Skocz do zawartości
Nerwica.com
Ten temat

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

  zalezna napisał(a):
ja to tylko sie ciesze, ze moi rodzice nie należą do osób , które ględzą " kiedy mąż , ślub, dzieci" , bo szczerze to pewnie nigdy...

 

hahah moi rodzice też do takich nie należą ale wszystkie ciotki, babcie i całe kuzynostwo co święta/grill/rocznice przypomina mi że jeszcze żadnej dziewczyny nie przyprowadziłem do domu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Bobby6 napisał(a):
  zalezna napisał(a):
ja to tylko sie ciesze, ze moi rodzice nie należą do osób , które ględzą " kiedy mąż , ślub, dzieci" , bo szczerze to pewnie nigdy...

 

hahah moi rodzice też do takich nie należą ale wszystkie ciotki, babcie i całe kuzynostwo co święta/grill/rocznice przypomina mi że jeszcze żadnej dziewczyny nie przyprowadziłem do domu

ja mam to samo a 35 lat mam, powinni se dać spokój bo skazany jestem na samotność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Bobby6 napisał(a):
hahah moi rodzice też do takich nie należą ale wszystkie ciotki, babcie i całe kuzynostwo co święta/grill/rocznice przypomina mi że jeszcze żadnej dziewczyny nie przyprowadziłem do domu

ja miałam okazję do poznania kogoś i poznałam, ale jeśli chodzi o płeć przeciwną zwykle trafiam na jakichś dziwnych typów od których szybko uciekam.

w ogóle wcześniej długi czas byłam sama i to sprawiło, że dziś jakoś ciężko mi wyobrazić sobie siebie w jakimś stałym związku z kimkolwiek.

no i trafienie na tę jedyną osobę nieraz graniczy z cudem. a u mnie to było zawsze na zasadzie: zakochiwałam się - on był zajęty/ on miał mnie gdzieś/ nie wiedział, że istnieję. a znowu kiedy ktoś chciał mnie - ja nie chciałam jego (bez chemii nigdy nie będzie związku nikt mi nie powie, że jest inaczej). i to się w sumie nie tyczy tylko związków w moim życiu, ale także przyjaźni i znajomości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  zalezna napisał(a):
  abrakadabra xx napisał(a):
zalezna, zmieniając się zyskujesz podwójnie, po pierwsze robisz to dla siebie, żeby czuć się lepiej ze sobą,

ale po co ja mam się zmieniać dla kogoś obcego? mój charakter mi odpowiada i nie widzę powodu, żeby udawać kogoś kim nie jestem tylko po to by zyskać czyjąś aprobatę.

 

Nie masz nikogo udawać masz wydobyć z siebie swoje lepsze "ja", dla siebie nie dla innych. A inni i ewentualne korzyści ze zmiany siebie to sprawa drugorzędna. Na pewno czujesz się dobrze sama ze sobą? Ale tak szczerze, na pewno? No jeżeli lubisz zrzędzić, narzekać i siebie gnębić to ok.

 

(I żeby nie było, że jestem taki zajebisty radząc ci bo nie jestem ale im bardziej wcielam w życie to myślenie tym lepiej się czuję)

 

Wiem, że to są depresyjne sprawy, łatwo powiedzieć, być sobą, zmienić się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx, a wiesz, bo jak człowiek tak ciągle zrzędzi, zrzędzi, to z czasem to zrzędzenie staje się nierozłączną częścią osobowości tego człowieka...no ja przynajmniej po sobie patrząc, coś takiego obserwuję, że jak sobie czasem nie pozrzędzę, to tak jakbym nie była sobą.:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ego, no, tak jest to potrafi wejść w krew.

