Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Dzisiaj byłem tak zrozpaczony, że po długim czasie miałem chęć ze sobą skończyć.

 

Spodobała mi się jedna dziewczyna, dowiedziałem się gdzie mieszka, tzn.gdy chciałem z nią pogadać to ona już zdążyła wejść do klatki.

Kilka razy próbowałem zagadać, ale mój lęk wzniósł się na wyżyny :(((

 

Gdy myślałem, że dam radę to ona była z koleżanką, teraz na laptopie brata zobaczyłem, że ma w znajomych ludzi z mojego osiedla, chyba chodzi do mojej szkoły...

 

A ja nie wiedziałbym co odpowiedzieć, gdyby spytała że mam nau. ind. bo skoro chodzimy do jednej szkoły to powinna mnie widzieć.

Ech.

Jest mi bardzo przykro i zastanawiam się kiedy to się skończy.

A przecież ja jestem przyczyną, ja mogłem zagadać ale teraz to będę czekał aż mi minie i znowu dam sobie spokój.

 

Chyba lęk urósł jeszcze bardziej jak jakiś gość chciał mnie pobić twierdząc, że patrzę się na niego a patrzyłem na dwie ładne dziewczyny obok niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

P. jest zajęta, kilka razy ją widziałem i było całkiem w porządku, tyle że ona nie jest wolna.

 

Chciałem ją przytulić gdy było jej zimno, ale z zaznaczeniem że to chyba nie tak gdy ma chłopaka no i wiem, że jest zakochana, szczęśliwa, jakoś nie chcę tego psuć.

Jest dużo dziewczyn, jeszcze nic straconego ta minie to jakąś inną postaram się zaczepić, w Lubinie jest kilka szkół a na szczęście paradoksalnie w mojej jest większość moich prześladowców.

 

Więc nic tylko znaleźć dziewczynę spoza niej, a jeszcze plusem jest to, że to szkoła raczej męska :)

Technikum - męskie

Zawodówka - chyba też

Lo - tylko kilka klas i mniej więcej pół na pół.

 

P.S to ta, która teraz mi się podoba :

http://photos.nasza-klasa.pl/3689438/196/main/23fce7ba43.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, zgodnie z obietnicą, wracam do Twojej wczorajszej wypowiedzi.

 

Dzisiaj byłam na sesji.

Powiedziałam terapeutce, że ostatnio dość często myślę o końcu terapii. Ale nie ze swojego powodu, tylko z jej powodu, że ona może ją na przykład przerwać mówiąc, że muszę już sobie radzić sama.

Rozwinęła się dyskusja. Powiedziała, że dlaczego to ma być jej decyzja? Dlaczego tak myślę.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć.

Powiedziała, że nasza relacja zmienia się, że na pewno będzie to wspólna decyzja. Powiedziała, że na początku nakreśliła mi wizję dwóch lat terapii bo ją o to pytałam, ale różnie może być.

Przeraża mnie to wszystko. Wydaje mi się, że już tyle czasu chodzę na sesje i dalej nie jest tak jak powinno.

 

Twoja terapeutka dobrze mówi. Przecież nie powie Ci ni z tego ni z owego - do widzenia, proszę już więcej nie przychodzić. Żaden dobry terapeuta by tak nie zrobił! Gdybyś jeszcze olewała sesje, nie przykładała się, to może by było zrozumiałe, ale z Twoim zaangażowaniem jesteś, że tak to nazwę, świetnym materiałem do terapii. Pracujesz nad sobą, chyba najbardziej z nas wszystkich, tak bardzo się sobie przyglądasz, kiedy ja np. uciekam od tego oglądania siebie.

Terapia jest praco- i czasochłonna. Postaraj się wypędzić tą niecierpliwość. Nie ma określonego czasu, każdy jest inny. Masz czas, nie musisz się spieszyć, nie popędzaj się, bo zepsujesz efekty swojej pracy. DAJ SOBIE CZAS.

 

 

Później była poruszana kwestia oceny. Zapytała mnie czy nie jest czasem tak, że ja od niej oczekuję oceny w sensie, że ona ma mnie chwalić, doceniać.

 

Ja mam to samo. Nie tyle oczekuję pochwały, co boję się, że rozczaruję moją terapeutkę. Wczoraj tak strasznie się bałam powiedzieć jej, że nie mam pewności, czy jestem gotowa na Kraków. Że to będzie jakiś minus.

