Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem z 10latkiem


Rekomendowane odpowiedzi

Próbujemy rozmawiać z nim po dobroci, stanowczo i nawet obiecujemy mu niespodziankę po powrocie, byleby tylko wytrzymał, wychowawca postanowił, że odbierze mu telefon i tylko raz dziennie będzie mógł zadzwonić do domu.

Jezu, przeciez to dziecko, powinniscie po niego pojechac i tyle.

A problem lęków rozwiązywac już w domu.

Tia, najlepiej zabierzcie mu tel to problem rozwiązany. :roll:

Wydaję mi się, że przeczytałaś tylko to jedno zdanie i z niego wywnioskowałaś jacy to jesteśmy okrutni rodzice znęcający się nad swoim dzieckiem. Syn wytrzyma na koloniach choćby z tego powodu, że nie mamy możliwości, tak o wsiąść do auta i jechać 1000km.

Nie dzieje mu się krzywda, powtarzam już któryś raz z kolei, on tylko tęskni (to też jakaś forma krzywdy, ale mająca inne podłoże). Dzisiaj pojechali na wycieczkę autokarową, dzień mu zleci. Przez cały tydzień czekają go wycieczki, akurat taką formę spędzania czasu bardzo lubi. Nawet zaraz, po przyjeździe z koloni, wyjeżdża na jednodniową wycieczkę do jednostki wojskowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbujemy rozmawiać z nim po dobroci, stanowczo i nawet obiecujemy mu niespodziankę po powrocie, byleby tylko wytrzymał, wychowawca postanowił, że odbierze mu telefon i tylko raz dziennie będzie mógł zadzwonić do domu.

Jezu, przeciez to dziecko, powinniscie po niego pojechac i tyle.

A problem lęków rozwiązywac już w domu.

Tia, najlepiej zabierzcie mu tel to problem rozwiązany. :roll:

Wydaję mi się, że przeczytałaś tylko to jedno zdanie i z niego wywnioskowałaś jacy to jesteśmy okrutni rodzice znęcający się nad swoim dzieckiem. Syn wytrzyma na koloniach choćby z tego powodu, że nie mamy możliwości, tak o wsiąść do auta i jechać 1000km.

Nie dzieje mu się krzywda, powtarzam już któryś raz z kolei, on tylko tęskni (to też jakaś forma krzywdy, ale mająca inne podłoże). Dzisiaj pojechali na wycieczkę autokarową, dzień mu zleci. Przez cały tydzień czekają go wycieczki, akurat taką formę spędzania czasu bardzo lubi. Nawet zaraz, po przyjeździe z koloni, wyjeżdża na jednodniową wycieczkę do jednostki wojskowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kafka, Przeczytaj cały wątek.

Każde dziecko "próbuje" swoich sił. Zaczyna się już w niemowlęctwie , mam to akurat na tapecie. Jeśli rodzice ustępują tylko dlatego ,że dziecko płacze i tupie nóżkami , mają już przegrane, Taki mały terrorysta świetnie wie jak to wykorzystać. Dobre wychowanie nie polega na ustępowaniu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kafka, Przeczytaj cały wątek.

Każde dziecko "próbuje" swoich sił. Zaczyna się już w niemowlęctwie , mam to akurat na tapecie. Jeśli rodzice ustępują tylko dlatego ,że dziecko płacze i tupie nóżkami , mają już przegrane, Taki mały terrorysta świetnie wie jak to wykorzystać. Dobre wychowanie nie polega na ustępowaniu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Syn dzisiaj rano (od 6:30) próbował do nas zadzwonić, miałam wyciszony telefon i nie odbierałam, postanowiłam, że dopiero za ponad godzinę jak zdzwoni, odbiorę. Tak też zrobiłam, syn zaczął trochę postękiwać i mówić, że już chce do domu, pytał się o ten samochód. Mówiłam mu, że mechanik auta w nocy nie naprawia, zrozumiał. Przysłał nam zdjęcia MMS swojego pokoju, bo go o to prosiłam. Cały czas próbuje kierować rozmowę na inne sprawy, a nie tylko na powrót do domu. Po obiedzie również zadzwonił, znowu zaczął od samochodu, powiedziałam mu, czy nie możemy o czymś innym porozmawiać tylko stale o samochodzie, powiedział mi, że był nad morzem, nazbierał muszelek, zjadł pyszny obiad i teraz szykuje się na boisko grać w nogę z kolegami i wychowawcą. W trakcie rozmowy wszedł nawet wychowawca do sali i kazał mnie pozdrowić, syn uradowany przekazał mi pozdrowienia i z radością w głosie powiedział, że musi kończyć bo idzie na mecz, życzyłam mu wielu goli i rozłączyłam się :105::yeah::great::brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Syn dzisiaj rano (od 6:30) próbował do nas zadzwonić, miałam wyciszony telefon i nie odbierałam, postanowiłam, że dopiero za ponad godzinę jak zdzwoni, odbiorę. Tak też zrobiłam, syn zaczął trochę postękiwać i mówić, że już chce do domu, pytał się o ten samochód. Mówiłam mu, że mechanik auta w nocy nie naprawia, zrozumiał. Przysłał nam zdjęcia MMS swojego pokoju, bo go o to prosiłam. Cały czas próbuje kierować rozmowę na inne sprawy, a nie tylko na powrót do domu. Po obiedzie również zadzwonił, znowu zaczął od samochodu, powiedziałam mu, czy nie możemy o czymś innym porozmawiać tylko stale o samochodzie, powiedział mi, że był nad morzem, nazbierał muszelek, zjadł pyszny obiad i teraz szykuje się na boisko grać w nogę z kolegami i wychowawcą. W trakcie rozmowy wszedł nawet wychowawca do sali i kazał mnie pozdrowić, syn uradowany przekazał mi pozdrowienia i z radością w głosie powiedział, że musi kończyć bo idzie na mecz, życzyłam mu wielu goli i rozłączyłam się :105::yeah::great::brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też płakałam, ale potem było fajnie i płakałam jak musiałam wyjeżdżać :P

