Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 11.07.2020 o 20:43, mandragora napisał:

 

@SwitchMe powiem Ci szczerze, jak przeczytałam Twój post, no ja bym powiedziała, że Twój facet gubi sie w zeznaniach. Szczególnie dziwne jest, ze tak bardzo sie denerwuje, gdy mu mowisz, że jego wersje się nie zgadzają. Dla mnie to brzmi podejrzanie. Z drugiej strony, wiem też, ze paranoja łatwo przychodzi.

Jak to teraz wygląda u Ciebie, bo kawałek czasu już minął?

Nadal jestem z tym mężczyzną a raczej na jego utrzymaniu mimo, że mam pracę chociaż za najniższą krajową. Biorę leki antydepresyjne i przeciwlękowe bo nabawiłam się nerwicy, mam od wielu miesięcy arytmię serce i często rzeczy wylatują mi z rąk. Mam problemy ze snem i z jedzeniem. Obecnie jestem na L4 od psychiatry. Co do tego faceta i związku z nim to on już ze mną zerwał i romansuje z koleżanką z pracy ale ja nadal z nim mieszkam bo nie stać mnie aby samodzielnie wynająć mieszkanie poza tym przygarnęłam zwierzęta ze schroniska bo czułam się samotna i teraz mam problem bo ciężko z nimi coś znaleźć poza tym w tym mieście, w którym jestem mieszkania są bardzo drogie. Ogólnie sytuacja bez wyjścia. On nadal mnie oszukuje jak tylko ma ochotę a ostatnio nawet przestawia mi rzeczy i mimo, że go proszę aby nie rzucał np swoich ubrań na moje kosmetyki albo nie zostawiał butów w przedpokoju to i tak to robi. Np ja złożę suszarkę na pranie, wychodzę do sklepu, wracam a on ją rozkłada, pytam się czemu ja rozłożył czy zamierza robić pranie to odpowiada, że on nic nie rozkładał...

Edytowane przez SwitchMe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@SwitchMeto wygląda na gaslighting. Współczuję mocno tej sytuacji, bo rozumiem jak to jest czuć się, jakby nie było wyjścia z sytuacji. Wiem też, że nie jest łatwo mieszkać dalej po rozstaniu i to jeszcze z takim człowiekiem. A nie masz np jakiegoś znajomego/znajomej, z którymi mogłabyś wynająć na zasadzie współlokatorów? Moze wtedy byłoby łatwiej. Ewentualnie może wynająć nie mieszkanie a pokój. Wiem, że mieszkanie z obcymi ludźmi nie jest komfortowe ale to chyba zawsze jakieś rozwiązanie żeby zakończyć obecną sytuację. Jestem pewna, że dasz radę i uda Ci się wybrnąć z tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, mandragora napisał:

@SwitchMeto wygląda na gaslighting. Współczuję mocno tej sytuacji, bo rozumiem jak to jest czuć się, jakby nie było wyjścia z sytuacji. Wiem też, że nie jest łatwo mieszkać dalej po rozstaniu i to jeszcze z takim człowiekiem. A nie masz np jakiegoś znajomego/znajomej, z którymi mogłabyś wynająć na zasadzie współlokatorów? Moze wtedy byłoby łatwiej. Ewentualnie może wynająć nie mieszkanie a pokój. Wiem, że mieszkanie z obcymi ludźmi nie jest komfortowe ale to chyba zawsze jakieś rozwiązanie żeby zakończyć obecną sytuację. Jestem pewna, że dasz radę i uda Ci się wybrnąć z tego.

