Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

Zaraz odbieram wyniki testu na boreliozę, jutro jeszcze internista do mnie przychodzi, bo mama jest przerażona tym, co się ze mną ostatnio dzieje. Pomyślę też nad innym psychiatrą.

 

Chcę przestać myśleć, przestać! Tymczasem budzę się w nocy z drętwiejącą ręką i mdlejącą nogą, zaczynam panikować, nie mogę oddychać. Tak co noc, co noc... Jestem wsłuchana w swoje ciało jak zegarek, 24/h ogarnia mnie lęk. Stałam się więźniem włąsnych myśli!

 

PODSTAWOWA SPRAWA! Nie chodź do żadnych lekarzy,nie badaj się ,Marcjanna! I po co Ci inny psychiatra? Bo mentalnie nie potrafisz zaakceptować jego diagnozy. Dlaczego? Na tym polega mechanizm zaprzeczenia w nerwicy-nie przyznasz się do swoich problemów pozazdrowotnych-wolisz myśleć,że masz chorobę! Zupełnie,.jak ja :!:

 

Nie chodzi o to,że masz przestać myśleć!!! Niech sobie te myśli przychodzą,ale zrozum,że to są tylko myśli lękowe,nie mające niczego wspólnego z rzeczywistością...............

 

[Dodane po edycji:]

 

Grala -> Jutro idę do psychologa trzeci raz. Na razie efektów nie widzę, ale zobaczymy...

 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę być pewna, czy to TYLKO nerwica. Jutro mam psychologa...

Ataki, panika, akceptowałam to, wiedziałam - nerwica. Tymczasem od 3 dni mam osłabioną całą lewą stronę, nogę z waty, rękę i zdrętwiałą twarz po tej stronie. Miał tak ktoś? :( Nie wiem, czy to też objaw nerwicy czy skutek uboczny Xanaxu (1mg biorę na sen). Truję życie bliskim i nawet tutaj, u Was, na forum. Może już dostałam na łeb... W myślach widzę tylko siebie na wózku lub już w grobie, za miesiąc, dwa... Gdybym była pewna - tak - to nerwica, ale nie jestem. Morfologia, ob, ths, ekg i badanie neurologiczne (wszystko idealnie) wyklucza jakieś poważne problemy. Jutro wyniki testu na boreliozę. Jeśli wyjdzie ujemny, to... Czy to wszystko może wykluczyć inne dolegliwości prócz nerwicy? Większość z Was miała stos innych badań... Ja tylko te powyżej i każdy od razu stwierdzał nerwicę. Stresuję się zanikiem mięśni, stwardnieniem rozsianym bocznym, epilepsją, Jezu, wszystkim, wiem, że mam hipochondrię, ale wraz z nią może istnieć także faktyczna choroba. Boję się, że lekarze stawiają złą diagnozę.

 

Ja Wam bardzo dziękuję za wsparcie, Invisible, wtedy czuję, że nie jestem sama.

 

 

SPOKOJNIE- TO WSZYSTKO TO OBJAWY NERWICY. ... PRZERABIAŁAM JUŻ TO :P

ZROZUM,ŻE TE TWOJE MYŚLI NIE MAJĄ NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ,CHOCIAŻ C Z U J E S Z INACZEJ..... NIE MUSISZ SIĘ ICH JEDNAK BAĆ ;) BO TYLKO MYŚLI. OLEJ TEN LĘK- NIECH SOBIE BĘDZIE :P

 

[Dodane po edycji:]

 

Kochani, dziękuję za wsparcie, mam nadzieję, że to wszystko się wyjaśni i minie. Mam już za sobą setki objawów - od ucisku w czole, skroniach, z tyłu głowy, przez skurcze żołądka, kołatanie serca, drgawki, drżenie rąk, mrowienie, ucisk w mostku, nerwobóle sercowe (przez które lądowałam na pogotowiu), cholerne zawroty głowy i ten paniczny lęk. Kiedyś tylko podczas ataków, teraz towarzyszy mi na codzień. Teraz wychodzę na ulicę, patrzę na tych szczęśliwych ludzi i po prostu płaczę. Myślę - po co to wszystko, i tak umrzemy... Ta noga "z waty" ciągle mnie męczy, dzwoniłam do mojej pani psycholog - powiedziała, że to też objaw nerwicy, że wszystko może być, jeśli to sobie wmawiamy i nieustannie o tym myślimy. Ja wiem, że o tym myślę, ale nie chce mi się wierzyć, że to TYLKO nerwica. W tej chwili ciśnie mnie po środku czoła i mam lekkie zawroty. Któryś dzień z rzędu płaczę. Mam dopiero 18 lat i nie wiem, co mi jest... :( Gdzie moje dawne życie? :(

"Koleżanki", które niby miałam odwróciły się. Została mi jedna przyjaciółka i przekochany chłopak, który zawsze mnie wspiera. Niestety on wkróce wyjeżdża na studia (medycyna, sic!).

Trzymajcie kciuki za neurologa... Całuję.

 

[Dodane po edycji:]

 

Wróciłam, wstępna diagnoza neurologa po badaniu na wizycie (coś mi stukał, patrzył w oczy, gilgotał igłą) - nie widzi żadnych, nawet najmniejszych oznak niepokoju ani objawów sm. Stwierdził, żę ta miękkosć mięśni i nogi to skutek nerwicy lub zaczęcia brania Xanaxu (mięśnie rozluźniają się i taki jest efekt). Nie dał skierowania na rezonans, bo mówi, że nie jest obojętny dla zdrowia, a ja mam dopiero 18 lat i szkoda je psuć. Pani była zresztą bardzo miła - powiedziała, że gdyby tylko zauważyła najmniejszy objaw SM, od razu dałaby mi PILNE SKIEROWANIE NA REZONANS, ale zwyczajnie nie dsotrzega. Mam się zgłosić 06.10 na kolejne badanie, żeby sprawdzić, czy nerwica po Xanaxie ustępuje, wtedy znów mnie pobada i może, jak to oświadczyła, dla "świętego spokoju" dać mi to skierowanie na rezonans.

