Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co my robimy? Przebudźmy się!


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

Brunhilda też tak uważam, ale jak już się odbijemy od tego dna i jesteśmy w stanie zdać sobie sprawe z sytuacji w jakiej się znajdujemy to możemy zacząć pracować nad swoim życiem a nie siedzieć bezczynnie i czekać na następny dołek:|

Dokladnie. Wiadomo, że czasem przy problemch psychicznych ciężko cokolwiek zrobić jak mamy mega dola. Ale Przecież są momenty, że jest lepiej. Wtedy trzeba z tego korzystać. Bo czekając na kolejny dolek jesteśmy bierni. A życie nie plega na tym, żeby poprostu patrzeć na nie z boku. Trzeba żyć. Poza tym praca nad problemami przelamywanie się i poprawianie swojej sytuacji psychicznej też potem ulatwia normalną egzystencję że tak powiem. Powinniśmy decydować o swoim życiu i barć je aktywnie, a jak mamy dola to starać się z niego wyjść. Latwo się mówi, trudniej robi, ale warto. Bo ja dajemy z siebie dużo to sytuacja się poprawi. Ja jak bylam w ciężkiej depresji nie bylam w stanie wiele zrobić, dlatego silą z tej depresji wyszlam. Zajęlo mi to sporo czasu ale za to teraz jestem w stanie zrobić to co wiem, że powinnam.

ja i tak nie moge sie pogodzić że z psychą mam poważne problemy....
Chyba nikt nie może. Ale jak nie możesz się pogodzić to wlacz z tymi problemami. Ja też mialam poważne ale jakoś znacznie je mniejszylam a niektóre pożegnalam.

***

Hym opornie mi idzie. Coś sie rusza ale w bardzo spowolnionym tempie. W ogóle ja ostatnio jestem spowolniona. Mam nadzieję, że dostanę wkrótce powera ;) ... Czasem jak patrzę na swoją sytuację to sobie myślę: czy to o to chodzi, żeby caly czas z czymś zalegać, żeby nigdy nie móc niczego zrobić porządnie przez blędy z wczoraj itd. Nie chce żeby tak wygladalo moje życie... i ciekawa jestem ile mi zajmie nadrobienie wszystkiego czego nie zrobilam a mialam zrobić, tak żeby dojść do ladu i skladu z chwilą obecną. Eh... Marzy mi się, że jestem zorganizowana regularnie robię to co powinnam, spokojnie jestem na bierząco. A nie ratuj sytuację, bo jak tego nie zrobisz jutro będzie beznadziejnie...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 6:48 pm ]

Tym razem okazalo się że to nie slomiany zapal ;) Widzę poprawę, staram się robię swoje i naprawde mi zależy. Co tam że czasem mi sie nie chce albo cięko mi się za coś zabrać. Ale czuję że żyję :):):) Bo czuję że żyję to nie tylko jak sie pięknie wszytsko uklada ale też jak żyje się aktywnie poprostu i gra glówna rolę we wlasnym życiu a nie stoi z boku. Samopoczucie w górę i to powerem. Polecam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co jest najgorsze, ze wszystko co mowisz to swiete słowa i ja mam tego swiadomosc ze ZYCIE MI UCIEKA - nie potrafie sie z tym pogodzic, czesto placze gdy sobie uswiadamiam ze najlepsze chwile mojego zycia znikaja gdzies. Moje zycie to jeden wielki lek, caly czas sie czegos boje, i chocbym bardzo chciala nie umiem nie myslec o zagrozeniu.

Doskonale wiem ze to jest marnowanie zycia i juz teraz zaluje ze tak własnie ono wyglada, ze nie potrafgie sie nim cieszyc, przeciez to siedzi tylko w glowie...a jednak to nie takie proste powiedzies sobie STOP, od dzis koniec, od dzis zyje normalnie, ciesze sie zyciem. juz tyle razy wkurzalam sie na siebie, niestety nie pomoglo. Walczylam, ale mam coraz mniej sil.... ja wiem ze ludzie w hospicjum maja gorzej, oni nie maja wyjscia. Ja mam i moze to9 jest wlasnie tak przerazajace, ze mam wyjscie a nic z tym nie robie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co jest najgorsze, ze wszystko co mowisz to swiete słowa i ja mam tego swiadomosc ze ZYCIE MI UCIEKA - nie potrafie sie z tym pogodzic, czesto placze gdy sobie uswiadamiam ze najlepsze chwile mojego zycia znikaja gdzies.

