Skocz do zawartości
Nerwica.com

Brak apetytu spowodowany depresją, boję się że umrę z głodu.


Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

Od około miesiąca mam nawrót depresji i ciężkich lęków (zaburzenia depresyjno - lękowe), natręctw, tików, koszmarów sennych i problemów ze snem, czyli wszelkiej maści gówna, przez które moje życie to wegetacja i jedyne co mnie motywuje do ruszenia dupy z łóżka to praca, po pracy jedynie leżę i płaczę. Całe szczęście, że daję radę się jakoś się jeszcze kąpać, ale jak już zaczynam, to trwa to długo, bo przez zasrane rytuały potrafię kąpać się godzinę, bo muszę tyle i tyle razy umyć ręce, potem tyle i tyle razy umyć kurek, bo przecież odkręcałem kurek brudną łapą, potem zabawa jeszcze raz, bo nie pamiętam czy dobrze wykonałem rytuał, dokręcanie kurka kilkanaście razy, przecież to koszmar jest, ale jak tego nie zrobię, to mam w nocy koszmary i nie mogę spać, więc już wolę robić przed samym sobą z siebie idiotę). Jak już przejdę to cholerne mycie się, to od razu się przebieram w koszulkę do spania, bo wiem, że i tak potem nie będę miał na to siły, zwykle wstaję tylko jak zachce mi się do wc.

 

Praca jest moim jedynym ukojeniem w życiu (jakkolwiek to śmiesznie zabrzmi) i jest naprawdę jedyną motywacją do ogarnięcia się, chociaż i tak mi ostatnio gorzej idzie. W sobotę mam imprezę firmową - ostatnią opuściłem, bo nie byłem w stanie zmuszać się tyle godzin do uśmiechu, ale na tą sobotnią idę, bo już w pracy ludzie się pytają, co taki ostatnio jestem nieobecny, że pewnie się zakochałem, śmieszki heheszki, na co ja automatycznie skłamałem, że nie, po prostu mama miała wypadek i ma złamanie otwarte nogi i po pracy prosto jeżdżą do niej jej pomagać i przez to niezbyt jestem w humorze, co oczywiście prawdą nie jest - moja mama jest okazem zdrowia i kilka dni temu z koleżankami weszła na Tarnicę.

 

Do czego zmierzam - przez swój stan od  około miesiąca nie mam apetytu, widzę po ubraniach, że schudłem, wstyd mi, bo kupuję jedzenie po pracy i go nie dokładam, potrafię 2-3 siedzieć nad talerzem głupiej zupy, naprawdę nienawidzę marnować jedzenia. W jeden weekend odwiedziłem rodziców, jakoś tam dałem radę zjeść schabowego z ziemniakami i jak wracałem do siebie, to mama dała mi porcję "na jutro", no nie mogłem odmówić. Na drugi dzień próbowałem zjeść obiad z nadzieją, że to robione "od serca", ale nie dawałem rady, zacząłem się obwiniać, że ona to zrobiła dla mnie, a ja jestem tak okropnym, niewdzięcznym synem, że nawet tego nie potrafię docenić, że przecież ona poświęciła na to czas i wydała pieniądze na składniki. Postawiłem sobie to za punkt honoru i po 4h udało mi się zjeść obiad, po czym zrobiłem zdjęcia pustego talerza i wysłałem mamie smsa z dopisem "dziękuję, było pyszne".  Niestety w przypadku zwykłych obiadów nie mam takich motywacji i po prostu nic nie jem prawie, bo nie daję rady.

 

Do tego wszystkiego wróciły mi objawy ibs, czyli ciągle biegunki na zmianę z zaparciami i wzdęciami, znowu zacząłem brać stoperan, od którego byłem fizycznie uzależniony zanim trafiłem do psychiatry, doszedłem do etapu, że brałem nawet 4 opakowania miesięcznie (czyli około 100 tabletek), bo jedna tabletka przestała na mnie działać.

