Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

os. zależna leży bardzo niedaleko od bpd. podstawowa różnica (w uproszczeniu) to taka, że os. zależna w sytuacji porzucenia szuka sobie innego symbiotycznego "nosiciela" ;) i jesli go znajdzie to wszystko jest ok, a border w tej sytuacji wpada w szał i robi głupie rzeczy manifestując złość. już chyba gdzieś o tym pisałam wcześniej. ale ujawniać diagnozy niestety nie musi, a nawet dla dobra terapii nie jest to wskazane. moja nigdy nie nazywa rzeczy po imieniu, zawsze synonimami na około, żeby nie palnąć slangiem prosto z dsm-u. No i po głównych celach terapii sama sobie dojdziesz co ci właściwie jest, jak również po głównych problemach, które się wyklarują w toku pracy to jak po nitce sobie pójdziesz. głowa do góry ;)

Miętówko, czy to nie za bardzo podręcznikowe? ;)

Miałam styczność 100 lat wstecz przez rok prawie z bordem najbardziej ze wszystkich borderowym, ale za każdym razem, gdy ktoś ją zostawiał, rozstawałyśmy się, czy, ostatecznie, to ja zostawiłam, nie reagowała wściekłością "out", absolutnie nie. Zadręczała siebie i autoagresja potęgowała się.

Myślę, że reakcja często zależy od poczucia siebie w danej chwili, z cyklu: jeśli aktualnie mam siebie za szajs i chodzącą beznadzieję, rozstanie sprawi, iż utwierdzę się w owym przekonaniu i nie mam prawa zabiegać ponownie o tęże osobę, bo jestem nic niewarta i prawa nie mam, mnie trzeba karać.

Gdy potrafię zdobyć się na stan omni-, w obliczu rozstania tracę kontrolę nad wściekłością, ale, ha!, nawet tu zwracam się raczej przeciwko sobie.

Pamiętam, dobry rok temu, gdy odeszła ode mnie przyjaciółka (naturalnie, sprowokowałam ją ku temu, a może i ja ją zostawiłam, ale łatwiej mi wchodzić w rolę ofiary), miałam ochotę poderżnąć sobie krtań, by wpędzić ją w poczucie winy. Zamiast tego, sic!, między innymi, rozpieprzyłam sobie brzuch myśląc: "i co? teraz cię boli? (nie mnie, przyjaciółkę), w ten sposób karzę ciebie (nie mnie, przyjaciółkę)". Ładna irracjonalka.... :roll:

 

-- 09 sie 2012, 08:46 --

 

Spadam na terapię. Boję się. Jeszcze wczoraj zamierzałam wjechać z uśmiechem szerokim jak u Jokera, prowokująco ubrana, dziś stać mnie tylko na lekko prowokujący imidż zewnętrzny, w środku chcę milczeć i być niewidzialną. Boję się, bo jestem bezprogresywna, zaraz się mnie odstawi, bo marnuję święty czas terapeutki... :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, dobry rok temu, gdy odeszła ode mnie przyjaciółka (naturalnie, sprowokowałam ją ku temu, a może i ja ją zostawiłam, ale łatwiej mi wchodzić w rolę ofiary), miałam ochotę poderżnąć sobie krtań, by wpędzić ją w poczucie winy. Zamiast tego, sic!, między innymi, rozpieprzyłam sobie brzuch myśląc: "i co? teraz cię boli? (nie mnie, przyjaciółkę), w ten sposób karzę ciebie (nie mnie, przyjaciółkę)". Ładna irracjonalka.... :roll:

To samo zrobiłam, kiedy byłam strasznie wkurzona na terapeutkę... :roll: . "A masz za swoje! A patrz!". Chciałam tylko pokazać i sobie pójść, ale nie wyszło. Nawet nie przyznałam, że to przez nią. Ale gdzieś to we mnie siedzi i boję się, że prędze, czy później to wyjdzie.

 

Spadam na terapię. Boję się. Jeszcze wczoraj zamierzałam wjechać z uśmiechem szerokim jak u Jokera, prowokująco ubrana, dziś stać mnie tylko na lekko prowokujący imidż zewnętrzny, w środku chcę milczeć i być niewidzialną. Boję się, bo jestem bezprogresywna, zaraz się mnie odstawi, bo marnuję święty czas terapeutki... :-|

Owocnej sesji :lol: .

To też świetnie znam...

