Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja matka...


Pchła

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich serdecznie.

Dość długo tu nie pisałam, bo na jakiś czas szczęśliwie pożegnałam się z deprechą, ale ostatnio czuję, że wielkimi krokami nadciąga ponownie... tym razem jej przyczyną jest moja rodzona matka :(

 

Jeśli ten post będzie chaotyczny i przydługi, wybaczcie, piszę go nieco wzburzona, bo dopiero co odbyłam przykrą rozmowę z matką (coby nie powiedzieć kłótnię), ale czuję że właśnie to ten moment kiedy chciałabym się tym z kimś podzielić i poprosić o jakąś radę. Mam nadzieję, że znajdzie się chociaż parę osób, które wytrwają do końca tego tekstu...

 

Zaczęło się od tego, że ponad 5 lat temu związałam się z pewnym chłopakiem. Moja matka (z którą wciąż mieszkam) w sumie go lubiła, przynajmniej tak twierdziła, często pozwalała mi zabierać go na nasze rodzinne wyjazdy, zapraszala na obiad, jednym słowem on mógł czuć się u nas jak w rodzinie. Po 4,5 roku się rozstaliśmy... nie będę się tu już wdawać w szczegóły, bo to nie jest istotne dla tej sprawy, istotne jest to że po pół roku do siebie wróciliśmy. Teraz bardzo się staramy, próbujemy odbudować związek i póki co idzie nam bardzo dobrze, jesteśmy szczęśliwi. Z tym, że moja matka nie akceptuje mojej decyzji o powrocie do niego. Nagle zaczęła mi mówić że on nie jest odpowiednim facetem dla mnie, że jest - cytuję - "śmierdzącym leniem" (w tym momencie usłyszałam że ja też nim jestem), jest niezaradny, że będzie tylko ciągnął ode mnie pieniądze. Powiedziała, że go nie lubi, bo przez te wszystkie lata on ją wykorzystywał, jadł za nasze pieniądze, pożyczał je ode mnie, często bywał u nas w domu i wchodził tam jak do siebie (przy czym wtedy matka nie oponowała - jak mi dziś powiedziała, "to dlatego że widziała, że on jest moim jedynym szczęściem i nie chciała mi go odbierać, skoro waliło mi się wszystko inne"). Owszem, wtedy faktycznie nie spał na gotówce, ale teraz ma normalną pracę i przyznam że częściej on za mnie płaci niż ja za niego, kiedy przychodzi do mnie to wspólnie kupujemy jedzenie. Muszę tu dodać, że on przychodzi do mojego domu tylko wtedy, kiedy mamy nie ma - powiedziała, że nie chce go widzieć.

Jest to dla mnie niesamowicie trudne, mam za sobą dwa epizody depresji, brałam leki, dwa razy zaczynałam i zawalałam studia, a potem rozstanie z Nim - byłam wrakiem człowieka. Miałam wrażenie, że moja matka cieszyła się, że się z nim rozstałam, mimo tego że przepłakiwałam noce przez miesiąc. Teraz, kiedy znów jestem z nim i staram się być szczęśliwa - od października zacznę kolejny raz studia, bo naprawdę chciałabym je skończyć, szukam pracy, chcę ułożyć sobie wreszcie życie - matka po prostu nie pozwala mi na to. Bez przerwy wypomina mi, że jestem nadal na jej utrzymaniu i mieszkam w jej domu, i w związku z tym muszę się do niej dostosować. A ja naprawdę szukam pracy, tylko panicznie się jej boję - do tej pory pracowałam przez 3 miesiące, ale w końcu zrezygnowałam bo mnie to zżerało - pracowałam w popularnej i obleganej kawiarni, miałam cały czas kontakt z dużą ilością obcych ludzi, co mnie stresowało przepotwornie. Teraz szukam jakiejś spokojnej pracy biurowej, ale ciężko mi taką znaleźć bez praktycznie żadnego doświadczenia - a po każdej rozmowie kwalifikacyjnej czuję się tak "wypompowana", wykończona nerwowo, że nie mam siły nawet myśleć. Panicznie boję się też, że na studiach kolejny raz mi nie wyjdzie, że nie dam sobie rady z nauką, z pogodzeniem tego z pracą (będę studiować zaocznie). Od matki słyszę tylko, że powinnam się wziąć w garść bo ona mnie nie będzie utrzymywać do końca życia.

