Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lęk przed śmiercią


Gość Ola 25

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Jestem z Wami pierwszy raz i cieszę się, że znalazłam to forum. Choruje na nerwicę lękową już wiele, wiele lat. Piszę w tym temacie, ponieważ mój strac związany jest ze śmiercią. Strasznie się boję, że umrę i co będzie potem. Cały czas sobie wmawiam, że napewno zachoruje na raka (teraz wmówiłam sobie białaczkę) albo inną straszną chorobę i zostawię ukochanego męża i córeczkę :roll: To jestr strzsane uczcicei. Znowu dostaje ataki paniki.

Nie umiem sobie poradzić z tymi myślami. Wiem, że każdy kiedyś umrze, ale nie chciałabym odchodzić już teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też kiedyś złapałem potwornego doła i doskonale wiem jak to wtedy jest.

Wydawało mi się, że każdy uważał mnie za nic nie wartego frajera, a do tego doszedł jeszcze potworny lęk, a tym co mnie przerażało najbardziej była śmierć

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra ale nie musicie tu spamowac linkami.

 

Ja tez z jednej strony podczas ataku boje sie smierci a z drugiej przeciez mialbym wtedy spokoj gdybym umarl :D , dziwne to jest. Jak tylko dostaje jakis mysli ze np wpadne pod samochod czy cos to przypomne sobie moja babcie, ma ponad 80 lat a zyje i nic takiego jej sie nie stalo wiec czemu mi mialo by sie to stac?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie ostatnio myslalem, z jednej strony podczas derealizacji czy ataku boje sie smierci. Z drugiej jednak strony wierze ze po smierci bede istotą na innej planecie, przeciez nie tylko na ziemi sa ludzie. Moze to glupie ale ja wierze w reinkanacje wiec smierc to poczatek nowego zycia takze nie powinienem sie jej bac.

Głupie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Misiek_NL,

Niby tak ale przeciez po smierci jesli bedziesz nowa istota nie bedziesz pamietal tego co bylo przed. Ja tak to rozumiem, teraz tez mozliwe ze jestem wcieleniem kogos kto popelnil samobojstwo a przeciez ja tego nie pamietam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

u mnie kazdy atak lęku to jest smierc. jak tu przeczytalam zeby wypisac sobie na kartce czego ja sie boje jak mam taki atak to nieczego innego jak to, ze zaraz umre i bedzie po mnie. i ze nikt i nic mi nie pomoze bo lekarze na pewno mnie nieodratuja bo nawet jak ludzie maja ataki serca to ich potrafia wyratowac ale mnie nie wyratuja bo po pierwsze: nie beda wiedzieli co mi sie stalo z sercem (na pewno nie dostane zwyklego zawalu) i po drugie, co ma zwiazek z pierwszym: mam pecha i na pewno moj przypadek bedzie nie do odratowania.

raz jak jeszcze nie wiedzialam, ze ma nerwice lękowa (ah, zapomnialam dodac, ze 100% pewnosci to ja nie mam czy to aby na pewno nerwica lękowa hehehe) to bylam pewna ze padam na serce i mama wezwala pogotowie, lekarka powiedziala ze nic mi nie jest i przyrobala taka dawke hydroksyzyny, ze powinnam spac (powiedziala, ze mi konska dawke mi zapoda i bede spac jak aniolek!) ze spania nici! nie mialam sily siedziec i kubka z herbata trzymac tak mnie zwalilo z nog ale w glowie ten sam niesamowity lęk i to samo uczucie jak wczesnie tyle ze teraz otlumaniona, ze nawet nie mialam sily mowic mamie co sie dzieje tylko lzy jak grochy mi lecialy. ten strach, to uczucie-poczucie ze zaraz sie umrze jest tak okropne ze nie potrafie opisac. bylam na bank pewna ze jak nie umre to zwariuje. no i tak, na logike wszystko wiem, jak sie dobrze czuje to wszystko rozumiem, a dostaje ataku i kaplica! podczas "ataku smierci" tez potrafie logicznie myslec, a jakze! nawet mi moga zadanie z matmy dac i pewnie bym rozwiazala hehee tyle ze to nie pomaga! wszystko na logike wiem a i tak umieram! no bo oczywiscie tym razem to na pewno nie atak nerwicy tylko na 100% cos z sercem. i lipa...........