 

Powiedziałam jej, że zorientowałam się też, że niepotrzebnie pochwaliłam jej ten kolor lakieru na jej paznokciach, wtedy już wiedziałam, że nasze relacje będą z dystansem.

 

To już jest chyba kwestia nurtu terapii. Ja często mojej terapeutce mówię, że ładnie wygląda i ona też mi to czasem mówi. A wczoraj to przy pożegnaniu poprosiłam, by mnie przytuliła i zrobiła to bardzo mocno, fajnie, przyjemnie.

 

Mi się wydaje, że ja mam potrzebę uznania, docenienia, ze bardzo jestem na nią łasa, że ciągle mi mało. A jak mnie ktoś pochwali to mówię „Oj tam, przestań, przesadzasz”.

 

Każdy z nas jest łasy na uznanie i docenienie.... I często zbywa to skromnością. Chociaż ja czasem mówię przekornie "wiem" - spróbuj tak kiedyś, powiedz na głos "tak, też się cieszę, że tak świetnie mi się to udało zrobić". Coś w tym stylu. Masz takie ćwiczenie ode mnie :)

 

No i powiedziałam jej, że odnoszę wrażenie, że nasze sesje są przeze mnie rozwalone, w związku z moją chaotycznością, że skaczę z tematu na temat. I, że potem przez tydzień tak naprawdę nie pamiętam o czym była sesja, że dzieje się tak już od dłuższego czasu, że mam takie odczucia. Zrozumiałam, że ona nie odnosi takiego wrażenia, że jest chaos. Powiedziałam, ze ja chcę zawsze wszystko załatwić na sesji, że jest tyle tematów, które chciałabym omówić, a wiem ,że te 50 minut to dla mnie zbyt mało

 

znowu niecierpliwość się kłania. ja też mam często misz-masz z sesji, nie przejmuj się. czasem nawet nie mogę sobie przypomnieć, czy coś jej już mówiłam, czy nie...

 

Była poruszana kwestia podobieństwa do mojego taty. Grzesiek mi ostatnio tak powiedział, że jestem do niego podobna. Zabolało mnie to. Terapeutka zapytała dlaczego, jak mi się wydaje, dlaczego G. Mógł mnie porównać do ojca. Jest dużo cech, które w ojcu mi przeszkadzają, nie toleruję ich. No i zaczęłam wymieniać to, w czym do ojca mogę być podobna i dlaczego G. tak uważa. No i powiem Wam, ze G ma trochę racji. Czasem, żeby nie powiedzieć, że zbyt często zachowuję się jak ojciec w stosunku do G. Wiem dlaczego G. może mnie tak odbierać.

 

niestety, też któregoś pięknego dnia, po wielu wcześniejszych rozmyślaniach o tym, co było drażniącego w mojej matce, zdałam sobie sprawę, że w części jestem zupełnie taka jak ona........

 

Chodzi o to, że wzorce wyniesione z mojego domu, jeśli chodzi o relacje kobietą-mężczyzna są dla mnie niezadowalające. Moja mama ciągle krytykuje ojca, zresztą nie widzę między nimi żadnych prób wspierania się, oni całe życie ze sobą walczą i się kłócą.

Nie chcę mieć takich relacji jak mają Oni. Chciałabym inaczej, ale nie wiem jak, wydaje mi się, że inaczej nie potrafię.

 

Nieprawda. Zrozumienie wzorców jest pierwszym krokiem, by móc je przepracować i ich nie powtarzać. Ty już je znasz. To jest w Twoich rękach.

 

-- 22 kwi 2011, 17:37 --

 

Kai, trochę za dużo od siebie wymagasz, daj sobie czas, musisz dojrzeć do tego, by pokonać lęk. przyjdzie odpowiednia chwila, będziesz wiedział, że teraz masz szansę zagadać. nie planuj niczego z góry, nie pisz scenariuszy, nie myśl, co powiesz, jak zapyta, czemu masz nauczanie indywidualne.

na spokojnie i trochę luzu. przyjdzie samo Krzyś, ale też musisz się przemóc i wyjść do ludzi z troszeczkę mniejszym stresem. pomyśl co masz po drugiej stronie - człowieka. to też tylko człowiek. wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Kai, trochę za dużo od siebie wymagasz, daj sobie czas, musisz dojrzeć do tego, by pokonać lęk. przyjdzie odpowiednia chwila, będziesz wiedział, że teraz masz szansę zagadać. nie planuj niczego z góry, nie pisz scenariuszy, nie myśl, co powiesz, jak zapyta, czemu masz nauczanie indywidualne.

na spokojnie i trochę luzu. przyjdzie samo Krzyś, ale też musisz się przemóc i wyjść do ludzi z troszeczkę mniejszym stresem. pomyśl co masz po drugiej stronie - człowieka. to też tylko człowiek. wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.

