Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

podrzuciłem Twojej mentalności teologię Davida Bentleya Harta, która raz, że jest bardziej racjonalna i spójna, dwa to bardziej pozytywna, dzięki czemu do zaakceptowania dla Twojej mentalności, ale nawet nie zwróciłeś uwagi, w takim razie skoro chcesz by się ta Twoja mentalność kisiła w potwornej teologii Natanka to nie marudź, że tak jest.

 

Nie chodzi mi o to, aby moja mentalność się w czymś kisiła. Trudne prawdy wywołują w niej "opór". "Buntuje się" przeciwko tym teologiom, które zaprzeczają powszechnemu zbawieniu. Ona dostaje psychozy "antydogmatyczej", "urojeń wielkościowych i posłanniczych". "Wściekle" atakuje pewne dogmaty katolickie (i nie tylko doktryny obecne w katolicyzmie - o muzułmanach migrujących do Europy ma bardzo złe zdanie, niech "siedzą" w krajach muzułmańskich, a nie do nas przybywają!), przez które mam tyle problemów potęgujących moją niezaradność.

 

Mam skierowanie do szpitala na obserwację i chciałbym nawet i jutro tam się udać, żeby powiedzieć o tym, co się ze mną dzieje. Zamiast na np. pracę i naukę psychika poświęca energię, czas na to, co związane jest z dogmatami i obrzędami. Mentalność "oskarża" m.in. tradycyjny katolicyzm i wiarę muzułmańską o straszne rzeczy (m.in sianie "kwasu faryzeuszów", kaleczenie ludzi (zwłaszcza psychiczne), marnotrawienie szans na naprawę świata (i zajmowanie się legalizmem zamiast edukacją ludzkości i poprawą jej warunków życia))

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mniej więcej taka teologia jest "naturalną teologią mojej mentalności", głosi ona zwł. zbawienie wieczne i ostateczne każdego pojedynczego grzesznika bez względu na to, co czynił w życiu doczesnym, jaką wyznawał religię. Dla Kościoła Katolickiego (a zwłaszcza przez bardziej tradycyjnych katolików) jest ona oczywiście heretycka ze względu na podważanie dogmatów i tradycji. Teologia mentalności nie oznacza oczywiście, że można robić, co się podoba (np. uprawiać nierząd, torturować innych).

 

Ale strasznie krytykuje tradycyjną eschatologię. Dla mojej mentalności tradycyjna religia wygląda na coś, co wydaje ogólnie złe owoce (np. podziały, nerwice, ateizm, bluźnierstwa), a nie dobre (np. łagodność, pokój, czystość, dostatek). Mentalność ma też inne ujęcie możliwości wiecznego potępienia - sprzeczne z tradycyjnymi opiniami czy objawieniami - odrzucające istnienie mąk piekielnych i łatwość nieotrzymania łaski wiecznego zbawienia. Możliwość wiecznego potępienia w niej zostaje, ale jest tylko teoretyczna. Mentalność chce wierzyć w to, że żaden człowiek nie wybrał i nie wybierze wiecznego potępienia. Dla niej "to doktryny są ZŁE, a nie grzesznicy, nie ludzie". Mentalność "oburzają" np. doktryny o dzieciach nienarodzonych cierpiących cieleśnie w ogniu piekielnym (taka doktryna kojarzy jej się z bardzo potępionym w Biblii kultem Molocha, dla którego ponoć palono dzieci żywcem, a w Kartaginie (mieście założonym przez Fenicjan) kult tego rodzaju idola był powszechny). Oburzające moją mentalność poglądy na wieczne zbawienie (np. teorie pominięcia w łasce głoszące, że Stwórca nie ma woli, by zbawić wszystkich ludzi) mentalność nazywa "duchem Kartaginy"). Z Kartaginy pochodził Tertulian, a św. Augustyn, którego niektóre teksty dla mentalności wyglądają, pomimo całej wielkości tego świętego, na skażone owym haniebnym duchem Kartaginy, w Kartaginie uczył się retoryki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mentalności "popularna" teologia (obecna nie tylko u chrześcijan, ale i muzułmanów, głosząca łatwość okrutnego potępienia wiekuistego) to... "wino Kartaginy"! Dla mentalności Najwyższy przedstawiony został w niej jako... Moloch czy Baal! "Moloch" pochodzi od słowa oznaczającego "król", a "Baal" dosłownie znaczy "pan". Obrzydliwy bożek ludów kananejskich, dla którego palono dzieci żywcem.

