Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nasz wspólny dzienniczek uczuć! ;-)


Gość Monar

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem, nigdy nie widziałam zdrowej miłości. Dla mnie jest jedynie fikcją literacką, jakoś nie do końca wierzę w jej istnienie.

Moja mama robi same niezdrowe rzeczy i pewnie nie bolałoby to tak, gdybym jej nie kochała tak bardzo. Wciąż mnie zadziwia, że ma taką władzę, żeby w dwie minuty sprawić, że chcę umrzeć.

Usłyszałam kiedyś taką radę: "Pamiętaj, żeby nigdy nie kochać za bardzo.". Myślałam o tym setki razy, analizowałam w stosunku do wszystkich takich relacji w moim życiu i moich bliskich, no i zgadzam się. Miłość może i jest fajna, ale ta zdrowa chyba nie do końca jest szczera i prawdziwa, tylko taka trochę oszukana. Czy to w stosunku do rodziców, partner czy przyjaciela.

A tak wgl to czuję się fatalnie. Mam w ciągu dnia przebłyski spokoju, ale tak to trzęsę się cała w środku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique, jacy ludzie taka miłość. Każde uczucia lub relacje można wykrzywić pod własnym kątem. A szczególnie jak się jest toksycznym (czasem nieświadomie), a się kocha/lubi mimo to. Co człowiek to przypadek, ale to oni wypaczają pojęcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby nie jestem DDA, a widzę wiele podobnych u mnie objawów, problemów. Nie wiem jak to wytłumaczyć.

W końcu dotarło do mnie, że przyjazd do domu w ramach tzw. odpoczynku nie ma w ogóle sensu, że nie znajdę tego tam czego szukam. Odwiedzam rodziców tylko wtedy kiedy muszę. Rozumiem twoje obawy Agnieszka_Kk, bo parę razy zdarzył mi się regres po takich odwiedzinach.

Jest mi smutno z tego powodu. Brakuje mi takiego wsparcia. Można sobie przecież powiedzieć, że teraz moja kolej skoro nie mam domu to sobie go stwórz, ale razem ze wszystkimi moimi brakami i dziwactwami wydaje mi się to baardzo odległą wizją :(.

 

U mnie też to samopoczucie jest gorsze po powrocie z domu. A w domu trudno mi patrzeć na zmęczoną mamę, na jej znerwicowanie. W jakimś stopniu odczuwam wtedy takie nieuzasadnione poczucie winy i że powinnam się nią opiekować albo częściej dzwonić. Wspomniałaś o tym budowaniu własnego domu, wydaje mi się, że małymi kroczkami jest to możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam rano u lekarza psychiatry, akurat dzisiaj miałam wizytę. Nie lubię wstawać rano zwłaszcza gdy mam jakieś zobowiązanie, bo miewam kłopoty z zaśnięciem. No, ale wstałam, tylko w z wielką niechęcią i bólem brzucha, bo mam kobiece dni. W zasadzie to ja lubię, gdy ktoś się mna interesuje, a wizyty u psychiatry takie zwykle są. No a ja byłam trochę nieprzyjemna dla tej kobiety, a ona była cierpliwa i wyrozumiała, złościła mnie tylko jej postawa ( w moim odczuciu) takiego autorytetu, osoby dużo wiedzącej. Być może moja irytacja wzięła się ze złości i rozczarowania osobą psychoterapeutki. Trudno było mi słuchać, gdy ona takim spokojnym tonem i nie spiesząc się, rozmawiała ze mną. Trudno mi było dopasować się, poddać się jej "opiece". A byłam niecałe dwa tygodnie temu u tej samej Pani psychiatry, bo czułam się źle po tym jak zachowała się psychoterapeutka i wtedy byłam wylewna, a już w ogóle w kwietniu w czasie wizyty po prostu rozmawiałyśmy bez walki z mojej strony. Coś się zmieniło we mnie, tylko co? Nie chcę być taką Zosia Samosią, co to wie wszystko, sama sobie radzi, i tej pomocy nie chce. Chcę byc różna, otwarta na rozmowę gdy jest taka możliwość porozmawiania, chcę mieć wszystkiego po trochu, chcę być zrównoważona emocjonalnie. Nie wpadać w skrajności.