Zeiten ändern dich (Czasy się zmieniają), tylko jestem w słabym stanie i ciężko mi w to uwierzyć chociaż zdecydowanie lepiej.

Swoją drogą, mój zdrowy brat by nie zagadał do dziewczyny z koleżanką, może ją spotkam samą na mieście i coś zrobię.

Zawsze mogę nie chcieć o tym rozmawiać albo powiedzieć, że tak wyszło. ;)

 

Tylko szkoda, że to wszystko takie ciężkie ale robię postępy- wychodzę z domu kilka razy dziennie, chodzę do baru na mecze, myślę że będzie dobrze :)

 

Kasiu nie mogę się doczekać gdy wyjdziesz z 7f, masz do mnie kontakt, napisz czasem proszę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Kasiu, miło,że pamiętałaś o mnie.

 

Widzę,że w sprawach związanych z oceną, uznaniem w oczach terapautki, a raczej z jej rozczarowaniem moją osobą mamy podobnie.

Czyżby te zachowanie dotyczyło relacji z matką? Albo z ojcem?

No właśnie Kasia......dlaczego tak się zachowujemy?

I kiedy przestaniemy mysleć w taki sposób? Wiem,że mamy żyć dla siebie, a nie dla kogoś, żeby uszczęśliwić siebie, a nie kogoś.

To tak....jakbyśmy miały robić coś dla terapeutki, żeby jej nie rozczarować. Kasia....to nie jest normalne! :hide:

 

O zakończeniu terapii , na temat tego kiedy ją zakończę porozmawiamy wspólnie. Tak powiedziała. Ona jest madrą kobietą. Czyli liczy się z moim zdaniem!

 

Kasiu, no staram się przykładać do sesji. Ale nie myśl sobie,że ja tam idę od tak, na luzie. Nie, nie, nie. Zawsze układam sobie mniej więcej w głowie o czym chcę mówić. Jak wchodzę do niej, to od razu rozpoczynam monolog, który potem przekształca się w dyskusję. Jestem u niej bardzo spięta, klatka piersiowa od oddechów dosłownie podnosi się i opada jakbym oczekiwała na coś strasznego co ma się zaraz wydarzyć.

Nie umiem rozszyfrować siebie i przypatrzeć się swojemu zachowaniu na terapii, które dotyczy właśnie tego....co ona powie w danym temacie. No, ale z drugiej strony...to ona jest terapeutką, ona jest obiektywna.Tak, jakbym czekała z niecierpliwością co ona na to wszystko powie, że znowu mnie oświeci.

 

Kasiu, nie mów,że tylko ja się przykładam do terapii.

A Ty , Asia i Hania nie przykładacie się? Gdyby tak było, to przecież nie rozmawiałybyście tu o odczuciach z terapią związanych. A robicie to.

Wiesz co? Ja teraz patrząc z perspektywy czasu na siebie, wnioskuję, że uciekałam od tematów dla mnie niewygodnych na terapii. Zostawiałam je na ostatnia przysłowiową minutę. Dlaczego? Bo były właśnie trudne.Ty też mozesz właśnie tak robić Kasiu. Że nie chcesz siebie analizować bo to boli i później z tego powodu masz wyrzuty sumienia. Znam ten schemat.

 

No, a te ćwiczenie od Ciebie na zasadzie mówienia gdy mnie ktoś doceni "wiem, ja też się cieszę"....chcę spróbować. Narazie wydaje się być odległe i sztuczne. Wydaje mi się,że będę to mówiła dla zasady, wiesz.....bez takiego przekonania,że tak jest.

 

Ty sobie zdałaś sprawę,że po części jesteś podobna do mamy.

A ja szukam u siebie cech taty.

Ja nie chcę mieć żadnych cech od nich! Wiem,że mają też zalety, jak każdy, natomiast jestem na etapie,że widzę u nich tylko same wady, które mi zakrywają te zalaty.