 

Przez kilka dni żyłam w złudzeniu, że wszystko ze mną w porządku. W ogóle to przecież nic mi nie jest. Jestem normalna i czuję się świetnie. Tak... Kilka dni. Sporo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko za nic nie umiem chyba z kimś, na kim naprawdę mi zależy :?

 

Mam tak samo ja Ty... u mnie charakteryzuje się to totalną obojętnością. Pojęcie zaangażowania nie istnieje. Sposobem obrony przed uczuciami drugiej osoby zawsze jest uprzedzenie w postaci informacji o mojej bierności emocjonalnej. Wtedy czuję się bezpieczniej, mogę powiedzieć, że nie odpowiadam za uczucia tej drugiej strony. Nie mam potrzeb ukierunkowanych na zażyłą relację, związek... Już kilka osób zarzuciło mi brak męskości, nienormalność w poprawności społecznej. Ale czy każdy powinien się wiązać i mieć rodzinę, dzieci ? Niekiedy czuje się silniejszy, że nie jestem zależny od innej osoby. Nikt mnie nie ogranicza, nie ma sytuacji problemowych, nie trzeba się przed nikim z niczego spowiadać, tłumaczyć. To tyle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem albo całkowicie chłodna = pokazuję swoje humorki i mam gdzieś, czy kogoś ranię, czy nie. Jeszcze rok temu chyba tak nie było :? .

A jak mi zależy = emocjonalnie całkowicie jestem zależna, uzależniona na starcie. Ten ktoś jest Bogiem. Ale nie wiem, czy i wtedy czasem nie wydaję się wredna, bo przecież muszę ukryć tę moją zależność. Nie wolno mi pokazać bliskości, bo to się obróci przeciwko mnie. Na pewno! A biada temu "Bogu", kiedy zacznie mu zależeć... Ciekawe co bym zrobiła. Nie wiem sama. Na moje szczęście albo nieszczęście - do takiej sytuacji jeszcze nie doszło. Jest albo - albo.

 

Teraz to już chyba całkowicie się wypalę i nie będę okazywała żadnego ciepła, nic. Po co? Lepiej wychodzę na tym, kiedy wszystko mi jedno albo tak tylko sobie z kimś żartuję. Wtedy skaczą, pragną i co tam jeszcze.

Dałam życiu, Bogu (temu prawdziwemu) szansę, ale na mnie nie spojrzał. Ma mnie gdzieś widocznie. A przez te kilka dni to nawet wiarę jakąś miałam.

(tak dziewczynko. łudź się dalej, że On spojrzy na Ciebie, bo nie dość dzieci ma do zaspokojenia na tym świecie)

 

Teraz ja się będę świetnie bawić. (tak. no pewnie. a potem płakać :roll: )

I tak mi nie zależało chyba. Chciałam tylko mieć jakiegoś Pana Idealnego w głowie, bo tego mi brakowało. Ale czy ja wiem jaka jest prawda...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O tak, tak! Gdy komuś zależy, a ja mam tę osobę gdzieś (tak naprawdę), to czuję się świetnie. Tak fajnie i błogo jest, kiedy to ja jestem górą. No przecież.

TO rzeczywiście okrutne.

Ha! Najlepsze jest to, że towarzystwo otaczające mnie na co dzień nie wie, że ja taka. Ale prawda i tak kiedyś wychodzi. W sumie to i byłoby mi z tym lepiej. O ile by mnie zaakceptowali. Sama nie wiem. W "euforii" (czy czymś podobnym?) zdarza mi się pokazywać, że mam wszystko w nosie. To tak jedynie. Pamiętam jak uśmiechem (satysfakcją?) na ustach powiedziałam, że z kimś tam niczego nie będzie. A chłopakowi chyba przykro było i w ogóle. Sama nie wiem jak do tego podchodziłam, ale z taką reakcją się spotkałam "i jeszcze się śmieje".

Chyba powinnam zniknąć z tej planety, bo skoro w rok się tak pogorszyło, to co będzie za dwa? :mrgreen:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Transfuse, tak. Mam w tym mistrza chyba. Takie zbyt normalne osoby to idą w odstawkę (ale mówię tu o facetach). A jak ktoś ma problemy to włącza mi się tryb Matki Teresy z Kalkuty chyba. Wtedy wszystko znoszę. Do czasu. Tylko jak ta osoba pojawi się ponownie, to na 99 procent znowu się w to wpakuję.

