Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Ja mam tak od paru dni , ze ciagle bym plakala. Wczoraj mialam straszny atak , mialam dusznosci , straszny lek w sobie i bol brzucha , balam sie , ze sie udusze. Podczas atakow biore validol, dlugo juz go biore , pomaga mi ale tylko na troche. Co Wy bierzecie w takiej sytuacji ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam Was zapytać, czy o tej porze roku choroba atakuje Was bardziej? Ja względnie dobrze przeżyłam czas od maja do września. We wrześniu byłam na dwutygodniowym urlopie. Po powrocie powinnam tryskać energią i zapałem do pracy, tymczasem powróciło budzenie się o 5 rano i przegląd najczarniejszych scenariuszy mojego życia, koszmarne sny, a dziś rano zauważyłam pierwszy (jeszcze mały) atak paniki. Wszystko straciło sens, znów boję się życia, przyszłości, ludzi. Nie mam siły iśc do pracy. A jak już tu jestem, to z trudem skupiam się na pracy. I zastanawiam się, czy to pora roku sprzyja nawrotowi choroby czy okoliczności mojego życia, które wciąż, nieustannie są niesprzyjające, jakoś się we mnie skumulowały w postaci tego nawrotu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, mialam to samo. Wróciłam z urlopu, praca, stresy i dostałam strasznego nawrotu depresji i lęków. W ostatnim tygodniu 3x mialam atak, przy których byłam przekonana że umieram i tracę świadomość. Zawroty głowy ogromne. Poszlam do psychiatry i mam nowy lek od 2 dni. U mnie jest tak, że pół dnia jest normalna i nagle następuje atak, potworny lęk, ucisk w głowie, zawroty- lęk, że to guz mózgu. Uderzam w płacz, panikę i potem sie uspokajam. Zmiany nastroju mam jak przy dwubiegunowej, ale psychiatra mi jej jeszcze nie stwierdza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba coś w tym jest, mam na myśli porę roku.niestety częściej mam ataki jesienią i zimą.być może nerwica i to że nawet ludzie bez niej miewają jesienią chandrę, czy też obniżenie nastroju. Ja niestety częstsze ataki. Może też kwestia tego że urodziłam mojego syna zimą wieczorem, od tamtej pory ogólnie jak jest wieczór zimą mam jakieś dziwne napięcie. Dziś wiem że miałam depresję popoporodowa ...ale wtedy myślałam że dam sobie radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przestałam w wakacje brać Bioxetin, bo było już tak dobrze. Teraz jednak, kiedy objawy wróciły, zaczęłam znów go brać, bo boję się, że popadnę w tak fatalny stan, jak wcześniej. Gdzieś też przeczytałam, że dziurawiec jest dobry na depresję, więc dodatkowo wspomagam się wyciągiem z dziurawca. Nie ma już takiego słońca, więc można, bo dziurawiec nie lubi słońca. Ale ogólnie nie jest ze mną dobrze. Dziś odwaliłam sprzątanie całego domu, teraz nie mogę się ruszać, tak mnie gnaty bolą. Wszystko po to, żeby tylko nie myśleć źle, nie mieć tych czarnych obsesyjnych myśli, które prowadzą na skraj przepaści. A ponieważ od pół roku ukrywam mój stan przed moim mężczyzną, to jest mi jeszcze trudniej. A z drugiej strony może to depresji jest trudniej? W końcu muszę się kryć, więc siłą rzeczy mobilizuję się do rzeczy, które bym olała, gdyby on wiedział, co się ze mną dzieje...

W necie pojawiło się sporo tekstów o depresji, bo 1 października był Dzień chorych na depresję czy jakoś tak. Któraś z gwiazd napisała, że u niej depresję wywołał niski poziom estrogenów. Nigdy żaden lekarz mi o tym nie wspominał. Coś wiecie o takiej zależności? Mam zamiar zbadać te estrogeny (nigdy nie badałam), choć to jakaś skomplikowana sprawa, bo trzeba badać w różnych dniach cyklu. Ale jeśli to by miało mnie postawić na nogi...