i siedze sobie tutaj, taka 30 latka, i nikt przy poznaniu mnie, albo gdybym sama nie powiedziala to nawet by nie przyposzczal, ze mam takie gowno od 10 lat................ i raz na miesiac umieram........... :hide: (leczona!-tyle, ze nie sa to takie objawy jak przy nieleczonej nerwicy, znacznie slabsze bynajmniej do takiego poziomu kontroli, ze wystarczy mi, ze szybko polece do chopaka albo do mamy i zapewnia mnie ze sa przy mnie i nie sposzczaja mnie z oka i jakos przechodzi. nieleczona umieralam codziennie i hiperwentylacja murowana az mnie wyslali do psychiatry)

ogolnie do dupy zycie, tyle ze ja chce zyc! to ciekawe!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klaudia,

mam zupełnie tak samo. potrafię obudzić się w nocy i pomyśleć, że umieram. wtedy rzeczywiście odpływam, robi mi się słabo. ale nie tylko w czasie ataków tak mam, boję się późno wracać, boję się sama jeździć pociagami bo wszędzie widzę niebezpieczeństwo :< a o śmierci myślę każdej nocy, boję się, że umrę zanim tak naprawdę zacznę żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja na szczescie nie boje sie takich rzeczy, tzn w miare rozsadku: chyba kazda dziewczyna boi sie troche isc sama w nocy po jakis ciemnych czy niebezpiecznych dzielnicach, ale nie jest to u mnie jakies tam obsesyjne. Nie boje sie wypadkow. Bylam stewardessa i nic mnie nie przerazalo kiedy pasazerowie piszczeli.

 

do postu powyzej, 19 latek: biore efectin i doraznie cloranxen, wczesniej bralam seroxat ale po kilku miechach sie poczylam super, rzucilam tabletki i po roku wrocilo :(

efectin biore okolo 4 lat i na poczatku bylo super a pozniej po okolo 2 latach zazywania troszke mi sie wznowily te lęki ale jak juz pisalam nie sa tak silne jak te podczas niezazywania niczego. po skonsultowaniu sie z lekarzem chcial sprobowac troche wieksza dawke ale ze ja nie lubie zbytnio tablet lykac psychotropowych to powiedzialam mu ze wole z tymi lekkimi i rzadkimi lękami zyc niz sie faszerowac wieksza dawka. chyba on jest psychiatra a nie ja i wywnioskowal z mojej odpowiedzi ze rzeczywiscie mi nie trzeba wiecej.......

on twierdzi zawsze ze sie wylize z tego tyle ze czasem ludzie wylaza z tego szybciej a czasem wolniej, tzreba to zrozumiec i sie pogodzic i samo sobie idzie. zalezy tez od sytuacji zyciowej. jak bierzemy lekarstwa i cos nam sie w zyciu dobrze ulozy to ten syf przechodzi. a jak sie nie dzieje sie nic takiego co nas uszczesliwia to tak tkwimy w tym sobie. a jak sie zmieni na gorsze, wiecej nerwow, zmartwien, stresu, to na pewno odzywaja sie te cale lęki.

ja mam ciagle raczej zycie stresowe i martwie sie ciagle o cos bo ciagle mieszkam gdzies zagranica i wiadomo, teskni sie za rodzina, zmartwienia zeby dac sobie rade w obcym kraju. zmartwienia i rozmyslania czy ja mam tam zostac i pracowac czy wybrac bycie blisko rodziny i we wlasnycm kraju..... tyle ze po powrocie do domku nie bede mogla pracowac w tym co mi sie podoba....a latka tez gonia i trzeba myslec o ustatkowaniu sie, wiec jesli sie tam zabiore za zycie i zaloze rodzine to juz praktycznie pewne, ze nie wroce zyc do polski... i taka kolomyja w glowie i nie moge podjac ostatecznej decyzji..... z takich zmartwien zamiast szczesliwego zycia na pewno mi sie nie polepsza...

 

[Dodane po edycji:]

 

Tak sobie ostatnio myslalem, z jednej strony podczas derealizacji czy ataku boje sie smierci. Z drugiej jednak strony wierze ze po smierci bede istotą na innej planecie, przeciez nie tylko na ziemi sa ludzie. Moze to glupie ale ja wierze w reinkanacje wiec smierc to poczatek nowego zycia takze nie powinienem sie jej bac.

