Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Shadowmere, mój dzień przebiega według dwóch planów: ;)

1.gdy, fizycznie czuję się w miarę ok. Wtedy wstaję o 6-6.30, robię sobie śniadanie i koniecznie kawę, słucham radia, potem poranna toaleta, i albo jadę do Wawy (psychoterapia, biblioteka, jakieś spotkanie ze znajomym, wizyty u lekarzy, którzy się mną "opiekują", małe zakupy czy coś innego i schodzi mi na tym cały dzień) albo siedzę w domu i się czymś zajmuję, np. czytaniem, siedzeniem w internecie (filmy na youtube, forum, gg, odpisywanie na maila od znajomych), słuchaniem muzyki, która nieustannie mi towarzyszy, staram się spacerować, żeby utrzymywać moje mięśnie i stawy w jako takiej formie mimo bólu, trochę uczeniem się i sprawami w związku z uczelnią (studiuję obecnie zaocznie, niestety), gotowaniem obiadu i w ogóle przygotowywaniem posiłków (nie lubię, ale cóż zrobić..., mam taką dietę przeciwgrzybiczą, że to samo muszę przygotowywać na 20 sposobów, muszę być kreatywna :P ). Dawniej trochę grałam (jestem po szk. muz.), malowałam, rysowałam, lepiłam, origami, ale teraz moje stawy mi na to nie pozwalają co mnie z lekka dołuje. :cry::evil: TV ogólnie rzecz biorąc nie oglądam, tylko w tym tygodniu mi się to zdarza z powodu transmisji związanych z tą tragedią... Wieczory są u mnie bardzo hmm... nostalgiczne? melancholijne? Słucham wtedy spokojnych piosenek, leżę i często zdarza mi się płakać... Pomaga mi to... Chodzę spać o 22.30 – 23.00

2.gdy fizycznie czuję się źle. Wtedy budzę się ok. 5tej z powodu silnych bólów mięśni i stawów i już nie mogę zasnąć, ale leżę. Też robię sobie jakieś tam śniadanie i prawie cały dzień spędzam w łóżku głównie na słuchaniu muzyki, czytaniu, jeśli stawy mi pozwalają to na siedzeniu w internecie na forum, oglądaniu filmów na komputerze lub po prostu leżeniu i skupianiu się na odpędzaniu czarnych myśli, że już nigdy nie będzie lepiej, bo czuję się coraz gorzej :( . I wtedy mój humor jest masakryczny, często płaczę, jestem załamana. Czasem wysyłam smsa do kogoś mi bliskiego, żeby zobaczyć choć kilka słów pociechy, że będzie lepiej (bo mi to pomaga). Zasypiam ok. 22.00.

 

[Dodane po edycji:]

 

Miałam dzisiaj bardzo pozytywny dzień - wiele pozytywnych przemyśleń i to nastawienie - raczej jego siła... - przyszedł wieczór kupiłam pół litra dodałam leki - pękłam. Trochę popłakałam i się lepiej czuję. Z każdą godziną rosło napięcie wewnętrzne. Wzięłam leki x4 i torchę się wyciszyłam ale nadal łzy płyną... Czy Wam też się takie epizody zdarzają :?::?::?: Nie rozumie tego - jak można wpadać w tak wielkie skrajności. Dzień miałam naprawdę udany i tak paskudnie zakończony :cry:

 

