Skocz do zawartości
Nerwica.com

Z potrzeby


aiwlys22

Rekomendowane odpowiedzi

Może to zwykła potrzeba wygadania się ludziom, którzy mnie nie znają, nie kochają. Mam na imię Sylwia, mam 22 lata. Uwielbiam pomagać ludziom, słuchać ich, doradzać. Studiuje, pracuje. Interesuje się wszystkim i niczym.

 

Od kilku prowadziłam wewnątrz siebie analizę swojego życia. Chowałam w sobie swój strach, swoje lęki. Mój problem polega na tym, że nie mogę przestać myśleć. Jestem z dobrej rodziny, w której teoretycznie nigdy nie było patologi. Teoretycznie...

Od dziecka bita. Na koncie złamana ręka, pasek odbity na plecach, zdemolowany pokój, odbita ścierka na ciele. Dostawałam od małego, zaczęło się najprawdopodobniej kiedy miałam 3 lata. Metoda bicia po rękach. Od dziecka nazywana nierobem, leniem, idiotką, reszta określeń jest chyba zabroniona na forum. Paznokcie obgryzam od kiedy pamiętam. Boję się od zawsze. Czego? Ostatnio wszystkiego. Pierwszy napad bólu brzucha w wieku 10 lat, pogotowie, zero diagnozy. Kolejne napady co kilka lat. Bóle głowy, przyczyn brak. Tomografia nie wykazała problemów. Dom kojarzy się mi z krzykiem, awanturami, strachem i ucieczką. Pierwsza "bliska" osoba nazywała mnie psem. Zachowywałam się jak pies. Nie sposób było się mnie pozbyć, trzeba byłby mnie zabić, żebym nie mogła wybaczyć. Pamiętam swoją radość z bycia dzieckiem, uśmiech od ucha do ucha zniknął gdy mama powiedziała, że zachowuje się jakbym była nienormalna . Nie twierdzę, że było dramatycznie, bywało normalnie. Kocham swoich rodziców.

 

Miałam 18 lat kiedy zaciągnęłam pokaźny dług na swojej karcie kredytowej. Załamanie. Walka przez 2 lata. Tydzień leżenia w łóżku, światłowstręt. 1,5 roku trzymania tego w sekrecie. Kombinowanie. Później wizje samobójstwa. Wszędzie. Przechodząc ulicą, idąc na spacer, w szkole, w domu. Coraz większe wyobcowanie. Mnóstwo ludzi wokół, ja gdzieś obok. Nieprzytomna emocjonalnie. Dług udało się spłacić. Awantura w domu, przedawkowanie leków, w porę się opamiętałam.

 

Dziś. Jestem cieniem. Niczego nie potrafię doprowadzić do końca. Pełno różnych zainteresowań,wypełniaczy czasu. Strach przed jazdą autobusem. Strach przed wyjściem ze znajomymi. Strach ogarniający, pochłaniający mnie ze wszystkich stron. Od zawsze sama w kwestii związków, zbyt wiele by mnie to kosztowało. Opanowałam umiejętność bycia i nie bycia. Mogę Cię słuchać, możesz myśleć, że słucham ale mnie nie ma jestem gdzie indziej, z daleka. Dziś w domu w czasie awantur wizje tego, że jednak podnoszę nóż leżący przede mną, wizje tego, że to ja tym razem skatuje ich. To tylko wizje. Kolejne awantury - ucieczka, walenie głową o ścianę. Sylwester spędzony składając origami. Próba pisania wierszy - bezwartościowe gówno. Nienawidzę swojego ciała, brzydzę się siebie. Ta pustka przytłacza. Ten piekielny ból głowy kiedy chce mówić, tłumaczyć. Uciekam do książek, znikam w nich, zbyt mocno czuje. Kłamię, oszukuję i tracę ludzi. Zatracam się w fałszu. Nie zawsze tak jest wciąż kocham ludzi, oni kochają mnie. Ale znów to robię długi zaczynają rosnąć. Wszystko nudzi mi się po kilku dniach. Życie jest nudne, bezwartościowe. Byłam nikim, jestem nikim ale mam nadzieję, że to minie.

 

Chce wierzyć w to, że pokonam siebie.

Tyle o mnie.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aiwlys22, pokonanie siebie nie prowadzi do nikąd.

Progresem byłoby zaakceptować siebie, tylko powiedz mi, bo wydaje mi się niejasne.

 

Ten dług zaciągasz co czując ?