 

Kartagina była w latach 333 p.n.e - 149 p.ne.e stolicą Fenicji, wcześniej był nią Tyr (od ok. 1000 r. p.n.e.) (https://en.wikipedia.org/wiki/Phoenicia). Z https://en.wikipedia.org/wiki/Carthage: The name meant "New City" (compare Aramaic קרת חדתה, Qeret Ḥadatha, and Hebrew קרת חדשה, Qeret Ḥadašah), implying it was a "new Tyre". Nowe Miasto - Nowy Tyr. Tyr bardzo źle się kojarzy w Biblii (rozdziały od 26 do 28 Księgi Ezechiela, zwłaszcza początkowa i środkowa część rozdziału 28 (http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=732), gdzie jest fragment o władcy (królu) Tyru i o upadku tego władcy). Opis ten zdaje się nawiązywać do... samego Szatana! Imię znanego wodza Kartaginy, Hannibala, znaczy "łaska Baala". A dla Baala w Kartaginie palono dzieci żywcem. Fragmenty z artykułu o Molochu w Wikipedii:

 

Moloch, bóg Ba’al, inaczej Święty Byk, był szeroko czczony w starożytności na Bliskim Wschodzie oraz wszędzie tam, gdzie rozrastała się kultura Kartagińczyków. Bóstwo było znane i przedstawiane pod trzema formami: cielak, wół lub człowiek z głową byka. Moloch nie był znany pod tym imieniem wśród swoich kultów, jest to tylko hebrajskie tłumaczenie. Pisemna forma Moloch (pierwsze greckie tłumaczenie Starego Testamentu) lub Molech (hebrajskie) tak naprawdę nie różną się niczym od nazwy Melech, czyli król. Hebrajskie litery מלך (mlk) zazwyczaj oznaczają melek – króla, ale wymawiane mōlek było tradycyjnie rozumiane jako właściwe imię Moloch. (...)

 

Została wysnuta teoria, że bóg miasta Tyr, Melkart „król miasta”, był Molochem, a Melkart/Moloch był także jednocześnie Malkomem oraz innymi bogami, których nazwa zawierała w sobie mlk. (...)

 

Plutarch, grecki historyk, napisał w De Superstitiones, 171:

 

...cały teren przed statuą był wypełniony ogromnym hałasem fletów i bębnów, aby płacz zawodzących nie docierał do uszu zgromadzonych ludzi

Wydaje się więc, że dla wielu komentatorów bóg Kronos, lub Saturn, był Molochem. (...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność "myśli", że kult Molocha miał jakieś dodatkowe znaczenie dla złych duchów - że chodziło im także o bezczeszczenie Imienia Najwyższego, tworzenie "podwalin" pod "teologię niepojętej grozy"...

 

W internecie znalazłem taki cytat Tertuliana (urodzony w pogańskiej rodzinie w Kartaginie, gdzie był retorem, nie jest on zaliczony zaliczonego do świętych Kościoła, podobne jak Orygenes), po angielsku i jego szybkie tłumaczenie z tłumacza Google:

 

“At that greatest of all spectacles, that last and eternal judgment how shall I admire, how laugh, how rejoice, how exult, when I behold so many proud monarchs groaning in the lowest abyss of darkness; so many magistrates liquefying in fiercer flames than they ever kindled against the Christians; so many sages philosophers blushing in red-hot fires with their deluded pupils; so many tragedians more tuneful in the expression of their own sufferings; so many dancers tripping more nimbly from anguish then ever before from applause."

 

"Na to największy ze wszystkich spektakli, które w zeszłym i wieczny wyrok, jak ja podziwiam, jak się śmiać, jak radować, jak radujmy, gdy oto tak wielu dumnych władców jęczy w najniższym otchłań ciemności; tak wielu sędziów skraplania w zaciętych płomieniach niż kiedykolwiek zapłonął przeciwko chrześcijanom; tak wielu mędrców filozofowie blushing w żarzące pożarów z ich zwiedzionych uczniów; tak wiele tragików bardziej melodyjny ekspresji własnych cierpień; tak wielu tancerzy potknięcia więcej zwinnie z bólu niż kiedykolwiek wcześniej od oklasków. "

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Kartagina była w latach 333 p.n.e - 149 p.ne.e stolicą Fenicji, wcześniej był nią Tyr (od ok. 1000 r. p.n.e.)

