Skocz do zawartości
Nerwica.com

Diabelska dziewczyna?


Rekomendowane odpowiedzi

TheScientist, na pewno jest to remedium na moje ciągłe poczucie winy, że nie robię wystarczająco dużo, żeby ten związek utrzymać. Okazało się, że robiłam ZA dużo, a kroci mnie czasem do dziś, żeby spróbować, ale potem sobie przypominam, jak mi powiedział, że mu przeszkadzam realizować ambicje i mi się odechciewa ;) To jest bardzo dobra metoda, wiesz, zwalić wszystko na siebie, "och, nie zasługuję na Ciebie, och, tyle speiprzyłam/em, rozstańmy się, jeśli tego chcesz" i robić z siebie męczennika. Tacy ludzie dobrze wiedzą, jak manipulować tymi, którzy ich kochają :? Dopiero teraz to widzę. Za 10 razem, jak już ostatecznie się zebrałam, żeby to zakończyć :P Wiem, że marzy Ci się inicjatywa. Ja po pół roku jej nie doczekałam, ale może Ty będziesz miała więcej szczęścia ;) Jednak jeśli w głębi czujesz, że to bez sensu, to może warto się nad tym zastanowić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn tak - relacje, w których jedna strona jest tą bardziej wspierającą, opiekuje się drugą, jak najbardziej mają sens, pod warunkiem, że ta druga strona daje z siebie coś innego. To trochę jak z utrzymaniem domu - nie musimy obie pracować, obie sprzątać, obie gotować, jedna może chodzić do pracy, a druga sprzątać i gotować o ile taki układ im obu najbardziej pasuje i to ciągle będzie partnerskie. Warunek jest taki, że ta druga strona musi COŚ robić, coś dawać z siebie. Jak jedna zawsze daje, a druga bierze w zamian dając co najwyżej swoje towarzystwo, to klops.

 

Dalej - ja byłam z kobietą borderem sporo lat i w tym przypadku bordera nie widzę, ja bym raczej strzelała w osobowość neurotyczną. Tylko, że poza tym Twoja dziewczyna jest dość ewidentnie wampirem emocjonalnym. Znajduje sobie ofiarę i się przysysa - nakręca sytuacje w efekcie których dostaje porcje pozytywnych dla siebie emocji, których jest głodna. Ona Cię sprowokuje, Ty wybuchniesz, biegniesz przepraszać, prosić i błagać - ona dostaje namacalne dowody, jak jest ważna. Dodatkowo daje jej to dość dużą kontrolę nad związkiem, bo w każdej chwili może Cię zmusić do, jak to ujęłaś, padnięcia do jej stóp. Dość to paradoksalne, bo na pozór, to Ty jesteś dominującą stroną w związku.

 

Teraz zasadniczy problem - od takiego wysysania emocji i kontrolowania związku można się uzależnić. Trzeba z czasem większych i częstszych dawek, co oczywiście rujnuje drugą stronę, w tym przypadku Ciebie. A wampir choćby chciał, to nie bardzo wie, jak przestać. Mówiąc szczerze czarno Was widzę o ile ona sama nie zechce tego zmienić, bo Ty ją przyzwyczaiłaś, że dostaje od Ciebie co chce i nie musi dawać nic w zamian.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

idle - szczere gratuluję odwagi do przerwania Twojego związku. Wyobrażam sobie jak było Ci ciężko - pewnie dalej trochę jest - i jak trudna okazała walka z samą sobą. Myślisz, że to była czysta manipulacja z jej strony? Zawsze próbowałam tłumaczyć to kiepskim stanem emocjonalnym, tym, że faktycznie może być jej teraz ciężko i chciałam stanowić oparcie, uważając się za osobę mniej pokrzywdzoną - mimo wszystko.

 

Vian - trafiłaś w sedno, taka relacja może być korzystna, jeśli druga osoba odpowiada na potrzeby pierwszej. O ile wyobrażałam sobie podział na gotowanie/sprzątanie, o tyle nie popierałam zupełnie ról dominującej/uległej. Uzupełnienie cech jest jednym, a ścisłe trzymanie się własnej roli już czymś zgoła oddalonym.To nie jest teatr, a relacja partnerska, zawsze jej to powtarzałam, mówiłam, że nie jestem z kamienia, nie mogę wciąż odgrywać mądrzejszej-silniejszej. Uważała, że chce mnie prawdziwej, że przecież nie ma żadnych ról między nami, chciała się mną opiekować, tak twierdziła, ale w rzeczywiście kryzysowych sytuacjach - zostawiała mnie całkowicie samą i zdawała wyłącznie na moją inicjatywę.

