Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam


I_can_feel.

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, na forum zaglądałam już od bardzo długiego czasu, jednak nie mogłam się zmusić do założenia konta. W końcu się zdecydowałam i jestem. Chciałam od razu się przywitać i napisać co nie co o sobie.

 

Tak na prawdę ciężko mi powiedzieć od kiedy jest coś nie tak, wydaje mi się że już od dzieciństwa. Dwie starsze siostry, ale to ja zawsze byłam tą najgorszą. Nawet już w 4 klasie podstawowej, kiedy to jedna nauczycielka wyżywała się na mnie, bo uczyła również moją o 3 lata starszą siostrę, moja odpowiedź u niej wyglądała tak "... do odpowiedzi!", nie zdążyłam wstać kiedy był krzyk na całą klasę "nie umiesz siadaj!" i tak cały czas, każda odpowiedź to wyzwiska, że jestem głupia nic nie potrafię, mimo że na sprawdzianach miałam dobre oceny. Zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem, bałam się chodzić do szkoły. Kilka razy zdarzyło się nawet, że zemdlałam. Rodzice raz wysłali mnie na podstawowe badania, wszystko było dobrze, a od tamtej pory słyszałam od nich "symulujesz...". Powoli się zamykałam w sobie. Przyszedł czas gimnazjum. W tym czasie mój tata miał wypadek, straciliśmy jedną pensję, więc nie było mnie stać tak jak innych na oryginalne ubrania itp, cieszyłam się, kiedy dostałam coś po siostrach - wystarczyło mi to. Ale ludziom w gimnazjum dało to tylko pole do żartów. Mój dzień wyglądał tak: dom-szkoła, szkoła-dom. Nigdzie nie wychodziłam, bałam się, że ktoś mnie zaczepi, że będą się śmiali ze mnie tak jak to było w szkole. 3 lata szkolne mam wyjęte z życia, nie chcę wspominać, nawet nie mam co. Ciągle tylko żarty, śmiechy i poniżania. Zamknęłam się w sobie, myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej zniknąć, schować się gdzieś lub po prostu przestać istnieć. Miałam 2 próby samobójcze, które nic nie dały po za zdenerwowaniem rodziców i uświadamianiem, że nie jestem nic nie warta, że powinnam brać przykład z sióstr. Nie mając niczyjego wsparcia coraz bardziej uświadamiałam sobie, że to prawda, że nie powinno mnie tu być. W końcu nadszedł czas szkoły średniej. Chciałam iść do technikum, na architekta krajobrazu, rodzice się nie zgodzili. Poszłam do lo jak siostry, tyle że najgorszego w mieście. Miałam dość spotykania tych samych nauczycieli, którzy je uczyli, ciągłe porównywania do nich, do ich nauki i stopni. W końcu miałam nowe środowisko, powoli zaczęło się zmieniać, czułam się lepiej jednak w środku mnie nadal coś było nie tak, jakiś strach, ból. Nawet nie wiem jak to się udało, ale koleżanka z klasy raz wyciągnęła mnie na "dyskotekę", mimo obaw pojechałam. Miałam zacząć nowe życie, nowi ludzie. Niestety było odwrotnie. Nie potrafiłam się odnaleźć wśród takiego tłumu, głośnej muzyki, musiałam wyjść na świeże powietrze. A wtedy to się stało, jakiś facet mnie zaciągnął za budynek i zgwałcił. Nie wiedziałam co robić, do kogo się z tym zwrócić, ciągle w głowie miałam mętlik co rodzice powiedzą, będą na mnie źli, nie pomogą mi. Miałam rację, próbowałam powiedzieć, ale ani rodzice ani siostry nie wykazały najmniejszego zainteresowania, mimo prób wygadania się, próśb o pomoc, nawet nie zauważyli że coś jest nie tak. Że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, że zamknęłam się w sobie nawet dla nich nie było miejsca. Nikomu o tym nie powiedziałam, nie mogłam i tak nikt by mi nie pomógł. W końcu koniec liceum. Starałam się o staż w swoim mieście, mimo "wolnego" i tak ciągle coś robiłam, żeby tylko zająć czymś myśli. Cały dzień sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy wszystko, moja mama po pracy mogła tylko siąść przed tv i zjeść ciepły obiad, mimo tego nadal były pretensje o wszystko. Że to jest źle zrobione że to nie tak, że tego nie powinno tu być. Nie widziała moich starań, albo nie chciała widzieć, siostry które nawet raz palcem nie kiwnęły żeby jej pomóc i tak były lepsze. W końcu całkiem przypadkiem dostałam szansę wyprowadzenia się ponad 500km od domu. Bałam się, ale pomyślałam, że i tak nic więcej nie mam do stracenia, bo czy coś gorszego mogło mnie jeszcze spotkać? Chciałam się wyrwać stamtąd i tak zrobiłam. Po 4 dniach byłam już hen daleko. Jednak już pierwszego dnia się załamałam. Okradli mnie, wszystkie ciuchy, dokumenty, laptop, aparat cyfrowy, wszystko zniknęło. Nie mogłam tak po prostu wrócić z pustymi rękami, bo rodzice by mnie zniszczyli już całkowicie. Wytrzymałam 4 miesiące, po czym mój współlokator zaczął wyważać drzwi od pokoju i się dobierać do mnie. Szybko się spakowałam i uciekłam. Przygarnął mnie znajomy.