No to musisz je zlapać!!! nie pozwól im dlużej uciekać. Przelam się przebij się przez ten stan bierności i zacznij aktywnie zyć, nawet jak przez jakiś czas będzie trudno to za to potem zaczniesz te piękne chwile które teraz przelatują Ci przez palce brać. Placzesz bo czujesz, że jest nie tak jak powinno być. Często popadamy w bierność bo tracimy wiare w siebie z powodu masy niepowodzeń z przeszlości. Ale nie można nam tak myśleć. To nas gubi i niszczy (ja caly czas wlaczę z tym, tlumaczę sobie że teraz jest inaczej i nie będę podtrzymywac schematu z przeszlości że nie potrafię nic zrobić porządnie, nic doprowadzić do końca). Odrzuć ten niszczący mechanizm samozaglady, który ma sporo z nas. Odrzućmy to. Możemy. Kiedyś nam nie wychodzilo ale teraz nam wyjdzie, bo każdy ma szansę to zmienić. Trzeba tylko się tego podjąc. A ze jest trudno to oczywiste, ale potem jest coraz lepiej.

 

ja wiem ze ludzie w hospicjum maja gorzej, oni nie maja wyjscia. Ja mam i moze to9 jest wlasnie tak przerazajace, ze mam wyjscie a nic z tym nie robie...

Przerażające to jest- też tak czulam do niedawna i dlatego się przelamalam. Zaczęlam dzialać. I jakoś daję radę, nie mówię że super ale ważne że jakoś idę do przodu. Ale zobacz na to co jest POCIESZAJĄCE w tym przerażeniu ;) to że Ci zalezy na zyciu i czujesz, że tak być nie może. I możesz to zmienić- sama sobie to powiedz, bo sama na te slowa czekasz ;) I nie patrz na opór psychiki przed zmianami, na trudności. Patrz na to co życie Ci oferuje i zrób wszystko, żebyś mogla z tego korztstać. Jak podejmiesz się dzialania- nic nie stracisz, możesz tylko zystać. Powodzenia ;)

***

 

Zrobilam sobię chwile przerwy (jakieś póltora dnia) bo nie wyrabialam. Ale nabralam sil i ruszam pelną parą do roboty ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to musisz je zlapać!!! nie pozwól im dlużej uciekać. Przelam się przebij się przez ten stan bierności i zacznij aktywnie zyć, nawet jak przez jakiś czas będzie trudno to za to potem zaczniesz te piękne chwile które teraz przelatują Ci przez palce brać

 

zazdroszcze Ci takiego podejscia. Jak tak czytalam co napisalas, to az mnie dreszcze przeszly, bo masz racje w tym co piszesz i robisz to z pewnoscia w glosie, ktorej mi brakuje.

nie mam pomyslu co moge zrobic, zeby lepiej sie poczuc. strach totalnie mnie blokuje, mysle tylko o tym ze czuje sie zle, ze cos mi jest, ze umieram i tak w kolko. ciezko wtedy zrobic cos, cokolwiek bym zmienila tok myslenia.

A jesli juz choc troche lepiej sie czuje i mam ochote cos zmienic, wyjsc gdzies, zajac mysli, zrelaksowac sie to... to i tak mnie lek dopada:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam właśnie te dwie strony... moze trochę po łepkach, więc przepraszam jesli napiszę tu coś bzdurnego z powodu niedopatrzeń w powyższych postach...

Czytając wypowiedzi ashley, usmiechała się w duchu...

Włąściwie nie wiem od czego zacząć ten post...

Moze od tego, że ktoś ( przepraszam ze nie podaje cytatów....) pisał o słabych osobowościach... Warto tu chyba rozróżnić pojęcie osobowość z psychiką. Psychika, która narażona jest na ataki emocji lezy wydaje mi się na innej, niezaleznej płaszczyźnie od osobowości, charakteru wyposażonego w wolę walki, lub pozbawionego jej.

 

Hm.. rok temu. Właśnie wtedy zrozumiałam że JUŻ udało mi się stać najszcześliwszą osobą na świecie. DLaczego? Bo pomimo obezwładniających mnie, bolesnych, chorych ( etc. ) problemów w domu... w kontaktach z bliskimi ludźmi ( chyba nie potrafię o tym pisać ) umiałam być silna. Bo czułam że nauczyłam się stąpać po możliwie najcięższym gruncie, i siłę brałam z tego kim jestem. Wydawało mi się żę człowiek , poznawszy samego siebie może rownież być kim chce, poprzez przyjmowanie odpowiedniego nastawienia czy naginanie swojej podświadomosci. Czułam się spęłniona. Brałam z zycia pełnymi garściami. Od czasu do czasu miewałam ,,doły" polegające bardziej na eksplozji negatywnych emocji które kumulowały sie we mnie, bo ukrywałam i tłumiłam swoje problemu. Mój umysł próbował maksymalnie najlepiej ochronić moją psychikę i uczucia przed paranoją w której chyba żyłam. Myslałam : kiedy ja na prawdę zacznę pragnąc szczęscia, będę zdrowa ( wtedy mi sie udało wyjść z bulimii sportowej ) . Myslałam , że kiedy powiem : JESTEM szcześliwa i zdrowa w czasie teraźniejszym, AKCEPTUJĘ wszyscko, nie oczekuję niczego, będę dalej silna...