I co z nim robisz ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To się po prostu dzieje. Każdego gorszego dnia wymyślam jak sobie pomóc kupując cokolwiek. Jestem nieporadna życiowo. Ale to póki co najmniejszy problem. Mam wrażenie, że jestem coraz słabsza. Coraz mniej mi się chce, coraz intensywniej czuje. Popadam w paranoję. Wczoraj byłam pierwszy raz u psychologa. Zbierałam się dwa lata. A teraz czeka mnie wizyta u psychiatry. Boję się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aiwlys22, bardzo dobrze, że zamierzasz coś robić.

Psychiatra przypisze Ci prawdopodobnie leki i będzie lepiej, przekonasz się i będziesz żałowała, że nie poszłaś wcześniej.

 

Jednak takie problemy są psychologiczne, więc trzeba chodzić do psychologa, żeby wiedzieć jak sobie radzić w takich sytuacjach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza "bliska" osoba nazywała mnie psem. Zachowywałam się jak pies. Nie sposób było się mnie pozbyć, trzeba byłby mnie zabić, żebym nie mogła wybaczyć.

 

Doskonale rozumiem i współczuję. Najbliższa mi osoba, przyjaciel, po miesiącu-dwóch 'testów' zerwał ze mną kontakt, na koniec rzucając mi w twarz "no powiedz, co mam zrobić, żebyś mnie znienawidziła?" Rok się po tym pozbierać nie mogłam (a udało się tylko dlatego, że ponownie się z nim spotkałam i pogadałam), a i wtedy nigdy go nie obwiniałam - bo on też miał ze sobą problemy, między innymi z bliskością. WSZYSTKO potrafiłam usprawiedliwić, najczęściej tym, że miał prawo, bo jestem nikim.

 

Psycholog zdiagnozowała u mnie osobowość zależną. Teraz jest pod kontrolą. ;)

 

Skąd jesteś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bura :Jestem z różnych miejsc, najczęściej z Krakowa. Nie rozumiem tego, że tyle lat można cierpieć dlatego, że ktoś kiedyś tam nas zeszmacił, potraktował jak psa. To od niej zaczął się strach przed wychodzeniem. Nigdy nie wiedziałam co mnie czeka. Czy będę tego dnia nikim czy kimś wyniesionym na piedestały. Nie pamiętam nawet co się dokładnie stało, nie mam do niej żalu, nie czuje nienawiści. Zawsze tłumaczyłam sobie wszystko tym, że to ja uczę ludzi tego by mnie tak traktowali, by mną dyrygowali. Jestem zbyt uległa. Taką mam naturę.

 

LitrMaślanki : Cześć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mija już prawie rok. Nawet nie chce mi się czytać tego co wyżej napisałam. Czy coś się zmieniło? Na pewno. Był czas, że widziałam nadzieję, wyczuwałam ją wokół siebie. Dziś nie panuje nad swoim ciałem, nad swoją głową. Byłam u psychologa. Raz jeden. Jest źle. Siedzę tu i ryczę i wiem, że kolejny raz nie poproszę nikogo bliskiego o pomoc. A sama nic nie zrobię. Myślę o samobójstwie, ale mam wrażenie, że nic nie trzeba już robić. Czuje się jakbym już była trupem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mija już prawie rok. Nawet nie chce mi się czytać tego co wyżej napisałam. Czy coś się zmieniło? Na pewno. Był czas, że widziałam nadzieję, wyczuwałam ją wokół siebie. Dziś nie panuje nad swoim ciałem, nad swoją głową. Byłam u psychologa. Raz jeden. Jest źle. Siedzę tu i ryczę i wiem, że kolejny raz nie poproszę nikogo bliskiego o pomoc. A sama nic nie zrobię. Myślę o samobójstwie, ale mam wrażenie, że nic nie trzeba już robić. Czuje się jakbym już była trupem.

 

Spoko, też tak mówiłem cztery lata temu. Teraz nakładam kolejne maski a życie dalej jest do dupy, żadnego progresu, lata mijają a ja dalej jestem więźniem swojego umysłu. A co do zabicia się ? Hmmm nie chce jeszcze troszkę poczytać i poruchać, choć tego ostatniego już od miesięcy nie miałem bo wypiąłem się na wszystkich znajomych i od miesięcy z chaty nie wychodzę.

