Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy czuliście się kochani


klarunia

Rekomendowane odpowiedzi

Wiecie co, ja może poruszę temat miłości z drugiej strony. Od strony nas... Rodziców się nie wybiera, fakt. Mam teraz wiele żalu do ojca, który ani razu ( a przynajmniej ja tego nie pamiętam ) nie powiedział mi że mnie kocha.. Nie pamiętam też żeby mama mi to powiedziała... Ale cholernie żałuję że nie zdążyłam jej powiedzieć że ją kocham. Nigdy jej tego nie powiem bo już 20 lat nie żyje. Wiem że jej choroba wyrządziła mi wiele krzywdy w psychice, Jak umarła czułam wiele złości, żalu,miałam wiele pretensji do niej. Teraz odkąd chodzę na terapię moje uczucia się zaczynają zmieniać.Zaczynam rozumieć, że nasi rodzice miłość okazywali w tych nielicznych chwilach kiedy było dobrze- kiedy mama np troszczyła sie o mnie jak leżałam chora, kiedy dbała ( może aż nadto) żebym się ciepło ubrała, kiedy chodziliśmy na spacer.. Ojciec- jak byłam mała( tak czasy przedszkolne chyba) - bawił się ze mną i wygłupiał, potem właśnie zaczęli uważać że już jesteśmy za duzi :? Ale powiedzcie, kto miał ich nauczyć że dużym dzieciom też trzeba okazywać miłość??? Zostali tak wychowani przez rodziców i powielali ich schematy. Nie było wtedy psychologów, ani poradników takich jak teraz , w których napisane by było, że trzeba dzieciom mówić że je się kocha. Ja nie chcę ich bronić, nie pisze tu też o waszych rodzicach, tylko o swoich. Mój ojciec w życiu mi nie powie że mnie kocha, mam żal do niego, ze tego nie potrafi, ale zaczęłam zdawać sobie sprawę, ze nie miał luster, które mogłyby go tego nauczyć. Pewnie jego rodzice też nie. Cieszmy się że mamy możliwość to zmienić. że świadomie się tego uczymy, że może damy radę być inni. Gdyby nie terapia, na którą się zdecydowałam, powielałabym zachowania moich rodziców. Już zaczynałam to robić. I moje dzieci miałyby powtórkę z rozrywki.Ja już nie obwiniam ojca za to jaki jest. Teraz jest mi go po prostu żal. Że żyje w takiej niewiedzy, że nikt go nie nauczył jak okazywać miłość, jak o niej mówić, że po prostu jest chory... Skupmy się na tym, aby nasi bliscy nie doznali takiej pustki emocjonalnej jak my. Świadomie uczmy się naszych nowych odbić w lustrach, zeby wreszcie przerwać ten pokoleniowy łańcuch patologii. Jak na terapii opisywałam swoich bliskich to u mnie patologia zaczęła się już u mojego pradziadka- u mamy dziadka, oraz u ojca rodziców, to jak moi rodzice mięli być normali emocjonalnie???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76 masz rację, też podczas wielu chwil refleksji nad zachowaniami moich rodziców dochodziłem do wniosku, że to przyczyna wychowania, że prawdopodobnie przeżywali podobne chwile w dzieciństwie i przenoszą to na mnie. Szkoda, że nigdy się przede mną nie otworzyli, w sytuacjach, kiedy ja miałem kryzysy, niepowodzenia w życiu. Ile by zmieniło to, gdyby ojciec w trudnej chwili powiedział do mnie coś w stylu: "nie martw się, miałem to samo, wszystko będzie dobrze"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie czułam się kochana. Rodzice rozwiedli się jak miałam rok. Ojciec nigdy nie utrzymywał ze mną kontaktów. Na ulicy udaje, że mnie nie widzi. Matka nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, nigdy nie pochwaliła za nic. Zawsze tylko dawała odczuć, że jestem nieudacznikiem. Raz po jakiejś kłótni powiedziała, że powinnam pracować w burdelu bo do niczego innego się nie nadaję. Teraz mam 29 lat i nie wyobrażam sobie żebym kiedykolwiek mogła mieć własne dziecko. Czy to przez to że rodzice nigdy mnie nie kochali?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pjotr wiesz ja też zawsze byłam pozostawiona sama ze swoimi problemami .Zawsze je bagatelizowali .W końcu o niczym im nie mówiłam .Oni nie potrafili bo pewnie ich rodzice też mieli ich problemy gdzieś.Kiedyś dziecko było obowiązkiem balastem.W zasadzie pasożytem którego trzeba karmić aż urośnie na tyle aby stał się pomocny w polu w domu.Tak też rodzice mnie traktowali. Jak poszłam do szkoły to wg nich byłam na tyle dorosła żeby sprzątać całe mieszkanie gotować obiady alenigdy nie mogłam mieć swojego zdania. Musiałam być zawsze posłuszna .Tak jak kiedyś oni musieli być dla swoich rodziców.Ja wiem to boli ta świadomość ze tak wiele straciliśmy, ale teraz możemy to zmienić.Ja uczę się przestać trwać w nienawiści do mojego ojca bo może i na nią zasłużył ale ja nie zasłużyłam żeby być taka jak on .Dlatego zaczynam do niego czuć litość i żal.I cieszę się ze żyje w czasach które umożliwiają nam zmienianie siebie żeby nasze dzieci były już zdrowe i szczęśliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę, że przez prawie 27 lat życia mogłem już się przyzwyczaić do braku miłości z ich strony ;)

