Skocz do zawartości
Nerwica.com

word up! .... czyli moja, niekoniecznie krótka historia...


accretive_tidal_waves

Rekomendowane odpowiedzi

Zastanawiam się od czego zaczać...

 

...

 

Zastanawiam się, czy ja jeszcze potrafię pisać i czy to, w jaki sposób się wypowiem będzie w jakiś sensowny sposób zrozumiałe i czytelne dla innych, bo przecież co się widzi jest zależne od tego, kto i jak patrzy - każda opinia będzie zawsze mentalnie zabarwiona przeżyciami czyjejś jednostki, w tym przypadku mnie samego.

 

No ale...

 

3...2...1...

 

W zasadzię znalazłem tą stronę już po fakcie. Czasami to jest tak, że człowiekowi coś dolega i sam sobie z tego sprawy nie zdaje. Chemia mózgu działa tak a nie inaczej - i bez ingerencji z zewnątrz trudno jest się samemu "wydostać" z pewnego inercjalnego układu, w jaki wplątała nas nasza własna psychika.

 

Generalnie życie mi się załamało jakieś 3 lata temu. Podobno nieszczęścia chodzą parami. Ja bym powiedział, iż jest w tym wiele prawdy. Na dodatek czasami dochodzi do takiego swoistego negatywnego sprzężenia zwrotnego - jedna negatywna rzecz pociąga za sobą kolejne.

 

Rozpad związku, bardzo radioaktywny zresztą, rezygnacja z uczelni, rezygnacja z jakiejkolwiek chęci, by to wszystko ciągnąć dalej.

Tak było 3 lata temu.

 

Bardzo, bardzo chciałem nacisnąć ten guzik z napisem "eject". I w zasadzie to zrobiłem. Przysłowiowa "czerwona lampka" zaświeciła mi się, kiedy miałem tą (nie)przyjemność przebywać na d-tox'ie jednego z krakowskich szpitali. Czyli inaczej - mogę sobie w CV w rybryce hobby/inne wpisać: "jakże ciekawe doświadczenia z wariatkowa".

 

A teraz jest zupełnie inaczej. W zasadzie piszę to, bo chciałbym z jednej strony pewne rzeczy z siebie wyrzucić - pisząc czasami łatwiej jest niektóre płaszczyzny poukładać - z drugiej zaś może jest to taka wrodzona chęć, by przekazać coś Drugiej Osobie.

 

Jak mawiają - "primum non nocere". Czyż nie?

 

Przeczytałem kiedyś pewne zdanie, które rok temu dało mi wiele do myślenia. "Jeżeli człowiek nie będzie uważał, co robi ze swoim życiem, to pewnego dnia uderzy głową w mur" (L. Armstrong).

Uderzyłem. Impakt przeżyłem - czy też raczej - ktoś w odpowiednim momencie zadzwonił pod odpowiedni numer.

 

Potem się zaczeło składanie tego w jedną całość. Stwierdziłem, że skoro nie mam nic do stracenia, to może by tak spóbować raz jeszcze?

Bo guzik jest przecież zawsze pod ręką i w każdym momence mogę powiedzieć, iż "dziękuję".

 

To jest trochę tak, że najgorsze co można zrobić, to iść na wojnę... z samym sobą.

Czasami też człowiek czegoś chce a tutaj nagle się okazuję, iż życie wybiera za niego inne rozwiązania. Czasami po prostu jakaś niewidzialna siła przestawia bocznice i kieruje ten pociąg zwany losem na nieco inne tory. Miałem to szczęscie, iż dla mnie okazało się, że poniekąd zmieniłem PolskiKu*waPociąg na coś, co w pewnym momencie zaczęło bardziej przypominać francuskie TGV.

To przyśpieszenie dało mi jedną konkretną przewagę nad moimi pokręconymi emocjami - predkość zmieniła punkt siedzenia, punkt siedzenia zmienił punkt widzenia a z jednego i drugiego nagle się wyłoniła spójna, koherentna całość.

Całość, która może być identyfikowana wieloma pojedyńczymi słowami, aczkolwiek mi w tym momencie na myśl przychodzi jedno:

Dystans.

