Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy mówicie wszystko terapeucie?


zujzuj

Rekomendowane odpowiedzi

Mam pewne wyrzuty sumienia, w stosunku do terapeuty, ale i owe wyrzuty mnie strasznie denerwują, a jeszcze z ich powodu chetnie bym mu poprawił, choć wiem że nia ma na pewno złych zamiarów i generalnie sprawa troche ciezka. No ale to terapia i jego zawodem jest sprostać sprawom cięzkim.

Chodzi mi o to, że denerwuje mnie jak moja terapeutka płacze. Na początku nie miałem nic przeciw i sam dawałem sie troche ponieść nastrojowi. Jednak obecnie mnie to najnormalniej w swiecie wkórwia. Czuje sie po pierwsze manipulowany, a po drugie uczucie empatii jest jak dla mnie podrasowane. Czasem sobie przełącze na rozmowy w toku... jest jakaś poruszająca sprawa i Drzyzga sie wzrusza. Jak mnie to bawi. Wszyscy na luzie słuchają, a ona ryczy:). Nie chodzi o to, że jestem przeciw okazywaniu uczuć... tylko jestem doktrynalnie przeciw nieszczerości emocjonalnej. Nieszczerości emocjonalnej, która to emocjonalność jest interakcją. Tak jakby ktos ci na plecy wskakiwał i jeszcze masz czuć sie zobligowany przez własne sumienie do noszenia intruza.

Ona mnie wciąga, ale nie wolno jej tego robić i już. Przecież współczucie czy zrozumienie można okazać na szereg różnych sposobów, i nie ma znaczenia spektakularnośc czy intensywność, tylko wartością jest szczera emocja. Emocja jest szczera nie tylko jeśli płynie z wnetrza, ale także jesli nie jest napędzana z góry(jak ja to nazywam), czyli przez naszą osobowość. Osobowość która to potrzebuje innych jak lustra, w którym ma odpowiednio wyglądać i w którym przeglądając sie może si odpowiedznio poczuć.

To można ocenić w zasadzie nie oceniając samej emocji, ale świat emocjonalny wokół niej narosły. Chodzi bardziej o stosunek terapeutki do własnego uczucia. Chodzi o jego ostentacje i nachalna ekspresyjność (choc to słowa zdecydowanie abyt mocne, ale podzielcie prze 10 i wyjdzie dobrze). Chodzi o to, że ja sie czuje wyciągany i nawet jesli to co na bazie tego może sie stac ocenie pozytywnie, to samo działanie jest negatywne. Tym bardziej że jeśli ona sie takiej mojej reakcji spodziewa. Ja reagują w myśl własnej psychiki(jako rusztowania lub struktury wydeptanych ścieżek i dróg) i jakoby wbrew własnemu sobie i swojej naturze. Wychodzi, że moj własny terapeuta wpisuje sie w moje lęki i działa jakoby przeciw mnie.Do tego ten syf z tym: jakby jej to powiedzieć i jaką swinią jestem wypominając komus cos takiego.

Powinna sie wycofać i nie sprawiac kłopotów, a jest odwrotnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale ja nie jestem sędzią terapeutów. Mnie ich etyka nie interesuje. Ja oceniam siebie i ją jako ludzi.Cos mi pasuje albo nie. Jeśli ona płacze czy cos takiego to ogólnie mozna powiedziec że pozytywnie. Jesli ktoś by napisał, że jego terapeuta sie wzrusza to bym napisał "ok". Działanie jako suchy fakt oceniany pod katem norm czy czegos mnie nie interesuje. Interesuje mnie sytuacja kontekst i moje uczucia, a jej motywy

 

-- 31 mar 2011, 15:53 --

 

Do tego ona te sesje nagrywa i chyba omawia z kims innym. Więc jesli sie poddaje ocenie to nie sądze żeby sobie pozwoliła na jakieś drastyczne, czy dyskwalifikujące zachowanie.

Terapia w nurcie psychodynamicznym... jednak myśle nad zmianą terapeuty

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, pytasz się to ci odpowiadam. Ja na twoim miejscu zmieniłabym terapeutkę - bo to w końcu ja przychodzę rozchwiana do osoby która powinna być na tyle silna emocjonalnie że ma być moim przewodnikiem i moją podporą a nie łzawiącą, rozwaloną emocjonalnie istotą która sama jak widać potrzebuje wsparcia - tyle.

