Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak sobie z tym poradzić?


ehempatia

Rekomendowane odpowiedzi

Znalazłam trochę siły, mam w końcu "lepszy" dzień, kiedy myślę trzeźwo i nawet twierdzę coś pozytywnego na swój temat. Przychodzę po pomoc, wskazówkę. I tak, wiem, że nikt tego za mnie nie zrobi. Ale z nikim nie umiem o tym rozmawiać, każdy mi mówi, że mam "czekać aż coś się znajdzie i się nie denerwować". Yeah. 

 

Uważam, że trzeba się rozpychać łokciami albo coś umieć, żeby dostać satysfakcjonującą pracę. No albo samemu być sobie szefem, ale do tego potrzeba odwagi i samodyscypliny. 

 

Jestem przerażona swoim brakiem kompetencji do życia. Zdobyłam wyższe wykształcenie ds bezpieczeństwa, ale nic mi te studia poza tytułem inżyniera nie dały. Lubiłam je, były ciekawe, ale dopiero po ich skończeniu poznałam i swoje mocne strony i dały mi się we znaki wszystkie nieprzepracowane psychoblokady, które mnie hamują. Obie rzeczy nie współgrają z wiedzą akademicką i zawodem, w kierunku którego mogłabym się rozwijać dalej. Po studiach jest kilka możliwości, każda z nich wymaga rozwoju, bo nie mam żaaadnych uprawnień ani specjalności, o czym dowiedziałam się dopiero w połowie drugiego roku, przez własną naiwność i gapiostwo. Szkoda było mi je przerwać, bo "straciłabym tyle czasu". Guzik, teraz tracę go więcej i boleśniej. 

 

Planowałam zaszyć się w pracy z małą odpowiedzialnością, brakiem kontaktu z codziennie nowymi ludźmi, najlepiej nie wymagającej myślenia. Moje psychodramaty w głowie robią mi takie imprezy, że dodatkowy stres prawdopodobnie by mnie przeładował. Planowałam stać się robotem, który zostawia pracę w pracy. Wysłałam do tej pory około 50 aplikacji - początkowo na staże, praktyki niezwiązane z wykształceniem i do pracy w pakowaniu przesyłek internetowych czy do pracy w magazynie.

 

Zdarzyło mi się błędnie zlokalizować dany zakład pracy co wiązało się z utrudnionym lub niemożliwym dojazdem komunikacją miejską, która jest moją jedyną opcją. I jak to z moim szczęściem bywa, właśnie z takich miejsc się do mnie odzywali. Każdą odmowę ze względu na ten cholerny transport musiałam odchorować dwoma dniami w łóżku.

 

W końcu wybrałam się na rozmowę, akurat trafiła na dni, kiedy czułam, że znajduję się w mydlanej bańce. Dysocjacja działa na mnie tak pozytywnie, że całkowicie zabiera mój stres i wszelkie blokady - rozmowa poszła tak dobrze, że sama bym się w tamtym momencie zatrudniła. Pracodawca nie zgodził się na to, że miałabym trafić do magazynu ale zaproponował mi pracę w biurze, która polegała na wystawianiu ogłoszeń na allegro itd. I wtedy we mnie obudziła się jakaś agresja do samej siebie. Pracodawca dał mi 6 godzin do namysłu czy chcę podjąć się tej pracy, widziałam, że zależało mu na mnie jako przyszłym pracowniku. I wtedy pojawiła się panika, bańka pękła. Jestem pewna, że gdyby nie dał mi tylko 6 godzin, ale cały weekend (to było w piątek) to byłabym teraz zatrudniona. Odmówiłam, bo całe moje ciało pokazywało mi, że to zły pomysł, że stać mnie na więcej, że umniejszam swoim umiejętnościom. Już dawno nie odwiedziło mnie poczucie własnej wartości, chyba ostatnio w podstawówce.

 

Zabrałam się do wykonania naprawdę rzetelnego CV i postanowiłam dać sobie szansę jako asystent ws bezpieczeństwa - coś kierunkowego, umiejętności zgadzają się z wymaganymi no i dla mojej głowy mniejszy stres, bo to "asystent", nie osoba decyzyjna. I chyba to, że nikt z tego środowiska się do mnie nie odezwał najbardziej podłamało moją już nieźle poturbowaną samoocenę.