Tak czy inaczej, odkąd matka powiedziała mi, że nie chce widzieć mojego chłopaka (z którym związek ja traktuję bardzo poważnie), nie umiem jakoś tego przełknąć i jej unikam - nie mam ochoty z nią rozmawiać, nie mam po prostu takiej potrzeby, ograniczam się do odpowiadania na jej pytania i standardowej wymiany zdań na temat codziennych spraw. Tym bardziej mnie to boli, że moja starsza siostra, która zawsze była we wszystkim najlepsza - najlepsze szkoły, najlepsze wyniki, świetna praca, zawsze nienaganne zachowanie (a raczej po prostu zgadzanie się ze wszystkim co mówiła mama) - ma teraz męża, którego matka od początku uwielbia i uważa, że on jest wspaniałym mężczyzną i idealnym mężem. Może to brzmi jak użalanie się nad sobą, ale zawsze czułam że we wszystkim jestem od niej gorsza i mniej akceptowana...

 

Nie umiem rozmawiać z matką, bo ilekroć próbowałam spokojnie wytłumaczyć jej, że jakieś jej zachowanie mnie boli, to ona wszystko odkręcała tak, że to ja byłam winna, że ja jestem tą "złą". Dziś podeszła do mnie i zapytała (niby z troską), dlaczego ostatnio chodzę taka przygnębiona, skoro już było ze mną tak dobrze. Nawet zapytała czy coś złego dzieje się między mną a moim chłopakiem, czy może jestem nim rozczarowana... na moje stwierdzenie że wręcz przeciwnie, z nim wszystko w jak najlepszym porządku, ale boli mnie brak akceptacji z jej strony i dlatego nie mam ochoty na przyjacielskie kontakty z nią, od razu się oburzyła. Już było: jak ja z nią mogę w ten sposób rozmawiać, ona przecież nie ma obowiązku go lubić, że nie będzie się dawała mu znów wykorzystywać. Za dosłownie każdym razem, kiedy próbuję wyjaśnić matce, że coś w jej zachowaniu jest dla mnie przykre i mi się nie podoba (spokojnym tonem, bez żadnego obrażania ani krzyczenia, nic z tych rzeczy), ona natychmiast twierdzi że mówię jej to złośliwie, żeby tylko jej dopiec, że wygaduję niestworzone głupoty i praktycznie zawsze kończy się to na stwierdzeniu że "jestem dokładnie taka jak tatuś" (mój ojciec był osobą despotyczną, złośliwą, obrażalską) i wprowadzam taką samą tyranię w domu. Na sam koniec zazwyczaj słyszę, że jestem przewrażliwiona na swoim punkcie, gryzę rękę która karmi i że jak chcę mogę się w każdej chwili wyprowadzić, a dopóki tu mieszkam muszę się dostosowywać do matki i choćby udawać (tak! to są jej słowa z dzisiejszego wieczora), że jestem szczęśliwa i zadowolona. Mam wrażenie, że matka uczepi się każdego argumentu, byle tylko nie wyszło na to, że popełniła gdzieś jakiś błąd... Nigdy nie słyszałam, żeby przyznała, że coś zrobiła źle.

 

Naprawdę przepraszam że się tak rozpisałam, ale nie umiałam przedstawić tego problemu krócej... Jeśli ktoś z Was dotrwał do tego momentu to bardzo proszę o jakieś spostrzeżenia, sugestie, rady... Bo szczerze mówiąc sama już nie wiem, czy rzeczywiście mam prawo czuć się odrzucona i niesprawiedliwie traktowana, czy może coś jest ze mną nie tak :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mysle ze o tyle nie masz tak zle bo przynajmniej rozmawiasz ze swoja mama, ja z moja prawie w o g o l e. I wg mnie masz szczescie ze ona pyta o ciebie, o to co myslisz, bo moja nie pyta o to wcale, w ogole jakby zyla na ksiezycu. Nie wiem co ci poradzic, moim sposobem na wyjscie z domowych problemow bylo jak najszybsze usamodzielnienie sie. Tak sie sklada ze moja mama rowniez chyba nie lubi mojego chlopaka - ale nie powie tego wprost, natomiast jak on przychodzi to z nim prawie w ogole nie rozmawia, albo idzie do swojego pokoju. Taka forma bardziej zaowalowana.