Ja też tak miałam :mrgreen:

Mój pierwszy samodzielny wyjazd na trzy (!!) tygodnie, codziennie praktycznie ryczałam i chciałam do domu, tamtego wyjazdu nie wspominam za dobrze, ale, nauczyłam się wielu rzeczy i na kolejny obóz jechałam mądrzejsza. Teraz patrzę na to z innej strony bo byłam parę razy jako wychowawca na obozie, telefony komórkowe to okropne zło, a jeszcze gorsze - odwiedziny rodziców..... bo dziecko łatwiej jest pokierować, zająć czymś, skierować jego myśli na inne tory gdy nie ma nieustannego kontaktu z rodzicami - wtedy staje się samodzielne, uczy się wielu rzeczy. Będzie dobrze, to nie żadna depresja, żadne leki nie są potrzebne, to tak samo jak z pójściem do przedszkola.....musi przeżyć to sam, nikt za niego tego nie zrobi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też płakałam, ale potem było fajnie i płakałam jak musiałam wyjeżdżać :P

Ja też tak miałam :mrgreen:

Mój pierwszy samodzielny wyjazd na trzy (!!) tygodnie, codziennie praktycznie ryczałam i chciałam do domu, tamtego wyjazdu nie wspominam za dobrze, ale, nauczyłam się wielu rzeczy i na kolejny obóz jechałam mądrzejsza. Teraz patrzę na to z innej strony bo byłam parę razy jako wychowawca na obozie, telefony komórkowe to okropne zło, a jeszcze gorsze - odwiedziny rodziców..... bo dziecko łatwiej jest pokierować, zająć czymś, skierować jego myśli na inne tory gdy nie ma nieustannego kontaktu z rodzicami - wtedy staje się samodzielne, uczy się wielu rzeczy. Będzie dobrze, to nie żadna depresja, żadne leki nie są potrzebne, to tak samo jak z pójściem do przedszkola.....musi przeżyć to sam, nikt za niego tego nie zrobi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opowiem Wam jeszcze jedną historię z życia mojego syna. Nie chciał chodzić do przedszkola, chciałam go posłać jako 3latka, nie dało się, nie potrafił znaleźć się w tym środowisku, posłałam go jako 4latka, chodził tylko pół roku, bo po powrocie z przedszkola nie wiedziałam, czy najpierw go nakarmić (nie chciał jeść w przedszkolu, przedszkole było do 13) czy uspać(spał jeszcze po południu) tak płakał. Później zaczął chorować na anginę i przedszkole odpuściłam sobie. W wieku 5 lat, postanowiłam, że musi iść do przedszkola, aby w wieku 6 lat już zacząć się uczyć a nie poznawać z kolegami. Przez 3 dni, wracałam z nim do domu, bo nie chciał zostać, nawet wejść nie chciał do budynku. Poradzono mi aby tata go przywiózł, mężczyzna, autorytet, tata szybciej wrócił niż ja z tego przedszkola. W końcu wybrałam się ja, syn chwycił się siatki ogrodzeniowej i za nic nie mogłam go odkleić od tej siatki. Rodzice innych dzieci, tłumaczyli mu, a on swoje. W końcu zostałam sama na podwórku przedszkolnym, wniosłam go pod pachą do budynku, nie wrzeszczał bo się wstydził. Siedziałam na korytarzyku przedszkolnym a syn pod stolikiem. Prawie już ryczałam z bezradności aż wyszła opiekunka i zobaczyła tą całą sytuację. Zrozumiała w czym problem i zaczęła zagadywać syna pod stolikiem, a mi ręką pokazała, że mam sobie iść. Szybko czmychłam. Po południu idę po syna i co słyszę od niego - Mamo czemu tak szybko po mnie przyjechałaś? Ja chcę jeszcze zostać.

