Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rola i umiejętności mężczyzny w XXI w. a obwinianie się


Qarius

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich bardzo serdecznie.

 

Minęło już prawie 10 lat od moich pierwszych postów na tym forum, 10 lat od pierwszych ataków,lęków , objawów, derealizacji,depersonalizacji,bóli serca,brzucha,głowy,kołatania,zmęczenia,obręczy,depresji,natrętnych myśli i miliona innych dziwnych objawów.

 

Pewnie zapytacie co u mnie? 

 

Jakoś żyję 🙂 Troche pozmieniałem w swoim życiu , zmieniłem kilka rzeczy, udało się trochę wyciszyć. Ciężki stan trwał pewnie z pół roku. Później bywało raz lepiej raz gorzej. Kilka lat w ogóle nie było objawów. Nauczyłem się trochę swojej choroby a tak na prawdę to zrozumiałem, że to nie żadna choroba tylko reakcja organizmu na stres/lęki/obwinianie się. Zrozumiałem, że nerwica to swoistego rodzaju czujniki parkowania, które piszczą gdy zbliżamy się do przeszkody. Piszczą dając objawy bo wjeżdzamy swoim życiem w przeszkodę.

 

A jak jest teraz? 

 

Dalej miewam lepsze i gorsze okresy. Czasami pół roku jest dobrze a czasami kiedy zaczynam się obwiniać lub wmawiać sobie jaki jestem beznajdziejny objawy wracają. Przynajmniej jestem świadomy, że nadal muszę sporo zmienić aby nigdy nie wracała

 

Piszę tego posta, gdyż chciałbym się was poradzić w sprawie moich kolejnych kroków do wolności

 

Mam 27 lat. Jestem żonaty i mamy 2 śliczne i kochane córeczki. Właśnie bierzemy kredyt na mieszkanie. Pracuję w budżetówce i dorabiam sobie wożąc ludzi Myślę, że całkiem nieźle sobie radzę. Zarabiam około 7-8 tyś miesięcznie i wydawałoby się, że wszystko idzie super ale

 

Ale tak na prawdę to dalej się obwiniam tak jak to miało miejsce 10 lat temu i kiedy zaczęły się problemy nerwicowe. 

 

Wychowywałem się na wsi oddalonej o około 20 km od dużego miasta. Rodzice nie mieli już gospodarstwa, maszyn rolniczych. Posiadali małe pole pod drobne uprawy. Już od małego byłem niezbyt zainteresowany pracami typu przycinanie drzewek, uprawy, majsterkowaniem. Mechanika samochodowa czy budowlanka również średnio mnie interesowały. Można powiedzieć że miałem trochę dwie lewe ręce. Koledzy remontowali motory , samochody a mnie jakoś nigdy do tego nie ciągnęło.Technicznie byłem lewusem Bardzo dobrze się za to uczyłem. Zawsze miałęm dobre oceny i nigdy nie wymagało to nauki.  Poszedłem do technikum lotniczego( chyba za namową rodziców) co było dużym błędem. Nawet nie podszedłem do egzaminu technicznego. Pózniej na studia - logistykę i dalej nic z tego nie wyniosłem bo mnie to nie interesowało. Z czasem zacząłem się obwiniać, że nic nie potrafię, że marnuje swoje życie, że koledzy są informatykami, budowlańcami a ja niczego się nie nauczyłęm a manualnie też jestem słaby. Pracowałem w różnych kiepskich miejscach ( supermarkecie, byłem listonoszem, operatorem CNC) ale w pracach gdzie wymagane były umiejetności techniczne czy manualne zawsze leżałem. W końcu dostałem się do budżetówki ( również za namową taty). Zrobiłem wszystkie potrzebne uprawnienia i się dostałem. W pracy tej dalej się bardzo frustruje. Warunki są dobre i ludzie są szanowani, jest sporo wolnego i możliwośći, można dorabiać ale to znowu praca kompletnie nie dla mnie. Pracuję tutaj od ponad 4 lat, zacząłem także dorabiać.

Głowna praca nie cieszy mnie, chodzę bo muszę, bo daje mi pieniądze.Kompletnie nie mam do niej predyspozycji Do emerytury jeszcze 20 lat 🙂 Za to praca dorywcza jest odskocznią. Sprawia mi radośc i satysfakcję. 

 

Jak sami widzicie nadal jestem w nie najlepszym układzie. Pracuję w miejscu które mnie frustruje i które jest kompletnie nie dla mnie, męczę się bo czuje że marnuję moje talenty. Myślę, że mógłbym być dobrym pisarzem albo komikiem:) Ale są to bardzo niepewne i ryzykowne profesje.

