Skocz do zawartości
Nerwica.com

Joseph87

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Joseph87

  1. Cześć. Dziękuję za odpowiedzi - przynajmniej wiem, że można traktować to jako "standard" w depresji - dziwne, że nie miałem tych objawów wcześniej (depresja liczona w latach), choć może były - ale nie tak dosłowne jak teraz. Natrafiłem jakiś czas po założeniu tematu na dokument, w którym te kwestie są dobrze wyjaśnione i tyczą się funkcji poznawczych. Jeśli ktoś będzie szukał odpowiedzi na pytanie jak ja, warto przeczytać: http://www.psychiatriapolska.pl/uploads/images/PP_1_2009/Talarowska%20s31_Psychiatria%20Polska%201_2009.pdf Może faktycznie ograniczę alkohol - nie abym pił nie wiadomo ile, lecz nie ograniczam tej kwestii bo leki. Nie wiem niestety jak wenlafaksyna zadziałałby na mnie - wałkuję trazodon i mirtazapinę, ostatnio zwiększenie mirtazapiny, ale rewelacji prawdę mówiąc po niej nie ma, jest lepiej - ale do ideału daleko, za to jedyne co mi dała to zwiększenie masy ciała w 3 miesiące o sporo kg, zbyt sporo.
  2. Moim zdaniem należałoby się zgłosić do psychologa szkolnego jeśli czujesz taką potrzebę. To nic strasznego i nie boli, a może pomóc Ci odkryć pokłady kreatywności czy motywacji. Tym bardziej należałoby to zrobić, jeśli zaczynałoby Cię to pchać do autoagresji lub czujesz ból istnienia. Z tych oklepanych sposobów które nie dają pocieszenia, obejrzyj może jakiś motywujący film na YouTube (dużo takich) lub poczytaj książki o budowaniu motywacji (sam posiadam takowe i są świetne). Na pocieszenie ja również mam problem z wagą - przez leki pojechałem 30kg w górę dobijając lub zbliżając się do 3 cyfrowej wagi, choć zawsze byłem dość smukły :) A w tym wieku krytyką co do wagi nie powinno się przejmować - to jeszcze ten etap i będzie taki przez następnych parę lat, gdzie odrzuca się to i uznaje za gorsze, co nie jest takie samo jak cała reszta w ich mniemaniu.
  3. Cześć. W internecie nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi, a przynajmniej po parominutowym szukaniu nic, co potwierdziłoby to lub zaprzeczyło (a przeszukiwanie materiałów naukowych nieco mnie przerasta - mimo wszystko nie moja dziedzina). Mianowicie - od pewnego czasu, może paru tygodniu zauważyłem, że szwankuje mi nieco pamięć. Oczywiście wiadomo, że rutyna dnia codziennego czasem powoduje takie objawy, ale czuję, że to nie do końca to. Generalnie ciężko mi coś zapamiętać, ulatują mi rzeczy jaki dzień tygodnia czasem, co miałem zrobić, co jadłem wczoraj itd. Generalnie zgodnie z objawami depresji mam trudności w zapamiętywaniu - nowy numer telefonu ciężko mi zapamiętać, muszę po prostu go gdzieś zapisać bo powtarzam go lub coś innego, ale i tak nie zapamiętuje. Mam po prostu problemy z tym co nazywa się chyba pamięcią krótkotrwałą i nie wiem czy to "normalne" w depresji, a może po prosu efekty uboczne leków... Zauważyłem u siebie zwyczajnie niepokojące mnie momentami dziury tyczące się ostatnich wydarzeń. Może tylko wmawiam to sobie, lecz i tak wydaje mi się to niepokojące.
