Skocz do zawartości
Nerwica.com

nie cieszę się życiem, a bardzo chcę...


Rekomendowane odpowiedzi

Wiem, wiem, żeby nie pytać się co mi dolega, ale przeczytałam wszystkie zaburzenia i ciężko mi powiedzieć co ze mną nie tak. W skrócie.

W dzieciństwie na podwórko z siostrą nie byłyśmy lubiane, bo byłyśmy dobre. Następnie moja siostra obwiniała mnie o wszystko (starsza siostra). Że czegoś nie zrobiłam, nie zatrzymałam autobusu i takie różne (co raczej ona jaka starsza siostra powinna robić, a nie ja kilkuletnie dziecko.) Miałyśmy wspólnych znajomych, ale ona zawsze się ze mnie przy nich nabijała, wyzywała mnie itd. Ludzie to widzieli, ale ona ogólnie była zła i na każdego się darła, więc nie wiem czy bali się jej? No, ale zawsze byłam niewystarczająco fajna według niej bym mogła też być w tej paczce. Wiem, że inni mnie lubili, ale może ja sama powoli się wycofywałam ? Z takim brakiem pewności siebie chodziłam do podstawówki, gdzie wydaje mi się, że byłam słaba psychicznie. Niby mnie lubili, ale byłam jakaś inna, dziwna i mimo tego, że miałam te koleżanki i kolegów to mnie coś u nich nie pasowało (nie byli wystarczająco dobrzy dla mnie, jak ja dla siostry?). Zaczęło się liceum. Tu brak pieniędzy i to moje ciągłe poczucie, że jestem brzydka i gorsza od reszty koleżanek. Z chłopakami się dogadywałam, ale z dziewczynami, czułam, że ja jestem gorsza z jakiś powodów, przez co chyba ja byłam zła na nie, nie miła i mnie tak strasznie denerwowały. Wpadłam w towarzystwo ociekające alkoholem. Nie zdałam do następnej klasy. Ale w towarzystwie było fajnie, w końcu się dowartościowałam, ludzie mnie lubili, ja ich (może fajnie się piło?), miałam koleżanki, może 1 tylko lubiłam tak naprawdę, reszta znowu mnie z czymś drażniła, a to można wyczuć, że się jest do kogoś takim jak ja byłam.. W domu było źle. Mama zachorowała, zmarła. Rodzina mamy obwiniała mnie o jej śmierć.. (moja siostra grała dobrą siostrzenicę, co robi i teraz, a za plecami mówiła swoje o rodzinie). Po jakimś czasie się zaczęłam uspokajać, mniej piłam, (szkołę skończyłam) zainteresowałam się ekologią, społeczeństwem, ochroną zwierząt, muzyką. Nietuzinkowe. Z tymi znajomymi drogi się porozchodziły. Poznałam mojego obecnego męża. Zdawało się być co raz lepiej. Problem z alkoholem minął. Próbowałam znaleźć stałe zatrudnienie, najdłużej wytrzymałam 9 msc.W domu byłam dobra, czułam się winna całego zła jakie było w moim domu. Byłam potulną córką. Tata wtedy zaczął się zachowywać jak moja siostra. Ciągle robiłam według niego coś źle. Jak np. posprzątałam jeden pokój, on nie pochwalił tylko wyzywał, że w drugim jest bałagan, nigdy nie pochwalił, no może 1 raz. Ciągle było coś nie tak. Mówił, że powinnam iść do szkoły. Faktycznie chciałam, poszłam. To się czepiał, że nic mi to nie da, że coś tam. Byłam marionetką w jego rękach. Wzięłam ślub. Musieliśmy zamieszkać tu. Przejął władzę nad moim mężem w momencie kiedy szykowaliśmy sobie mieszkanie u dziadków w domu. Ciągle nam coś nakazywał, chciał mieć kontrolę nad każdą minutą naszego życia. Jak chcieliśmy gdzieś jechać, to ten wyzywał, że praca jest. Wyzywał, że jak to,nie mamy pieniędzy na coś tam (do zrobienia domu),coś dla nas zbędnego. Jego brat robił to samo, ciągle nam mówił co mamy robić itd. Ja już byłam wrakiem człowieka. Czułam, że już nawet sama nie potrafię zadecydować jaki chleb kupić podłużny czy okrągły (tak jest w sumie do teraz). Postanowiliśmy dać sobie spokój z tym domem. Ale ja dalej jestem słaba psychicznie, nie potrafię znaleźć pracy. Od roku nie mam już w ogóle żadnej pracy. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, od których jestem w jakiś sposób zależna (współpracownicy, rodzina, znajomi ze szkoły).Na ulicy z obcym nie ma problemu, w sklepie wyzwać kobietę, że wpycha się do kolejki czy na przystanku, że ktoś pali, albo porozmawiać z obcą kobietą czekając na rozmowę o pracę.