 

Nie wiem ile masz lat ale mysle ze byloby dobrze dla ciebie troche sie usamodzielnic i zyc bardziej na wlasny rachunek, na tyle na ile bylabys teraz w stanie, w koncu taki moment przychodzi kiedy rodzice juz nas przestaja utrzymywac i wtedy tez stopniowo przestaja decydowac o naszych sprawach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierz mi, że chciałabym się wyprowadzić i usamodzielnić, ale nawet jak już znajdę pracę to za studia będę musiała płacić, więc nie będzie mnie stać na wynajem mieszkania. Nie znajdę przecież pracy za 2-3 tysiące miesięcznie :(

 

A co do rozmów: widocznie nie wynikło to jasno z mojego posta, ale ja jedynie próbuję rozmawiać z mamą - ona mnie nie słucha, czuję się jakbym mówiła do ściany, od razu się irytuje, przerywa mi, wyśmiewa moje argumenty i ogólnie rzecz biorąc daje mi do zrozumienia, że cokolwiek bym nie powiedziała, nie mam racji. A zapytała o mnie tylko dlatego, że przeszkadza jej to że z nią nie rozmawiam i czuje się samotna. Powiedziała coś w tym stylu, że nie chce znowu mieć w domu takiej atmosfery jak wtedy, kiedy mój ojciec z nami mieszkał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudna sprawa.Wygląda mi to , na konflikt zadawniony , ktorego korzenie sięgają glębiej niż myślisz.Napisalaś wiele o sobie , o tym jak cierpisz , jak ci żle....I wierzę Ci.Myślę , że Twoja mama też ma problemy , i też wiele w życiu przeżyla.Medal ma dwie strony.Wybacz mi , ale Twoja mama , też jest istotą żywą i potrzebującą zrozumienia.Może dla odmiany, sproboj zrozumieć ją? Może boi się , ze ciebie straci?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co Pchła, chciałabym ci pomóc i wesprzeć jakimś słowem ale ja sama mam duże problemy w domu (a raczej moja mama ma duże problemy sama ze sobą i nic z tym nie robi) i nie wiem co ci poradzić. Ona jest zamknięta w sobie i zagubiona (tata założył nową rodzinę dawno temu), no i mi się trochę udziela ten jej stan jak z nią mieszkam. Kto z kim przestaje takim się staje. Myślę że to co by ci mogło pomóc, to znaleźć jakąś odskocznię, miejsce normalne gdzie ludzie sie traktują dobrze, i tam znaleźć równowagę. A może z tym chłopakiem robicie jakieś dalsze plany? Ja wiem że to przykre jak rodzina nie wspiera, ale w końcu to twoje życie i sama decydujesz z kim się spotykasz, i tak naprawdę to twoja mama powinna to uszanować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twoja mama , też jest istotą żywą i potrzebującą zrozumienia.Może dla odmiany, sproboj zrozumieć ją? Może boi się , ze ciebie straci?