Niestety, ale nie jest mi to obce... Potrafię być szczęśliwa, radosna, pełna optymizmu, a za godzinę być zdołowana i myśleć o tym samym zupełnie z innej perspektywy. :? Jakoś do tego przywykłam przez tyle lat, ale wiem, że nie jest to przyjemne, gubię się w swoich uczuciach i nastrojach. :( Nie mieszaj pod żadnym pozorem leków z alkoholem, choćbyś była w nie wiem jak kiepskim nastroju, przecież w głębi serca nie chcesz siebie skrzywdzić..., a to bardzo niebezpieczne. Lepiej spróbuj wtedy właśnie popłakać, tak jak to właśnie zrobiłaś, napięcie minie... :nono:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, pewnie,ze to znam,Kochanie.autoagresja!Zdarzalo mi sie łyknąc od 5 do 10 tabletek,naraz,ale glownie po to zeby cos poczuc,gdy pustka byla nieznosna,lub liczac na to,ze mi ulży gdy cierpiałam.Natomiast wiesz co zrobiłam gdy bylam szczesliwa,gdy wszystko ukladalo mi sie tak jak tego pragnęłam?rzuciłam szkołę i uciekłam z wymarzonego kursu prawa jazdy.pytam psychiatry,dlaczego??A on:autoagresja,pani Hanno.gdy wszystko jest dobrze,trzeba natychmiast cos spieprzyć,żeby bylo źle,bo przecież nie umie sobie pani poradzic z tym,ze jest pani dobrze.nie zna Pani tego,wiec sie Pani tego poprostu boi.jesli nie ma na posterunku,kogoś kto by Panią krzywdził,zrobi to Pani natychmiast sama.wewnętrzny nieuświadomiony przymus niszczenia siebie i swojego życia.

Joaśka, Asiunia bardzo dzielna jestes.To okropne gdy oprocz rannej duszy cierpi nasze ciało i na pewno utrudnia Ci to wyzdrowienie,mimo wszystko spojrz jak dobrze sobie radzisz!Konczysz studia,chodzisz na spacery,spotykasz sie ze znajomymi,przygotowujesz posiłki,a w dodatku musisz sie użerac z toksyczną matką!Mi wystarczy jedno moje bpd,zebym konsekwentnie niszczyla i przerywala wszystko co zaczynam,odizolowala sie od ludzi i świata. Na pewno wyzdrowiejesz,dojdziesz do ladu ze sobą,tylkon trzeba cos koniecznie zaradzić na Twoje stawy,Twoje bóle.Ja co wieczor gdy klade sie do łózka walcze z silnym łamaniem w kościach,ale to jest bez porownania do tego co Ty musisz przezywac.Czy grzybica,na ktora chorujesz klasyfikuje sie do całkowitego wyleczenia?Trzeba koniecznie dobrze Cie zdiagnozowac i włączyc sensowną kuracje,bo te chorobska opozniaja Twoje psychiczne zdrowienie.Ja nie mam wątpliwości co do tego,ze będzie dobrze,jestes dzielną,zmotywowaną dziewczyną.Trzymaj sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, dziękuję Ci, Twoje słowa sprawiły, że znowu uwierzyłam trochę w swoją siłę, bo od rana znów czuję się źle, kolana i nadgarstki owinięte. :cry: No ale chyba jest trochę lepiej niż wczoraj, bo mogę pisać chociaż troszkę na kompie. :smile: Lekarze cały czas mnie diagnozują, każdy widzi, że coś mnie niszczy, tylko za bardzo nie wiedzą co to jest. :roll: W następnym tygodniu mam wizytę u bardzo dobrej pani profesor reumatolog. Czekam na wyniki w związku z pewną bakterią, ale będą dopiero w poniedziałek... :? Muszę też wykluczyć boreliozę. I ostatecznie potwierdzić fibromialgię, bo lekarze ku temu się skłaniają, choć ja jestem pewna, że to coś więcej, właśnie jakaś bakteria, która oprócz grzybicy mnie dobija, bo oprócz tych bólów i sztywności mam szereg innych objawów właśnie chcarakterystycznych dla pewnej bakterii, na którą robiłam badania. :( Grzyba można wyleczyć, ale to bardzo bardzo długo trwa, trochę się podleczę i znowu wraca, już mnie to męczy. :( I tak jest nieźle, bo pasożyty zeszły, nie wiem czy wszystkie, ale sama widziałam. :P

Mnie moje problemy emocjonalne też bardzo dokuczają, ale jednak gdy fizycznie czuję się lepiej to i psyche jest u mnie silniejsza, staram się trzymać nawet na przekór samej sobie. Gdy moje ciało lepiej się czuło to nawet terapeutka mówiła mi, że widzi u mnie zmianę, robię postępy, kroczki do przodu... Bo miałam motywację, energię... A teraz, gdy znowu jest pogorszenie ze zdrowiem fizycznym to i psyche mi siadła, motywacji do terapii brak. :( Niestety, nasuwa mi się jedno powiedzenie: "Cierp ciało skoroś chciało". Przecież sama się do tego doprowadziłam. :(

