Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wstręt przed niektórymi branżami i ofertami pracy.


Asembler

Rekomendowane odpowiedzi

Na kanwie forumowego wątku o poszukiwaniu pracy przeleję kilka moich refleksji i odczuć odnośnie niektórych ofert pracy z jakimi się spotykam. Podkreślę, że nie chodzi tu tylko o jakąś tam niechęć, sceptycyzm, irytację, ale wręcz głęboki wymiotny wstręt.

 

Dotyczy to większości ofert z branży handlowej i marketingowej. Pracowałem jako promotor jednego zestawu produktów i jako pomoc techniczna połączona ze sprzedażą w pewnym wąskim segmencie ubezpieczeń. Nie narzekałem i nie narzekam na samą pracę w tamtych miejscach w kontekście atmosfery w pracy. Nigdy nie musiałem też sprzedawać nic bezpośrednio, np poprzez wykonywanie połączeń wychodzących czy nagabywanie klientów. W rozliczeniach z realizacji założonych celów wypadałem najlepiej. Mam przekonanie o konieczności rzetelności w wykonywaniu swojej pracy, do tego doszły widocznie silne umiejętności adaptacyjne.

 

Obecnie szukam pracy, na potrzeby dobrego wrażenia, przekonania do siebie rekruterów i inne tego typu androny używam zwrotu "szukania nowych wyzwań", a prawda jest oczywista, że jedną z głównych motywacji jest jakżeby inaczej motywacja finansowa ponieważ nie będę jadł samych mirabelek, a mam dość siedzenia na czyimś garnuszku, muszę się wyprowadzić i tak dalej i tak dalej.

 

Większość ofert, które spotykam to oferty z handlu lub z marketingu, świata reklamy, "budowanie pozytywnego wizerunku firmy", "sprzedaż produktów i usług", "pozyskiwanie nowych klientów". Nawet jeżeli nie chodzi o domokrąstwo, nawet jeżeli nie chodzi o wyszukiwanie ogłoszeń w celu budowania bazy biura nieruchomości, nawet jeżeli nie chodzi o jakąś banalną sprzedaż ubezpieczeń, pakietów medycznych czy abonamentów, nawet jeśli chodzi o produkt jawiący się jako prestiżowy, zapowiadający ciekawą i niemonotonną pracę, potrzeba wykorzystywania różnych kanałów komunikacji z klientami, partnerami biznesowymi.... czuję wręcz wstręt.

 

Na nic głosy "to tylko praca", "ktoś coś sprzedaje, ktoś coś kupuje, tak się kręci świat", "poprzez nasze oferty dajemy ludziom prawdziwą wolność wyboru", "poszerzamy rynek", "produkt jest dobry, klienci są zadowoleni". Czuję wstręt (wiele razy już użyłem tego słowa, ale uważam, że jest najtrafniejsze) do utrzymywania się ze skutecznego budowania u innych ludzi (klientów) potrzeby posiadania tego czy owego, sama idea reklamy jawi mi się jako wulgarna, bilbordy reklamowe atakują nas na każdym kroku zatruwając przestrzeń publiczną i rozbudzając namiętność posiadania jakiegoś przedmiotu, bez którego obylibyśmy się. W reklamie używa się różnych cwanych sztuczek, np plakaty z bielizną, gdzie proporcje ciała są ukazane wg badań ekspertów by maksymalnie uatrakcyjnić modelkę w kontekście prezentowanej bielizny. Przykłady można mnożyć.

 

Docelowo chce robić co innego, ale muszę się douczyć we własnym zakresie, powiedzmy rok. Podkreślę, że przecież jak napisałem już dwie pracę miałem w ogólnie pojętym "handlu i marketingu". Nawet nie była to sprzedaż tak zwana agresywna.

 

Wypisałem się, to forma wygadania również. Mam nadzieję, że ktoś przeczyta ten przydługawy tekst i napisze co sądzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Większość ofert, które spotykam to oferty z handlu lub z marketingu, świata reklamy, "budowanie pozytywnego wizerunku firmy", "sprzedaż produktów i usług", "pozyskiwanie nowych klientów". Nawet jeżeli nie chodzi o domokrąstwo, nawet jeżeli nie chodzi o wyszukiwanie ogłoszeń w celu budowania bazy biura nieruchomości, nawet jeżeli nie chodzi o jakąś banalną sprzedaż ubezpieczeń, pakietów medycznych czy abonamentów, nawet jeśli chodzi o produkt jawiący się jako prestiżowy, zapowiadający ciekawą i niemonotonną pracę, potrzeba wykorzystywania różnych kanałów komunikacji z klientami, partnerami biznesowymi.... czuję wręcz wstręt.
a ja czuje do tego odrazę. Tego typu praca jest sprzeczna z moim charakterem( jestem nieśmiały, małomówny, nie znoszę nikogo przekonywać do czegoś) jak i przekonaniami bo uważam to za nieuczciwe omamianie ludzi i okłamywanie. Na samą myśl że miałbym do kogoś dzwonić i namawiać albo robić to osobiście już mi się źle robi, są ludzie stworzeni do takiej pracy( wygadani ściemniacze, ekstrawertycy i sangwinicy ) ale niektórzy tacy jak ja( flegmatyk, melancholik) by się nigdy nie sprawdzili choćby nie wiem jakie kursy przeszli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@carlosbueno, To właśnie trochę podobnie. Ale piszę trochę. Bo jednak ja się w tym (choć nie w bezpośrednich połączeniach wychodzących) sprawdziłem bardzo dobrze i miałem najlepsze wyniki. Nie zmienia to faktu odczuwania wstrętu.

