Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dorosłe Dzieci Schizofreników


Gunia76

Rekomendowane odpowiedzi

Gunia76, zeby w ten sposob reagowac zajelo mi 40 lat + terapia. Przedtem czulam sie odpowiedzialna za szczescie calego swiata :roll: Ciezko bylo sie przestawic bo wydawalo mi sie to mega egoistyczne..ale teraz wiem, ze zdrowa dawka egoizmu jest plaszczem ochronnym moich emocji. Musze dbac o siebie bo nikt inny tego nie zrobi a na pewno nie toksyczny rodzic. Raczej wyssie ile sie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie- wyssie ile się da jak mój ojciec. Nastawiony całe życie, że jemu pomoc dzieci się należy,że musimy zgadywać jego potrzeby i je zaspokajać...pamiętam, że nawet herbaty sobie sam nie robił jak byłam dzieckiem, zawsze ja albo siostry musiałyśmy mu usługiwać.Teraz często też tak jest, chociaż już nie jest taki upierdliwy.

Za to swoimi dziećmi, wnukami i tym czy czasem nie potrzebują pomocy wcale się nie interesuje. Moim dzieciom potrafi zjeść ostatni kawałek czekolady bez pytania czy może, a na ich prośbę:,, kup loda,, zawsze mówi że nie pieniędzy.

 

-- 21 cze 2012, 14:27 --

 

Dzisiaj mój sądny dzień.... idę na 19 na pierwszą wizytę u psychoterapeuty. Żołądek boli mnie od rana, serducho kuje co jakiś czas i mam ciągłe uczucie lęku płynącego od brzucha do serca i z powrotem....Trzymajcie kciuki żebym dała radę, żeby jednak mnie nie wyśmiał i za drzwi nie wywalił.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, mój pierwszy post tutaj, w sumie nie wiem co mnie nakłoniło by to napisać jakaś chęć podzielnia się z kimś swoimi odczuciami może :). Mam 20 lat i jestem Dorosłym Dzieckiem Schizofreniczki.

Cała historia z moją matką zaczęła się gdy miałem 5 lat, dość wcześnie jak na zakończenie jako takiego dzieciństwa. Moja matka popadła w tedy w depresję chodź sądzę że to już była schizofrenia. Przestała interesować się mną i moją 5 lat starszą ode mnie siostrą, wychodziła gdzieś bez uprzedzenia, chodziła po sąsiadach opowiadając jakieś wymyślone w swojej głowie historię. Mój tato nie wiedział co w tedy zrobić nie wracał do domu po pracy moja mama była że tak powiem dość znana na moim osiedlu jako wariatka.

Leczyła się u psychiatry, przyjmowała leki. Poprawa nastąpiła dopiero gdy miałem koło 11 lat lecz nie trwała długo. Moja matka stwierdziła że wyzdrowiała i przestała przyjmować leki i chodzić do psychiatry ale wcale tak nie było moja matka zaczęła twierdzić że mój ojciec próbuje zabić/otruć mnie i moją siostrę i po kilku miesiącach nastąpił ten dzień, nawrót choroby z kilkukrotnie większa siłą. Pamiętam doskonale ten dzień niczym było by to wczoraj jeden z niewielu momentów w swoim życiu który pamiętam będąc dzieckiem. W dużym skrócie zniknęła na cały poranek z domu, mój tato obdzwonił jej rodzinę która do ans przyjechała. Popołudniu wróciła do domu matka nie mówiła gdzie była pamiętam że mój tato siedział z nią w kuchni moją babcią (jej matką) i siostrą. Widziałem w tedy po raz pierwszy i ostatni w życiu jak mój tata płacze z bezradności później moja matka tego samego dnia próbowała popełnić samobójstwo, powstrzymując ją ojciec przypadkowo rozdarł jej ubranie i poobcierał ona wybiegła do sąsiadów i prosiła by zadzwonili po policje że mój ojciec próbował zabić ją mnie mnie. Przyjechała policja która wypytywała mnie jak było naprawdę, opowiedziałem dokładnie, przyjechał lekarz i zdecydowali że moją matkę trzeba zabrać do szpitala. Po dwóch dniach moją matkę mój ojciec przywiózł spowrotem do domu gdyż obiecała mu że się poprawi...