 

Trochę odetchnęłam....Uf.

 

Marcjanna ,a może skupmy sięt trochę na kwestii Twojego chłopaka-jego wyjazdu i Waszej relacji tak w ogóle.... Zamiast gadać o chorobach ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

 

Jestem nowy na tym forum. Trudno mi powiedzieć, od jak dawna mam nerwicę, ale jej objawy nasiliły się mniej więcej w grudniu ub. r. Po raz pierwszy usłyszałem tę diagnozę, gdy w kwietniu tego roku karetka zabrała mnie "umierającego" na izbę przyjęć. Obudziłem się tego dnia ok. 1 w nocy i nie wiedziałem, co się dzieje. Czułem się, jakbym nie mógł złapać tchu, serce waliło mi jak szalone, czułem się, jakbym zaraz miał odpłynąć, umrzeć, zgasnąć. Jakby miał za moment stracić przytomność i/lub władzę w kończynach. Myślałem, że za moment moje serce przestanie bić. To było straszne.

 

Na izbie przyjęć dokładnie mnie przebadali (troponina, EKG, ciśnienie). Oczywiście - wszystko w normie. Lekarz dyżurny nie miał wątpliwości, że to nerwica. Dostałem dożylnie Relanium i od razu wszystko wróciło do normy. Uspokoiłem się. W późniejszym terminie zrobiłem też sobie badanie tarczycy (TSH bodajże), które także niczego nie wykazało.

 

Wcześniej miałem pewne objawy, ale łagodniejsze. Najbardziej charakterystyczne było to zrywanie się z łóżka w nocy, te niepokoje, kiedy zasypiałem... Jakbym w pewnym momencie nie mógł złapać tchu. Jednej nocy nie mogłem z tego powodu zasnąć i bardzo pociły mi się dłonie, pomimo że nie było mi jakoś szczególnie gorąco. Wcześniej pojawiało się coś podobnego na jawie, coś jak zasłabnięcie, ale bez mroczków przed oczami. Taki lęk, jakbym zaraz miał upaść, stracić władzę w całym ciele. Nagle, niespodziewanie. Mogę także dodać częstsze mrowienie i drętwienie części kończyn, palców. Gdy nasilają się w/w objawy, nasila się również i to.

 

Od tamtego czasu biorę regularnie magnez i do niedawna wszystko było w miarę ok. Niestety, ostatnio objawy zdają się powracać. Ostatnio miałem trochę bardziej stresujący czas związany z egzaminem na prawo jazdy, który za trzecim razem udało mi się zdać. Niemniej, boję się, że magnez powoli przestaje wystarczać.

 

Jestem ponadto strasznym hipochondrykiem. Zawsze nim byłem. Nerwica daje też takie objawy, które choremu każą podejrzewać u siebie np. stwardnienie rozsiane (mrowienie, drętwienie), więc ta choroba stała się teraz (czyli od jakichś 6 mies.) moją obsesją. Wiele bym dał za rezonans magnetyczny, który mógłby mnie uspokoić, ale wiem, że to bardzo drogie badanie i raczej nikt chorego na nerwicę na nie nie skieruje :smile:, bo wiadomo, że to nie SM.

 

Tyle tytułem wstępu. Chciałbym, byście odnieśli się jakoś do tego, co napisałem, a zwłaszcza do moich objawów? Czy są typowe? Wy też je miewacie? Jakie leki byście polecali (tylko proszę żadnych melis, kalmsów, nervosoli - ich działanie jest na poziomie placebo)?

 

Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo serdecznie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paulitinka21 - dzięki za odpowiedź :smile: wczoraj w nocy strasznie bolały mnie mięśnie, ale założyłam z góry, że to nerwica i hop - przeszło! za to te osłabione mieśnie w lewej stronie, zwłaszcza nodze...już nie. i trzymają się od tygodnia. osłabione mięśnie też mogą być objawem? zawsze widziałam tu ludzi narzekających na mięśnie spięte... a te mam chyba tylko na szyi, często ściskają mi się i czuję taką obręcz. :(

myślałam, że chociaż do boreliozy się doczepię, a tu wynik ujemny. teraz w głowie SM, zanik mięśni i itp. super. :cry:

z chłopakiem super, już za sobą tęsknimy... :D

 

micolay - nie martw się, ja też byłam z nerwobólem i kołataniem serca na pogotowiu, gdzie lekarz mnie zwyczajnie wyśmiał :oops: a z tego strachu przed zawałem to już normalnie mdlałam cała - co strach z ludźmi może zrobić...