 

A z tą niecerpliwością moją........nie wiem jak sobie radzić. Nie umiem czekać.

 

Wzorce niby znam, ale to narazie teoria Kasiu. Daleko do praktyki.

To wszystko jest trudne jak dla mnie.

 

 

:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę,że w sprawach związanych z oceną, uznaniem w oczach terapautki, a raczej z jej rozczarowaniem moją osobą mamy podobnie.

Czyżby te zachowanie dotyczyło relacji z matką? Albo z ojcem?

No właśnie Kasia......dlaczego tak się zachowujemy?

I kiedy przestaniemy mysleć w taki sposób? Wiem,że mamy żyć dla siebie, a nie dla kogoś, żeby uszczęśliwić siebie, a nie kogoś.

To tak....jakbyśmy miały robić coś dla terapeutki, żeby jej nie rozczarować. Kasia....to nie jest normalne!

 

Niestety, ja mam takie relacje z siostrą. Ciągle się boję jej oceny, która zawsze jest zła, heh.

 

Nie umiem rozszyfrować siebie i przypatrzeć się swojemu zachowaniu na terapii, które dotyczy właśnie tego....co ona powie w danym temacie.

 

Monia, a czy Ty czasem nie za bardzo analizujesz? może powinnaś trochę odpuścić to główkowanie?

Kasiu, nie mów,że tylko ja się przykładam do terapii.

A Ty , Asia i Hania nie przykładacie się? Gdyby tak było, to przecież nie rozmawiałybyście tu o odczuciach z terapią związanych. A robicie to.

Wiesz co? Ja teraz patrząc z perspektywy czasu na siebie, wnioskuję, że uciekałam od tematów dla mnie niewygodnych na terapii. Zostawiałam je na ostatnia przysłowiową minutę. Dlaczego? Bo były właśnie trudne.Ty też mozesz właśnie tak robić Kasiu. Że nie chcesz siebie analizować bo to boli i później z tego powodu masz wyrzuty sumienia. Znam ten schemat.

 

Nie wiem, to może ja się tak nie przykładam... Jakoś - nie żyję terapią. Nie mam takich emocji. Nie umiem ich przeżywać.

Tak, trudne tematy omijam. Umiem o nich mówić, ale nie umiem ich przeżywać, a u mnie w terapii o to chodzi, by czuć tam, a nie dopiero gdy wrócę do domu i odreaguję na sobie.

 

A z tą niecerpliwością moją........nie wiem jak sobie radzić. Nie umiem czekać.

 

to spróbuj się nauczyć :)

 

Wzorce niby znam, ale to narazie teoria Kasiu. Daleko do praktyki.

To wszystko jest trudne jak dla mnie.

 

wiem, jak dla nas wszystkich.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Ja się nigdy nie zastanawiałam jak jest u mnie z oceną , jeśli chodzi o siostrę.

Ona mnie też krytykuje, ale ja ją też. Czasem pochwali, ja ją też.

Czasem zaboli, to co Ona powie. Czasem zainspiruje mnie do czegoś. Ale się Jej nie boję.

Często jestem na nią zła, gdy się mnie nie chce słuchać.

Jestem zła, jak widzę jej bezradność.

 

Bardzo lubię z Nią jeździć na zakupy, szczególnie w kwestii doradzenia , gdy kupuję nowe ciuchy, buty czy torebki. Ja też jej doradzam.

Mamy podobne gusta.

 

Tak Kasiu, analizuję za dużo i główkuję.

 

Ja też chyba nie współodczuwam na terapii, ale emocji takich jak smutek,żal, rozczarowanie...... bo co by powiedziała terapeutka? Chyba to jest na takiej zasadzie. Za to żywo się emocjonuję i ona to widzi...jeśli wyrażam emocje złości, radości. Ale i tak mam poczucie, że nie do końca. Czyli kontrola non-stop.

 

Cierpliwości mam się nauczyć? :-|

Jasne.....

Spróbuję.

:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NoOneLivesForever, Bo się na niej wszystko rozgrzebuje. To nie jest przyjemne. To boli. To zawstydza. To złości. Ale czasem też daje wiele do myślenia i daje satysfakcję. To jest naprawdę trudne przedsięwzięcie dla tego, kto się jej podjął.

