Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

w ogole sobie nie radze;p.studiowalam 2 lata psychologie,potem przerwa,potem 2 tygodnie na pedagogice.mi jest ciezko "wytrwac",ze wzgledu na nasilony przebieg choroby wyladowalam w psychiatryku w tym roku(próba).Mam 22 lata.W tym roku po raz kolejny sprobuje sil na studiach.Ale nie wierze za bardzo juz w to,ze kiedys mi sie uda skonczyc jakies studia..przewaznie siedze w domu,wsrod ludzi czuje ból(bo chce byc taka jak oni,a nie moge).Moim marzeniem jest zdrowie psychiczne i normalnosc.:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uda Ci się!!! Zawsze trzeba próbować. Wiesz, mój brat cioteczny najpierw z ledwością kończył wieczorowo technikum, potem miotał się na różnych kierunkach studiów, a teraz w końcu robi doktorat i ma wspaniałą pracę. :) W życiu naprawdę dzieją się różne rzeczy – także te miłe!!!!

Echhh, nawet nie wiesz ile razy ja chciałam rzucać swoje studia. I zrobiłabym to, gdyby nie moja rodzina, która wywierała na mnie ogromną presję, no a że to dzięki niej mogłam studiować (finanse) i wynajmować mieszkanie, więc nie mogłam zrezygnować. Tak naprawdę to jeśli chodzi o tą kwestię jestem im teraz bardzo wdzięczna... Mam nadzieję, że dociągnę jakoś do końca studiów, chociaż mam coraz mniej cierpliwości, teraz zaczęłam pisać pracę magisterską i rodzi się ona w wielkich bólach, mam ochotę rzucać moim laptopem, szybko się zniechęcam, nie mam motywacji.

Rozumiem Cię – ja też dziwnie czuję się wśród ludzi – jakbym była z innej planety. Czasem zastanawiam się, o co im w ogóle chodzi, albo o co chodzi mi... W każdym razie wydaje mi się, że jestem tak bardzo inna od innych, odkąd pamiętam, i oddałabym wszystko za normalne życie...

 

Siedzisz w domu i co robisz?

Jak oceniasz pobyt w szpitalu, pomógł Ci?

 

Wiesz, ja sobie jakoś radzę, bo jestem strasznie uparta (nie zawsze w dobrym tego słowa znaczeniu) i mam bzika na punkcie tego, że muszę sobie sama poradzić, że nie mogę być bezradna, pozwolić na słabości. Nawet jeśli się bardzo boję to nie przyjmuję tego lęku do wiadomości, ignoruję go (to niedobrze, gdyż to, że odpycham to od siebie nie znaczy, że go nie ma, po prostu mu zaprzeczam), upadam, płaczę, załamuję się, wstaję i idę dalej. Trudno to wytłumaczyć, ale ciężko jest mi też oddać kontrolę nad sobą w czyjeś ręce, jest mi ciężko komukolwiek zaufać, prawie zawsze polegam na sobie, i tylko na sobie... Chociaż jednocześnie czasem bywam zbyt ufna. Ale najczęściej udaje mi się przy pierwszym spotkaniu "rozszyfrować" człowieka, z którym rozmawiam, jakoś wyczuwam ludzi, potrafię się bardzo dobrze wczuć w ich położenie, przejmuję ich nastroje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pobyt w szpitalu byl mily pod kilkoma względami-przede wszystkim dlatego,ze tam poznalam inne bpd-bylo to wspaniale doswiadczenie wiedziec,ze nie jestem sama na swiecie;)Po drugie:tam jest bezpiecznie.Nic Ci nie zagraza.Ja wtedy mialam fatalna sytuacje rodzinna,wiec troche tak jakbym tam "uciekla".Tak naprawde pobyt tam nic mi nie pomogl w chorobie,natomiast wspominam go ze wzruszeniem,z ciepłem.Tam po raz pierwszy w zyyciu czulam sie "wśród swoich".

Natomiast teraz siedze w domu i robie nic-choruje,motywacji brak.Czekam az terapia zaskoczy,az bede gotowa by wyjsc do ludzi.mam z tym straszny problem poki co.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej dziewczyny Joaśka, Shadowmere, ja jutro tez mam terapię, po pracy pojadę. Jakaś poddenerwowana jestem w środku i zła.