  4. Również się dołączam - konkretnie Poznań :-) Można zebrać użytkowników forum z Posen i pogadać.
  5. Tianeptyna nie zadziałała na mnie a psychiatra odmówiła zwiększenia dawki Tianesalu - dostałem miast niego Mirtor. Mam brać go z rana, jednak nie ma szans. Działanie tak silnie nasenne i derealizujące, że nie ma szans, abym brał to z rana i szedł po tym do pracy wymagającej ode mnie myślenia (p. biurowa). Postanowiłem, że zamienię sobie kolejności - Trittico z rana (nie czują już go, ale nos się zatyka zawsze ), na noc Mirtor - przynajmniej przez może 1 tydzień brania, aby organizm się przyzwyczaił, potem zobaczę jak wyglądać będzie branie z rana. Mnie mirtazapina ścina z nóg (może dlatego, że dopiero przerzuciłem się z tianeptyny).
  6. Witam. W zasadzie to 4 dzień z Tianesalem. Niemniej nie wiem czy tak powinno być, dlatego wolę się upewnić. Dawka na chwilę obecną mała, bo 37,5mg/dzień (czyli 3 tabletki w ciągu dnia). Nocą Trittico 75mg. Czyli zestaw dzienny 37,5mg Tianesalu + 75mg Trittico CR. W pierwszym dniu zażywania nic, wiadomo - do organizmu musi dotrzeć co mu zaaplikowano. Natomiast w 2 dzień czułem już pewne poczucie małe derealizacji, poczucia małego otumanienia, wrażenie, mentalnie czuję w głowie gęstą atmosferę, czuję się jakbym był bardzo niewyspany (znacie to otumanienie, np. gdy siedzicie do późna w nocy i już musicie iść spać, bo nie dacie rady dłużej). Fizycznie po Trittico wysypiam się lepiej, więc czuję, iż fizycznie ciało jest wyspane, lecz mentalnie otumanienie jak po zarwanej nocy. Tym bardziej pytam, bo to dopiero 4 dzień i nie wiem, czy średnio na jeża nastąpiło ucelowanie w lek, czy może organizm który nigdy nie brał leków tego typu nagle dostaje szprycę i musi przywyknąć i objawy mijają z czasem. Czuję jakbym był oddzielony od świata pewną kurtyną trzeźwości, a raczej nietrzeźwości że tak powiem. Czuję się non-stop na pewnego rodzaju haju i nie wiem jak się do tego ustosunkować. Być może to z powodu Trittico, gdyż objawy codzienne są wersją light tego, co czuję po zaaplikowaniu sobie go na noc. Niemniej wolę zapytać też Was, czy ktoś miał po tianeptynie (tianesalu) coś podobnego. Od przyszłego tygodnia zwiększam dawkę do 2 tabletek Tianesalu jednocześnie, więc dawka wyniesie 75mg tianeptyny/dziennie.
  7. Zawsze możesz wyżalić się Nam, choć niestety może to nie pomóc w takim samym stopniu jak terapia. Rozumiem Cię bardzo, w moim miasteczku rodzinnym również mieszka w mojej klatce blokowej podobna Pani, samotna matka z tego typu chorym dzieckiem. Może idź do lekarza zwykłego i niech przepisze Ci jakieś ze środków rozluźniających (mnie kiedyś zapisano Tranxene, co pozwoliło nieco się odprężyć, benzodiazepaminy działają od razu, choć mają swoje minusy)? Powinnaś też moim zdaniem porozmawiać z jakimś specjalistą o Twoich problemach. Wiem po sobie, że można latami od nich uciekać ale przychodzi czas, że nie uciekniesz już dalej bo nadszedł kres, limitacja tego co można znieść. Może nie jest tak źle z terapią - ja w mieście prawie 600.000 ludności dostałem się do specjalisty w niecały miesiąc (pomijam, że na ten termin przypadł specjaliście urlop i wydłużyło się o parę dni, liczę termin pierwotny). A od specjalisty od razu skierowanie do psychologa i za 2 tyg już sesja u niego. Ostatecznie w najgorszym przypadku lepiej być oczekującym niż poza jakąkolwiek kolejką. A ludzie...ciężko się nimi nie przejmować, mimo słów "nie przejmuj się nimi", ale...społeczeństwo nasze nie jest zbyt wyedukowane - jak ktoś idzie do psychiatry to jest wariatem, leczenie szpitalne oznacza psychiatryk, antydepresanty oznaczają leki dla wariata itd. Dlatego ich komentarze mogą być przykre, ale...ciężko, może niemożliwe, ale nie warto brać ich do siebie. Kiedyś, polonistka z czasów szkoły średniej powiedziała, aby przejmować się tylko kimś, kto jest na Twoim poziomie - a komentarze ludzi nie są. Życie jest tak skonstruowane, że czasem aby poradzić sobie z czymś, trzeba udać się do osoby, która wie jak poukładać pewne rzeczy - sesja u psychologa pomocna byłaby nawet po to, abyś mogła komuś żywemu, patrząc na niego opowiedzieć o wszystkim, co Cię boli w duszy.
