Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

coz moj maz ciagle powtarzal , ze jestem wariatka i ze mnie zamknie

dochodze jednak do wniosku , ze latwo ze mna nie mial.......

i pewnie gdybym trafila wtedy do psychiatryka byloby mi latwiej

moze ktos madry by mnie zdiagnozowal i bylabym juz po dobrej terapii

nie wiem

Gdyby, gdyby... ;). Tak jak już Atalia napisała z resztą - nie mamy wpłyu na to, co już za nami. Ważne, żebyś teraz szła do przodu ;). Masz szansę, by siebie naprawić i szczęśliwie żyć.

... ale jak łatwo snuć teorie. Tak czy inaczej - wierzę w Ciebie. Myślę, że nie tylko ja, ale wszyscy, którzy się tutaj wypowiadają albo sobie czytają nasze forumowe wypociny :mrgreen: .

(ostatnio dochodzę do wniosku, że nie powinnam nikomu niczego radzić i pocieszać, bo wszystko jest zaprzeczeniem mnie samej :roll: )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziekuje

dziekuje ze jestescie i ze znalazlam to forum

zglebiajac sie w to wszystko dopada mnie rezygnacja,

a moze juz nie ma ratunku dla mnie?

na poczatku bylam przeczesliwa , wreszcie wiem dla czego tak sie czuje i robie to co robie......

ale teraz kiedy wracaja do mnie obrazy z przeszlosci zaczynam tracic nadzieje.....

od kilku dni sni mi sie ciagle jakas scena z przeszlosci , kiedy krzywdzilam inne osoby, oczywiscie wtedy ja czulam sie krzywdzona

przed chwila znow wpadlam w zlosc na syna , ale zatrzymalm sie po pierwszym wydarciu i powstrzymalam jakos gniew......

wczoraj tlumaczylam partnerowi , zeby nie gadal ciagle o tym , ze sie wyprowadzi , bo ja sie tego boje......

dobrze , ze jestescie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(ostatnio dochodzę do wniosku, że nie powinnam nikomu niczego radzić i pocieszać, bo wszystko jest zaprzeczeniem mnie samej :roll: )

No raczej :mrgreen: Na czwarte mam, najpewniej, Hipokryzja, miło mi! Tyle, że sensowne radzenie w dobrej wierze nie jest niczym złym, nawet wobec faktu, iż same sobie z sobą nie radzimy... :roll:

 

mordka36, a dlaczego partner ciągle powtarza, że się wyprowadzi? Forma szantażu, czy autentyczne chęci?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mordka36, myślę, że dla każdego jest ratunek. Pewnie nie od zaraz, ale jest. :)

 

Atalia, uśmiechnęłam się jak to przeczytałam :mrgreen: . No tak, racja. Gdyby tak nie było, to zapewne mało kto by na tym forum radził komuś cokolwiek... :mrgreen: Tak drastyczniej - i więcej zgonów by było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale to co mam iść do psychiatry?

najlepsze jest to ze ja nie czuje zebym robil coś złego, dla mnie to normalne

psychiatrow, psychologow nigdy nie uwazalem, dla mnie to byli lekarze od bzdetow ale nie wiem skad u mnie takie zamulenie skoro całe życie lece na 120 % i wolniej nie umiem, totalna obojętność,

 

czym sie objawia ta niska samoocena??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No raczej :mrgreen: Na czwarte mam, najpewniej, Hipokryzja, miło mi! Tyle, że sensowne radzenie w dobrej wierze nie jest niczym złym, nawet wobec faktu, iż same sobie z sobą nie radzimy... :roll:

 

-- 26 lip 2012, 13:43 --

 

znow mial byc cytat i znow nie wyszlo.......

 

-- 26 lip 2012, 13:46 --

 

Faw no wydaje mi sie ze tak....

radze komus a sama sie boje :?

niska samoocena moim zdaniem objawia sie tym min. , ze staramy sie byc we wszystkim najlepsi , zeby nikt nie zobaczyl , jacy jestesmy naprawde.

a uwazamy sie za bezwartosciowych :(

uwazamy , ze jezeli czegos nie zrobimy idealnie , bedzie to swiadczylo o tym ze jestesmy beznadziejni i bezwartosciowi.

zamotalam sie troche

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja na dole naciskalam cytuj....nie wiem nie umiem, calkiem cos innego mi wychodzi...

 

-- 26 lip 2012, 20:06 --

 

mordka36, co Ci się dzieje z cytowaniem ;)? Najpierw musi być -
-' date=' tekst, a na końcu znacznik zamykający -[/guote']- . Bez myślników oczywiście :D .