 

Analizowałem postawy osób, które były biegłymi sprzedawcami, włącznie z elementami sprzedaży agresywnej. Osoby takie zasłaniały się na ogół wytłumaczeniem "inni też tak robią", "trzeba z czegoś żyć", "nie ja ustalałem reguły, firma mnie zatrudnia i sporządza programy" albo koronne: "jak nie ja, to konkurencja mu to sprzeda(lub podobny produkt, usługę), więc co za różnica" oraz "klient kupuje nie tylko produkt, ale także sposób sprzedaży, atmosferę zaufania i poczucie bezpieczeństwa, komfort, że to ja wszystko załatwiam i wychodzę z inicjatywą etc, a skoro sprzedaję, to idzie mi to dobrze, więc o co chodzi". Dla mnie to wszystko tylko kamuflaż i maskowanie się przed bolesnym stwierdzeniem: "buduję potrzeby u nieświadomego klienta, wykorzystuję element zaskoczenia, poprzez różnego rodzaju techniki wpływam na jego decyzję". Nie trzeba tutaj bezczelnie kłamać i mówić nieprawdy o produkcie, wystarczy odpowiednia konstrukcja rozmowy, przemilczenie niektórych informacji, rozłożenie akcentów, zakotwiczanie nieświadomego klienta podczas pobocznych wątków rozmowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale czuje niechęć do pracodawców (którzy wystawiają takie oferty pracy) i pracowników (którzy zgadzają się pracować) za psie pieniądze, najczęściej ulotki, gastro.
czasami niektórzy( chodzi mi o pracowników) nie mają wyboru, albo nastolatki, studenci chcą se tylko dorobić a i tak utrzymują ich rodzice i lepsze wtedy 4 zł/ h niż nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na kanwie forumowego wątku o poszukiwaniu pracy przeleję kilka moich refleksji i odczuć odnośnie niektórych ofert pracy z jakimi się spotykam. Podkreślę, że nie chodzi tu tylko o jakąś tam niechęć, sceptycyzm, irytację, ale wręcz głęboki wymiotny wstręt.

 

Dotyczy to większości ofert z branży handlowej i marketingowej. Pracowałem jako promotor jednego zestawu produktów i jako pomoc techniczna połączona ze sprzedażą w pewnym wąskim segmencie ubezpieczeń. Nie narzekałem i nie narzekam na samą pracę w tamtych miejscach w kontekście atmosfery w pracy. Nigdy nie musiałem też sprzedawać nic bezpośrednio, np poprzez wykonywanie połączeń wychodzących czy nagabywanie klientów. W rozliczeniach z realizacji założonych celów wypadałem najlepiej. Mam przekonanie o konieczności rzetelności w wykonywaniu swojej pracy, do tego doszły widocznie silne umiejętności adaptacyjne.

 

Obecnie szukam pracy, na potrzeby dobrego wrażenia, przekonania do siebie rekruterów i inne tego typu androny używam zwrotu "szukania nowych wyzwań", a prawda jest oczywista, że jedną z głównych motywacji jest jakżeby inaczej motywacja finansowa ponieważ nie będę jadł samych mirabelek, a mam dość siedzenia na czyimś garnuszku, muszę się wyprowadzić i tak dalej i tak dalej.

 

Większość ofert, które spotykam to oferty z handlu lub z marketingu, świata reklamy, "budowanie pozytywnego wizerunku firmy", "sprzedaż produktów i usług", "pozyskiwanie nowych klientów". Nawet jeżeli nie chodzi o domokrąstwo, nawet jeżeli nie chodzi o wyszukiwanie ogłoszeń w celu budowania bazy biura nieruchomości, nawet jeżeli nie chodzi o jakąś banalną sprzedaż ubezpieczeń, pakietów medycznych czy abonamentów, nawet jeśli chodzi o produkt jawiący się jako prestiżowy, zapowiadający ciekawą i niemonotonną pracę, potrzeba wykorzystywania różnych kanałów komunikacji z klientami, partnerami biznesowymi.... czuję wręcz wstręt.