Pozdrawiam wszystkich cierpiących i łączę się z Wami w bólu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

okropny lęk i ból brzucha, ktorego nie znosze, nie moge przlknac jedzenia chce mi sie wymiotowac, jestem tym atakiem tak wykonczona, ze niezdolna do niczego, nie radze sobie z tym zupelnie nie mam nad tym kontroli, takie napady wywoluja we mnie nowe miejsca nowe osoby, imprezy ... wiekszosc rzeczy ktore dla normalnych ludzi sa relaksem i odprezeniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jesien i zima to najgorsze okresy. Musze Wam powiedzieć czego doswiadczylem nad ranem. Od 2 tyg mam nowa prace, pracuje w nocy, duzo stresu , presja czasu...wczoraj mialem wolny dzien ale i tak polozylem sie okolo 6:30 tak jak zwykle wracam po pracy...obudzilem sie o 8:30, taki osowialy, nie wiedziałem co sie dzieje. W tym czasie snila mi się praca. Po przebudzeniu nie moglem zasnąć lecz gdy zamykalem oczy widzialem jakby dalej ten sen...to bylo bardzoo dziwne nie wiem co to mialo znaczyc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przeszłam wczoraj koszmar. Pojechałam do koleżanki, pogadać, posiedzieć i oczywiście towarzyszyły mi zawroty głowy. Zaczęłam się ich bać, niepokój się nasilał. Miałam wrażenie, że zawroty stają się coraz częstsze i silniejsze. Bałam się wstać, ruszyć głową. I się zaczęło: fala lęku, niepokoju, totalne sparaliżowanie ciała, nóg, rąk, serce chciało mi wyskoczyć, zawroty nasilone. Nie mogłam się ruszyć. Wybuchnęłam płaczem i powiedziałam koleżance, że umieram, że nie wytrzymam. W torebce miałam xanax, pierwszy raz w życiu zażyłam. Położyłam się, trzęsłam sie jeszcze przez dobre 15 minut, kiedy zaczęłam powoli dochodzić do siebie. Po 30 minutach zawroty głowy ustały, pierwszy raz od 2 tygodni. Serce waliło mi jeszcze dobrą godzinę. Płakałam jak bóbr przez dobrą godzinę. Koleżanka bardzo mnie wspierała. Po godzinie mogłam normalnie funkcjonować. Siedziałyśmy do 4 nad ranem i rozmawiałyśmy. Zostałam oczywiście na noc.

Rano wstałam, normalna bez zawrotów. Zdałam sobie sprawę, że to musi być tylko lęk, skoro po xanaxie przeszło. Co lepsze- pękła szyba, za która byłam, żelazna obręcz na głowie, którą nosiłam.

 

W ciągu dnia poszłyśmy na spacer- znowu zaczęły się lęk i zawroty. Powiedziałam sobie, że skoro Xanax mi pomógł, to te zawroty mogą być tylko lękiem. Po 20 minutach ustały , zajęłam się zabawą z dzieckiem koleżanki. Dałam radę prawie cały dzień.

 

