Wczoraj znowu zrobiłam coś złego po tym, jak przeskoczyła mi zapadka w mózgu odpowiadająca za samokontrolę. Nie panuję nad sobą w ogóle kiedy jestem wściekła. Pomimo trzech lat pracy nad własnymi słabościami nadal mam takie chwile, że nie wiem co mówię, robię i nie wierzę w to, co właśnie odwaliłam. Aż mnie cofnęło jak sobie uświadomiłam wczoraj, co ja (ja! nikt inny) powiedziałam do jednej z absolutnie najbliższych m osób. Chciałabym wreszcie przestać sabotować własne szczęście, chciałabym przestać szukać sobie problemów, dziury w całym, udowadniać sobie, że jestem niewarta, zła i tylko w złej sytuacji odnajdywać spokój, bo właśnie te złe znam najlepiej. To w sumie całkiem smutne. Dużo jeszcze przede mną pracy nad sobą.