tylko takich osob nie da sie zrozumiec. moja matka zachowuje sie bardzo podobnie, nie da sie z nia rozmawiac, czasami mi jej zal, ale nic nie poradze na to jaka jest. nie przyzna sie, że ma ze soba problemy, bo to z każdym innym jest cos nie tak, a nie z nia. probuje z nia normalnie pogadac czasami, ale szybko wychodze, bo jest po prostu nieznosna. ostatnio droga mamusia prawie mnie wypraszala z domu :D tak jak i ty marze, aby wyprowadzic sie z domu, ale niestety nie bardzo mam gdzie. tez ide na studia, jest ciezko a mamusia wcale nie ulatwia. jak wpadniesz na pomysl radzenia sobei z matka, to napisz koniecznie. ja zeby sie nie denerwowac musze unikac swojej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że Twoja mama może mieć problem ze sobą, prawdopodobnie czegoś się boi, może tego, że Ty możesz powtórzyć jej historię w relacji damsko-męskiej, może, ze odejdziesz i pozostanie sama. Myślę, że to Jej zachowanie to tarcza obronna. Nie napisałaś wiele o tym co trudnego przeżyła i jak sobie z tym poradziła. Myślę, że w tych sytuacjach należałoby doszukać się powodów jej obecnego zachowania. A może Ona z natury jest osobą despotyczną chcącą przede wszystkim dominować i mieć rację? Choć to też nie jest zdrowe podejście i tez może być rezultatem przebytych doświadczeń. Mój jeszcze do niedawna partner był taką osobą, która zawsze wszystko wiedziała najlepiej a rolę tej "złej" zawsze przydawałam sobie, nie potrafił zobaczyć swojej winy także nie potrafił zaakceptować mojego punktu widzenia w stosunku do różnych kwestii bez agresywnej reakcji. Polecam próbować z rozmową dopóty, dopóki w końcu nie uda się ją przeprowadzić. Chociaż wiem jak jest, bardzo często staram się rozmawiać ze swoim partnerem o swoich problemach ale nigdy nie uzyskałam ani ulgi ani poczucia rozwiązania swoich wątpliwości czy dylematów, może źle do tego podchodziłam, nie wiem, mimo to polecam. Dobry będzie również dystans do poglądów czy opinii rodzica (też to przeżywam ze swoimi swojego czasu).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałaś że czujesz się gorsza mniej kochana mniej rozumiana i chciałabym Cię zapytać czy kiedykolwiek powiedziałoś o tym swojej mamie? Czy kiedykolwiek zapytałąś ją dlaczego wasza relacje jest gorsza niz jej relacje z twoją siostrą...Co ona ma w sobie czego ty nie masz? Wiem z własnego doświadczena że rozmowa jest bardzo trudna tym bardziej gdy od dzieciństwa niejesteśmy wciąż zapewniani że jesteśmy jedynym najcenniejszym i najpiękniejszym skarbem swoich rodziców...A tak włąśnie powinno być! Moi rodzice rozwiedli się jak miałam 4 lata i moja mama została sama z 2dzieci i z trzecim w ciąży...wtedy sobie poradziła i mysle że dobrze nas wychowała ale teraz jest koszmarnie! Myśle że to iż na początku dała z siebie wiele więcej niz mogła (pracowała studiowała 2 kierunki i wychowywała dzieci zupełnie SAMA) wypompowało ją...Moze tak jest również z twoją mamą? Nie usprawiedliwiam jej bo myślę że niepowinna cię ranic ale wiesz "Smierdzącey leń" to jeszcze nie tak zle troszczy się i martwi się o ciebie...Moja mi powiedziała że jestem "wredną anemiczkma.." Myslałaś o tym żeby pisać do niej listy??? Niemusisz jej tego dawać...poprostu pisz. Wyładujesz emocje, to naprawde pomagga a być moze kiedyś bedziesz gotowa i jej to pokażesz. Życze ci powodzenia bo uwazam ze jestes silna i sobie poradzisz niekoniecznie sama bo byłoby kłamstwem powiedzieć że jesteśmy w stanie sami sobie poradzić ale jeżeli masz np. przyjaciółke lub ufasz na tyle chłopakowi by się z nim tym dzieleć to powiec o tym komyś...przytuli cie zapewni że się ułozy i wkońcu w to uwieżysz bo wile może zdziałać nasze myślenie i przekonania...Jeżli uwieżysz to zwyciężysz...Trzymam za Ciebie kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, ze żadne z naszych rad nie będą dla ciebie przydatne. Moim zdaniem twój związek z matką należy do rodzaju toksycznych i jedynym rozwiązaniem byłoby wyprowadzenie się z domu. Sama miałam podobne problemy i nasze stosunki poprawiły się dopiero wtedy, kiedy wyjechałam za granice, a co za tym idzie widujemy się dwa razy do roku.

 

Moje dzieciństwo było koszmarne- przemoc fizyczna i psychiczna, strach, ból, brak akceptacji i miłości. Cały czas dawano mi do zrozumienia, ze się do niczego nie nadaje. Wszystko co robiłam lub mówiłam było nie tak. Czułam się jak rzecz bez żadnej wartości, marzyłam o śmierci. Nieustanne życie w strachu i rozpaczy zaowocowało nerwica natręctw, która pojawiła się w wieku 5 lat. Samookaleczanie doprowadziło do tego, ze miałam rany na całym ciele. Do tej pory można zobaczyć blizny. Rodzice udawali, ze nie widza problemu,a może było im to obojętne, nie wiem. Moja choroba przez lata rozwinęła się do tego stopnia, ze stała się nieuleczalna. Uciekałam w sen i świat książek. Myślę, ze byłam na granicy szaleństwa. Zycie uratowali mi moi dziadkowie, dzięki ich finansowej pomocy w wieku 18 lat wyprowadziłam się z domu. Potem poznałam mojego pierwszego męża i po raz pierwszy w życiu czułam się kochana, akceptowana i szczęśliwa. Niestety dzieciństwo pozostawiło po sobie nie tylko fizyczne rany. Te psychiczne nie zabliźnią się już nigdy.

 

Nie czekaj, aż będzie za późno, uciekaj póki możesz, ratuj się. To twoje życie. Masz prawo do miłości i szczęścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×