 

Nie popisuję się, tylko uściślam. Kartagina była stolicą jednego z państw stworzonych przez Fenicjan. Fenicjanie byli trochę podobni do Greków, mieli pewną niechęć do stworzenia jednego państwa skupionego w jednym ośrodku, Handlowali, znali się na żeglowaniu i kolonizacji, ale nie mieli raczej zakusów imperialnych. Pewnym wyjątkiem jest tu podbój Hiszpanii przez Kartaginę po pierwszej wojnie punickiej.

 

Dlatego takim wyjątkiem, który odniósł tak wielki sukces polityczny był Rzym. Społeczeństwo nie-monarchiczne, które podjęło świadomą i planową politykę imperialną, realizowało ją systematycznie przez setki lat i było głodne nowych zdobyczy, było niejako skazane na sukces. Nikt w okolicy nie myślał w ten sposób.

 

Mentalność "myśli", że kult Molocha miał jakieś dodatkowe znaczenie dla złych duchów - że chodziło im także o bezczeszczenie Imienia Najwyższego, tworzenie "podwalin" pod "teologię niepojętej grozy"...

 

Złe duchy są obecne w ludzkiej świadomości pod postacią złych myśli, każdy człowiek się z nimi zmaga. Co z nimi pocznie, to już kwestia indywidualnego wyboru. Groza to element ludzkiej natury, zło nie tkwi w żadnym systemie, żadnej religii, żadnej ideologii, zło tkwi w człowieku, może się tylko przejawiać w rozmaity sposób i rozmaite przybierać formy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mentalności wśród doktryn większości monoteistów na świecie jest tyle zła, że głowa mała. "Zbuntowała się" przeciwko ich doktrynom. "Trudno wyrazić to, co się u mnie dzieje". Mentalność bardzo krytykuje także pewne treści obecne w Kościele Katolickim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jetodik, Od dzieciństwa słyszałem od księży że niewiara jest największym złem, dyskwalifikującym jako katolika, chrześcijanina. Na lekcji religii słyszałem że jedyna sytuacja w jakiej niechrześcijanin może dostać się do nieba to wtedy gdy nie spotkał się z tą religia np gdzieś głęboko w buszu, gdy się spotkał i ją odrzucił na stałe, jest w najcięższym grzechu . Przecież na zdrowy rozsądek ktoś kto nie wierzy nie może dostać nagrody za gorliwą wiarę czym jest raj,a pierwsze przykazanie domniemam najważniejsze tego właśnie dotyczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę wypiłem to się wypowiem. Religia to taki zmaterializowany i formalnie zaakceptowany zestaw mitów. W szkole się uczymy jacy to naiwni byli Rzymianie, że wierzyli w tych bogów. Kolega ostatnio był zaskoczony jak mu powiedziałem, że kiedyś w to wierzono na równi z Jezusem, itd. Każdy ma jakiś zestaw uproszczeń, tak działa mózg. Ja np. w dzieciństwie miałem bardzo ciekawą koncepcję generowania grafiki 3d. Wydawało mi się, że wszystkie możliwe klatki są zapisane wcześniej na dysku, a komputer je później wyświetla. Co jest absurdem, bo zabrakło by miejsca na Ziemi, żeby zgromadzić tyle pamięci. Lepsze kiepskie wytłumaczenie niż żadne. Religia chrześcijańska tym się różni, że jest jak Coca-Cola. Wszechobecna i akceptowana niż alkohol w monopolom. Co tygodniowe powtarzanie tych samych zdań w bardzo poważny sposób działa jak hipnoza. Każdy wie, że hipnotyzer jest bardzo poważny w głosie, mówi wszystko z przekonaniem i dlatego jego sugestie trafiają do podświadomości. Dodać do tego podstawowy lęk człowieka, czyli ten przed śmiercią i wszystko się zazębia.

 

Ja swoją inicjację religijną miałem mniej więcej w czasie komunii, czyli w wieku 9 lat. Wtedy się tworzy potrzeba przynależności do jakiejś grupy. Wytłumaczenia świata w sposób jakikolwiek i pamiętajmy że dziecko w tym wieku jeszcze niedawno wierzyło w Mikołaja. Jednak religia to coś w co wierzą jego rodzice, nauczyciele itd. Więc nie odważa się kwestionować. No a potem nadchodzi okres liceum i część ludzi się zastanawia nad sensem tego wszystkiego tylko z pomocą własnego umysłu. Ja niby jestem agnostykiem, ale na Facebooku mam napisane "Deizm". Zbyt głęboko siedzi to 9 lat bycia ministrantem, by teraz sobie powiedzieć stop. Ale biorę to na klatę i z drobnymi wyjątkami nie mam pretensji do nikogo. Sam się zapisałem na ministranta. Gdyby nie raczkująca schizofrenia to bym ten temat traktował bardziej pobieżnie. Jeśli Bóg istnieje to pewnie chciałby, żebym został agnostykiem. To parafraza "najbardziej pobożnego ateisty", czyli cytowanego wcześniej Einsteina.