 

Jak chodzi o tło, to nie mam żadnych traumatycznych wydarzeń na koncie, po prostu ja od dziecka się ciągle czegoś bałem, np. tego ze zemdleję, że złamię nogę, że się czymś zarażę i wiele, wiele innych obsesji, które ciągnęły się za mną od dzieciństwa i ciągną się dalej. Kilka lat temu po maratonie po lekarzach, zrobieniu tysiąca badań i wkręcaniu sobie tysiąca chorób, gastrolog stwierdził, że mam ibs na tle psychicznych i polecił mi pójść do psychologa, którego sam mi polecił (pewnie ktoś z jego rodziny/znajomych) więc poszedłem. Chyba gorzej nie mogłem trafić, babeczka wprawdzie miła, ale przez kilkanaście spotkań wmawiała mi, że "to się nie bierze samo z siebie" tylko na pewno przeżyłem w dzieciństwie jakaś traumę, tylko jej nie pamiętam i każde spotkanie polegało na szukaniu traumy i opowiadaniu o dzieciństwie, które poza moją nerwicą było całkiem udane i wmawianiu mi, że "muszę najpierw siebie poznać". Generalnie to babeczka zamiast pomóc, to tylko pogorszyła mój stan psychiczny i rzuciłem to w cholerę. Nie zraziłem się jednak i znalazłam w internecie tym razem gościa, który od początku mnie zrozumiał. I wszystko fajnie, lubiłem te spotkania, tylko... Nie pomagały. W końcu facet po długim czasie stwierdził, że rzadko to mówi, ale w moim przypadku by mi radził iść z tym też do psychiatry, bo na jego oko to w moim przypadku rzeczywiście nie wygląda na jakieś złe schematy zachowań, tylko po prostu możliwe, że mam naturalnie mniejszą odporność na stres i w takich sytuacjach rzeczywiście więcej daje branie leków, a terapia jest dodatkiem, zwłaszcza że u mnie takie stany przeplatały się z okresami "normalnego" samopoczucia. Odmówiłem, nie chciałem, bałem się różnych dziwnych skutków ubocznych, ale w końcu byłem w tak złym stanie (kwiecień 2021), że poszedłem. Znowu trafiłem na cudownego lekarza (z polecenia psychologa), który pozwolił mi wygadać, wypłakać, nie patrzył oceniająco na to jak nerwowo poprawiam kilkadziesiąt razy koszulę, zrozumiał, że się boję brać prochów, że mam emetofobię i rozpisał mi wszystko tak, że rzeczywiście bardzo łagodnie (bo naczytałem się jakie to piekło jest) przez to przeszedłem, chociaż raz dostałem takich palpitacji serca, że wzywałem pogotowie, oczywiście żadnego zawału nie miałem. 

 

Czas brania prochów wspominam bardzo miło, pełną poprawę odczułem we wrześniu 2021, cały poprzedni rok było cudownie. Poczułem, że wreszcie żyję, a nie wegetuję, byłem na urodzinach znajomego z pracy, odnowiłem znajomość dawnym znajomym i pojechaliśmy razem na wycieczkę rowerową, jadłem, a nawet próbowałem sam uczyć się gotować, ogólnie nawet nie czułem żadnych skutków ubocznych. Raz nawet przeraziłam się, że czuję się "za dobrze" i na wizycie po receptę powiedziałem lekarzowi, że boję się, że to mania i że mam chad i zacząłem mu opowiadać co robię i stwierdził tylko z uśmiechem, że dziwne byłoby gdybym nadal leżał w łóżku i nie jadł, a teraz nareszcie jest jak powinno być.

 

W lutym tego roku zapronował mi zejście z proszków, zgodziłem się z optymistycznym podejściem. Na początku było ciężko, ale w końcu się udało i nawet nie odczułem tego będąc "czysty", przez jakiś czas normalnie funkcjonowałem, ale w połowie czerwca wszystko wróciło i bardzo szybko i ze zdwojoną siłą. Na wizytę do lekarza zapisałem się, ale dopiero na połowę sierpnia, a do innego lekarza iść nie chcę, bo ten mnie już dobrze zna i mam do niego zaufanie. 