Jak jest normalnie, to musi być nudno i aż mdłości biorą (przynajmniej dzisiaj tak sądzę).

(tak apropo - fajny podpis :mrgreen: )

 

Myślałam sobie przez te kilka dni, że normalne życie jest fajne. Chcę być szczęśliwa i inne pierdoły. Te wszystkie moje problemy to jakieś wyssane z palca itd. A teraz znowu myślę, że to były jakieś klapki na oczach i tyle. Nic w tym ciekawego. Życie zawodzi, więc nie warto żyć i myśleć normalnie. Znowu mi się włączają jakieś głupie marzenia :? . Wstyd gadać.

W ogóle terapeutka tak zgadywała, że ja sądzę, że normalność jest nudna właśnie i tak dalej. Coś w tym guście. No i jestem między młotem, a kowadłem. No bo niby chcę, żeby mnie cudownie uzdrowiła, ale i pytanie "no co ze mnie zostanie? takie NIC" mi się pojawia. Raz jedno przeważa, potem drugie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ubierając w słowa swoje przemyślenia czy postawy również miałem na myśli płeć przeciwną. Normalność w relacji to coś na wzór przyzwyczajenia. Z każdym przecież może być tak zwyczajnie... jeśli z wieloma osobami można tak funkcjonować, więc co mam rozumieć pod pojęciem miłości ? Wiesz, mi też trudno określić swój cel w życiu. Po studiach nie mogę znaleźć pracy, to strasznie frustrujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No przecież innego można postawić na czyimś miejscu i też będzie dobrze. Chętnie bym czasem zamknęła gęby na kłódkę, wyłączyła mózg i była tylko ciałem. Tak bezpieczniej pewnie. Chciałoby się bliskości fizycznej, ale takiej "prawdziwej" to nie wiem... Chyba nie potrafię. A może zbyt surowo siebie oceniam. Może. Może. Ale ile razy można popełniać te same błędy? Zaczęłam od drugiej podstawówki szukać kogoś kto by zastąpił ojca. Tak mi się wydaje. Czegokolwiek bym nie robiła, to i tak jest źle, jeśli zależy. Dystans? Niemożliwy chyba. Może umiem sobie racjonalnie coś wytłumaczyć, ale co z tego?

Ja już w miłość nie wierzę. Powierzę przez kilka dni, pragnę być blisko kogoś i dostaję w d^pę, i już nie wierzę. Za dużo z tym zachodu, za dużo mi się w głowie pierniczy.

A co do takich "nienormalności" w relacji... Przy takich ludziach z problemami to ja się staję tą przymilną raczej i czuję się w związku z tym beznadziejnie. Ale tak, czy inaczej - do bliższych kontaktów nie dochodzi.

 

Przynajmniej te studia masz ;). Ja nie wiem jak to ma niby wyglądać. Za rok pójdę pewnie. Tylko u mnie taki lęk jest przed sprawdzianami, że w szkole się nie zjawiam, więc co dopiero matura, egzaminy... W ogóle mam wielki lęk przed szkołą. Czasem nawet nie wiem o co chodzi. Nie wyobrażam sobie tego. W dodatku jak jest coś co MUSZĘ, to mam ochotę uciec od tego, staje się to wielkim ciężarem i wątpię, bym wytrwała w swoich planach (jak będą) w takim razie. A co w tym aspekcie życia, to chyba i w innych.

 

Uff. Jak dobrze, że jest to forum. Chyba bym zwariowała, gdyby nie fora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uniwersalność; przecież nie ma czegoś takiego jak ta jedyna, wyjątkowa osoba... zawsze można kimś kogoś zastąpić. Co do "wyłączenia" mózgu; wystarcza mi jakieś formalne zajęcie, wysiłek fizyczny. Bliskość fizyczna, mówią, że jest niczym bez uczucia. Też mi tego brakuje, chociaż po każdym obcowaniu z Kobietą mam wyrzuty sumienia. Przecież ona nie powinna być tylko kimś do zaspokojenia popędów. Również wychowałem się bez ojca. Trudno ocenić jaki byłbym teraz, gdyby w dzieciństwie towarzyszył mi męski wzorzec. Podobno miłość wymaga kompromisów, a ja nie lubię gdy ktoś narzuca mi swoje schematy. Poczucie wyższości ? Rola wybawicielki ? To takie "podniecające"...