Carita, dlaczego chcesz ukryć chorobę przed narzeczonym? to co to za związek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandra, ja w takich sytuacjach, o jakich piszesz, czyli nagłe napadowe lęki poza domem brałam do tej pory Afobam. Może jestem w błędzie, ale Xanax bardzo szybko uzależnia, poza tym mnie jakoś tak nagle usypiał, więc źle mi się z nim funkcjonowało, kiedy trzeba było np. pracować. Jeśli chodzi o mojego mężczyznę, to nie jest to taka prosta sprawa. Kiedyś pisałam już w tym wątku o ukrywaniu nawrotu choroby i dlaczego. Kiedy przeszłam załamanie nerwowe, M. był przy mnie, woził po lekarzach, był troskliwy, czuły, zawalał pracę, żeby być ze mną. Lekarz psychiatra powiedział nam, że takie coś, co wydarzyło się pod wpływem sytuacji życiowej, a nie jest endogenne, powinno przejść po pół roku. Po pół roku nie przeszło, to znaczy przeszło ze stanów paniki w stany depresyjno-lękowe. Mój M. nie wytrzymał obciążenia pracą (korporacja), mną, jego rodziną, która na nas wciąż żeruje i manipuluje nim, oraz kredytem, który musimy spłacać i nikt nas w tym nie wyręczy, a jego rodzina bez pardonu chętnie ograbiłaby nas ze wszystkiego. I tak M. zaczął zjeżdżać w dół. Widziałam, jak wpada w depresję, jak nie potrafi rano wstać, jak przestaje robić cokolwiek i zobaczyłam, że za chwilę mój czarny scenariusz z ataków paniki zacznie się sprawdzać. M. zaczął najpierw prosić, żebym już przestała, żebym zaczęła być taka jak dawniej, bo on już nie daje rady. Potem zaczął krzyczeć, że on już nie ma siły... Dźwigał na sobie wtedy naprawdę za dużo. Więc zaczęłam udawać, że jest coraz lepiej. I od tamtej pory tak zostało, a nasz związek wrócił na dobre tory i M. lepiej funkcjonuje. Może to trudno zrozumieć, ale to, że on na mnie nakrzyczał, jakoś mnie spionizowało, uważam, że pomogło wyjść na jakąś prostą. Gdyby dalej roztaczał nade mną parasol ochronny, to pewnie taplałabym się bardziej w błotku mojej choroby. Uważam, że owszem, trzeba mieć gdzieś zrozumienie i możliwość wygadania się, kiedy coś gryzie (mam przyjaciółki, psychologa), ale najbliżsi osoby z taką chorobą, co, którzy są na co dzień w domu, wcale nie powinni obchodzić się z nią jak z jajkiem. Bo wtedy tworzą taki sztuczny inkubator do wylęgu choroby zamiast do jej opanowania. Bo taki człowiek zacznie sobie coraz bardziej odpuszczać wszystko, bo wie, że mu wolno. Przecież nasza choroba to nie jest jakieś faktyczne fizyczne schorzenie, tylko urojenie, chory mózg, a świadomość, że najbliższa osoba daje ci przyzwolenie na tę chorobę, że cię pogłaszcze, jest pozornie fajne, ale nie daje motywu do mobilizacji, aby z tego stanu się wyrwać. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, pewnie coś w tym jest. Moja psycholog też się nade mna nie użala, zresztą ja tego nie chcę. Jednak takie ukrywanie może spowodować silniejszy nawrót i nagłe pojawienie się objawów.

 

Dzisiaj cały dzień mam ucisk w głowie, łapie mnie takie ściskanie, momentami dość silne, że zaczynałam panikować. Dałam radę bez xanaxu. Uczucie cięzkości w głowie, że moja szyja jej nie utrzyma, głowa lecąca w dol itd. Co za koszmar :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandra, czy ten ból głowy to Twoje objawy dawne? Może to reakcja na nowy lek? Nie wiem, czy to moja autosugestia, czy coś w tym jest, ale jak zaczęłam pić wyciąg z dziurawca, to jestem trochę silniejsza. To raczej nie szkodzi (na pewno tak tak bardzo jak te wszystkie prochy, które łykamy), więc jak ktoś chce się złapać czegoś jak tonący brzytwy, jak to w przysłowiu, to polecam. Jak nie pomoże na nerwy, to pomoże na trawienie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam takie pytanie, przy nerwicy czesto towarzyszy nam przewlekly plytki oddech i mam takie pytanie czy moze on prowadzic do jakiegos niedotlenienia ? Bo ja caly czas sie lapie na tym ze zapominam oddychac. Dzisiaj duzo mowilem jednym ciagiem na bezdechu i mialem kilka szarpniec serca.... druga sprawa to mam czasami wrazenie ze nie zawsze to serce wariuje tylko sa to jakieś skurcze zoladka....mozliwe ? Kolejna sprawa to czy moje leki moga brac sie ze strachu przed chorobami ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cortezjusz, tak może być. Ty masz szarpnięcia w sercu, w żołądku, ja mam w głowie. To, o czym piszesz nie może doprowadzić do niedotlenienia.