 

Powiedziałam dzisiaj psychiatrze o swojej decyzji, że chcę zakończyć wcześniej terapię i ona to przyjęła mówiąc, że tak jak wspominała na wcześniejszej wizycie, że jestem dorosła i mogę decydować. Chociaż ona zachęcała mnie do zostania w terapii. No i ja teraz się waham, być może ze względu na to jej rozczarowanie. Ale to jej rozczarowanie wynika pewnie z jakiegos jej doświadczenia, być może zdarzyło się jej popełnic błąd w czasie terapii, bo jest też terapeutką. Ona patrzy od strony swojej. W ogóle chyba też nie lubię, gdy ktoś stawia się w takiej roli osoby, która mówi mi "jest Pani dorosła...ma Pani prawo do swoich decyzji", bo to tak jakby ona chciała bym zrobiła inaczej i ja w takich stytuacjach mam problem, bo chcę być w zgodzie ze sobą i jednocześnie chcę by inni nie byli niezadowoleni.Te słowa chyba tez trochę były oceniające, czy mi się wydaje? Ale tak właściwie na co dzień spotykam się czasem z ludźmi, którzy są skrajnie oceniający i nie szanują mojej odrębności, a skupiam się za bardzo na psychiatrze. A tak właściwie, to ta kobieta jest w porządku, chyba gryzie mnie w niej to czego w sobie nie akceptuję ;)

 

Niby decyzję o przerwaniu terapii podjęłam, ale mam wątpliwości. Kontynuowanie to byłby przejaw mojej niezdrowiej ambicji i chęci zadowolenia terapeutki. A zakończenie byłoby zadbaniem o siebie i swoje uczucia - takim byciem w zgodzie ze sobą.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wehmut, to ja trafiam tylko na te chore przypadki. I najwyraźniej sama takim jestem.

 

warrior11, jest, normalnie mi odbija. Oprócz tego, że zachowuję się jak stuknięta wariatka (w zasadzie to całkiem podobnie do mojej mamy), to przede wszystkim chodzi o sesje. Nienawidzę nikomu niczego udowadniać, a egzaminy są dokładnie czymś takim. Nie umiem się uczyć, skupić na niczym, tylko śpię cały czas. Niby się nie przejmuję, a jednak wolałabym potrafić jakoś to ogarnąć, strasznie ciężko mi to przychodzi. Zamiast się uczyć czy coś, ja próbuję się uspokoić.

Podejrzewam, że z tego wynika ta moja trzęsawka. Sytuacja w domu, studia i masa kretyńskich pomysłów jakie mi przychodzą do głowy mnie po prostu przeraża. Ale sama nie wiem czy to jest powodem tego stanu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

warrior11, na przykład w zeszłym tygodniu wydałam zupełnie bez sensu kupę kasy na kilkudniowy wyjazd do Belgii, przyznając się, że robię to na złość rodzicom, potem dostałam oczywiście za swoje. Jak ja śmiałam zrobić sobie tatuaż (tato przestał się do mnie odzywać jakbym zrobiła nie wiadomo co!), a zaraz potem zabrać paszport i wyjechać bez uprzedzenia?! Pretekstem była chęć odpoczynku, ale nie ma się co oszukiwać, chciałam im pokazać, że nie mają nade mną żadnej władzy, co jest bzdurą przecież. Co to wgl za głupi pomysł był?!

Potraktowałam pewną osobę bardzo przedmiotowo, chyba tylko po to, żeby udowodnić sobie, że potrafię, że też mogę ranić.