 

Muszę tylko jakoś dotrwać, a jest ciężko. Boję się, że umrę z głodu, że rodzice się o tym dowiedzą i się załamią. Nie wiem co mam robić już z tym brakiem apetytu, a tu jeszcze mnie czeka w sobotę impreza firmowa. 

 

Aktualnie mnie boli głowa, bo całe popołudnie płakałem, spać nie mogę i wszystko się wali, nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek jeszcze będę szczęśliwy.

Edytowane przez Dziewięćdziesiąt Cztery

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

Powiem wam, że żałuję tego że przeżyłem tak fajny czas w swoim życiu, bo mam porównanie do tego jak teraz jest beznadziejnie i że "kiedyś to było", to okropnie, okropnie boli.

 

Do tedo mam wrażenie, że zgłupiałem, bo nawet nie jestem w stanie dalej uczuć się gotować, a jeżdżenie na rowerze mnie męczy, a jedyne co daje mi ulgę i pozwoli na chwilę oderwać się od koszmaru (bo przyjemność to za duże słowo w takim stanie), to głupie filmiki na yt albo jakieś durne programy na ttv.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn. nic nie jesz przez cały dzień? 

Z głodu umrzeć chyba nie jest tak łatwo, musiałbyś nie jeść nic przez długi czas. Jak nie możesz jeść to chyba coś więcej niż brak apetytu, bo przecież nawet jak człowiek nie ma apetytu i nie jest głodny to może coś zjeść bo np. chce spróbować jak coś smakuje, albo ktoś go czymś poczęstował,a ty piszesz że nie możesz. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@bei Brak apetytu / jadłowstręt, po prostu mam uczucie ściśniętego żołądka, zwykle staram się zjeść cokolwiek, typu sucha bułka albo cukierek, tylko po to, żeby nie zemdleć z głodu.

 

@postrzeleniec Jak dzwoniłem, to mówiłem, że ja tu stały pacjent jestem i mi się pogorszyło, ale babka z rejestracji powiedziała, że "no ale proszę pana, ja nie mogę komuś odwołać wizyty i wpisać w to miejsce pana", ogólnie te babki z rejestracji okropne są. No ale z drugiej strony po co nam się wpychać na siłę, skoro może ktoś jest w gorszej sytuacji, np. ma myśli s i potrzebuje pilnej wizyty, ja nie lubię się narzucać.

 

@bei Problem jest w tym, że mi jedzenie które mi kiedyś sprawiało przyjemność, już przyjemności nie sprawia, tam samo z wszystkimi innymi rzeczami, tak samo rzeczy które mnie wkurzały (jak np. krzyczącego dziecko sąsiada) stały mi się obojętne. 

 

8 godzin temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

 

W lutym tego roku zapronował mi zejście z proszków, zgodziłem się z optymistycznym podejściem.

 

To wszystko moja wina, bo się zgodziłem. Dlaczego ja to zrobiłem, dlaczego. Miałem wszystko, nie mam nic. 

 

@postrzeleniec Spróbuję może przejść się tam osobiście i poprosić, bo one przez telefon to niezbyt chętne są do pomocy. 

 

@postrzeleniec Poza tym mam za swoje. Popełniłem błąd, a za błędy się płaci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@postrzeleniec Jak dzwoniłem, to mówiłem, że ja tu stały pacjent jestem i mi się pogorszyło, ale babka z rejestracji powiedziała, że "no ale proszę pana, ja nie mogę komuś odwołać wizyty i wpisać w to miejsce pana", ogólnie te babki z rejestracji okropne są. No ale z drugiej strony po co nam się wpychać na siłę, skoro może ktoś jest w gorszej sytuacji, np. ma myśli s i potrzebuje pilnej wizyty, ja nie lubię się narzucać.