 

Także Love & Peace. I jedyne co bym chciał to żeby religia była uczona w salkach. Bo przedmiot w szkole daje iluzję naukowości temu wszystkiemu. Jak widać temat śmierci jest tak bardzo poważny, że potrafią nim tylko zająć specjalnie wyszkoleniu ludzie o wierze w życie pośmiertne czyli księża. Póki ktoś tego tematu nie rozwiąże to Kościół nadal będzie potrzebny. Ja np. życzę sobie pochowania mojego ciała na cmentarzu parafialnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Religia chrześcijańska tym się różni, że jest jak Coca-Cola. Wszechobecna i akceptowana niż alkohol w monopolom.

 

Jeśli Bóg istnieje to pewnie chciałby, żebym został agnostykiem

 

I jedyne co bym chciał to żeby religia była uczona w salkach. Bo przedmiot w szkole daje iluzję naukowości temu wszystkiemu. Jak widać temat śmierci jest tak bardzo poważny, że potrafią nim tylko zająć specjalnie wyszkoleniu ludzie o wierze w życie pośmiertne czyli księża.

 

1. Wielu nie lubi, nie akceptuje i wręcz kontestuje kościół w Polsce, więc z tą coca-colą to nie do końca trafne porównanie.

 

2.Jeśli Bóg istnieje, to pozostawia Tobie wybór kim chcesz zostać. Ważne, żebyś niezależnie od obranej religii, był przyzwoitym człowiekiem, a Bóg, jakkolwiek go definiować, będzie zapewne z Ciebie zadowolony.

 

3. Religia w szkołach to łapówka dla kościoła, żeby kościół mógł sobie trochę dorobić i wbijać do młodych głów co trzeba, zresztą efekt zazwyczaj jest odwrotny, bo owa przymusowa katecheza wychodzi potem bokiem. Komu katolicyzm pasuje, ten sam go sobie potem obierze, a wciskanie czegoś na siłę, nie ma sensu.

 

Katolicyzm nie ma z naukami ścisłymi wiele wspólnego, to fakt. Wszelkie wątpliwości, paradoksy są wyjaśniane jako nieprzeniknione zagadnienia, których zwykły śmiertelnik nie pojmie. Trzeba brać wszystko na wiarę, jednym to pasuje, innym nie, nie wartościuję teraz- może to dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marksizm, jak widzę, szerzy się tu w najlepsze...

 

Jeżeli ktoś jednak szuka Boga, to patrząc na dzieła Stwórcy i na nasze "osiągnięcia" widać jasno, że Jego zamysł wielokroć, może nieskończenie przewyższa nasze możliwości.

Więc jeżeli ktoś szuka Boga (nie zaś bożka), ale zakłada na wstępie, że musi się On zmieścić się w jego, czy ogólnie w naszych, ludzkich ramach to już na początku okazał się głupcem. Z powodu, który wskazałem powyżej. I żadne odwoływania do osiągnięć "nauki", której nawet podstawowych teorii (np. grawitacji) - jak sądzę - nie rozumiecie, tego nie zmienią.

Was nauczono (w przymusowej edukacji) tylko powtarzać "naukowe" ogólniki bez zrozumienia, (czasem jedynie z niewielką zdolnością samego opisu zjawisk).

Nieprzypadkowo was oczywiście tego nauczono, ponoć "za free".

 

Więc jeżeli ktoś szuka Absolutu i zna swoje ograniczenia, to logiczne jest poszukiwanie "nieziemskich" przekazów i zdanie się czasem na nadprzyrodzone znaki.

Ale gdy ktoś mówi, że poszukuje Go w ramach chrześcijaństwa, w którym Bóg sam objawił, że Jego ścieżki nie są naszymi, a odrzuca Jego Słowo to znów okazuje się głupcem.

Np. co do sprawiedliwości: Pan Jezus w przypowieściach o marnotrawnym synu, o robotnikach w winnicy, o nieuczciwym rządcy, o talentach, o uczcie królewskiej itd. pokazał wyraźnie, że Jego sprawiedliwość nie przystaje często do naszych oczekiwań. Bóg jawi się tu czasem jako zbyt miłosierny (np. przypowieść o marnotrawnym synu, o robotnikach w winnicy), innym razem zaś zbyt surowy (np. przypowieść o talentach, o uczcie). Jego sprawiedliwość wydaje się nam często paradoksalna.