No i jeszcze moja babcia jest ciężko chora i cierpi, a ja nie rozumiem dlaczego tak musi być. Chciałabym jej pomóc, ale przecież nie mogę jej odłączyć od respiratora, przecież za to się idzie do więzienia chyba.

Jakoś nie wiem... to wszystko co robię ostatnio jest jakieś takie pozbawione logiki, naprawdę czuję się jak niepoczytalna. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique,

A może po prostu chcesz poczuć się wolna?Może chcesz pokazać rodzicom i sobie,że nie jesteś

już dzieckiem,ale jesteś dorosła i masz prawo decydować o swoim życiu i masz prawo popełniać

błędy..Nie uważam,żeby to było głupie i niepoczytalne.

Jeżeli ten tatuaż nie jest za duży i jest w fajnym miejscu,to nie widzę w tym nic złego;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

warrior11, tatuaz jest spoko, po prostu przykro mi, ze on tego nie akceptuje. I oczywiście, że chciałabym się poczuć wolna, ale takie niepanowanie nad czasem, pieniędzmi, decyzjami nie jest chyba szczególnie odpowiedzialne, a dorośli powinni byc odpowiedzialni. Może ja najzwyczajniej w świecie nie jestem wystarczająco dojrzała...

Wgl mam dzisiaj swój typowy wieczór demoralizacji. Poznęcam się nad sobą w pubie i z pewnością nie będę liczyć szklanek, chcę tylko zapomnieć, odreagować. Żenada, bo właśnie tak rozwiązuję moje problemy i przeganiam zły nastrój. Bardzo dojrzałe, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique,

Myślę,że to nie jest dojrzałe rozwiązywanie problemów,podobno nie można pić alkoholu,gdy się

bierze leki psychotropowe,ale na tym to się szczególnie nie znam,zresztą też nie jestem

wystarczająco dojrzały,więc daruję sobie rady o dojrzałości:mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

warrior11, z pewnością nie jest to dojrzałe zachowanie i zgadza się, podobno nie można pić przy lekach, ale ja na ogół zachowuję się nieodpowiedzialnie. Trudno. Jak przeżyję to będzie ok, a jak nie to też dobrze.

 

Wgl miałam dzisiaj dobry dzień. Zabrałam moje kochane dziewczynki, którymi się czasem opiekuję do kina, na jarmark i na lody. One są takie wspaniałe i są dla mnie swego rodzaju terapią, sprawiają, że czuję się lepiej, że się uśmiecham. Potem wróciłyśmy do domu na grilla i obejrzałyśmy mecz. Dają mi naprawdę dużo, nie umiem tego wyjaśnić, jakąś siłę, chęć... ;)

Oddałam je rodzicom i teraz idę resztę napięcia wytańczyć.

A w przyszły weekend idziemy do zoo! Może nawet zabiorę wszystkie trzy, bo najmłodsza ma 4 miesiące i do kina się dzisiaj z nami nie wybrała. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique,

Sama widzisz,że możesz rozładowywać napięcie w pozytywny sposób,nie musisz uciekać się

do autoagresji,która Ciebie wyniszcza,unikaj alkoholu,gdy bierzesz leki psychotropowe,

zamiast tego wyszukuj właśnie zajęcia,które dają Ci radość,wiele jest takich rzeczy,staraj się

każdego dnia zrobić dla siebie coś dobrego,zaopiekuj się sobą tak jak opiekujesz się tymi

