Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Czytając Wasze posty, widzę, że nie jestem sama, ale nie jest to pocieszające, że tak wiele osób cierpi.

 

Wczoraj chciałam się utopić w wannie, ale uratował mnie odruch... Nagle usiadłam i jak wryta siedziałam chyba z godzine.... Wiem jak zagłuszyć ten odruch. Mam leki, które w dużej dawce z pewnością by mi pomogły. Ale wczoraj już mi się nie chciało wracać do wanny, a przez kolejne półtorej tygodnia zbyt wiele osób będzie mnie szukało, by próbować. Potem będę miała więcej czasu tylko dla siebie....

 

Przez te półtorej tygodnia może się wiele zmienić. Może nie będę już do tego dążyć. A może będę czekać na ten czas z utęsknieniem... Byłoby to zadanie bliskim bólu po raz ostatni...

Dziś zaczęło się jak wczoraj. Trudność z włączniem automatu, by wstać, wyszykować się, wyjść do pracy. Znów wszystko w spowolnieniu robię, a czas ucieka nie wiadomo kiedy, ciężko koncentrować się gdzie jestem, co robię, czy to wyobraźnia, sen czy jawa... I co rusz łzy. Bez sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie zapisuję takie smuty na kartce ale dzisiaj zajmę kawałek serwera u Was.

Otóż, otóż wraca ta suka. Z nią jako tako sobie radzę , gorzej z atakami nerwicy. Nazywam ją kurwicą. Jesteśmy na "Ty".Te mnie trochę straszą przyznać muszę.Więc jak nie jedno to drugie, tak aby się człowiek nie nudził czasem.

Próbowałem z tym walczyć wpieprzając się głęboko w zajęcie tj. pracę. Zapieprzałem jak wół roboczy aby nie myśleć, nie mieć czasu na myślenie. Mniej się kotłowało w głowie, to prawda. Czasu na nic, to też prawda. Uznałem więc, że życie nie może polegać albo na tyraniu od świtu do nocy żeby zapomnieć albo na niezapomnieniu.

Złoty środek znajdź se Kuba, ktoś powie, znajdź sobie hobby, rób rzeczy, które chciałeś zawsze robić. Umiar w pracy Kuba zachowaj, dobrze śpij, może pomedytuj, zmierz się z lękami i wychodź do ludzi. Bądź otwarty i nie rezygnuj ze znajomości. Aha i ćwicz, nie wiem, biegaj to modne teraz albo na siłownię się zapisz. Mów o swoich uczuciach;)

No dobra mówię. Robiłem to w przekonaniu, że to mi pomoże. Uwierzyłem w to, że tak będzie. Pielęgnowałem tę myśl. Ale i tak wszystko jebnęło, jak Miauczyński w skrzynkę głową.

OD początku roku próbuję coś znaleźć. Coś co mnie zajmie i odpędzi. Spróbowałem wielu rzeczy od chwili diagnozy, większość znudziła mi się po krótkim czasie i już do tego nie wracam, choć mógłbym być w tym dobry. Wiem, że cokolwiek nie zacznę też się tak skończy.Więcej! JA już nawet tego nie zaczynam, bo wiem, że to już mnie nudzi. Ludzie też. Bez pieprzonego wyjątku.

 

No i od początku roku tak jeżdżę myślami, włączam myślenie i często też googla. No i nic. Więc pielęgnuję stagnację. NA początku,pomyślałem, że leżenie i oglądanie głupiego filmu gdzie cały, to odpoczynek za trudy ciężkiej pracy. Teraz gdy już mnie to nudzi i zaczynają się myśli ambicjonalne, to i tak nie wiem gdzie dalej. Bo sensu brak.

Bez składu ta paplanina ale jak wiecie to tylko po to żeby to wyrzucić z siebie. Na chwilę pomaga;)

 

I jeszcze jedno. Kiedyś doszedłem do wniosku, że z takimi chorobami to się człowiek do piachu przeprowadza, że nie ma skutecznej metody na wyleczenie. No i chyba miałem rację. wygrałem coś?:>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

padam. ciało sie buntuje i nic prawie nie widzę juz. za duzo pracy. ogarnianie semestru w parę dni to jakieś szaleństwo. mogłam nie miec wczesniej depresji. mogłam...

