Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja poważna, czy wersja light - przejować się?


Joseph87

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

 

Na początkach milenium, tak 2000-2003 pisałem w swym dzienniku, rzeczy, które wskazują już na pewne symptomy. Lata wcześniej przed dziennikiem, w 5 klasie szkoły podstawowej pojawiły się pierwsze myśli samobójcze (powód banalny, ale jako dziecko - to był cały świat. Zrobię to jak nie przejdę do następnej klasy). Od 2007 poszło lawinowo. Ponad pół roku temu stwierdziłem, że naprawdę JUŻ NIE MOGĘ. Objawy - czarna rozpacz, mogę krzyczeć, wyć z bólu, nie jestem w stanie funkcjonować, praca od ponad 2 miesięcy leży kompletnie (aż dziwne że umowę mi przedłużyli). Tak - moje ciało wie co to żyletka, miałem wiele mentalnych prób samobójczych. Czuję się niesamowicie źle. Ja wiem co to depresja. Wczoraj byłem wreszcie u psychiatry. Pani nie była zbyt miła, praktycznie czasem wręcz nie dopuszczała mnie do głosu, toteż nie powiedziałem nawet wszystkiego co chciałem, szkoda że nie trafiłem na kogoś innego. Klasyfikacja F32, lecz dopisek umiarkowana, więc F32.1. Ale niestety - kompletnie nie zgadzam się z tym, gdyby to było F32.1, to byłbym naprawdę wesoły, że tylko taka klasyfikacja. Tym bardziej, iż męczę się z tym od 2007 już ponad siły, więc nie trwa to krócej niż 2 lata jak w definicji. Pani psychiatra powiedziała, że widzi tu leczenie szpitalne - podpisałem oświadczenie, że nie zgadzam się (mam 25 lat, ale przez to musiałbym wtajemniczyć rodzinę, do pracy wrócić już bym nie mógł, więc nie ma opcji, choć wiem że przydałoby mi się to). Pytanie - skoro Pani twierdzi, że to "tylko" F32.1, to czy powinienem się przejmować? Czy to "depresja" czy depresja? Ja wiem, wiem po sobie, że to nie może być F32.1, bo ja praktycznie "nie żyję". Wizyta trwała może ze 20 minut. Zapisano mi 3 pudełka Tianesalu i Tricotto CR jako że zaburzenia snu mam do tego (po Tianesalu nie wiem czego się spodziewać, po Tricotto miałem niesamowitą bombę i wziąłem to o 21, koło 22 usnąłem od strzału a po przebudzeniu o 3 w nocy, nadal czułem się "nawalony"). To na pewno nie jest F32.1, osobiście jeśli już określiłbym się jako F32.2. Niemniej - czy F32.1 - czy powinienem uznać tę "lekką" klasyfikację już za coś...poważnego? Skoro F32.1, to czemu leczenie szpitalne? Paradoksalnie - poczułem się nawet nieco urażony, bo wiem jak się czuję i to od lat (zgodzę się jednak z epizodami), jednakże nieco dotknęło mnie że wiem jak się czuję i od jak dawna...a tu "tylko" F32.1? Oczywiście dodatkowo terapia u psychologa. Nie wiem zwyczajnie jak ustosunkować się mentalnie do diagnozy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierzę, że ten będzie kompetentny, bo Pani ma z 60-6x lat na oko i sama stwierdziła, że pracuje w tym fachu już naprawdę długo. Raczej jej postawa mnie zdziwiła - poczułem się jak mini-intruz którego musi odprawić na szybko. Z jednej strony normalne chyba po tylu latach pracy na kasie chorych. Myślałem, że to osoba z która można porozmawiać a tu czasem byłem przerywany w połowie zdania. Odniosłem wrażenie "nie, nie będzie rozczulania się, dostaje Pan słownego kopa w tyłek i niech działa". Na kanapie dla pacjenta leżała jej torebka i coś jeszcze a wszystko odbyło się jak u lekarza rodzinnego - przy biurku na krzesłach. Nie wiem, czy ona taka jest, czy to była celowa postawa na pierwszy raz. Czasem miałem nawet wrażenie, że chyba chce podważać co mówię. Być może przeanalizuję zmianę - w tym miesiącu kolejna wizyta i jeśli będzie tak samo - chyba zmienię. Oczekiwałem, że to będzie coś na zasadzie "niech Pan usiądzie i powie co Pana trapi", a poczułem się trochę jak w wojsku. Ale biorę pod poprawkę, że lata w zawodzie i setki pacjentów też dały jej się trochę we znaki. Niemniej trochę się zawiodłem i nieco zamknąłem na nią - jeśli powiem, że nie wiem czy mógłbym mówić szczerze do niej o wszystkim bo bałbym się, za które słowa może mnie zrugać czasem, to chyba jakieś pojęcie to daje, prawda? Aczkolwiek to moje osobiste i tylko moje odniesienie - może to było zamierzone jej zachowanie? Ja wiem co się ze mną dzieje a z jej strony odniosłem wrażenie, że ona chce mi powiedzieć coś delikatnie w styl, że daj pan spokój - jeszcze Pan się nie zabił, to widać nie jest z panem źle... Co z tego że miał pan myśli...ale pan żyje, no to nie jest źle z panem.