Nie mam już praktycznie znajomych, wszyscy ludzie których spotykam w jakiś sposób mnie denerwują, choć mam chyba 1 znajomą, która jest dla mnie idealną znajomą (może trochę niesłowna, ale się przyzwyczaiłam), w nocy obudziło mnie dziś kołotanie serca, ból brzucha, było mi tak słabo (wczoraj myślałam jak zwykle o braku pracy oraz o tym, że jak tak dalej pójdzie to mąż mnie zostawi). Już wystarczająco napisałam, choć mogłabym pisać i pisać. A i może jeszcze to, że właśnie ciągle mi źle, tęsknie za przeszłością (a przecież też było źle), nie cieszę się życiem, a bardzo chcę... Czasem mówi sobie, że pójdę do pracy, zrobię to i tamto, ale jak sobie wyobrażam daną pracę, to widzę, że coś tam jest nie tak, że to tragiczna praca.

mam nadzieję, że mimo wielkiej wiadomości ktoś przeczyta i odpiszę.

Pozdrawiam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej, ja przeczytalam

mysle co ci napisac...

 

nie za bardzo zrozumialam gdzie teraz mieszkasz, z mężem razem i z ojcem, tak?

jesli uwazasz ze ojciec za bardzo kieruje twoim zyciem, ze zle cie traktuje to moze sprobuj sie z mezem wypowadzic, moze u jego rodzicow byloby wam lepiej, oderwalasbys sie od "toksycznego tatusia" bo z tego co piszesz on nie ma na ciebie dobrego wplywu, a wrecz destrukcyjny, czujesz sie niedowatrosciowana, masz bardzo niska samoocene

 

napisz jak uklada ci sie z mezem, czy on pracuje? czy narazie poki nie uporasz sie ze soba twoj maz jest w stanie utrzymywac ciebie i siebie?

moze to wlasnie twoj maz jakos postawi cie na nogi, pomoze. powiedz mu to wszytsko co cie boli co chcialabys zmienic.

(mi moj chlopak bardzo pomaga, wiem ze wszytsko moge mu powiedziec i dzieki temu jest mi duzo duzo latwiej)

 

czy twoja siotra tez z wami mieszka? jak wygladaja twoje stosunki z nia?

napisz cos wiecej jak poszukiwania pracy, czy jest tak z ty boisz sie isc do pracy? moze byc tak ze narazie jestes w takim stanie psychicznym ze moze nie jest wcale wskazane zebys szla do pracy ale z drugiej srony mysle ze praca pomaga, czlowike czuje sie wazny, potrzebny, dzieki temu e zarabia czuje sie samodzielny ( mi praca pomaga chociaz mam tylko umowe o dzielo to zawsze to cos)

 

odezwij sie, pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za odpowiedź.

Tak wiem, napisałam trochę chaotycznie, ale zapewne wiesz, jak się piszę uczucia, myśli, to one tak szybko napływają, że ciężko utrzymać je w ryzach.

Tak teraz mieszkamy z mym ojcem i siostrą. Z siostrą nie rozmawiamy. Próbowałam kilka razy jakieś pozytywne rozmowy zacząć - nie da rady - z jej strony w odpowiedzi były tylko jakieś wyzwiska. Jest teraz właścicielką mieszkania i ciągle tylko straszy, że nas wyrzuci - choć mimo tego co na papierze, mieszkanie miało być wspólne, wiem, że mogłabym się dochodzić sądownie - nie wiem czy bym cokolwiek zyskała, ale gra nie warta świeczki. Jest straszną hipokrytką. Przyjdzie ktoś z dalszej rodziny to skarży na nas (jakbyśmy byli jeszcze dziećmi), że my czegoś nie robimy (przyznam - ostatnio nie mam ochoty robić czegokolwiek w domu, wszystko bez korzyści i i tak groźby o wyrzucenie), a sama palcem nie kiwnie.