a mrowienie i drętwienie to u mnie ostatnio codzienność. teraz doszła słabość mięśni (i TO mnie martwi...).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie z kolei od 2 dni zero objawow:)) Dzis mega sprztaanko, mycie okien, zapierniczalam jak maly robocik, i zero uciskow, zero lekow itp:)) dlatego coraz bardziej przekonuje sie do tego, ze te objawy u mnie kiedy sie pojawiaja sa wynikiem mojej główki:) ktora sobie czasem potrafi cos uroic:)) ale tak czy siak ide porobic sobie badanka bo z kolei zaczynam bzdurac sobie cos innego;DD pozdoriwonka dla wszystkich nerwusow;))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

micolay i marcjanna - nie wyszukujcie sobie chorob na sile! wiem bo tez przez to przechodzilam, wymyslalam tysiace chorob i jak sie okazywalo,ze jestem zdrowa to "wymyslalam" nastepna.Postarajcie sie nie myslec o tym, ze cos wam dolega.Mi ostatnio wrocily mysli,ze cos nie tak jest z moim sercem. Wiec wiem jakie to trudne. powodzenia i tzrymajcie sie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fobia - myślę,że nikt z nas nie wyszukuje sobie chorób na siłę. Tylko zbytnio wsuchujemy się w nasz organizm i każdy ból wyolbrzymiamy, od razu przyjmując,że to coś najgorszego. Do tego dochodzi dostępność internetu z którego możemy wyszukać niezliczoną liczbę chorób, do których jakimś cudem pasują nasze objawy i trzymamy się danej choroby. Ile to razy szłam do lekarz i już wiedziałam jakie badania powinien mi zrobić i co niby mi dolega. Właściwie to teraz nic tylko na medycyne iść :) Dziś właśnie wyeszłam po raz tysięczny na neta szukając objawów nowotworu kości, bo przecież boli mnie kręgosłup w części lędźwiowej od hoho i teraz się nasiliło, szczególnie jak chodzę. Koszmar!!! Ale dziś udało mi się otrząsnąć i po chwili zakończyć moje wyszuiwania. Poczekam, może w końcu przejdzie, jak nie przejdzie do lekarza, choć pół roku temu już miałam rtg i było ok. Ech... te cholerne natrętne myśli...tak ciężko nad nimi zapanować :(

 

grala - nawet nie mogę wyobrazić sobie przez co przeszłaś, przykro mi , musisz być silną osobą... na jednego człowieka spadło tyle do dźwigania... Ja też miałam bliską osobę, która zmarła na raka i właściwie odtąd w mojej głowie zapanował strach. Wcześniej miałam jakieś lęki ale nie do tego stopnia, o wiele łatwiej mi było nad tym zapanować. Zresztą wiele znanych mi osób zmarło na raka, chorują...i wciąż o tym słyszę...wciąż. Czemu kiedyś nie było tylu złych chorób? ... choć pewnie były...

A Ja jak na razie staram się nie szukać po internecie i nie mieć wolnego czasu... a śmieszne jest to,że jeszcze mam inne obawy(objawy) wciąż, ale tłumie je w środku. Czasem przemykają te złe myśli ale staram się je lekceważyć.

 

micolay - nerwica ma przeróżne objawy, Ja pewnego dnia miałam wrażenie,że zaraz przestanę oddychać mój oddech był bardzo krótki i nie byłam w stanie złapać normalego głębokiego oddechu, bałam się spać, bo myślałam że umrę,że się uduszę, myślałam,że coś jest nie tak z moimi płucami, bo nie mogłam normanie oddychać, z tego strachu nie przespałam nocy. Chodziłam po domu jak obłąkana próbując poprostu normalnie oddychać i nie mogłam. To było przed jakimiś badaniami (a raczej wynikami) , które musiałam w środku jakoś strasznie przeżywać. Na drugi dzień internet "szukaj" :) .... okazało się ,że to jeden z objawów nerwicy, więc nawsuwałam się tabletek uspokajających i przeszło jak ręką odjął... bo wszystko siedzi w naszych głowach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przypisuję sobie wiele i na pewno jedną z nich mam, ale wszyscy lekarze uważają, że to NERWICA mimo że miałam jedynie kilka badań, krew cz tsh itp.

Bolą mnie oczy, czuję ucisk w głowie, w nosie, w czole, w policzkach, mam słabe mięśnie - to TEŻ nerwica?

Na dodatek ostatnio same "fajne" sny: obcinanie włosów (oznacza śmierć/zmartwienia) i cmentarz - wiadomo.

I co ja mam myśleć??? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wlasnie a mi nie przechodzi, bliksa....Po ugryzieniu kleszcze moja nerwica zaostrzyla sie bardzo, doszla depresja i objawy...klucie w palcach, bole stawow, slabosci...

lekarze mi wmawiaja ze to nie borelioza ale nie wierze. zrobie test wesstern blot. czuje sie fatalnie. nigdy sie nie dowiem co mi jest ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marcjanna z własnego doświadczenia wiem, że jak sobie coś wkręce i czekam na jakieś objawy to one sie prędzej czy pózniej pojawiają. może wlasnie masz taką sytuację z tym kleszczem. przerziłas sie, ze masz boreliozę i teraz pojawiają Ci sie objawy choroby, tak jakbyś poinformowała mózg, ze ciało ma dawać takie symptomy choroby. zrób sobie badanie i wszystkiego sie dowiesz. mam nadzieję, ze to tylko Twój wkręcik ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeden test juz mialam igm+igg wyszedl ujemny ale wole dla pewnosci zrobic drugi bo mam stos objawow pasujacych do boreliozy a lekarze oczywiscie wysylaja mnie do psychiatry, bo tak jest latwiej. tez miewalam niezle wkrety ale teraz czuje ze moj organizm az tak sobie nie mogl wkrecic tego... :( jestem przerazona i mam straszne sny...