 

Obwiniam się ciągle o to, że nie jestem prawdziwym facetem, że nie znam się na budowlance, miałbym problemy ze zrobieniem większego remontu, że nie znam się na mechanice samochodwej, że bałbym się jezdzic tirem. Obwiniam się o dziesiątki rzeczy zamiast cieszyc się życiem. Niestety robiąc to sobie zapraszam moją przyjaciółke nerwice do swojego życia i kolejne objawy na pewno wkrótce się pojawią.

 

Co o tym wszystkim sądzicie? Czy prawdziwy mężczyzna w 2020r. musi wszystko potrafic? Czy nie może do remontu wezwać ekipy, do samochodu mechanika? Czy nie może być wrażliwcem i lekkoduchem jak ja? Taką najgorszą ciotą to też znów nie jestem. Koło potrafię wymienić, olej i płyny też, ściany pomalować czy szafkę skręcić także ale ludzie z mojego otovzenia to włąsnie mechanicy, budowlancy , wykonczeniowcy, rolnicy itp.Obracając się wśród nich czuję się malutki. Nie wiem co o tym wszystkim już myśleć. Może mam po prostu zbyt wysokie wymagania co do siebie. Może to otoczenie w którym żyje każe mi takim być. Nie wiem doradzcie coś, jak to widzicie.

 

Z góry przepraszam za chaotyczność tego posta. Chciałem się po prostu komuś wygadać i usłyszeć czyjąś opinię. Proszę o dyskusję o roli faceta , jego koniecznych umiejętnościach i o tym czy na prawdę jest ze mną tak źle czy po prostu zżera mnie mój perfekcjonizm i bezpodstawnie sam siebie wyniszczam ;/ 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Perfekcjonizm i to chorobliwy. Oczywiście, że mężczyzna nie musi wszystkiego potrafić. Patrz, ile osiągnąłeś po doświadczeniach z nerwicą i depresją - bardzo dobre zarobki, żona, dzieci. Wiele osób marzyłoby, żeby się znaleźć na Twoim miejscu. Sam piszesz, że potrafisz podstawowe rzeczy sam zrobić, więc na co Ci być specjalistą w dziedzinach, w których nie musisz nim być? Doceń to, co wypracowałeś do tej pory.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.01.2020 o 13:10, Qarius napisał:

Co o tym wszystkim sądzicie? Czy prawdziwy mężczyzna w 2020r. musi wszystko potrafic? Czy nie może do remontu wezwać ekipy, do samochodu mechanika? Czy nie może być wrażliwcem i lekkoduchem jak ja? Taką najgorszą ciotą to też znów nie jestem. Koło potrafię wymienić, olej i płyny też, ściany pomalować czy szafkę skręcić także ale ludzie z mojego otovzenia to włąsnie mechanicy, budowlancy , wykonczeniowcy, rolnicy itp.Obracając się wśród nich czuję się malutki. Nie wiem co o tym wszystkim już myśleć. Może mam po prostu zbyt wysokie wymagania co do siebie. Może to otoczenie w którym żyje każe mi takim być. Nie wiem doradzcie coś, jak to widzicie.

Jak ma pieniądze na fachowców to te umiejętności są niekoniecznie. Ja nie umiem kompletnie nic, w życiu bym szafki nie skręcił , koła nie wymienił ( nie mam nawet prawka), jestem totalnym zerem technicznym, Ty te podstawy jednak potrafisz, to pewnie więcej niż dzisiejszy przeciętny 20,30 latek zwłaszcza z miasta.   Tak jak Ty to opisujesz patrzą ludzie po 40-ce ze wsi, gdzie rzeczywiście od faceta się wymaga tych umiejętności, albo są przynajmniej mile widziane.

 

Ja całe życie słyszę od matki zachwyty nad złotymi rączkami, że ten a ten sam sobie naprawił , wybudował dom, zmienił instalacje. Ona ma wręcz fioła na tym punkcie, dla niej to właśnie jest najważniejsze u faceta, chyba tym rekompensuje to że mój ojciec nic  nie potrafił i nie interesowała go to i musiała sama dbać o dom i wzywać fachowców. Ja sam jestem ekstremalnym zerem w tym temacie, mieszkam nadal z matką w dużym dom, i ona wszystko organizuje, to chyba mój jakiś bunt, jak kiedyś miałeś coś zrobić to potrafiłem umyślne zniszczyć żeby tylko się tym nie zajmować, na słowa budowlanka, naprawy, elektryka rzygam. 

W dniu 22.01.2020 o 13:10, Qarius napisał:

Obwiniam się ciągle o to, że nie jestem prawdziwym facetem, że nie znam się na budowlance, miałbym problemy ze zrobieniem większego remontu, że nie znam się na mechanice samochodwej, że bałbym się jezdzic tirem.