A samobójstwo, jak stwierdzę że się zabije to się zabije, a nie będę pierdolił o tym na forum jak co druga osoba tutaj. Mogę ci tylko powiedzieć - jebnij się parę razy głową w ścianę, módl się, albo truj proszkami... nie wiem ci pomoże, cóż ale na pewno nie pomogły by też słowa w stylu ''będzie dobrze'' ''rozumiem cię'' ''m,am tak samo'' ''bylaś u psychologa?''szare te słowa jak papier do dupy i tyle też warte.

albo też inna opcja opisywana genialnie przez Bukowskiego - "Postanowiłem zostać w łóżku do południa. Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze."

 

Witamy na innym-typowym forum.

 

 

Btw, A teraz mam objawy stare jeszcze... po odstawieniu leków powróciły te czerwie. najfajniejszy jest strach przez autobusami, albo zacinanie sie, bądź gadanie głupot ekspedientką w sklepach... taka pustka w głowie, a te myśli sensowne tracę na tym bo myślę czy na pewno takie one są :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nortt, s skąd wiesz jakie są jej dalsze szanse na normalne życie? Ma 22-23 lata. Progres może nadejść w każdej chwili.

Jeden chcę strzelić samobója, bo dostał jedynkę z matmy albo rzuciła go dziewczyna, drugiemu sycylijska mafia wypowiedziała Vandettę. Ten pierwszy się podda i umrze, a drugi będzie walczył i przeżyje. Takie uogólnianie chyba nie ma sensu :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nortt, s skąd wiesz jakie są jej dalsze szanse na normalne życie? Ma 22-23 lata. Progres może nadejść w każdej chwili.

Jeden chcę strzelić samobója, bo dostał jedynkę z matmy albo rzuciła go dziewczyna, drugiemu sycylijska mafia wypowiedziała Vandettę. Ten pierwszy się podda i umrze, a drugi będzie walczył i przeżyje. Takie uogólnianie chyba nie ma sensu :?

Mam tyle samo lat :>, to był mój punkt widzenia, z punktu leżenia w tym znoju, mule, gnoju, ropie i krwi; podejrzewam iż koleżanka jest w podobnym punkcie życia

Uogólnienie jest dobre, bo większość ludzi jest taka sama; życie jest typowym sapiensowym, pierdolonym i wysapanym schematem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to cała nasza trójka ma tyle samo lat 8)

Pierdolonym i wysapanym schematem tak, ale jak każda dziedzina życia/istnienia podlega cyklom. Są lata chude i lata syte. Raz jesteś na fali, raz jesteś na dnie.

Będąc na dnie jak się poddasz to trochę lipa, zrób to jak będziesz na fali. Ja czuję się jakbym był na dnie, ale skoro jestem na dnie to już może być tylko lepiej. A jak może być gorzej, to aż ciekaw jestem jak wygląda dno, choćby dlatego warto żyć :D A, że nigdy nie będę wiedział co jest dnem, nigdy się nie poddam.

No i moim zdaniem nie ma nic gorszego niż uogólnianie, ale każdy ma swoje zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta, tylko ja ciągle mam chude lata, cóż na pewno dobrze mi to zrobi na krążenie. Ja już jestem na dnie od wieków, oczywiście życie zmienia mi się pod tym względem ewolucyjnie - byłem szprotką, rybą mułową, przez płaszczkę przechodziłem a teraz jestem krabem mułowym - Na Tym Etapie -

 

Wody szerokie, są za wysokie

Płetw brak mi jak i ogona

W żwirze trzymam oczy

Gdzie złudne szczęście muły toczy

 

 

Nie niczego gorszego w mej myśli socjologicznej od ludzi w społeczeństwie współczesnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę nie znaczy, że zrobię. Nie mam w zwyczaju robienia cyrku na zasadzie "hallo, ja chce się zabić". Chciałam raczej wyrazić to jak bardzo jestem wściekła, że to myśl towarzysząca mi codziennie. Nie kontroluje tego. Czemu raz u psychologa? Poszłam tam z kimś komu jaki mi się wtedy wydawało - zależało na mnie. Psycholog był słodki, cukierkowy. Skierował po 30 minutach do psychiatry po leki. Długo się zbierałam do tego, żeby iść. Nie poszłam. Dziś już nie ma dla mnie osoby, która poszła ze mną wtedy, nie mam już ochoty, może siły starać się. Najchętniej zamknęłabym się w domu i tak spędziła dni, tygodnie. Dlaczego? Bo nie mam siły po raz kolejny opowiadać bliskim ludziom o tym co się dzieje, ze mną. People Always Leave ;) nie jest mi już nawet przykro, że tak jest. Niech odejdą. Sorki, za te gorzkie żale. Chciałam znaleźć miejsce, w którym mogę dać upust emocją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×