wiem, że to gaslighting dużo o tym czytałam jednak i tak mnie to wyprowadza z równowagi i nie wiem jak mam na to reagować, także sama świadomość nawet nie pomaga

niestety właśnie nie mam znajomych, od kiedy zaczęłam ten związek z nim a trwa już 10 lat to znajomych traciłam jeden po drugim, w końcu sama się odizolowałam bo przestałam ufać ludziom i nie mam nikogo, łącznie z rodziną

byłoby mi łatwiej gdybym nie miała zwierząt ale ze zwierzętami jest bardzo trudno coś wynająć poza tym mieszkania są tak horrendalnie drogie, że jedna osoba nie jest w stanie płacić 3k za mieszkanie, no i jestem głupia bo przerwałam dla niego studia, mam średnie wykształcenie, zarabiam najniższą krajową i ogółem jestem w d... może jakoś to będzie, czekam na cud

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie odbyłem spotkania diagnostyczne zaburzeń osobowości z wykorzystaniem kwestionariusza SCID-5-PD. Wyszła mi osobowość unikająca i borderline ze wskazaniem do dalszej diagnozy w kierunku ADHD. Zrobiłem to o parę lat za późno. Ciekawe czy znajdę jakąś drobną stabilizację w tej diagnozie. Czy będę mógł te "łatki" wszyć w moje dziurawe i niestabilne pojęcie Ja? Na razie wywołało to we mnie dziwny stan "zadumy", który odbieram jako negatywny, choć w istocie może wcale taki nie jest.

 

Teraz powinienem pójść za ciosem. Jestem na liście oczekujących na terapię indywidualną DBT. W międzyczasie zaproponowano mi cykl e-spotkań z mindfulnessu, tylko musiałbym się szybko zdecydować, bo wiele osób chętnych na miejsca... A mi się włącza prokrastynacja, odraczanie decyzji. Bo rozważę wszystko na spokojnie, z chłodną głową potem. A potem nie nadchodzi, zwłaszcza gdy w powietrzu wisi dziwny nastrój tejże "zadumy", a ja w międzyczasie, po części przez ten nastrój, ulegam tendencjom autodestrukcyjnym.

Czy ktoś z tutaj obecnych oprócz bordera ma również unikającą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg mojej lekarki nadal mam bordera i to bardziej w kierunku psychotycznym niż neurotycznym. W sumie diagnoza jest mi już obojętna ale sama nie wiem czy da się to chociaż zaleczyć (wyleczyć to na pewno już nie patrząc na mój wiek). Póki co 3 lata terapii a i tak co chwilę kryzysy, chyba najlepiej póki co zadziałał na mnie neuroleptyk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość betelgeuse
8 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

Ale na to, że „wyrosnę” z bpd raczej nie mam już szans ;)

a próbowałaś może leczenia na jakimś oddziale leczenia zaburzen osobowosci?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, betelgeuse napisał(a):

a próbowałaś może leczenia na jakimś oddziale leczenia zaburzen osobowosci?

Chodzę na terapię 3x tyg, biorę leki (w sumie co 5-6 tyg jestem u psychiatry). Oddziały nie wchodzą w grę bo praca, dzieci etc. Jakbym jeszcze wypadła z normalnego życia to już w ogóle straciłabym motywację do leczenia. A lata temu byłam na 3 mc oddziale zaburzeń nerwicowych i osobowości i na dłuższą metę nie podziałało.

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

Chodzę na terapię 3x tyg, biorę leki (w sumie co 5-6 tyg jestem u psychiatry). Oddziały nie wchodzą w grę bo praca, dzieci etc. Jakbym jeszcze wypadła z normalnego życia to już w ogóle straciłabym motywację do leczenia. A lata temu byłam na 3 mc oddziale zaburzeń nerwicowych i osobowości i na dłuższą metę nie podziałało.

A jak mogę zapytać to czemu aż 3x w tygodniu się spotykasz z psychoterapeutą/tką? W sensie czemu tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, 123she napisał(a):

A jak mogę zapytać to czemu aż 3x w tygodniu się spotykasz z psychoterapeutą/tką? W sensie czemu tak?