Powróciła do leczenia i chodzenia do psychiatry, odcięła się zupełnie ode mnie i od mojej siostry, spała całymi dniami albo siedziała w kuchni gapiąc się w ścianę, a gdy już "przebudzała" się to opowiadała znowu swoje historię. Trwało to do momentu aż miałem 17 lat nastąpiła w tedy jakaś mocniejsza poprawa zaczęła jakoś funkcjonować i tak do dziś. Teraz zachowuje się jak duże dziecko, prześladuje mnie ojca i siostrę, notoryczne pytania o wszystko nie wiem czy to sposób próby zbudowania jakieś więzi? Jeżeli tak to w chory sposób.

Co do mojej osoby, straciłem całkowicie z nią jakikolwiek kontakt moja matka, jest dla mnie zupełnie teraz obcą osobą nie dążę jej żadnymi pozytywnymi emocjami czasami ją nienawidzę za to co robiła. Obojętny jest mi jej los czasami szantażuje naszą rodzinę że popełni samobójstwo co jest dla nas teraz śmieszne bo i tak tego nie zrobi. Irytuje mnie na każdym kroku, niemal żadnej czynności nie można w domu zrobić bez jej obecności.

Przez większość swoje życia musieliśmy kreować całkiem inną rzeczywistość niż była prawda gdyż nie wolno było nam o tym mówić co się dzieje w domu a potem dopiero zrozumiałem że ludzie uznali by nas za rodzinę wariatów gdyby znali prawdę. Gdy przychodzili do mnie znajomi kłamałem na temat matki później w ogóle przestałem ich zapraszać do siebie ale za to doskonale nauczyłem się kłamać o sobie i rodzinie można powiedzieć że stałem się mitomanem. Nadal gdy czuję taką potrzebę potrafię stworzyć takie historię czy kłamstwa że nikt nie podejrzewa że to może być nieprawdą, kłamię pomimo że mógłbym powiedzieć prawdę lecz wolę stworzyć inny obraz tej prawdy.

Mam problem z nawiązywaniem kontaktów z dziewczynami/kobietami, gdy tylko któraś koleżanka czy tez znajoma zwróci na mnie bardziej uwagę tworzę w swojej głowie już jakieś historię chcę się do niej zbliżyć pomimo że wiem że to tylko gest tego że ktoś mnie lubi, wiele razy już coś "takiego" przechodziłem a wciąż takie coś się pojawia w mojej głowie i później tylko "cierpię", szukam też akceptacji u płci przeciwnej, boje się że w jakikolwiek skrzywdzę jakąś dziewczynę i popadnie w jakąś depresję i skończy jak moja matka i to będzie przeze mnie , bardzo rzadko mówię im to o czym myślę przez to.

Pomimo że mam grono kolegów i koleżanek czuje się niesamowicie samotny, nie potrafię powiedzieć komuś w oczy co mnie dręczy zawsze jestem zadowolony i szczęśliwy a w środku odczuwam pustkę, brak jakichkolwiek emocji typu zadowolnie zawszę potrafię znaleźć jakieś wady w różnych sytuacjach. Do czasu szkoły średniej niemal nigdzie nie wychodziłem dopiero gdy zmieniłem towarzystwo staram się to zmienić, zacząłem chodzi na imprezy, do klubów, odwiedzać znajomych czy po prostu wychodzić do ludzi. Wyjście z domu pozwala mi poczuć w pewnym rodzaju ulgę że nie muszę przebywać chociaż przez jakiś czas z moją matką.

Mam nerwicę natręctw, wykonuje po kilka razy różne czynności typu sprawdzanie czy aby na pewno zakręciłem wodę czy też czy zamknąłem dom. Myję też wiele razy na dzień dłonie, zawsze niczym coś zjem, muszę je umyć 3 razy pod rząd. O dziwo gdy jestem poza domem nie odczuwam takiej potrzeby, nie przeszkadza mi że jem brudnymi dłońmi w tedy. Dostaje co roku opieprz od ojca za rachunki za wodę przez to i wcale mu się nie dziwię.

