Skocz do zawartości
Nerwica.com

Poradzenie sobie z sytuacją


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich. Mam na imie Michał, 19 lat i jestem tu nowy. Za bardzo juz nie wiedzialem co z tym zrobic wiec psotanowilem ze poproszeo pomoc na jakims forum akurat trafilo na to;). Moj problem wyglada tak, ze jakis miesiac temu zerwalem z dziewczyna ( ja to zrobilem) od dluzszego czasu nam sie nie ukladalo. Wiem ze takich tematow jest tu pewnie od groma ale licze na indywidualna opinie. Wracajac do rzeczy. Nie ukladalo nam sie od jakichs 3 miesiecy, robowalismy to ratowac ale sie nie udalo. Powodem tego bylo to, ze stracilem chyba do niej zaufanie, dawala mi puste obietnice odnosnie tego jak sie bd zachowywac czy to na imprezach czy ogolnie w codziennym zyciu. Na imprezach zawsze duzo pila a potem czesto zdarzala sie ze mnie wyzywala moich znajomych, chodzila od faceta do faceta tylko nie byla ze mna. Zdarzylo sie kiedys ze kiedy wystartowalem do jednego z jej "kolegow" i troche nim pozamiatalem na imprezie to poszla do niego i zaczela go przepraszac ze jestem taki glupi a mnie zostawila. W pewnym tez sensie na duzo jej pozwalalem bo bardzo ja kochalem i nadal ja kocham tak czuje przynajmniej. Moze to bylo tego przyczyna. Ona zawsze to wykrozystywala ale wiedzialem ze tez mnie kocha, tylko ze po alkocholu sie bardzo zmieniala. Czesto jezeli ona cos zle zrobila jazeby sie nie klocic przepraszalem ja bo ona sie na mnie obrazala ze na przyklad nalalem jej kolezance kielicha i ze chwile z nia pogadalem. W sumie byla to nasza wspolna kolezanka od dluzszego czasu. Takich przypadkow bylo od groma. Kiedys mialem z nia isc do kosciola ale wypadla mi sprawa ze musialem chora babcie odwiezc do szpitala a ta obrazila sie na mnie i nie odzywala przed pare dni. Nie uwazacie ze to idiotyczne ?? Non stop cos jej nie pasowalo, jezeli cos nie bylo po jej mysli to od razu zrzucala to na mnie. Kiedys podczas jak bylismy razem spotkala sie z takim jednym gosciem a na drugi dzien po pijaku powiedziala mi ze nie wie czy mnie kocha i czy nie zostawic mnie dla niego. Wiem ze po pijaku mowi sie glupoty ale ja nigdy czegos takiego jej nie powiedzialem ani nie powiedzialbym nawet teraz nie potrafie o niej zlego slowa powiedziec. W koncu po jednej z takich imprez dokladnie po sylwestrze pare dni po zerwalem z nia. Na sylwestrze bylo to samo chociaz dalem jej ostatnia szanse przed swietami bo blagala mnie o nia. Zrobila to samo, wtedy juz powiedziala ze nie chce byc ze mna i ze mnie nie kocha bawila sie z innymi facetami a ja czulem sie jak dupek i frajer. W ten sam dzien co z nia zerwalem dzwonil do niej kolega i jeszcze przed zerwaniem 3 razy mu odpowiedziala ze nie ma chlopaka wtedy powiedzialem ze to koniec. Na drugo dzien upila i znowu zostalem zwyzywany przez nia. Ja upilem sie na nastepny dzien i przez to trafilem do szpitala gdzie pojechala ze mna bo bardzo sie "martwila". W ciagu tych 3 miesiecy byly tez obawy ze wpadlismy ale okazalo sie ze wszystko ok a czekalismy 3 tyg na okres. To dodatkowo wpedzilo mnie w dolek. Od zerwania minal juz miesiac ponad. Ona bardzo zaluje i wiem ze mnie kocha jej znajomi mowia ze jest bez zycia, chociaz ja czuje sie tak samo ale uwazaja ze ja nie cierpie tylko ona co tez mnie bardzo boli bo sa to