Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaraz cię tu zostawię


KarinaMarina

Rekomendowane odpowiedzi

Oddam cyganom, sprzedam na targu, zawiozę do rodziny.

 

Kiedy mąż parkuje pod toaletą na wyjeździe lub marketem i mam gdzieś iść i wrócić do auta mam wątpliwości czy aby napewno tam będzie na mnie czekał...

Ogólnie odkryłam że mam jakiś program porzucenie/zostawienie. Manifestuje się to w codzienności. Chodzi o to że boję się iż wszyscy mnie odrzucą więc nie angażuje się zbytnio w relacje bo będę cierpieć i tak i tak. Jak kierowca autobusu nie zatrzyma się na przystanku to czuję się odrzucona. Jak na przyjęciu wszyscy rozmawiają a ja nie czuje ze mam o czym gadac= nie pasuje do grupy i zwyczajnie nikt mnie nie lubi=kazdy mnie odrzuca. Mój mąż nie przytulając mnie= daje mi poczuć że mnie nie kocha, czyli mnie opuszcza, a przecież on po prostu kładzie się na drugim boku. Wolę zrezygnować z pracy= bo nie chce żeby pierwsi mnie wywalili, czyli mnie zostawili. Boję się opiekować zwierzeciem=bo on umrze a więc mnie zostawi. Takich sytuacji w życiu mnożę w milionach. Strach że ktoś mnie zostawi=umrze,odejdzie,odwróci się, wyjedzie, opuści, zerwie relacje. Nie mam zaufania i nie mogę się zaangażować w związek, bo boję się cierpienia jak i tak to się rozpadnie. Na dokładkę miałam kilka momentów oddzielenia od rodzica i braku zaufania w momentach nadużyć przemocowych.

 

Niefortunnie mam podstawy. Moja mama dorastała w rodzinie adopcyjnej (porzucona/zostawiona przez rodziców). W dzieciństwie karała mnie zostawiając w sklepie czy chowając się za krzakami. Chodziło o to iż znikała z pola widzenia wymuszając na mnie posłuszeństwo w trudnych wychowawczo sytuacjach. Doprowadzona do płaczu łatwo się na wszystko godziłam. 

Staram się pracować z wewnętrznym dzieckiem, mówić do siebie jak do dziecka, zaopiekować się sobą, nie porzucać siebie.

Jeżeli to nie za bardzo trafia, wmawiam sobie iż ,,chociaż ludzie mogą zawodzić" przecież jest jeszcze Bóg który mnie nie porzuca bo przecież żyję. Nie mam pomysłów co mogę zrobić by lęk przed porzuceniem ostatecznie mnie opuścił. Jak myśleć, jak do siebie mówić? Jakąś część siebie definitywnie odrzucam. Nie chce by ta trauma towarzyszyła mi całe zycie- ile można czuć się opuszczonym/samotnym.

 

Proszę o poradę.

Edytowane przez KarinaMarina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Usiadłam i chciałam do kogoś zadzwonić. Wybrałam 3 numery. Nikt nie odbierał. Poczułam się tak jakby nikt mnie lubił i wszyscy odrzucili. Pojawiło się to cholerne uczcie i płacz. Racjonalnie wiem że te osoby mogą być zajęte, ale emocje reakcja są inne i skrajne.

Tak nieprzyjemne ze szok. Najgorzej jak mąż coś robi i nie chce w danym momencie poświęcić mi czasu to mój mozg to interpretuje tak jakby on mnie nie kochał.

Nie mam siły na tą przypadłość.. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.12.2022 o 22:36, KarinaMarina napisał:

Proszę o poradę.

Proponuje udać się do psychologa. 

Wydaje mi się, że twoje obawy są nie uzasadnione. Być może wynika to niskiej pewności siebie lub niewłaściwych więzi z rodzicami. 

 

Moja mama moja mama była wychowywana przez wujostwo. Była źle traktowana. Mimo to, jako osoba dorosła wola pozostać przy krewnych, którzy nie traktowali jak członka rodziny niż pozostać sam. 

 

Mam zespół Aspergera. Mam duże trudności w kontaktach z ludźmi.  Pomoc psychologiczna w moim mniemaniu nie jest wystarczająca lub odpowiednia. Mimo to podejmuję próby. Jutro mam pierwszą jazdę samochodem z instruktorem. Obawiam się. O kursie prawo jazdy nie poinformowałem mamy ani brata. 

