Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rak w rodzinie


Rekomendowane odpowiedzi

To calkiem zabawne, ze dopiero teraz do mnie to dotarlo, po prawie 10 latach, musze byc beznadziejny w rozumieniu wlasnych uczuc :mrgreen:

 

Bylem zawsze bardzo aktywnym i nastawionym na cel dzieciakiem, do dzis mi to nie przeszlo i prawdopodobnie zostanie tak do konca zycia. Jednak w pewnym momencie zameinilem sie w kogos, kto bardzo zamknal sie w sobie i boi sie swiata, konfrontacji z chociaz minimalnie stresujacymi wydarzeniami (przez co ten stres narasta). Nie pozostawilem tego samemu sobie i pierwsza rundke antydepresantow zaliczylem w 2007, potem 2009 i kolejna teraz. Wiem mam wewnetrzny konflikt, silna wole osiagania czegos, ale jednoczesnie ciagle jest cos mnie powstrzymuje. Przez caly czas zylem w przekonaniu, ze jestem po prostu zgnily w srodku i genetycznie zaprogramowany na problemy psychiczne, tak naprawde nawet nie chcialem siegac glebiej we wlasny umysl bo balem sie odpowiedzi. Dopiero teraz zebralem sie na odwage. Ogladalem sobie filmiki na yt i trafilem na tonego robbinsa. Dopiero teraz dotarlo do mnie, ze wszystkie moje problemy, to co mnie wewnetrznie powstrzymuje, bierze sie z ogromnego stresu, ktory przezywam dzien za dniem. Nie moglem tego zaakceptowac, bo malo kto przezywa tego co mnie spotkalo w podobny sposob.

 

Jak bylem maly, moja matka zawsze miala jakies niezlosliwe guzy nowotworowe, co powodowalo u mnie jako u dzieciaka calkiem konkretnego emocjonalnego rollercoastera. Najwieksza obawa mnie, jako 12+ latka bylo to, ze w pewnym momencie zycia zachoruje na raka. No i oczywiscie tak sie stalo, takie nasze szczescie :lol: Niecale 10 lat temu operacja odjecia piersi, chemioterapia i cala ta otoczka, byc moze ktos z was to przezyl.

 

Nawet nie pamietam swojego zycia przez te ostatnie 10 lat wiec nie powiem wam, czy od 2002-2005 mialem jakis rodzaj depresji, nie wiedzialem pewnie co to depresja. Lepiej pamietam to, co dzialo sie 12 lat temu, niz 2 lata temu (Dotarlo to do mnie dopiero teraz, jak pisalem ten post). Nie pamietam tez swoich snow. Cala rodzina mysli, ze zmienil mnie ten glupi komputer i internet.

 

Mozecie pomyslec, ze skoro rak nie wrocil przez prawie 10 lat to wszystko bedzie ok. Niestety, jestem wnikliwym szkodnikiem, ktory chce wiedziec wszystko, wiec zdaje sobie sprawe ze wszelkich statystycznych niuansow i implikacji. Rak piersi to taki dupek, ktory moze rownie dobrze wrocic po 20 latach, nawet po 30 latach. O ile z kazdym rokiem ryzyko nawrotu maleje, to jednak jesli pomnozymy niskie prawdopodobienistwo przez liczbe lat, wychodzi liczba, ktora ma wplyw na jakosc zycia. Nie ma dnia, od 10 lat, zebym nie myslal o tym chociaz pol godziny-godzine.

 

Co gorsza, kazde 2 miesiace przezd kontrola to dla mnie po prostu czas stracony, to jest paralizujacy stres, ktory uniemozliwia normalne dzialanie, nie potrafie od nigo uciec, przez pozostale 10 miesiecy tez. Dopiero teraz dotarlo do mnie, ze bylbym innym czlowiekiem bez tego wszystkiego. Nawet nie wiecie czego bym nie dal, zeby to byl moj rak, a nie matki, po prostu uczucie bezsilnosci mnie rozbraja. Moje rece lataja jak u kogos z parkinsonem jak to pisze.

 

Mam wiec stres, ktory kieruje moim zyciem juz 10 rok i bedzie prawdopodobnie niszczyl mnie przez dlugie dlugie lata, jesli czegos z tym nie zrobie. Zeby bylo "zabawniej", zrozumienie tego zajelo mi dekade...