 

Czy mówię terapeutce wszystko ? Tak - bo na tym polega terapia. Jeśli z jakiegoś powodu ( skrępowanie, wstyd) nie mogłabym jej wszytskiego powiedzieć, choć byłaby to kolejna sesja i były byśmy już "zaznajomione ze sobą" , zmieniłabym terapeutkę. Bo taką terapie, nie powiem jej, bo się wzruszy a mi będzie głupio - lepiej o kant pupy potłuc.

 

Pomijam fakt, że twoim zadaniem jest praca nad sobą i to powinno zajmować twoje myśli a nie sytuacja, kontekst i motywy terapeutki....

 

Nagrywa sesje? i Ty się na to zgodziłeś? Nie przeszkadza ci to? A gdzie w takim razie jakkolwiek zaufanie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dokładnie tak mysle, tylko mogę pozazdrościć jasności umysłu. Mi to cholernie ciezko idzie. Analizuje całą tą sytuacje, za i przeciw. Duzo własnej kasy wydałem i dużo czasu minęło. Głupio to zmarnować. Nie potrafie ocenic warsztatu. Wszyscy mowią że trzeba iśc do dobrego terapeuty a jaki nurt to drugorzedna sprawa, jednak oni nie maja przy imieniu czy nazwisku "dobry terapeuta". Tak czy siak jest troche tak, że musze na nia uważać. Troche to było dla mnie kuriozalne, że czasem terapeuta jest jakby bardziej zdenerwowany, czy rozchwiany niz ja.Ja raczej jestem spiety i sztywny, a ona rozchwiana czy troche niestabilna. Inaczej to sobie wyobrażałem i raczej liczyłem na w pewnym sensie wzór. Jednak zacząłem kombinować, że może to nie ma znaczenia i liczy sie to czego ja ocenić nie umiem, czyli jakies wykształcenie itd... lub może własnie takie jej reakcje sa ok... Ja nie lubie terapi, ale uważam że by mi sie przydała. Nie szedłem na tą z założeniem że "jesli nie ta to inna". Raczej zakładałem że to bedzie to i chciałem sie maksymalnie skoncentrować i dac sobie czas. Ciezko mi bedzie uznac, że jednak nie. Ale jesli mam to zrobić to chce pomyśleć. W zasadzie to wolałbym zeby ktos inny potrafił to ocenić i cos podpowiedzieć.

 

Superwizja. No chyba na tym to polega, a nie na tym że ktos podsłuchuje przez ścianę. Zgodziłem sie, skoro miało pomóc

 

Teraz tak mysle, że dziwne są te moje motywy. Boje sie jej zranić. Tak jakbym rezygująć i nie osiągając celu terapeutycznego miał ja ocenić i zrobic jej krzywde. Nie chodzi ogólnie o terapeutów(bo wczesniej coś mi nie pasowało i olałem nie przejmując się), tylko chyba o tą relacje. Tak jakby to było jednoznaczne z powiedzeniem że ona mi nie pasowała. Choc nie potrafie w jednoznaczny sposób tego ocenić, to w jakis dziwny sposób uznaje że ta rezygnacja bedzie jednoznaczna z takim oświadczeniem. Czuje sie troche zakładnikiem. Tak troche jakbym ja odrzucał a ona starała sie bardziej niż powinna i ja jestem troche swinia, albo najnormalniej w swiecie tego nie potrzebowałem. Nie wiem.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a może jej zachowanie ma jednak jakiś cel terapeutyczny? może bronisz się przed uczuciami, skupiasz się na myśleniu a zamiast na odczuwaniu i ona chce Cię jakoś sprowokować, obudzić w Tobie uczucia, emocje? nie wiem - tak gdybam... :roll: a pytałeś ją o to?

 

-- 31 mar 2011, 16:09 --

 

co do nagrywania to pierwszy raz się z czymś takim spotykam. moja terapeutka ponoć systematycznie superwizuje swoją pracę, a nikogo nie nagrywa. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz jestem na etapie gadania o tym jej płaczu i moich reakcjach. Co do nagrywania to ...LOL myslałem że norma, no ale chyba w teleekspresie nie będe na koniec z nagłówkiem "patrzcie jaki koleś".