Nie umiem rozróżnić i rozszyfrowaćod czego. Raz ,ze jutro mam kontrolę w pracy....NIK, dwa wczorajsze wydarzenia spowodowały mętlik w głowie, nie wiem co zrobić z emocjami.....smutek , złość i takie szukanie odpowiedzi, która najbardziej będzie mi odpowiadała.....bo nie mam swojego zdania na ten temat, takiego w 100%......

I też nie wiem co poruszyć jutro na terapii......za dużo tego wszystkiego. A ja ciągle czuję napięcie, złość , w szczegolności do domowników.

 

Jestem od Was starsza. Przedwczoraj skończyłam 36 lat. Dobrze,że studia skończyłam już dawno temu, wtedy to bylam wg swojego odczucia zdrową osobą. Jestem czesto zła na samą siebie,że to moja wina,że teraz cierpię,że muszę na terapię chodzić.

Często zastanawiam się co jeszcze muszę u siebie zmienić......żeby poczuc wolność, brak napięcia.....bo skoro to mam....to znaczy,że mam nadal konflikt emocjonalny, jeszcze nie uświadomiony.

Oczywiście, wiem,że byłam uzależniona od osób dla mnie ważnych. Jeszcze chyba łapię się na tym. Ale powiedzcie mi czy poproszenie siostry,żeby ze mną zrobila zakupy na urodziny......to też jest uzależnienie? Dlaczego sama ich nei poszłam zrobić? Ja sobie umiem na to pytanie odpowiedzieć......bo mialam bony towarowe na określoną kwotę, nie chciałam przekroczycsumy, miałam kalkulator , długopis i kartkę. Gdybym pojechała sama.....dużo czasu by mi to zajęło. A może w tym sens? Żeby zobaczyć,ze sama sobie też dam radę?

W pracy tak samo......staram siecoraz więcej obowiązków strącić na moją sekretarkę. Czsem mam wyrzuty sumiienia i zła jestem na nią. Bo wydaje mi sie oczywistym,że to powinna zrobić. A potem znów odzywa się moje wewnętrzne zdanie,że może jestem za mało czytelna, przecież ona nie wie co ma zrobic dopóki, dopóty ja jej nie powiem.

Ae teraz tak......to,że mogę być nieczytelna...tego dowiedzialam siena terapii, to,że nigdy w życiu osobistym nie wspóldecydowałam też, to,że byłam i jestem uzelazniona od osób ważnych dla mnie czyli od matki i faceta...tego też się dowiedziałam na terapii. Problemy się jakby nawarstwiają ....bo tak naprawdę to nie wiem czy tak jest z tym uzależnieniem. Ciągle do tego wracam i analizuję. Nie wiem co zrobic z tą wiedzą, którą uzyskałam na terapii.

To,że potrzebuję kogoś np. ,żeby zrobic zakupy.......potem sobie myślę,......że znowu powtarzam stary schemat, a zaraz pojawiają sie myśli.....przeciez to nic złego. O wszystko mam pretensje.

Ale znów sobie myślę,że mogę poruszyc ten temat na terapii. Ale z drugiej strony sobie myślę,że juz go poruszałam, więc ile razy mogę go poruszać?

A moze o to chodzi w terapii,że to tak jak w życiu....

Mam coraz większy mętlik w głowie....

Na terapię chodzę dopiero pól roku, nie chcialabym na nią uczęszczać przez całe życie.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, jaką masz dokladnie diagnoze?bierzzesz leki? to takie moje wstępne pytania.A relacja z Mamą?przepraszam za wścibskość,ale relacja matka-córka to moja obsesja,nie wiem czy jest na swiecie cos co ciekawi mnie mocniej niż wplyw tego wlasnie związku na nasze pozniejsze,dorosle życie,

Po pierwsze:zazdroszcze Ci,ze masz rodzine i "umiesz" sie z nia dogadac.Mysle,ze to cos fantastycznego jechac z siostra na zakupy,a wlasciwie chcieć z nią jechać.Nie wydaje mi sie by byl to jakis patologiczny objaw-skoro rzeczywiscie mialas te bony i tak bylo latwiej?To nie bylo wg mnie zwalanie na kogos czegos co moglabys zrobic sama.Oczywiscie jestesmy w stanie robic pewne rzeczy sami,ale po co skoro niektore lepiej robic wspolnie?