Ale to Jego prawo! On jest Bogiem, Stwórcą wszechrzeczy. a my stworzeniem.

Dlatego Pismo nieprzypadkowo mówi, że początkiem mądrości jest bojaźń Pańska.

 

Nie podoba Ci się to Pismo?

Szukajże więc, może znajdziesz gdzieś lepsze.

Sądzę jednak, że dla każdego uczciwego i nieco zorientowanego człowieka jest jasne, że Ewangelia przewyższa w swym pięknie i mądrości całą resztę religijnej literatury innych wyznań i wciąż porusza nowe pokolenia.

A kultura (w tym Kościół), która na niej wyrosła (asymilując część wcześniejszej greckiej i rzymskiej mądrości), była przez ponad tysiąc lat najsilniejszą i najpiękniejszą, spośród nam znanych.

I nawet dziś, gdy na Zachodzie ona zdycha, i obecnych jest w niej jedynie mały procent przekazu Chrystusa, duża część ludzkości gotowa jest tam, ryzykując życie, dotrzeć.

Naprawdę potrzeba niewiele rozumu, by to pojąć. I serca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie podoba Ci się to Pismo?

Szukajże więc, może znajdziesz gdzieś lepsze.

 

Sądzę jednak, że dla każdego uczciwego i nieco zorientowanego człowieka jest jasne, że Ewangelia przewyższa w swym pięknie i mądrości całą resztę religijnej literatury innych wyznań i wciąż porusza nowe pokolenia.

 

A kultura (w tym Kościół), która na niej wyrosła (asymilując część wcześniejszej greckiej i rzymskiej mądrości), była przez ponad tysiąc lat najsilniejszą i najpiękniejszą, spośród nam znanych.

 

I nawet dziś, gdy na Zachodzie ona zdycha, i obecnych jest w niej jedynie mały procent przekazu Chrystusa, duża część ludzkości gotowa jest tam, ryzykując życie, dotrzeć.

Naprawdę potrzeba niewiele rozumu, by to pojąć. I serca.

 

1. Kwestią indywidualnych przekonań jest jakie kto woli religijne księgi, spieranie się na temat wyższości jednej nad drugą nie ma najmniejszego sensu, bo każdy ma inny charakter, inne doświadczenia i odmienny światopogląd wyniesiony z innej strefy kulturowej

 

2. Czy cywilizacja europejska za sprawą religii chrześcijańskiej była najpiękniejsza i najsilniejsza? Miała jasne i ciemne strony, jak praktycznie każda religia i każda cywilizacja na świecie. Odkrycie geograficzne swoją drogą, postęp technologiczny- swoją, a krucjaty, inkwizycja, wojny religijne i mariaż tronu z kościołem w imię realizowania politycznych interesów swoją. Wykorzystywanie religii w polityce jest znane i praktyczne, ale jeśli usprawiedliwia się za jej sprawą przelew krwi, to nigdy nie wychodzi to na zdrowie.

 

Chińczycy wywodzą swoją kulturę z konfucjanizmu, tworzyli wielką, prężną i innowacyjną cywilizację przez znacznie dłużej niż tysiąc lat.

 

3. Imigranci docierają do zdegenerowanej Europy, bo liczą na łatwe pieniądze i łatwe kobiety. Dla kogoś żyjącego w nędzy to piękna perspektywa. Fakt, że Europejczycy pozwalają na taką wielką wędrówkę ludów raczej nie najlepiej o nich świadczy. Proszę nie winić samej rewolucji '68, marksizmu i diabli wiedzą jeszcze czego, nikt nie popada w degenerację bez przyczyny.

 

 

 

I żadne odwoływania do osiągnięć "nauki", której nawet podstawowych teorii (np. grawitacji) - jak sądzę - nie rozumiecie, tego nie zmienią.

 

Wyjdzie na to, że uprawiam prozelityzm i może tak jest. Buddyzm godzi nauki ścisłe i empiryzm ze swą doktrynę. Co więcej Dalajlama powiedział, że jeśli współczesne odkrycia zaprzeczą doktrynie buddyjskiej, trzeba będzie ją zweryfikować wedle najnowszych odkryć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marksizm, jak widzę, szerzy się tu w najlepsze...
No tak każdy ateista, wątpiący czy nieodpowiednio wierzący to komunista. Szkoła Rydzyka choć i nawet u niego nie wszyscy tak uważają.

Naprawdę potrzeba niewiele rozumu, by to pojąć.