Też własnie tak myslałem, że ona może chce mnie rozbujać emocjonalnie. W koncu wszyscy rycza na terapi. Jednak to nie jest takie proste i do konca mi to nie pasuje. Bo jesli ja uznam, że ona czegoś chce, to bedzie odwrotnie niz ona sobie założy. Co do tego to jestem w miare pewien. Ogólnie dośc długo czasu trwa ta terapia i co ważniejsze ten czas jest wykorzystywany chyba nieefektywnie. Jest to terapia psychodynamiczna i jest wiele takiego biadolenia. Jakby ciągłe strzelanie na oslep bez planu i tyle. Ja nie bardzo wiem o czym mam gadać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, jeśli masz problemy z wyrażaniem uczuć, jesteś bardzo zdystansowany emocjonalnie to jej zachowanie mogłoby mieć jakiś sens. mogłoby, ale nie musi. bo jeśli to się powtarza nagminnie... kurcze, dziwna sprawa. :? a może dla porównania idź na konsultację do kogoś innego?

 

-- 31 mar 2011, 17:39 --

 

a tak w ogóle to czy Ty już kiedyś nie pisałeś o tym problemie pod innym nickiem? coś mi się tak kojarzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapeutka też się wzrusza.Nie uważam tego,że jest słaba czy rozchwiana jest po prostu wrażliwą osobą i to widać.Nie sądzę by miała to mną czy miałoby to sens terapeutyczny-nigdy w ten sposób nie myślałam o tym.Sama o sobie mówi że jest płaczliwa-ja też łatwo się wzruszam więc jest ok.Dla mnie to jest na plus

Nagrywała kiedyś sesje na superwizje.Zapytała,nie przeszkadzało mi to

 

Terapeutę dobiera się do siebie i swoich własnych potrzeb.Nawet ten cieszący się najlepszą opinią dla nas maże być nie odpowiedni.Terapeuta też człowiek i każdy jest inny

Zmień jeśli z nią Ci się praca nie układa

 

Ps Drzyzgi nie cierpię,ona robi to na pokaz,fałszywe są te jej łzy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak. Tylko że w moim przypadku to jest raczej współczucie. Nie jest to jakby empatyczne współgranie. Ja nie mowie o niczym drastycznym, tylko że w taki własnie pokrecony i zdystansowany sposób. W zasadzie to musze powiedziec, że ja troche rozumiem, bo ta moja gadka może byc troche przerażająca, ale no własnie. Jesli by spotkała schizofrenika, to musiałaby płakac cały czas, więc nie chodzi chyba tylko o sposób wypowiedzi. A może wrecz przeciwnie. Schizofrenik jest chory. Ja nie jestem, więc to wszystko kwestia moich emocji i odcięcia sie od nich. Jednak jest to jest raczej dziwne i oceniam to jej zachowanie jako przegięcie i często jestem tym zaskoczony. Taki lekki szok przezywam i nie wiem o co chodzi. W zasadzie nigdy nawet nie zauważyłem w jakim momencie ona sie wzrusza.. może raz jak mowiłem że czuje sie jak pies. Jesli sie posłucha takiego bełkotu, kogos kto potrafi mowić to z usmiechem na ustach i w taki bardzo szczery naturalny sposób, jakby to była norma, to zakładam że troche sie można wzdrygnąć. Troche tak jak mały dzieciak, ale bez emocji.Naiwnie i tak nie bardzo zdając sobie sprawę z tego co mowie. Jednak uznaje, że jej zależy na moim zauważeniu jej uczuć i troche je przerysowuje. To znowu jest jej kardynalnym błędem. W zasadzie to są dwie opcje. Albo ja przeginam, albo ona. No chyba że oboje:). Ja jej powiedziałem, że czuje sie tak jakby ona stała na przeciw małego dzieciaka i samym płaczem chciała oświadczyć" Widzisz jaka jestem fajna? Jak strasznie mi zależy. Daj rączke i choć teraz ze mną ja cie poprowadze". To jest żart! Jesli dzieciak mam w sobie agresje, bunt i taka dziką pogode ducha, czy chęć psoty lub dopierdolenia a ona wali z takiej strony współczującej. Jesli bysmy sie zgrali to byłoby ok. Jednak najwyrazniej ja mam inne spojrzenie na pewne kwestie i nie bardzo wiem skąd ona wzieła swoje. Może i brak mi empatii wobec samego siebie i pewnych cześci osobowości, czy częsci urazowych ale mimo wszystko czuje sie jakbym miał byc zakładnikiem. Zakładnikiem tych jej reakcji. Ona sie upewnia pytając "czy uważasz mnie za wroga, czy zwolennika" co ja sądze i jakoby chciała zeby zawarzyło to jej podejscie a nie moje opory. Tak jakby chciała powiedzieć" No dobra to jest manipulacja, ale możesz mi zaufac i nic złego sie nie stanie" . Wez sie otwórz i widzisz że nic ci nie grozi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mówiłeś swojej terapeutce jak się czujesz, odbierasz to że ona się wzrusza? Wydaje mi się że warto by było to po prostu przedyskutować zanim się podejmie decyzję o zmianie, może masz z tym ( okazywaniem uczuć przed 2 osobę) jakiś problem, kompleks.