  8. Zwlekałem, bo gdy przeprowadziłem się "na swoje" do dużego miasta, mieszkałem w miasteczku zaledwie 5000 mieszkańców. Pani psycholog jedna, żona wpływowego i aroganckiego nauczyciela w szkole podstawowej miasteczka. Wiadomo, wszyscy wszystko wiedzą, nic się nie ukryje. Nie ma siły, abym poszedł tam i to w jakiś sposób nie wyszło lub nie było plotek, że "ten poszedł do niej więc coś musi być z nim nie tak". Wyobrażacie się, jaka to pożywka dla miasteczka żywiącego się plotkami? Kompletnie nie mogła zrozumieć, że nie podzieliłem się tym z nikim, nawet rodziną bo nie chciałem ich wtajemniczać i przysparzać zmartwień - no ale jak to, przecież gdyby było źle, to bym nie wytrzymał i musiał powiedzieć... W pobliskim miasteczku parę km dalej była odpowiednia pani, ale prywatna a ja nie miałem pracy, więc też nie mogłem... W 2010 przeprowadziłem się na "swoje". Więc przez lata jakoś z tym żyłem, musiałem, nie miałem wyjścia. Ale oczywiście na tej wizycie nie chodziło o opowiadanie historii pani psychiatrze. Także ona nawet tych powodów nie zna, bo nie miałem czasu ich powiedzieć/nie mogłem powiedzieć/przerwano mi w połowie. Dlatego liczę, że Pani Psycholog bardziej mnie zrozumie i mam zamiar zapytać psycholog, już na starcie jako pierwsze pytanie, jak zamierza mnie potraktować - czy jako człowieka, czy jako małego intruza któremu musi poświęcić swój czas. Ale nie dałem już rady i ponad pół roku temu wszystko się załamało i postanowiłem, że muszę się leczyć i to jest chyba ważne, a nie podważanie czy ze mną jest dobrze i z czym ja do niej przychodzę, skoro jeszcze się nie zabiłem ani rodzinie nie powiedziałem (powiedziałem bratowej, ale to nie był zbyt dobry wybór - nie jest w stanie zrozumieć tematu kompletnie, a jak powiedziałem o leczeniu szpitalnym i psychiatrze, to zastanawiam się czy nie zacznie czasem bać się koło mnie siadać - no bo kurczę...psychiatra...miałby iść do psychiatryka... - rozumiecie o co chodzi). Zwlekałem z leczeniem zbyt długo, dlatego moim zdaniem stan mój jest zbyt ciężki na F32.1 i zbyt ciężki, bo nie leczyłem się wcześniej w żaden sposób - żyłem tym, to musiał stać się mój sposób na życie. Tylko ta pani nie dopuściła mnie do głosu - może faktycznie od tego dopiero jest psycholog.
  9. Wyszedłem z założenia, że prywatny musi się postarać, bo za to dostaje kasę. Popełni błąd- pacjent ucieka (a z nim pieniądze). Kasa chorych - zarobki niewielkie, pacjentów sporo, starać się nie trzeba aż tak, bo to kasa chorych i państwówka. Aczkolwiek zależy od osoby, choć rozumiem, że po latach w zawodzie i setkach osób - nie można traktować każdego równie indywidualnie siłą rzeczy.