Większość facetów się na tym nie zna albo w ograniczonym zakresie, to są jak pisałem wcześniej wymagania starszego pokolenia ze wsi, dla młodszych i miastowych to czarna magia i od tego wzywa się fachowców. Oczywiście fajnie byłoby to umieć, ale nie na siłę, lepiej z dwojga złego nic nie umieć i zarabiać 6 tysięcy, niż być złotą rączką bez pracy, a mam takiego człowieka w rodzinie, który całe życie wszystko wszystkim naprawia a niczego w życiu się nie dorobił i żona nim często gardzi.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.01.2020 o 13:10, Qarius napisał:

Mam 27 lat. Jestem żonaty i mamy 2 śliczne i kochane córeczki. Właśnie bierzemy kredyt na mieszkanie. Pracuję w budżetówce i dorabiam sobie wożąc ludzi Myślę, że całkiem nieźle sobie radzę. Zarabiam około 7-8 tyś miesięcznie i wydawałoby się, że wszystko idzie super ale

To naprawdę sporo osiągnąłeś, zarobki jak i stan rodzinny zdecydowanie ponadprzeciętnie, nie wiem o co siebie obwiniasz. Co zrobiłbyś na moim miejscu, 40 letni kawaler bez żadnych związków za sobą , mieszkam z matką, nie mam prawka i oficjalny zarobek 2600 zł brutto,  ja to naprawdę jestem zerem, a Ty masz coś nie po kolei w głowie że masz pretensje wobec Siebie bo jesteś ewidentnie człowiekiem sukcesu.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za odpowiedź. Od razu się jakoś lepiej człowiek czuje.

 

Widzicie perfekcjonizm niestety towarzyszy mi od dziecka i mnie wykancza tylko jak sie go pozbyc? 

Obnizyc wymagania wobec siebie?'

 

Są takie podstawowe 2 rzeczy, które mnie niszczą. 

 

1) Porównywanie się z innymi. Wszystkich pracowników fizycznych ( fachowców budowlanych. majstrow . tynkarzy itp ) uwazam za lepszych od siebie. Bo oni potrafią coś stworzyć. I wtedy się zaczyna. W rozmowach , myślach stawiam siebie od razu na niższej pozycji. Tak samo z kolegami z pracy. Jest to takie srodowisko, że wiekszosc ludzi pochodzi właśnie ze wsi. Stawiali domy od zera, dorabiają jako tynkarze, brukarze, kierowcy . mechanicy.  Nie wiem dlaczego ale czuję się od nich gorszy. Nawet w rodzinie tata jest dosyć ogarnięty , potrafi troche majsterkować, ogólnie ma głowę na karku, wujek jest porządnym elektrykiem. Dla mnie to czasami czarna magia. Pózniej zaczynam się szarpać, że przecież ja nie mogę być od kogoś gorszy i pojawia się obwinianie i frustracja

 

2) Druga sprawa to to, że mam z tyłu głowy to co powinienem umieć i robić np: powinienem umiec samemu położyć płytki, powinienem sadzić i przycinać drzewa, powinienem się na wszystkim po trochu znać. Jestem ojcem więc powinienem to i tamtoTo też wykańcza. Nie ma tu miejsca na bycie sobą. Nie wiem skąd tyle tych ograniczeń,wyimaginowanych barier, uprzedzeń i stereotypów ;/ 

 

Mieliśmy najpierw z żoną budować dom ale w koncu stwierdzilismy, że skoro nie mam ochoty ani specjalnych predyspozycji na ciągłe naprawy, remonty i dbanie o niego to zdecydujemy się właśnie  na mieszkanie. Biorąc pod uwagę to , że obydwie roboty mam właśnie w mieście była to chyba dobra decyzja, co?

 