Jakoś tak wyszło, przy dwóch sesjach przerwy były za duże aby zachować ciągłość (mam z tym problem). Generalnie nawet teraz tak często zmieniają się moje stany, że zachowanie ciągłości bywa bardzo trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

49 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

Jakoś tak wyszło, przy dwóch sesjach przerwy były za duże aby zachować ciągłość (mam z tym problem). Generalnie nawet teraz tak często zmieniają się moje stany, że zachowanie ciągłości bywa bardzo trudne.

Dzięki za odpowiedź. Z tego co pamiętam to mamy trochę podobne zmagania z dysocjacją i ja mam wrażenie, że u mnie 1x w tygodniu to trochę za mało a czasami są dłuższe przerwy z różnych przyczyn. Ostatnio się przestraszyłam, że historia się powtórzy  i obecna terapeutka też mnie wyrzuci, bo to za trudne wszystko:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam też coś co przypomina dysocjacyjne zaburzenia osobowości, może nie aż tak jak w opisywanych w książkach przypadkach ale dość często zmienia mi się wszystko o 180 i nie zawsze jestem w stanie przypomnieć sobie siebie w innych stanach niż tym który mam w danej chwili. Przez to tygodniowe przerwy to było jak zaczynanie terapii za każdym razem od nowa. Teraz najdłuższe przerwy to 2 dni i zdecydowanie łatwiej o kontynuację, chociaż często i tak z dnia na dzień zdarza mi się całkiem zmienić i odbierać świat już zupełnie inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość betelgeuse
9 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

biorę leki (w sumie co 5-6 tyg jestem u psychiatry)

a jakie konkretnie leki bierzesz i jak długo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, betelgeuse napisał(a):

a jakie konkretnie leki bierzesz i jak długo?

Obecnie od lutego Aripiprazol 5mg i schodzę z Wenlafaksyny ale raczej czarno to widzę (zejście z Ssri/ SNRI w ogóle). A tak ogólnie to wiele leków za mną, najdłużej brałam seronil ale przestał działać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, nieprzenikniona napisał(a):

Ja mam też coś co przypomina dysocjacyjne zaburzenia osobowości, może nie aż tak jak w opisywanych w książkach przypadkach ale dość często zmienia mi się wszystko o 180 i nie zawsze jestem w stanie przypomnieć sobie siebie w innych stanach niż tym który mam w danej chwili. Przez to tygodniowe przerwy to było jak zaczynanie terapii za każdym razem od nowa. Teraz najdłuższe przerwy to 2 dni i zdecydowanie łatwiej o kontynuację, chociaż często i tak z dnia na dzień zdarza mi się całkiem zmienić i odbierać świat już zupełnie inaczej.

Ja mam zaburzenia dysocjacyjne po traumie i faktycznie mam podobne odczucia bardzo zmienia mi się odbiór siebie i rzeczywistości plus bardzo się wyłączałam także np. przez 2 lata nie widziałam jak moja obecna terapeutka wygląda a to jak ja wyglądam to dalej nie wiem. Mam nadzieję, że pocieszy Cię trochę to co napiszę, że masz najważniejszy moim zdaniem czynnik, który decyduje czy ktoś da sobie radę po traumach czyli aktualnie dobre życie. Patrząc po swoim przykładzie to tego się nie da przeskoczyć ja nie mam motywacji żeby dalej walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, 123she napisał(a):

Ja mam zaburzenia dysocjacyjne po traumie i faktycznie mam podobne odczucia bardzo zmienia mi się odbiór siebie i rzeczywistości plus bardzo się wyłączałam także np. przez 2 lata nie widziałam jak moja obecna terapeutka wygląda a to jak ja wyglądam to dalej nie wiem. Mam nadzieję, że pocieszy Cię trochę to co napiszę, że masz najważniejszy moim zdaniem czynnik, który decyduje czy ktoś da sobie radę po traumach czyli aktualnie dobre życie. Patrząc po swoim przykładzie to tego się nie da przeskoczyć ja nie mam motywacji żeby dalej walczyć.