Odkąd zachorowała moja matka dość szybko też musiałem urosnąć, zacząć sam zajmować się sobą. Od prozaicznych czynności typu nauka czytania czy nauka jazdy na rowerze do czynności typu nauczenie się gotować w wieku 10 lat. Dopiero później ojciec zrozumiał że trzeba się zacząć zajmować dziećmi.

Sam nie leczę się nigdzie z związku z natręctwami, nie chodziłem nigdy na żadne terapię, nie chce być uznany za "wariata", nikomu też do tej pory tego nie mówiłem nie chcę by ktoś uznał mnie za psychiczną osobę. Piszę tutaj bo uznałem że ludzie stąd zrozumieją co odczuwam bo też przez to przechodzą/przechodzili.

Ciekawe czy będzie się komuś chciało tyle czytać :), zastanawia mnie też czy prowadzenie ze sobą monologów na swój temat to normalne u takich osób czy już choroba?

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76, daj znac jak bylo.

Ciekawe czy będzie się komuś chciało tyle czytać :)

Mnie sie chcialo :)

Sporo punktow wspolnych widze.

Mój tato nie wiedział co w tedy zrobić nie wracał do domu po pracy

moj tez uciekal w prace

jeden z niewielu momentów w swoim życiu który pamiętam będąc dzieckiem.

tez pamietam tylko urywki .. reszta to czarna dziura

 

matka zaczęła twierdzić że mój ojciec próbuje zabić/otruć

ewentualnie okrada

Gdy przychodzili do mnie znajomi kłamałem na temat matki później w ogóle przestałem ich zapraszać do siebie

ja tez bo moje kolezanki od dziwek wyzywala

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PK92 Witaj na wątku :D

Przeczytałam Twoją historię od początku do końca. Mamy wiele wspólnego: brak wspomnień, szybkie dorośniecie, wstyd i strach... Fajnie jest to z siebie wywalić do kogoś kto wysłucha, nie wyśmieje, nie nazwie wariatem...To jakoś koi zszargane nerwy...

Masz dopiero 20 lat i jesteś w pełni świadomym młodym człowiekiem. Wiesz co ci jest i zkąd Ci się wzięło. Przed Tobą całe życie i jeśli chcesz je przeżyć normalnie, bez natręctw, lęków i koszmarnych wspomnień powinieneś zgłosić się na terapię. jeśli kiedyś chcesz założyć rodzinę to musisz się uwolnić od tego wszystkiego bo inaczej zatrujesz tym swoje dzieci... I pisze ci to osoba która do tej pory panicznie bała się iść na terapię, bo myślała ze ją wyśmieją, nazwą wariatką...

Jestem po pierwszym spotkaniu. Terapeuta to bardzo miły i ciepły człowiek, i okazał mi wielkie zrozumienie a nawet współczucie że miałam takie życie...

Tak więc zaczynam terapię :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76, ufff :D super. Bede Ci kibicowac

Dziękuję z całego serducha :D

Wiesz najdziwniejsze po tym pierwszym spotkaniu jest to, że gościa widziałam pierwszy raz w życiu a po paru minutach chciałam mu opowiedzieć całe moje życie... Nie miałam obiekcji żeby odpowiadać na pytania, Chciałam żeby mnie wreszcie ktoś wysłuchał....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76, to fantastycznie! :yeah: Nie każdy tak ma niestety.

No zdaję sobie z tego sprawę. Ale we mnie aż kipi, chęć wywalenia tego z siebie. Całe życie nikt się nie interesował co czuję. Nikt mi niczego nie tłumaczył. Jak np płakałam bo się czegoś bałam (kłótni rodziców np.) to mi serwowali syropek na uspokojenie, zamiast pocieszenia czy wytłumaczenia czegokolwiek... Siostra mi mówiła że ciągle mi dawali coś na uspokojenie....Siedziałam sama w swoim pokoju, miałam swój świat, nie prosiłam, żeby się zainteresowali mną,sama się sobą zajmowałam, a teraz irytuje mnie, kiedy mój ośmioletni syn przychodzi do mnie i prosi żeby się z nim pobawić :-| i tak jak matka mnie- tak ja jego z krzykiem odsyłam do swojego pokoju, żeby sam się czymś zajął bo już jest duży....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka

Dzisiaj idę do poradni psychologiczno-pedagogicznej porozmawiać z psychologiem na temat moich dzieciaczków, ich zachowania, w jaki sposób ja mam z nimi rozmawiać, żeby ich trochę uspokoić, bo bardzo nerwowi ostatnio. Ale nie dziwię się, bo moje nerwowe ostatnio zachowanie na pewno miało na to duży wpływ. :(

Od ostatniej wizyty u terapeuty zaczęły mnie nawiedzać dziwne sny. Przeważnie śnią mi się ruiny domów, zdewastowanych z pustymi powybijanymi oknami. Dzisiaj własnie miałam taki sen. I wśród tych domów ( opuszczonych, bez okien) stał jeden w którym była niewielka szkoła i w którym tętniło życie, były śmiechy dzieci.Ale te dzieci bały się wyjść z tej szkoły i bały się przechodzić koło tych zdewastowanych pustostanów bo ponoć tam czaił się jakiś morderca na nich :?

Ciekawe jakiee przesłanie jest ukryte w tym śnie.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe jakiee przesłanie jest ukryte w tym śnie.....

Myślę, że chodzi o ciebie lub twoje dzieci. Przypominają ci się rzeczy z dzieciństwa. Może , że boisz się swojej przeszłości?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76,

Jak np płakałam bo się czegoś bałam (kłótni rodziców np.) to mi serwowali syropek na uspokojenie, zamiast pocieszenia czy wytłumaczenia czegokolwiek...

a mi mówili: "zaraz ci mogę dać powód do płaczu".

tak jak matka mnie- tak ja jego z krzykiem odsyłam do swojego pokoju, żeby sam się czymś zajął bo już jest duży....

no cóż, tak to już jest że się powiela schematy z domu; ja nie miałam żadnego normalnego, wspierającego rodzica, męczy mnie już moje życie pozbawione sensu, nigdzie nie mogłam nauczyć się jak żyć normalnie, okazywać uczucia bez lęku, nie atakować, bo "najlepszą obroną jest atak" i nie rozbijać kubków, bo ojciec kazał mi walić pięścią w stół, choć co do tego ostatniego może i dobrze że potrafię to wyrzucić na zewnątrz, a nie w sobie dusić, bo chyba bym umarła

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj byłam u psychologa dziecięcego w ośrodku szkolno-wychowawczym porozmawiać o swoich dzieciach, bo też mają mega problemy z uczuciami :( Pogadałam ponad dwie godziny i to nie tylko o nich, ale też o sobie i o naszych relacjach z moim ojcem..Okazuje się że w tej chwili to on jest tym jadem który zatruwa nas od środka... Nie dość że ja przez niego mam zjechaną psychikę to teraz udziela się to mojemu synowi, który jest bardzo wrażliwym chłopcem, i na którego manipulacje mojego ojca mają mega negatywny wpływ. Zresztą przekonałam się o tym od razu po powrocie do domu, gdzie zaraz po wejściu mój ojciec zrobił mojemu dziecku wyrzuty na temat:,, miałeś umyć talerz po zupie i miskę po płatkach, olałeś mnie, więc zapomnij że rano będę robił ci śniadania,, I obrażony poszedł do pokoju :shock: Ja nie mogłam zareagować, bo od razu stałam jak słup soli nie mogąc się odezwać nawet bo lęk ścisnął mnie od środka.Mój syn miał łzy w oczach ( nie dlatego, że nie będzie jadł śniadania, bo sobie umie zrobić)tylko dlatego że jego ukochany dziadek się na niego obraził i go odtrącił. Biedny się załamał i zaczął płakać na zmianę i się złościć. Powiedział że będzie dla dziadka taki sam, że dziadek go nie kocha... Jak go widziałam, poczułam jak moje wewnętrzne dziecko płacze( pierwszy raz w życiu coś takiego czułam) Zrozumiałam, że mnie w dzieciństwie,,szkolił,, tak samo. Jak czegoś nie chciałam zrobić to mnie odtrącał i się na mnie obrażał... zresztą teraz też tak często robi...A przecież dziecko potrzebuje w ojcu wsparcia, tym bardziej gdy chorą matkę zabierają do psychiatryka......Jestem w szoku z powodu tego dzisiejszego odkrycia...w środku ciągle płakać mi się chce.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gunia76, czy wy musicie z nim mieszkac?