Miałam kiedyś okazję czytać artykuł o neurotykach - wiele opisanych tam sytuacji wydało mi się bliźniaczo podobnych, jednak nie wspomniałam jej o tym, nie chciałam urazić, bo przecież, wtedy dla mnie, była całkowicie biedną, cierpiącą istotką, której należało doraźnie pomóc, nie dobijać naukowymi terminami, a tak to by pewnie przyjęła.

Wampiryzm emocjonalny - muszę Ci przyznać rację. Moich uczuć zawsze było jej mało. Pragnęła przejęcia nad nią całkowitej zależności, zamknięcia w wieży i bronienia przed światem zewnętrznym. Miałam chwilami wrażenie, że nie chce już nawet typowej, zdrowej zazdrości, a najprawdziwszej zawiści wobec osób wokół niej. Wszędzie szukała ekstremy. Jej głód był niespożyty.

Przyzwyczaiłam ją, prawda. Więc sądzisz, że rozsądniejszym wyjściem byłoby stosowne odczekanie z jakimkolwiek kontaktem czy raczej zamilknięcie i liczenie na jej reakcję?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TheScientist, jeśli chcesz to kontynuować to musisz ustalić zasady i trzymać się ich bardzo mocno. A to dla niej będzie dość bolesne i pewnie znów skończy się na drastycznych próbach zwrócenia uwagi. Generalnie przydałaby się szczera rozmowa jak Ty ją odbierasz gdy zachowuje się tak a nie inaczej, co możesz jej zaoferować i jak będziesz reagować, gdy znów będzie mowa o samobójstwie. Ale tak w ogóle przydałby się też ten psycholog, bo nie wiem czy ona zrozumie zmianę Twojego zachowania. Oj ciężko będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że musiałabym wywrócić do góry nogami praktycznie wszystko i trzymać się zasad wręcz rygorystycznie. Nie mam pojęcia czy da się ją jeszcze oduczyć powstałego schematu, czy będzie potrafiła funkcjonować poza nim. Nie jestem nawet pewna czy po tamtym nienawidzę Cię mogę jeszcze w ogóle mieć czelność odzewu. Najbardziej obawiam się, że gdy zaproponuję zmiany i zasugeruję zaczęcie wszystkiego od nowa - jak wiele razy przedtem - to ona uniesie się wówczas dumą, powie, że przecież jej nienawidzę i nie chcę pamiętać, chociaż sama takie słowa prowokowała. Ale nic mnie nie tłumaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważała, że chce mnie prawdziwej, że przecież nie ma żadnych ról między nami, chciała się mną opiekować, tak twierdziła, ale w rzeczywiście kryzysowych sytuacjach - zostawiała mnie całkowicie samą i zdawała wyłącznie na moją inicjatywę.

Tu małe stop - jak wyglądały te kryzysowe sytuacje? Czego od niej oczekiwałaś? Bierz poprawkę, że nie każdy z automatu radzi sobie z kryzysowymi sytuacjami, niektórzy z natury znoszą je gorzej, nie potrafią szybko podejmować trudnych decyzji, nie radzą sobie z odpowiedzialnością, presją, głupieją wtedy i cześć. Moja była tak miała - kryzysowe sytuacje wszystkie i zawsze były wyłącznie moje. Ale ona była zawsze dla mnie po nich, nie burzyła się kiedy na nią warczałam za byle co, bo napięcie dawało o sobie znać, starała się, żebym się zrelaksowała, była wyrozumiała, cierpliwa, zadziwiająco jak na swój zwykły temperament łagodna etc etc. Z kolei z inną miałam odwrotnie - ja nigdy dla niej nie byłam w kryzysowych sytuacjach, bo ona nie miewała kryzysowych sytuacji, to mnie się wiecznie coś działo. Z kolei ona nie miała głowy do takich codziennych rzeczy, jak trzeba było się o coś wykłócić z ekipą remontową, to ja się wykłócałam, jak trzeba było szybko skołować tanią lawetę, zadzwoniłam do znajomego znajomej, który zadzwonił do swojego znajomego i sie znalazła.