niogdy nie mialam depresji tylko nerwice lekowa a teraz to sie polaczylo i mam ochote ciagle plakac. skad takie pogorszenie? no wlasnie-kleszcz, cholerny kleszcz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja oczywiście "miałem" już raka kręgosłupa, szpiczaka mnogiego oraz obecnie zauważam u siebie objawy stwardnienia rozsianego, ponieważ w nocy mam odrętwiałe nogi i w ciągu dnia czuje drgania mięsni na prawie całym ciele, ale głównie ręce, nogi, twarz, głowa, a do tego mam szum w uszach, a szczególnie w lewym. Do tego zmęczenie w ciągu dnia. Byłem u neurologa, opukał mnie, sprawdził wszystkie odruchy i nie skierował mnie na żadne badnia, ale i tak oczywiście uważam co innego. To masakra jakaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bliksa - to chyba jednak nie wkręt, bo drugi test wyszedł niepewny, teraz czekam na wyniki badań ze szpitala w kierunku właśnie boreliozy i sm i pewnie zacznę leczenie... pal licho już czego. mam doła, cholernego doła, ale wiem, że tylko ode mnie zależy moje własne samopoczucie. mimo to nie potrafię go polepszyć. najgorsze jest czekanie, trochę jak na wyrok. latam do ubikacji co 5 minut. :lol: jeden plus tego wszystkiego, że schudłam. :smile:

 

ruski - mnie za pierwszym razem też wysłał do domu, a za drugim dał skierowanie do szpitala na tydzień i diagnostykę (wyszłam już tydzień temu i nadal nie wiem co mi jest), haha, i weź tu zrozum świat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. U mnie zaczęło się prawi 5 lat temu niedługo po tym jak urodziła mi sie córeczka.

Powiększony węzeł chłonny - w gazetce przecztałem że może to być chłoniak i od tego momentu najgorsze 2 miechy życia... Okazało się że to nic takiego - przerost i stan zapalny migdałów.

Myślałem że t okoniec, a jeadnak rok temu w związku z uporczywym kaszlem - fobia rak płuc. RTG bez zmian.

Niestety ten kaszel się utrzyzmuje i powracają zapalenia oskrzeli (dziś kończe antybiotyk). Od dziecka mam zreszta tendencje. Lekarz mówi bronchit czyli przewlekły stan zapalny z nawracającymi ostrzejszymi zapaleniami (łapię ze 2 razy do roku) . Zawsze olewałem leczenie (kończyłem antybiotyki po paru tabletkach, piłem w czasie kuracji alkohol i doczekałem się) . Mama też ma kłopoty z oskrzelami ale ze 40 lat pali. Ja mam 31 lat i nigdy niepaliłem, jestem silnym, dużym facetem (kupa lat na siłowni, zdrowa dieta itp). W rodzinie brak nowotworów. A jednak siedzi ten rak w głowie i aktulnie od 10 dni ma znowu ten koszmar pomimo, że byłem już u lekarza swojego i w pracy i nic niepokojącego nieznaleźli oprócz nieżytu oskrzeli. I myśli - a moze się nie znają (choć to doświadczeni lekarze), ja wiem lepiej bo zaczytuję się o chorobach. NIe da się żyć po prostu! Jak patrzę na moją córeczkę to łzy w oczach, strach, panika że nie zobacze jak rośnie , ma swoje dzieci. DRAMAT!!! Jutro kontrola i chyba powiem lekarzowi o moich fobiach chorobowych. Mam nadzieję ze mnie uspokoji i zaczne normalnie żyć bo się rozlatuję....

Ale pomaga mi czytanie o Waszych przypadkach.

Ech - ide zaraz na siłownię - bo to jedyny ratunek na taki stan u mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

moja historia zaczęła się ok. pół roku temu. Od roku miałem nową pracę. Pracowałem przy programowaniu automatów przemysłowych w średniej firmie (ok.300 osób). Pewnego dnie zrobiło mi się słabo, miałem dość maszyn, smrodu chemikaliów, hałasu - zasłabłem. Zostawiłem rozgrzebaną maszynę i ruszyłem w kierunku pielęgniarki (opieka medyczna zakładu). Po drodze, zataczając się, wpadłem na pana prezesa, który zapytał co się stało.. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że źle się czuje i muszę natychmiast do lekarza. Odpowiedział - może poczeka pan chwilkę, mamy konkurs na pracownika miesiąca... Rzuciłem wiązką prosto w twarz panu prezesowi i nie patrząc na reakcję udałem się do pielęgniarki. Zaciągnął mnie tam kolega, bo sam nie byłem w stanie dojść. W gabinecie usiadłem, zmierzono mi ciśnienie, puls i cukier. Cukru we krwi było za sporo za mało. Pielęgniarka powiedziała, że będę musiał pójść do lekarza, najlepiej od razu. Miałem już mało siły, podobnie jak i cierpliwości. Znowu zacząłem przeklinać, zachowywać się agresywnie. Zrzuciłem z biurka ciśnieniomierz i inne rzeczy. Opuściłem firmę przeklinając głośno. W szpitalu na izbie przyjęć nie chcieli mnie przyjąć - bo śmierdziałem chemikaliami. Skierowano mnie od razu na ostry dyżur na toksykologię. Wsiadłem w taksówkę i pojechałem. I tu się zaczęło. Wiedziałem, że jak jest hipoglikemia (mało cukru we krwi) to należy coś słodkiego wypić, zjeść. Nie wiedziałem tylko ile.. Po drodze wypiłem 3 coca colę 1,5L i zjadłem z pól kilo czekolady. W szpitalu efekt - cukier ponad 180 :). Diagnoza - cukrzyca. Potem lekarz pierwszego kontaktu, badania negujące cukrzycę. Więc może to insulinoma myślała pani doktor? Pytam co to takiego? - A, taki guz na wątrobie.. Po dwóch tygodniach znów u lekarza, po skierowania. Więc skierowanie do endoktrynologa - wynik ok. TSH - ok. Prostata ok. To neurolog - oczekiwanie na wyniki tomografu (podejrzenie raka mózgu), pijany zdrowo przyszedłem po wyniki - tak się bałem że umrę na raka. Wyniki ok. Kardiolog pyta - miał pan problemy z sercem? - Biegałem maratony z czasami poniżej 3 godzin, więc mówię, że raczej nie. Badania. Wynik - Jest pan okazem zdrowia!.