Tak mam dobre życie to na zewnątrz ale w głowie nadal syf, niestety traumy jak pewnie wiesz to nie coś co mija/ a wiele z nich rozgrywa się tu i teraz , chociaż tylko w głowie (nadaję pewnym rzeczom takie samo znaczenie i przeżywam tak samo jak wszystkie najgorsze rzeczy w moim życiu). Mimo wszystko dopóki można walczyć to trzeba próbować, poddać się można zawsze…ale wtedy już nigdy nie sprawdzisz czy mogło być inaczej…a podobno dopóki trwa życie to zawsze jest nadzieja…

 

ja już po prostu nie wierzę, że da się z tego wszystkiego wyleczyć, raczej na terapii staramy się pracować nad tym aby to wszystko sprawiało finalnie jak najmniej bólu, aby było do wytrzymania…

 

dysocjacje są niestety okropne ale to po prostu bardzo mocny mechanizm obronny, jedyny w danym momencie dostępny, no i zdecydowanie odkąd biorę neuroleptyk to bardzo osłabły. A Ty bierzesz jakieś leki?

 

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

Tak mam dobre życie to na zewnątrz ale w głowie nadal syf, niestety traumy jak pewnie wiesz to nie coś co mija/ a wiele z nich rozgrywa się tu i teraz , chociaż tylko w głowie (nadaję pewnym rzeczom takie samo znaczenie i przeżywam tak samo jak wszystkie najgorsze rzeczy w moim życiu). Mimo wszystko dopóki można walczyć to trzeba próbować, poddać się można zawsze…ale wtedy już nigdy nie sprawdzisz czy mogło być inaczej…a podobno dopóki trwa życie to zawsze jest nadzieja…

 

ja już po prostu nie wierzę, że da się z tego wszystkiego wyleczyć, raczej na terapii staramy się pracować nad tym aby to wszystko sprawiało finalnie jak najmniej bólu, aby było do wytrzymania…

 

Jest tak jak piszesz to ciężkie i długotrwałe zmaganie a wręcz bym napisała męczenie się w niektórych przypadkach pewnie nawet do końca życia. Tylko jak jesteś kochana, masz swoją rodzinkę i dzieci to te zmagania mają jakiś sens. Gdybyś była samotna to pomyśl jakby to mogło wyglądać tak samo tylko znaaaaacznie gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, 123she napisał(a):

Jest tak jak piszesz to ciężkie i długotrwałe zmaganie a wręcz bym napisała męczenie się w niektórych przypadkach pewnie nawet do końca życia. Tylko jak jesteś kochana, masz swoją rodzinkę i dzieci to te zmagania mają jakiś sens. Gdybyś była samotna to pomyśl jakby to mogło wyglądać tak samo tylko znaaaaacznie gorzej.

Gdybym była samotna to nie wiem czy bym jeszcze żyła…więc wiem doskonale o czym mówisz i nie będę Cię pocieszać bo nie umiem :( jedyne co mogę napisać to, że mniej więcej wiem jak to jest z tym co Ci jest i trzymać kciuki abyś znalazła jakąś motywację do przetrwania…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, nieprzenikniona napisał(a):

Gdybym była samotna to nie wiem czy bym jeszcze żyła…więc wiem doskonale o czym mówisz i nie będę Cię pocieszać bo nie umiem :( jedyne co mogę napisać to, że mniej więcej wiem jak to jest z tym co Ci jest i trzymać kciuki abyś znalazła jakąś motywację do przetrwania…

😞

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

A Ty bierzesz jakieś leki?