żałuję że to wszystko robię tak późno. w takich momentach żałuję że w ogóle żyję. choć z życiem to nie ma wiele wspolnego. nie moge jeść, nie moge spać itp. nie moge o niczym innym myslec. nic innego robic. nigdzie wychodzic. mam czarne mysli i obawiam sie najgorszego. pomimo ze tyle pracuję, wystarczy jeden głupi błąd i mogę się pożegnac ze studiowaniem. jak juz zasne to nawet w snach to wszystko sprawdzam i kończę. jutro ostateczny termin i wszystko musi być ukończone. Kolejna noc bez snu. jestem taka zla na siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

padam. ciało sie buntuje i nic prawie nie widzę juz. za duzo pracy. ogarnianie semestru w parę dni to jakieś szaleństwo. mogłam nie miec wczesniej depresji. mogłam...

żałuję że to wszystko robię tak późno. w takich momentach żałuję że w ogóle żyję. choć z życiem to nie ma wiele wspolnego. nie moge jeść, nie moge spać itp. nie moge o niczym innym myslec. nic innego robic. nigdzie wychodzic. mam czarne mysli i obawiam sie najgorszego. pomimo ze tyle pracuję, wystarczy jeden głupi błąd i mogę się pożegnac ze studiowaniem. jak juz zasne to nawet w snach to wszystko sprawdzam i kończę. jutro ostateczny termin i wszystko musi być ukończone. Kolejna noc bez snu. jestem taka zla na siebie...

 

:( Wrażenie, że zaraz wylecisz ze studiów to urojenie katastroficzne, uwierz. W dzisiejszych czasach wylecieć ze studiów to trzeba bardzo chcieć. To brutalne, ale za dużo kasy dostają za to, że tam siedzisz. Możesz zawsze poprawiać, możesz wziąć warunek. U mnie na roku masa ludzi balansowała przez 5 lat na granicy, właściwie poprawiali wszystko i warunki wykorzystywali do dna, a teraz proszę - Państwo Magisterstwo ;) Będzie dobrze, dasz radę. A jak nie, to dziekanka Kochana, dziekanka na poratowanie zdrowia. Nie daj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i co... trochę zdycham. Nie ważne czy zapatrując się w kolejne dni czy nie. Nie widzę sensu dalszej egzystencji. Niektórzy ludzie mnie drażnią, a z tymi co nie drażnią nie mam kontaktu. Nie wiem. Nie mam pojęcia już co dalej robić. Nie chce mi się tak dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:( Wrażenie, że zaraz wylecisz ze studiów to urojenie katastroficzne, uwierz. W dzisiejszych czasach wylecieć ze studiów to trzeba bardzo chcieć. To brutalne, ale za dużo kasy dostają za to, że tam siedzisz. Możesz zawsze poprawiać, możesz wziąć warunek. U mnie na roku masa ludzi balansowała przez 5 lat na granicy, właściwie poprawiali wszystko i warunki wykorzystywali do dna, a teraz proszę - Państwo Magisterstwo ;) Będzie dobrze, dasz radę. A jak nie, to dziekanka Kochana, dziekanka na poratowanie zdrowia. Nie daj się!

 

Wcale nie jest tak różowo, zwłaszcza jak się jest na obleganym kierunku studiów.

U nas nie można opuścić ani jednego dnia zajęć, a ja mam już 3 nieobecności bo zaczynałam brać chujowe Trittico po którym zdychałam z bólu i przeleżałam tydzień z migreną tudzież łażąc po ścianach. Niestety dr psychiatra, która zaleciła mi te leki nie poczuwała się do tego, aby wypisać mi chociaż jakieś usprawiedliwienie że nie byłam w stanie iść na zajęcia. Także sama sobie jestem winna że jej posłuchałam i grzecznie brałam lek z tymi efektami ubocznymi zamiast słuchać swojego organizmu. Także może mnie wywalą ze studiów ale może tak powinno być, ludzie z depresją nie zasługują by mieć wykształcenie, niech słabe jednostki jak ja wyeliminują się same i zdechną z głodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzielepiej,

eh, nie przesadzajmy. Jakoś dokończyłam studia mając non stop ciężką depresję i lądując w międzyczasie w szpitalu, więc się da i mam gdzieś czy ktoś uważa, że na to zasługiwałam czy nie - ja nie mam co do tego wątpliwości. I to nie było wieki temu, nie jestem dinozaurem.

To czy kierunek jest oblegany czy nie, nie ma znaczenia - jak zawalisz na np. drugim roku to przecież nie ma kolejki osób, która wskoczy za Ciebie, jak w pracy. Miejsce zostanie puste, kasa pójdzie się ...ekhem..., lepiej skosić studenta na warunku za kilka stówek. Jak przestałam chodzić na zajęcia na pierwszym moim kierunku, to skreślili mnie dopiero po 10 (!!!) miesiącach. A mój N. ma zakaz uwalania nawet tych studentów, którzy nie przychodzą na ćwiczenia z mikroekonomii (podstawa to przecież), musi im dać szansę na zaliczenie, etc., etc. bo miałby dywanik u rektora - kasa ma się zgadzać, reszta nieistotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, serio.