 

Co do wątku o studiach. To zupełnie inna bajka niż szkoła średnia. Nie jest tak źle :) Człowiek uczy się wszystkiego od początku... Na pewno poznasz nowych, interesujących ludzi. W takim trybie przyswajania wiedzy nic nie MUSISZ :) to wielki plus studiowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wysiłek fizyczny... Za dużo przeciwności :mrgreen: . Trzeba wyjść, trzeba się przebrać, trzeba to, tamto... Za dużo roboty. :roll: .

No tak bliskość fizyczna bez uczucia rzeczywiście jest niczym (chodzi mi tu i o przytulanie, cokolwiek). To fakt. I nawet alkohol nie sprawi, że stanie się inaczej. Ale człowiek i tak próbuje.

Jak się trafi dwóch takich samych - ciekawie by było. Ale to chyba tylko w filmach tak działa. Rzeczywistość jest okrutniejsza :P .

 

Poczucie wyższości ? Rola wybawicielki ? To takie "podniecające"...

Piona :great: .

 

Oby nie było tak źle z tymi studiami jak myślę :D .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa, Fajnie jest się zmęczyć, to też daje możliwość poczucia się "lepszym". Czasami jakaś dziewczyna się uśmiechnie, zwróci na mnie uwagę... albo gdy idzie z chłopakiem, który w dłoni trzyma papierosa... Pisząc o zbliżeniu, miałem na myśli coś więcej niż pocałunek czy przytulenie się. Może to zabrzmi okrutnie ale ciesze się, ze ktoś czuje podobnie jak ja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miętówko, czy to nie za bardzo podręcznikowe? ;)

Miałam styczność 100 lat wstecz przez rok prawie z bordem najbardziej ze wszystkich borderowym, ale za każdym razem, gdy ktoś ją zostawiał, rozstawałyśmy się, czy, ostatecznie, to ja zostawiłam, nie reagowała wściekłością "out", absolutnie nie. Zadręczała siebie i autoagresja potęgowała się.

True. Dokonałam sporego skrótu myślowego pomijając starą, dobrą autodestrukcję, podciągając ją poprostu do "głupich rzeczy" ;) thx za ręke na pulsie :great:

 

Pamiętam, dobry rok temu, gdy odeszła ode mnie przyjaciółka (naturalnie, sprowokowałam ją ku temu, a może i ja ją zostawiłam, ale łatwiej mi wchodzić w rolę ofiary), miałam ochotę poderżnąć sobie krtań, by wpędzić ją w poczucie winy. Zamiast tego, sic!, między innymi, rozpieprzyłam sobie brzuch myśląc: "i co? teraz cię boli? (nie mnie, przyjaciółkę), w ten sposób karzę ciebie (nie mnie, przyjaciółkę)". Ładna irracjonalka.... :roll:

wcale nie taka irracjonalka! ja to bym powiedziała, że całkiem logiczne. U mnie dzieje się to na bieżąco :? . już samo utrzymywanie niemoralnie niskiej wagi ciała jest ponoć moją zemstą na matce (i bardzo dobrze jej tak :twisted: ).

 

innymi słowy - bpd rządzi się poprostu odrębną, dość ekscentryczną logiką :roll:

 

Spadam na terapię. Boję się. Jeszcze wczoraj zamierzałam wjechać z uśmiechem szerokim jak u Jokera, prowokująco ubrana, dziś stać mnie tylko na lekko prowokujący imidż zewnętrzny, w środku chcę milczeć i być niewidzialną. Boję się, bo jestem bezprogresywna, zaraz się mnie odstawi, bo marnuję święty czas terapeutki... :-|

Babe, wrażenia w takiej sytuacji zawsze są paskudne. ale obiektywnie nie widze powodu żeby wywalać dziewczynę która to całkiem niedawno poczyniła spory krok do przodu, a teraz zbiera wtórne żniwa tego osiągnięcia. tak myślę. Pamiętam siebie, zawalającą czerwcową sesję egzaminacyjną. wchodząc na terapię, byłam śmiertelnie pewna, że ona nie może już patrzeć na tą nieudolną ofiarę losu co to nawet do sesji nie potrafi podejść jak człowiek. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. Ja miałam świetny przykład = brak przykładu. Już chyba mówiłam, że trochę ich było w domu, ale matka nie miała szczęścia (też brednie, popełniała błędy (?)). Było ich przeszło 10. Także tego...