I myslę,ze jestli to dreczy to poruszaj ten temat z terapeutką do skutku,ile tylko razy bedziesz chciala.Ja mam obecnie ogromne poczucie winy w stosunku do rodzicow,i walkujemy to chyba od miesiąca(bo nie mogę sie go pozbyc,a ono ogromnie utrudnia mi zycie).Szczerze mowiac nie zamierzam przestac dopoki nie bede umiala nad tym zapanowac.Pozdrawiam :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie właśnie znowu wku***ła moja mama. :evil: Kiedy ona w końcu przestanie mi to robić??? :evil: Całkowicie mnie to wyprowadziło z równowagi, chyba mam już jeden temat na jutrzejszą terapię. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba tak. :cry: Wstydzę się trochę o tym napisać, ale co tam, już mi wszystko jedno, może trochę mi ulży, bo bardzo się zdenerwowałam i aż mi się wszystkie mięśnie zacisnęły. :( Moja mama ma czasem dziwne fazy... Tzn. na przykład jest nagle dziwnie podekscytowana, bardzo zadowolona bez powodu, jakby tańczy po kuchni, śpiewa. Co najmniej dziwnie to wygląda. Tak było i tym razem. Płukałam dziąsła, więc nic nie mówiłam, ale ze zdziwioną miną popukałam się palcem w czoło spoglądając na nią, a ona podeszła i znowu chciała mnie złapać za krok. :oops: Robi tak od dzieciństwa. :roll: Odruchowo chwyciłam ją za rękę, żeby jej się to nie udało, wyplułam to, co miałam w buzi i zaczęłam krzyczeć z wulgaryzmami, żeby mnie zostawiła i nigdy więcej tak nie robiła. Nie cierpię kiedy tak robi. Ja wiem, że ona sama potrzebuje pomocy, ale ona nie chce się leczyć. Więc niech mnie przynamniej nie dotyka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ostatnia wypowiedź

że co? :?::shock:

kobito, jeśli tylko możesz to uciekaj stamtąd, z tego domu.. :!:

mieszkając tam i tak żadna terapia Ci nie pomoże, bo problem nie jest tylko w Tobie, ale w najbliższym otoczeniu (tak, czytałam Twoje poprzednie posty).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradoksy, ja wiem, już jestem tego świadoma (m. in. dzięki terapii), bo wcześniej w ogóle nie przyjmowałam tego do wiadomości, byłam przekonana tylko o swojej winie. Wkrótce będę szukać mieszkania... Gdy rozpoczęłam studia to wyprowadziłam się z domu rodzinnego, niestety kilka miesięcy temu z powodów ze zdrowiem fizycznym musiałam się znowu przeprowadzić do rodziny, ale nie mogę się doczekać, kiedy się wyprowadzę, choć wiem, że na początku znów będzie mi ciężko, bo rodzina mnie od siebie bardzo uzależniła psychicznie. W ogóle moja sytuacja rodzinna jest dość skomplikowana, długo by pisać, echhh... :roll: W każdym razie moja mama ma ogromny problem z emocjami, wybuchami złości i właśnie różnymi licznymi zachowaniami na tle sexualnym odkąd pamiętam. :( Jakbym Wam tu zaczęła o nich pisać to bym się spaliła ze wstydu. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradoksy, ja wiem, już jestem tego świadoma (m. in. dzięki terapii), bo wcześniej w ogóle nie przyjmowałam tego do wiadomości, byłam przekonana tylko o swojej winie. Wkrótce będę szukać mieszkania... Gdy rozpoczęłam studia to wyprowadziłam się z domu rodzinnego, niestety kilka miesięcy temu z powodów ze zdrowiem fizycznym musiałam się znowu przeprowadzić do rodziny, ale nie mogę się doczekać, kiedy się wyprowadzę, choć wiem, że na początku znów będzie mi ciężko, bo rodzina mnie od siebie bardzo uzależniła psychicznie. W ogóle moja sytuacja rodzinna jest dość skomplikowana, długo by pisać, echhh... :roll: W każdym razie moja mama ma ogromny problem z emocjami, wybuchami złości i właśnie różnymi licznymi zachowaniami na tle sexualnym odkąd pamiętam. :( Jakbym Wam tu zaczęła o nich pisać to bym się spaliła ze wstydu. :(

bardzo dobrze, że jesteś tego świadoma..to chyba ten pierwszy krok do "wolności". drugim właśnie byłaby wyprowadzka.