 

Zaobserwowałeś na podstawie czytania? Czy sam też uczęszczasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie uczęszczałem, na podstawie waszych komentarzy.

Ja już bym nie mógł, muszę sobie sam poradzić, byłem kilka razy u psychoterapeuty na samym początku pobytu na tym forum, dawno temu, wtedy jeszcze byłem na etapie głębokiego wstydu i grałem, grałem bystrzaka i spryciarza, zdawałem sobie z tego sprawę, ale z powodu wstydu i nawyku grania cwaniaka nie umiałem inaczej, nie byłem wstanie pokazać jemu ani też nikomu innemu jak bardzo było mi źle, jak bardzo się bałem, udawałem cały czas, próbowałem go rozgryźć, dlaczego mówił to, a nie co innego, podświadomie chciałem, żeby był pod dobrym wrażeniem, żeby nie myślał, że przyszedł do niego jakiś frajer. To było moje podświadome zachowanie, nie miałem nad tym kontroli. Gdybym poszedł teraz to myślę, że umiem już być częściej i bardziej sobą, ale jeszcze nie do końca. No i dziś nie chciałbym mówić terapeucie wszystkiego, nie wierzę, że taka rozmowa mogłaby - akurat mi -pomóc, bo już zbyt mocno pomieszały mi się klepki w głowie :smile: , po drodze straciłem umiejętność reagowania jak normalni ludzie, jestem taki zdystansowany, wciąż mocno zaburzony, ale zdystansowany, potrafię mówić o sobie w trzeciej osobie i odgrodzić się od tej treści, tak jakbym mówił o kimś innym, no i w takim razie nie mógłbym chyba czerpać z terapii niczego konstruktywnego. No i boję się też, że znalezienie dobrego terapeuty, takiego który by umiał zrozumieć kogoś tak pokręconego jak ja mogłoby się nie udać. Do tej pory miałem kontakt z 2 psychoterapeutami i 2 psychiatrami, mały, ale na tyle duży, że mogłem odczuć czy ci ludzie odbieraliby na moich falach, niestety tylko ten pierwszy był ok, jedna na 4 osoby sprawiała wrażenie godnej zaufania, inni byli albo tacy... nie wiem jak to nazwać, sprawiali wrażenie mało świadomych, trochę zadufanych w sobie i nieempatycznych, a ja nie umiem się zwierzać chłodnym osobom.

 

Psychoterapia kojarzy mi się z takim nieskończonym mieleniem i wyciąganiem na wierzch problemów, jeden temat się rozwiąże wychodzi 10 innych, jak z chwastami w ogródku, myślę, że ta zabawa nigdy się nie skończy, dziś w ogóle uważam, że psychoterapia taka, o której tu czytałem to chybiony pomysł od początku, że takie rozmowy w poważnych zaburzeniach są skazane na porażkę. Bo gdy ktoś jest młody, ma nieukształtowaną psychikę, problem trwa krótko, to i owszem, rozmowa może bardzo dużo w głowie poprzestawiać, ale wzorce wyryte w podświadomym umyśle od lat, hmm, to se chyba ne da, :bezradny: , ja obstawiam za medytacją, od kilku lat próbuję, eksperymentuję, cholernie ciężko mi z tym idzie, ale postępy są, krok po kroku, mam nadzieję, że już niedługo osiągnę stabilny stan, i to wszystko bez rozmyślania, analizowania, rozgryzania przeszłości, swoich motywów, reakcji, medytacja to kwintesencja prostoty (jednak to strasznie trudne... przynajmniej dla mnie, ale ja jest oporny przypadek :smile:) no, ale póki co rewelacji nie ma, są powolne postępy. Ostatnie 3 dni czuję się jak na mnie bosko, nie chcę zapeszać, bo to tylko trzy dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jednak po jej zakończeniu człowiek często jest wdzięczny za to rozpierdolenie, bo ono pozwala wiele zrozumieć.