Dlatego właśnie planujemy wynieść się do męża - ale boję się, że tam dalej będę w stanie jakim jestem i to nic nie da, albo, że będę żałowała tej decyzji, tęskniła za domem rodzinnym (sentyment?). Tam jest gorsza dzielnica i warunki gorsze, ale chyba jednak zdrowie i spokój powinny się dla mnie liczyć.

I w tym momencie tata nie ma niczego na czym by mi zależało, nie jestem już w sumie od niego zależna, dlatego też ciągle robi mi wrzuty w stylu, że mój mąż i tak zobaczy jaka jestem (a jaka jestem?) i mnie rzuci, a ja wrócę, córka marnotrawna, itd itp, że najlepiej będzie jak odejdę daleko, a po chwili opowiada jakąś zabawną anegdotkę jak gdyby nic i dziwi się, że nie mam ochoty z nim rozmawiać!

Mąż mnie wspiera, powiedziałam mu o moich obawach, że to ze mną jest problem i dlatego pracy nie mogę znaleźć, o strachu, że nie wytrzyma ze mną bezrobotną i w takim stanie. Zapewnia mnie, że nigdy mnie nie zostawi, że jak trzeba będzie to on całe życie sam będzie pracował. Dużo nie zarabia, ale głodem nie przybieramy, a w okolicy są ciucholandy naprawdę tanie i fajne. A jak coś się w kraju jeszcze podniesie (ceny), to już inna bajka będzie.

Praca - jak w końcu znajdę jakąś ofertę i mnie wybiorą, to znajdę coś w niej by nie iść. A, że niska stawka, że zdrowie nie pozwoli (choroba stawów - praca obciążająca stawy kolanowe odpada) więc w sumie nie wiem dlaczego kandyduję na stanowisko, gdzie fizycznie nie dam rady. Albo, że na nocki się robi, albo , że nie ma umowy o pracę. Albo gdzie jest alkohol - boję się odmawiać sprzedaży alkoholu nieletnim lub pijanym, już raz pewien koleś mi groził... A wydaje mi się, że to pretekst jest. Może ja się oduczyłam pracować. A naprawdę chcę. Albo boję się, że nie poradzę sobie z kontaktami z ludźmi? Miałam ostatnio 3 prace gdzie mnie dziewczyny nie lubiły (w 1 pracy awansowałam od razu - była zawiść, w drugiej się bałam powtórki, więc nie rozmawiałam o prywatnych sprawach z ludźmi, tylko służbowe, oddaliłam się, narzekałam, w 3 byłam miła aż do bólu, a ludzie wszyscy na wzajem na siebie wyzywali, bez wyjątku, a ja nie. Cieszyłam się pracą, podobała mi się i to się nie podobało tamtym co tak na siebie i pracę narzekali), no i ostatnia praca, całkiem się odcięłam od ludzi, uważali mnie za taką spokojną, cichą, ułożoną, obcą...a jak obca, nie mówiąca o sobie to już zła...). Tak i pewnie tego się boję. Ja już nie wiem jak podchodzić do ludzi. Wcześniej w pracach było w porządku lubiłam się z wzajemnością, a teraz.. Jeszcze mam inne zainteresowania i poglądy niż większość, a to jest bariera z ludźmi. Chciałabym pracować w księgarni, bibliotece, sklepie muzycznym (płyty), zoologicznym, czymś co mnie fascynuje, ale nie ma takiej pracy u mnie.

Do tego brzydzę się niektórymi ludźmi, że są rasistami, nietolerancyjni, płytcy, a w ostatnich pracach tacy właśnie byli. A wcześniej tacy fajni, którzy się nie nabijali z kogoś kto nie był szczupły, albo nie ubierał się tzw. "modnie". No i nie znoszę przechwałek.. Bo za nimi się nie kryje nic cennego (nie w sensie wartości fizycznej)

Jak tak piszę, to boję się pisać, boję się, że zaraz ktoś napiszę, że naprawdę jestem chora, głupia, nienormalna, leniwa itd.. a mi naprawdę jest ciężko funkcjonować "normalnie"..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jestes chora głupia i nienormalna. na tym forum nikt tak o tobie nie napisze, zapewniam.

wiec sprobuje odpowiedziec na to co napisals ;)