trzymam za Ciebie kciuki :!:

 

 

ps. jeśli możesz, to staraj się jak najmniej czasu spędzać w domu skoro jeszcze tam musisz mieszkać.. nie wiem, jakaś koleżanka czy cuś, może jakaś bliższa rodzina (ciotki, nie ciotki) by Cię na trochę przygarnęła? bo Twoja sytuacja jest naprawdę nieciekawa..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradoksy, dziękuję za ciepłe słowa... :*

Mój problem polega też na tym, że boję się, że sobie nie poradzę sama. A gdy zaczynam myśleć, że może mi się jednak uda to moja rodzina i tak mi uświadamia, że jestem wciąż małą niezaradną dziewczynką, która nie może być samodzielna, bo już taka po prostu jest. :roll: Ale walczę o siebie. Terapeutka także mówi mi, że w domu zdecydowanie mi się pogarsza... Przepracujemy coś na sesji, a potem po powrocie do domu jest to samo... :roll:

Co do dalszej rodziny to... też jest ona specyficzna, moje cioteczne rodzeństwo uciekło z domu tak szybko jak tylko mogło i rzadko się tam pojawia. :(

Będę próbować się stąd wyrwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, skad ja to znam.Moja mama czesto w nocy zaczynala nagle wlaczac muzyke i tanczyc lub chodzic po pokoju,gadac do siebie.Czasami chodzila i sie masturbowala ( w rytm muzyki).ogarnial mnie wstret i przerazenie.O wchodzeniu do lazienki i staniu nade mna i gapieniu sie na mnie kiedy bylam naga juz mowilam.Kiedy bylam mala,a ona sie mocno upila brala mnie do lozka i dotykala,tulila,ale ogarnial mnie wtedy wstret.Nie uwazam zeby to bylo molestowanie..ale raczej cos takiego,ze jak byla pijana to bardzo potrzebowala czulosci i dotykala mnie troche tak jakbym byla facetem(?).Tak to odbieralam wtedy.kiedy byla pijana jej dotyk robil sie dziwny,zbyt drażniący.Nie wiem jak to opisac.Musisz uciec z domu to pewne,ale nie łudź sie Kochanie.Ja to zrobilam 3 lata temu,a wciąż nie moge przerwac pępowiny,i chociaz nie widuje sie z nią,wciąż ma nade mną ogromną kontrolę.nie mogę sie od niej uwolnic,ona wciaz jest wszedzie ze mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, to straszne, co piszesz!!! Bardzo Ci współczuję, bo wiem z własnego doświadczenia, że takie sytuacje zostawiają trwałe ślady w psychice. I Twoja mama też nie chce się leczyć... :roll:

Gdy wyprowadziłam się z domu po rozpoczęciu studiów to wprawdzie moja rodzina nadal miała na mnie ogromny wpływ, ale jednak czułam się bardziej dorosła i samodzielna niż teraz. :( Gdy obecnie mieszkam znowu w domu rodzinnym to każdy mój krok jest kontrolowany, omawiany, dyskutowany, starają się wywrzeć na mnie wpływ tak przedstawiając mi sytuację, by wydawała się ona strasznie niebezpieczna, żebym się wystraszyła... Nauczyłam się starać się to wszystko ignorować, póki co... Tyle, że nie zawsze się da. :roll::evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere,

 

Chodzi o to,że ja mieszkam z rodzicami od 2007 roku. Wprowadziłąm siętu po tym jak odeszłam od męża. Wcześniej nie zdawałąm sobie sprawy,że jestem uzależniona od matki. We wczesnym dzieciństwie bardzo poważnie zachorowałam, zawsze byłam bardziej zwiazana emocjonalnie z matką, Ona wszędzie ze mną jeździła po klinikach, lekarzach, wybierała mi szkoły, studia nawet, ale wtedy juzsiebuntowałam. W 2009 roku przeszłam dwie operacje.....ciagły stress, później poczucie winy,że odeszłam od męża....i tak się zaczął mój horror emocjonalny, załamanie nerwowe, którego pierwsze objawy miałam w sierpniu 2009 r. Byłam na lekach do lutego, ale juz 2 miesiace nei biorę nic ponieważ leki w moim przypadku nie są aż tak wymagane. Depresja i silne lęki przeszy, ale nadal utrzymuje się silne napięcie w kazdej chwili, podczas wszystkich moich stanów emocjonalnych począwszy od radości, skończywszy na złosci i gniewie.