A powiedz mi jak wyglądają Twoje dni?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, na początku ku pokrzepieniu powiem Ci,ze tez czesto mysle,ze bardzo sie przyczyniłam do swojego obecnego stanu-kiedey bylam nastolatką brałam narkotyki i to bardzo nasiliło moje stany deepresyjne i lękowe,oprócz tego zniszcyłam sobie żołądek-nie moge wypić ani odrobiny alkoholu,bo zaczynam zwracać,mam wrzody żołądka,nawet po tabletkach mam ciągle mdłości,non stop jakies dolegliwośi żołądkowe,do tego przez bardzo długi okres moja skóra miała żółty ohydny odcień.Cienie pod oczami zostaną na zawsze,odcisnęły sie od notorycznej bezsenności.To jest okropne,bo oprocz oczywistych przyczyn moich zaburzen-sytuacja w domu etc mam kolosalne poczucie winy,nie mogę sobie wybaczyc jaka bylam glupia.Z drugiej strony terapeutka mowila mi,ze wlasciwie tylko dzięki temu,ze sie znieczulalam dzis zyje,bo na trzezwo to dawno bym sie zabiła.My ddd uciekamy w choroby-anoreksja,bulimia,narkomania,bo to nam daje złudne poczucie kontroli nad swoim życiem,tego,że MY decydujemy,choc prawda jest taka,ze az tak nienawidzimy siebie,ze chcemy sie zniszczyc,wykonczyć.

Mój dzien wygląda tak:wstaję rano robię kawę i doglądam moich szczurków.Siadam do kompa i palę z rozkoszą pierwszego papierosa.Sprawdzam forum,przeglądam sieć,pozniej zaglądam na portal "kurnik" i tam gram w literaki (takie coś jak scrabble).Następnie czekam az obudzi sie moj chłopak,bo wtedy zaczyna sie jakieś życie-można odslonic i otworzyc okno,pogawędzić.Przytulamy się,gadamy,on robi dużo zamętu,nie może znależć ubran recznika etc.Kiedy jedzie do pracy,a ja zostaje sama,to troszkę sprzątam,ogaqrniam nasze malutkie mieszkanko,czasami kłade sie do łóżka jeszce na chwilę.Potem kąpiel,mycie włosów makijaż..obecnie raczej nie wychodzę z domu,ze względu na okresowo dopadającą mnie agorafobię no i stany depresyjne.wczoraj pierwszy raz od przeprowadzki (tydzien temu) odważyłam sie wyjsc do sklepiku i zacząć oswajać nasze osiedle.Pozniej Adam wraca,to jedziemy na zakupy,bawimy sie ze szczurkami,przygotowujemy razem jakieś jedzenie dla nas i szczurków.Jemy i Adaś siada do komputera trochę sobie pograc,bo to uwielbia.tak nami mijaja godziny popoludniowe,ja sobie włączam cos w telewizji.bardzo brakuje mi tu książek-jestem zadłużona we wszystkich bibliotekach(tak,wiem,to straszne :hide: ) a obhecnie krucho u nas z pieniążkami.Kiedy są zawsze najważniejszym towarem dla mnie są włąśnie książki,ktore mogly by wypelnic cale moje życie.

Obecnie,kiedy nie mam pracy ani szkoły,to strasznie puste to moje życie,ale tak będzie jakis czas,dopóki nie wydźwignę się z depresji i lęków.Dlatego bardzo Was podziwiam i zazdroszce Tobie i Monice1974,żę macie cos jakąś pracę,szkołę,znajomych.ja takowych nie posiadam:) jestem samotniczką i odludkiem.Buziaki.

:smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Współczuję Ci Shadowmere... Doskonale wiem co czujesz, jeśli chodzi o poczucie winy – same się do takiego stanu doprowadziłyśmy. Ale myśle też często, że to wszystko musi mieć jakiś sens, że życie ułożyło się nam tak ,a nie inaczej z jakiegoś konkretnego powodu, że znajdziemy kiedyś klucz otwierający furtkę do normalnego szczęśliwego życia...

