Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

nazywam się niewarto, nie chcę w żadnym razie spłycać tego co czujesz, ale powiem Ci co ja widzę.

Jesteś szalenie inteligentną, ładną, sympatyczną i wartościową babką, taką o którą warto się starać.

I myślę, że wielu ludzi patrzy na Ciebie w ten sposób.

Może mają rację i Ty też powinnaś spróbować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nazywam się niewarto, nawet nie wiesz, jak bardzo bliskie mi są Twoje słowa i obecna sytuacja... Dołek, z którego bardzo trudno się wyrwać, bo przecież nie ma to sensu i nie warto dla kogoś takiego jak ja... Wówczas słowa otoczenia, nawet wsparcia, wydają się gdzieś tam daleko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

L.E., ja mam wrażenie, że ludzie nie mogą we mnie widzieć zalet, bo ja mam same wady. Może to tylko moje wrażenie, ale ja naprawdę myślę, że jestem do niczego.

rainshadow, najgorsze jest to, że ja mam poczucie, że z tego nigdy nie wyjdę. Nawet nie wiem, jak mam o tym powiedzieć lekarzowi, bo przecież nie powiem, że się tnę i mam ochotę umrzeć, bo mnie zamknie w psychiatryku, a to już by była największa porażka... Też się tniesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

L.E., ja mam wrażenie, że ludzie nie mogą we mnie widzieć zalet, bo ja mam same wady. Może to tylko moje wrażenie, ale ja naprawdę myślę, że jestem do niczego.

 

Moja droga - kiedyś też tak myślałam. Ale robiąc sobie rachunek - lista wad i zalet - dwie oddzielne kartki - zobaczyłam, że jest inaczej. Wypełniałam te kartki chyba z dwa miesiące, zanim zrobiła się pokaźna lista - ale i jedna i druga była zapisana - co mi dało do myślenia. A jak robiłam tą listę? Lista wad powstała oczywiście niemalże od razu - zalety - nad nimi się zastanawiałam, czasami ktoś mi jakąś ot tak wymienił, czasami rozmawiałam na ten temat z zaufaną osobą, filtrowałam co mówiła i zapisywałam to, w czym mogłam przyznać rację.

 

Po długim czasie trafiłam na terapeutę, który pokierował mną na ścieżce poznania samej siebie - nie tylko siebie zaakceptowałam, ale i polubiłam - nawet ze swoimi wadami - w końcu każdy je ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rainshadow, najgorsze jest to, że ja mam poczucie, że z tego nigdy nie wyjdę. Nawet nie wiem, jak mam o tym powiedzieć lekarzowi, bo przecież nie powiem, że się tnę i mam ochotę umrzeć, bo mnie zamknie w psychiatryku, a to już by była największa porażka...

Rozumiem. Przeglądnąłem Twojego bloga i widzę zarówno tam, jak i tutaj masę cierpienia, zagubienia i samotności w tym wszystkim. Właśnie mi również towarzyszy takie poczucie, że to nie będzie miało końca i to jest bardzo przykre. Jak rozmawiałem ostatnio z lekarzem na wizycie, to mu powiedziałem o tym stanie, właśnie o autoagresji, braku sensu i o tym, że mam myśli o śmierci. Jedyne, co mogę Ci napisać, to o tym, że czasem potrzebne jest przyjęcie pomocy, a pobyt na oddziale zamiast porażką, może okazać się czymś pomocnym, co ustabilizuje w miarę sytuację. Tym razem, jak rozmawiałem z lekarzem i mu powiedziałem o tym wszystkim, to wspomniał o oddziale, ale w tych okolicznościach trudno mi znaleźć jakieś możliwości wyjścia z tego i nie wiem, co zrobić... Dlatego wydaje mi się, że rozumiem, o czym piszesz...

Też się tniesz?

Tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osądzanie siebie nie jest żadną odpowiedzią. Samoosąd często kończy się samooskarżaniem, od którego nie ma ucieczki. Zapada wyrok i nagle nie ma się już po co starać. Nie tędy droga.