  10. Tak, szukałem potwierdzenia cierpienia, stąd "lekka" diagnoza nieco mnie zdziwiła. Myślę, że farmakologia jest mi potrzebna, bo zbyt długo zwlekałem z tym, gdyż nigdy wcześniej nie podejmowałem żadnego leczenia - a więc od lat 2000-2001 gdzie pewne symptomy się już pojawiały, od 2007 gdy poszło lawinowo wykańczając mnie już kompletnie. Ponad pół roku temu zabrakło mi już kompletnie sił na dalsze zmaganie się już z tym i nie miałem już wyboru - śmierć albo leczenie, bo żyć się już nie dało. Czemu nie leczyłem się wcześniej? Sam nie wiem jak wytrzymałem tak długo. I tu też wyczułem podważanie lekarki mentalnie, coś w styl - skoro tak długo to trwa, to chyba nie jest z panem źle jak dopiero teraz się za to bierze. A przyczyn było wiele. Jeśli pani psycholog okaże się podobna, po prostu zacznę wydawać pieniądze na prywatnych specjalistów. Rozpacz w sobie mam tak wielką, że rozmowa jej już nie stłumi - leki muszą pomóc mi zacząć czuć się normalnie i pomóc przestać mi czuć tę rozpacz, pani psycholog - poskładać życie w całość. Zastanawia mnie nadal to leczenie szpitalne, jednak nie wiem czy to dobre rozwiązanie...sam myślę tu nieco stereotypem "do psychiatryka"... I chyba po czymś takim również psycholog musiałby mnie składać.
  11. Idę - dostałem skierowanie na psychoterapię, jeszcze w tym miesiącu. Może pani psycholog stwierdzi, że sprawa jest głębsza, gdy naświetlę jej całą sprawę. Aczkolwiek zastanawiam się nad tym leczeniem szpitalnym, ale przyznam szczerze - kompletnie nie wiem czego się po tym spodziewać. Wiem, że nie zamkną mnie w 4 ścianach przecież, ale... Nie powiem, że nie czuję się dziwnie i z niepokojem, po tym jak po latach wreszcie ruszyłem z tym w kierunku do przodu.
  12. Wierzę, że ten będzie kompetentny, bo Pani ma z 60-6x lat na oko i sama stwierdziła, że pracuje w tym fachu już naprawdę długo. Raczej jej postawa mnie zdziwiła - poczułem się jak mini-intruz którego musi odprawić na szybko. Z jednej strony normalne chyba po tylu latach pracy na kasie chorych. Myślałem, że to osoba z która można porozmawiać a tu czasem byłem przerywany w połowie zdania. Odniosłem wrażenie "nie, nie będzie rozczulania się, dostaje Pan słownego kopa w tyłek i niech działa". Na kanapie dla pacjenta leżała jej torebka i coś jeszcze a wszystko odbyło się jak u lekarza rodzinnego - przy biurku na krzesłach. Nie wiem, czy ona taka jest, czy to była celowa postawa na pierwszy raz. Czasem miałem nawet wrażenie, że chyba chce podważać co mówię. Być może przeanalizuję zmianę - w tym miesiącu kolejna wizyta i jeśli będzie tak samo - chyba zmienię. Oczekiwałem, że to będzie coś na zasadzie "niech Pan usiądzie i powie co Pana trapi", a poczułem się trochę jak w wojsku. Ale biorę pod poprawkę, że lata w zawodzie i setki pacjentów też dały jej się trochę we znaki. Niemniej trochę się zawiodłem i nieco zamknąłem na nią - jeśli powiem, że nie wiem czy mógłbym mówić szczerze do niej o wszystkim bo bałbym się, za które słowa może mnie zrugać czasem, to chyba jakieś pojęcie to daje, prawda? Aczkolwiek to moje osobiste i tylko moje odniesienie - może to było zamierzone jej zachowanie? Ja wiem co się ze mną dzieje a z jej strony odniosłem wrażenie, że ona chce mi powiedzieć coś delikatnie w styl, że daj pan spokój - jeszcze Pan się nie zabił, to widać nie jest z panem źle... Co z tego że miał pan myśli...ale pan żyje, no to nie jest źle z panem. Wracając jednak do pytania - czy F32.1 mogę traktować z powagą kataru czyli choroby która na poważnie nie trzeba się przejmować, czy jednak poważnie podejść do diagnozy. Bo dla mnie jest dziwne - wystawia mi diagnozę "lekką" (?), a chciałaby wpakować w leczenie w szpitalu. No to szpital, czy depresja lekka (a jak wspomniałem - osobiście z diagnozą się nie zgadzam).