 

Wracając jednak do pytania - czy F32.1 mogę traktować z powagą kataru czyli choroby która na poważnie nie trzeba się przejmować, czy jednak poważnie podejść do diagnozy. Bo dla mnie jest dziwne - wystawia mi diagnozę "lekką" (?), a chciałaby wpakować w leczenie w szpitalu. No to szpital, czy depresja lekka (a jak wspomniałem - osobiście z diagnozą się nie zgadzam).

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałem, że to osoba z która można porozmawiać

Do rozmawiania jest psycholog, a psychiatra diagnozuje i wypisuje recepty , tak mi się wydaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joseph87, a nie chcesz iść do psychologa, by pogadać o swoich problemach i zacząć psychoterapię jakąś(choć to już chyba jeszcze co innego bo psychoterapeuta, ale psycholog też pomaga)? No bo jednak leki to nie wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idę - dostałem skierowanie na psychoterapię, jeszcze w tym miesiącu. Może pani psycholog stwierdzi, że sprawa jest głębsza, gdy naświetlę jej całą sprawę. Aczkolwiek zastanawiam się nad tym leczeniem szpitalnym, ale przyznam szczerze - kompletnie nie wiem czego się po tym spodziewać. Wiem, że nie zamkną mnie w 4 ścianach przecież, ale... Nie powiem, że nie czuję się dziwnie i z niepokojem, po tym jak po latach wreszcie ruszyłem z tym w kierunku do przodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joseph87, dlaczego tak strasznie zależy ci na diagnozie? Dlaczego wg. Ciebie diagnoza jest lekka? Poszukujesz potwierdzenia swojego cierpienia? Myślę, że powinieneś szukać pomocy na terapii. Nie ma tak naprawdę czegoś takiego jak depresja poważna i wersja light. Każdy kto cierpi odczuwa je jako ogrom. 20 minutowa wizyta na pewno nie odkryje wagi Twoich uczuć tym bardziej kiedy ma się do czynienia z takimi 'specjalistami' jak ta pani. Uważam, że zamiast na ciężkiej diagnozie powinno Ci zależeć na uzyskaniu pomocy i to nie tej farmakologicznej, ale terapeutycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, szukałem potwierdzenia cierpienia, stąd "lekka" diagnoza nieco mnie zdziwiła. Myślę, że farmakologia jest mi potrzebna, bo zbyt długo zwlekałem z tym, gdyż nigdy wcześniej nie podejmowałem żadnego leczenia - a więc od lat 2000-2001 gdzie pewne symptomy się już pojawiały, od 2007 gdy poszło lawinowo wykańczając mnie już kompletnie. Ponad pół roku temu zabrakło mi już kompletnie sił na dalsze zmaganie się już z tym i nie miałem już wyboru - śmierć albo leczenie, bo żyć się już nie dało. Czemu nie leczyłem się wcześniej? Sam nie wiem jak wytrzymałem tak długo. I tu też wyczułem podważanie lekarki mentalnie, coś w styl - skoro tak długo to trwa, to chyba nie jest z panem źle jak dopiero teraz się za to bierze. A przyczyn było wiele. Jeśli pani psycholog okaże się podobna, po prostu zacznę wydawać pieniądze na prywatnych specjalistów. Rozpacz w sobie mam tak wielką, że rozmowa jej już nie stłumi - leki muszą pomóc mi zacząć czuć się normalnie i pomóc przestać mi czuć tę rozpacz, pani psycholog - poskładać życie w całość. Zastanawia mnie nadal to leczenie szpitalne, jednak nie wiem czy to dobre rozwiązanie...sam myślę tu nieco stereotypem "do psychiatryka"... I chyba po czymś takim również psycholog musiałby mnie składać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli pani psycholog okaże się podobna, po prostu zacznę wydawać pieniądze na prywatnych specjalistów