 

Słuchaj, jeśli chodzi o wrzody i kłopoty żołądkowe to polecam Ci gorąco siemię lniane oraz sok z aloesu. Są bardzo pomocne. Nie chcę robić tu offtopu, ale Twoje cienie na pewno nie odcisnęły się na zawsze z powodu bezsenności, są raczej związane z podtruciem organizmu toksynami spowodowanym m. in. przez narkotyki i inną chemię. Co do alkoholu to ja też jestem przymusowo abstynentką, nie wolno mi wypić ani kropelki... :roll:

 

Bardzo dobrze, że masz chłopaka, nie jesteś całkiem sama, masz na kogo liczyć... To już bardzo dużo!!! Ja obecnie od 8 miesięcy jestem sama, wcześniej miałam kilka związków, najdłuższy, pierwszy, trwał 5 lat, potem to były już dużo krótsze (czasem epizodyczne) znajomości. Czasem myślę, że na zawsze pozostanę singielką, bo nie umiem być z kimś. Moje związki zawsze wykańczają psychicznie i mnie i mojego partnera. :cry:

 

Fajnie masz z tymi szczurkami, na pewno wesoło :). Ja kiedyś miałam myszkę :).

 

Zobaczysz, będzie lepiej, powoli będziesz wychodzić do ludzi, terapia powolutku ale sukcesywnie otworzy Cię trochę na świat. Już robisz postępy – wyszłaś do sklepu w nowym miejscu. Powoli poznasz okolicę... Ładna pogoda sprzyja spacerom, wykorzystaj to.

 

Co do książek to jest ich mnóstwo w internecie, np. na Chomiku, wystarczy wpisać w google tytuł jakiejś książki i chomikuj, można sobie ściągnąć. Wiem, że to nie to samo, co wersja papierowa, ale zawsze coś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Explore, bardzo dziękuję za rzeczowe wskazówki!!!! :* Ta pani reumatolog nazywa się prof. dr hab.n.med. Hanna Sadowska-Chwalińska, jest ponoć wieloletnim pracownikiem Instytutu Reumatologii, ja jestem z nią umówiona prywatnie w Lecznicy ALFA, bo zależało mi, żeby to było jak najszybciej...

Nie miałam badań CCP, zrobię na pewno, usg też, zresztą zobaczymy co ta pani powie... U mnie są obrzęki (i takie miękkawe guzki np. na wewnętrznej stronie nadgarstka) i straszny ból przy najmniejszym nacisku.

Masz rację, to na zmiany ciśnienia tak reaguję, ja też, gdy leciałam samolotem myślałam, że nie wytrzymam z bólu. Tyle, że oprócz koszmarnego bólu stawów i mięśni mam potworne migreny w związku ze zmianami ciśnienia, co roku wiosną to koszmar.

 

A Ty miałaś robione badania w kierunku boreliozy? Oraz badania przeciwciał (IgG, IgM, IgA) bakterii chlamydia pneumoniae i mycoplasma pneumoniae? One powodują takie właśnie problemy przy dobrych ogólnych wynikach badań. Nawet terapeutka mi zasugerowała te badania, powiedziała, że psychika psychiką, ale trzeba te rzeczy koniecznie wykluczyć, bo nieraz ludzie latami są leczeni na fibromialgię czy depresję aż się w końcu okazuje, że to borelioza lub zakażenie tymi bakteriami. Podaję Ci stronkę o chlamydii: http://forum.chlamydioza.pl/portal.php?show=2

Poza tym boję się, że to po prostu przez wyniszczenie organizmu, przez 2 lata nie miałam miesiączki, byłam wychudzona... :(

 

Epxlore ile masz lat jeśli mogę zapytać? Jeszcze raz dziękuję, na pewno zrobię te badania tylko poczekam na wyniki tego, co robiłam wcześniej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Explore, dam znać na pewno! We wtorek pewnie odbiorę wyniki badań co do tej bakterii to też napiszę. :)

Jutro mam psychoterapię, mam nadzieję, że będę w stanie jechać... Trochę mniej boli, na kolana i nadgarstki od rana stosuję naturalny środek przeciwbólowy - roślinkę aloesu i muszę powiedzieć, że trochę pomaga.