 

-- 28 lip 2012, 07:31 --

 

Moyraa znow cie nie ma?

jak u was jest z interesownym traktowaniem innych ludzi?

doszlam do wniosku , ze ja wykorzystuje innych , albo do pomocy , np. sprzatanie, albo finasowo i wogole traktuje innych instrumentalnie

a zawsze wydawalo mi sie ze

jestem taka bezinteresowna i wszyscy mnie wykorzystuja :(

 

-- 28 lip 2012, 15:23 --

 

boze jaki mam dzis okropny dzien, starsznie sie wszytskiego , boje , jestem rozzalona i wsciekla

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faw,

tak przeglądam to forum i widze ze mam DDA, wczesniej siedziałem w kryminale a teraz robie doktorat, pije okazjonalnie bo trenuje, chociaz w wakacje troche wiecej, jak cos cpam to rzadko raz lub kilka razy do roku, trawe pale czesto

epic :105: zawsze wierzyłam w polską kadre naukową :mrgreen:

 

a w ogóle to powróciłam do forum po kilku dniach niebytu, przejazdów, wyjazdów oraz ćwiczenia mojej cierpliwości poprzez permanentne przerwy w dostawie internetu. :<img src=:'>

 

mordka36,

Kolezanka stwierdzila , ze niewazne,co nam jest, niewazne jaka diagnoza , wazne zeby przepracowac dziecinstwo ...

srata tata, przerobić dzieciństwo. tak może powiedzieć tylko laik. nie poznasz istoty zaburzenia - będziesz się leczyć po omacku, bo nie wiesz czy doświadczasz właśnie regresu, czy błogosławionego progresu, bo skąd możesz wiedzieć co u ciebie jest progresem skoro nie znasz diagnozy i nie wiesz do czego dążysz? generalnie mierzi mnie hasło "a po co ci diagnoza?!" - po jajco :evil:

a Atalia ma rację. nie tak łatwo trafić do psychiatryka. wiem, bo od miesięcy prowokuję terapeutkę żeby mnie w końcu tam oddała, żeby był ze mną spokój, ale ta nie bardzo chce :roll: to się tak ładnie nazywa w literaturze "dążenie do hospitalizacji" :lol:

 

Wsjo zależy tylko od nas, a świadomość, autoświadomość to pierwszy krok do pracy nad sobą (boszz, jak ja brzmię, hipokryzja aż huczy ).

Atalia, dobrze powiedziane, jeszcze lepiej skomentowane :mrgreen: z resztą samoświadomość, czyli wtedy, gdy twój pozornie unikatowy chaos zostaje uchwycony w ramki, ponazywany i skategoryzowany, gdy w twojej głowie rośnie przyczynowo-skutkowe drzewko powtórzeń, doznajesz błogiego olśnienia "aaaah, więc to tak wygląda" i jest to o wiele lepsze niż "emocje, dzieciństwo, bla, bla, bla, leczmy się w ciemno"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a w ogóle to powróciłam do forum po kilku dniach niebytu, przejazdów, wyjazdów oraz ćwiczenia mojej cierpliwości poprzez permanentne przerwy w dostawie internetu.

Miętówo, hucpiarzu Ty, podejrzewając już, żeś zasnęła z czememchą, coby się nie obudzić chciałam zacząć zapijać Cię Miętówą dzieła tatiszczewa mego, a to ostre kopyto jest, ponad 70%, zdecydowanie nie na mą trzustkę! :mrgreen:

 

nie tak łatwo trafić do psychiatryka. wiem, bo od miesięcy prowokuję terapeutkę żeby mnie w końcu tam oddała, żeby był ze mną spokój, ale ta nie bardzo chce to się tak ładnie nazywa w literaturze "dążenie do hospitalizacji"

No, witaj w klubie, ja ostatnio pokątnie kombinuję, by mnie po raz kolejny zbawiono od siebie, bo myśli S są już dalece agresywne i bardzo nieustępliwe...

 

-- 29 lip 2012, 07:21 --

 

jak u was jest z interesownym traktowaniem innych ludzi?

doszlam do wniosku , ze ja wykorzystuje innych , albo do pomocy , np. sprzatanie, albo finasowo i wogole traktuje innych instrumentalnie

a zawsze wydawalo mi sie ze

jestem taka bezinteresowna i wszyscy mnie wykorzystuja :(

Bywałam (czy na pewno czas przeszły?) jawnie wykorzystująca, ale zawsze zgrabnie, z rozmysłem - coś w stylu: za jakieś 2 tyg. będę potrzebowała co nieco od X, myślę więc, że można się teraz przysunąć, być milszym, być bliżej.

 

Rozmyślnie nieraz z nudów stwierdzam, że w przyszłości nieokreślonej przyda mi się Y, Z, więc w ferworze mogę się mailowo, esemesowo odezwać, "co tam, jak tam", zainteresować się, by, po prostu o sobie przypomnieć.

Ha!, miałam tak ostatnio z paroma kol. ze studiów. Piszę w dobrej wierze, tymczasem w info zwrotnej otrzymuję coś w rodzaju: "łiiii! To Ty! Kiedy idziemy na piwo?! Umówmy się!" i co? - ano, szlag mnie trafia, mówię sobie, ej, dziewczyno, zestopuj, ja tylko przez chwilę chciałam być miła, a ty już mi się narzucasz i osaczasz, weź się odsuń, dobra, drażnisz mnie, spadam....

 

Co od bezinteresowności - z mojej strony? Jak najbardziej! Lubię pomagać (muszę czuć się potrzebną), lubię być dla innych (to, że zaraz mnie to zmęczy, to inna kwestia), zasypywać prezentami i upominkami, sprawia mi to frajdę (taa, choć nieraz podszyte jest pewną myślą: '..bo kiedyś możesz mi się przydać').