 

Ale węwnętrzne kłótnie miedzy emocjami, charakterem, potrzebami chyba umieją prowadzic do wariacji... Te moje piękne idee szukania szczescia w sobie zaczeły niknąć gdzieś ogłuszone walką mej natury, która naprowadzała mnie w danych sytuacjach ( rodzina..;/) na konkretne stany emocjonalne z czystym poczuciem etyki i sumieniem które spowodowało że za własną naturę , wyzwalającą np nienawiść, zaczęłam si winić...

 

Parę miesięcy borykałam się z... dziwnym uczuciem do kogos :) MAm niestety chore ciągoty do wiecznego analizowania wszystkiego...więc sytuacja mnie wytrąciła z równowagi. Potem zaczęąłm dowiadywać sie kolejnych jakże soczystych faktów na temat rodziny ... Stwierdziłam że muszę zająć się sprawą rodziny osobiście. To była ciężka decyzja, bo o pewnych rzeczach dziecko decydować nie powinno. Jednak powiedziałam KONIEC ( jako chyba osoba o najbardziej dominujacym charakterze w tej rodzinie ). NIe nawidze udawć wiec zaczęłam coś z problemem robić... cholernie skomplikowana sprawa. Popadłam w cholerne poczucie bezsensu, utrata entuzjazmu..Biernosć bierność bierność. I poczucie winy . Za to ze ejstem bierna i za to ze nie mam energii. BO zawsze byłam energiczna i zarazałam innych entuzjazmem. NIe rozumiałam więc i nienawidziłam blokady która się we mnie pojawiła.

I ok 6 miesiecy..wychodziłam z dołka. Depresja ale nie do końca. Nie miałam ochoty na nic. Czułam bezsens. Potrafiłam płakać. Ale o ideach ktore dawały mi szczescie pamietałam. I gdzies znów chciałam walczyć . Nie dać się. Nie dałam się depresji. TO było tak jakbym każdego dnia pokonywała kolejny schodek, by wreszcie wyjść z tego doła. ALe momentami czułam jakby mnie nie było. Prawie jakbym nie istniała. Nie mówiąc o kwestii sensu życia, bo z tym sobie poradziłam ( nie ma to jak własna mała filozofia ) . W kazdym razie czułam tylko bez sens. Było mi obojętne czy jestem kimś...

Jednak wspominając dawne czasy ^^ miałam ambicje być kimś szczególnym. Najlepszym. I kiedyś czułam że jestem ;) Bo chciałam być tym kim kiedyś. Być tą samą osobą co wtedy gdy sobie radziłam. Tyle że wiedziałam ze jestem wyjątkowa tak jak każdy z nas, ale nie czułam tego. Czułam pustkę, niechęć, obojętność...

Cały czas..całe 6 miesięcy dzień w dzień mówiłam sobie : BIERZ SIĘ ZA SIEBIE ! ALe już nic mnie nie cieszyło...spacery z psem, konie, rysunek, książki, bieganie.

Teraz mam chyba nerwicę. Raz się cieszę życiem...potem potrafię płakać cały wieczór wypalając na raz 3 papierosy. WIem że to słabość psychiczna i głupota. Ale kiedy cuję bezsens, nie mam motywacji zeby być kimś.

Obecnie jest troche lepiej... ale ponieważ juz wiecej w sprawach rodziny zrobić nie mogę - czuje sie skrępowana i zakneblowana. Jakbym czekała na jakieś wyzwolenie...oczyszczenie... Cały czas hibernuję. Mam wspaniałych przyjaciół. Śmieję się. Heh, nawet BIORĘ SIĘ ZA SIEBIE. Ale skomplikowany kłębek emocji, uczuć, myśli i sumienia, który stale analizuje już mnie omotał. JEst coraz lepiej. Ale nie do końca. Chcę być szczęśliwa. A może i nie.

Własne emocje się mną bawią.

 

Zgadzam się: dobre nastawienie to cudotwórca. Ale jak daleko leży nastawienie od sytuacji, w której nienawidzisz części siebie za uczucia , które motywują do zupełnie inych zachowań niż etyka? Z którymi nie sposób walczyć ?