Niezły off top zrobiłam w topicu "zaburzenia osobowości" z tymi swoimi stawami :P , ale naprawdę musiałam się komuś wyżalić, bo już czasem wariuję... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, to nie jest off top wg mnie.całkiem możliwe,ze to komuś pomoże-widzimy jak nierozerwalnie soma jest połączona z psyche.tez mnie dopiero dzieki Wam zaczely zastanawiać poważne bóle w kolanach i łydkach,ktore uniemożliwiają mi zaśnięcie.koniecznie to sprawdzę,tymbardziej,ze na moje bole nie pomagał ani ibuprom ani apap ani zaden inny szit.

Poza tym tytuł topicu jest "zaburzenia osobowości",ale wliczona jest w to chyba nasza codzienność i radzenie sobie z nią?Forum służy do pomagania,nam pomaga,prawda?Mi pomaga w każdym razie.Rozmawiamy tu o terapii,naszych wewnętrznych rozterkach i konfliktach,lecz także o problemach ktore nasilają objawy zaburzeń osobowości/lub bezpośrednio z nich wynikają.

Chciałam także zapytac o cos,wczesniej wspomniałaś o rozstaniu z chłopakiem-5 lat to długo,co się stało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi też pomaga, Shadowmere, nawet bardzo czasem, zwłaszcza gdy czuję się bardzo samotna i jest mi źle...

No, dobrze by było, żebyś te problemy z kolanami i łydkami sprawdziła, lepiej w razie czego (odpukać tfu tfu) leczyć początek jakichś dolegliwości niż gdy są już rozwinięte...!

Tak, 5 lat to długo... Był moim pierwszym chłopakiem i szczerze mówiąc myślałam, już ostatnim... Wszystko zaczęło się powoli sypać, gdy poszłam na studia i się przeprowadziłam... Oddalaliśmy się od siebie, rzadko widywaliśmy, a gdy już się widzieliśmy to kłóciliśmy, ja chciałam z nim być, ale wtedy, gdy go przy mnie nie było... :roll: Gdy byliśmy razem to tylko szukałam „zaczepki”, denerwowało mnie w nim wszystko, dosłownie wszystko... Długo by pisać..., ale chyba rozwijała się we mnie niestabilność emocjonalna... W końcu odeszłam... I wróciłam do niego... I znowu odeszłam... I znowu wróciłam... I znowu odeszłam... I już nie wróciłam. :?

 

[Dodane po edycji:]

 

Explore, nawet nie próbuj się odchudzać!!! :twisted: Zabraniam!!!!!! A już całkiem na serio - wyniszczenie organizmu związane z anoreksją to koszmarna sprawa, naprawdę, konsekwencje są bardzo przykre. :roll:

Nie jadłaś niic a nic 19 dni? :shock: Stres musiał być w takim razie naprawdę bardzo silny. :roll: Dobrze, że się z tego wygrzebałaś... Nie próbuj żadnego odchudzania, bo to często powoduje więcej szkody niż pożytku, a skutki są potem często nieodwracalne... :(

Pisałaś, że mieszkasz sama... Ale masz kogoś bliskiego, na kogo możesz liczyć, gdzieś wyjsć, zwierzyć się ze swoich problemów? Chodzisz na jakąś terapię?

