Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przygnębienie 17-latka.


Wombwell00

Rekomendowane odpowiedzi

Mam na imie Wojtek, mam 17lat, uczęszczam aktualnie do pierwszej klasy Liceum Ogólnokształcacego.

Zaczne od tego, że w wieku 12lat miałem coś jak 'depresje', chciałem sie zabić i takie tam różne. No, ale jakoś się to skończyło. Niestety, niektóre rzeczy z 'tamtego' czasu pozostały. Sam nie wiem co tu napisać, bo po napisaniu kilku zdań kasuje i zaczynam od nowa więc od razu powiem CO mi dolega.

 

1. Kompleksy (wygląd).

Moja 'depresja' (ta pierwsza) zrodziła się, z tego, że nie byłem akcentowany przez ludzi w podstawówce. Troche mnie wyzywano, że sam zacząłem wierzyć jaki jestem do d*py. Troche schudłem, zapuściłem włosy, ale nigdy nie czuje sie całkowicie komfortowo. Gdy ktoś dłużej na mnie spojrzy od razu myslę, że pewnie wyglądam jak debil. Patrze na innych kolegów i po prostu zasmucam się swoimi wadami... klasyczne.

 

 

2. Brak wiary we własne siły.

Czego się nie wezmę z góry wiem, że mi się nie uda... przykre, ale kiedy myślę CO mi się kiedykolwiek poważniejszego udało... nic nie przychodzi mi do głowy.

Mam troche 'słomiany' zapał. Chce coś zacząć, coś nowego zrobić, kilka dni (czasem godzin) i znów: "Kur, to nie wypali" czy coś. Po prostu 'nie mam siły' zaczynać wszystkiego od nowa i znów sie starać. Nie wierze, że cokolwiek osiągne w życiu, nic nie potrafie, nie mam żadnych predyspozycji (talentów), nawet konkretnej pasji mi brak... co prawda grywam czasem na gitarze, ale od miesięcy nie nauczyłem się niczego nowego, brak mi motywacji do nauczenia się jakiegoś trudniejszego motywu/solówki.

 

3. Zobojętnienie emocjonalne (brak motywacji).

Nie potrafie okazywać niektorych emocji. Np. teraz, wiem, że czuje się chujowo i nie widze powodu dla którego miałbym czuć się lepiej a mimo to... nie czuje jakiegoś wiekszego przygnębienia tylko... pustke, po prostu nic. Do tego nie potrafie prawie w ogóle pokazywać złości... Powinnienem byc cholernie zły na kilka osób, ale... tego nie czuje. Przez to myslę, nie potrafię się w ogóle zmotywowac do niczego w inny sposób, niż przez rozkaz (= strach).

 

4. Obwinianie.

Nie wiem czemu, rzadko kiedy obwiniam inne osoby niż ja sam albo rodzice (tak, mam do nich ogromny żal, za pewne rzeczy)a to stymuluje myśli samobójcze i przygnębienie.

 

 

 

Na koniec dodam, że społecznie jestem dośc 'normalnym' człowiekiem. Mam rodzeństwo, moi rodzice są nadal razem, nie jestem przywlekle chory na nic, nie mam żadnych poważnych traum etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj a powiedz mi czy ten stan jest ciągły czy też czasami są chwile, że zapomniasz o tym wszystkim kiedy na przykład angażujesz się w jakieś przyjemne rzeczy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raczej nie powiedziałbym, że jest całkowicie ciągły, ale wystepuje dośc często.

 

Trafiłem w LO na mało społeczną klasę, często nie ma z kim gadać, a jak nie ma z kim gadać to się zaczyna myśleć i się zaczyna...

 

Gdy jest przyjemna atmostera to zapomnieć potrafie o wszystkim...

 

[Dodane po edycji:]

 

Mam na imie Wojtek, mam 17lat, uczęszczam aktualnie do pierwszej klasy Liceum Ogólnokształcacego.

Zaczne od tego, że w wieku 12lat miałem coś jak 'depresje', chciałem sie zabić i takie tam różne. No, ale jakoś się to skończyło. Niestety, niektóre rzeczy z 'tamtego' czasu pozostały. Sam nie wiem co tu napisać, bo po napisaniu kilku zdań kasuje i zaczynam od nowa więc od razu powiem CO mi dolega.

 

1. Kompleksy (wygląd).

Moja 'depresja' (ta pierwsza) zrodziła się, z tego, że nie byłem akcentowany przez ludzi w podstawówce. Troche mnie wyzywano, że sam zacząłem wierzyć jaki jestem do d*py. Troche schudłem, zapuściłem włosy, ale nigdy nie czuje sie całkowicie komfortowo. Gdy ktoś dłużej na mnie spojrzy od razu myslę, że pewnie wyglądam jak debil. Patrze na innych kolegów i po prostu zasmucam się swoimi wadami... klasyczne.

 

 

2. Brak wiary we własne siły.

Czego się nie wezmę z góry wiem, że mi się nie uda... przykre, ale kiedy myślę CO mi się kiedykolwiek poważniejszego udało... nic nie przychodzi mi do głowy.