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miętówo, hucpiarzu Ty, podejrzewając już, żeś zasnęła z czememchą, coby się nie obudzić chciałam zacząć zapijać Cię Miętówą dzieła tatiszczewa mego, a to ostre kopyto jest, ponad 70%, zdecydowanie nie na mą trzustkę!

Atalia, mea culpa :bezradny::roll: powrót do życia (krakowa) faktycznie miał spory poślizg, ale winnam była chociaż dać znak jakiś ;) w kazdym razie przeczytałam sobie z wieczora jeszcze wiadomośc od Ciebie ale ta godzina byłam że przysnęłam, nie zdążywszy nań odpowiedzieć, a od rana mieliśmy akcje "jedziemy po psa" - tak jest, współlokatorka ściągnęla nam do mieszkania studenckiego psa :lol: więc teraz dopiero złapałam chwilę oddechu.

No, witaj w klubie, ja ostatnio pokątnie kombinuję, by mnie po raz kolejny zbawiono od siebie, bo myśli S są już dalece agresywne i bardzo nieustępliwe...

często zastanawiam się, kiedy mojej skończy się cierpliwość do mnie :lol:

Bywałam (czy na pewno czas przeszły?) jawnie wykorzystująca, ale zawsze zgrabnie, z rozmysłem - coś w stylu: za jakieś 2 tyg. będę potrzebowała co nieco od X, myślę więc, że można się teraz przysunąć, być milszym, być bliżej.

Rozmyślnie nieraz z nudów stwierdzam, że w przyszłości nieokreślonej przyda mi się Y, Z, więc w ferworze mogę się mailowo, esemesowo odezwać, "co tam, jak tam",

touche :great: znamy, znamy.

 

-- 29 lip 2012, 13:16 --

 

ps. fajne cycki w awatarze :D ale za cycki Rooney Mara w moim łóżku dałabym sie pokroić :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, piesa mieć będziecie?! Ale czad!

 

Co do cierpliwości Twojego terapeuty - yy... to ona nie jest studnią bez dna?! :mrgreen:

 

Mara cudna jest, jak wspomniałam, robiąc offtopa - skontroluj Omahyrę Motę i Freję Behę Erichsen :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och tak! Rooney Mara jest cudowna! :mrgreen:

 

A diagnoza, jak dla mnie, jest ważna. Przynajmniej ma się jakiś punkt odniesienia, cokolwiek. A tak to takie pójście w ciemno "nienazwanym". Ja tkwię narazie w tej przestrzeni "nie wiadomo co", a chciałabym wiedzieć. A najbardziej mnie wkurza jak ktoś udaje, że to nie wielki problem, że to, tamto... Chyba, że mi się wydaje. Chyba, że sama źle przedstawiam to, co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia właściwie jak to przedstawić. Jestem na terapii i nie wiem ani co myśleć, ani co czuć. Gadam, bo gadam, ale to nie ja.

Mogę sobie pogdybać, ale chcę mieć pewność i świadomość. Choć z kolei świadomość boli, jeśli zachowania się nie zmieniają. Nie wiem jak u was, ale u mnie potem się zaczyna ciąg myśli "dlaczego to zrobiłam? po co? na co? do czego mi to potrzebne było?". A tak to bym mogła żyć spokojniej (spokojniej?!).

 

To bezwątpliwie głupie, ale tęsknię za chwilami, kiedy zależało mi na kimś (na kimś kogo mieć nie mogłam). Cierpiałam, ale przynajmniej miałam do tego jakiś konkretny powód. Miałam czym zająć umysł, choćby to działało destrukcyjnie na mnie. A teraz jest zazwyczaj pusto. Da się to zagłuszyć, ale jedynie na chwilę. Na dłużej chyba nic nie pomaga.

Faceci, faceci. Jak już coś, to chyba nie mogę mieć kontaktów z jednym (oczywiście nie mówię tu o znajomościach czysto kumpelskich), bo to groziłoby tym, że za bardzo mi zacznie zależeć. Albo zajmuję myśli kimś innym i myślę, że to na tamtym mi raczej zależy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, piesa mieć będziecie?! Ale czad!

taa, czad tylko że na podstawie tego psa doświadczyłam dzisiaj gwałtownego spadku głową w dół, który nie przytrafił mi się od miesiąca :-| wszystko przez tego małego, 6,5 tygodniowego piszczącego dziada, który tak raptownie został odebrany matce, by wrócić z nami do domu. Jest na to o wiele za młody (szczeniaki od matki oddziela się fachowo po ukończeniu 12tego tygodnia życia) zatem w trakcie tej sceny rozstaniowej, przejęłam cały jego ból i lęk na siebie, podnosząc je do potęgi 3ciej conajmniej. Po południu spałam i ryczałam na zmianę. Miałam ochote trzasnąć małego maila do terapeutki w intencji ostrzegawczej, że nóż chodzi mi po głowie, ale w takim układzie musiałabym wyłożyć dzisiejsze wydarzenia i niemiłosiernie zrugać osoby oddające tak młodego psa, jak również te, które go wzięły. A ta już wiedziałaby, jak sobie zinterpretować i przełożyć analogicznie moją furię na swoją osobę :? zatem zaniechałam.