Ogólnie wszystkie badania super - tylko że czułem się jakbym miał zaraz umrzeć. Serce mi waliło jak oszalałe, zawroty głowy, piszczenie w uszach - WSZYSTKO co tylko można sobie wyobrazić. Psychiatra - i leki:Lorafen, Tranxene..

Któregoś dnia, gdy serce znów dało o sobie znać łomocząc pomyślałem sobie - już ja ci k...a dam powód do bicia. Przebrałem się i poszedłem pobiegać. Przebiegłem z 30 km i NIC! Nic się nie stało. Odstawiłem benzodiapiny którymi się faszerowałem bez sensu. Dopiero wtedy poznałem co to jest lęk.. Tydzień siedziałem w domu, bo bałem się wyjść.. Szukałem wszędzie odpowiedzi co się ze mną stało?!? Znalazłem na tym forum - Dzięki Wam wszystkim - serio.

Odnośnie tematu postu to wmówiłem sobie: raka mózgu, HIV, raka prostaty, reumatoidalne zapalenie stawów, schizofrenię, insulinomę, że od zepsutego zęba siadło mi serce, setki innych chorób - z czego teraz mam niezły ubaw, ale wtedy było to straszne..

Walczę z nerwicą do dzisiaj i jest już dużo lepiej. Przynajmniej wiem co mi dolega. A tak przy okazji doszedłem do wniosku, że nie ma lepszego prezentu dla hipochondryka jak encyklopedia zdrowia:D

 

Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich znerwicowanych i tych zdrowych.

Mam 32 lata, mieszkam w średniej wielkości mieście, mam rodzinę, dom, niezłą pracę. Na pierwszy rzut oka jestem normalnym, zdrowym facetem, do którego życie się uśmiecha często. Od dziecka byłem lekko nadpobudliwy a przy tym wrażliwy. Intelektem wybiegałem nieco ponad przeciętność. W szkole się świetnie uczyłem, miałem sporo znajomych, byłem lubiany. Później studia z wyróżnieniem, mnóstwo pasji, zainteresowań, życie pełną gębą... Dostałem niezłą posadkę, może niezbyt dobrze płatną ale w moim zawodzie. Usamodzielniłem się, założyłem rodzinę i miałem wieść sielankowe życie... Tak w sumie było kilka lat.

Wszystko się zmieniło wraz ze zmianą pracy. Małe ruchy personalne w firmie i przeniesiono mnie na stanowisko, które średnio mi odpowiadało. Do tego moim przełożonym został człowiek, który wywoływał we mnie wyłącznie agresję, złość i bezsilność. Wytrzymałem z nim rok i odszedłem. Już wtedy pojawiły się pierwsze symptomy zaburzeń emocjonalnych. Spadła mi ogólna motywacja życiowa, zacząłem zamykać się powoli w sobie, przewartościowałem kilka spraw. Ideały podeptał surowy realizm. A że jestem wrażliwym neurotykiem to ruszało mnie to wszystko gdzieś w środku. Łapałem się niestety na tym, że coraz częściej popadam w jakąś zadumę, apatię, smutek... Życie mnie nie cieszyło, chociaż wokół mnie nie działo się nic złego. Najbliżsi nawet nie dostrzegali różnic w moim zachowaniu. Udawałem jak mogłem, robiłem zasłonę dymną wokół, nic nie mówiłem bliskim.

Niedługo potem przyszedł jednak większy kryzys i załamanie. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Serce mi zaczęło łomotać w klatce, ręce drżały, robiło się mi zimno... Zawsze byłem wrażliwy na punkcie zdrowia, więc bezzwłocznie udałem się z tymi objawami do lekarza. Miałem wtedy 26 lat. Internista przeprowadził wywiad, zbadał mnie, obejrzał i wydał diagnozę: depresja. Nie chciałem uwierzyć, chociaż zdawałem sobie sprawę, że jestem "nerwowy z natury". Lekarz zapisał propranolol w razie ataków, kazał się więcej ruszać na powietrzu, zalecił picie melisy i unikanie sytuacji stresujących. Nie brzmiało to źle więc nie dałem się losowi. Miewałem jeszcze ataki i napady duszności połączonych z kołataniem serca, ale lekceważyłem poniekąd te objawy. Jeszcze się nie bałem, że to jakaś poważniejsza choroba. Przez głowę przechodziły mi myśli, że to może serce szwankuje, że może mam stan przedzawałowy, albo coś innego... Zgłaszałem to później lekarzowi, który zlecił EKG, badania krwi i coś tam jeszcze. Nie wyniknęło z tego nic nadzwyczajnego. Miałem jedynie podwyższony cholesterol, ale z nadwagą to normalka. Moja psychika jakoś się uspokajała sama po wizytach w gabinetach. Rzuciłem nawet palenie w imię poprawy stanu zdrowia ogólnego.