 

Sami dla siebie jesteśmy najsurowszymi sędziami. Nigdy nie potraktowalibyśmy tak innych, jak traktujemy siebie. Jedna miara dla wszystkich - wtedy jest sprawiedliwie. Nie powinno być tak, że zmuszamy się do spełniania wyższych standardów.

 

nazywam się niewarto, daj sobie czas na wyjście z dołka. Pomyśl, że to przejściowy stan. Spróbuj traktować siebie łagodnie - zrobić coś dla siebie codziennie (w zdrowy sposób), pomyśleć o chociaż ze trzech rzeczach, które Cię podniosły na duchu. Żeby nie siedzieć tak w beznadziei i nie karmić strasznych myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kryty_k, chciałabym kiedyś też siebie polubić, bo w tej chwili jedyne, co do siebie czuję, to nienawiść. Nie wiem, po co jestem.

rainshadow, dla mnie pobyt na oddziale nie byłby żadną pomocą, to zawsze była dla mnie porażka i wychodziłam stamtąd z jeszcze większą depresją niż przyszłam. Było dla mnie poniżające to, z jaką pogardą się tam do mnie odnoszono i to, że w ogóle muszę tam być. Mam teraz pracę, której nie chcę stracić przez pobyt w psychiatryku, a tam się nie jest tydzień, tylko co najmniej miesiąc albo i dłuzej. Ja chyba wolę inną pomoc niż oddział.

Denial, ja już chyba nie wierzę, że z niego wyjdę. Ale np. dzisiaj był dla mnie bardzo pozytywny dzień, bo Marysia wyciągnęła mnie do ikei, kupiłam sobie regał i komodę, a Marysia mi to potem skręciła, oczywiście jej pomogłam, na ile umiałam. Zabrała mi też żyletki. No i podniosła mnie na duchu na pewno. Dzisiaj się nie tnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rainshadow, ja nie pójdę do żadnego szpitala. Przeżyłam traumę, gdy mnie raz zabrano bez mojej zgody. Nigdy nie wyszłam ze szpitala w lepszym stanie niż przyszłam, zawsze było gorzej, miałam depresję z powodu zmarnowanego czasu, niemocy i tego, że znalazłam się w miejscu, gdzie personel może mnie bezkarnie poniżać. Wolałabym, żeby lekarka zwiększyła mi dawkę antydepresantu, ale nie wiem, jak jej o tym powiedzieć... Przecież nie powiem, że jest tak źle, że się tnę i chcę umrzeć... Bez sensu. Dla mnie też wielką pomocą jest, gdy ktoś ze mną pogada, to przynajmniej przez jakiś czas mam poczucie, że chociaż trochę kogoś obchodzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nazywam się niewarto, rozumiem. Natomiast co do lekarza... Nie znam jej, ale wydaje mi się, że w tym stanie, aby sobie pomóc, wypadałoby jej zaufać i być z nią szczerym. W końcu to Twój lekarz, który nie jest w stanie wiedzieć o wszystkim, co dzieje się z pacjentem, wnioskując tylko z jego wyglądu czy zachowania. Według mnie powiedzenie o tym stanie, który nie jest ani przyjemny, ani bezpieczny, właśnie ma sens. Przecież siłą Cię na oddział nie zaciągnie, możesz nie wyrazić zgody i porozmawiać z nią o lekach czy innych rozwiązaniach. W końcu ona od tego jest i po to się idzie do lekarza, żeby otrzymać pomoc. Jednak w moim odczuciu kluczem jest szczerość i informowanie o tym, co się dzieje. W innym przypadku po co tam chodzić? Żeby stwarzać pozory dobrego pacjenta, któremu leczenie pomaga i jest cacy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rainshadow, ale mnie z tego powodu raz siłą zaciągnięto na oddział. Miałam pocięte ręce i powiedziałam, że chcę eutanazję. Lekarka wezwała ratowników i nie wypuszczono mnie z gabinetu. Co z tego, że nie podpisałam zgody na leczenie? Zatrzymali mnie wbrew mojej woli. I jak tu być szczerym z lekarzem? Nie ufam żadnym lekarzom od tamtego czasu. Byłam wtedy miesiąc w szpitalu, prosiłam o wypis na żądanie, ale nie dostałam zgody, zawaliłam studia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nazywam się niewarto, to przykre, o czym piszesz... Widocznie wówczas uznała, że stwarzasz dla siebie niebezpieczeństwo i taką decyzję podjęła. Z tego, co piszesz, to Twój apel był dość dramatyczny. Co do leczenia, to nie wyobrażam sobie dobrej współpracy z lekarzem bez chociażby podstawowego zaufania. Bo wychodzi na to, że ta relacja nie daje Ci bezpieczeństwa i możliwości powiedzenia tego, co Ci leży na sercu...