dziewczynkami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W mojej terapii grupowej powielił się nieprzyjemny schemat z mojej strony i ze strony grupy. Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego ludzie siebie ranią, nawet w terapii? Mam doświadczenia z domu, gdzie tata pił i uwaga była skupiona na nim, a moje potrzeby i uczucia były nieważne. W tej terapii doszłam w pewnym momencie do tego, że mogę w grupie czuć to co czuję, że nie musze udawać. Ale atmosfera zaczęła się od czzasu do czasu psuć. Być może dlatego, że czułam i wyrażałam dużo nieprzyjemnych emocji, a grupa tego nieakceptowała ;( ;( W ostatnich miesiącach zaczęłam się dopasowywać i na sesję przychodziłam z lękiem przed wyrażaniem autentycznych uczuć. Dzisiaj na sesji natomiast zaczęliśmy mówić wszyscy o niezadowoleniu z pewnych spraw w życiu, a ja jakoś poczułam lęk przed tą zgodnością z grupą, bo mam lęk przed bliskością i powiedziałam o tym. To wywołało złość najpierw w jednej osobie, potem w drugiej, a potem trzecia osoba takie miałam wrażenie, podłączyła się pod drugą, bo powiedziała że myśli podobnie jak ta druga. Dla mnie to jest brak samodzielności w myśleniu, w każdej sytuacji jest jakieś inne rozwiązanie, niż stawanie po czyjejś stronie.

Chciałabym wybaczyć terapeutce jej zachowanie, bo wypominanie jest pewnie dla niej raniące. Nie chcę nic wypominać, ona się starała odbudować relację. Tylko kiedyś chciałabym mniej przejmować się uczuciuami drugiej osoby, za bardzo troszczę się o samopoczucie innych, moje jest na drugim miejscu :(

Ehhh... czuję żal... chciałam by ta terapia od początku do końca była dobra.. terapeutkę polubiłam, w grupie bardzo powoli się otwierałam, ale było mi lżej dzięki jej obecności, czułam się bezpiecznie...i to prysło ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh, ludzie bywają fałszywi... mam na myśli kilka osób z mojego otoczenia, współlokatorów. Czuję się oszukana przez współlokatora, bo ja go darzę koleżeńską sympatią, wydaje mi się że on mnie też. Dzisiaj powiedział ot tak przy rozmowie w kuchni do innego współlokatora, że on jak się niedługo wyprowadzi, to coś tam...Cholerka, zrobiło mi się smutno, że w taki sposób przypadkowy się dowiedziałam, a może zamierzony przez niego? Dlaczego nie powiedział mi wprost? Czy ja coś znaczę dla niego? Trudno mi myśleć czy mam dla kogoś znaczenie, bo rzadko obdarzam ludzi autentyczną sympatią, boję się chyba odrzucenia... Mam też takie wrażenie, że współlokator chyba mnie obgaduje ze współlokatorką, ale tutaj mogę się mylić, być zbyt podejrzliwa. Może po prostu zapytam o to i powiem o swoich odczuciach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przesadziłam dzisiaj... przyszedł nowy współlokator porozmawiać z nami, a ja przesadziłam z sympatią. Trudno mi było powstrzymać się od tej sympatii, przecież nie znam tego człowieka, wydaje się sympatyczny, tylko ja tą sympatią chyba wzbudzałam zazdrość we współlokatorze i trochę zdawałam sobie z tego sprawę. To było mściwe :( Nie chcę się mścić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę zdominowałam ten dział.. przeżywam dużo niezrozumiałych uczuć, łatwiej mi gdy je opiszę lub z kimś porozmawiam. W poniedziałek na sesji odczuwałam zazdrość, gdy terapeutki poświęcały uwagę innym i uległam potrzebie uwagi i zaangażowałam się w sesję. A na sesję przyszłam, żeby między innymi powiedzieć kiedy chciałabym zakończyć terapię, ale nie poweidziałam w końcu. Cały czas się waham. Boję się nieprzyjemnych uczuć, które wiążą się z rozstaniem. Przez te dni od poniedziałku czuję sztuczną radość, taką pod którą jest dużo smutku, złości, rozczarowania, braku nadziei na moje zaufanie w terapii. Mam bardziej ambicje... ale ja nie mam na to siły, ambicją kierowałam się za często w życiu. Z takich rzeczy w tej terapii mogłabym jeszcze spróbować przejść przez konflikt z grupą i terapeutką. Tylko co z tymi sprawami z dzieciństwa, które śnią mi sie po nocach??? Czy w takiej sytuacji, gdy atmosfera jest napięta czy ja mogę zaufać? czy chcę? Przez większość czasu w terapii dostawałam mało zrozumienia... Dlaczego oddzielam się radością od tych nieprzyjemnych emocji? Męczę się, bo czuję duże ciśnienie w sobie pod wpłwem tych uczuć... A odzielam się pewnie, bo uciekam przed bólem, wolę zaprzeczać? Wolę uciekać? Od półtora miesiąca jestem tak daleko od swoich autentycznych uczuć, od czucia swoich potrzeb. Ulegam często takiej wewnętrznej presji, żeby robić co jest akceptowane przez innych w moim odczuciu, zatracam prawdzią siebie, którą dopiero co zaczęłam odkrywać. Nawet ta decyzja o terapii jest taka niejasna, czuję się zależna od terapii, od tego co powie terapeutka i jednocześnie czuję, że ja już nie chcę się otwierać, bo czuję lęk. Być może już żadne zranienie mnie nie spotka, ale tu chodzi o to że kredyt zaufania u mnie się wyczerpał, starcza jedynie na te kilka dni po sesji, a potem pojawia się zwątpienie, docieram do swoich autentycznych uczuć.