 

Życzę powodzenia i miłego dnia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@KarinaMarina Widzę, że bardzo często ulegasz swoim zniekształceniom poznawczym. Zniekształcenia poznawcze to takie jakby "pułapki myślowe", które nasz mózg sam wytwarza, kiedy jest zalewany dużą ilością negatywnych emocji. Żaden człowiek nie jest wolny od tych zniekształceń, każdy człowiek wpada w jakieś pułapki, popełniając przez to pewne logiczne błędy w myśleniu i działaniu. Tu ważna jest kwestia, na ile ktoś potrafi zauważać te zniekształcenia i podejmować z nimi pewną dyskusję. Raz się uda, raz się nie uda. Tak działa nasz mózg, po prostu! 

 

Tu muszę zaznaczyć, że zniekształcenia poznawcze potrafią być na tyle uporczywe, że mogą na tyle poważnie zdezorganizować nasze myślenie, że może nas to doprowadzić nawet do choroby psychicznej. Długotrwały stres i nagromadzenie negatywnych, nieodreagowanych emocji potrafi powodować, że te zniekształcenia przybierają tak bardzo na sile, że w pewnym momencie w ogóle nie dajemy sobie z nimi sami rady. 

 

Myślę, że Twój problem polega w dużej mierze właśnie na tym. Zniekształcenia poznawcze bardzo wpływają na nasze zachowanie, mogą wywoływać dziwne nawyki typu wspomniane przez ciebie "zgadzanie się na wszystko". Twój lęk przed odrzuceniem również jest irracjonalny, bo trzeba wiedzieć, że w rzeczywistości świat nie jest taki czarno-biały, że albo można cię lubić, albo nie lubić. To jest dychotomia myślenia i tym samym jest to zniekształcenie poznawcze! Od razu ci mówię, że każdego nawyku można się oduczyć - to nie jest tak, że jak się czegoś ktoś nauczy, to jest to w niego wpisane na całe życie! 

 

Twój problem samotności i odrzucenia ujawnia się w bardzo często w Twoim życiu. Im bardziej ulegasz tym zniekształceniom, tym bardziej je do siebie zapraszasz, pozwalasz na kontrolowanie sobą. Być może nie miałaś w dzieciństwie zapewnionego takiego odpowiedniego "treningu emocjonalnego", który by cię nauczył oswajać z negatywnymi emocjami, podejmować z nimi dyskusję. Może to być wynik nieodpowiedniego wychowania, choć nie wiem tego, bo nie napisałaś nic o tym. 

 

I tu myślę, że najlepsza była by dla Ciebie terapia poznawczo-behawioralna, która pomogła by ci zrozumieć Twoje zniekształcenia poznawcze, byś mogła z nimi podyskutować, wyciągnąć z nich jakąś lekcję, oswoić je i nie pozwalać, by rządziły Tobą i Twoim życiem. Przy okazji będziesz mogła pracować nad zmianą swojego nieadekwatnego stylu zachowania, ulegania w niektórych sytuacjach. Wychowanie to jedno, zaś praca nad sobą i wyciąganie z tego lekcji to już o wiele więcej. Zmiany są możliwe, o ile jest się na nie gotowym, jest się zebranym w sobie, zmotywowanym! 

 

16 godzin temu, johnn napisał:

Mam zespół Aspergera. Mam duże trudności w kontaktach z ludźmi.  Pomoc psychologiczna w moim mniemaniu nie jest wystarczająca lub odpowiednia. Mimo to podejmuję próby. Jutro mam pierwszą jazdę samochodem z instruktorem. Obawiam się. O kursie prawo jazdy nie poinformowałem mamy ani brata. 

 

Za to podejmowanie kursu prawa jazdy cię podziwiam. Ja w chwili obecnej trafiłem na bardzo dobrych psychologów i potrafię podejmować dyskusję ze swoimi zniekształconymi myślami, które czasem mój umysł mi nasuwa. Od pewnych rzeczy nie ma ucieczki, ale najważniejsze jest to, jak sobie z nimi radzimy. Bardzo wiele ludzi czuje lęk przed pierwszą jazdą. Ja totalnie odpuściłem sobie robienie prawa jazdy. Uważam, że nie mam co nawet o tym myśleć, bo od urodzenia mam problemy z koordynacją wzrokowo-ruchową. Nie chcę stwarzać niebezpieczeństwa dla siebie i innych na drodze. Nie daj Boże zagapię się albo stracę zdolność logicznego myślenia w pewnym momencie i... No właśnie. Jak się czegoś nie umie, nie czuje, to się tego nie robi, bo po co się pogrążać. Mimo to jedna psycholog próbowała mnie przekonać bym spróbował, bo nikt mi nie da w mordę za to, że będę się chciał ubiegać o prawo jazdy. No cóż, to racja, ale ja po prostu nie czuję tego. Też mi nie jest to prawo jazdy potrzebne, bo nie wyjeżdżam nigdzie daleko, też od czego są autobusy i pociągi. Bardziej w tym momencie potrzebuję ukończenia dobrych studiów, zawsze chciałem robić coś dla ludzi, przyznam, że nawet chciałbym odkryć lek przyczynowy na jakąś ciężką i nieuleczalną do tej pory chorobę, choćby na FOP, autyzm czy epidermolysis bullosa. 