Jak odpuścić i cieszyć się życiem bo sami widzicie, że mam czym. Czy macie na to jakieś sposoby?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety stereotypy są cholernie silne w polskim społeczeństwie. Też w sprawach technicznych raczej leżę, wszak parę razy używałem wiertarki, ale jak trzeba coś w mieszkaniu poważniejszego naprawić, to dzwonię do ojca :D. Nie każdy musi mieć smykałkę do bycia złotą rączką. Wszak ja się wychowywałem całe życie w Trójmieście, więc zupełnie inne warunki, społeczność wokół mnie znacznie bardziej otwarta, bez takiego małomiasteczkowego zacietrzewienia. Wśród moich kumpli wielu ma problem chociażby z wbiciem gwoździa. Jestem rocznik '89, tak by the way. My w szkole na technice uczyliśmy się robić sałatki, czy pisma technicznego. Ojciec mi opowiadał, że w PRL-u mieli zajęcia w podstawówce już z obsługi elektronarzędzi i innych takich pierdół. Poza tym w czasach słusznie minionych trzeba było umieć naprawiać rzeczy samemu, bo nie było takiego dostępu w sklepach do wszelkiego asortymentu :P Teraz gdy coś się rozjebie, to kupujesz nowe i tyle. Ja tam bym nie miał żadnych problemów, żeby zadzwonić po specjalistę. Gdy już z narzeczoną zdecydujemy się kiedyś na remont chaty, to na pewno wezwę jakiegoś fachurę :D. Lubisz pisać? Kolo, pisz! Jeszcze do niedawna próbowałem zostać literatem, nawet udało mi się zaliczyć mały debiut, ale ostatnio coś brakuje mi weny i motywacji, choć wciąż się łudzę, że czeka mnie kariera pisarska :D 

 

A teraz coś dla osób, którzy takoż nie wyznają polskiego kultu automobilizmu. Nie mam prawa jazdy, samochody w ogóle mnie nie interesują, mogłyby nie istnieć. Kiedyś koleżanka z małej miejscowości, dla której prawko to podstawa funkcjonowania, zarzuciła mi - "co to za facet bez prawka"?! Wykład, który wygłosiłem w ramach riposty spowodował, że się obraziła :D.
Polecam znaleźć sobie w necie felieton Łukasza Orbitowskiego o braku posiadania prawka. Fajnie opisał czemu nigdy nie posiadł tegoż dokumentu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Qarius napisał:

Mieliśmy najpierw z żoną budować dom ale w koncu stwierdzilismy, że skoro nie mam ochoty ani specjalnych predyspozycji na ciągłe naprawy, remonty i dbanie o niego to zdecydujemy się właśnie  na mieszkanie. Biorąc pod uwagę to , że obydwie roboty mam właśnie w mieście była to chyba dobra decyzja, co?

Mieszkanie na pewno jest lepszą opcją w takim wypadku, choć wiem że w środowisku wiejsko-małomiastczekowym ktoś kto nie posiada własnego domu nie jest uważany za człowieka sukcesu. W mojej rodzinie od strony matki  większość zaczyna budować własne domy gdy ma 20 parę, 30 pare lat, zaraz  po ślubie, uważa się to za niemal obowiązek, a później taka bezdzietna para( bo nie mogą mieć dzieci) lub z jednym dzieckiem  mieszka w domu 250 m 2  bo mniejszego domu nie przystoi mieć, choć ogrzewanie kosztuje krocie.

 

Ja wolałbym mieszkanie, ale odziedziczyliśmy duży dom, także w nim mieszkam, choć nienawidzę robót domowych, napraw, a nawet sprzątania. Jak matka zachoruje, umrze a jest po 70-ce to nie wiem co zrobię, bo tego domu nie ogarnę, pozostanie sprzedać albo wynająć, choć moja matka marzy że znajdę gospodarną żonę, która to ogarnie. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Qarius napisał:

Są takie podstawowe 2 rzeczy, które mnie niszczą. 

 

1) Porównywanie się z innymi. Wszystkich pracowników fizycznych ( fachowców budowlanych. majstrow . tynkarzy itp ) uwazam za lepszych od siebie. Bo oni potrafią coś stworzyć. I wtedy się zaczyna. W rozmowach , myślach stawiam siebie od razu na niższej pozycji. Tak samo z kolegami z pracy. Jest to takie srodowisko, że wiekszosc ludzi pochodzi właśnie ze wsi. Stawiali domy od zera, dorabiają jako tynkarze, brukarze, kierowcy . mechanicy.  Nie wiem dlaczego ale czuję się od nich gorszy. Nawet w rodzinie tata jest dosyć ogarnięty , potrafi troche majsterkować, ogólnie ma głowę na karku, wujek jest porządnym elektrykiem. Dla mnie to czasami czarna magia. Pózniej zaczynam się szarpać, że przecież ja nie mogę być od kogoś gorszy i pojawia się obwinianie i frustracja

 

2) Druga sprawa to to, że mam z tyłu głowy to co powinienem umieć i robić np: powinienem umiec samemu położyć płytki, powinienem sadzić i przycinać drzewa, powinienem się na wszystkim po trochu znać. Jestem ojcem więc powinienem to i tamtoTo też wykańcza. Nie ma tu miejsca na bycie sobą. Nie wiem skąd tyle tych ograniczeń,wyimaginowanych barier, uprzedzeń i stereotypów ;/ 

 

To że środowisko w którym się obracasz takie jest, to nie znaczy że Ty musisz taki być, w końcu dobrze zarabiasz, masz mieszkanie, może oni Ci nawet zazdroszczą się nie musisz się zajmować tymi budami, remontami, dużym domem, tylko masz czas na coś innego.