Czy mam jeszcze zaifanie do części grupy po konflikcie? Czy chcę mówić o swoich doświadczeniach? Czy będę czuć się z tym dobrze?

 

Obejrzałam niedawno film "Zbliżenia", który opowiada niezdrowej o relacji matki i dorosłej córki... i przypomniała mi się moja mama, to że nasze relacje wyglądają podobnie, są (były ?) chyba nawet bardziej toksyczne. Miałam też nadzieję na więcej scen ze zbliżeniami seksualnymi. Moje życie seksualne jest raczej martwe, chciałam chociaż zobaczyć kochającą się parę na ekranie, chciałam pomarzyć. Ale też w czasie filmu przypominałam sobie terapeutkę i wyobrażałam sobie, że opowiadam o tym filmie, o symbolach i że czuję się mądra, robię wrażenie swoją spostrzegawczością, czuję uznanie. Czasem wydaje mi sie że terapia stała się takim emocjonalnym domem, który odwiedzam, mimo różnych nieporozumień, chętniej niż dom rodzinny. Zapominam czasem, że mam matkę biologiczną. Czuję się z tym źle. Terapia i terapeutki swoją akceptacją mogą wydawać się jak tacy dobrzy rodzice, ale u mnie te granice się zatarły. To przywiązanie często miało i chyba nadal czasem ma taki charakter uzależnienia.

 

Mam też kłopot z tym, żeby zachowywać się tak jak czuję, gdy na przykład ktoś mnie zezłości, to naturalna reakcją jest chyba powściąganie emocji lub jakieś wycofanie na na jakis czas. A ja ostatnio jestem miła, czasem za bardzo. Robię to wbrew sobie, żeby nie zrobić przykrości drugiej osobie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszka_Kk,

A skąd wiesz,że zrobiłabyś przykrość drugiej osobie wyrażając wprost to,co czujesz?

Udawanie miłej w sytuacji,gdy jesteś pełna złości też dobre nie jest,bo jesteś nieszczera

i w jakimś sensie rzeczywiście zatracasz prawdziwą siebie.

 

Ostatnio zaczęło mi zależeć na takiej akceptacji innych wbrew sobie, wbrew swoim uczuciom. To jest tak silnq potrzeba, że się zapominam. Wpadam w skrajności, teraz ta skrajność, a wcześniej zachowywałam się zupełnie odwrotnie- byłam asertywna, akceptację dawałam sama sobie, ale ludzie z mojego otoczenia nie darzyli mnie sympatią. Zdecydowanie wolę być sobą i uwzględniać swoje potrzeby i uczucia, wyrażać je gdy jest taka potrzeba. Potrzebuję odnaleźć środek.