Nie chodzi o to aby kogoś przepisywać. Lekarz może zgodzić się przyjąć Ciebie dodatkowo np. po standardowych godzinach w których dyżuruje. To nie jest nic wyjątkowego nadzwyczajnego. Poród w rejestracji, aby przekazali informację Twojemu lekarzowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@postrzeleniec Poza tym mam za swoje. Popełniłem błąd, a za błędy się płaci.

Zrobiłeś wszystko zgodnie z rekomendacją lekarza. Nie ma nic co możesz sobie narzucić. Nie da się w 100% przewidzieć jakie będą konsekwencje odstawienia leków. Spróbuj szybciej dostać się do lekarza 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jesteś zwyczajnie głodny? Czy masz jadłowstręt, albo suchość w ustach?

Jeśli masz umrzeć z głodu, to mirtazapina/mianseryna (sedatywne leki przeciwdepresyjne) mają działanie zwiększające apetyt. Pregabalina (lek przeciwlękowy i przeciwdrgawkowy) również może poprawić apetyt.

Tak samo kwetiapina (lek przeciwpsychotyczny, stosowany również w depresji), po której można jeść bez końca, ale w porównaniu do leków które wymieniłem powyżej, dość mocno "zwarzywia". Może w wersji o przedłużonym uwalnianiu ten efekt jest mniej odczuwalny. Lekarz powinien zresztą o tym wiedzieć. Być może któryś z tych leków już wcześniej brałeś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery
38 minut temu, Fobic napisał(a):

Nie jesteś zwyczajnie głodny? Czy masz jadłowstręt, albo suchość w ustach?

 

Raz na jakiś czas tak, ale i tak jem wtedy bardzo mało, chyba żołądek mi się już skurczył. Ogólnie jem tylko z poczucie obowiązku, żeby nie zdechnąć z głodu, jedzenie normalnych porcji na siłę jest dla mnie męczące, dla mnie wstanie z łóżka do łazienki to wyzwanie, a co do dopiero jedzenie na siłę.

 

47 minut temu, Fobic napisał(a):

Być może któryś z tych leków już wcześniej brałeś.

 

Jeden z nich tak i pomogło, apetyt wrócił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@DEPERS Mogę zapytać, chociaż ja tam się na lekach zbytnio nie znam, w sensie nie siedzę i nie czytam kto jakie bierze, bo i tak każdy reaguje inaczej. Te co miałem poprzednio działały w 100%, więc pewnie da mi to samo. 

 

Poza tym, najpierw muszę wybłagać Grażynę z rejestracji o szybszą wizytę.

 

W pracy (pracuję w korpo) oczywiście ciągle pytania czemu się nie odzywam, czy jestem obrażony, co ja mam im mówić? Najchętniej bym powiedział, żeby mi wszyscy dali spokój, ale jakieś resztki zdrowego rozsądku każą mi tego nie mówić. To udawanie mnie męczy do tego stopnia, że po przyjściu do domu muszę się wypłakać. Niby się mówi, że leżenie w łóżku i płakanie to tylko stereotypy i że tak wcale depresja nie wygląda, ale w moim przypadku tak to właśnie wygląda.

 

Chyba rzucę tą pracę, bo ludzie się nade mną znęcają tymi ciągłymi pytaniami o to co taki smutny jestem. To jest bez sensu. Męczę się przez 8h dziennie udając szczęśliwego, po co mam się męczyć? Odinstalowałem Messengera, nie chcę się nikomu tłumaczyć, niech każdy mi da święty spokój i da mi cierpieć. W sumie co się stanie jak nie będę miał pieniędzy? Nie będzie mnie stać na rachunki, skończę na ulicy i co? Też będę wegetować tylko pod mostem, a przynajmniej nie będę musiał udawać nic przed nikim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@DEPERS Mogę zapytać, chociaż ja tam się na lekach zbytnio nie znam, w sensie nie siedzę i nie czytam kto jakie bierze, bo i tak każdy reaguje inaczej. Te co miałem poprzednio działały w 100%, więc pewnie da mi to samo. 