PO brzegi wypełniona jestem złością, wcześniej ją tłumilam, może dlatego teraz mam z tym problem, sama nie wiem. Napięcie to pewnien rodzaj lęku.

Chodzę od pól roku na terapię psychodynamiczną prywatnie raz w tygodniu, wcześniej dwa raz w tygodniu.

Jest cieżko, ale myślę,że terapia odbija swoje skutki na psychice mojej...a tu chyba o to chodzi.........Czasami mam wrażenie,ze już nigdy nie będę zdrowa, ale gdzieśw środku tli się nadzieja,że wszystko się poukłada.....przecież byłam zdrowa kiedyś, nei miałam poczucia tej choroby. Psychiatra stwierdził zaburzenia lekowo-depresyjne w pzździerniku.

To napięcie to jakiś konflikt we mnie, napewno emocjonalny. Gdy nie będę miała tego cholernego napięcia.........wtedy będe wiedziała,ze jestem zdrowa.

Nie wiem ile drogi przede mną, nikt nie wie.

Napewno musiałabym się wyprowadzić z domu, ale nie wiem czy dam radę sama się utzymac z jednej pensji, raczej nie......a na mieszkanie mnie nie stać,żeby kupić. Rodzice mi nie kupią bo nawet nei wiedzą ,ze miałąbym takie plany. Z wszystkiego muszęsietłumaczyc, tzn. nie muszę , ale matka wypytuje, denerwuje mnie to. Zresztąja mieszkam u nich, nie oni u mnie, więc wiesz jak to jest. Ich kłotnie tez działają mi na nerwy, w ogóle atmosfera w domu mi nie odpowiada. Czuję się jak we więzieniu. Wyjsc oczywiscie mogę, czasami nie mam poprostu po pracy siły ,zeby wychodzić. A tak na poważnie to nie mam jakiś stałych kontaktów z koleżankami, wcześnuiej miałam znajomych, których odwiedzałam wspólnie z męzem. Ech.......od 2007 roku zmieniłam pracę. A,ze jestem pracodawcą to nie wypada mi się spoufalać z pracownikami. Nie mam wysokiego mniemania o sobie.....to nie o to chodzi, zresztą wszyscy moi pracownicy są ode mnie starsi, nawet w wieku moich rodziców.

Zawalił mi sie świat w sierpniu, myśli,ze zostanę sama mając 36 lat. Strach,że nawet jak kogoś poznam ...to czy to będzie ta właściwa osoba....wiem,że to loteria,że się nigdy nie wie, następnie,że w moim stanie ..........nie dam rady nikogo poznać. Strach przed tym,że nei wiem czy wyjdę z tego mojego zaburzenia. Gdzieś wszystko tak sie łączy wmojej psychice,ze to powoduje błędne kolo. Było gorzej...oczywiście,ze było...........z objawami, chęcią do życia........ale na dzień dzisiejszy nie jest tez dobrze.

Mam pracę, którą lubię, nie mam swojego domu, rodziny....gdziesw tym wszystkim pogubiłam trochę , a moze bardzo.....

To,ze mieszkam z rodzicami........fakt....mam ochotę sie wypowadzić........

Jutro terapia..........ile to jeszcze potrwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myśle,ze mieszkanie z rodzicami zawsze (oczywiscie po przekroczeniu pelnoletniosci) zawsze jest troche obciążające i przeszkadza w rozwoju,w koncu jestes juz dorosla,a dla rodzicow zawsze pozostajemy dziecmi..wiec to na pewno dobrze na Ciebie nie wplywa.Jesli lubisz swoja prace to super-masz przynajmniej cos co autentycznie sprawia Ci satysfakcje,postaraj sie wynajac jakies mieszkanie i wyniesc sie na "swoje"-to na pewno Ci pomoze uwierzyc w siebie.Skoro masz problem z nadmierna zaleznoscia to ewidentniue pora zerwac pępowinę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere,

 

Wczoraj poległam...płakałam jak dziecko do poduszki, nieustannie łzy mi płynęły, wszystkie emocje, nawe tych, których nie rozumiem dały upust.....trwało to z godzinę. Zasypiałam z bólem w mostku.

Dzisiaj byłam na terapii, pojawiło sie coś nowego , moze budującego. POwiedziała mi,że idę do przodu. Zobaczę.........jeszcze dużo mi zostało ......zmęczona już jestem.