 

Co do cierpliwości Twojego terapeuty - yy... to ona nie jest studnią bez dna?! :mrgreen:

ano, nie do końca okazywałoby się! oprócz chronicznych zachowań autodestrukcyjnych, można polecieć za np. za to, że wywierasz zbyt silny wpływ na terapeute :mrgreen: czyli za to, że on/a sam nie radzi sobie z Twoim przeciwprzeniesieniem. Albo za to, że stawiasz nieświadomie taki opór, że terapia kompletnie nie posuwa sie na przód, albo terapeuta/ka czuje, że wyczerpała swój potencjał względem Ciebie i nie potrafi Ci dalej pomagać, albo za podrywanie terapeuty, który ma problemy, by to ignorować :lol: powodów jest sporo. najzabawniejsze, że w większości tych przypadków wina leży raczej po stronie terapeuty, a nie pacjentki :mrgreen:

 

 

Mara cudna jest, jak wspomniałam, robiąc offtopa - skontroluj Omahyrę Motę i Freję Behę Erichsen :105:

pierwsze jak na mój gust jest kapkę zbyt harda, tak o 10 cm za daleko męska, za to ta druga :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszystko przez tego małego, 6,5 tygodniowego piszczącego dziada, który tak raptownie został odebrany matce, by wrócić z nami do domu. Jest na to o wiele za młody (szczeniaki od matki oddziela się fachowo po ukończeniu 12tego tygodnia życia) zatem w trakcie tej sceny rozstaniowej, przejęłam cały jego ból i lęk na siebie, podnosząc je do potęgi 3ciej conajmniej. Po południu spałam i ryczałam na zmianę. Miałam ochote trzasnąć małego maila do terapeutki w intencji ostrzegawczej, że nóż chodzi mi po głowie, ale w takim układzie musiałabym wyłożyć dzisiejsze wydarzenia i niemiłosiernie zrugać osoby oddające tak młodego psa, jak również te, które go wzięły. A ta już wiedziałaby, jak sobie zinterpretować i przełożyć analogicznie moją furię na swoją osobę :? zatem zaniechałam.

Ała... Zawsze na krzywdę zwierząt reagowałam silniej, niż w przypadku ludzi...

Yhy, już węszę, iż terapeutka podjęłaby interpretację kierując uwagę na Ciebie i Twoje deficyty (szczenię odłożone od matki, choć to nie ta bajka, prawda?).

 

Ja jutro zamierzam pokornie wyznać, iż bliska jestem ostatecznemu zaszlachtowaniu się ("zbaw mnie, ej...")...

 

albo za podrywanie terapeuty, który ma problemy, by to ignorować :lol:

Ubodło mię! :roll::lol:

 

pierwsze jak na mój gust jest kapkę zbyt harda, tak o 10 cm za daleko męska, za to ta druga :105:

Omahyra jest dla mnie idealnym uosobieniem androgynii, stąd mój do niej sentyment, ale Freja jest bezceremonialnym numerem jeden :105:

 

-- 29 lip 2012, 22:09 --

 

Chyba, że sama źle przedstawiam to, co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia właściwie jak to przedstawić. Jestem na terapii i nie wiem ani co myśleć, ani co czuć. Gadam, bo gadam, ale to nie ja.

Ja zawsze, zawsze odnoszę wrażenie, iż źle mówię, źle obrazuję, źle przedstawiam (siebie), ciągle zapominam czegoś dopowiedzieć, a jak już kształtuję jakiś spójny fragment sytuacyjny mnie, nagle doznaję oświecenia, iż być może to wcale nie ja, w niczym nie ma prawdziwej (cokolwiek to znaczy, ja nie wiem) mnie, wiecznie jakaś sztuczność (choćbym była jak najbardziej szczera...)...

 

To bezwątpliwie głupie, ale tęsknię za chwilami, kiedy zależało mi na kimś (na kimś kogo mieć nie mogłam). Cierpiałam, ale przynajmniej miałam do tego jakiś konkretny powód. Miałam czym zająć umysł, choćby to działało destrukcyjnie na mnie. A teraz jest zazwyczaj pusto. Da się to zagłuszyć, ale jedynie na chwilę. Na dłużej chyba nic nie pomaga.

Faceci, faceci. Jak już coś, to chyba nie mogę mieć kontaktów z jednym (oczywiście nie mówię tu o znajomościach czysto kumpelskich), bo to groziłoby tym, że za bardzo mi zacznie zależeć. Albo zajmuję myśli kimś innym i myślę, że to na tamtym mi raczej zależy.

Nie głupie.

Taa, naturalnie, iż najbardziej zależy na obiektach nieosiągalnych :105: - można się wściekać, psioczyć i odczuwać intensywniej, gdy kolejne próby zbliżenia się "do" daję w łep, hę? ;)

 

Ja też staram się rozpraszać uwagę, dywersyfikować ludzi, ale zawsze nagle, w danym momencie u danej, pojedynczej osoby znajdę coś, co ujmuje mnie szczególnie i reszta idzie nieznacznie w odstawkę, chcę eksploatować tę jedną osobę, nikogo więcej, nic więcej! :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze, zawsze odnoszę wrażenie, iż źle mówię, źle obrazuję, źle przedstawiam (siebie), ciągle zapominam czegoś dopowiedzieć, a jak już kształtuję jakiś spójny fragment sytuacyjny mnie, nagle doznaję oświecenia, iż być może to wcale nie ja, w niczym nie ma prawdziwej (cokolwiek to znaczy, ja nie wiem) mnie, wiecznie jakaś sztuczność (choćbym była jak najbardziej szczera...)...