Trzymaj się dzielnie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie daję rady, dziś miałam kryzys, dobrze, że wiem, że to nie ja i że to "tylko" przez moje głupie myśli. Ale dlaczego jak tylko jakiś koleś do mnie napisze, ja snuję plany jak to jesteśmy razem, że sie mu podobam, że może mnie kocha... a on tylko ze mną rozmawia. Nie umiem oddzielić zwykłej znajomości od miłości, czy ja tak bardzo pragnę tego, że aż sobie wmawiam? nie wiem co robić, jest mi z tym źle. czuję się podle i nienawidzę siebie za to. Boję się związku ale usilnie szukam zainteresowania, mam zainteresowanie, boję się że to strace, tracę, wmawiam sobie, że jestem beznadziejna bo kto chciałby ze mna być. Ja nie wiem czego chcę, nie wiem kim jestem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paranoja, Słońce moje - chciałabym Ci powiedzieć dlaczego tyle, że sama nie znam odpowiedzi. Wiem, mam świadomość, że to co się z Nami dzieje to mechanizmy. Mi już ta świadomość przestaje wystarczać. Czy przypadkiem nie dążymy do autodestrukcji :?: Bo przecież przeżywanie kolejnych tych samych sytuacji i powtarzanie tych samych błędów to nic innego, jak autodestrukcja. Jak sięgnę pamięcią wstecz - postępowałam podobnie. Chyba chciałam, żeby ktoś się mną opiekował, zajmował bo nie potrafiłam sama sobą się zająć, nie potrafiłam tak naprawdę ze sobą samą wytrzymać. Po psychiatryku to nastawienie się zmieniło. Polubiłam siebie i zaczęłam się trochę szanować. Tylko, że niewiele się zmieniło w tym, jak wyglądają moje relacje z innymi, bliskimi mi osobami. Często też mam wrażenie, że ta odrobina szacunku do siebie samej wręcz pogorszyła te relacje. Nie mam pojęcia, co jeszcze mogę zrobić. Nie umiejętność okazywania czy nazywania uczuć... hm jeszcze chyba jedynie to mogę zrobić - nauczyć się tego tylko że w chwili obecnej, nie mam pojęcia JAK, skoro dotychczasowe próby robienia tego są źle interpretowane, obierane ironicznie i nie zauważane. Zdaję sobie sprawę, że mój odbiór reala jest zniekształcony pryzmatem moich uprzedzeń, braków w osobowości - jak znaleźć te luki i je uzupełnić :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś terapia... Stawy ścisło w bandaże i jadę, jest trochę lepiej niż wczoraj. ;) W domu nie mogę już wysiedzieć. :evil: Aż się boję jaki stosunek będzie do mnie miała moja terapeutka tym razem, to dla mnie za każdym razem zagadka - współczucie, ciepło, zrozumienie czy kubeł zimnej wody na głowę... :roll: Echhhh, coś czuję, że to drugie, bo jestem dziś w "bojowym" nastroju i jakaś najeżona. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na terapii było źle. :( Konfrontacja, walka na słowa, sama nie wiem dlaczego często taka jestem w stosunku do mojej terapeutki... Ale nigdy nie czułam się tak niezrozumiana jak dziś. I nigdy nie była mi ona tak obca jak dziś, może dlatego wciąż byłam ironiczna i złośliwa. :( Hmmm, mój sposób działa.. – staram się trzymać granicy i nie piszę do niej smsów, tyle, że jest to możliwe tylko wtedy, gdy wyobrażam sobie, że wcale jej nie lubię, wręcz nienawidzę i że jej nie ufam. Siła autosugestii jest u mnie ogromna, więc udaje mi się teraz dotrzymać umowy niepisania smsów, gdy jest mi źle, tylko niestety przenoszę to również na sesję... Tak źle i tak niedobrze. Poza tym powiedziała mi dziś coś, co mnie przybiło i wkurzyło. Nawet nie jedną rzecz... I to była prawda. Zabolało. Kolejna sesja we wtorek. Po wyprawie do Wawy moje stawy „wyją”, a to jeszcze bardziej psuje mi humor, koszmarny dzień. :(

 

A co u Was?

 

Explore, no faktycznie, to nie było fair ze strony Twojego psychologa!!! :evil::shock: Szczerość powinna przecież obowiązywać z obydwu stron! :roll: U mnie na terapii dzieje się aż za dużo. Czasem wolałabym nudę niż taką lawinę emocji, z którą sobie w ogóle nie radzę i potem po sesji jestem strasznie zdołowana, przybita... :?