 

Ofert jest niewiele, szukają głównie specjalistów z dekadą doświadczenie. Nie potrafię się zareklamować i też niewiele potrafię w ogóle. Mam prawko, nie mam samochodu, nie mam wiary w siebie czy dałabym radę być odpowiedzialnym kierowcom. Mam dużą wadę wzroku, koryguję soczewkami, pole widzenia jest okej, ale gdyby przyszło mi patrzeć tylko gorszym okiem to nie ma szans. To wiąże się z ograniczeniem sprawności fizycznej - ciężary powyżej 5 kg odpadają, a to już bardzo wiąże ręce.

 

No czuję się beznadziejnie, nie mam z kim o tym porozmawiać. Mam awersję na "będzie dobrze". Nie wiem jaki ruch wykonać. Jestem przez tą sytuację w chronicznym stresie od marca. Aktywnie szukam pracy od lipca. Nie potrafię się skupić, mam same wątpliwości. Zdarzają się dni, kiedy wiem, że mogę. Ale brak odzewu i ta sytuacja sprawia, że wstydzę się wychodzić do ludzi i im odpisywać, gdy pytają co u mnie i czy może już znalazłam...

 

Kończą mi się fundusze. Pomyślałam przez chwilę o podyplomówce, która da mi jakieś uprawnienia, ale jest płatna  Urząd pracy (jestem zarejestrowana) rzekł, że "nie mają pieniędzy na takie pierdoły". No, ja też nie mam. Ofert też nie mają, przez pandemię nie biorą udziału w organizowaniu pracy, dopóki sam się nie dogadasz z pracodawcą, który u nich zostawi swoją ofertę. A co do odzewu od pracodawcy to już opisałam wyżej. 

 

Dużo tu chaosu, ale w mojej głowie jest gorzej. Moje mocne strony to wrażliwość, z której wynika umiejętność słuchania i empatia, lekkie pióro, kreatywność i poczucie estetyki. No i humor, tylko humor mnie ratuje. 

 

Ktoś, coś, cokolwiek? Tylko tak, poproszę, nie za dotkliwie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę jesteś bardzo podobna do mnie 🙂 Nie tak dawno, w tym roku, odrzuciłam świetną ofertę pracy, gdyż a) dostałam mało czasu do namysłu, b) nie wierzyłam w swoje umiejętności i bałam się, że sobie nie poradzę.

 

Powiedz mi, czy kiedyś pracowałaś? Mam na myśli takie prace nie w zawodzie: na wakacjach, w weekendy?

Jaką pracę chciałabyś wykonywać? Może się mylę, ale wydajesz się być niezdecydowana co do tego, jakiej pracy szukasz, jakiej pracy chcesz w tym momencie. Wysyłasz CV hurtowo, przez co zdarzają się pomyłki. Z mojego (maleńkiego) doświadczenia wynika, że najlepiej przyjść z CV osobiście. To pokazuje, że jesteś zdecydowana, a i Ty unikniesz pomyłek, zobaczysz dojazd, budynek, jakichś ludzi, a całość może być dobrym ćwiczeniem z umiejętności społecznych. A może wolałabyś wykonywać pracę zdalną? Jakieś pisanie tekstów?

 

Czy byłoby możliwe zdobycie nowych umiejętności bez podyplomówki? Jeśli zdecydowałabyś się na te studia, to ze względu na koszta myślę, że musiałabyś być zdecydowana, że chcesz pracować w swoim zawodzie i że taka podyplomówka Ci się przyda. Jeśli byłabyś zdecydowana, to pozostaje już jedynie problem zarobienia na te studia.

 

Tak sobie myślę, może na początek najlepsza byłaby jakaś prosta praca, żebyś nabrała pewności siebie, zarobiła trochę pieniędzy. Potraktować to jako ćwiczenie, pracę na chwilę. Skoro szukasz od lipca, a już jeden pracodawca chciał Cię zatrudnić, to prawdopodobnie znajdzie się następny.

 