To rzecz jasna jeżli jesteś w stanie to poruszyć na terapii, jezeli się nie czujesz an siąłch to faktycznie może lepiej poszykac kogoś innego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaję mi się ze miałam trochę podobny problem co ty, zujzuj... Co prawda nie dotyczył on tego ze moja psychoterapeutka płakała,ale ciężko mi było powiedzieć terapeutce ze czuję na nią złość. Bałam się ze ją zranię, zastanawiałam się czy ja czuję słusznie gniew (bo ona czegoś nie powinna robić jako terapeutka) oraz czy ją skrzywdzę jeśli jej o tym powiem (jeśli na przykład okaże się ze ją nie słusznie oskarżam). Tak w skrócie, nie będę rozpisywać szczegółowo moich poplątanych myśli dotyczących problemu ja - terapeuta (chyba ze chcesz zujzuj?). Teraz jest znacznie lepiej, moja terapia, mam wrażenie, idzie w dobrym kierunku :)

No, może czasem mój dylemat wraca :pirate: zwłaszcza jak jest dłuższa przerwa w terapii :evil: Generalnie jest jednak lepiej niż wcześniej.

 

Co do łez twojej terapeutki, to wątpię ze są sztucznie... Raczej nie spotkałam się z tym aby było zalecane reagować 'płaczem' na problemy pacjenta ;)

 

Nagrywana kamerą byłam na terapii grupowej, nie powiem żeby mnie to specjalnie wprawiało w stan zadowolenia ;), ale to się zdarza i nie jest niczym złym z tego co się orientuję.

 

Co do pytania jakie zadałeś zujzuj w temacie - tak, koniecznie mówić!

Mi bardzo pomogło omówienie tego problemu, terapia ruszyła do przodu...

 

Powodzeni w terapii!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No w zasadzie to jestem ciekaw tych "poplątanych" kwestii.

Co do nieszczerości to może nie jest to odpowiednie słowo. Może pewna intencyjność to lepsze określenie. Chodzi o intencyjność w sensie intelektualnym i racjonalnym, jesli chodzi o ocene co sie dzieje i jak to może wpływać na sytuację. Nie uważam, że jest współczucie w naturalnej formie i koniec. Uważam że jak sie owa emocja pojawia, to można róznie zareagować. Można wymieniać potencjalne reakcje i formy ustosunkowania sie bardzo szeroko. Od tłumienia, przez zawstydzenie po ekspozycje i wiele wiele innych. Chodzi o to, że tutaj sie zaczyna działalność a konczy sie spontaniczne, naturalne dzianie. Jestem skrajnie przewrazliwiony na punkcie manipulacji i skrajnie oporny w tej kwestii. Nie po to zamykam sie i chowam przed swiatem, zeby ktoś sie potem wpierdalał bez pytania. To jakiego klucza czy wytrycha używa, ma dla mnie znaczenie drugorzędne. Czy bedzie drzwi wywarzał, czy błagał w puszczenie to tak czy siak nie był zapraszany. To jest kwestia mojej decyzji, a nie tego czy ktoś na mnie wywrze nacisk i ja dam sie ponieść. Jestem tez skrajnie przewrażliwiony na punkcie samokontroli i pilnowaniu zeby nikt i nic na mnie nie miało wpływu.

Terapia trwa 4 lata!!! 4 lata!! i zapłaciłem za nią dużo własnych pieniążków, które mógłbym spożytkować inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie za bardzo łapię jakiej odpowiedzi szukasz.....