 

Na nic głosy "to tylko praca", "ktoś coś sprzedaje, ktoś coś kupuje, tak się kręci świat", "poprzez nasze oferty dajemy ludziom prawdziwą wolność wyboru", "poszerzamy rynek", "produkt jest dobry, klienci są zadowoleni". Czuję wstręt (wiele razy już użyłem tego słowa, ale uważam, że jest najtrafniejsze) do utrzymywania się ze skutecznego budowania u innych ludzi (klientów) potrzeby posiadania tego czy owego, sama idea reklamy jawi mi się jako wulgarna, bilbordy reklamowe atakują nas na każdym kroku zatruwając przestrzeń publiczną i rozbudzając namiętność posiadania jakiegoś przedmiotu, bez którego obylibyśmy się. W reklamie używa się różnych cwanych sztuczek, np plakaty z bielizną, gdzie proporcje ciała są ukazane wg badań ekspertów by maksymalnie uatrakcyjnić modelkę w kontekście prezentowanej bielizny. Przykłady można mnożyć.

 

Docelowo chce robić co innego, ale muszę się douczyć we własnym zakresie, powiedzmy rok. Podkreślę, że przecież jak napisałem już dwie pracę miałem w ogólnie pojętym "handlu i marketingu". Nawet nie była to sprzedaż tak zwana agresywna.

 

Wypisałem się, to forma wygadania również. Mam nadzieję, że ktoś przeczyta ten przydługawy tekst i napisze co sądzi.

 

Ja czuję wstręt ogólnie do samej pracy, a w tym wyjątkową niechęć do wszelkiej akwizycji, pracy na kasie, call center i produkcji. Wiem, że niektórzy ludzie (serdecznie im współczuje) nie mają wyboru i muszą pracować w tych branżach, ale ja nawet z przysłowiowym nożem na gardle nie wziąłbym takiej roboty, a nawet jeśli bym do takiej poszedł, to długo bym nie wytrzymał. Ogólnie też, jak to jeden z przedmówców tutaj napisał, to wkurzają mnie też te wszystkie ogłoszenia i wymagania zawarte w nich przez pracodawców, bo tak naprawdę w większości szukają naiwnego jelenia, którzy zgodzi się pracować za miskę ryżu, a wymagania mają jak na jakiegoś kierownika czy dyrektora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam nie mam wstrętu do tych branż które wymieniłeś, ale czuje niechęć do pracodawców (którzy wystawiają takie oferty pracy) i pracowników (którzy zgadzają się pracować) za psie pieniądze, najczęściej ulotki, gastro.

 

Dziwne podejście. Ludzie, by utrzymać siebie i swoją rodzinę godzą się na często uwłaczające warunki i zaniżone stawki bo po prostu nie mają alternatywy. Nie rozumiem, co jest w tym złego w tym, że człowiek stara się zarobić na chleb i rachunki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W naszych czasach większość ofert pracy np z portalu ogłoszeniowego ktorego nazwa zaczyna się na G, to oferty sprzedaży albo telemarketingu. Dla mnie to jest poprostu nie do przeskoczenia, jestem nieśmiały, raczej nie lubię ludzi, do tego mam stany depresyjne... no ale cóż, może wsrod tych ofert raz na 100 pojawi się jakaś, na ktora moglbym odpowiedziec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też bym się wzdrygnął przed pracą w któryś z powyżej wymienionych branży, ale mnie ogólnie odpycha praca gdzie kontakt z ludźmi jest ważny albo najważniejszy, po prostu męczy mnie to. Najlepiej marzy mi się praca gdzie kontakt z drugim człowiekiem ograniczony byłby do minimum, albo jeszcze lepiej mieć jakaś małą własną firmę (co prawda tutaj kontakt byłby większy, ale sam dla siebie jest się panem i żaden kierownik nie ślęczy nad tobą i to dla mnie jest duży plus). Z tą firmą to na razie takie nieśmiałe myślenie, ale kto wie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja koleżanka lat 39,ma zakład pogrzebowy.Lubię ją odwiedzać w ty miejscu.Chociaż tam pełno trumien.Rozumiem,że nie każdy chciałby się podjąć takiej pracy.

Mój brat lat 33,przez dwa lata pracował w zakładzie pogrzebowym.Mył i ubierał zwłoki.W wielu ludzi,mówiło.Jaki on odważny.Jak się nie boi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie będę za dużo pisał, bo nie chcę się specjalnie negatywnie nastawiać, podczas, kiedy są minimalne szanse, że nie będę miał wyboru i będę musiał jakąś pracę we wrednej dziedzinie podjąć.

 

Zgadzam się z użytkownikiem o mile brzmiącym nicku Asembler.

Marketing, wciskanie ludziom kitu, stosowanie różnych metod skojarzeń. Teraz jestem bardziej sceptyczny do świata, mniej ufny, dlatego reklamy na mnie tak nie działają. Ale kiedyś owszem.

 

Nie chciałbym pracować jako osoba kreująca potrzeby. Dlatego, że to jest sprzeczne z moją moralnością. Naczelną zasadą życia nie powinno być chyba posiadanie.

 

***

 

Moim zdaniem wartościowe są prace, które nie powodują rozłamu między ludźmi, jak żołnierz. Praca rolnika za to jest oczywista, bo bez niej by ludzie nie przeżyli. On wytwarza jakieś potrzebne dobro. Nie mówię, że chciałbym być rolnikiem, bo czasem oglądam wiadomości rolnicze i nawet taki rolnik może mieć stresującą sytuację, wahania cen skupy, klęski żywiołowe, etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×