 

Powiem tak: czuję jakbym była w klatce. I wiem, że nigdy się nie uwolnię do konca. Z klatki wyjdę. Ale będę na GPS-ie, bo sumienie nie daje zerwać odpowiedzialności za świadomość własnego pochodzenia. Staram sie być szczęśliwa, to wszystko. Tylko jak na razie, zbyt wiele mną miota żebym przystanęła i wykombinowała takie śmieszne lustro, które pokazałoby mi kim jestem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malaczarna rozumiem, że masz ciężką sytuację i wiem że często jest bardzo ciężko. Ale jestem zdania, że mimo wszytsko powinno się walczyć o swoje, iść do przodu, szukać sensu, rozwiązywać problemy. Do tego też Cię zachęcam- powolutku rób swoje aż będzie lepiej. Zacznij od tych lęków i strachu staraj się je zmniejszac to moze być pierwszy krok. Może psycholog Ci pomoże no tu są już rózne metody. Wierzę w Ciebie i pamiętaj że nawet jak jest ciężko jest nadzieja ;) ktora się często sprawdza.

 

I ok 6 miesiecy..wychodziłam z dołka. Depresja ale nie do końca. Nie miałam ochoty na nic. Czułam bezsens. Potrafiłam płakać. Ale o ideach ktore dawały mi szczescie pamietałam. I gdzies znów chciałam walczyć . Nie dać się. Nie dałam się depresji.

malaczarna bierz przyklad;) jesteśmy silni nawet w slabosciach i dajemy rade.

Obecnie jest troche lepiej... ale ponieważ juz wiecej w sprawach rodziny zrobić nie mogę - czuje sie skrępowana i zakneblowana. Jakbym czekała na jakieś wyzwolenie...oczyszczenie... Cały czas hibernuję. Mam wspaniałych przyjaciół. Śmieję się. Heh, nawet BIORĘ SIĘ ZA SIEBIE. Ale skomplikowany kłębek emocji, uczuć, myśli i sumienia, który stale analizuje już mnie omotał. JEst coraz lepiej. Ale nie do końca. Chcę być szczęśliwa. A może i nie.

Własne emocje się mną bawią.

chcesz tego szczęścia, napewno. moze czasem to omotanie sprawia, że wątpisz, widzisz sytuacja sie zmienila na lepsze i to tylko dzięki Tobie Twojej walce. Dalsza droga przed Tobą. Idź nią ;)

Zgadzam się: dobre nastawienie to cudotwórca. Ale jak daleko leży nastawienie od sytuacji, w której nienawidzisz części siebie za uczucia , które motywują do zupełnie inych zachowań niż etyka? Z którymi nie sposób walczyć ?

Nawet jak jest daleko jest cieńka linia która lączy. To nastawienie pcha nas do produ dodaje sil. Dlatego warto je w sobie mieć.

Tylko jak na razie, zbyt wiele mną miota żebym przystanęła i wykombinowała takie śmieszne lustro, które pokazałoby mi kim jestem.

szukaj siebie a znajdziesz. naprawde- ja siebie znalazlam i tego Ci rownież życze.

 

Imponujące jest jak czlowiek mimo sytuacji ciężkiej walczy tak jak np Ty. Podoba mi się to co piszesz, jesteś mądra poradzisz sobie. Troche się zagubilaś może bardziej niż trochę ale po to żeby sie odnalezc. podtrzymuj w sobie tą silę i mow dalej przez kolejne 6 miesięcy bierz się za siebie. I dzialaj. Powodzenia;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wiarę. Chodź nieuchwytna przez umysł, chyba jest niezbędna by wyzdrowieć :)

 

,,Imponujące jest jak czlowiek mimo sytuacji ciężkiej walczy"

Jednocześnie przerazające jest, że nie niest do końca zdrowy mimo, jakby się zdawało, pełnej świadomości choroby i przyczyn jej rozwinięcia...

 

Moze nerwice i deprechy to bardziej choroby duszy niż psychiki po prostu. Jak widac analizowanie , usiłowanie zdobycia pełnego panowania nad sytuacją i samym sobą nie daje od razu oczekiwanego rezultatu. A wiara i nieuzasadniana na siłę nadzieja może nie oznacza ślepoty umysłu... Może tu codzi po prostu o nie wiele więcej niż pełną akceptaję siebie i ufność w tą przestrzeń niedotykalną przez umysł ^^ poszarpany przez chore emocje.

Trochę pachnie Pascalem :P

 

Cieszę się że trafiłam na to forum, bo ubranie uczuć w słowa zawsze jest jakimś krokiem do wolności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×