 

Musze jakos odrestaurowac ten emocjonalny wrak za moimi oczami, tylko jak przeksztalcic ten stres w zrodlo motywacji, a nie demotywacji?

 

(Sprawdzalem definicje ptsd na wiki i mam prawdopodobnie osobowosc anankastyczna, jesli to pomoze.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

choroba bliskiej osoby moze rzeczywiście wywołac stan napiecia i ciagłego strachu w zyciu o tę osoę,ze ie wiadomo kiedy zaatakuje , to bardzo meczące i dobijajace is tresując, ten ciągły stan napięcia i strachu o kogoś bliskiego, dziewne ze tak późno to zroumiałes dopiero, przecież to normalne z strach ,ze cos sie stanie mamie nagle moze wywołac taką reakcj , to zycie w ciagłym napieiu przez 10 lat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myslalem, ze to po prostu naturalne: predyspozycje do depresji nasilaja sie z wiekiem, wiec po prostu bylem genetycznie predysponowany od poczatku. Nauczylem tez obwiniac siebie za wszystko, co mnie spotyka. Dopiero teraz zaczynam rozumiec pewne mechanizmy i cala istote ptsd. Wlasnie zrobilem jakis internetowy test i wyszedl prawie maks. Z jednej strony ciesze sie, ze wreszcie to zrozumialem i przestalem w jakis durny sposob wypierac, z drugiej przy rozwiazywaniu tego testu i pytaniu o wspominaniu wszystkiego po prostu sie porzygalem i poryczalem... a nie naleze do tych, ktorzy rycza i rzygaja :mrgreen:

 

Lepsze to niz zycie w przekonaniu, ze jestem predysponowany do psychicznej slabosci. Jest nadzieja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Życie w ciagłym napęciu i strachu, moze wywoływać stany depresyjne lub nawet depresję, mnie sie wydaje ,ze moze również prowadzić do pewnych przeciażeń nerwowych az nasz układ nerwowy ie wytrzymuje i jest bach nerwica czy depresja. Predysponowanym mozna być, ale pewne zdarzenia w zyciu u osób predysponowanych moga to wywołać a u innych nie u Ciebie mogło te stany wywołąc życie w ciagłym napięu w zwiazku z choroba mamy. Ja to bardzo rozumiem poniewaz sama bardzo przezywam choroby i rózne stany osób w jakimś sposób mi bliskich i odbija sięot na mnie bardzo, to chyba jest z wrazliwościa związane.

Wiesz są ludzie, którzy potrafia włąsna matke nastarosc gorzej traktować niz psa bo im miejsce w domu zajmuje, co dla mnie jest zupełnie czyms niezrozumiałym i podłym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No... tyle to juz ustalilem.

 

Teraz ustalilem prawdziwe zrodlo problemu. Tak naprawde najbardziej przeszkadza mi niepewnosc co do przyszlosci. Jesli mam jakis plan, narzedzia i wiem dokladnie co robic i wiem, ze przyniesie mi to duze korzysci, to i tak cos hamuje mnie przed robieniem tego. Zaczalem szukac tego wewnetrznego konfliktu i okazuje sie, ze po prostu boje sie robic cokolwiek, co ma zwiazek z przyszloscia. Przyszlosc kojarzy mi sie ze smiercia i cierpieniem, wiec nawet jakies finansowe decyzje, ktore mialyby dlugofalowy wplyw na moje zycie sa dla mnie czyms trudnym do podjecia. Przestalem myslec dlugoterminowo zanim zdazylem dorosnac.

 

Dlatego szukam mechanizmow, ktore pomoga mi w wyzbyciu sie tego problemu, jesli przestane kojarzyc przyszlosc tylko z tym jednym, to wreszcie stane sie innym czlowiekiem. Jestem tak blisko, tylko co dalej? :105:

 

-- 19 lip 2012, 20:07 --

 

w gore bo nadal nie znalazlem rozwiazania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.07.2012 o 01:37, tahela napisał:

choroba bliskiej osoby moze rzeczywiście wywołac stan napiecia i ciagłego strachu w zyciu o tę osoę,ze ie wiadomo kiedy zaatakuje , to bardzo meczące i dobijajace is tresując, ten ciągły stan napięcia i strachu o kogoś bliskiego, dziewne ze tak późno to zroumiałes dopiero, przecież to normalne z strach ,ze cos sie stanie mamie nagle moze wywołac taką reakcj , to zycie w ciagłym napieiu przez 10 lat