 

Ja im więcej narzekam tym później gorzej się czuję, może i na początku czuję ulgę ale koniec końców czuję się źle przez to. Nie chcę stać się wiecznie zdołowanym człowiekiem. Może czas zacząć rozładowywać emocje w inny sposób a do tych skrajnie negatywnych nie dopuszczać w ogóle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  abrakadabra xx napisał(a):
Nie masz nikogo udawać masz wydobyć z siebie swoje lepsze "ja", dla siebie nie dla innych. A inni i ewentualne korzyści ze zmiany siebie to sprawa drugorzędna. Na pewno czujesz się dobrze sama ze sobą? Ale tak szczerze, na pewno? No jeżeli lubisz zrzędzić, narzekać i siebie gnębić to ok.

to nie jest tak, że jak spotykam się z kimś to siedzę i narzekam na życie. gdy się z kimś spotykam to zwykle ja jestem słuchaczem narzekających, ewentualnie pocieszaczem , a czasami osobą, która zwykle zabawia innych rozmową (bo inne osoby które spotykam to milczki, które same od siebie nigdy nie zaczną rozmowy). nigdy specjalnie nie narzekałam na brak towarzystwa w przeszłości. wręcz ludzie po latach powiedzieli mi na osobności w chwili słabości, że zawsze zazdrościli mi mojego optymizmu i choć miałam swoje problemy wyglądałam na osobę , która ich wcale nie ma (tak mnie widzieli inni).

jestem osobą , która raczej wszystko dusi w sobie, jeśli już sobie mam ponarzekać to robię to głównie tutaj w odpowiednich działach do tego przeznaczonych. ale teraz po wielu rożnych doświadczeniach i przejściach moje nastawienie do ludzi i życia grubo się zmieniło i choć nadal na zewnątrz tego nie pokazuję czuję się zgorzkniała. kiedy jest się w młodym wieku zdobycie znajomych nie jest takie trudne, ale kiedy jesteś już dorosły, a twoje życie koncentruje się głownie na schemacie praca-dom, podczas gdy większość waszych znajomych ma już mężów i dzieci i podczas, gdy rozpada się wasza ponad 10-letnia przyjaźń z kimś trudno zacząć wszystko od nowa, a zakres możliwości poznania kogoś maleją. dorosłość ogólnie jest przereklamowana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Bobby6 napisał(a):
chyba bym nie chciał żeby wszyscy dokoła myśleli co we mnie siedzi. Lepiej jak myślą że u mnie wszystko ok.

to mi właśnie dokłada bólu samotności, że przed ludźmi "gram", świadomie czy automatycznie już, że jest ok, a potem boli strasznie, gdy nie mogę się ze sobą uporać i jeszcze do tego jestem z tym sam.

 

Teraz staram się to zmienić, oczywiście po skrajnościach i puki co mamy dalej uśmiech na gębie z łzami w oczach podczas gdy mówię "kurwa, no źle jest, nie radzę sobie"

 

I mimo, że ludzie "miło reagują" to mi to nie pomaga w aspekcie zaburzeń odbierania ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Cytat
to mi właśnie dokłada bólu samotności, że przed ludźmi "gram", świadomie czy automatycznie już, że jest ok, a potem boli strasznie, gdy nie mogę się ze sobą uporać i jeszcze do tego jestem z tym sam.
Spróbuj nie udawać wtedy dopiero zostaniesz sam. Tak już niestety jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie jak teraz się otworzyłem przed kilkoma osobami to nawet gdy ja nie chce mieć z nikim kontaktu to sami dzwonią i piszą co tam u mnie.

 

Plus ta reakcja zawsze "co ty gadasz że ci wmawiają takie choroby? przecież rozmawiam z tobą i jesteś normalny!"

 

i też wtedy wyrzuty sumienia, że wyglądam na normalnego a nie jestem i... ukrywam się dalej. Od zawsze WSZYSCY & JA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Pink Punk Boy napisał(a):
No właśnie jak teraz się otworzyłem przed kilkoma osobami to nawet gdy ja nie chce mieć z nikim kontaktu to sami dzwonią i piszą co tam u mnie.Plus ta reakcja zawsze "co ty gadasz że ci wmawiają takie choroby? przecież rozmawiam z tobą i jesteś normalny!"

to masz fajnych przyjaciol, moi przestali sie do mnie odzywac kiedy sie dowiedzieli o mojej chorobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przyjaciół? o nie nie... aktualnie dalej "jestem sam" i tak poważnie, to nie mam nikogo, raczej takie płytkie peplanie tylko, nie odbieram tego jako prawdziwe wsparcie.