a do tego da się przyzwyczaić...?

Da się przyzwyczaić.W końcu jest powiedzenie ''przyzwczajenie drugą naturą'' .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

prawdopodobnie przeżywali podobne chwile w dzieciństwie i przenoszą to na mnie.

to serio by się zgadzało, bo moja mama nie miała też lekko, ma matkę schizofreniczkę, biła ją, źle ją traktowała, gorzej niż swoje drugie dziecko. tamte chwaliła, a moją mamę karciła, wyzywała, znęcała się. a moja mama przez to rywalizowała ze swoją własną siostrą. i teraz z kim rywalizuje, no z kim?! nawet z własną córką.

także rzeczywiście to się kupy trzyma, że rodzice przenoszą to na nas. alkohol u mojej matki to tylko skutek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapeuta nas nie kocha. Właśnie on nas akceptuje, baaaa... On nas docenia! A jak nas docenia, to kocha? Nie, nie, nie.

 

A właśnie się zastanawiam, czy terapeuta może nas polubić?

Bo mój terapeuta zachowuje się tak, jakby mnie lubił. Widzę, jakby lubił ze mną rozmawiać, nie męczy go to. Oboje się nie męczymy. Dogadujemy się, pozwolę sobie określić to tak : to moja pokrewna dusza. Też tak macie? To złudzenie? Terapeuta może naprawdę nas lubic? Za to jacy jesteśmy? Bo nie mogę uwierzy w to, że to udawane. Tak dobrze by grał... ?

 

Z każdym spotkaniem jakby coraz bardziej się "cieszył na mój widok". Jest taki uchachany, że mnie tym zaraża. Albo to ja go zarażam swoim uśmiechem. Nie wiem, w każdym bądź razie czuję pomiędzy nami PRZYJAŹŃ, czy to nie za mocne słowo ?

 

-- 20 paź 2012, 21:19 --

 

Czy jednak terapeuta nie może czuć nic do nas? Nawet sympatii, takiej czystej przyjaźni.

Przecież to nie robot, ma swoje uczucia, jako człowiek i tak wolę wierzyć, że on tego nie udaje.