 

Pewnie w domu od dzieciństwa rodzice, albo przynajmniej jeden z nich opowiadał, zachwycał się  tym że ktoś coś wybudował, naprawił, położył, ja od dziecka od matki słyszę takie opowieści. Najgorzej jak moja matka wraca od tej rodziny gdzie jest taka złota rączka, to słyszę  przez wiele minut peany pochwalne nad zaradnością mojego kuzyna, czy męża kuzynki, i żal że jej się ktoś taki nie trafił, to jest wręcz nie do wytrzymania dla mnie, choć moja matka tego celowo nie robi żeby się nade mną męczyć. Mam czasem wrażenie że matka złotą rączkę ceni bardziej niż kogoś kto zarobiłby 100 milionów, dostał Nobla, czy wygrał igrzyska olimpijskie, dla niej jest to postać półboska, może u Ciebie też coś było podobnego w rodzinie.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, Tukaszwili napisał:

A teraz coś dla osób, którzy takoż nie wyznają polskiego kultu automobilizmu. Nie mam prawa jazdy, samochody w ogóle mnie nie interesują, mogłyby nie istnieć. Kiedyś koleżanka z małej miejscowości, dla której prawko to podstawa funkcjonowania, zarzuciła mi - "co to za facet bez prawka"?! Wykład, który wygłosiłem w ramach riposty spowodował, że się obraziła :D.

Ja mieszkam w małej miejscowości i brak prawka jednak przeszkadza, choć da się żyć. Ze dwa razy straciłem przez to że go nie mam możliwości spotkań z dziewczynami, bo je to odrzucało, choć może i to dobrze. I jakieś potencjalne prace też odpadają, ale jakbym mieszkał w jakimś dużym mieście to  by mi nie przeszkadzało, tam dużo częściej się zdarza że faceci nie mają aut bo są im niepotrzebne ,  w małych miejscowościach to raczej wyjątki i wszyscy się dziwią że 40 letni facet i nie ma auta i prawka.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.01.2020 o 13:10, Qarius napisał:

Witam wszystkich bardzo serdecznie.

 

Minęło już prawie 10 lat od moich pierwszych postów na tym forum, 10 lat od pierwszych ataków,lęków , objawów, derealizacji,depersonalizacji,bóli serca,brzucha,głowy,kołatania,zmęczenia,obręczy,depresji,natrętnych myśli i miliona innych dziwnych objawów.

 

Pewnie zapytacie co u mnie? 

 

Jakoś żyję 🙂 Troche pozmieniałem w swoim życiu , zmieniłem kilka rzeczy, udało się trochę wyciszyć. Ciężki stan trwał pewnie z pół roku. Później bywało raz lepiej raz gorzej. Kilka lat w ogóle nie było objawów. Nauczyłem się trochę swojej choroby a tak na prawdę to zrozumiałem, że to nie żadna choroba tylko reakcja organizmu na stres/lęki/obwinianie się. Zrozumiałem, że nerwica to swoistego rodzaju czujniki parkowania, które piszczą gdy zbliżamy się do przeszkody. Piszczą dając objawy bo wjeżdzamy swoim życiem w przeszkodę.

 

A jak jest teraz? 

 

Dalej miewam lepsze i gorsze okresy. Czasami pół roku jest dobrze a czasami kiedy zaczynam się obwiniać lub wmawiać sobie jaki jestem beznajdziejny objawy wracają. Przynajmniej jestem świadomy, że nadal muszę sporo zmienić aby nigdy nie wracała

 

Piszę tego posta, gdyż chciałbym się was poradzić w sprawie moich kolejnych kroków do wolności

 

Mam 27 lat. Jestem żonaty i mamy 2 śliczne i kochane córeczki. Właśnie bierzemy kredyt na mieszkanie. Pracuję w budżetówce i dorabiam sobie wożąc ludzi Myślę, że całkiem nieźle sobie radzę. Zarabiam około 7-8 tyś miesięcznie i wydawałoby się, że wszystko idzie super ale

 

Ale tak na prawdę to dalej się obwiniam tak jak to miało miejsce 10 lat temu i kiedy zaczęły się problemy nerwicowe. 