 

Paranoja, ja również dołączam się do tych odczuć, niestety... I nie wiem co można z tym zrobić, ale bardzo bym chciała. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, moj psychiatra(ktory rownież jest certyfikowanym terapeutą) powiedział:na terapii dobrze jest wtedy kiedy jest źle.ta lekkośc,ktorą odczuwałyśmy na poczatku,ten haj nie byl prawdziwy,to byla iluzja naszych mózgów.A teraz dzieje się coś prawdziwego-i moim zdaniem-warto się temu przyjrzec.W przeszłości,ktora doprowadziła nas do obecnego momentu bolało,teraz też musi poboleć.A nie,że matka sie nad Tobą znęca,molestuje ,wprowadza chorą i rozedrganą atmosferę a na terapii są kwiatki,różowe misie i tylko szczęście.Tak jak jest teraz jets ok,tylko przyglądaj sie temu,analizuj-dlaczego?-i wyciągaj wnioski.

explore, czy powiedziałaś już terapeucie jak bardzo czułaś sie opuszczona przez matkę?trudno żeby cos się zadziało jesli gadasz z nim na sesji o np. warzywach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytam o Waszych terapiach i aż mnie krew zalewa - jestem taka niecierpliwa... ja dopiero po pierwszej wizycie :? wkurza mnie fakt, że tylko raz w tygodniu się odbywa - bozzz przecież na jakiekolwiek efekty przyjdzie mi czekać następne 10 lat :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, kochana

 

Ja też się niecierpliwilam na początku terapii, a chodziłam od X do XII 2009 dwa razy w tygodniu. Od I 2010 r. raz w tygodniu. Raz bywa lepiej, raz gorzej. Dasz radę raz w tygodniu. Zobaczysz,że jak ruszysz z kopyta....to potem nie będzie sie Tobie chciało chodzić.....bo będzie cieżej , coraz cięzej. Ale właśnie o to chodzi.....żeby było Qrew....o ciężko, wtedy wiesz,ze coś rusza. Słuchaj...ludzie wychodzą z cięzkiej schizofrenii...znam przypadek, z narkomanii....znam przypadek, z alkoholizmu...znam przypadek. A Ty chcesz...widzę to.......dasz radę, o tyle juz jesteś bogatsza........luki uzupełnisz......najwazniejsze,że masz tą chęć...........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, Monika ma rację... Dasz radę, ja też najpierw podobnie jak Ty chodziłam raz w tygodniu, przez kilka miesięcy.

Zgadza się - najpierw chodzi się z przyjemnością, radością, a potem robi się coraz trudniej... Ale trzeba to przetrwać, tak sobie przynajmniej powtarzam. :?

Jak wrażenia po pierwszej sesji?

P.S. Na pewno krócej niż 10 lat. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzecz w tym, że życie ucieka między palcami. Tyle lat już się z tym borykam, tyle już straciłam. Tu nie chodzi nawet o same chęci - robię to już jak automat: leki, autosugestia, psychoterapia, psychiatra... jak pralka zaprogramowanie na dłuuugie pranie. Chciałabym być już na tym etapie co Wy - niech boli jak diabli, dam radę, byle bliżej niż dalej polepszenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

explore, Nie ma reguł czasowych.

Będzie tak,że nawet sie nie spostrzeżesz,że juz jest normalnie. Somatyka sie nagle zmniejszy, ból psychiczny też.Wiem jak to jest. 13 lat tem,u miałam epizod gdy wykryli u mie guza. MIałam silną nerwicę lękową, klasyczną ,z atakami paniki, trwało to od pierwszego ataku do ustąpienia.....jakieś 11 miesiecy. Chodzilam na terapię indywidualną i grupową. Prowadzil ją psycholog od AA, ale mi pomogl......nie wiem kiedy wszystko przeszlo.

Potem było tak,ze miałam pracę, studiowałam ......naprawde prowadzilam wg mnie normalne zycie. Buntowałam sie ...bo miałam rygorystyczna mame, wracalam nocami...widomo...chlopaka mialam wtedy.....fajne czasy.....potem wyszłam za maz.......i tak szlo , toczylo sie to zycie. Naprawde......to minelo. Czasem odczuwalam nerwobole.....hipochondria byla i jest, ale to dlatego,ze ja od dziecka lękowa jestem. Jak mialam 2,5 roczku wykryli u mnie nowotwora zlosliwego.