Teraz mam 23 lata, boję się sama wychodzić z domu. Mam chłopaka, któremu trochę opowiedziałam o swojej przeszłości. Wspiera mnie, ale wiem, że nie jest to łatwe. Mimo, że jesteśmy już razem prawie 3 lata, ja nadal mu w pełni nie zaufałam, ciągle mam jakieś obawy. Denerwuje się na mnie, kiedy się wykręcam z każdej propozycji wyjścia. Boję się ludzi, kiedy wychodzę na dwór mam wrażenie, że wszyscy mnie obserwują, że o mnie rozmawiają i się śmieją ze mnie. W domu siedzę w kompletnej ciszy, żeby przypadkiem ktoś nie usłyszał, że jestem i żeby nie przychodził. Z tego wszystkiego sypie mi się zdrowie, mam problemy, najprawdopodobniej wrzody. Od dłuższego czasu wymiotuję, ze stresu mnie mdli, niestety doszło już do wymiotowania krwią. Jakby tego było mało nie mogę znaleźć pracy, nie mam ubezpieczenia zdrowotnego, nie stać mnie na lekarzy, badania. Rodzice nie chcą mnie ubezpieczyć, w ogóle ich nie interesuję, nie przejęli się moim stanem zdrowia. Chciałabym przestać istnieć, bo już nie mam siły na to wszystko, przerasta mnie to.

Mam nadzieję, że choć jedna osoba przeczyta to do końca i mnie nie wyśmieje. Przyszłam do was, bo już nie wiem co mam robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I_can_feel., witaj, bardzo dobre się stało, że tu trafiłaś, nikt tutaj nie będzię się z Ciebie wyśmiewał ani nic z tych rzeczy. To przykre czytać o tym wszystkim co przeszłaś i krew się we mnie gotuje, gdy piszesz o postawie swoich rodziców i sióstr, połowicznie przechodziłam przez to samo co Ty i doskonale to rozumiem. Mam nadzieję, że znajdziesz tu pomóc i wsparcie, zostań z nami ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I_can_feel., witaj, bardzo dobre się stało, że tu trafiłaś, nikt tutaj nie będzię się z Ciebie wyśmiewał ani nic z tych rzeczy. To przykre czytać o tym wszystkim co przeszłaś i krew się we mnie gotuje, gdy piszesz o postawie swoich rodziców i sióstr, połowicznie przechodziłam przez to samo co Ty i doskonale to rozumiem. Mam nadzieję, że znajdziesz tu pomóc i wsparcie, zostań z nami ;)

 

Dziękuję ślicznie za tak miłe słowa. Mam nadzieję, że w końcu los się do mnie uśmiechnie i powoli zacznę zmieniać siebie i swoje życie na lepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzice nie powinni być rodzicami.... A siostry nie powinny być siostrami, tyle mam do powiedzenia w tym temacie.