Objawy się jednak zaczęły nasilać z czasem. Znowu wizyta u lekarza rodzinnego. Znowu podstawowe badania, wywiad, EKG. Jednak tym razem usłyszałem coś odmiennego od dotychczasowych diagnoz: NERWICA. Lekarz przeprowadził wywiad w kierunku tegoż zaburzenia i uznał, że niestety mogła mnie dopaść nerwica. Na pytanie, czy aby na pewno odparł: to panu powie moja koleżanka - psychiatra. Zaśmiałem się na głos! Ja i psychiatra!? Lekarz też się uśmiechnął i powiedział, że nie tacy jak ja chorują na nerwicę i nie takich jak ja położyła ona na łopatki bez pomocy specjalistów. NIe przekonał mnie nadal swoją argumentacją, lecz zaaplikowaną mi sertralinę zacząłem nieśmiało przyjmować. Na początku nie odczuwałem kompletnie nic, więc zrodził się we mnie niesmak i niechęć, a do tego zacząłem podważać diagnozę lekarza. Po 3 miesiącach brania leku samodzielnie postanowiłem odrzucić go uznając, że nic mi nie jest. Sam zrobiłem znowu serię podstawowych badań, które nic nie wykazały i nazwałem siebie zdrowym na ciele i umyśle. Miesiąc później wylądowałem u gastroenterologa z bólami brzucha, kłuciem żołądka, paleniem w gardle i skrętami jelit. Wykonano mi USG brzucha, które nic nie wykazało. Lekarz zaordynował tylko leki rozkurczowe: no-spa i duspastalin. Uznał jednocześnie, że podejrzewa przyczynę objawów w stanie emocjonalnym. Uznałem, że może trcohę za dużo się denerwuję różnymi sprawami i obiecałem poprawę. Brałem leki i nic poza tym dla ducha nie robiłem. Jelita się uspokoiły, ale nie całe wnętrze.

Szybko nadeszło rozczarowanie... Kolejna zmiana pracy. Tym razem nieco bardziej drastyczna, gdyż połączona ze zmianą stylu pracy, zmianą otoczenia i branży. Musiałem zacząć niemal wszystko od nowa. Duże ciśnienie, presja, czas, oczekiwania. To był etap przełomowy w moich zaburzeniach nerwicowych. Organizm niemal od razu zareagował negatywnie. Pierwszymi objawami był niespokojny sen, ataki duszności, uczucie zgniatania klatki piersiowej, kołatanie serca, duszności przemienne z zimnym potem. Do tego wróciły zaburzenia układu pokarmowego - skurcze jelit, pobolewanie żołądka, zaburzenia wydalania. Zacząłem przypominać sobie poprzednie dolegliwości oraz zaburzenia z ostatnich lat. Wtedy zrodziła się we mnie myśl, że może to być jednak jakaś choroba somatyczna, a nie dolegliwości ze strony psychiki. Pamiętam jak na samą myśl zrobiło mi się słabo i mdło. Zacząłem analizować po kolei objawy. Wszystkie wskazywały w pierwszej kolejności na chorobę żołądka lub jelit. Znowu poszedłem do lekarza internisty, który wysłuchawszy mnie uważnie skierował ponownie do psychiatry. Zlekceważyłem jego diagnozę i samodzielnie wykonałem badania krwi. Nie wykazały ponownie nic niepokojącego. W necie wyczytałem jednak, że nerwica mylona jest często z zaburzeniami tarczycy. Szybko pobiegłem do laboratorium zrobić badania w tym kierunku. Jakież było moje zdziwienie, gdy poziom hormonów okazał się jednak nieco zachwiany. TSH było podniesione, ft4 w normie a ft3 też podniesione. Myślałem, że znalazłem jednak przyczynę. Szybko się umówiłem na wizytę u endokrynologa, który przeanalizował wyniki i zlecił USG tarczycy. Badanie nic nie wykazało, tarczyca prawidłowa, bez zmian, echogenicznie w porządku. Endo nie była w 100% przkonana jednak do wyników, gdyż jednorazowy pomiar uznała za zbyt mało miarodajny. Zaaplikowała jednak maleńką dawkę hormonów i kazała wrócić z wynikami po 6 tygodniach. Tak zrobiłem. Okazało się, że wyniki były książkowe. Zaleciła mi dalsze branie leku i powrót do gabinetu za pół roku. Szczęśliwy, że odkryłem przyczynę swych dolegliwości nie spałem dobrze zbyt długo. Hormony przyjmowałem swoją drogą a objawy pojawiały się dalej. Wmawiałem sobie, że to musi tak wyglądać.

W pracy nadal było nerwowo, w domu też różnie bywało. Moje jelita nadal szwankowały, żołądek też czasem dawał się we znaki, do tego te zimne poty i uczucie spięcia całego ciała. Szczególnie na twarzy zacząłem odczuwać jakby wypieki czy mrowienia. Później miałem je na całym ciele. Mój głos zmienił jakby nieco barwę, zaczął chrypieć. Czułem się jakiś osłabiony, połamany. Myślałem, że to może od tych hormonów tak się czuję. Zgłosiłem się więc znowu do enokrynologa. Zlecono badanie - wszystko w normie. Moje objawy nie były więc wynikiem zaburzeń tarczycowych. Coś się jednak ze mną działo dalej złego. Zacząłem się niepokoić. Pomyślałem, że może mnie źle diagnozują. Może powinienem zrobić bardziej specjalistyczne badania czy testy. Dopadla mnie nawet myśl, że to może być jakiś nowotwór, który dopiero co zaczął dawać pierwsze objawy somatyczne. Cały czas miałem bowiem zakłóconą perystaltykę jelit, pobolewania jamy brzusznej w różnych miejscach, do tego osłabienie i ogólną niechęć do życia. Czułem się kompletnie wypompowany. Napadów lęku na szczęście nie miałem, ale energii zero. Kiedyś uprawiałem sporty, miałem mnóstwo pasji i zainteresowań. To wszystko zniknęło nie wiem kiedy. W domu zamknąłem się w sobie, odsuwałem się powoli od bliskich. Zacząłem żyć myślą, że coś mi dolega i muszę szybko dowiedzieć się co to jest, zanim będzie źle.

