Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gonitwa myśli.


Katia85

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. Chciałabym tutaj podzielić się z wami moją historia. Może to w pewnym stopniu pomoże zrozumieć mi siebie i może ktoś odnajdzie też w tym cząstkę siebie lub swoich problemów. Od razu przepraszam za błędy jeśli będa ale pisze z telefonu. 

Od wielu lat wiedziałam że rozumuje inaczej i że jest coś nie tak. To zaczęło się gdy miałam 16 lat. Początkowo byłam normalna zbuntowana nastolatka. W pewne wakacje pojechałam na rekolekcje religijne. W czasie ich trwania zaczęło się u mnie  poczucie winy i chęć udawania kogoś innego. Zawsze byłam osobą skryta, mało przebojowa, ktora jednak była w jakimś stopniu szczęśliwa. Jednak miałam trudno w domu. Moja mama zawsze była wobec mnie bardzo wymagająca i często karcila moje zachowanie.

Po powrocie z tych rekolekcji nastąpił jakiś zwrot w moim życiu, czyli jakby zmiana osobowości. Już nie chciałam być ta zwykła skromna pełna wad dziewczyna. Chciałam być idealna - bez błędów, bez grzechów ( taki przymus wtedy czulam). Wtedy też zaczęły się u mnie chaotyczne i natrętne myśli. Czułam przymus tego że wciąż muszę być idealna, otwarta. Na siłę próbowałam być towarzyska. Wtedy robiłam wiele rzeczy na sile - trzymałam się z ludźmi z którymi nie miałam ochoty przebywać, bo czułam silny strach że coś stracę jeśli codziennie nie będę dawać z siebie wszystkiego. To było bardzo wykanczajace psychicznie. Cierpiał też na tym mój organizm - schudłam i miałam anemie. 

Byłam wtedy wewnętrznie bardzo nieszczęśliwa i rozdarta. Wiązało się to z tym, że chodziłam do liceum plastycznego, ale nie dlatego że ja tego chciałam, tylko moja mama wymusiła na mnie ten wybór. Bo miałam talent. Talent był dla mnie ciężarem nie przyjemnością. 

Liceum skończyłam oczywiście z wyróżnieniem no bo przecież ja musiałam być idealna. 

Potem poszłam na studia. Oczywiście dalej miałam mnóstwo myśli takich przymusowych.  U mnie wiązało się to z poczuciem winy, z tym że zawalilam.  Miałam za sobą nieudane 5 lat liceum więc teraz katowalam się tym że zmarnowalam życie. Że straciłam młodość że się nie wyszalalam. Miałam też silny strach przed tym że będę sama i zmarnuje szansę na znalezienie drugiej połowy. Zawsze wydawało mi się że coś przegapilam . 

W miarę jak dorastalam zaczynałam jednak sobie z tym radzić- nauczyłam się akceptować siebie i coraz bardziej pozwalałam sobie być nieidealna. To przynosiło mi spokój. 

Jednak gdy w moim życiu przychodził trudny czas lub gdy byłam przemeczona te natrętne myśli wracaly. 

Do czego zmierzam . Obecnie moje życie jest w miarę ułożone - mam pracę i chłopaka który mnie kocha. Jednak mam 33 lata i wciąż mieszkam u rodziców. Wynajmowalam  kiedyś ale stwierdziłam że szkoda na to pieniędzy. Obecnie mam w planach zakup mieszkania. Więc niby wszystko ok. 

Ale czasami wracają do mnie te strasznie natrętne myśli. Wtedy nie mogę spać po kilka nocy. Serce wali mi jak oszalałe A w głowie klebia się myśli i czuje że zaraz głowa mi wybuchnie lub ze dostanę obłędu. Są to myśli karcące. Sama się wtedy karce. Może do tego doprowadzić jakaś z pozoru błacha sytuacja. Że np coś nie poszło w takim porządku jak powinno. Albo że ja nie zrobiłam czegoś w takim ustalonym porządku jak powinnam. I wtedy wydaje mi się że naruszylam bieg rzeczy taki jaki powinien być i przez to zaraz coś się stanie. Logicznie wiem że te myśli są absurdalne ale one natrętnie wracają. Wtedy z nimi bardzo walczę i próbuje się uspokoić. Przez lata nauczyłam się mechanizmów obronnych - poczucie że moja dusza jest niezależna, A to mózg szwankuje więc te myśli nie sa częścią mnie tylko mojego mózgu. 

Wydaje mi się że biorą się one z pozostania wewnątrz mnie wielu niezaleczonych konfliktów wewnętrznych. 

Moja rodzina jest bardzo znerwicowana. Mój ojciec który jest bardzo zamkniętym i nerwicowym człowiekiem i mama która jest nerwowa despotyczna i bardzo wszystko wyolbrzymia. 

Mało tego. Dowiedziałam się że moja siostra również ma problem z takimi myślami- poczuciem winy i karceniem siebie. 

Dla mnie bardzo ważne jest że wreszcie zaczęłam rozumieć że jest to chyba nerwica. Że to nie ja zawalam, tylko choroba mnie dręczy. Bo nie wiem czy wy też tak macie ale po każdym takim ataku tych ciężkich myśli mam jakby wyczerpana psychikę i poczucie winy że uległam przymusowi natretnego obwiniania się. Więc karce się za to że się karce. Istne błędne koło. 

Jednak są momenty gdy jestem bardzo szczęśliwa i mam w życiu również wiele pięknych chwil. Nauczyłam się nimi cieszyć- takimi prostymi rzeczami i w tych momentach paniki próbuje się skupiać na nich. Wypracowalam sobie taki mechanizm że każda natretna myśl zabiera mi tą dobra konstruktywna. Że ta destrukcyjna jest czymś negatywnym A ja jestem istotą świadomą i to ja jestem panią mojej głowy i to ja decyduje jaka myśl wybieram. I nic z tego powodu się nie dzieje jeśli nie ulegne na natrectwu.  Wręcz przeciwnie uczę się wtedy dobrych nawyków myślenia. 

Może komuś pomoże też taki właśnie sposób. 

Nie wiem czy ktoś coś wywnioskowal z tego co napisałam bo tu bardzo wszystko uproscilam, jednak potraktowałam to jako pewną terapię. 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie  

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×