Byłabym aż tak głupia (bo uwierzyłam w to) czy on aż tak mądry (że " nabrał " mnie)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Svafa, no ale to złe, że czuję, że ja go lubię i on też mnie lubi? Naprawdę? Ja to mu mówię, że gada mi się z nim, jak z kumplem i że bardzo go lubię. Nic przed nim nie ukrywam. Jestem z nim szczera. No ale tak. Ja w sumie też lubic go nie powinnam, bo go nie znam. Nie wiem już sama, jak to powinno być. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Svafa, no ale to złe, że czuję, że ja go lubię i on też mnie lubi? Naprawdę? Ja to mu mówię, że gada mi się z nim, jak z kumplem i że bardzo go lubię. Nic przed nim nie ukrywam. Jestem z nim szczera. No ale tak. Ja w sumie też lubic go nie powinnam, bo go nie znam. Nie wiem już sama, jak to powinno być. :P

Dobrze,że go lubisz oczywiście że tak trudno by było sie otworzyć przed kimś kogo nie lubimy, :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie... No tak. Ale ja przed wgl pójściem do terapeuty nie sądziłam, że aż tak można polubić terapeutę no... Myślałam, że to będzie przypominać znajomość z sąsiadami. Dzień dobry, co nowego? Acha fajnie bardzo, muszę iść, do widzenia.

A to jest takie głębsze. Nie wiedziałam, że razem z terapeutą można się śmiać po prostu, okazywać swoje emocje. Dziwne. Nie wiem, czy mnie w tym momencie zczaicie, bo ja sama czasem nie wiem, co mam na myśli. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja jak na razie to w ogóle jestem zdziwiona że można z kimś obcym porozmawiać o swoich problemach.Że przy tym nie bagatelizuje ich nie uzna za grupie i dziecinne nie wyśmieje. Ja lubię te moje rozmowy z terapeuta chociaż dalej się przed nimi stresuję. Terapeutę też lubię ale tak właśnie jak znajomego .Jeszcze mu nie ufam w pełni. Zaskoczył mnie kiedyś że prawie się popłakał jak na jednej z pierwszej sesji opowiadałam mu swoje dzieciństwo.Widziałam jak powstrzymuje łzy mimo ze na pewno słyszał wiele bardziej dramatycznych historii niż moja.

To dla mnie też nowość.

A mam jeszcze pytanie odnośnie bycia kochanym:

Czy potraficie zrobić tak żeby ktoś czuł się kochany przez was? I jak to robicie .Jeśli nie to jak to powinno wygladac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76, w sumie nie powinien płakać. wiesz... on nie powinien angażować się emocjonalnie. no ale cóż.

 

Czy potraficie zrobić tak żeby ktoś czuł się kochany przez was? I jak to robicie .Jeśli nie to jak to powinno wygladac.

Ja zawsze mam na odwrót. Chyba nie umiem kochać. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej gdy we wszystkim jest umiar i zdrowy rozsądek, w okazywaniu uczuć też, nieważne komu.

Tak sądzę.

Mój ojciec raczej nie okazywał mi uczuć, a matka - wprost przeciwnie, zbyt silnie skoncentrowała się na mnie i związała emocjonalnie.

Wiem,że mnie zawsze kochala i kocha,ale taki rodzicielski żar uczuć powoduje zbyt silną koncentrację rodzica na dziecku i może być przyczyną nerwicy, jedną z wielu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy potraficie zrobić tak żeby ktoś czuł się kochany przez was? I jak to robicie .Jeśli nie to jak to powinno wygladac.

 