 

 

Na poprzedniej sesji usłyszałam od drugiej terapeutki co do rezygnacji z terapii, że sama nie jestem pewna. No i to prawda. Dobrze by było nie uzależniac swojej decyzji od zachowania osoby prowadzącej terapię. Być może wcześniej ta szybka decyzja była celowa, żebym poczuła się odrzucona? Jeśli tak, to nie lubię takich technik w terapii. A potem na ostatniej sesji zmiana zdania... Czuję się zależna... czuję się jak taki pies podwórkowy na łańcuchu... dlaczego w życiu mam często takie utrudnienia? Dlaczego w terapii też? I dlaczego to terapeuta myli się w relacji ze mną? A wobec innych w grupie nie popełnia błędu?! Próbuję się zezłościć, ale złość chyba już minęła. Ostatnio czuję duże obciążenie psychiczne i fizycznie, bo jako kobieta żyjąca sama mam wrażenie, że dźwigam swoje problemy i co najmniej połowy osób żyjących w mieście, w którym mieszkam. I do tego w tej terapii kolejne utrudnienia. A miałam nadzieję, że terapia jako metoda będzie dobra, że nikt mnie tam nie zrani.

 

Potrzebuje wsparcia, potrzebuję powiedzieć komuś, że mi ciężko jest. Potrzebuje powiedzieć też komuś o sobie, o tym że nie mam wsparcia w rodzinie. Chociaż mam siostrę, często rozmawiamy ze sobą. Ale rodzina, to starsze pokolenie- rodzice, oni rzadko byli, rzadko są wsparciem. Mój tata choruje, z mama mam niezdrową relację, ona uważa mnie w znacznym stopniu za dziecko. To dziecko ma 27 lat. Próbuję się emocjonalnie usamodzielniac powoli, ale wsparcia to ja nie widzę. W snach wracają wspomnienia o traumatycznych doświadczeniach, nastrój mam w kratkę, raz radość, euforia, potem smutek, złość, niechęć, tęsknota.. Co mi właściwie jest? Jestem z rodziny alkoholowej, mój tata pił wiele lat, a potem zachorował na schizofrenie, wczesniej miał inne zaburzenia. Jako dziecko byłam molestowana. Moja matka jest oschła emocjonalnie, nie okazywała mi zbyt wielu uczuć, a jak to robiła to w taki sposób np "ty jestes taka spokojna, a twoja siostra to...." albo chwaliła siostrę a ja czułam zazdrość. Były też dobre chwile, ale w porównaniu z tym bagnem, to było ich za mało, żebym mogła się dobrze rozwijać emocjonalnie.

 

Czuję pisząc to taką niemoc... bezsilność. Chciałabym, żeby ktoś mnie słownie utulił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszka_Kk,

Tulę Cię słownie,ale to chyba tak nie zadziała;)Ty potrzebujesz wsparcia w realu,byłoby Ci

łatwiej gdybyś poczuła,że nie jesteś sama,że nie jesteś wcale skazana na samotność..

W relacjach zawsze jest jakieś ryzyko odrzucenia,ale to dotyczy każdego z nas,więc

nie musisz się tak bardzo bać,gdy chcesz się otworzyć na innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszka_Kk,

Tulę Cię słownie,ale to chyba tak nie zadziała;)Ty potrzebujesz wsparcia w realu,byłoby Ci

łatwiej gdybyś poczuła,że nie jesteś sama,że nie jesteś wcale skazana na samotność..

W relacjach zawsze jest jakieś ryzyko odrzucenia,ale to dotyczy każdego z nas,więc

nie musisz się tak bardzo bać,gdy chcesz się otworzyć na innych.