Mam troche 'słomiany' zapał. Chce coś zacząć, coś nowego zrobić, kilka dni (czasem godzin) i znów: "Kur, to nie wypali" czy coś. Po prostu 'nie mam siły' zaczynać wszystkiego od nowa i znów sie starać. Nie wierze, że cokolwiek osiągne w życiu, nic nie potrafie, nie mam żadnych predyspozycji (talentów), nawet konkretnej pasji mi brak... co prawda grywam czasem na gitarze, ale od miesięcy nie nauczyłem się niczego nowego, brak mi motywacji do nauczenia się jakiegoś trudniejszego motywu/solówki.

 

3. Zobojętnienie emocjonalne (brak motywacji).

Nie potrafie okazywać niektorych emocji. Np. teraz, wiem, że czuje się chujowo i nie widze powodu dla którego miałbym czuć się lepiej a mimo to... nie czuje jakiegoś wiekszego przygnębienia tylko... pustke, po prostu nic. Do tego nie potrafie prawie w ogóle pokazywać złości... Powinnienem byc cholernie zły na kilka osób, ale... tego nie czuje. Przez to myslę, nie potrafię się w ogóle zmotywowac do niczego w inny sposób, niż przez rozkaz (= strach).

 

4. Obwinianie.

Nie wiem czemu, rzadko kiedy obwiniam inne osoby niż ja sam albo rodzice (tak, mam do nich ogromny żal, za pewne rzeczy)a to stymuluje myśli samobójcze i przygnębienie.

 

5. (dodane po edycie) Brak celów.

Nie ma się co rozpisywac. Nie mam pojęcia kim zostane w przyszłości, na jakie studia pójde, jak bedzie wyglądało moje życie za pół roku itp. nie potrafie po prostu.

 

Na koniec dodam, że społecznie jestem dośc 'normalnym' człowiekiem. Mam rodzeństwo, moi rodzice są nadal razem, nie jestem przywlekle chory na nic, nie mam żadnych poważnych traum etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh moja historia jest troszke podobna ... Postaraj znalesc sobie jakiego kolege/kolezanke kogokolwiek do rozmowy skoro mówisz ze jesli o czyms rozmawiasz to ci to pomaga :)

Mówisz ze jestes społecznie normalny no to chyba jakiegos duzego problemu z tym nie powinno byc zeby sobie kogos znalesc do rozmowy ...

 

z tymi kompleksami z kad ja to znam . eh

 

[Dodane po edycji:]

 

polecał bym ci sie wybrac z tym do psychologa u mnie zrodziła sie z tego deprecha bo boje sie ze nikogo sobie nie znajde ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli stan ten nie jest stały to nie jest to na pewno depresja. A masz jakichś znajomych, przyjaciół poza szkołą?Wiesz bo czasami faktycznie sie zdarza ze grupa do ktorej sie trafia w szkole jest malo zgrana i zżyta, sa po prostu takie roczniki. Każdy nauczyciel Ci to powie. Tylko nie odbieraj tego do siebie i szukaj ludzi spoza Twojej klasy:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popatrz też na to przez pryzmat wieku (brzmi zgredziarsko- wiem). Jak za 10 lat zobaczysz swoje zdjęcie z teraz to się pod nosem uśmiechniesz. Jeżeli chodzi o stosunki z rówieśnikami - lepiej mieć jednego dobrego kumpla niż klasę kolegów, bo szkoła się kończy, koledzy się kończą, a kumpel zostaje. Zajmij się czymś co Ciebie wciąga, nie naginaj się pod klasę. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W szkole mam kumpli TYLKO spoza klasy, mówie o kumplach z którymi moge iśc na jakieś piwo czy inaczej zająć czas bo w klasie to tylko kumple na 2-3 zdania. Chciałem zmienić klasę, niestety dyrektor całkowicie mnie zniechęcił, zresztą z moimi 'zaburzeniami' to nie musiało byc ciężkie. Mam też w szkole bliższego kumpla, ale nie jestem typem kogoś, kto wprost mówi o swoich problemach. Co mu powiem? W jaki sposób mógłby mi pomóc? Ja nie widze żadnego rozwiązania. CHCIAŁBYM móc robić co naprawdę lubię, móc się po prostu cieszyć codzienną egzystencją, ale nie mogę... jak mówiłem WSZYSTKIEGO mi się odechciewa, popadłem w rutynę... a mam 17-lat, a nie 35...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Gdy jest przyjemna atmostera to zapomnieć potrafie o wszystkim

Czyli jednak czasem bywa miło:):)Życie jednak może być przyjemne i tego się trzymaj.

I jeszcze jedno: nie mów że próbowałeś wszystkiego bo jest jedna rzecz której na pewno nie próbowałeś>>rozmowa z psychologiem lub pedagogiem szkolnym. To może Ci naprawde pomóc:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się. To co nas nas nie zabije to nas wzmocni. Jesteś spoko facet, i tego się trzymaj. A tak na marginesie, to twoje rozterki świadczą o tym, że jesteś wyjątkowo dojrzałym, potrafiącym na siebie patrzeć z dystansem gościem. Ja w twoim wieku rozpaczałem jak mi się pryszcz zrobił i nie chciałem wyjść z kibla. Pozdrowienia.