Jeżeli ta osoba nie wierzy, że może zostać pokochana, to nikt nie sprawi, żeby się tak poczuła. Ale jeśli wierzy... ja po pierwsze pilnuję tych wszystkich "podstawowych" rzeczy: spełniania obietnic, dbania o czyjś czas (np. dać znać komuś, żeby na nas nie czekał, jeśli spóźnimy się godzinę itp.). Poza tym słucham, i to też uznaję za niezbędne. Ale przede wszystkim czułość. Mówię ludziom, jacy są wspaniali, uśmiecham się, przytulam ich na pożegnanie i przywitanie, jeśli już trochę kogoś znam. Mówię im o swojej sympatii/miłości wprost, żeby po prostu wiedzieli. Jestem miła, staram się być miła. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego ogromna większość ludzi nie ceni bycia miłym. Przecież to tak niesamowicie łączy, tworzy taką cudowną atmosferę, kiedy się z kimś przebywa, można tym bardzo podnieść komuś samoocenę, mówiąc mu, co dobrego się w nim widzi. Ja chcę, żeby we wszystkich moich związkach panowała życzliwość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W piatek na mojej terapii, psychoterapeutka zasugerowała, że nie byłam kochana przez rodziców. Zastanowiło mnie to bardzo. Przez ojca kochana nie byłam, dał to odczuć swoją obojętnością, brakiem zainteresowania i czasem biciem. Moje zastanowienie się dotyczy mamy. Ona często mówiła mi, że mnie kocha i ja często jej pytałam czy mnie kocha na co ona odpowiadała, że tak itp. Przytulała mnie często, ale... biła mnie równie często, miała do mnie pretensje o różne rzeczy, głównie wtedy jak była na ojca zła, więc całą frustrację przelewała na mnie, nie chciała ze mną grać w gry zespołowe jak, scrabble, monopoly czy bierki. Niby miałam wszystko z rzeczy materialnych ale to co ona uznała za stosowne, zebym miała. To co chciałam to niestety było poza moim zasięgiem. I dodam, że nie były to rzeczy jakieś z kosmosu a np. baterie do walkmana. Kieszonkowe miałam a raczej miewałam, bo za jakieś drobne przewinienie ( np. utajenie złej oceny, niezjedzenie obiadu) było mi odbierane. Doprowadziło to do późniejszych moich matactw, kłamstw i przekrętów by jakoś tę kasę mieć. Ale nie o to chodzi. Co o tym sądzicie? Czy psychoterapeutka ma racje stawiając taką tezę, że i mama mnie nie kochała??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

legero, to, że mówiła, że Cię kocha, to nie oznacza, że Ty czułaś się kochana. Tu nie chodzi o to chyba, czy ona Cię kochała, tylko o to, czy Ty czułaś się kochana. Czułaś się ? Nie? No to masz odpowiedź...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

legero, to, że mówiła, że Cię kocha, to nie oznacza, że Ty czułaś się kochana. Tu nie chodzi o to chyba, czy ona Cię kochała, tylko o to, czy Ty czułaś się kochana. Czułaś się ? Nie? No to masz odpowiedź...

no wlasnie ja sie niby czulam kochana ale terapeutka powiedziala, ze nie mialam tej milosci w domu ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie było tak, że do 3 roku życia w moim domu nie było w ogóle miłości, tylko picie i przemoc. Później wychowywałem się w rodzinie ddd, i niby ta miłosć była, ale tak do końca jej nie odczuwałem. Ten brak miłości miał wpływ na moje dalsze życie, był przyczyną niskiej samooceny o niedowartościowania. W książkach o dda piszą właśnie o tym, by to dzieciństwo przeżyć jeszcze raz, głównie chodzi o te emocje. Nie jest to łatwe. Ja mierzę się codziennie z przeszłością i chyba udaje mi się jakoś z tym radzić, ale to mozolna praca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Legero, mi też mama mówiła że mnie kocha, a za chwilę czułam się odtrącona i niekochana, bo nie miała humoru, bo ją ktoś czymś wkurzył, albo ze swoimi emocjami nie mogła sobie poradzić i wyładowywała na mnie, i ojciec mi to mówił, a potem się odwracał i była przemoc i wyzwiska. Ja bym powiedziała - kochała Cię mama, ale własną definicją miłości. Taki może miała przykład w domu, albo tak sobie wyobrażała "matkowanie". Moja matka się obrusza na moje słowa że mnie nie kochała, mówi że miałam dużo więcej niż ona, że starała się jak mogła. A moje subiektywne odczucie to że starała się jak mogła uciec w pracę, żeby nie musieć się angażować w problemy i życie swoich dzieci:) Zależy kogo czego nauczono i jakie kto ma wyobrażenie o miłości rodzicielskiej. Jak rodzic pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny to ma spaczony obraz miłości. A moi rodzice np oboje z takiej pochodzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×