Głupie to.

hej moze nie wcale takie glupie! fajnie jest w cos wierzyc, kazda wiara ma swoje dobre strony i daje nam sens zycia, istnienia i wiele innych pozytkow, czlowiek ktory w nic nie wierzy to ma kiche, musimy miec jakas podpore inaczej wszystko jest do d...

 

wglab sie troche w wiare hinduizmu, jest tak piekna ze szok! wierzysz w reinkarnacje wiec to strzal w 10!!!!!

 

ja nie wierze w reinkarnacje i w Boga wierze, wiec u mnie odpada, ale jakbym nie wierzyla to na bank bym przeszla na hinduizm :) piekna wiara, ktora jesli czlowiek w nia wierzy to naprawde moze zmienic jego zycie na szczesliwe!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a mnie hinduizm podoba sie bardziej a buddyzm jest za ciezki. hinduzim ma od cholery i ciut ciut odlamow ale i tak nikt nie powienien zaczynac od odlamow. najwazniejsza jest ten glowny hinduizm. ale jak czlowiek sie wglebi troche to sam decyduje co jest bardziej wiarygodne dla niego. piewrszy rzut oka mozna nawet walnac w wikipedii ale tam nie dowiesz sie za wiele o rytualach, bogach itd.

nie mozna tez decydowac o niczym po przeczytaniu jakiegos opisu religii bo przeciez na bycie katolikiem tez trzeba troche nauk, nam jako katolikow (wiekszosc z nas domniemuje) wbijane bylo do glowy wszystko od malego: swieta, modlitwy, co dobre i niedobre, smierc, zycie itd itp. ogolnie kazdy z nas ma pojecie mniej lub wiecej co tam jest w Biblii....(kazdy w Polsce wie co to jest Boze Nardodzenie i w jaki dzien :)

na pewno nikt by nie zrozumial naszej religii - gdyby nie mial nigdy z nia nic do czynienia wczesniej - po przeczytaniu paru encyklopedycznych regulek. lub bez poznania podastawy chrzescijanstwa od razu zostac Jehowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zacznę od początku.

 

Zawsze gdy jechałam samochodem jako pasażer , patrzałam na drogę na nadjerzdzający samochód i widziałam jak w nas uderza , widziałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach krew połamane nogi ręce krzyk , huk . Pomagało mi odmawianie Zdrowaś Mario . Przestrzegałam też zasady przy długim podróżowaniu, Nie ściągać butów, kiedyś jako dziecko poosiągawszy z siostrami buty a z pod maski zaczął wydobywać się dym tata kazał nam szybko uciekać z auta a my wybiegłyśmy na śnieg boso jak najdalej. Dlatego ich nie ściągam.

Gdy skończyłam 18 lat zapisałam się na prawo jazdy , wyjerzdzilam 13 godzin i stwierdziłam ze nie dam rady , bałam się gdy działo się coś i nie wiedziałam co mam robić puszczałam kierownice i zasłaniałam oczy .

Wróciłam do prawka rok temu 5 lat przerwy , przełamałam lęk szlo mi bardzo dobrze , nie panikowałam po24 godzinach mój instruktor powiedział ze jeżdżę wzorowo i mam zapisać na egzamin zdałam bez problemów za pierwszym razem.

 

Pierwsze moje jazdy były zimową porą , nie bałam się jeździłam gdy było ślisko , pełno śniegu często wybieraliśmy się na nocne przejażdżki zimą . Długo nie miałam przed oczami wypadku.

Dupki sama prowadziłam, gdy jechałam jako pasażer wizje wracaly.

Gdy prowadziłam samochód czułam sie pewnie wiedziałam ze mam nad nim kontrole ,że jeśli będę ostrożna nic się nie stanie , przynajmniej nie z mojej winny .

 

Od miesiąca zaczynam odmawiać sobie podróżowania. Miałam jechać z mamą 140 km do rodziny , ja miałam prowadzić ale zrezygnowałam , miałam przeczucie że będzie wypadek i zginiemy.

Następny miał być wyjazd do męża , miałam jechać pociągiem a wracać z nim samochodem , tu lęk towarzyszył mi tydzień przed wyjazdem , to była obsesja nic więcej w głowie tylko wypadek , widziałam jak uderzamy w drzewo jak oboje umieramy,

Balam sie strasznie ale powiedziałam sobie że pojadę , ze to paranoja i nic się nie stanie. Uprzedziłam mamę że mam złe przeczucie , ze czuje ze umrę że jak zginiemy oboje z mężem , chce by naszą córeczka zajęła sie jej matka chrzestna. Zaczęłam myśleć jak to będzie bez nas , płakałam , ciągle płakałam bo nie mogłam znieść myśli że moja córcia miałaby wychowywać się bezemnie, Tak bardzo ją kocham chce być przy niej .