Z tym się zgodzę, osoby gorzej wykształcone czy ogólnie z niższych warstw wierzą zwykle częściej i głębiej. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na razie pisze ogólnikowo, później przedstawie jak to wygląda np. we współczesnej annihilation theory, a jak w teorii powszechnego zbawienia.

 

Dla mojej natury annihilation theory jawi się niemal tak samo źle, jak teologia mówiąca o wiecznych, bolesnych mękach. Problem w tym, że dla mentalności najlogiczniejszą teologią jest teologia powszechnego zbawienia, a ta teologia w swoich bezpośrednich odmianach stoi w ewidentnej sprzeczności z dogmatyką i tradycją katolicką. W umyśle może pojawiać się u mnie też inna teologia - że wieczne potępienie człowieka jest realną możliwością, z której jednak ŻADEN człowiek w historii nie skorzysta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Kwestią indywidualnych przekonań jest jakie kto woli religijne księgi, spieranie się na temat wyższości jednej nad drugą nie ma najmniejszego sensu, bo każdy ma inny charakter, inne doświadczenia i odmienny światopogląd wyniesiony z innej strefy kulturowej

Nie. Wręcz przeciwnie, spieranie się o to, co jest prawdą ma wielki sens. Głosisz fałszywy relatywizm. A prawda jest jedna, tak jak jedna jest prawdziwa opowieść o świecie. Choć w innych kulturach są oczywiście ziarna prawdy, np. opowieść o potopie.

2. Czy cywilizacja europejska za sprawą religii chrześcijańskiej była najpiękniejsza i najsilniejsza? Miała jasne i ciemne strony, jak praktycznie każda religia i każda cywilizacja na świecie. Odkrycie geograficzne swoją drogą, postęp technologiczny- swoją, a krucjaty, inkwizycja, wojny religijne i mariaż tronu z kościołem w imię realizowania politycznych interesów swoją. Wykorzystywanie religii w polityce jest znane i praktyczne, ale jeśli usprawiedliwia się za jej sprawą przelew krwi, to nigdy nie wychodzi to na zdrowie.

Chińczycy wywodzą swoją kulturę z konfucjanizmu, tworzyli wielką, prężną i innowacyjną cywilizację przez znacznie dłużej niż tysiąc lat.

Miałem na myśli jakieś ogólne podsumowanie, choć oczywiście były złe rzeczy, ale nie myślę tu akurat o inkwizycji i krucjatach.

Mówiąc o najpiękniejszej kulturze myślałem raczej o literaturze,filozofii, muzyce, nauce niż cywilizacji. No i Kościele.

 

3. Imigranci docierają do zdegenerowanej Europy, bo liczą na łatwe pieniądze i łatwe kobiety. Dla kogoś żyjącego w nędzy to piękna perspektywa. Fakt, że Europejczycy pozwalają na taką wielką wędrówkę ludów raczej nie najlepiej o nich świadczy. Proszę nie winić samej rewolucji '68, marksizmu i diabli wiedzą jeszcze czego, nikt nie popada w degenerację bez przyczyny.

Myślę, że większość przybywa w normalnych celach, chce pracować i dostatnio żyć. Liczą na gościnność i wyrastającą z chrześcijaństwa życzliwość. Natomiast jak ktoś im naiwnie rozdaje pieniądze, to nie dziwię się, że biorą.

Wyjdzie na to, że uprawiam prozelityzm i może tak jest. Buddyzm godzi nauki ścisłe i empiryzm ze swą doktrynę. Co więcej Dalajlama powiedział, że jeśli współczesne odkrycia zaprzeczą doktrynie buddyjskiej, trzeba będzie ją zweryfikować wedle najnowszych odkryć.

:D To, co napisałaś w moich oczach tylko falsyfikuje buddyzm. Zresztą, nie uważam go za religię, a filozofię. Jak wiadomo poglądy na każdy istotny wymiar natury/kosmosu w przeciągu ostatnich 2 tys. lat zmieniały się co najmniej kilkakrotnie. Więc trochę marna byłaby to religia. Ale dziękuję za tą uwagę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie rzeczy takie jak brak wiary w życie pozagrobowe są nienaturalne. Wydaje mi się, że brak wiary w życie po śmierci może wyraźnie zwiększać ryzyko depresji. Jeżeli śmierć miałaby być końcem istnienia nas, to po co mielibyśmy w ogóle żyć? Takie życie, które byłoby unicestwialne, jawi mi się wręcz jako coś gorszego niż brak jakiegokolwiek życia. Po co ktoś miałby powstać, skoro kiedyś miałby zostać unicestwiony?