 

Niestety, mimo wszystkich sytuacji jakie były, dla mnie nadal są i będą moimi rodzicami i siostrami. Ciężko sobie z tym poradzić, w szczególności kiedy dzwonisz, bo chcesz mieć dobry kontakt, bo się martwisz i niczego po za rozmową nie oczekujesz a w odpowiedzi słyszysz "wyprowadziłaś się to sobie radź sama". I wszystkie dobre chwile, których było i tak nie wiele po prostu znikają i znowu wraca załamanie i złe myśli, a przecież chciałam tylko porozmawiać...Nie oczekuję od nich niczego, po za wsparciem psychicznym, rozmową, żeby choć raz udowodnili mi, że mnie kochają, bo jestem ich córką i się o mnie martwią. Mieszkam po za domem już 3 lata, nigdy nie powiedzieli, że tęsknią, że im brakuje mojej osoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi uwierzyć w to, co napisałaś... Wiem, że mało jest osób, które mogłyby z czystym sumieniem napisać, że nie mają nic do zarzucenia rodzicom, ale taka postawa... nie wiem z czego mogła wynikać. Może spróbuj jakichś grup wsparcia. Jeżeli to co piszesz jest prawdą, to masz dość poważne problemy (już nie tylko ze zdrowiem psychicznym!) i w takim wypadku już powinnaś całe siły skupić na tym, żeby znaleźć jakieś możliwości podjęcia leczenia (mimo braku ubezpieczenia). Nie jestem specjalistką, ale mam podobne problemy, i wydaje mi się, że w twoim przypadku na początku nie byłoby głupie podjęcie farmakoterapii - ale tutaj znowu trzeba działacz głową i ostrożnie - żeby nie wpaść w uzależnienie. Leki są tylko środkiem pomocniczym, nic nie zastąpi psychoterapii, która z kolei kosztuje. Dlatego polecam wyjście do ludzi, znalezienie jakichś grup wsparcia :)

I pamiętaj (może zabrzmi banalnie, ale jednak) - jeśli nadal masz w sobie chęć zmiany swojego życia na lepsze - jesteś na dobrej drodze. Powodzenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@I_Can_Feel

 

Że tak drastycznie to powiem, wybacz: kopnij ich w 4 litery, zerwij z przeszłością, oddaj się swojemu chłopakowi jednocześnie mówiąc mu, czego Ty oczekujesz. To Ci pomoże, moim zdaniem. Osobiście nie rozumiem patrzenia z perspektywy /rodziny, religii/. Patrzenie przez pryzmat /kto co nam zrobił/ jest moim zdaniem lepsze, bo nie ma durnych oczekiwań /bo to rodzina/, /bo Cię ktoś utrzymuje i myśli, że może jak idiota się zachowywać/. Przykład: rodzice Twoi postąpili, jak postąpili, źle się przez nich czujesz --> postąpili nie fair i nie masz powodu, by wchodzić im w ich drogę. Drugi przykład: jak sama napisałaś, odsuwasz od siebie chłopaka (chodzi mi tutaj o zaufanie) --> teraz to Ty postępujesz nie fair, postępujesz tak myśląc o tym, co zrobili rodzice i siostry nie myśląc już o tym, co zrobił chłopak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@I_Can_Feel

 

Że tak drastycznie to powiem, wybacz: kopnij ich w 4 litery, zerwij z przeszłością, oddaj się swojemu chłopakowi jednocześnie mówiąc mu, czego Ty oczekujesz. To Ci pomoże, moim zdaniem. Osobiście nie rozumiem patrzenia z perspektywy /rodziny, religii/. Patrzenie przez pryzmat /kto co nam zrobił/ jest moim zdaniem lepsze, bo nie ma durnych oczekiwań /bo to rodzina/, /bo Cię ktoś utrzymuje i myśli, że może jak idiota się zachowywać/. Przykład: rodzice Twoi postąpili, jak postąpili, źle się przez nich czujesz --> postąpili nie fair i nie masz powodu, by wchodzić im w ich drogę. Drugi przykład: jak sama napisałaś, odsuwasz od siebie chłopaka (chodzi mi tutaj o zaufanie) --> teraz to Ty postępujesz nie fair, postępujesz tak myśląc o tym, co zrobili rodzice i siostry nie myśląc już o tym, co zrobił chłopak.