Nie pojechałam.

Codziennie w nocy budziłam się i tuliłam moje dziecko , dziękowałam bogu za to ze jesteśmy razem , za to ze jest zdrowa , prosiłam o to byśmy były razem by nic jej nie stało by mi nic się nie stało.

 

Gdy mój maż wracał bałam się że on zginie , myślałam , mnie tam nie ma ale skoro miałam przeczucie ze będzie wypadek on może zginać i znowu myśli jak to będzie gdy go nie będzie, płacz .

Dzisiaj mój mąż musiał wyjechał , jechał ze swoją mamą i znowu myśli o wypadku , znowu co będzie jak oni zginą . Dzwoniłam 5 razy upewnić się ze wszystko w porządku.

Jutro mają wracać a ja już schizuje że coś się stanie.

 

Byl też czas że bałam się wogole jeździć nawet parę km bo ciągle w głowie miałam myśli że umrę.

 

Przed snem , było najgorzej nie mogłam spać płakałam , bałam się ze coś się stanie , bałam sie że moja córcia zachoruje że umrze i że jej nie będzie.

To jest chore . Czuje się okropnie , taka bezradna . Czasami w nocy gdy nachodziły mnie takie myśli uderzałam się dłońmi w głowę i krzyczałam by te myśli odeszły.

 

Nie wiem co się zemną dzieje, gdyby nie te obsesje mogłabym śmiało powiedzieć ze jestem szczęśliwa.

Mam wspaniałego męża, mam cudowną córeczkę .

 

Pracowałam , spełniałam się w swoim zawodzie ale odeszłam praktycznie z dnia na dzień bo czułam że moje córeczce brakuje mamy , ze Ona mnie potrzebuje , że muszę być dobrą mamą dobrą żoną . ze muszę sprzątać by było czyściutko prasować gotować by mąż byl zadowolony.

Mąż chciał bym wróciła do pracy ja się zaparłam że mała mnie potrzebuje że chce być przy niej.

Nie wiem czy to ma coś wspólnego z moim lękami. Może to ze nie pracuje , że nie mam konkretnego zajęcia tak mi siada na głowę. Dodam jeszcze że poszłam do pracy jak mała skończyła 3 lata tagze dość długo nie pracowałam i było dobrze.

 

Nie wiem co mam zrobić by pozbyć się tego leku że umrę , że umrą moi najbliżsi , i skąd to się wzięło ?

Dlaczego coś takiego wogole chodzi mi po głowie ?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojjj tak, na pewno wiara w życie pozagrobowe uspokaja, bo przecież to nie koniec drogi.

Ja jestem osobą raczej niewierzącą, więc widmo śmierci naprawdę mnie przeraża. Zwłaszcza że młoda jestem i nie chciałabym kończyć życia za chwilę, przecież jeszcze nic tak naprawdę nie zrobiłam, nie osiągnęłam... a ten strach mnie paraliżuje, nie mogę przez niego się realizować. Teraz jestem w fazie "mam raka", cholera, wykańcza mnie to.. Przed świętami wyniki, chyba, że ginka stwierdzi że mnie nie będzie martwić (czaicie to?? ja już się nastawiam że będą złe). Depresja, nerwica, hipochondria.. zmory, demony, które pojawiły się nagle i trzymają mnie kurczowo za kostki.. Ile bym dała żeby być zdrowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie jestem zbytnio religijna, chociaż jak mam problem to jakoś mocniej wierzę i wtedy nawet się modlę:) Mi tutaj jakoś myśl, że tutaj się życie nie kończy i że jest coś dalej, nie pomaga. Bo ja po prostu nie chcę tam jeszcze trafić. :why:mel89 ja też się od razu nastawiam, że wyniki których jeszcze nie zrobiłam będą złe. :zonk:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też obsesyjnie myślałam o śmierci do niedawna, ale zdałam sobie sprawę, że to nie ma najmniejszego sensu. Jeśli będę miała zginąć to i tak zginę, a przynajmniej życie będzie płynęło bez dodatkowych stresów. Gdyby każdy się tak zadręczał to miliardy ludzi na świecie chodziłoby poschizowanych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×