 

Po 13 latach....... zbieg sytuacji zyciowych, stressow, dwie operacje, sprawy osobiste..... spowodowaly zalamanie nerwowe. Reszte juz chyba znasz....od X 2009 r. chodzę na terapie psychodynamiczna. Wierze w to,że znowu sie uda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie Moni1974, to, co opisałaś - reemisje czy podatność, zwał jak zwał - chciałabym się stać na tyle mocna, aby umieć sobie poradzić w tych sytuacjach samodzielnie i expresowo. Ciekawe, czy to osiągalne... cierpliwośćexplore, to coś, czego Nam brakuje - i być może pokory ;) nom mi przynajmniej na pewno :lol: Z kolei, gdy czuję się dobrze, gdy mam dobry, pozytywny czas zaczynam odczuwać obawę, jakby wyczekiwać, wypatrywać momentu, gdy wszytko znowu się zawali... jakby to złe samopoczucie było normalne a to, o co walczymy - czymś wyimaginowanym, czymś, co tak naprawdę nie istnieje... czymś co istnieje tylko i wyłącznie w mojej głowie - i często się zastanawiam, czy przypadkiem ten cel (dążenie do poprawy swojego stanu) nie jest chory...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Explore, tak, pisałam smsy do mojej psychoterapeutki, gdy mi było źle, coś się ze mną działo, i czasem maile, gdy wstydziłam się wyznać jej pewne sprawy mnie dotyczące mające miejsce w przeszłości (miałam łągodnie mówiąc niefajne dzieciństwo, okres nastoletni, do tej pory wstydzę się o wielu rzeczach mówić wprost, choć wiem już, że to nie moja wina...) dlatego, że przez długi czas nie chciałam nic powiedzieć na sesji. :roll: Na sesji grałam dzielną, sabotowałam terapię jak mogłam, walczyłam z nią na słowa i takie tam... :? No więc terapeutka najpierw mi na to pozwalała, zwłaszcza, że widziałyśmy się tylko raz w tygodniu, co dla mnie było za mało.

W końcu zaproponowała, żebyśmy się spotykały 2 razy w tygodniu. I zaznaczyła, że od tej pory mam nie pisać smsów oraz maili, bo 2 razy w ciągu tygodnia to dość często, powinnam wytrzymać. :roll:

Moja terapeutka jest ciepłą, empatyczną kobietą, więc bardzo łatwo było mi znaleźć w niej osobę kochającej mamy, może także to skłaniało mnie do pisania do niej, gdy byłam przerażona, samotna, smutna...

Teraz już nie piszę, ale takim kosztem, że jestem dla niej niemiła i nie za bardzo chcę współpracować, "stawiam się", wymyślam argumenty, by zanegować to, co ona powie itd., bo tylko wtedy mi się to udaje, tylko wtedy udaje mi się do niej nie pisać i nie traktować jej jak kogoś bardzo bliskiego... :roll::evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, ja juz jestem 2 lata w terapii,po roku "haju" (myslałam,ze jestem zdrowa),przerwalam nagle terapie,uciekłam.i dostałam w życiu kopniaka(wszystko mi się wrociło).okazało sie,ze wszystko wydawalo sie byc super,bo taki mialam czas w życiu.Mialam 8 miesięcy przerwy i teraz od dwóch miesięcy znow jestem w terapii,czyli łącznie rok i jakieś 2-3 miesiące.Myślę,ze to nie moze byc tak,ze przez 20 lat powiedzmy bylo strasznie,a potem po pol roku już jest super.Mózg jest pięknie elastyczny,ale trzeba mu dac czas by się ładnie odkształcił,i by sie wszystko dobrze utrwaliło.Zamęczam mojego psychiatrę pytaniami kiedy będzie dobrze,a on:kiedys na pewno.nie wiem czy za rok czy za dwa czy za trzy.i w kólko nto samo.Mam to samo,jak jest mi ddobrze i miło,czekam aż cos sie spieprzy,bo to-przecież-nieuniknione.Ciagle w napięciu.

explore, Twój terapeuta stawia granice.Powiedz mu,że wydaje Ci sie chłodny i mało serdeczny,ze to Ci przeszkadza w otworzeniu sie..Sprobuj sprecyzowac jakiego typu wsparcia od niego oczekujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czy ktoś z Was orientuje się, jak długo mniej więcej trwa terapia osoby z zaburzeniami osobowości? Tzn. ja oczywiście wiem, że to sprawa indywidualna, że każdy z nas jest inny, ma inny życiorys, ale... tak w przybliżeniu??? :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×