 

Pewnie też dla tego, że "mam" inne wyobrażenie ludzi z którymi buduję prawdziwe relacje i tak od dłuższego czasu nie przywiązuje się w ogóle do ludzi których poznaje, traktuję jak hologramy czy coś i tak se peplam z nimi a mam w głowie że "to nie oni" i nie wchodzę w bliższą relacje, by mieć miejsce na te prawdziwe relacje na które jeszcze się łudzę że kiedyś nadejdą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi przyjaciele wiedzą i wspierają mimo to czuję się samotna. Nikt nie ma obowiązku ciągle ze mną przebywać skoro od 8 lat źle się czuję. Nie wrzucam im też swoich nastrojów ani problemów wynikających z choroby bo nikt nie ma obowiązku nosić tego wszystkiego na barkach. Życie i tak ich wiele dostarcza.

Wsparcie to jedno a zderzanie się z chorobą która jest bardzo trudna do zrozumienia może zniechęcić każdego. Kiedyś leciałam ze wszystkim co mi się działo ale widziałam, że mimo dużej troski zaczyna to być zbyt obciążające dla bliskich mi ludzi.

Takie rzeczy "wywalam" na terapii.

Kocham moich przyjaciół i nie będę im tego robić bo dawno by już mnie zostawili.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcialbym zeby ktos mnie jakos podsumowal, jakkolwiek

znajomosci? pourywalem, dawno gdzies nie wyszedlem. pojawily sie nowe, glownie z pracy, 3 razy wyszedlem, nie odpowiadalem na zaproszenia, albo raczej odpowiadalem negatywnie, czemu? zawsze potrafilem dac jakis logiczny pretekst, ktory dla mnie tez wtedy wydawal sie logiczny. ale tak na prawde w wiekszosci przypadkow sie balem, po prostu... kto wie o czym pisze, ten potwierdzi ze trudno to ubrac w slowa

przyjaciele? moze dawno temu, z naciskiem na moze

dodam ze nie mam az takiej potrzeby na znajomosci, albo mam, ale zamaskowane ukryta niechecia, wiec wydaje sie, jakbym nie mial, od lat

dziewczyna..

Poznam miłość, stracę miłość

Rzucę życie na szale i spróbuję popłynąć? mozna powiedziec ze nawet szukam, ale krag jest ograniczony, bo jak mozna poznac dziewczyne nie majac znajomych? Tylko nie mowcie ze osoba wchodzaca na to forum w potrzebie wyleczenia sie jest zdolna do poderwania nieznajomej na ulicy :). probowalem pare razy na sile z potencjalnymi interesantkami - nie da sie, serce nie sluga, kazdy chcialby z kims byc, ale jednak na sile sie nie da... ale tutaj chyba nawet osoby bez depresji ani zadnej tego typu choroby maja problem, i tylko czekaja, az sie ktos znajdzie..

rodzina? nie. rodzice, tak, ale nieszczero, rzadko, i nawet mi sie nie chce trzymac z nimi kontaktu, a kazda proba jest z mojej strony stuczna, mieszkam samemu

 

dodam ze w pracy czy innych miejscach do ktorych chodze regularnie (czyli nie na spotkania z przyjaciolmi) zachowuje sie normalnie, nie boje sie rozmawiac z ludzmi, umiem rozmawiac - to chyba dobrze, jak na takiego odludka :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest mi zle, juz nawet nie pomaga kupowanie kolejnych gadżetów. Nie cieszy mnie to. Jestem na takim etapie, że dałbym się w jakikolwiek sposób wykorzystać, byleby ktoś miał do mnie jakiś emocjonalny stosunek, coś więcej niż tylko wdzięczność na poziomie "dzięki". Jak tak dalej pójdzie, to wpakuję się w jakąś sektę. Chociaż z moim charakterem samotnika nawet to nie wypali....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×