Kolejny raz wylądowałem u gastroenterologa. Lekarz popatrzył na mnie przed badaniem, zmarszczył brwi i spytał: dlaczego pan się denerwuje i spina, boi się pan badania? Nie wiedziałem co wtedy powiedzieć. Zrobił mi USG, osłuchał, obmacał podusił brzuch. Postawił diagnozę: IBS (zespół jelita drażliwego) na tle nerwicowym. Zalecił mi spokój, wizytę u psychiatry i dał leki rozkurczowe na jelita. Dalej mu nie wierzyłem w rozpoznanie. Wmawiałem sobie coraz częściej różne dolegliwości ze strony jelit, z nowotworem jelita grubego włącznie. Zrobiłem badania na krew utajoną uważając, że coś we mnie siedzi. Kolejna wizyty u pana doktora doprowadziła mnie do przekonania, że ci lekarze są do niczego. Poprosiłem o badanie endoskopowe jelita grubego. Lekarz kategorycznie odmówił twierdząc, że z medycznego punktu widzenia nie ma podstaw. Upierał się, że nic mi nie jest a zgłaszane objawy są typowe dla nerwicy. Mimo wszystko nalegałem aż usłyszałem zdanie, że nawet za kasę w tym kraju nikt nikomu serca nie przeszczepi ani nie narazi na niepotrzebne nieprzyjemności. A ja nadal nie wierzyłem i szukałem...

Mój brzuch, jelita i żołądek wariowały na zmianę. Znowu wylądowałem u lekarza z bólami w okolicach przełyku i dwunastnicy. Podejrzewałem wrzody lub guza. Skoro USG nie pokazało nic, to trzeba coś innego wymyśleć. Wykonano mi gastroskopię. Oprócz Helicobacter pylori oraz lekkiego zapalenia nic nie wykazała. Lekarz uznał, że żołądek od nerwów tak się objawia bólowo. Przeleczono mnie antybiotykiem i innymi lekami. Wkrótce przeszły dolegliwości żołądka, ale nadal dolegały jelita. Do tego zacząłem czuć kłucie pod żebrami. Najpierw z lewej strony, później z prawej. Zacząłem podejrzewać jakąś chorobę wątroby. Badania nic niestety nie wykazały kolejny raz...

W tym samym czasie endokrynolog widząc wyniki badań zalecił odstawienie hormonów. Kolejne pomiary stężenia TSH i frakcji nic nie wykazały. Pół roku obserwacji dowiodło, że wszystko z tarczycą ok. Chcąc wykluczyć zaburzenia przysadki lekarz zlecił jeszcze jakiś specjalistyczny test, który wyszedł ok. Tak więc od zaburzeń z tarczycą się uwolniłem. Zalecono tylko spożywanie więcej jodu w pokarmach. Ale to nie dało mi spokoju. Nadal miałem różnego rodzaju dolegliwości. Napadowo się pociłem, czułem spięcie twarzy, ramion, nadal odczuwałem osłabienie, zniechęcenie życiem, brak zainteresowań, jelita się nadal skręcały. Podejrzewałem jakąś poważną chorobę, która mnie powoli wykańcza chociaż jej nie widać. Do tego zacząłem mieć podejrzenia raka krtani, gdyż czułem jakąś przeszkodę w gardle. Zaliczyłem wizytę u otolaryngologa, który wykluczył moje podejrzenia a stwierdził chroniczne przesuszenie śluzówki. Zaaplikował jakieś leki i kazał uważać na klimatyzację w aucie i biurze, bo to od niej mogę mieć tę dolegliwość. Minęły problemy gardłowe i pojawiły się bóle w szyji. Miałem wrażenie, że coś siedzi mi w okolicach węzłów chłonych i uciska. Zacząłem panicznie obmacywać szyję, dusić ją, ugniatać. Ból nie znikał. Naczytałem się w necie róznych historii i uznałem, że objawy pasują do ziarnicy. Dopadł mnie momentalnie lęk o zdrowie, życie... Na samą myśl zbierało mi się na wymioty. Chodziłem do lekarza z wynikami badań krwi i nie mogłem się pogodzić z ich opinią, że nic mi nie dolega. Nie docierały do mnie argumenty medyczne. Zacząłem w końcu myśleć wyłącznie o chorobach. Budziłem się i pierwsze co, myślałem o objawach zgłaszanych przez moje ciało. Najmniejszy sygnał był pretekstem do doszukiwania się nowych schorzeń i chorób. To stało się obsesyjne. Nie umiałem normalnie żyć i myśleć. Skupiony byłem wyłącznie na moim lęku przed chorobą, szczególnie nowotworową. Nic się nie liczyło, tylko poszukiwania. Myślałem, że się wykończę... Ledwo funkcjonowałem.