NIe mogę dawać sobą manipulować, muszębycbardziej czytelna, nawet w pracy, przede wszystkim w pracy bo to jeden z moich wazniejszych sfer na ten czas. Swojego zycia osobistego, prywatnego nie czuję tak naprawdę, chyba spowodowane to jest,ze patrzę na moją bliską osobę przez pryzmat złości. Nie spełnił moich oczekiwań, to mnie mogło zawieść. Ale mogło byćteż tak,ze ja i on byliśmy dla siebie zbyt mało czytelni. Gdy sięw to wszystko zagłębię....to i tak wiem,że boję się wiązać przynajmniej na ten czas. Obawiam się ......same obawy, a przecieżto loteria, nikt tak naprawdę chyba nie wie co nas czeka w życiu z bliską osobą.

Kurcze ...takie dylematy, tak dalece zamknęłam sie na nowe, na związek, na życie z kimś......

 

Ostatnio mam mieszankę uczuć. Wieczorem myślę tak, a rano zupełnie inaczej, po chwili jeszcze naczej, podobno tak będzie teraz. Znów uslyszałam,że idę do przodu....to budujące.Fruwam po terapii 2,3 dni, potem jest znów to samo, a potem znów terapia..........i tak sięto wszystko ciągnie. Znów mi powiedziała,że spokojnie, pani z tego wyjdzie......

wydaje mi się,ze jeszcze tyle do zrobienia mam........wyznaczanie granic...odseparowywanie się....jużto podobno czynię..............stąd moja złość, wzburzenia ...i ta walka.....kurcze to takie skomplikowane......a jednak proste. To emocje, aż niemozliwe,ze potrafią tyle namieszac w życiu człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, to bardzo dobrze! Skoro terapeutka Ci to powiedziała to uwierz w to!!! Robisz postępy, kroczki do przodu, a to już duży sukces... Trzymaj tak dalej, nie poddawaj się, choć są trudne momenty...

 

Ja też dziś byłam na terapii. Porażka, z moją terapeutką rozmawiałyśmy najpierw o tym, dlaczego wysyłam do niej bardzo często smsy, gdy się boję, jestem zła itd. chociaż miałyśmy umowę, że nie będę już tego robić. :( Staram się, naprawdę, ale nie potrafię, bo gdy coś się złego dzieje i do niej spontanicznie napiszę to napięcie opada, czuję się bezpieczniej, to, że się z nią czymś podzieliłam w smsie przynosi mi ulgę, bo nie mam na codzień nawet z kim szczerze porozmawiać... Początek sesji bardzo dla mnie nieprzyjemny choć wiem, że moja terapeutka miała rację... Poczułam odrzucenie, którego nie mogę znieść. I znowu pojawiły się myśli o odejściu, o czym jej powiedziałam.

Teraz w sumie wymyśliłam, jak mogę do niej nie pisać, gdy coś się ze mną dzieje. Obiecałam sobie, że jeśli napiszę to będę się musiała ukarać (już nie będę wchodzić w szczegóły jak, ale bardzo dla mnie nieprzyjemnie). Wiem, może głupi pomysł, ale zawsze jakiś... :roll: I myślę, że będzie skuteczny, bo staram się dotrzymywać słowa... Echhh, szkoda gadać, zła jestem na siebie i mam straszne poczucie winy, że permanentnie łamię tą niepisaną umowę, którą zawarłam z psychoterapeutką, i wciąż przekraczam granice nasze relacji terapeutycznej...

Dalsza część terapii - rozmowa o mojej mamie i jej dziwnych zachowaniach, więc też nie było przyjemnie łagodnie mówiąc... :( W końcu napięcie stało się tak silne podczas poruszania tego tematu, że zaczęłam przy niej szczypać i kłuc sobie paznokciami skórę, żeby jakoś sobie ulżyć. :(

Dzisiejsza sesja ogólnie rzecz biorąc ciężka i mnie bardzo zdołowała, początek tygodnia kiepski. Kolejna sesja w piątek. Już się boję, a gdy się boję to i bojowo nastawiam. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

 

Ja raz do mojej zadzwoniam...jak miałam atak wolnopłynącej paniki , lęku, chcialam sięzapytac czy moze zaczącbrać leki. Odwiodła mnie od tego pomysłu. I tak jest do dzisiaj.