Kurde, nie wiem... Zaczęłam się starać o mieszkanie do remontu, ale to może potrwać do kilku lat.Wynająć byśmy coś mogli, ale musimy kasę odkładać na ten remont, jak nam już coś dadzą.

No i jeszcze jest druga strona medalu...ja i moja zjechana psychika... Odkąd pamiętam zdawałam sobie sprawę, że mam zawsze mieszkać z rodzicami taa.Wiedziałam (nie wiem skąd, bo nikt mi tego wprost nie nakazał) że skoro ojciec został sam, to moim obowiązkiem jest się nim zaopiekować,bo taki biedny, a starsze córki go olały i się wyprowadziły.To jego słowa. Tak mi zjechał myślenie,że uważałam się za siostrę miłosierdzia chyba skoro do tej pory pasowało mi życie z nim.To mega toksyczny człowiek. Dopiero to do mnie dociera.Ale jeszcze dużo czasu minie aż zdecyduję się całkowicie od niego odseparować i nie mieć przy tym wyrzutów sumienia.W tej chwili to raz myślę że go nie cierpię za chwilę mam wyrzuty sumienia że tak myślę, bo to przecież ojciec i to w starszym wieku i należy mu się szacunek i opieka z mojej strony...........zwariować można.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a starsze córki go olały i się wyprowadziły

Nie sądzisz, że zrobiły to z jakiegoś powodu?

Ja np moją matką się nie będę nigdy opiekować. Choćby mi sąd kazał, to nie zamierzam. Podejrzewam, że jak się będę leczyć to będę miec w papierach ją wpisaną, a ja nie mogę swojego zdrowia ryzykowac mieszkając z tą osobą.

należy mu się szacunek i opieka z mojej strony

tak zostałaś wychowana widocznie; prawdę mówiąc to nic mu się nie należy, czy on się tobą opiekował, czy cię szanował/szanuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja np moją matką się nie będę nigdy opiekować. Choćby mi sąd kazał, to nie zamierzam.

Ja z moja wytrzymuje w jednym pomieszczeniu max godzine. Odkad pamietam moj dom mial dziwna, nieprzyjemna atmosfere..nawet kiedy wszyscy udawali ,ze jest ok to wisiala w powietrzu. Kiedys katowalam sie jak Gunia i udawalo mi sie nawet caly dzien wytrzymac..odchorowalam sobie po powrocie do domu. Teraz po prostu wychodze kiedy matka zaczyna swoje manipulacje i wpedzanie w poczucie winy. Zdaje sobie sprawe, ze u niej to choroba ale draznia mnie jej opowiesci o UFO o tym ,ze ja naznaczyli i inne bzdury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz po prostu wychodze kiedy matka zaczyna swoje manipulacje i wpedzanie w poczucie winy.

No i bardzo dobrze, bo ile można coś takiego znosić? :brawo:

U mnie wiecznie: "wszystko muszę robić sama", i się chwali, "a tu przesadziłam cośtam, a wsobotę płot pomalowałam", i ciągle wymienai swoje "osiągnięcia". To jest dla niej najważniejsze.

A ja? Ja mam w dupie czy jakiś spasteryzowany płot się rozwali czy nie. Choćby teraz w moim domu mnie napadnięto i bym leżała w szpitalu to by nic nie zrobiła, bo by musiała coś w ogródku zrobić. Ciekawe czy na mój pogrzeb, żeby przyjść znajdzie czas, bo z pewnością to ja się pierwsza przekręcę.

Na mój ślub nie zamierzam jej zapraszać, bo obiecałam sobie, że zaproszę tylko osoby,które dobrze mi życzą, a nie obce, toksyczne osoby. Ostatnio się w tym utwierdziłam, jak usłyszałam co wyprawiała na weselu mojej siostry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×