 

identycznie.

 

po dwóch cudownych dniach z chłopakiem, podczas których chciałam dzwonić na 7f i wszystko odwoływać, przyszedł totalny dół. próbowałam walczyć, powstrzymałam nawet napad objadania się gdzieś w połowie...:(, ale jest ciężko.

zdołałam uchwycić jedynie, że smutek, który z godziny na godzinę zmieniał się niemal w rozpacz/wściekłość, pojawił się, gdy mój partner "zostawił" mnie dla kolegów, z którymi spędził całą noc. "jestem nudna, na pewno mu się znudzę, skoro woli się tak bawić niż być ze mną, to znaczy,że nie jestem wystarczająco dobra" - wiem, żenada i totalnie nieracjonalne, nieadekwatne myśli, ale skutecznie wpędziły mnie w dołek.

 

spotkałam się z nim, nie miałam ochoty na żadne czynności związane z seksem, ale widocznie nie mogłam powstrzymać potrzeby poczucia się jeszcze mniej wartościową i wykorzystaną (ta...biedny facet :( ) i dusząc w sobie łzy, pozwoliłam.. Nie na wiele , bo uderzyła mnie świadomość, że po spotkaniu pójdę do tesko po żarcie i tego nie zatrzymam. :( Zaczęłam płakać ,oczywiście mówiąc, że wszystko OK,a w duszy krzyczałam: ratuj mnie!

 

piję melissę i czekam na lepsze jutro. :roll:

 

-- 29 lip 2012, 21:25 --

 

 

Ja też staram się rozpraszać uwagę, dywersyfikować ludzi, ale zawsze nagle, w danym momencie u danej, pojedynczej osoby znajdę coś, co ujmuje mnie szczególnie i reszta idzie nieznacznie w odstawkę, chcę eksploatować tę jedną osobę, nikogo więcej, nic więcej! :roll:

 

o-m-f-g, to samo.

 

i chcę, żeby ona też eksploatowała mnie, intensywnie i nikogo ,nic więcej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po dwóch cudownych dniach z chłopakiem, podczas których chciałam dzwonić na 7f i wszystko odwoływać, przyszedł totalny dół.

I co z tą Siódemką?

Naprawdę nie zaryzykujesz?

Wróciłaś do terapeutki, czy jesteś obecnie "bez niczego/nikogo"?

 

"jestem nudna, na pewno mu się znudzę, skoro woli się tak bawić niż być ze mną, to znaczy,że nie jestem wystarczająco dobra" - wiem, żenada i totalnie nieracjonalne, nieadekwatne myśli, ale skutecznie wpędziły mnie w dołek.

To jest przykre, ale nie żenujące.

Przykre, że ciągle sprowadzamy się do własnej deprecjacji, wieczne obawy, "nie jestem dobra", "nie zasługuję", "należy mnie tylko karać" etc.

Najbardziej swoje "jestem już zbyt nudna" przeżywam właśnie w relacji z terapeutką, raz na jakiś czas informując, iż teraz muszę odejść, zniknąć, to koniec, bo ja nie mam już niczego do zaoferowania, stałam się zbyt męcząca, nudna i miałka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziś bym powiedziała, że zaryzykuję. ale boję się, że nie wytrzymam z tęsknoty za chłopakiem (o ile nie będę miała fazy na złość lub obojętność wobec niego :( )

 

chciałabym znaleźć w KRakowie terapeutę prowadzącego dialektyczną terapię behawioralną, żeby móc leczyć się ambulatoryjnie. Terapia psychodynamiczna sprawia, że moje objawy się nasilają. jej początek był dla mnie początkiem odchudzania (schudłam 10 kg, do niedowagi..), które miało funkcję blokady emocji uwalnianych na terapii i w związku. Działało aż za dobrze. no i porzuciłam terapię.. (może z obawy przed "karą" ze strony terapeutki, po tym jak zasygnalizowała mi że przestanie mi leczyć, jeśli nie skończę z używkami. Nie skończyłam...)

 

nie zapanowałam nad tym do końca, znów zaczęłam odczuwać zakochanie, przywiązanie, to, że mi zależy. odblokowanie emocji = ból, lęk = napady.