Dziś w miarę, nawet nie jestem aż taka spęta, gdzieś podświadomie mam dzisiajszą myśl.....,że się zaczynam odseparowywać...kurde.....muszę to robić w kazdj=ej dziedzinie życia, w pracy też, określać się i stawiaćgranice innym, sobie chyba tez......;-) Jeszcze tego troche nie rozumiem. W domu stawiam granice, ale z różnym skutkiem.

W pracy też zaczełam. Mówię Ci.

Wydawało mi się,że trzeba byc teżludzkim, przede wszystkim luszkim w relacjach z podwładnymi, z pracownikami, w ogóle z ludźmi. I mam tu rację ,ale nie swoim kosztem, nie postawą Matki Teresy z Kalkuty. Najgorsze jest to,że jeszcze to do mnie aż tak nie przemawia. Jak odróznić to,że praownik nie nadużywa? Mam z tym problem.

Na wszystko sie zgadzałam. Dajesz palec, chcą rękę........

Ciężkie to. Ale muszę się obserwować, patrzeć na reakcje. Nie chodzi o to by gnębic kogoś. Chodzi też o to by być czytelnym dla drugiego.

 

Joasiu

 

A jakbyś zapisywała swoje emocje w pamietniku...tyak jakbyś do Niej pisała?

Wiem...to inna świadomość........ale spróbuj, może to coś da.

Acha...kiedyś pisałaś,ze walczysz z Nią.......na początku...czyli Ty teżwyznaczasz jakieśgranice, bronisz się.....myślę,że to bardzo zdrowy objaw. Tylko w życiu tezgo trzeba stosować. Wyznaczać teren i granice. Mylę się?

 

[Dodane po edycji:]

 

ale byków narobiłam...przepraszam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, masz całkowitą rację, w życiu trzeba umieć stawiać granice. Ja niestety nigdy tego nie potrafiłam, więc bardzo często mnie wykorzystywano, i trzymać się granic także nie umiałam. :? Zawsze je przekraczałam, teraz w relacji z terapeutką staram się ich trzymać, ale jak widać kiepsko mi to idzie. Albo inaczej - w ogóle mi to nie idzie. :(

Zdecydowanie, zwłaszcza w pracy, w relacjach z innymi pracownikami trzeba potrafić te granice stawiać, żeby nie być wykorzystywanym, w ogóle trzeba odróżniać relacje prywatne od służbowych. Wspaniale, że zaczęło Ci się to udawać. Widać, że nad sobą pracujesz!!!

Monika, dziękuję za radę... Spróbuję może z tym pamiętnikiem, tyle, że dla mnie to tylko pisanie do i dla samej siebie... A ja na co dzień jestem bardzo samotna, często nie mam się do kogo odezwać już nie mówiąc o zwierzeniu się... :roll:

Tak, to prawda, zawsze na początku walczę z terapeutką, bronię się się sama nie wiem przed czym, czasem tak na wszelki wypadek. Zawsze reaguję agresją na lęk i napięcie... Dziś też tak było. A po dzisiejszej sesji czuję teraz tak silne odtrącenie z powodu "skarcenia" mnie za pisanie smsów, że już jestem gotowa do konfrontacji z nią... :(:evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

To nic złego.

Akurat Ona sobie tego nie życzy. Czyli chyba chodzi o to,że Ty masz wyczućrozmówcę. Skoro wiesz,ze sobie nie życzy więc nie rób tego. Inny terapeuta może by chcial,żeby pacjenci pisali do niego sms-y. Ty też sie bronisz, pisałaś,ze ona czasami Cię specjalnie atakuje. Czyli nie jest tak źle. Tylko prauj nad tym. W domu też stawiaj granice. Stawiaj i stawiaj. Jeśli popsują sie relacje....zawsze je można odbudować. To mi powiedziała terapeutka.

 

Jeśli chodzi o soamotność.......czujęsięteżosamotniona. Mama mi powitarza,że dyrektorów się nie lubi.

Nie wiem .....różnie z tm bywa. MI zależy, zależało?......zeby mnie lubili. Ale tak na zdrowy rozum..........nie da sie tak.

Napewno mam potrzebę miłości, szacunku ........ale nei wiem na jakich zasadach.......mam wrażenie,ze wszystkiego muszę się nauczyc od nowa......