W końcu postanowiłem posłuchać innych i za namową znajomej przełamałem się do wizyty u psychiatry. Nie było to łatwe, ale postanowiłem spróbować. Pierwsza wizyta niewiele wniosła prócz rozpoznania rzekomej nerwicy. Potwierdzono zatem podejrzenia innych lekarzy. Zaaplikowano mi paroksetynę. Po miesiącu brania poprawa była niewielka. Druga wizyta już była owocniejsza. Lekarz połączył paroksetynę z lekami rozkurczowymi, by odciążyć jelita. Po kolejnym miesiącu zaburzenia zniknęły niemal całkowicie. Brałem więc leki i wierzyłem w rozwiązanie problemu. Poszedłem też kilka razy do psychologa, którego polecił psychiatra. Jednak nie znalazłem w nim oparcia i szybko zaprzestałem wizyt. Z czasem postanowiłem, że skończę z lekami skoro czuję się dobrze. Zgodnie z zapisami na ulotce zmniejszałem dawki leku powoli aż odstawiłem go całkowicie. Przez prawie miesiąc miałem jakby zachwiania równowagi i uczucie splątania. Przetrwałem jednak i żyłem bez paroksetyny. Uwolniłem się od leków! Myślałem, że wygrałem! NIestety szybko się przekonałem, że od nerwciy nie łatwo się uwolnić :(

Objawy wrócily po pół roku. Chcąc nieco schudnąć zastosowałem sobie dietę. Wierzyłem, że pomoże mi poprawić kondycję i samopoczucie. Miałem świadomość, że ostatnio nieco się zaniedbałem: przytyłem sporo, miałem mało ruchu, popijałem częściej alkohol. Zmieniłem więc radyklanie sposób odżywiania, wyeliminowałem z diety prawie całkowicie mięso, tłuszcze, cukry. Jadłem małe porcje ale częściej. Więcej się ruszałem. Po miesiącu schudłem 7 kg. Po następnym kolejne 5. W sumie 12 kg. Efekt był miły dla oka. Jednak ciało zareagowało dwojako. Z jednej strony spadł mi poziom złego cholesterolu i obniżyły się ALATy ale z drugiej strony zaszwankowała psychika. Zacząłem sobie podświadomie wmawiać, że chudnięcie ma związek z jakimiś zaburzeniami. Znowu zaczęły mi dokuczać jelita, które się kurczyły jakby. Czułem się znowu osłabiony (zwalałem na dietę). Straciłem chęć do życia ponownie. Zacząłem napadowo odczuwać zimno, nogi mi się trzęsły pode mną, czułem wewnętrzne silne spięcie, szczękałem zębami. Do tego odczuwałem jakby dziwne ssanie w żołądku, chociaż jeść mi się nie chciało. Zaczęły mi jakby łzawić oczy gdy wychodziłem na zewnątrz. Dłonie mi drętwiały momentalnie i mrowienie na twrzy się pojawiało. Z czasem doszło kołatanie serca, uczucie ciężkości klatki piersiowej, pocenie się samoistne, bóle w okolicach krocza, zachwiania równowagi (ale takie dziwne). Znowu zacząłem biegać po lekarzach, robić badania. Nie chce mi się wymieniać ich wszystkich, ale nic niepokojącego nie wykryto i nie zdiagnozowano. Za to kolejny raz uslyszałem, że to nerwica lękowa z elementami hipochondrii. Codziennie wstaję i wsłuchuję się w ciało. Doszukuję się w najdrobniejszej reakcji organizmu świadectwa poważnej choroby, nie wykluczając nowotworów, guzów mózgu i innych poważnych dolegliwości. Te ataki są coraz silniejsze, paraliżują mnie całkowicie. Nie mogę normalnie żyć, działać, nic robić. Rozmawiałbym tylko o swoich dolegliwościach. Lekarze upierają się wciąż przy swoim a ja im nie wierzę. Byłem u psychologa na jednej wizycie, ale niewiele mi pomógł. Umówiłem się więc na wizytę u psychiatry. Już niedługo... Mam nadzieję, że dotrwam, bo jest ciężko. Staram się jednak wierzyć, że to tylko/aż nerwica.

Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

Po drodze, zataczając się, wpadłem na pana prezesa, który zapytał co się stało.. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że źle się czuje i muszę natychmiast do lekarza. Odpowiedział - może poczeka pan chwilkę, mamy konkurs na pracownika miesiąca... Rzuciłem wiązką prosto w twarz panu prezesowi i nie patrząc na reakcję udałem się do pielęgniarki. .

 

Oj ale fajna historia, uśmiałam się :))

 

ale swoją drogą jeśli zasłabłeś (a nie wydawało ci się tylko że zemdlejesz) i jeśli cukru miałeś sporo za mało, to mogłeś zasłabnąć właśnie od hipoglikemii. w każdym razie ja w czasie ataków nerwowych cukier miałam idealny.

 

No coż pozostaje mi życzyć ci dużo zdrowia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurde jestem nowy choc na nerwice choruje od 7 miesiecy. chodze do psychologa na terapie i jest calkiem niezle...ale od 2 dni jest gorzej. 2 dni temu przeczytalem artykul na onet o kolesiu u ktorego wykryli schizofrenie i teraz ja sie boje ze ja mam albo ja dostane. tak jakby przeczytanie artykulu moglo mnie zarazic to choroba. od 2 dni chodze wkur... i ciagle o tym mysle zeby nie zachorowac, ze od tego myslenia moge na to zachorowac. czytalem juz na tym forum ze to raczej niemozliwe ale nie wiem czemu sie tego boje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy wiecie może o jakichs spotkaniach hipochondryków w Wawie?

 

jak nie poznam kogos o podobnych lękach jak ja - to nie uwierzę ze to naprawdę nerwica.. wydaje mi się ze tylko ja jedyna na swiecie mam taki problem.. w zyciu nikogo takiego nie spotkalam...

 

chyba że jest tu jakaś 28-30 latka z Warszawy, która jest totalnie sama ze swoim problemem i nie ma z kim pogadac jak ja?

(jestem tegoroczną męzatką, bez dzieci, pracuję i męczę się z tą nerwicą)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×