 

siedzę i jem. Nienawidzę siebie. Rozmawiałam na GG z chłopakiem, ryczałam. Nie dam rady z nim być nienawidząc siebie. Nie chcę mu się jutro pokazać, a tęsknota spotęguje to, co ze sobą robię. Błędne koło. Mogę jeszcze zacząć z powrotem ćpać, żeby nie jeść i chudnąć, ale wtedy będę przeżywać zjazdy, które są równoznaczne z totalnym odtrącaniem ludzi (a więc i partnera) i odczuwaniem jedynie negatywnych emocji. jezu, co mam robić? :( :( :(

 

Atalia, dziękuję, że jesteś, naprawdę robisz dla mnie cholernie wiele okazując zainteresowanie.Dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chiha, co robić? Dać sobie szansę! Przyjęli Cię na Siódemkę, nie bojkotuj tego. Przyjmij, jako dogmat. Aksjomat nietykalny, nie tykaj tej kwestii (staraj się!), i, po prostu, staw się na oddział w wyznaczonym dniu.

Pamiętaj, że zawsze możesz zrezygnować - to Twoja furtka bezpieczeństwa.

To w pierwszej kolejności.

Przy okazji rozwiązałby się problem (inaczej - odsunąłby się w czasie) szukania nowego terapeuty. Jednocześnie musisz wiedzieć, iż prawdopodobnie żaden nie podejmie się Ciebie wobec faktu, iż nie będziesz chciała rzucić ćpania. Inicjatywa zawsze musi wyjść od nas, nawet, jeśli niekoniecznie mamy siły i biernie oczekujemy, aż przyjdzie ktoś i zbawi nas zgodnie z naszą wolą, a nawet przeciw niej.

Mi za nic nie dziękuj. Ja, to tylko 'ja'. I jak długo jestem, tak długo można do mnie walić ;)

 

Kiedy masz stawić się na Siódemkę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ja chcę rzucić! bardzo! z codziennego brania zrobiło się 1 x w tygodniu. Tylko obecnie mam kryzys, czuję się jakbym musiała wybierać między możliwością bycia z chłopakiem (a więc ćpanie i niejedzenie), a napadami i niszczeniem swojego ciała. nie widzę nic pomiędzy.

 

termin mam na 27. sierpnia, ale że oblałam dwa egzaminy, mogłabym stawić się tam po 14. września. chcę zamknąć drugi rok studiów i wziąć dziekankę. Będę musiała i tak zadzwonić...

 

biorę hydroksyzynę i spróbuję się położyć. Zajrzę tu na pewno rano, wiec jesli dzis nie odpiszę, nie czuj się proszę "nadużyta" lub zignorowana po tym, jak już mi pomogłaś,odpisałaś, okazałaś zainteresowanie..

 

:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chiha, ok :) Hydro miła jest na noc!

 

Rozumiem zmniejszanie dawek brania, ograniczanie, tyle, że najlepiej byłoby rzucić po prostu, w piz.du, nie przedłużając tej agonii. Wiem po sobie, kiedy ostro leciałam na opiatach jedna z bliższych mi osób rzuciła, iż jeśli nie odstawię teraz, natychmiast, będzie mi kazała patrzeć na to, jak wykańcza się tym, na czym mi tak uroczo spędzało się czas... Za bardzo mi na niej zależało, a wiedziałam, iż jest do tego zdolna... Ostatnie moje środki spłukała osobiście w kiblu robiąc mi przegląd lokum, czy nigdzie nic ponad nie zostało...

Cięcie raz a dobrze jest najlepszym rozwiązaniem.

 

W zasadzie dobrze, że czekają Cię 2. poprawki, to trochę Ciebie zmobilizuje, zwertykalizuje, przynajmniej tak sądzę.

 

Fakt, zadzwonić będziesz więc musiała, ale w celu grzecznego przełożenia terminu, nie - odwołania.

Narzuć sobie cel - dostanie się tam i, powtórzę, pamiętaj, że, jakby co, możesz zrezygnować, ale będąc na miejscu, na oddziale!

 

 

Kurde, przejawiam tu dziś aktywność jak Matka Teresa w Kalkucie! :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem po sobie, kiedy ostro leciałam na opiatach jedna z bliższych mi osób rzuciła, iż jeśli nie odstawię teraz, natychmiast, będzie mi kazała patrzeć na to, jak wykańcza się tym, na czym mi tak uroczo spędzało się czas... Za bardzo mi na niej zależało, a wiedziałam, iż jest do tego zdolna... Ostatnie moje środki spłukała osobiście w kiblu robiąc mi przegląd lokum, czy nigdzie nic ponad nie zostało...

Cięcie raz a dobrze jest najlepszym rozwiązaniem.

 

Bardzo mądra osoba, właściwie tylko radykalne cięcie skutkuje - ograniczyć się da, ale to jest zawsze parę miesięcy czy lat przeżytych na pół gwizdka, z coraz mocniej niszczoną banią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ożesz kurcze. Zaległości mam! :mrgreen:

 

wszystko przez tego małego, 6,5 tygodniowego piszczącego dziada, który tak raptownie został odebrany matce, by wrócić z nami do domu. Jest na to o wiele za młody (szczeniaki od matki oddziela się fachowo po ukończeniu 12tego tygodnia życia) zatem w trakcie tej sceny rozstaniowej, przejęłam cały jego ból i lęk na siebie, podnosząc je do potęgi 3ciej conajmniej. Po południu spałam i ryczałam na zmianę. Miałam ochote trzasnąć małego maila do terapeutki w intencji ostrzegawczej, że nóż chodzi mi po głowie, ale w takim układzie musiałabym wyłożyć dzisiejsze wydarzenia i niemiłosiernie zrugać osoby oddające tak młodego psa, jak również te, które go wzięły. A ta już wiedziałaby, jak sobie zinterpretować i przełożyć analogicznie moją furię na swoją osobę :? zatem zaniechałam.