Wiadomo, jakiś dowiadczenie mam.....ale jakby leglo w gruzach......teraz buduję coś nowego.........pamiętasz Mówilam Ci o placu budowy........

Chcewierzyc,ze tak jest,że będzie dobrze.

I Ty teżw to wierz......

Kurde....Asia...poczytaj sobie nasze wcześniejsze posty...........rozwijamy się....hihihihihihi....

Napewno jest ciężko, będzie jeszcze ciężej....ale pomyśl...............jaki piękny efekt będzie w przyszłosći..........kroki do zdrowia. Czy nie jest to oplacalne?

My sie poprostu zmieniamy, to dla nas cos nowego....a wszystko co nowe napełnia nas strachem. lękiem.

Może nei będzie aż tak źle? Wszystko się zmienia wokoło.......my też. Dobrze,ze mamy siłę.

Joasiu trzymaj się.

 

Ile płacisz z terapię?Bo chodzisz dwa razy w tygodniu.

Tez chodziłam na początku tyle, wiem z jakimi to się wiąze kosztami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślisz, że ja też jakiś kroczek do przodu zrobiłam, Moniko? ;) Ja nawet doskonale wiem, dlaczego moja terapeutka nie chce, żebym pisała do niej smsy... Bo to właśnie jeden z moich problemów - nie potrafię rozmawiać wprost, wolę napisać smsa czy maila niż coś powiedzieć na sesji, bo to dla mnie bardzo trudne, muszę sie przełamywać... Ale inna sprawa, że to, co przeżywam dzieje się między sesjami, i jest dla mnie przytłaczające i bardzo ważne w danym konkretnym momencie, potem już nie, emocje gasną..., więc nie widzę potrzeby rozmawiania o tym na sesji, a problem tkwi we mnie nadal. Tyle, że nawet jeśli nie będę do niej pisać to sytuacja się nie zmieni - wiele spraw nie zostanie poruszonych - bo będę się wstydzić, bo zapomnę, bo uznam, że to już nie ważne. Gdy do niej piszę to w pewnym sensie daję jej istotne informacje co się ze mną dzieje, co naprawdę czuję, myślę. Na sesji jestem często tak spięta, że w ogóle nie wiem co chciałam powiedzieć. :(

Za sesję kiedyś, gdy chodziłam raz w tygodniu i na początku finansowała ją moja babcia płaciłam 100 zł. Teraz sama za nią płacę, za każdą sesję 60 zł (dlatego, że jestem jeszcze studentką i sama ją sobie finansuję). ;) Na szczęście, bo 200 zł tygodniowo to bym nie dała rady... A moja terapeutka słusznie zauważyła, że potrzebuję częstszej terapii niż raz w tygodniu...

Ja po Twoich wypowiedziach widzę, jak wiele daje Ci terapia... Tak, pamiętam, jak pisałaś mi o placu budowy. I gorąco chcę w to wierzyć. Że kiedyś się uda. Że zbudujemy coś na solidnych fundamentach, tak, że się nie rozpadnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja czuje się tak jak gdybym nigdy nie miała być szczęśliwa.Nienawidzę tego uczucia.Jest najgorsze ze wszystkich.Chciałabym mieć wieksza świadomość przemijalności moich stanów.Boje się,że ból bedzie ze mną zawsze.Nie chcę go. Paranoja, widzę Cię i zauważam,tez niekiedy mam wrażenie,że nawet tu jestem ignorowana.Mój pierwszy post Kochanie wciąż pozostał bez odpowiedzi i bylam zła i nieszczęśliwa,więc podpięłam sie pod inne,bliskie mi tematy.I zostałam zauważona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, ja po wczorajszym całym dniu też czuję się jak Ty - jakbym nigdy nie miała już być szczęśliwa. I jakbym była nic nie wartym śmieciem. Wieczorem ostro pokłóciłam się z mamą. W dodatku muszę pisać tą cholerną pracę, a wcale nie mam do tego nastroju. :(

Paranoja, ja też Cię zauważam... Czasem się nie odpisuje, bo nie wie się, jak to skomentować... Czasem, bo jest się zaabsorbowanym własnymi kłopotami... Tak to jest... Jak tam Twoja borelka tak w ogóle? Bo mi lekarz kazał w końcu zrobić na nią badania, ale najpierw czekam na wyniki przeciwciał bakterii, co też mnie dołuje. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×