 

Dzięki za przytulenie ;) Tak jest własnie, potrzebuję takich realnych więzi, ale na to odrzucenie i zranienia jestem uwrażliwiona, czuję przed tym lęk. Odrzucić można, intelektualnie rozumiem że ktoś kiedyś może nie chcieć nawiązać ze mną relacji. Ale w uczuciach jest lęk mimo tego rozumienia. Obawiam się też zranień, nieprzyjemnych słów, złośliwości, takiego jadu. Byc może nie z każdym trzeba wchodzić w relacje. Jestem wrażliwą osobą, więc może z takimi osobami dobrze jest nawiązywać znajomości.

 

A jak jest u ciebie z relacjami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wróciłam z sesji grupowej. Powiedziałam, że zostaje... ale ja nadal nic z tego nie rozumiem, trudno zrozumieć swoje uczucia. Czuję się jakby moja i tak krucha indywidualność została naruszona, gdy powiedziałam o swojej decyzji. To tak jakby mnie wchłonęło coś większego, z czym walczę. Na dwie osoby w grupie przenoszę swoje uczucia. I tak pragnę ich akceptacji, że aż mnie skręca w środku na sesji. Chyba miałam cichą nadzieję, że ktoś się ucieszy :( Że ktoś powie "fajnie, że zostajesz". Nikt nic takiego nie powiedział :( Szkoda. Może o tym powiem. Ta sesja była dla mnie pełna emocji, których nie potrafiłam wyrazić :cry:

Terapeutka się do mnie nie odzywała. Chce jej wybaczyć, tylko to wybaczenie obawiam się, że spowoduje we mnie silne emocje, kolejne potrzeby, z którymi wyjdę z sesji i zostanę sama. To wybaczenie dla mnie jest jak przeproszenie jej za swoje zachowanie. Tylko to jest takie nieadekwatne. Swoją mamę musiałam przepraszać prawie zawsze gdy było jakieś nieporozumienie, nawet gdy ona była nie w porządku. Gdy ona była odpowiedzialna za swoje nieprzyjemne zachowanie, to ja mogłam powiedzieć, jej że wybaczam, a ja przepraszałam. W ogóle wybaczyłam częściowo w sobie swojej mamie i gdy widziałyśmy się ostatnio na grillu w sobotę, to mogłam z nią rozmawiać w miarę swobodnie. Ale moja mama złościła się na mnie za to, że ona nie wie co u mnie słychać, a przecież jak ktoś chce wiedzieć, to może zadzwonić, ona dzwoni rzadko. Wydaje mi się, że ona złości się tez o to, że traci kontrolę nade mną. I z tym wybaczaniem u mnie wiąże się lęk, że gdy ja wybaczę terapeutce, to ona będzie mieć nade mną kontrolę. To jest bardzo ważna myśli!!! Dlatego tak wstrzymuję się przed wybaczeniem. Ale wstrzymuję się przed wybaczeniem, bo nie wyraziłam uczuć, które przeżywałam gdy zostawiła mnie samą na 1,5 miesiąca po swojej wpadce. Mam chęć na nią nakrzyczeć ze złości!!! I tak zrobię.

W grupie czułam się pominięta. Mało mówiłam, to pewnie dlatego. Ale czułam też taką niemoc w sobie, gdy próbowałam z kimś wejść w interakcje. Tak jakbym była niewidzialna, jakby moje delikatne uczucia były trudne do przyjęcia. Czułam lęk. W ogóle czuję się zablokowana przy jednej osobie, z którą trochę rywalizujemy. Chyba o tym też warto powiedzieć. Ehh.. na sesji mam pustkę w głowie z lęku przed złością. Czułam się bezsilna... jak małe kilkuletnie dziecko.

 

W ogóle moje problemy sięgają o wiele głębiej, wydaje mi się, że do etapu niemowlęctwa.. mam chyba braki w poczuciu bezpieczeństwa, bliskości, akceptacji od rodziców z tego okresu, dlatego w tej terapii potrzebuję wszystko to co się dzieje ze mną obejrzeć powoli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×