Ała... Zawsze na krzywdę zwierząt reagowałam silniej, niż w przypadku ludzi...

Od dziecka płakałam na filmach, kiedy zwierzakom działo się coś złego, a nie tak Boże umierały :cry: . Jak ludziom coś się dzieje, to chyba nie bardzo mnie to rusza. A ostatnio i współczucie wobec zwierząt zanikło, tęsknię za tym. :(

 

Chyba, że sama źle przedstawiam to, co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia właściwie jak to przedstawić. Jestem na terapii i nie wiem ani co myśleć, ani co czuć. Gadam, bo gadam, ale to nie ja.

Ja zawsze, zawsze odnoszę wrażenie, iż źle mówię, źle obrazuję, źle przedstawiam (siebie), ciągle zapominam czegoś dopowiedzieć, a jak już kształtuję jakiś spójny fragment sytuacyjny mnie, nagle doznaję oświecenia, iż być może to wcale nie ja, w niczym nie ma prawdziwej (cokolwiek to znaczy, ja nie wiem) mnie, wiecznie jakaś sztuczność (choćbym była jak najbardziej szczera...)...

:mrgreen:

Właśnie, właśnie. A potem ten niepokój, czy czasem nie powiem za chwilę czegoś przeciwnego, czy nie zachowam się jednak inaczej. Może dlatego zwykle nie mówię zbyt wiele. Chyba, że mnie nosi. Wtedy mówię co ślina na język przyniesie i w głowie nie mam pustki. Mówiąc o sobie ciągle muszę się kontrolować, mam wrażenie. Nawet na forum nie wiem, czy pisze prawdę, czy nie. Nawet pisząc w pamiętniku zadaję sobie czasem pytanie "czy to MÓJ pamiętnik, czy jednak nie?". "A może oszukuję?".

 

To bezwątpliwie głupie, ale tęsknię za chwilami, kiedy zależało mi na kimś (na kimś kogo mieć nie mogłam). Cierpiałam, ale przynajmniej miałam do tego jakiś konkretny powód. Miałam czym zająć umysł, choćby to działało destrukcyjnie na mnie. A teraz jest zazwyczaj pusto. Da się to zagłuszyć, ale jedynie na chwilę. Na dłużej chyba nic nie pomaga.

Faceci, faceci. Jak już coś, to chyba nie mogę mieć kontaktów z jednym (oczywiście nie mówię tu o znajomościach czysto kumpelskich), bo to groziłoby tym, że za bardzo mi zacznie zależeć. Albo zajmuję myśli kimś innym i myślę, że to na tamtym mi raczej zależy.

Nie głupie.

Taa, naturalnie, iż najbardziej zależy na obiektach nieosiągalnych :105: - można się wściekać, psioczyć i odczuwać intensywniej, gdy kolejne próby zbliżenia się "do" daję w łep, hę? ;)

 

Ja też staram się rozpraszać uwagę, dywersyfikować ludzi, ale zawsze nagle, w danym momencie u danej, pojedynczej osoby znajdę coś, co ujmuje mnie szczególnie i reszta idzie nieznacznie w odstawkę, chcę eksploatować tę jedną osobę, nikogo więcej, nic więcej! :roll:

Tak, to strasznie pociągające jest, jeśli ktoś odrzuca. :mrgreen:

Eh... A ostatnio takiej osoby w moim życiu niee ma (chyba się powtarzam). :cry: Tylko chwilowo czasem coś mi się wydaje.

 

Ale ja chcę rzucić! bardzo! z codziennego brania zrobiło się 1 x w tygodniu. Tylko obecnie mam kryzys, czuję się jakbym musiała wybierać między możliwością bycia z chłopakiem (a więc ćpanie i niejedzenie), a napadami i niszczeniem swojego ciała. nie widzę nic pomiędzy.

:shock: Taa... No bo spotykając się z chłopakiem = muszę jakoś wyglądać, muszę mieć jakieś życie, nie być nudna. To za dużo starania.

Ale wtedy znowu jestem oszustką, długo tak nie pociągnę. Z kolei całkowity brak "obowiązków" to odpuszczanie sobie, siedzenie w domu, bo życie boli.

 

Najbardziej swoje "jestem już zbyt nudna" przeżywam właśnie w relacji z terapeutką, raz na jakiś czas informując, iż teraz muszę odejść, zniknąć, to koniec, bo ja nie mam już niczego do zaoferowania, stałam się zbyt męcząca, nudna i miałka...

Tak - wystarczy niefortunne zdanie, jakiś nie-taki wzrok. "Ma mnie dość, nudze ją na pewno". Już na trzeciej sesji miałam taki dylemat, więc rozumiem Cię.

 

Nie wiem co znowu dzisiaj jest grane. Ogólnie ostatnio jak się budzę to najpierw myślę o śmierci :? . Każdym rankiem. Dzisiaj dopadła mnie później znowu euforia "o Bożeee, zaraz mnie rozwali od środka!". Nie minęły dwie godziny i mi przeszło. Zostało wkurzenie raczej :? . Dwa dni temu też podobnie, ale bez wkurzenia. Szkoda, że euforia mija i zostaje jakieś zmęczenie. :?