Od tamtej pory, przez jakiś miesiąc syn chodził do przedszkola w ten sposób, że chował się pod stół, ja szłam po Panią a ona bawiła się z nim w kotka i myszkę pod stołem. Ja mogłam iść do domu. Dopiero po miesiącu wszedł do sali bez ceremoniału stolikowego :lol:

 

Czekając na odpowiedzi z tego forum, w między czasie dopisałam się do już istniejącego tematu na innym forum, jeżeli ktoś jest ciekawy jakie tam dostałam rady to zapraszam do lektury

http://forum.gazeta.pl/forum/w,851,137169943,,potrzebuje_opinii_nt_10_latka.html?v=2

tam również mam nick wikija

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opowiem Wam jeszcze jedną historię z życia mojego syna. Nie chciał chodzić do przedszkola, chciałam go posłać jako 3latka, nie dało się, nie potrafił znaleźć się w tym środowisku, posłałam go jako 4latka, chodził tylko pół roku, bo po powrocie z przedszkola nie wiedziałam, czy najpierw go nakarmić (nie chciał jeść w przedszkolu, przedszkole było do 13) czy uspać(spał jeszcze po południu) tak płakał. Później zaczął chorować na anginę i przedszkole odpuściłam sobie. W wieku 5 lat, postanowiłam, że musi iść do przedszkola, aby w wieku 6 lat już zacząć się uczyć a nie poznawać z kolegami. Przez 3 dni, wracałam z nim do domu, bo nie chciał zostać, nawet wejść nie chciał do budynku. Poradzono mi aby tata go przywiózł, mężczyzna, autorytet, tata szybciej wrócił niż ja z tego przedszkola. W końcu wybrałam się ja, syn chwycił się siatki ogrodzeniowej i za nic nie mogłam go odkleić od tej siatki. Rodzice innych dzieci, tłumaczyli mu, a on swoje. W końcu zostałam sama na podwórku przedszkolnym, wniosłam go pod pachą do budynku, nie wrzeszczał bo się wstydził. Siedziałam na korytarzyku przedszkolnym a syn pod stolikiem. Prawie już ryczałam z bezradności aż wyszła opiekunka i zobaczyła tą całą sytuację. Zrozumiała w czym problem i zaczęła zagadywać syna pod stolikiem, a mi ręką pokazała, że mam sobie iść. Szybko czmychłam. Po południu idę po syna i co słyszę od niego - Mamo czemu tak szybko po mnie przyjechałaś? Ja chcę jeszcze zostać.

Od tamtej pory, przez jakiś miesiąc syn chodził do przedszkola w ten sposób, że chował się pod stół, ja szłam po Panią a ona bawiła się z nim w kotka i myszkę pod stołem. Ja mogłam iść do domu. Dopiero po miesiącu wszedł do sali bez ceremoniału stolikowego :lol:

 

Czekając na odpowiedzi z tego forum, w między czasie dopisałam się do już istniejącego tematu na innym forum, jeżeli ktoś jest ciekawy jakie tam dostałam rady to zapraszam do lektury

http://forum.gazeta.pl/forum/w,851,137169943,,potrzebuje_opinii_nt_10_latka.html?v=2

tam również mam nick wikija

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wikija hehe. Jakbym czytała "historię przedszkolną" mojej młodszej siostry :D . Raz, na korytarzu przedszkolnym pozbawiła mamę buta :lol: . Oczywiście nie chciała jeść i ciągle płakała. Mama z ciężkim sercem odprowadzała ją do przedszkola, bo sama jest nauczycielem i rozumie istotny wpływ edukacji przedszkolnej. Na wysokości zadania stanęły panie-opiekunki. Też nakazały wyjść, nie wciskały jedzenia na siłę. W końcu młoda sama przyszła i poprosiła o "tanaptę z sejem" ;)