 

Wszystko też zależy od tego, do jakiego lekarza się trafi. Kiedyś byłem u takiego, który mi powiedział, że on nie panikuje jak pacjent mu mówi o myślach samobójczych czy autoagresji i nie odsyła od razu na oddział, ale jednocześnie tak naprawdę nie jest w stanie zapobiec samobójstwu pacjenta. Bo jak będzie chciał to zrobić, to i tak to zrobi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rainshadow, zmieniałam wtedy lekarkę, a kiedy nowej lekarce opowiedziałam tę historię, to ona powiedziała, że postąpiłaby tak samo... I jak tu ufać? nie ufam. Lekarce mówię, że czuję się dobrze albo źle i w sumie na tym koniec. Nie umiem już zaufać żadnemu lekarzowi, nawet nie psychiatrze, żadnemu. Boję się lekarzy, bo wiem, że mają moc, żeby mnie zamknąć, czyli skrzywdzić. Nie mówię, co mi leży na sercu, nie czuję się bezpiecznie i nie wierzę, że to się może zmienić, bo mam blokadę. Raz przeżyłam traumę i to była nauczka na całe życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi. To może bez zbędnych szczegółów powiedzieć jej, że jest źle? Wiesz, zrobić cokolwiek w tej sytuacji, żeby się dźwignąć, oprócz szukania wsparcia w otoczeniu, być może leki mogłyby pomóc, jak piszesz... Próbowałaś kiedyś rozpocząć terapię, czy też nie masz zaufania to psychoterapeutów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rainshadow, no po prostu powiem, że jest źle, boję się powiedzieć więcej...

a na terapię miałam chodzić, ale terapeutka nie chciała ze mną pracować... zniechęciłam się. Kolejna podobnie. Potem pojechałam na rok do domu i tam zaczęłam terapię, ale była tak rzadko, że spotkałam się z terapeutką zaledwie kilka razy i musiałam wyjechać. Teraz od lutego czekam w kolejce w mojej przychodni, ale już zwątpiłam, a może o mnie zapomnieli. Planuję zapisać się do innej poradni, ale boję się, że znowu będzie to samo. Do terapeutów chyba też nie mam zaufania, boję się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mireille, tulę. Nie od razu Kraków zbudowano. Tego typu problemów, jak nasze, nie rozwiązuje się od tak.

 

***

Wciąż myślę o zadawaniu sobie bólu. Doszłam już do tego, skąd te zapędy, ale jak na razie wiedza ta mnie bardziej przygnębiła niż pozwoliła na pracę nad sobą - z tyloma rzeczami się nie potrafię jeszcze pogodzić co do swojej osoby.

 

-- 01 sty 2013, 14:01 --

 

Mireille, tulę. Nie od razu Kraków zbudowano. Tego typu problemów, jak nasze, nie rozwiązuje się od tak.

 

***

Wciąż myślę o zadawaniu sobie bólu. Doszłam już do tego, skąd te zapędy, ale jak na razie wiedza ta mnie bardziej przygnębiła niż pozwoliła na pracę nad sobą - z tyloma rzeczami się nie potrafię jeszcze pogodzić co do swojej osoby, a raczej swojej przeszłości.

 

-- 02 sty 2013, 22:55 --

 

Dlaczego musi się coś takiego wydarzyć, żeby oprzytomnieć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×