No. Stałości za grosz nie doznałam w tej sferze. I amen. Teraz mam.

Chciała dobrze. Wyszło źle. Ale przecież miało być pięknie, cudownie i miała mi stworzyć dom.

ja jestem taka jak twoja mama...........

przynajmniej tak samo postepuje

chcialabym , zeby dzieciaki byly szczesliwe, ciezko mi samej i nic sie nie udaje...

mam nadzieje , ze po tej terapii znormalnieje......

licze na to

jesli nie pozostaje mi samobojstwo

tylko nie jestem pewna czy z tatausiem bedzie im lepiej

jest jeszcze pies i kot , ktorych nikt nie wezmie a sa po przejsciach :(

 

-- 09 sie 2012, 17:54 --

 

 

 

innymi słowy - bpd rządzi się poprostu odrębną, dość ekscentryczną logiką :roll:

jaka???

jakbys mogla pare slow napisac na ten temat bylabym wdzieczna

ja wiem ,z e przez cale zycie robie samej sobie na zlosc

nie dzialam na swoja korzysc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie o to chodzi, ale o to, abyś im bezpieczeństwo jakieś zapewniła. I jak będzie jakiś facet to nie od razu do domu z nim przychodzić, tylko dać sobie czas. Moja matka dość wcześnie z nimi przychodziła (zdaje mi się) i to był chyba błąd. Ale nie wiem. Może wcale to nie jej wina, a w większości wina ojca, a wszystko na nią zwalam tak często?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

thx za ręke na pulsie :great:

Masz ładny (że puls, w sensie), to se trzymam :mrgreen:

 

Dałam dziś czadu.

Spotkałam znajomego, jednego z tych, którzy darzą mnie odwiecznym sentymentem, którego ni w ząb nie rozumiem.

No, to żeśmy swoim zachowaniem skrępowali dziewczynki w przedziale.

Macał mnie i całował, a ja ...histerycznie zanosiłam się śmiechem. Po czym rozstaliśmy się i uderzyłam w straszny płacz, bo pozwoliłam sobie na dotyk drugiej osoby, jako, że ona chciała, a ja nie mam prawa głosu i każdy może zrobić ze mną, co się tylko podoba. Terapia w tym tonie...

Ja pierdolę....

Przecież ja się dziś nie domyję... :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

goddamn it. nic, jak tylko za jajca powywieszać to plugawe tałatajstwo na widoku publicznym :? ale w ogóle co za czelność?! co za hucpa tak się spoufalać?! :?

 

mordka36, przez tą ekscentryczną logikę nie miałam nic konkretnego na myśli ;) raczej ogółem całe spektrum dziwacznych pomysłów i poczynań borderowych, które z boku patrząc wydają się bezsensem, ewentualnie pospolitą głupotą.

 

-- 09 sie 2012, 19:09 --

 

aczkolwiek chyba "uratuj mnie" dostarczy ci konkretnych przykładów ;) ew. 'walking on eggshells' (nie pamietam w tej chwili jak sie to pisze)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie o to chodzi, ale o to, abyś im bezpieczeństwo jakieś zapewniła. I jak będzie jakiś facet to nie od razu do domu z nim przychodzić, tylko dać sobie czas. Moja matka dość wcześnie z nimi przychodziła (zdaje mi się) i to był chyba błąd. Ale nie wiem. Może wcale to nie jej wina, a w większości wina ojca, a wszystko na nią zwalam tak często?

najgorsze jest to ze ja bez faceta nie czuje sie bezpiecznie i skoro jeden zwiazek sie konczy zaczynam nastepny...

zawsze to twa klika miesiecy zanim przprowadze kogos do domu, ale i tak kiedys sie to konczy :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najgorsze jest to ze ja bez faceta nie czuje sie bezpiecznie i skoro jeden zwiazek sie konczy zaczynam nastepny...

zawsze to twa klika miesiecy zanim przprowadze kogos do domu, ale i tak kiedys sie to konczy :(

 

a jaką masz sytuację w domu? mieszkasz z rodzicami czy z kim? pare miesięcy moim zdaniem to o wiele zawcześnie żeby "wprowadzać" do rodziny nową osobę jako wybranka ;) chociaż to zależy od kultury danej rodziny. w bardziej otwartych domach to pewnie typowe, u mnie nie miałoby szans

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×