Ktoś mnie "delikatnie odtrącił", więc może dlatego te euforie? Chyba w ten sposób jakoś zagłuszam to, udaję, że niczego nie było. Nie wiem :roll: . A potem pewnie wpadnę w cykl dołów... W dodatku jem tyle, co wcale ostatnio. Znowu naszła mnie mania "muszę być chuda!" :? . Coraz silniej odczuwam to, że "nie ma mnie tu naprawdę". Nie wiem, czy to ma związek z terapią i chcę coś udowadniać, czy o co chodzi. Poza tym... Boję się, że jak pozbędę się tego całego "cholerstwa", to nic nie zostanie we mnie.

Dobrze, że nie zarabiam. Dobrze, że nie mam swojego mieszkania. Dobrze,że jednak matka ma nade mną tą swoją kontrolę... (choć za każdym razem wściekam się, kiedy ktoś swoimi butami wchodzi w moje życie i próbuje kontrolować cokolwiek). Tak lepiej dla mnie. Chociaż jednocześnie chciałabym wolności.

 

Trochę długie mi to wyszło :mrgreen: .

 

-- 30 lip 2012, 10:23 --

 

mordka36, gdzie jesteś? :lol:

Odezwij się i napisz jak u Ciebie.

 

-- 30 lip 2012, 10:39 --

 

Kiedy ja w końcu zacznę żyć rzeczywistością?! Kiedy się obudzę? :?

... zaakceptuję, że świat nie jest idealny, zawsze coś będzie nie tak. Że to normalne jest. Że nikt nigdy nie będzie idealny. Że żadna miejsce nie jest idealne. Świat się nie zmieni. Nikt się nie zmieni. Nikt nie stanie się żadnym bożkiem, którego mogłabym podziwiać w samotności, jeśli już nie obok.

 

-- 30 lip 2012, 10:42 --

 

Tworzę sobie w głowie świat, w którym chciałabym żyć. Moje życie. Ja byłabym inna, ludzie byliby inni... A przecież nigdy tak nie będzie. A jak już będzie, to znowu będę uciekać w marzenia o jeszcze innym świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej dziewczyny

witaj Moraya :smile:

jestem , jestem

caly czas tu jestem , bo tutaj czuje sie rozumiana

zaluje, ze nikt nie zdiagnozowal tego u mnie wczesniej...

tyle lat bolu, meczarni sama ze soba

psychiatra w audycji borderline powiedziala , ze poczucia wlasnej wartosci u borderline nawet nie mozna nazwac niskim , ono jest jak ogromny dol...

ja przeczytalam juz chyba wszystko o poczuciu wlasnej wartosci a nadal czuje sie jak gowno, jak szmata, zawsze jestem gorsza od innych , po kilku minutowej klotni w sobote ze znajoma mialam dola przez caly dzien , myslalam nawet o samobojstwie, mialam czarne scenariusze , co ona mi teraz zrobi , jak zniszczy moj zwiazek , jak wszystko strace i wszyscy sie dowiedza , jaka jestem beznadziejna :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mordka36, ale wiesz, że to jedynie myśli. Myśli, które nam zatruwają życie. Nie są to fakty, nie będzie tak źle. Jest jeden plus - na pewno rzeczywistość nie okaże się gorsza niż się przypuszcza i nie zrobi "kuku", bo bardziej "czarno" już się nie da ;):lol: .

 

Dlatego mi zależy, aby ktoś mi te diagnozę postawił. Widzę, że to nienormalne co się dzieje. Mam jakieś dziwne loty. Dwa dni, kilka godzin, dzisiaj od rana, albo raczej od wczoraj wieczora (byłam na dole, za chwilę nagle jakaś pobudzona byłam) - roznosi, energii tyle, że... , brak koncentracji i rozdrażnienie jednocześnie - chwilowe zmęczenie - znów mnie nosi - zmęczenie... A z tego co czytałam to hipomania mniej więcej tak wygląda. Pojawia się to nie pierwszy raz.

Jednak... znów jest plus - w końcu udało mi się w tym stanie normalnie pogadać z przyjaciółkami. Bez poczucia osamotnienia. Chociaż... Nie wiem, czy jutro znowu nie stwierdzę, że jednak coś było nie tak... :? Tyle, że ukrywam te swoje stany, bo boję się dziwnych spojrzeń, braku zrozumienia właśnie. A tutaj, tak samo jak Ty, znajduję je i nie muszę się aż tak bardzo o to martwić (chociaż poniekąd i tak ten niepokój (?) z tym związany jest :roll: ).

W ciągu takich dni jak dzisiaj myślę sobie, że aż szkoda się leczyć, przecież to takie fajne latać nad powierzchnią ziemi... (choć teraz akurat naszło zmęczenie, nie wiem co nastąpi za chwilę)

Tylko co znowu będzie potem... Lepiej nie myśleć :? . A jednak przeważają stany lekko-depresyjne do głęboko-depresyjnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×