 

O ile wyobrażałam sobie podział na gotowanie/sprzątanie, o tyle nie popierałam zupełnie ról dominującej/uległej.

Te wyrażenia się źle kojarzą, ale tak na serio, to większość związków jest na tej zasadzie, mistrzyni-uczennica, szczególnie tych z różnicą wieku. Między Wami jest niby tylko 3 lata, ale de facto to jest to na chwilę obecną sporo, bo ona jest ciągle licealistką, a Ty dorosłą kobietą na nieco innym etapie życia. Takie związki mogą być bardzo udane i trwać wiele lat, aczkolwiek z reguły w końcu uczennica dorasta i chce się usamodzielnić. ALE wciąż one mają ręce i nogi tylko o ile są partnerskie: każdy coś z siebie daje i coś dostaje, a nie jedna osoba czerpie od drugiej nie dając nic od siebie.

 

Więc sądzisz, że rozsądniejszym wyjściem byłoby stosowne odczekanie z jakimkolwiek kontaktem czy raczej zamilknięcie i liczenie na jej reakcję?

Ty przede wszystkim powinnaś się zastanowić, co jest Twoim priorytetem - odzyskać ją, czy mieć zdrowy związek. Musisz się liczyć z tym, że być może nie będziesz mogła mieć obu tych rzeczy. Zasady w związku trzeba ustalać na początku, jeśli przyzwyczaimy do czegoś partnerkę, to potem cholernie trudno jest sprawić, żeby nagle już tego nie oczekiwała. Ona musiałaby przede wszystkim przyjąć do wiadomości, że jej podejście do związku jest niewłaściwe i szczerze chcieć je zmienić. A potem jeszcze daleka droga oparta właśnie o cierpliwe i stanowcze budowanie granic. Problem w tym, że się nie zanosi na to, żeby ona chciała uznać, że jej wizja miłości jest zwyczajnie toksyczna, niezależnie od tego, czy się do niej odezwiesz, czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lilith vel Nefertiti wróciłem :smile:

 

Dokładnie. :? Może jeszcze elektrowstrząsy jej zasugeruj, matko, co za ludzie :?

 

Nie o to chodzi. Możliwe, że faktycznie "jej dziewczyna" jest lesbijką z urodzenia. Ale z tego co przeczytałem w tym wątku istnieje możliwość, że jest to zwyczajna 18-letnia zaburzona i zagubiona siksa, która nadal szuka swojej tożsamości. Chce, aby ktoś ją kochał, akceptował, doceniał a przez tyrana ojca czuje niechęć do mężczyzn. Bo mężczyzna nie kojarzy jej się z niczym dobrym - z kontrolą, ograniczaniem wolności itd.

 

Sam znałem taki przypadek, gdzie 17-letnia wtedy dziewczyna (znajoma, moja równolatka) była wielką lesbijką bla bla bla. Tak samo jak "dziewczyna" twórczyni wątku miała ze sobą jakieś problemy. Wystarczyło, że zaczęła swoje kompleksy leczyć u psychiatry i nagle okazało się, że żadną lesbijką nie jest. Dzisiaj nawet ma faceta :mrgreen:

 

Gdyby nie nadgorliwość pewnej administratorki napisałbym to już tydzień temu (istnieje powiedzenie, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu hmm..)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możliwe, że poszła w ruch nawet i psychoterapia. Nie wiem. Wiem tylko o psychiatrze. To nie jest moja koleżanka, nie mogę jej nawet nazwać kumpelą. Obiło mi się o uszy już kilka lat temu, że "XYZ poszła do psychiatry".

XYZ to oczywiście umowny pseudonim, abyś nie zaczęła się czepiać, że takie imię w jezyku polskim nie istnieje ;) Każdy średnio inteligenty to wie, ale na wszelki wypadek... :smile:

Bardzo możliwe, że w swojej pysze zakładam, że każdy użytkownik tego forum jest otrzaskany z zaburzeniami i ich leczeniem, wieć rozumie pewne skróty myślowe, niedopowiedzenia. Widocznie niektórym trzeba bardzo dokładnie tłumaczyć. Pisząc "nerwus" też powinienem w nawiasie wyjaśniać, że nie chodzi o choleryka, a o nerwicowca? :smile:

 

Candy, wiem, że szukasz przysłowiowej dziury w całym, ale nie rób tego :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×