Ja chyba nie chcę niczego rozumieć. Lepiej mi tak jak jest. :mrgreen: Nie chcę być rozpierdalana, podoba mi się mój charakter, nie chcę, żeby ktoś mi bruździł, starał się mnie zmienić, uświadomić mi, że coś ze mną nie tak. Żal by mi było siebie samej. Może trochę pieprznięta i czasem cierpiąca, ale to ja jestem. I nic do tego jakiejś wypindziurzonej pani psycholog, która nic nie rozumie i patrzy na mnie schematycznie i w dodatku, jako że mieszkamy w Polsce, nie zaakceptuje pewnie tego, że jestem bi, więc części swoich przeżyć nie będę mogła jej opowiedzieć. Dopierdoli się pewnie do mojego kontaktu z rodzicami, szczególnie z mamą, będzie mi w tym grzebać, aż nas skłóci, bo dokopie się do czegoś niefajnego, głęboko bolącego. Będzie się starała mnie przystosować do życia w społeczeństwie, na siłę będzie szukała jakichś błędów, dlaczego do tej pory nie miałam faceta, jak powinnam się zachowywać w stosunku do facetów, aż coś we mnie pęknie i rzucę się na nią z pazurami i rozdrapię jej tę głupią schematyczną gębę. Nienawidzę tego i nienawidzę jak ktoś mnie zmusza do zwierzeń. Znam jedną panią psycholog, którą bardzo lubię, ale ona mi powiedziała, że dopóki nie będę czuła, że chcę porozmawiać o czymś, co mnie boli, nie ma sensu na siłę prowadzić ze mną sesji. Zgodziłam się. Ona jest jedyną osobą, która szanuje mój trudny i nieugłaskiwalny, wkurwiający się sposób bycia i jeśli kiedykolwiek będę czuła, że sobie nie radzę, tylko do niej pójdę.

 

Krzysiu, dlaczego Ty tak spłycasz kontakty damsko-męskie? Chcesz zagadywać do obcych dziewczyn na ulicy? Nie szukasz głębokiego uczucia, miłości, długotrwałej przyjaźni, która potem przeradza się w coś więcej...? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, ja nie byłam jeszcze w szpitalu psychiatrycznym hehe :mrgreen: po prostu przywiozłam historię mojego leczenia psychiatrycznego.

Jak to wygląda? Poprosiłaś psychiatrę o pisemne streszczenie Twojego leczenia czy po prostu przywiozłaś ksero karty?

 

Najwspanialszyimi dzielami Malewicza, 'boga' architektow sa Bialy kwadrat na czarnym tle, Czarny kwadrat na bialym tle i uwaga... Bialy kwadrat na bialym tle! Niesamowite!

:mrgreen::mrgreen::mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, Kasiu, no na pewno terapia...

Ale skoro ona się waha czy tam pójść..

Nie wiem.

Zapytaj może, czy chce żeby tak jej życie już do końca wyglądało. Przecież nie chce? Wczoraj płakała z tego powodu?

Nie ma sensu się tak męczyć... bo w imię czego?

Swoją drogą - jeśli masz dobre stosunki z ojcem, możesz z nim porozmawiać, że mamie przydałaby się jakaś pomoc terapeuty, bo za dużo dźwiga - ona widząc, że on nie ma nic przeciwko pewnie dużo chętniej poszłaby do psychologa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przekonać ją jakoś że obecne życie jej nie służy, i że tak na dłuższą metę nie można.

a ojciec nie musi przeciez wiedzieć, że ona akurat idzie na wizytę do psychoterapeuty. ciul mu do tego - to jej prywatna sprawa.

 

-- 23 kwi 2011, 09:17 --

 

wiesz co, jeszcze możesz się zorientować czy jakaś znajoma Twojej mamy nie chodzi/chodziła na terapię. jak ona zobaczy że ktoś znajomy poszedł to również szybciej może się przekonać - no przecież taka zwykla Zdzisia poszła, to czemu ja nie mogę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

skad ja znam te problemy... :( jestem smutny bo ja mam bardzo podobnie.

Mysle, ze tylko terapia moze pomoc.

 

Agnieszko, nie mam gdzie indziej poznac znajomych jak na miescie.

 

Ja juz sie boje, juz jestem przerazony, ze bede zasuwal co chwile do toalety przez co bede wysmiany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, jedyne co możesz zrobić, póki mama nie zdecyduje się na terapię, to sama z nią dużo rozmawiać. na pewno świadomość, że ma troskliwą córkę podniesie ją na duchu.

 

Kai, myślę, że musisz powoli wychodzić do ludzi, na znalezienie prawdziwej miłości przyjdzie czas, chodzi na razie o to, abyś nauczył się zawierać znajomości. tylko nie rób nic na siłę, bo to będzie sztuczne. postaraj się działać trochę bardziej spontanicznie, a będzie dobrze :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×