 

Wychowywałem się na wsi oddalonej o około 20 km od dużego miasta. Rodzice nie mieli już gospodarstwa, maszyn rolniczych. Posiadali małe pole pod drobne uprawy. Już od małego byłem niezbyt zainteresowany pracami typu przycinanie drzewek, uprawy, majsterkowaniem. Mechanika samochodowa czy budowlanka również średnio mnie interesowały. Można powiedzieć że miałem trochę dwie lewe ręce. Koledzy remontowali motory , samochody a mnie jakoś nigdy do tego nie ciągnęło.Technicznie byłem lewusem Bardzo dobrze się za to uczyłem. Zawsze miałęm dobre oceny i nigdy nie wymagało to nauki.  Poszedłem do technikum lotniczego( chyba za namową rodziców) co było dużym błędem. Nawet nie podszedłem do egzaminu technicznego. Pózniej na studia - logistykę i dalej nic z tego nie wyniosłem bo mnie to nie interesowało. Z czasem zacząłem się obwiniać, że nic nie potrafię, że marnuje swoje życie, że koledzy są informatykami, budowlańcami a ja niczego się nie nauczyłęm a manualnie też jestem słaby. Pracowałem w różnych kiepskich miejscach ( supermarkecie, byłem listonoszem, operatorem CNC) ale w pracach gdzie wymagane były umiejetności techniczne czy manualne zawsze leżałem. W końcu dostałem się do budżetówki ( również za namową taty). Zrobiłem wszystkie potrzebne uprawnienia i się dostałem. W pracy tej dalej się bardzo frustruje. Warunki są dobre i ludzie są szanowani, jest sporo wolnego i możliwośći, można dorabiać ale to znowu praca kompletnie nie dla mnie. Pracuję tutaj od ponad 4 lat, zacząłem także dorabiać.

Głowna praca nie cieszy mnie, chodzę bo muszę, bo daje mi pieniądze.Kompletnie nie mam do niej predyspozycji Do emerytury jeszcze 20 lat 🙂 Za to praca dorywcza jest odskocznią. Sprawia mi radośc i satysfakcję. 

 

Jak sami widzicie nadal jestem w nie najlepszym układzie. Pracuję w miejscu które mnie frustruje i które jest kompletnie nie dla mnie, męczę się bo czuje że marnuję moje talenty. Myślę, że mógłbym być dobrym pisarzem albo komikiem:) Ale są to bardzo niepewne i ryzykowne profesje.

 

Obwiniam się ciągle o to, że nie jestem prawdziwym facetem, że nie znam się na budowlance, miałbym problemy ze zrobieniem większego remontu, że nie znam się na mechanice samochodwej, że bałbym się jezdzic tirem. Obwiniam się o dziesiątki rzeczy zamiast cieszyc się życiem. Niestety robiąc to sobie zapraszam moją przyjaciółke nerwice do swojego życia i kolejne objawy na pewno wkrótce się pojawią.

 

Co o tym wszystkim sądzicie? Czy prawdziwy mężczyzna w 2020r. musi wszystko potrafic? Czy nie może do remontu wezwać ekipy, do samochodu mechanika? Czy nie może być wrażliwcem i lekkoduchem jak ja? Taką najgorszą ciotą to też znów nie jestem. Koło potrafię wymienić, olej i płyny też, ściany pomalować czy szafkę skręcić także ale ludzie z mojego otovzenia to włąsnie mechanicy, budowlancy , wykonczeniowcy, rolnicy itp.Obracając się wśród nich czuję się malutki. Nie wiem co o tym wszystkim już myśleć. Może mam po prostu zbyt wysokie wymagania co do siebie. Może to otoczenie w którym żyje każe mi takim być. Nie wiem doradzcie coś, jak to widzicie.

 

Z góry przepraszam za chaotyczność tego posta. Chciałem się po prostu komuś wygadać i usłyszeć czyjąś opinię. Proszę o dyskusję o roli faceta , jego koniecznych umiejętnościach i o tym czy na prawdę jest ze mną tak źle czy po prostu zżera mnie mój perfekcjonizm i bezpodstawnie sam siebie wyniszczam ;/ 

 

 

 

To nie jest tak, że musisz coś umieć, żeby czuć się dobrze. Ja osobiście tez nieźle zarabiam, umiem gotowac, zbudować dom od a do z , naprawic czy polakierować auto praktycznie nie ma dziedziny za którą bym się nie zabrał i co ? I mimo to nie jestem z tym szczęśliwy i tutaj jest pies pogrzebany. Musimy być szczęśliwi z tym co mamy a nie potrafimy ;) szukamy ułomności u siebie a nie tego co jest w nas dobre. Też porównuję się do innych i tez wniosek zawsze jest taki, że "inni mają lepiej". Nigdy nie osiagniemy szczęścia nie będąc szczęśliwym z samym sobą choćby na koncie były miliony a życie idealne jak z filmu. U mnie problem jest tego typu, że cala rodzina jest bardzo dobrze wykształcona a ja nie, ja powiedziałem, że pokażę wszystkim, że umiem żyć po swojemu nie będąc lekarzem, prawnikiem czy architektem.... i umiem tyle, że za kazdym razem przy spotkaniu slyszę "jesteś nikim, bo nie masz dobrego wykształcenia" i bigos gotowy. Mimo, ze wiem, że jestem dobrym czlowiekiem to czuję tez ze jestem nikim bo tak wmawiaja mi rodzice w koncu zaczynasz w to wierzyc. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Wieki napisał:

U mnie problem jest tego typu, że cala rodzina jest bardzo dobrze wykształcona a ja nie, ja powiedziałem, że pokażę wszystkim, że umiem żyć po swojemu nie będąc lekarzem, prawnikiem czy architektem.... i umiem tyle, że za kazdym razem przy spotkaniu slyszę "jesteś nikim, bo nie masz dobrego wykształcenia" i bigos gotowy.

Ja to się wstydzę swojego wyższego wykształcenia, choć to tylko  nieprzydatne życiowo studia humanistyczne, ale dla prostego ludu ze wsi to że je mam i pracuje fizycznie w mało cenionej branży to powód do jeśli nie drwin to co najmniej niezrozumienia, dlatego jeśli się da to tego nie wyjawiam. Dla nich się liczą pieniądze, czy wspomniane przez autora wątku umiejętności  a samo wykształcenie nie podparte prestiżem czy zarobkami jest niepotrzebne, nieżyciowe, godne wyśmiania wręcz bo po co traciłem 5 lat życia skoro nic z tego nie mam, a mogłem w tym czasie pracować czy nauczyć się czegoś przydatnego. 

Ale wiem że w wielu środowiskach brak wykształcenia wyższego to dyshonor, że dzisiejszy 30, 40 latek musi je mieć bo inaczej jest podczłowiekiem, ale twierdzą to ludzie o takim samym poziomie umysłowym i ograniczeniach co ci którzy uważają że facet powinien wszystko umieć, tylko tyle że mają dyplomy wyższych uczelni. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i taki gość jak Wieki w moim otoczeniu odnalazł by się doskonale. Niestety mi przychodzi to znacznie ciezej.

 

Najlepsze w tym wszystkim jest to że kiedy ktoś patrzy z boku na moje zycie to uważa je za pasmo sukcesów tak jak pisaliście w tym wątku. I ono takie rzeczywiście jest. Niestety nie udało mi się znaleźć pracy odpowiadającej moim preryspozycjom i teraz się mecze. Gdybym był np dobrym informatykiem, programista, tlumaczrm to śmiało mógłbym rywalizowac swoimi umiejetnosciami z tymi od których czuje się teraz gorszy.Teoretycznie mógłbym zrezygnować Z tej pracy która mnie męczy ale warunkowo i płacowo jest na prawdę niezła a pieniądze (szczególnie teraz) są nam bardzo potrzebne. Zawsze zostaje mi ta praca dorywcza z którą mogę przejść na full etat i jakoś tam żyć ale nie będą to już takie warunki. Z drugiej strony jest możliwość przejścia na emeryturę w wieku 48 lat czyli jeszcze 20 lat z hakiem i może warto się przemęczać. Kiedy byłem już bardzo sfrustrowany myślałem o nauce nowego zawodu w którym byłbym na prawdę dobry np programowania. Chyba bym się w tym odnalazł ale wymagało by to znowu sporych nakładów czasu i pieniędzy a poza tym nie ma gwarancji że to wypali. Sam już nie wiem. Póki co pracuje i staram się jakoś przystosować ale jest mi na prawdę ciezko.

 

Dzięki za zainteresowanie tematem i czekam na kolejne historię,opinie, komentarze. Każdy jest dla mnie bardzo cenny.

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Qarius napisał:

Niestety nie udało mi się znaleźć pracy odpowiadającej moim preryspozycjom i teraz się mecze. Gdybym był np dobrym informatykiem, programista, tlumaczrm to śmiało mógłbym rywalizowac swoimi umiejetnosciami z tymi od których czuje się teraz gorszy.

Chyba mało kto jest zadowolony w pełni z pracy, a praca marzeń to przywilej nielicznych. Oczywiście nie namawiam do rezygnacji z marzeń czy realizacji  pracy jako np. programista, ale możliwe że jakbyś nim został to znowu by Ci coś nie pasowało. Mało kto zarabia w Polsce 7-8 tysięcy jak Ty i nie ma co do siebie mieć pretensji, bo zawsze będzie ktoś kto zarabia więcej czy ma ciekawszą pracę. Twój perfekcjonizm jest przesadzony, choć trochę go zazdroszczę bo ja nie mam go za grosz,  zadowalam się w życiu byle czym, byle było tylko spokojnie i bez zmian.    