 

Carita, od tygodnia brałam nowy lek i objawy- zawroty głowy oraz ścisk mi się znacznie nasiliły. Po tym leku miałam wrażenie rozpływającego się mózgu, koszmar.

Na moje szczęscie przedwczoraj dostałam wysypki na całym ciele od tego właśnie leku. Psychiatra kazała od razu odstawić. Minęło 1,5 dnia i wydaje mi się, że jest trochę lepiej. Ale ja jestem tak nakręcona i w takim lęku, że ciągle myślę, czy znowu mi się nie zakręci, czy nie uciśnie, a potem nie będzie wrażenia "przelewania" w głowie. Boję się, że jak nie przejdzie, okaże się, że zawroty nie były po leku i będę nakręcać się od czego one są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do Was pytanie związane z atakami i chorobą. Jak radzicie sobie w pracy? Moja choroba pochłania tyle mojej energii i myśli, że mam straszny problem z pracą. Rok czasu miałam takie coś, że za wszelką cenę starałam się jeszcze jak najlepiej pracować, nawet jak prawie nic nie widziałam na oczy z paraliżującego lęku, depersonalizacji itd. Ale twardo parłam do przodu, starając się być jakby do przodu, żeby nikt nie zauważył, że coś ze mną nie tak. Jak nie dawałam rady w pracy, to brałam, co mogłam, do domu i nadrabiałam. Od pół roku straciłam tę werwę do pracy, wydaje mi się, że to co robię, nie ma żadnego sensu, męczy mnie to i coraz mniej obchodzi. Zawalam coraz więcej i ciągle się zmuszam. Miałam już dwie poważne wpadki. Poszłabym najchętniej na jakiś urlop bezpłatny i uciekła z pracy, z domu gdzieś daleko, sama... Bardzo, bardzo jestem zmęczona już tą chorobą. Czuję jakbym się poddawała. Kiedy tak przestałam walczyć, to objawów lękowych mam mniej, ale znów jestem w nieustannym smutku, niechęci... Depresja. Nie zdziwiłabym się, gdybym straciła tę pracę. I uwierzcie, to nie jest moja lekkomyślność. Potrzebuję tych pieniędzy do życia. Po prostu nie mogę, nie wiem, jak się zmusić, zmobilizować do pracy. Moja uwaga skupia się na pracy jakieś 10 minut. Po tym czasie myśli uciekają, zaczynam cokolwiek innego robić. Nie poznaje siebie. To nie ja. Kiedyś, pracoholik, 100% normy, jak na sprężynce, tysiąc pomysłów na minutę... Dziś czuję się jak wrak. Ktoś ma taki problem? Jak to przezwyciężyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, mam to samo ! Szczególnie, że pierwszego mojego ataku lęku w życiu, dostałam właśnie w pracy, skąd wówczas zabrała mnie karetka! Od tamtej pory przychodzę do pracy i już od 8 rano liczę minuty do 16, żeby tylko stąd wyjść. Czasem wychodzę wcześniej, kiedy nie umiem opanować lęku, po prostu kiedy czuję, że już nie dam rady dłużej siedzieć, po prostu mówię, że źle się czuję ( pracodawca wie, że choruję ale nie do końca wie na co ) i wychodzę z biura. Pod pracą, pod samymi drzwiami oczywiście już czeka mój chłopak, bo sama w życiu nie wsiadła bym do autobusu. I tak od 3 miesięcy. Mam takie zaległości jak nigdy wczesniej, współpracownicy są na mnie obrażeni, że całe dnie siedzę w internecie a oni ciężko pracują. Staram się codziennie przełamywać i nawet jak rano źle się czuję to i tak jadę do pracy, wmawiając sobie, że w razie co przecież się zwolnię, wezmę taksówkę i pojadę do domu. Próbuję też co dziennie coś zrobić ( nie wiem jak ty, ja jestem księgową ), jak jedna czynność mi się znudzi i przypomnę sobie, że kręci mi się w głowie, biorę sie za coś innego. Mam też cały czas przy sobie telefon, chociaż mi nie wolno i jak jest krytyczna sytuacja dzwonię do chłopaka albo mamy z jakąś głupotą - oni wiedzą o atakach, więc nie musze się tłumaczyć, czemu akurat o 11 rano dzwonię, żeby np. zapytać co zrobić na kolację... :) Dobrze jest, kiedy pracodawca wie, że coś ci dolega, nie musisz od razu mówić, że masz nerwicę napadową, ja powiedziałam, że mam nadcisnienie ( bo tak jest ) i przy tym zaburzenia rytmu serca. Jeśli mojej szefowej znudzi się wieczne moje jęczenie, trudno rozstaniemy się, przecież świat się nie skończy. Tak samo w twoim przypadku. Popróbuj często zmieniać kolejność wykonywania czynności w pracy, jeśli nie pomoże, weź zwolnienie na parę dni, odpoczniesz sobie i przemyślisz na spokojnie co dalej robić. Ja byłam prawie miesiąc na zwolnieniu i powiem tylko, że to zdecydowanie za dużo, jeszcze bardziej się rozleniwiłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Dziewczyny za wątek o pracy.