  13. Witam. Na początkach milenium, tak 2000-2003 pisałem w swym dzienniku, rzeczy, które wskazują już na pewne symptomy. Lata wcześniej przed dziennikiem, w 5 klasie szkoły podstawowej pojawiły się pierwsze myśli samobójcze (powód banalny, ale jako dziecko - to był cały świat. Zrobię to jak nie przejdę do następnej klasy). Od 2007 poszło lawinowo. Ponad pół roku temu stwierdziłem, że naprawdę JUŻ NIE MOGĘ. Objawy - czarna rozpacz, mogę krzyczeć, wyć z bólu, nie jestem w stanie funkcjonować, praca od ponad 2 miesięcy leży kompletnie (aż dziwne że umowę mi przedłużyli). Tak - moje ciało wie co to żyletka, miałem wiele mentalnych prób samobójczych. Czuję się niesamowicie źle. Ja wiem co to depresja. Wczoraj byłem wreszcie u psychiatry. Pani nie była zbyt miła, praktycznie czasem wręcz nie dopuszczała mnie do głosu, toteż nie powiedziałem nawet wszystkiego co chciałem, szkoda że nie trafiłem na kogoś innego. Klasyfikacja F32, lecz dopisek umiarkowana, więc F32.1. Ale niestety - kompletnie nie zgadzam się z tym, gdyby to było F32.1, to byłbym naprawdę wesoły, że tylko taka klasyfikacja. Tym bardziej, iż męczę się z tym od 2007 już ponad siły, więc nie trwa to krócej niż 2 lata jak w definicji. Pani psychiatra powiedziała, że widzi tu leczenie szpitalne - podpisałem oświadczenie, że nie zgadzam się (mam 25 lat, ale przez to musiałbym wtajemniczyć rodzinę, do pracy wrócić już bym nie mógł, więc nie ma opcji, choć wiem że przydałoby mi się to). Pytanie - skoro Pani twierdzi, że to "tylko" F32.1, to czy powinienem się przejmować? Czy to "depresja" czy depresja? Ja wiem, wiem po sobie, że to nie może być F32.1, bo ja praktycznie "nie żyję". Wizyta trwała może ze 20 minut. Zapisano mi 3 pudełka Tianesalu i Tricotto CR jako że zaburzenia snu mam do tego (po Tianesalu nie wiem czego się spodziewać, po Tricotto miałem niesamowitą bombę i wziąłem to o 21, koło 22 usnąłem od strzału a po przebudzeniu o 3 w nocy, nadal czułem się "nawalony"). To na pewno nie jest F32.1, osobiście jeśli już określiłbym się jako F32.2. Niemniej - czy F32.1 - czy powinienem uznać tę "lekką" klasyfikację już za coś...poważnego? Skoro F32.1, to czemu leczenie szpitalne? Paradoksalnie - poczułem się nawet nieco urażony, bo wiem jak się czuję i to od lat (zgodzę się jednak z epizodami), jednakże nieco dotknęło mnie że wiem jak się czuję i od jak dawna...a tu "tylko" F32.1? Oczywiście dodatkowo terapia u psychologa. Nie wiem zwyczajnie jak ustosunkować się mentalnie do diagnozy.
×