 

skoro mieszkasz caly czas z siostra i tata, z ktorymi ci sie nie uklada, malo tego siostra "straszy cie" ze was wyrzuci, moze faktycznie lepiej przeniesc sie do rodzicow meza. moze beda gorsze warunki mieszkalne, moze gorsza dzielnica, ale na pewno bedziesz miala spokoj umyslu. bedziesz mogla skupic sie na sobie bo musisz sobie sama pomoc przde wsztrskim - tak mi sie wydaje- wyprowadzka ( ostatnio w mojej rodzinie byla podobna sytuacja i wyprowadzka okazalo sie dobrym pomyslem)

super ze masz meza ktory cie wspiera i pomaga, to skarb :) dobrze ze poki co on zarabia i jakos wiazecie koniec z koncem. daj sobie czas na znalezienie pracy ktora cie zainteresuje. mysle ze dobrze podjac sie jakiejkolwiek pracy i w trakcie szukac innej. siedzenie w domu" na bezrobociu" jest bardzo dolujace, obniza poczucie naszej wartosci, czujemy sie przygnebieni i niepotrzebni.

 

piszesz tez ze draznia cie rozni ludzie- ale taki jest świat, kazdy jest inny kazdy ma jakies swoje widzimisie, jedni sa rasistami, inni gejami albo pisowcami zapatrzonymi w prezesa ... ;) mysle ze w kazdej pracy znalazlabys kogos z ki moglabys sie dogadac, wystarczy tylko troszke sie otworzyc, isc na impreze integracyjna. nigdy nie bedzie tak ze wszystkich ty polubisz i wszytscy polubia ciebie bo np jestes szczuplejsza od innych to juz inne laski sa zazdrosne itd. piszesz tez oswoich nietypowych pogladach- moglabys napisac cos wiecej?

 

z tego co piszesz zawiodlas sie na wielu osobach szczegolnia na siostrze i ojcu, ale z drugiej strony masz wspanialego męża. sprobuj poszukac pozytywnych rzeczy w swojej sytuacji, jesli potrafisz.

a wracajac do tego ze nie masz pracy, idz do urzedu pracy moze sa jakies ciekawe kursy dla bezrobotnych dzieki czemu zrobedziesz jakies kwalifikacja? moze idz do jakiejs szkoly policealnej bezplatnej( bo studia jednak kosztuja), zdobedziesz jakis zawod np technik hotelarstwa. moze ci sie to przydac zalezy co bys chciala robic.

moze jakis kurs jezykowy? fajnie jakbys miala jakis cel jakbys czyms sie zajela, nie tylko domem. na pewno masz duzo ambicji tylko brak odwagi i sily zeby sie podniesc i cos zmiec, doskonale to rozumiem i wiem ze to ciezkie. ja sie lecze na depresje, biore lek ( cital) ktory mi pomaga , zapisalam sie tez na psychoterapie.

 

moze psobowalabys isc do psychologa, chociaz na 2-3 wizyty??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O poglądach napisałam na PW.

Szkoła - właśnie jestem w szkole (policealna) jeszcze rok i strasznie żałuję kierunku, uważam, że na nic mi on (administracja), wolałabym mieć jakiś fach w ręku, ale jaki?

UP - ciągłe nic, nawet byłam w tym tygodniu.Ale te panie, to chyba już nawet do ofert nie zaglądają. Ale właśnie myślałam by jeszcze coś zrobić, jakiś kurs czy coś tędy. Na razie zagryźć wargi i iść na kasę na umowę zlecenie, gdzie fizycznie dam radę, praca nie jakaś skomplikowana, a grosz wpadnie i na kurs będzie.

No i nie chcę pracować w czymś niezgodnym z mym sumieniem - wciskanie ubezpieczeń, kitów, dziadostw itd.

U psychologa byłam dawno temu. Już nie pamiętam o co mi chodziło. Ale był to okres picia - więc pewnie to chodziło o rodzinę. W każdym razie pamiętam tylko tyle, że poszłam, wygadałam się, wypłakałam, a babka dała mi tylko receptę.. ech nie tego oczekiwałam. No i teraz też nie chcę takiego czegoś, nie chcę tabletek. I wstydzę się płakać przy kimś. Jestem taka pełna wzruszeń, jeden krzyk na mnie, a mnie się chce płakać, jedna zła opinia, a ja już szlocham w kącie i przez miesiąc powtarzam ją sobie w głowie, albo i dłużej (do kolejnej takiej sytuacji).