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytat
3 godziny temu, carlosbueno napisał:

Oczywiście nie namawiam do rezygnacji z marzeń czy realizacji  pracy jako np. programista, ale możliwe że jakbyś nim został to znowu by Ci coś nie pasowało

 

 

Pewnie by nie pasowało ;D . Marzenia są zawsze wyidealizowane 

 

Cytat

zadowalam się w życiu byle czym, byle było tylko spokojnie i bez zmian

 I tutaj bardzo Ci zazdroszczę 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Qarius napisał:

 

Cytat

zadowalam się w życiu byle czym, byle było tylko spokojnie i bez zmian

 I tutaj bardzo Ci zazdroszczę 

Nie ma czego zazdrościć. Tym bardziej że nie jestem zadowolony z swojego życia, wstydzę się wręcz, ale lęki a może bardziej lenistwo sprawia że nic nie zmieniam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.01.2020 o 13:10, Qarius napisał:

Witam wszystkich bardzo serdecznie.

 

Minęło już prawie 10 lat od moich pierwszych postów na tym forum, .

......

Proszę o dyskusję o roli faceta , jego koniecznych umiejętnościach i o tym czy na prawdę jest ze mną tak źle czy po prostu zżera mnie mój perfekcjonizm i bezpodstawnie sam siebie wyniszczam ;/ 

 

 

 

Czasy kiedy facet musial znać sięna wszystkim już minely. Zarabiasz 8 kola miesiecznie, masz żone, dwoje dzieci... Masz więcej, niż 80-90% facetow. Stac Cię, zeby w razie potrzeby wynajac kogos kto zrobi w domu cos za Ciebie (np. glazurnik, mechanik, czy elektryk). Problem jest w Twojej głowie. Sam mam problem z perfekcjonizmem. Zarabiam więcej (jestem starszy od Ciebie), a I tak wciaz mi mało... Nie dlatego, że mam ciąg do hajsu, tylko widzac w przeszlosci moja Mamę jak szarpała się ze mną i moim rodzenstwem w pojedynke pracujac na dwa lub 3 etaty wbiłem sobie do łba, że nie dam dupy jak moj ojciec. Ze bede zapieprzał w pracy I nie skoncze na emeryturze jako gołodupiec, a moja zona bedzie miala spokojniejsze życie. 

Nie mam gotowej recepty na Twój problem I na to, zebys sie lepiej poczuł. Jesteś jeszcze młody. Ja w Twoim wieku położyłem pierwszą firmę, miałem długi I wrazenie, że do konca zycia bede w dupie. 

Wymyslilem sobie jednak, ze skupie się na pasji I sprobuje zarabiac na niej. Było baaardz ciezko, ale udało się. Przypłaciłem to jednak zdrowiem, bo ten perfekcjonizm nie tylko napedzał mnie do działania, ale również powodował chroniczny stres przez X lat... Dzisiaj próbuję to ogarnąć I mam nadzieję, ze mi się uda. Tobie też tego życzę. 

Edytowane przez DonnieDarko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.02.2020 o 20:57, Bigmen napisał:

Tak czytam i uderza jedno w waszych wpisach.  Napinacie się albo na wszelakie umiejętności i ich brak to dramat albo gonicie za kasą by mieć na fachowca. Wystarczy za właściwy sznurek pociągnąć i uzyskać wasza reakcję. Może trochę zdrowego podejścia? Np mogę, ale czy muszę? Czy moja rolą jest zapewniać innym komfort albo zdobywać uznanie w oczach innych? Jakie uznanie? Że jesteście potrzebni gdy da się do czegoś wykorzystać was?  Sami zakładacie na siebie presję. Cóż to będzie gdy  zawiodę kogoś... A może to dobrze? Może ktoś zacznie liczyć na siebie? Może okaże się że da sobie radę i bez waszej pomocy. Wtedy będziecie mogli a nie musieli pomoc. Trochę luzu. 

Drogi Bigmenie... Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Każdy z nas ma swoje własne doświadczenia życiowe. Ktoś może "wrzucać na luz" w prawie każdej dziedzinie swojego życia, ale w jakiejś jednej kwestii mieć z tym problem. Mogę się zalożyć, że dotyczy to praktycznie każdej osoby w społeczeństwie. Ty też z jakiegoś powodu jesteś na forum nerwica.com... I Tobie też w odpowiedzi na opis tego powodu ktoś mógłby napisać "Wrzuć na luz"... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×