po co? wystarczy, że zmienisz. Nie sądzę, żeby prywatni byli "lepsi".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem z założenia, że prywatny musi się postarać, bo za to dostaje kasę. Popełni błąd- pacjent ucieka (a z nim pieniądze). Kasa chorych - zarobki niewielkie, pacjentów sporo, starać się nie trzeba aż tak, bo to kasa chorych i państwówka. Aczkolwiek zależy od osoby, choć rozumiem, że po latach w zawodzie i setkach osób - nie można traktować każdego równie indywidualnie siłą rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem z założenia, że prywatny musi się postarać, bo za to dostaje kasę.

można też spojrzeć z drugiej strony, ma z tego kasę, więc będzie trzymac jak najdłużej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwlekałem, bo gdy przeprowadziłem się "na swoje" do dużego miasta, mieszkałem w miasteczku zaledwie 5000 mieszkańców. Pani psycholog jedna, żona wpływowego i aroganckiego nauczyciela w szkole podstawowej miasteczka. Wiadomo, wszyscy wszystko wiedzą, nic się nie ukryje. Nie ma siły, abym poszedł tam i to w jakiś sposób nie wyszło lub nie było plotek, że "ten poszedł do niej więc coś musi być z nim nie tak". Wyobrażacie się, jaka to pożywka dla miasteczka żywiącego się plotkami? Kompletnie nie mogła zrozumieć, że nie podzieliłem się tym z nikim, nawet rodziną bo nie chciałem ich wtajemniczać i przysparzać zmartwień - no ale jak to, przecież gdyby było źle, to bym nie wytrzymał i musiał powiedzieć... W pobliskim miasteczku parę km dalej była odpowiednia pani, ale prywatna a ja nie miałem pracy, więc też nie mogłem... W 2010 przeprowadziłem się na "swoje". Więc przez lata jakoś z tym żyłem, musiałem, nie miałem wyjścia. Ale oczywiście na tej wizycie nie chodziło o opowiadanie historii pani psychiatrze. Także ona nawet tych powodów nie zna, bo nie miałem czasu ich powiedzieć/nie mogłem powiedzieć/przerwano mi w połowie. Dlatego liczę, że Pani Psycholog bardziej mnie zrozumie i mam zamiar zapytać psycholog, już na starcie jako pierwsze pytanie, jak zamierza mnie potraktować - czy jako człowieka, czy jako małego intruza któremu musi poświęcić swój czas. Ale nie dałem już rady i ponad pół roku temu wszystko się załamało i postanowiłem, że muszę się leczyć i to jest chyba ważne, a nie podważanie czy ze mną jest dobrze i z czym ja do niej przychodzę, skoro jeszcze się nie zabiłem ani rodzinie nie powiedziałem (powiedziałem bratowej, ale to nie był zbyt dobry wybór - nie jest w stanie zrozumieć tematu kompletnie, a jak powiedziałem o leczeniu szpitalnym i psychiatrze, to zastanawiam się czy nie zacznie czasem bać się koło mnie siadać - no bo kurczę...psychiatra...miałby iść do psychiatryka... - rozumiecie o co chodzi). Zwlekałem z leczeniem zbyt długo, dlatego moim zdaniem stan mój jest zbyt ciężki na F32.1 i zbyt ciężki, bo nie leczyłem się wcześniej w żaden sposób - żyłem tym, to musiał stać się mój sposób na życie. Tylko ta pani nie dopuściła mnie do głosu - może faktycznie od tego dopiero jest psycholog.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×