Więc się pewnie boję i chyba nie mam sił, nie chce mi się. Wiem, że to pewnie spowodowane tym siedzeniem w domu. Ja potrafię cały dzień siedzieć i niczego nie zrobić, choć mam co robić, ale nie mogę się zmusić.. Tzn, chętnie bym poszła, ale nie ruszyć się, poszukać, zapisać, stać w kolejce (nie znoszę!).. No i boję się, że psycholog będzie chciał zmieniać jakieś moje poglądy, że będzie chciał zrobić ze mnie przeciętnego człowieka..

A jeszcze co do stosunków z ludźmi. Nie śmieszą mnie głupie, chamskie rzeczy czy jakieś niesmaczne dowcipy, albo hasła do kogoś. A jak człowiek nie ma takiego poczucia humoru to już jest zły.. Owszem,śmieję się, jak się sama przewrócę itd, ale nie jak ktoś kogoś przewróci itd.

Dziękuję Ci jaskolka83 :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na temat pogladow odpisalam na pw : )

 

super ze chodzisz do szkoly, to juz cos. warto dokonczyc ta szkole potem moze zaczac cos nowego, cos co cie przede wszytskim interesuje dzieki czemu znajdziesz interesujace zajecia. moze warto tez poki co pomyslec o wolontariacie ( cos zgodne z twoimi zainteresowaniami, pogladami), cos takiego na pewno dobrze wyglada w cv to znaczy ze sie czyms interesujesz ze nie jestes " szara".

piszesz o psychologu, to pewnie byl psychiatra jesli dał recepte. mysle ze warto poszukac psychologa z prawdziwego zdarzenia ( poszukaj w necie na stronach dobrylekarz.pl itp tam sa opinie o roznych psychologach, ja w taki sposob znalazlam), dobry psycholog absolutnie nie bedzie zmienial twoich pogladow, a pomoze ci wstac i zaczac cos robic, moze leki nie bylby zle ( jesli masz depresje tak jak ja, mi lek pomogl).

no to wszytsko zalezy od ciebie, pogadaj z mezem na temat wizyty u psychologa, na pewno bedzie chcial zebys poszla i sie komus wygadala, poszukajcie jakiegos psychologa w necie razem, fajnie jakby cie w tym wspieral :)

buziaczki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zostałam przeniesiona, wrzucona do problemów w związkach i rodzinie :( owszem z rodziną jest problem, ale na niego jest jedna recepta - izolacja, ale w związku jest git, chyba że związek z ludźmi - to tak.

U mnie w mieście, a raczej w wiosce wolontariat czy coś, to raczej nie jest możliwe by był, może jedynie w schronisku dla zwierząt, ale to serce za bardzo by mi się krajało, płakałabym chyba ciągle (za każdym razem tak jest jak tam jadę coś zawieść). Myślę by coś samemu zorganizować, wspierać jakieś fundacje u mnie w mieście, ale wydaje mi się, że nie będzie zbyt dużo chętnych do działania. Do najbliższego większego miasta mam około 80 km plus dojazd ze stacji do miejsca docelowego i z domu do stacji byłoby trochę, ale pomyślałam,że może tam bym spróbowała poszukać jakiś wolontariatów, albo fundacji.

Wiem, że ciężko jest z pracą, ale postanowiłam, że nie będę już kandydowała na stanowiska z których i tak zaraz zrezygnuję (praca stająca czy inna, która mi naprawdę się nie podoba), oczywiście nie ma tak dobrze bym od razu znalazła pracę marzeń, dlatego chcę na kasę przez agencję pracy tymczasowej by coś zarobić, a teraz na święta powinny być przyjęcia.

Sprawa z zamieszkaniem u męża się skomplikowała, nie z naszej winy, ale możliwe, że nie będziemy mogli tam się przenieść, ja nie wiem czy to Pan Los się mści za moje wcześniejsze picie i olewanie życia czy co.. Więc jesteśmy w kropce. Marzę (mąż w sumie też) by się przenieść do innego miasta, ale mąż ma stałą pracę i jak ją straci, a tam nic nie będzie, to już w ogóle będzie klapa...

A przyznam, że wczoraj pierwszy raz od kilku lat poczułam przez kilka godzin taki spokój.. Wzięłam książkę, zaczęłam czytać, nie stresowałam się niczym, a tu znów problem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×