 

Poza tym, najpierw muszę wybłagać Grażynę z rejestracji o szybszą wizytę.

 

W pracy (pracuję w korpo) oczywiście ciągle pytania czemu się nie odzywam, czy jestem obrażony, co ja mam im mówić? Najchętniej bym powiedział, żeby mi wszyscy dali spokój, ale jakieś resztki zdrowego rozsądku każą mi tego nie mówić. To udawanie mnie męczy do tego stopnia, że po przyjściu do domu muszę się wypłakać. Niby się mówi, że leżenie w łóżku i płakanie to tylko stereotypy i że tak wcale depresja nie wygląda, ale w moim przypadku tak to właśnie wygląda.

Idz do swojego doktorka osobiscie,na pewno cie przyjmie,brak apetytu lub jadłowstręt wystepuje często przy zaburzeniach depresyjno-lekowych.Ja sama to przechodzilam,schudlam w tym okresie 10kg.plus czas na proby wejscia na leki ,kiedy to tez apetytu brak ,az zoladek sciskalo.Teraz nie stety albo stety odzyskalam apetyt i znowu się przytyło 😉takze nie martw sie  tylko zacznij leczenie i znow bedziesz  śmigał i jadl .Mnie w tamtym okresie ratowala Mirtazapina,jadlam tylko wieczorami po jej wzieciu.Takze tez bylo ciezko,na widok jedzenia rankiem zbieralo mnie na wymioty,chocby nie wiem jak smakowicie wygladalo.Zazdroscilam bliskim jak wsuwaja  jajeczniczke a ja blee..A mozna spytac jaki lek brales ktory ci pomagal?trzymaj sie glowa do gory i wbijaj do swojego doktorka.Powodzenia👍

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@DEPERS Mogę zapytać, chociaż ja tam się na lekach zbytnio nie znam, w sensie nie siedzę i nie czytam kto jakie bierze, bo i tak każdy reaguje inaczej. Te co miałem poprzednio działały w 100%, więc pewnie da mi to samo. 

 

Poza tym, najpierw muszę wybłagać Grażynę z rejestracji o szybszą wizytę.

 

W pracy (pracuję w korpo) oczywiście ciągle pytania czemu się nie odzywam, czy jestem obrażony, co ja mam im mówić? Najchętniej bym powiedział, żeby mi wszyscy dali spokój, ale jakieś resztki zdrowego rozsądku każą mi tego nie mówić. To udawanie mnie męczy do tego stopnia, że po przyjściu do domu muszę się wypłakać. Niby się mówi, że leżenie w łóżku i płakanie to tylko stereotypy i że tak wcale depresja nie wygląda, ale w moim przypadku tak to właśnie wygląda.

Zapytaj. Myślę, że jak Ci przepisze to się poprawi:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

Pokłóciłem się w pracy z kolegą. Byłem sobie w kuchni zrobić sobie kawę, ten nagle podszedł i pyta co się ze mną dzieje, czy się obraziłem, bo na wiadomości nie odpisuję, do nikogo się nie ozywam, czy jestem o cud obrażony. Powiedziałem, żeby dał mi święty spokój, że to nie jego sprawa i wyszedłem. 

 

To wygląda jakby wszyscy chcieli mnie skrzywdzić, zniszczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

Pokłóciłem się w pracy z kolegą. Byłem sobie w kuchni zrobić sobie kawę, ten nagle podszedł i pyta co się ze mną dzieje, czy się obraziłem, bo na wiadomości nie odpisuję, do nikogo się nie ozywam, czy jestem o cud obrażony. Powiedziałem, żeby dał mi święty spokój, że to nie jego sprawa i wyszedłem. 

 

To wygląda jakby wszyscy chcieli mnie skrzywdzić, zniszczyć.