Może to brzmi jak kiepski tekst motywacyjny, ale jeśli chcesz dostać daną pracę, jesteś zdecydowana, że chcesz pracować w danym miejscu (choćby na chwilę), to łatwiej jest dostać taką pracę. Bo to także Ty wybierasz pracodawcę i konkretną pracę. I nie jesteś jedyna z takimi rozterkami i trudnościami. Moja psycholog mówiła, że większość młodych ludzi przeżywa kryzys na tym etapie życia. To jest trudny moment, to jest całkowicie normalne, że masz dużo wątpliwości, a niepowodzenia Cię przygnębiają. Moja psycholog mówi, że to też piękny moment życia, bo tyle różnych możliwości i dróg. Co do tego ostatniego nie jestem przekonana, bo nienawidzę podejmowania decyzji ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pracowałam chwilę w sklepie obuwniczym, galeriowa sieciówka. Pół miesiąca, w trakcie wakacji na studiach. Miało być elastycznie, a koniec końców wyszłam na minusie ze względu na dojazdy. Ciągły kontakt z ludźmi nie był aż tak dobijający (w tamtym okresie życia - choć zdarzały mi się panie, które niczym Kopciuszek oczekiwały, że wsunę im poszukiwany pantofelek na nie rzadko zaniedbaną stópkę, uuuuch), co dodatkowa rola, za którą ciągle otrzymywałam zjebki (pilnuj butów, jak mogłaś nie zauważyć, że ktoś tam właśnie wyniósł nową kolekcję i zostawił puste pudełko). No a o tym nie było nic w moich obowiązkach. Byłam bardzo sfrustrowana, za bardzo brałam straty jako moją winę. Przychodziłam z pracy i spałam. Przed pójściem do pracy czułam jak staję się martwa w środku. Dzisiaj myślę, że reagowałam zbyt przesadnie. Druga praca nauczyła mnie, że jednak umiem mieć w... Większy dystans. 

 

Wyjechałam do Holandii z chłopakiem, w sumie to był mój pomysł. Bałam się tak strasznie, że dwa tygodnie przed wyjazdem straciłam apetyt i w dzień wyjazdu wszystkie ciuchy były na mnie za duże, a w skurczonym żołądku zmieściłby się może orzech włoski. Czekałam tylko aż rodzice, z którymi wówczas mieszkałam, powiedzą "nie jedź". Na szczęście nie doszło do tego i już miesiąc później i kilka zawirowań dalej, poznałam swoje miejsce w pracy fizycznej na produkcji. Dostałam cięższą pracę niż mój luby, na początku strasznie tryhardowałam, uważałam, że muszę zasłużyć na szacunek ciężką, rzetelną pracą. Ale to tylko spowodowało zwiększony wyzysk na mnie. W końcu zostałam sama na stanowisku, na którym powinno być w niektórych momentach 4-5 osób. Bo dawałam radę. W końcu wygrał zdrowy, słowiański wku*w. Awansowałam z robaka do osoby, z którą trzeba się liczyć. W międzyczasie zaczęłam dbać o swoje zdrowie, bo zauważyłam, że poważnie podupada przez mój ciągły tryb czuwania i "daj mi jeszcze, ja wszystko zniosę". Zarobiłam w 8 miesięcy tyle, co moja mama w 2 lata. Czułam się dobrze, przeszkadzał mi tylko brak prywatności (hotel pracowniczy), mobilności (brak auta) i możliwości rozwoju dla głowy. Praca czasem już w środku tygodnia wykańczała, ale wprowadziła rutynę, która naprawdę zrobiła dobrze dla mojej głowy. Zobaczyłam kawałek życia poza bajkami Disneya.

 

No ale wróciłam do kraju, czasem chyba żałuję. Żaden z moich dotychczasowych wyborów pracy nie wiązał się z zainteresowaniami i obie powodowane były chęcią zysku. Nie wiem co chciałabym robić. Nie mam na siebie pomysłu i tego też się wstydzę. Moje studia miały związek z ochroną środowiska, bhp i analizą ryzyka w różnych dziedzinach: budowlance, transporcie drogowym, gospodarce odpadami. Itd, itp. Wybrałam je z takim przekonaniem, że mam tylko liceum, więc muszę gdzieś iść. A inżynier to pewnie więcej zarobi. Wcześniej moje serduszko było przy języku polskim - bardzo łatwo przychodziło mi pisanie. Ale co potem, McDonalds? Nie chciałam skończyć jak babcia - żyjąca z bycia żoną i mama - zdana na wyplatę męża, bo jej nie zapewniłaby przeżycia. To były moje myśli w czasie liceum. Teraz niby znam swoje mocne strony, ale wiele moich psychicznych rozterek i zaburzeń mnie blokuje. No i nie wpisują się one w zdobyte przeze mnie wykształcenie. Nie umiem spojrzeć na siebie jak na osobę poważną. Za to wszystko traktuję zbyt poważnie.

 

Mogłabym pracować zdalnie, bardzo chętnie. Tworzyć treści, dokumenty. Kiedyś dużo radości dało mi przygotowanie plansz do nauki przed maturą. Były kreatywne, edukujące w przystępny sposób i estetycznie wykonane. I chyba to zdanie opisuje w czym jestem najlepsza. Ale czy komukolwiek to jest potrzebne? Gdzie szukać? Naprawdę nie czuję, żeby jakikolwiek pracodawca mógł być ze mnie zadowolony. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×