W pewnym momencie zrobiło się ciężko, bo mama pracowała od rana do nocy, więc ja zaczęłam odprowadzać i zabierać Megan z przedszkola (jestem starsza od niej o 7 lat). Uspokoiło się. Ale prawda jest taka, że ja wprowadziłam dyscyplinę i byłam ostrzejsza od rodziców. Meg była szalonym dzieciakiem, typem wymuszającym, potrafiła wybiec na ulicę bez ostrzeżenia, robić awantury w sklepie o "kebasę i pimodora" ( :shock: ), pół godziny wybierać sobie dwie gałki lodów. Kilka razy musiałam zagrać ostro np.: wzięłam za rękę i wyszłyśmy z lodziarni bez loda. Poskutkowało. Niemniej działało tylko przy mnie. Rodzicom nadal robiła "akcje". :bezradny: No i dorobiłam się przydomku terrorysty. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wikija hehe. Jakbym czytała "historię przedszkolną" mojej młodszej siostry :D . Raz, na korytarzu przedszkolnym pozbawiła mamę buta :lol: . Oczywiście nie chciała jeść i ciągle płakała. Mama z ciężkim sercem odprowadzała ją do przedszkola, bo sama jest nauczycielem i rozumie istotny wpływ edukacji przedszkolnej. Na wysokości zadania stanęły panie-opiekunki. Też nakazały wyjść, nie wciskały jedzenia na siłę. W końcu młoda sama przyszła i poprosiła o "tanaptę z sejem" ;)

W pewnym momencie zrobiło się ciężko, bo mama pracowała od rana do nocy, więc ja zaczęłam odprowadzać i zabierać Megan z przedszkola (jestem starsza od niej o 7 lat). Uspokoiło się. Ale prawda jest taka, że ja wprowadziłam dyscyplinę i byłam ostrzejsza od rodziców. Meg była szalonym dzieciakiem, typem wymuszającym, potrafiła wybiec na ulicę bez ostrzeżenia, robić awantury w sklepie o "kebasę i pimodora" ( :shock: ), pół godziny wybierać sobie dwie gałki lodów. Kilka razy musiałam zagrać ostro np.: wzięłam za rękę i wyszłyśmy z lodziarni bez loda. Poskutkowało. Niemniej działało tylko przy mnie. Rodzicom nadal robiła "akcje". :bezradny: No i dorobiłam się przydomku terrorysty. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LINKA bardzo podoba mi się Twoje motto: "Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się... ", bardzo adekwatnie oddaje sytuację w jakiej znalazłam się.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LINKA bardzo podoba mi się Twoje motto: "Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się... ", bardzo adekwatnie oddaje sytuację w jakiej znalazłam się.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdzie napisałam taką sugestię? "człowiek nerwica" To jest Twoja inerpretacja widocznie masz z tym jakiś problem. :bezradny:

Wyluzuj trochę :roll: .Tak sobie tylko zażartowałem :mrgreen: A Ty tak na serio od razu .Nie ma się o co oburzac.I nie mam żadnego problemu :lol::twisted:

No to sobie pożartowaliśmy :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdzie napisałam taką sugestię? "człowiek nerwica" To jest Twoja inerpretacja widocznie masz z tym jakiś problem. :bezradny:

Wyluzuj trochę :roll: .Tak sobie tylko zażartowałem :mrgreen: A Ty tak na serio od razu .Nie ma się o co oburzac.I nie mam żadnego problemu :lol::twisted:

No to sobie pożartowaliśmy :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od czasu meczu, syn nie zadzwoniła ani razu. Dopiero przed 22 zadzwonił. Wypytałam go o wrażenia z dnia, zmęczonym głosem opowiedział mi. Pytał również o auto, ale zmieniałam szybko temat. Powiedziałam mu również, aby jutro zadzwonił dopiero po śniadaniu, żeby wyspał się. Powiedział, dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od czasu meczu, syn nie zadzwoniła ani razu. Dopiero przed 22 zadzwonił. Wypytałam go o wrażenia z dnia, zmęczonym głosem opowiedział mi. Pytał również o auto, ale zmieniałam szybko temat. Powiedziałam mu również, aby jutro zadzwonił dopiero po śniadaniu, żeby wyspał się. Powiedział, dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czyli radzi sobie , to najważnejsze, przyjedzie to jeszcze bedzie to dobrze wspominał a to jego pierwszy samodzielny wyjazd jesli tak to moze dlatego nie radzić sobie a następne wyjazdy juz nie bedą taki trudne, wazne byście go nie odbierali tylko by dotrwał do końca tej koloni i jakoś sie przełamał, tylko zeby nie czuł sie odrzucony przez was a wiedział,zę go kochacie, ale miał być dwa tygodnie i musi wytrwać, ale i tak jest bardzo wazny dla was

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×