Ja to dopiero zaczynam rozumieć i to po rozmowie z psychoonkologiem. Nie wiem, co w tym dziwnego. Dobiegam do 8 lat. 8 lat życia z przekonaniem, że jestem ŻAŁOSNA, bo się boję. I już nie umiem się cieszyć żadnym dobrym wynikiem. Bo przecież moi bliscy mają przyzwoite wyniki (chociaż to nie jest tak, teraz są kolejne mini-ciosy, to są choroby przewlekłe), "wygrywają", inni mają gorzej (z naciskiem na to). Ja nie jestem taką osobą, która łatwo wyrzuca z siebie takie historie, w moim otoczeniu mało osób wie o tym. Niektórzy wiedzą i pytają: "jak x i y? dobrze? no to najważniejsze...". A ja nigdy nikomu nie powiedziałam, że mi nie jest dobrze i że w zasadzie codziennie się dławię strachem. Sama sobie musiałam wmawiać, że to nie jest problem, że jestem silna i że w ogóle moje uczucia są żałosne. Myślę, że większość osób, niezbyt świadomie mnie w tym utwierdzało.

Zawsze mi się wydawało, że ja jestem taka pozytywna i jak teraz staram się uporządkować to, co się wydarzyło przez te lata, to najbardziej dobija mnie jedno wspomnienie. Na studiach poznałam dwie super dziewczyny, moje przyjaciółki. Dużo czasu spędzałyśmy razem. Po kilku miesiącach jedna z nich zapytała mnie wprost, ot tak: A., co ci jest? Wtedy nie miałam żadnych większych problemów. Tyle lat się oszukiwałam, a to było jakieś 7 lat temu, jeśli dobrze liczę.

Napisałam do autora wątku, ale w sumie trochę żałuję, może nie warto rozgrzebywać takich rzeczy :(

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki @Kleopatra. Przekonanie, że inni mają gorzej i że moje problemy są wyimaginowane mam już głęboko zakorzenione. W tym akurat sama i z pomocą innych zdołałam się utwierdzić. :( Cały czas żyłam w przekonaniu, że jestem słaba i żałosna. W społeczeństwie i kulturze jest takie przeświadczenie, że w tych chorobach trzeba być pozytywnym bohaterem, ew. trzeba uświadamiać ludzi, że mogą liczyć na pomoc psychologów, bliskich. Jakby to rozwiązywało jakikolwiek problem. Nie ma miejsca na bohaterów negatywnych, którzy sobie nie radzą. Fakty są też takie, że np. w CO w Warszawie poradnia psychoonkologiczna została otworzona w 2011 r. Widzę, jak teraz wygląda opieka i wsparcie całych rodzin i to jest przepaść między tym, co było lata temu. No ale wszystko się chyba tak zmieniło (na dobre)...
Żyłam w przekonaniu, że wszystko niszczy mój perfekcjonizm, bo to też jest duży problem. Teraz jednak nie wierzę, że będę kiedyś "normalna", szczególnie po tym, co teraz się dzieje. Wiele rzeczy, które napisał autor wątku, pasuje do mnie, np. patologiczna wręcz skłonność do znajomości całej procedury leczenia w przypadku tych nowotworów, łącznie ze śledzeniem nowych wytycznych np. w języku angielskim. Chora obsesja, bo ciągle jestem na bieżąco (z drugiej strony sytuacja jest taka, że choroba nie stoi w miejscu). Natomiast różnice między autorem a mną jest taka, że ja miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, lata nastoletnie, z tym, że byłam bardzo wrażliwa. Szczególnie na krzywdę ludzką, na cierpienie bliskich osób, osób, które tylko znam. Przewrażliwona. Teraz jest jeszcze gorzej, np. tutaj na forum nie otwieram niektórych wątków, bo dla mnie to nie jest słowo pisane, żadna fikcja. Nie umiem przeczytać pewnych wiadomości i przejść z tym do porządku dziennego. Aktualnie biorę Paxtin 20mg rano (brałam go kilka miesięcy temu i wtedy było naprawdę dobrze), ale nie powiedziałabym, że jest zauważalnie lepiej. Najgorsze są koszmary, w którym śnię o sobie i moich bliskich, w różnych tragicznych konfiguracjach. Do tego wieczory, podczas których za dużo myślę, przeciągające się do nocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×