka zresztą przerobiłam, i widziałam jedynie manipulacje ze strony psychoteapeutów. Aż rzygać się chciało.

 

Rozumiem Cię doskonale. Ja byłam bliska poddania się i stwierdzenia, że tak już musi być jak jest.

Że tyle lat chodzę na terapię, a problem ciągle jest ten sam i nie bawi mnie wydawanie pieniędzy na coś, co nie działa. 

Chyba dzięki temu mam porównanie. Obecnie mój terapeuta naprawdę podejmuje kroki aby mnie wyprowadzić z tego stanu i nieco ułatwić życie, ale jak pisałam, ja czuję, że nie mam siły już. :(

Czuję się wypompowana i zrezygnowana pomimo, że widzę, iż to wszystko, to jest to, co powinno mieć miejsce na każdej terapii, a nie opowiadanie jak minął mi weekend, tylko konkrety. 

Potrafi mnie naprowadzić, kiedy odruchowo próbuję odejść od wątku, czego mi brakowało, bo nie czułam, że ta osoba naprzeciw da temu radę, jeżeli nie chciała lub nie potrafiła zauważyć, że uciekam.

Może to dziwne, ale dzięki temu czuję się bezpiecznie i chcę zrobić te kroki, ale totalnie nie mam siły.

Nic to. Zobaczymy jak pójdzie dalej. Robię co mogę. 

 

W dniu 11.12.2024 o 09:20, Verinia napisał(a):

Jako ludzie różnimy się i mamy inne priorytety. Ja wiem, że jestem inna i nigdy nie dogadywałam się z ludźmi. Mogłam porozmawiać, ale gdzieś tam wiedziałam, ze bardzo się rożnię. I tak właśnie jest.

Trudno jest się dogadać z ludźmi, skoro pochodzi się  z innej planety. Nie wiem, czy czujesz podobnie, ale ja tak.

Jestem trudna w kontakcie, tak jakbym albo nie zasługiwała na przyjaźń, albo była naznaczona samotnością.

Jeśli myślcie,że w tym momencie bredzę. Okej. Może.

Ale tak właśnie czuję.

I Chyba się powoli godzę  z tym.

 

 

Wg mnie to dobrze, że zaczynasz akceptować swoją inność. To spory ciężar ściąga z Ciebie. Ja już też potrafię bardziej sobie odpuścić, kiedy potrzebuję odpoczynku. 

Bo inaczej jest tak, że próbujesz działać jak większość, mając inne narzędzia.

To się nie może udać. I ja też to dostrzegłam u siebie. W terapii nie chodzi o to, żeby nauczyć się dociągnąć do ogółu, tylko o to, żeby z tym, co się ma funkcjonować bez cierpienia, albo przynajmniej je mocno ograniczyć. 

 

Nie sądzę, że bredzisz. Brzmisz na świadomą osobę i respektującą swoje możliwości. To dobrze. 

Ja mam trudno z ludźmi, kiedy wchodzę w takie towarzystwo jakby przemocowe.

Nie umiem się w tym odnaleźć, więc wypadam na najsłabsze ogniwo i mam przerąbane.

NIe wszędzie taka jest atmosfera, ale nie mam pojęcia czy wtedy po prostu ludzie podświadomie czują, że się ich boję, chociaż na zewnątrz jestem racjonalna i twardo stąpająca po ziemi, to może podświadomość robi swoje. 

Biorąc pod uwagę to, że przez lata byłam szykanowana w grupie, prawdopodobne jest, że coś się odpala w niektórych warunkach. 

 

Przez moje problemy mam też inne spojrzenie na życie. Nie robię dram tam, gdzie ich nie ma. Nie  chce mi się. Nauczyłam się z wiekiem też chyba nie skupiać się na sztucznie wywołanych problemach. Tak, zdecydowanie czuje się wyobcowana i samotna. 

 

Co do maski w pracy, to znam doskonale. Drenuje mnie to bardzo. Nie wiem jak Ty, ale ja przychodzę wypompowana totalnie. To takie uczucie, jakbym zostawiała siebie w domu i wychodziła do pracy. Mój terapeuta to jakoś nazwał, ale nie pamiętam jak. Cieszę się, że te wszystkie rzeczy są jakoś określone. Nie czuję się tak bezradna, bo być może da się jakoś nad nimi zapanować. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj po długiej przerwie, tak krótko na pisze tylko że od kilku miesięcy spóźniam się do pracy właśnie o 10 minut. A wcześniej przez większość życia byłem  zawsze 10 minut "przed". Jestem trochę starszy( piszesz że jesteś po trzydziestce) i chyba dopadło mnie wypalenie zawodowe. Zalogowałem się dzisiaj a dawno tego nie robiłem i powiadomienie odświeżyło mi ten wątek. W moim przypadku potwierdza się tylko zasada "Nigdy nie mów nigdy". Również są przytyki że się spóźniam ale to nie one mnie martwią ,bardziej fakt że zaczęło tak się dziać. Może tak właśnie  jest kiedy ludzie robią to co muszą, a nie to co by chcieli robić zawodowo ,co pozwoliło by być kreatywnym i spełnionym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×