Hmmm, a co w tym było niszczącego? Kolega wyraził zaniepokojenie, że zachowujesz się inaczej niż zwykle. Zapewne tak właśnie jest. Zatem to nie wszyscy chcą Cię zniszczyć, to Ty sam chcesz. Głodówka też jest szczególnym przejawem autoagresji. Konieczna szybka wizyta u psycha

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@Dryagan Bo to jest brak poszanowania mojej prywatności, ja nie chcę się nikomu tłumaczyć, ja po prostu chcę święty spokój.

 

To nie jest zamierzona głodówka, tak jak anorektyczki celowo się głodzą, to jest po prostu zupełny brak apetytu. Ja chciałbym jeść, a nie mogę. Jem minimum, na siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

Pokłóciłem się w pracy z kolegą. Byłem sobie w kuchni zrobić sobie kawę, ten nagle podszedł i pyta co się ze mną dzieje, czy się obraziłem, bo na wiadomości nie odpisuję, do nikogo się nie ozywam, czy jestem o cud obrażony. Powiedziałem, żeby dał mi święty spokój, że to nie jego sprawa i wyszedłem. 

 

To wygląda jakby wszyscy chcieli mnie skrzywdzić, zniszczyć.

Lol xD pytanie o to czy coś się u Ciebie dzieje w jaki sposób niby ma Cię zniszczyć? Zachowując się w ten sposób Ty niszczysz, ale relację z ludźmi, którym jak widać na Tobie zależy. Wystarczyło odpowiedzieć grzecznie, że nie chcesz o tym gadać ale dzięki za troskę.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@acherontia styx Bo ja naprawdę nie mam siły żartować i rozmawiać "normalnie". Na początku jakiś dawałam radę udawać, że wszystko jest ok, ale już nie daję rady. Ja wiem, że to moja wina, mam wielkie poczucie winy, że się od tych ludzi odcinam, ale co mam im niby powiedzieć? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@acherontia styx Bo ja naprawdę nie mam siły żartować i rozmawiać "normalnie". Na początku jakiś dawałam radę udawać, że wszystko jest ok, ale już nie daję rady. Ja wiem, że to moja wina, mam wielkie poczucie winy, że się od tych ludzi odcinam, ale co mam im niby powiedzieć? 

Że masz depresję i jesteś przytłoczony i nie masz ochoty na pogaduchy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@DEPERS Wolę się nie przyznawać do takich rzeczy, bo to są koledzy z pracy, a nie przyjaciele od serca. Może rozgadają innym i wszyscy będą wiedzieć, łącznie z szefową. Przyjaciół od serca nie mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@DEPERS Wolę się nie przyznawać do takich rzeczy, bo to są koledzy z pracy, a nie przyjaciele od serca. Może rozgadają innym i wszyscy będą wiedzieć, łącznie z szefową. Przyjaciół od serca nie mam.

No ja mam inne podejście do sprawy, zupełnie inne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@DEPERS Powiem im, że mam niedoczynność tarczycy, bo to często daje objawy depresyjne. Będę mieć święty spokój i nie będzie stygmatyzacji.

 

U nas jedna dziewczyna ma depresję i bordera i otwarcie o tym mówi, ale ona jest kobietą, kobiety są bardziej zrozumiane w tych sprawach. Od faceta oczekuje się bycia twardym.

Edytowane przez Dziewięćdziesiąt Cztery

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Dziewięćdziesiąt Cztery napisał(a):

@DEPERS Powiem im, że mam niedoczynność tarczycy, bo to często daje objawy depresyjne. Będę mieć święty spokój i nie będzie stygmatyzacji.

 

U nas jedna dziewczyna ma depresję i bordera i otwarcie o tym mówi, ale ona jest kobietą, kobiety są bardziej zrozumiane w tych sprawach. Od faceta oczekuje się bycia twardym.

A jakby wiedzieli, że masz depresję to co by się stało? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Dziewięćdziesiąt Cztery

@DEPERS Byłoby mi wstyd, przez lata prawie nikt się o tym nie dowiedział, a pierwszy epizod przeżyłem w wieku 18 lat, trwał pół roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×