 

Czasem trzeba odejść dalej, aby móc podejść bliżej.

 

I teraz wszystko się zmienia.

 

Długa to Droga była. Ale przecież teraz bym z niej nie zrezygnował. Bo, pomimo tego, iż było wiele, bardzo wiele przeszkód, cała masa, lawina wręcz, negatywnych emocji, złych wibracji to teraz jak na to patrzę - dochodzę do wniosku, że warto było. Że nie mam więcej ochoty; ba! nawet nie chcę naciskać żadych guzików i nie widzę sensu w tym, by pojawiać się w białym turbanie na Manhattanie.

 

A jak jest teraz? Własnie wczoraj siedziałem z Dobrym Przyjacielem, i doszliśmy do wniosku, że wszystko się zmienia. Bardzo szybko.

 

Przede wszystkim - ja się zmieniłem. Czasami to jest tak, iż sponiewierany, omamiony przez Ego umysł nie potrafi wyłapać z całego natłoku, szumu tych Kwestii Istotnych. Czasami trzeba długo iść, aby móc dojść do siebie.

 

Depresja, nerwica. To są trudne tematy. Trudno jest zacząć z tego wychodzić. Trudno podjąć jakieś działania. A te bardzo często muszą być radykalne. Ale człowiek ma to do siebie, iż żywi większą sympatię do diabła znanego aniżeli do tego, który jest nowy. Lepszy.

 

Kobieta. Była. Byłem z nią 3 lata. I 3 lata temu to się rozpadło. Ale niech to zostanie tak, jak było. Kiedyś myślałem, że przetestuje nowe modele rakiet ALGM (AirLaunchedGuidedMissile) na jej domu a teraz życzę jej jak najlepiej. Niech sobie żyje. Robi, co chce. Jej życie. Jej wybory.

 

Pogodziłem się z pewnymi kwestiami. Zostawiłem to, co ma wisieć i utonąć. Niech sobie blaknie gdzieś w koszu mojej świadomości. I przede wszystkim - niech w końcu ustąpi pola temu, co Nowe.

 

Tak właśnie zdaje sobie teraz sprawę z tego, iż udało mi się samemu sobie zrobić taki Master Reset. Zrestartować system i wyrzucić z niego to, co mi niepotrzebne, niewskazane.

 

Nie, nie jest idealnie. Lecz z drugiej strony ta immanentna złożoność życia dodaje mu też smaku. Kolorytu. Pomaga wyciągnąć i odseparować najbardziej nasycone odcienie z szarości życia.

 

Wydawało mi się kiedyś, że...

nie warto...

NIE! WARTO!

 

Tylko czasami trzeba się zatryzmać. Czasami nawet cofnąć, żeby zabrać to, Co się gdzieś kiedyś zostawiło w szaleńczej pogoni za sprawami, które tylko wydają się być istotnymi.

 

A teraz wiem, iż uczucie wychodzenia z życiowego zakrętu jest absolutnie nieporównywalne z niczym innym. To chyba jest poniekąd podobne do przesunięcia jedną reką przepustnicy w startującym pionowo AV-8B Harrier , trzymając drugą ręką zmrożoną puszkę Coca-Coli.

 

Czasami jest pod górkę, ale ja chyba lubię z tym wszystkim walczyć. Jest w tym coś takiego, co mnie pobudza do życia.

 

A jak to powiedział Tyler Durden w filmie "Fight Club"...

"po walce wszystko inne w życiu wydaje się takie wyciszone".

 

A w tej ciszy pojawia się spokój. Taki naturalny.

 

Zastanawiałem się kiedyś nad jednym zdaniem, jakie miałem w opisie GG:

"what if I get my head right?"

 

A teraz już wiem, Co. Znalazłem mały subtelny entuzjazm.

Znalazłem na nowo Miłość, tą Prawdziwą, która zaczyna się od fascynacji i jest odnalezieniem siebie na zewnątrz siebie.

 

Na marginesie - Dzień Dobry/Dobry Wieczór?

 

Mogę tu na chwilę zagościć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×