 

[Dodane po edycji:]

 

P.S. Też mam na imię Wojtek- wszystkie Wojtki to fajne chłopaki.

 

[Dodane po edycji:]

 

Coś Ci jeszcze opowiem. Jak chodziłem do ogólniaka, to też miałem kolegów na pare zdań lub ściągnięcie pracy domowej na przerwie. Czasami po szkole, jak było ciepło chodziłem na ryby powędkować nad Narew. Zawsze w tym samym miejscu spotykałem takiego dziadka co łapał ryby. Był niezawodny - zawsze tam siedział. Po paru razach snucia się z wędką po krzakach tak jakoś zacząłem stawać obok niego i tak już od tamtej pory zostało. Łapaliśmy sobie razem ryby. Facet był bardzo małomówny. Zdawkowo odpowiadał na dzień dobry, a na moje pytanie - czy biorą? odpowiadam zawsze - gdzie tam. Chociaż zawsze coś tam u niego w siatce się trząchało. Łapaliśmy tak razem chyba z 20 razy zawsze w ciszy, ale jakoś to mi odpowiadało, a i on jakoś nie miał nic przeciw temu. Pamiętam, któregoś dnia coś go wzięło na gadki. Może coś mu się udało, może akurat tego dnia go nic nie bolało, może listonosz na czas wypłacił emeryturę. W każdym razie opowiedział mi jak w powstaniu na Powązkowskiej wdrapywał się z butelką z benzyną na tygrysa, potem o tym jak był w obozie - taki sobie niepozory dziadzio. O tamtej pory zupełnie inaczej patrzę na ludzi. To był wtedy mój najlepszy kumpel. Moi wymuskani koledzy ze szkoły do pięt mu nie dorównywali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@celineczka

Pedagog raczej na nic tu się zda. Mój problem nie leży gdzieś we wnetrzu szkoły, ale we wnetrzu moim własnym :) I sam nawet nie wiem czy w liceum są pedagogi jako-tako. Zresztą nie wyborażam sobie, żeby mógł mi pomóc.

Psycholog? Wydaje się w miare dobra opcją, ale ja nie mam w ogóle o tym pojęcia ;p Ile za wizyte biorą zazwyczaj? Jak wyglądają spotkania u nich? Czy sa czym wiecej niz 'przyjaciolmi za pieniadze'?

 

@Kadzielnia

Mam wrażenie, że mnie w miarę rozumiesz ;) Wolałbym nadal żyć sobie beztrosko niż przejmować się tym wszystkim. Mam jednego bardzo ciekawego kumpla, myślącego podobnie jak ja i oczytanego. Prawdę mówiąc, jest on moim niedoścignionym wzorem w wielu kwestiach. No, ale coz... ludzie są dziwni.

Historia z dziadkiem brzmi troche... holywodzko??? Jeśli to prawda to miło, że spojrzałes dookoła i zrozumiales pare spraw :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Woju pedagodzy są po to, żeby pomagać uczniom nie tylko w sprawach szkolnych. Pedagoga interesuje WSZYSTKO co utrudnia uczniowi normalne funkcjonowanie i jest on zobowiązany do pomocy w takich sytuacjach.A jeśli chodzi o psychologa...póki jesteś niepełnoletni to nie możesz sam się wybrać na jakąś terapie. Jest za to w każdym mieście taki ośrodek o nazwie Przychodnia psychologiczno-pedagogiczna i tam przyjmują i prowadzą terapie wykwalifikowani specjaliści ZA DARMO. Także możesz tak spróbować:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jest jednak ktoś z kim możesz pogadać. Taki ktoś to najlepszy psycholog. Ale posłuchaj Calineczki. Wizyta u psychologa naprawdę pomaga. Jak by sie ktoś mnie zapytał rok temu czy poszedłbym do psychologa, nie mówiąc o psychiatrze, to bym go wysmiał. Ale byłem, i polecam. Sama wygadanie sięprzed kimś bardzo pomaga. Poważnie. Ale to się odczuje dopiero po wizycie, bo samo wyobrażenie jej sobie i swojego stanu nie wystarczy. Będzie dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jako facet mam lekkie opory przed pojsciem do psychologa, ale mysle, ze komu jak komu, ale mogloby mi to pomoc. Poszukam czy w moim miescie (Zielona Góra) jest taka poradnia psychologiczno-pedagogiczna i cos sprobuje zalatwic.

 

Zdziwilem sie troche nt. twojej wizji pedagoga. Jeśli powiem, że czuje sie odosobniony i popadam w depresje w obecnosci ludzi z obecnej klasy to moga mnie np. przeniesc gdzies indziej czy cos? Pedagog ma jakas konkretna wladze w tych tematach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pedagog ma kompetencje do oceny stanu psychicznego ucznia i jeśli widzi że coś jest nie tak to ma obowiązek coś z tym zrobić. Oczywiście korzysta z pomocy psychologa, ale to on ostatecznie podejmuje w szkole decyzje, jak pomóc uczniowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×