tez wspolni znajomi nie przyjaciele ale znajomi. Przez pewnien okres chciala sobie odebrac zycie ale odciagnalem jej od tego, dodatkowo jej babcia ma raka niedawno sie dowiedziala i tez jest bardzo zalamana. Mimo tego wszystkiego co zrobila i co sie stalo, nie czuje do niej zadnej zlosci zycze jej naprawde jak najlepiej bo wiem ze to dobra dziewczyna ale tez ma ciezkie zycie ( bez ojca). Przez ten caly miesiac czuje tesknote, bol, pare razy tez myslalem o smierci choc tego nie zrobie. Czuje ze jestem w okropnym dolku wszystko mnie denerwuje, wszystkiego sie lekam, staram sie wychodzic do ludzi, wrocilem na silownie, chociaz duzo mnie ubylo. Nie wiem czasami co ze soba zrobic,boje sie ze mam jakas nerwice i to nie minie, do tego dochodza jeszcze studia. Staram sie jakos sobie z tym wszytkim poradzic ale boje sie ze "czas" nic nie zrobi w tej sprawie. Ciagle o niej mysle ale nie wroce do niej, choc jej zycze jak najlepiej i wszystkiego najlepszego bo nie jestem typem ch*** ktory bedzie sie mscil. Przyjaciele mi pomagaja ale to nie jest to samo. Chcialbym zeby ktos spojrzal na to obiektywnie, ktos kto mnie nie zna. Doradzcie cos bo czuje ze ja juz nie daje sobie z tym rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mikloszek, to chyba nie nerwica, ale raczej żałoba...żałobę przeżywamy nie tylko po śmierci kogoś bliskiego, ale również po rozstaniu (z osobą/instytucją lub rzeczą)...składają się na nią różne uczucia - smutek, złość, żal i inne...tzw. fizjologiczna żałoba trwa ok. roku...jeżeli masz przyjaciół wesprzyj się na nich, jeżeli nie, polecam psychologa/psychoterapeutę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mikloszek, oczywiście, że nie zapomnisz, bo to kawałek Twojej historii. Skoro pamiętasz datę bitwy pod Grunwaldem, a to nie jest Twoja historia, to swoją własną tym bardziej będziesz pamiętał...chodzi o to, żeby poradzić sobie z przeżywaniem - czyli z emocjami związanymi z tym wydarzeniem (tu rozstaniem)...dlatego dobrze jest o tym rozmawiać, bo dzięki temu łatwiej sobie radzimy z trudnościami - możemy usłyszeć siebie, swoje myśli i uczucia a poza tym "horror oglądany 10 razy zaczyna być śmieszny" i podobnie jest z trudnymi przeżyciami - im więcej o nich mówimy, tym coraz mniej "straszne" są...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tzw. fizjologiczna żałoba trwa ok. roku...jeżeli masz przyjaciół wesprzyj się na nich, jeżeli nie, polecam psychologa/psychoterapeutę...

Spotkałam się z opinią psychologa, że żałoba po śmierci bliskiego powinna trwać ok 3 miesiące. Żałoba po rozstaniu jest ponoć o wiele gorsza zwłaszcza w przypadku kiedy "ukochana" osoba odchodzi do innego/innej. Widzi się wtedy wszystko przez pryzmat własnych błędów i goowno drąży człowieka powoli, aczkolwiek niezwykle skutecznie. I niestety, ale te wspomnienia nigdy nie staną się mniej straszne, ale to prawda stają się częścią własnej historii. I prawda jest taka, że psychoterapia nigdy nie dotrze do serca problemu/prawdziwego powodu rozstania, bo zadaniem terapeuty nie jest dołowanie człowieka i mówienie mu, że większa część winy leży po stronie pacjenta. Osobna kwestia jest też taka, że nigdy nie jest winna tylko jedna strona, ale to już temat innych rozważań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×