 

Jakoś nie zauważyłam wcześniej Twojego pytania, nie mogę niestety zasnąć już prawie 3 lata i biorę coś na spanie. Tak poza tym brałam długo fluoksetynę troszeczkę mi zmniejszało odczuwanie negatywnych emocji. W ostatnim czasie dosłownie prawie z dnia nadzień pojawił mi się stan jak w ciężkiej depresji (prawdopodobnie blokowałam odczuwanie smutku i nagle to mnie dosłownie zalało) i teraz biorę escitalopram. W ogóle nie chciałam iść do psychiatry, bo nawet jak wcześniej próbowałam to z reguły to była porażka albo ktoś mi nie wierzył albo uważał, że ja nie mam na co narzekać. Teraz było na tyle źle, że sama już nie potrafiłam nic wymyśleć i poszłam do znajomej mojej terapeutki. Wcześniej terapeutka porozmawiała z panią doktor i  powiedziała jej o co chodzi, żebym ja już nie musiała za dużo opowiadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, 123she napisał(a):

Jakoś nie zauważyłam wcześniej Twojego pytania, nie mogę niestety zasnąć już prawie 3 lata i biorę coś na spanie. Tak poza tym brałam długo fluoksetynę troszeczkę mi zmniejszało odczuwanie negatywnych emocji. W ostatnim czasie dosłownie prawie z dnia nadzień pojawił mi się stan jak w ciężkiej depresji (prawdopodobnie blokowałam odczuwanie smutku i nagle to mnie dosłownie zalało) i teraz biorę escitalopram. W ogóle nie chciałam iść do psychiatry, bo nawet jak wcześniej próbowałam to z reguły to była porażka albo ktoś mi nie wierzył albo uważał, że ja nie mam na co narzekać. Teraz było na tyle źle, że sama już nie potrafiłam nic wymyśleć i poszłam do znajomej mojej terapeutki. Wcześniej terapeutka porozmawiała z panią doktor i  powiedziała jej o co chodzi, żebym ja już nie musiała za dużo opowiadać.

Co bierzesz na spanie? Jak objawia Ci się bezsenność? Mi w ogóle nie pojawia się poczucie senności, cały czas jest załączony układ współczulny i jest wywołany kortyzolem. Biorę mirtę, kortyzol opada i pojawia się🤔 ja to nazywam okno snu i w nie wskakuje:) inaczej w ogóle nie pojawia mi się poczucie senności

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, 123she napisał(a):

Jakoś nie zauważyłam wcześniej Twojego pytania, nie mogę niestety zasnąć już prawie 3 lata i biorę coś na spanie. Tak poza tym brałam długo fluoksetynę troszeczkę mi zmniejszało odczuwanie negatywnych emocji. W ostatnim czasie dosłownie prawie z dnia nadzień pojawił mi się stan jak w ciężkiej depresji (prawdopodobnie blokowałam odczuwanie smutku i nagle to mnie dosłownie zalało) i teraz biorę escitalopram. W ogóle nie chciałam iść do psychiatry, bo nawet jak wcześniej próbowałam to z reguły to była porażka albo ktoś mi nie wierzył albo uważał, że ja nie mam na co narzekać. Teraz było na tyle źle, że sama już nie potrafiłam nic wymyśleć i poszłam do znajomej mojej terapeutki. Wcześniej terapeutka porozmawiała z panią doktor i  powiedziała jej o co chodzi, żebym ja już nie musiała za dużo opowiadać.

Myślę a nawet już jestem pewna, że dobrze dobrane leki to podstawa, zwłaszcza podczas intensywnej terapii. Bez leków to już dawno byłabym w ziemi. Ja mam psychiatrę w tym samym miejscu co terapię i też terapeutka konsultuje się czasem z moją lekarką (i na odwrót) dzięki czemu leczenie jest bardziej kompleksowe…dla mnie to kluczowa sprawa i nie wyobrażam sobie innej możliwości. 
Swoją drogą też mam ostatnio jakiś zjazd w dół…chyba będę prosić o nowe leki (tzn jeden nowy lek) bo czarno widzę swoje możliwości przeżycia jeśli całkiem zejdę z Wenlafaksyny. Znowu wpadam w anhedonię, nie czuję żadnej przyjemności z niczego, to tak jakby ktoś nagle zgasił mi światło… 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×