 

Ale, z drugiej strony, niebyt jawi mi się jako coś lepszego niż ból i cierpienie, których to rzeczy moja natura "szczególnie nienawidzi". Jestem jakby ubogi, ułomny prostaczek, który "wariuje z lęku przed bolesnym potępieniem, przed doświadczeniem większego cierpienia". Bardziej niż sama możliwość wiecznego potępienia przeraża moją nędzną naturę to, na czym wieczne potępienie ma polegać i to, jak można się do niego doprowadzić (te, co mówią o bólu, cierpieniu, torturach - nawet na wizje nienieskończonych mąk w czyśćcu się przeraża, dla niej torturowanie jako takie jest straszliwym złem i ból sam w sobie jest wielkim złem, które tak naprawdę nie powinno mieć nigdy miejsca (a nawet najmniejszy grzech też nie powinien się nigdy wydarzyć w całym stworzeniu, ból to dla mnie "dziecko grzechu")). Moja mentalność "oburza się" na poglądy dotyczące losu potępionych ludzi. "Oburzają" ją także doktryny głoszące "trudność" czy "małą dostępność" łaski wiecznego zbawienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take,

 

Dla mnie rzeczy takie jak brak wiary w życie pozagrobowe są nienaturalne. Wydaje mi się, że brak wiary w życie po śmierci może wyraźnie zwiększać ryzyko depresji. Jeżeli śmierć miałaby być końcem istnienia nas, to po co mielibyśmy w ogóle żyć? Takie życie, które byłoby unicestwialne, jawi mi się wręcz jako coś gorszego niż brak jakiegokolwiek życia. Po co ktoś miałby powstać, skoro kiedyś miałby zostać unicestwiony?

 

Ale, z drugiej strony, niebyt jawi mi się jako coś lepszego niż ból i cierpienie, których to rzeczy moja natura "szczególnie nienawidzi". Jestem jakby ubogi, ułomny prostaczek, który "wariuje z lęku przed bolesnym potępieniem, przed doświadczeniem większego cierpienia". Bardziej niż sama możliwość wiecznego potępienia przeraża moją nędzną naturę to, na czym wieczne potępienie ma polegać i to, jak można się do niego doprowadzić (te, co mówią o bólu, cierpieniu, torturach - nawet na wizje nienieskończonych mąk w czyśćcu się przeraża, dla niej torturowanie jako takie jest straszliwym złem i ból sam w sobie jest wielkim złem, które tak naprawdę nie powinno mieć nigdy miejsca (a nawet najmniejszy grzech też nie powinien się nigdy wydarzyć w całym stworzeniu, ból to dla mnie "dziecko grzechu")). Moja mentalność "oburza się" na poglądy dotyczące losu potępionych ludzi. "Oburzają" ją także doktryny głoszące "trudność" czy "małą dostępność" łaski wiecznego zbawienia.

 

podobnie to odbieram

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren, nie odpisałaś mi :P

i dobrze zrobiłaś, wiecie, doszedłem do pewnej refleksji i stwierdziłem, że nie bede tu forsował swoich racji, niech Ambaras myśli, że mnie zagiął, niech Refren myśli, że mnie zagięła, niech Carlosbueno myśli, że mnie zagiął, niech Take myśli, że mnie zagiął itd. itd.

 

ja swoje zdanie napisze i tyle, a Wy się tu napinajcie, prowadźcie debaty, bo się naoglądaliście na youtube "Dawkins vs ktoś tam" i teraz wielcy dyskutanci się znaleźli :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Nie. Wręcz przeciwnie, spieranie się o to, co jest prawdą ma wielki sens. Głosisz fałszywy relatywizm. A prawda jest jedna, tak jak jedna jest prawdziwa opowieść o świecie. Choć w innych kulturach są oczywiście ziarna prawdy, np. opowieść o potopie.

 

2. Czy cywilizacja europejska za sprawą religii chrześcijańskiej była najpiękniejsza i najsilniejsza? Miała jasne i ciemne strony, jak praktycznie każda religia i każda cywilizacja na świecie. Odkrycie geograficzne swoją drogą, postęp technologiczny- swoją, a krucjaty, inkwizycja, wojny religijne i mariaż tronu z kościołem w imię realizowania politycznych interesów swoją. Wykorzystywanie religii w polityce jest znane i praktyczne, ale jeśli usprawiedliwia się za jej sprawą przelew krwi, to nigdy nie wychodzi to na zdrowie.