 

Staram się, przestałam z nimi rozmawiać, bo każda rozmowa kończyła się kłótnią i wyśmiewaniem z ich strony. Dłużej bym tego już nie zniosła, odsunęłam się na bok.

Co do chłopaka, na prawdę go kocham, cieszę się, że jest przy mnie, bo mi bardzo pomaga. Niestety on też nie był święty co do mojej osoby. Były dwie sytuacje, po których tym bardziej mam blokadę. Pierwsza - po 2,5 roku bycia samemu i po roku bycia ze mną stwierdził, że jego była narzeczona jest jego dobrą znajomą i on odnowi z nią kontakt i będzie się spotykał kiedy będzie chciał, mimo, że go zraniła i mówił na nią same złe, bardzo złe słowa. Po drugie: po 2 latach bycia razem napisał do jakiejś dziewczyny z okolicy, że bardzo żałuje, że im kiedyś tam nie wyszło i że ma nadzieję, że mimo to będą mieli dobry kontakt i może razem wyskoczą na kawę czy piwo. Wg mnie to nie jest normalne pisać takie rzeczy, kiedy jesteś podobno w szczęśliwym związku. W szczególności, że to mój najdłuższy związek, inne (było ich 3) kończyły się po max 2-3 miesiącach, właśnie dlatego, że albo mnie zdradzał, albo temat byłej był stałym tematem do rozmów. On doskonale o tym wie, a jednak mnie zranił. Wiadomo nikt nie jest idealny, aczkolwiek zrobiło mi się przykro i zamknęłam się w sobie dla niego, bo pomyślałam, że wcale nie jest mu ze mną dobrze skoro tak się zachował. Po prostu uważam, że mimo moich ogromnych starań on pod wpływem chwili czy emocji pójdzie w bok, tak jak to miało miejsce w przeszłości, bo wg niego on nic złego nie zrobił i uważa, że to jest normalne. Może i ma rację, a ja tylko wyolbrzymiam już z tego wszystkiego? Może za dużo myślę o przeszłości, co się przenosi na teraźniejszość i przyszłość? Ale na prawdę czasami nie potrafię o tym nie myśleć, boję się, żeby żadna sytuacja się nie powtórzyła, dlatego wracam do niej myślami i w taki czy inny sposób próbuję aby do tego nie doszło.

 

 

 

Dżejn - Moje wyjście do ludzi kończy się tym, że już po zamknięciu drzwi mam tysiące złych myśli i obaw i jak najszybciej chcę wrócić do domu. Ciągle to duszę w sobie, bo wiem, że chłopak chce wychodzić. Nawet spacerując po lesie, mieście czy plaży stale się denerwuję i chyba już z nerwów obdrapuję skórki przy paznokciach i trzęsą mi się ręce. Wiem, że to brzydko wygląda, chcę przestać to robić, ale czasami to silniejsze i orientuję się jak już jest za późno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I_can_feel., witaj, też miałam problemy z rówieśnikami w podstawówce i samoakceptacją, byłam odludkiem...witaj na forum

 

witaj amelia! Niestety ja mam wrażenie, że nadal jestem tym odludkiem, że nie pasuję do reszty ludzi, do tych czasów. Najgorsze jest to że to wszystko siedzi we mnie, ukrywam to, a ludzie których spotykam myślą że jestem szczęśliwą optymistką. A w środku mętlik myśli, samych negatywnych. o czymkolwiek bym nie myślała i tak ostatecznie dochodzę do wniosku, że jestem beznadziejna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×