I jeszcze raz, serio.

To skończyłoby ten koszmar.

 

Kończy koszmar śmierć, a nie rak - rak to kurewski ból, upokorzenie i odczłowieczenie.

Mój przyjaciel chorował na depresję i w międzyczasie dostał raka. Zaje*ista sprawa, przez kilka miesięcy robił pod siebie, bo nie mógł się ruszyć z łóżka, morfina tylko lekko łagodzi jego ból, rzyga sobie po chemii - jest super :roll:

Nie pisz takich pierdół, błagam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Morphine,

nie tak ostro proszę. Moja matka i teściowa zmarły na raka. Moja matka na moich rękach - wiem o czym piszę!

Nie piszę, że chcę cierpieć ból, miałam na myśli sam fakt zachorowania. Gdyby tak się stało, nie podjęłabym leczenia i zabiła się. Ale wtedy nie musiałabym nikomu tłumaczyć, dlaczego - bo to łatwo zrozumieć.

Znacznie trudniej inne powody np. depresję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Morphine,

nie tak ostro proszę. Moja matka i teściowa zmarły na raka. Moja matka na moich rękach - wiem o czym piszę!

Nie piszę, że chcę cierpieć ból, miałam na myśli sam fakt zachorowania. Gdyby tak się stało, nie podjęłabym leczenia i zabiła się. Ale wtedy nie musiałabym nikomu tłumaczyć, dlaczego - bo to łatwo zrozumieć.

Znacznie trudniej inne powody np. depresję.

 

Chcesz powiedzieć, że chcesz zachorować na raka, żeby z tego powodu popełnić samobójstwo? Skomplikowana logika.

Moja matka też umarła na raka, więc mam prawo reagować tak jak reaguję - osłupieniem i niedowierzaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może dla Ciebie skomplikowana - dla mnie prosta.

Mam rodzinę, która z pewnością znacznie łagodniej przeżyła by taki powód mojej śmierci.

 

Najmniej by przeżyli, gdybyś nie umierała wcale. Nie sądzę, żeby była lepsza czy gorsza opcja utraty kogoś bliskiego. Tym bardziej, że rak jest uleczalny, jak już idziesz w patos, to celuj w coś 100% śmiertelnego, stwardnienie zanikowe boczne czy coś.

Czytam Twoje posty i Ci współczuję, przecież znam te uczucia. Ale czy oczekujesz, że przytaknę Ci i powiem: "Tak, powinnaś umrzeć"? Jeśli moja reakcja Cię wkurza, to dobrze - bo wkurzenie to już jest emocja, to już nie jest anhedonia. Możesz się na mnie wściec, jeśli Ci to pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wściekam się wcale i rozumiem Twoje niezrozumienie. Nie jesteś pierwsza, ani ostatnia zapewne.

Jęczę, bo to wątek do jęczenia, wolno mi. Wyrażam swoje myśli a Ty, nie musisz mi ani współczuć ani potakiwać.

 

Nie muszę, ale jednak to robię, bo też mi wolno - to publiczne forum. I jak mnie coś wkurza, to piszę, że wkurza.

Mogłabym być obojętna wobec Ciebie, ale nie jestem. Najwyraźniej mnie jakoś obchodzisz, skoro poświęcam z własnej woli (co podkreśliłaś) swój czas, żeby się tu wnerwiać. Obojętnością się nikogo nie denerwuje, jest łatwa i przyjemna, to reakcja z wyboru. Ale mam to gdzieś.

Możesz uznać, że to miło, że somebody gives a sh*t, możesz uznać, że czepialska pinda ze mnie. Whatever helps you sleep at night.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzielepiej, mimo depresji i nerwicy skończyłam studia licencjackie, ale teraz boję się, że teraz z mgr wypadnę... Czekają mnie jeszcze 2 egzaminy, w tym jeden bardzo trudny, i napisanie 10 stron pracy magisterskiej. Niby mam zwolnienie od psychiatry w tej chwili, ale i tak chciałabym podejść do wszystkiego w pierwszych terminach, bo odwlekanie tego chyba tylko pogorszy sprawę.

Pocieszyło mnie to co napisałaś, Morphine90 :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×