 

Miałem na myśli jakieś ogólne podsumowanie, choć oczywiście były złe rzeczy, ale nie myślę tu akurat o inkwizycji i krucjatach.

Mówiąc o najpiękniejszej kulturze myślałem raczej o literaturze,filozofii, muzyce, nauce niż cywilizacji. No i Kościele.

 

Myślę, że większość przybywa w normalnych celach, chce pracować i dostatnio żyć. Liczą na gościnność i wyrastającą z chrześcijaństwa życzliwość. Natomiast jak ktoś im naiwnie rozdaje pieniądze, to nie dziwię się, że biorą.

 

:D To, co napisałaś w moich oczach tylko falsyfikuje buddyzm. Zresztą, nie uważam go za religię, a filozofię. Jak wiadomo poglądy na każdy istotny wymiar natury/kosmosu w przeciągu ostatnich 2 tys. lat zmieniały się co najmniej kilkakrotnie. Więc trochę marna byłaby to religia. Ale dziękuję za tą uwagę.

 

Po kolei

 

1. Prawda jest jedna, ale podawana w rozmaity sposób. Takie religie jak chrześcijaństwo czy buddyzm mają z sobą wiele wspólnego. Wszystkie przekazania chrześcijaństwa można przełożyć na buddyzm i vice-versa. To co głosił Budda jest zadziwiająco zbieżne z tym, co głosił Chrystus. Bóg jakkolwiek go definiować, mówi do różnych ludzi w różny sposób, a święci chrześcijaństwa są czczeni również w buddyzmie, wprawdzie nie wszyscy, choćby dlatego, że za pontyfikatu Jana Pawła II szalenie się owych świętych namnożyło, czego nie wartościuje, bo może mieć to swoje plusy.. Nawet islam zawiera pewną cząstkę prawdy, bo Mahomet zapożyczył od innych religii również pewne pożyteczne cytaty i zagadnienia.

 

Świat nie ma końca, ani początku - Ja jestem Alfa i Omega

 

Ekskluzywizm religijny nigdzie nie prowadzi do niczego dobrego, w przeszłości, gdy religię traktowano poważniej niż teraz, prowadził do wojen religijnych i krucjat. Dzisiaj... do zwątpienia, bo wszak jest tyle religii, większość głosi że to one mają monopol na prawdę, a dobrzy ludzie są na każdej szerokości geograficznej. Zatem owi dobrzy ludzie są skazania na potępienie, tylko dlatego, że nie mają dostępu do sakramentów? Osobliwe podejście.

 

Można być katolickim buddystą, prawosławnym buddystą, protestanckim buddystą. W drugą stronę to nie działa, bo stoi temu na przeszkodzie właśnie chrześcijański ekskluzywizm.

 

Jeśli jesteś nowoczesnym katolikiem, w duchu posoborowym, winieneś akceptować ekumenizm i się z nim identyfikować. Jeśli stawiasz na tradycję i lefebrystów, to inna para kaloszy.

 

2. Czy dostatecznie znasz inne kultury, ich literaturę, filozofię i sztukę, by twierdzić, że akurat ta europejska jest najpiękniejsza i najbardziej wartościowa? Czytałeś chińską poezję, ich dzieła literatury i oglądałeś dzieła sztuki dostatecznie wytrwale, poznałeś kontekst kulturowy, by potem móc oceniać, co jest najpiękniejsze?

 

3.Z tego co mi wiadomo i co potwierdzają dotychczasowe wydarzenia, to właśnie miażdżąca większość owych imigrantów to faceci, zbieranina wszelkich bliskowschodnich cwaniaczków, którzy przychodzą na gotowe. Nie liczą na gościnność, a na naiwność, która nie jest cnotą. Na razie raczej się nie przeliczyli.

 

4.Znowu wartościujesz, jedna religia jest marna, a inna nie marna. Dla mnie wywyższanie jednej religii tylko dlatego, że jest ona niewytłumaczalna, zawiera zawiłe, niemożliwe do udowodnienia empirycznie i naukowo dogmaty jest niepotrzebne. To nigdy nie wychodzi na zdrowie. Każdy czci Boga na swój sposób, w najlepszy sposób można to czynić własnym sumieniem i postępowaniem. Dobremu człowiekowi żadna religia nie zaszkodzi w drodze do nirvany czy zbawienia, zaś złemu - w drodze do potępienia czy coraz większej degradacji.

 

Jeśli klasyfikujesz buddyzm jako filozofię, to jednocześnie dajesz świadectwo swej ignorancji, zwyczajnie mało o buddyzmie wiesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×