 

Nie jest łatwo. Mam ogromny lęk, że w pracy zemdleję, będę mieć zawroty głowy, że nie dam rady , nie wytrzymam do końca. Dzisiaj np. miałam zawroty przez cały dzień. Jak mi sie zaczęły o 9 rano, tak się zestresowałam i dostałam takiego lęku, że już do wieczora mi się kręciło :( A teraz, dla odmiany mnie mdli. A wcześniej, miałam ucisk w głowie. Byłam już na zwolnieniu, więc mam silniejszy stres w związku z objawami. Czasem chce mi się płakać, wydaje mi się, że wszyscy wokół dobrze się czują, nie kręci im się w głowie , tylko mnie. I to mnie tym bardziej dołuje :( Ale mimo wszystko ide do pracy, bo w domu też łapią mnie lęki i panika. A w pracy mam chociaż fajne koleżanki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny dziękuję Wam za odzew. Myśl, że nie jestem sama już mnie podniosła na duchu. Nie, to nie to, że się cieszę, że komuś jest źle, że ma problem w pracy. Najgorszemu wrogowi nie życzę takich objawów, ale przecież nerwica jest, zbiera żniwo, więc lepiej się wesprzeć niż walczyć samotnie. Moi szefowie wiedzą, że coś mi jest/było (chyba raczej sądzą, że było), ponieważ w zeszłym roku w stanie bardzo ciężkim nagle z dnia na dzień poprosiłam o urlop wakacyjny, a był to wysoki czas urlopowy, koleżanki na urlopach, ja jedna na placu boju... Zrozumieli, urlop dali, firma nie padła. Ale wiem z obserwacji różnych sytuacji w pracy, że osoby chorujące nie są mile widziane. Poza tym ktoś, kto tyle pracował co ja, kto robił za siebie, za innych... nagle tak obniżający swe loty... To nie działa na moją korzyść. To mnie dodatkowo stresuje. Bo zauważyłam, że koleżanki, które zawsze olewały pracę, mają wyrobioną określoną markę, czyli, że tyle mogą, wyżej nie podskoczą. A ja nawet jeśli teraz robię więcej niż one, to i tak jestem na minusie, bo stać mnie przecież na więcej. No nie przewidziałam, że tak mi się posypie życie. To nastawienie plus ta pogoda, ciemności, brak słońca i zieleni, zimno... Bardzo źle przeżyłam poprzednią zimę. Mam traumę zimowo-świąteczną: i chorobową, i życiową (jedno z drugim też ma związek). Wczoraj u mnie spadło dużo śniegu i już się zrobił taki nastrój zimowo-świąteczny, a mój mózg działa jak u psa Pawłowa i obniżam loty. Ehhh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×