 

Też nie musisz nikogo o tym informować, oświadczać, bo to Twoja sprawa, że robisz sobie ten kurs dla siebie, a nie dla brata czy kogoś innego, jesteś w końcu dorosły. Życzę powodzenia na kursie i na drodze! 🙂

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, MarekWawka01 napisał:

Za to podejmowanie kursu prawa jazdy cię podziwiam. Ja w chwili obecnej trafiłem na bardzo dobrych psychologów i potrafię podejmować dyskusję ze swoimi zniekształconymi myślami, które czasem mój umysł mi nasuwa. Od pewnych rzeczy nie ma ucieczki, ale najważniejsze jest to, jak sobie z nimi radzimy. Bardzo wiele ludzi czuje lęk przed pierwszą jazdą. Ja totalnie odpuściłem sobie robienie prawa jazdy. Uważam, że nie mam co nawet o tym myśleć, bo od urodzenia mam problemy z koordynacją wzrokowo-ruchową. Nie chcę stwarzać niebezpieczeństwa dla siebie i innych na drodze. Nie daj Boże zagapię się albo stracę zdolność logicznego myślenia w pewnym momencie i... No właśnie. Jak się czegoś nie umie, nie czuje, to się tego nie robi, bo po co się pogrążać. Mimo to jedna psycholog próbowała mnie przekonać bym spróbował, bo nikt mi nie da w mordę za to, że będę się chciał ubiegać o prawo jazdy. No cóż, to racja, ale ja po prostu nie czuję tego. Też mi nie jest to prawo jazdy potrzebne, bo nie wyjeżdżam nigdzie daleko, też od czego są autobusy i pociągi. Bardziej w tym momencie potrzebuję ukończenia dobrych studiów, zawsze chciałem robić coś dla ludzi, przyznam, że nawet chciałbym odkryć lek przyczynowy na jakąś ciężką i nieuleczalną do tej pory chorobę, choćby na FOP, autyzm czy epidermolysis bullosa. 

 

Też nie musisz nikogo o tym informować, oświadczać, bo to Twoja sprawa, że robisz sobie ten kurs dla siebie, a nie dla brata czy kogoś innego, jesteś w końcu dorosły. Życzę powodzenia na kursie i na drodze! 🙂

Udzieliłem odpowiedzi w wiadomości prywatnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zniekształceń poznawczych jak się dowiedziałam czytając o tym w sieci- mam sporo. Wydaje mi się że z listy zniekształceń ta katastrofizacja najbardziej mnie gryzie.

Nie wiem czy dobrze rozumiem ale mam taki problem iż jak źle się czuję czy np. mdło mi lub pali mnie w klatce piersiowej to od razu myślę że umrę. Strasznie wtedy się przerażam tym faktem i objawy się nasilają.

Myślę sobie że to pewnie od orzechów mam alergię i zaraz wykorkuję. Albo jak po wysiłku mam złe samopoczucie to zaraz myślę że umrę bo będę mieć zawał albo organ mi pękł od wysiłku albo etc etc

 

Na każdą dolegliwość myślę faktycznie tak iż zamiast ją przeczekać i odpocząć to od razu dramatyzuje że umrę.. nie wiem czy to nie pokłosie sytuacji zaniedbania emocjonalnego dziecka. Chodzi o to iż jeżeli dziecko czegoś nie dostaje, a jest zależne od rodzica by przetrwać, brak rodzica/fizycznie-emocjonalnie/ oznacza śmierć. Mogę się mylić ale paniczny strach i to że umrę na każdym kroku normalny nie jest..

? Dziękuję za odpowiedź może ktoś coś skomentuje więcej.. 

 

Ps. Dychotomia to coś w czym się specjalizuję

Edytowane przez KarinaMarina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×