Bo jeżeli faktycznie sprawia ci to tak duzy dyskomfort to po 4 latach terapii może warto byłoby poświęcic 1 czy 2 spotkania na omówienie tego jak się czujesz w takiej sytuacji, dlaczego terapeutka tak robi, czy można to jakoś naprawić i dopiero wtedy podjąc jakąs sensowną decyzje. Nikt tu do końca twojej sytuacji nie zna

Takie nagłe "ucieczki" z powodu złości na jakieś zachowania po tylu latach dla mnie są troche nieopłacalne- znowy będziesz musiał budowac więź, tracić czas na powtarzanie wielu spraw itd

Co nie oznacza że jestem za trwaniem na siłe w "niedobrej" terapii

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez wiele lat, nawet do głowy mi nie przyszło że moge mieć jakis problem emocjonalny czy psychiczny. Miałem jak dla mnie ogromny problem lękowy, ale jakos tak to wszystko sobie tłumaczyłem, że był on dla mnie atakiem z zewnątrz. Nie uważałem, że ja czuje lęk czy wstyd(nawet tak tego nie nazywałem) tylko że jest on kara Boska narzucana mi przez Boga. Boga który mnie nienawidzi i chce mnie pogrążyć w odmetach poczucia winy, smutku, upokorzenia, beznadziei. Czułem ta bezinteresowną nienawiść. Miałem zerowe poczucie kontroli nad własnym życiem. Pogrążyłem sie w świecie idei, wewnetrznych teori itd... Jednak szukałem wyjaśnien(gdyż na poziomie czysto intelektualnym byłem absolutnie sprawny). Lęk objawia sie na mojej twarzy. Prawie całe liceum przeleciało mi na ukrywaniu twarzy. Uważałem że widać na niej jakiś kosmiczny lęk(który był tez we mnie), który chciałem ukryć. Dla mnie sprawa była prosta. Swiat, Ja, inni ludzie, życie społeczne w sensie posiadania rzeczy i pracy, relacje interpersonalne ... to wszystko nie ma znaczenia. To wszystko na co składał sie świat który znałem przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Znaczenie miało tylko zlikwidowanie tej kary, czyli leku. Leku spolecznego odczuwanego w relacji z innym człowiekiem. Wszystko może zniknąć tylko niech zniknie ten lek. Nawet miałem pomysł, że pójde do lasu i będe żarł co znajde, a jak umre to trudno. To było by zbawienne(tak wtedy myslalem). Miało leku nie być, a konieczne jest ku temu zlikwidowanie jakiejkolwiek formy życia społecznego i relacji interpersonalnych.

W podstawówce byłem bardzo ekspansywny. Lubiłem dopierdalać nauczycielom, lubiłem czuc wyższość nad innymi. Zawsze byłem najlepszy w piłke, kosza. Przegranych nie zapominałem, obrazy nie wybaczałem. Nie wolno było okazywac wstydu i strachu, jednak lubowałem sie gdy ktos go odczuwał, lub kiedy to ja kogoś do tych emocji pchnałem. Jednoczesnie byłem rozesmiany. Dziko pogodny. Byłem dzikusem. Jakby wziąść i wychowac kogos w lesie to byłby takim samych rozrechotanym egoistycznym dzikusem jak ja.

Więc lek widziałem jako kara za to jaki byłem." Tak traktowałeś innych to teraz zobacz jak to jest odczuwac lek i wstyd 1000 razy wiekszy w najbłahszych sprawach". Zupelny brak kontroli nad samym soba i wlasnym wnetrzem i zyciem. Chciałem to zniszczyć. Mam w sobie cos czarnego co czuje i nie wiem co to, ale chce to zniszczyć.

Tak trafiłem na terapie. Zacząłem czytac o nerwicach, depresjach i innych pierdołach. To bardzo wygodne podejscie. Cos co jest toba i powoduje te objawy możesz wsadzić do pudła i nazwać. Dodajesz słowo zaburzenie i nawet do tego pudła nie zaglądasz bo to jest złe i to sie leczy, masz chorobe i masz z czym walczyć. Ja poszedłem na terapie ponieważ dostrzegłem obietnice, że ktos zniszczy to cos we mnie i bede mógł normalnie funkcjonować. Jest zaburzenie wiec je likwidujemy i po kłopocie. Oczywiscie rzeczywistośc okazała sie zupelnie inna. Droga do przebycie okazała sie zupelnie odwrotna. Teraz juz mam inny obraz tego wszystkiego, ale nadal funkcjonuje mój softweare. Ta bezrozumna cześć mnie działająca instynktownie nadal działa. Unikasz bólu, unikasz lęku..z tym że wraz z podjeciem walki z lekiem, acząłem walke z samym sobą. Jestem zdysocjowany i czuje ten tempy ból 24/7. Wszystkie emocje sa płytkie.

 

Teraz dochodzimy do sedna. Bo mnie jest dwóch. Ja jak jestem na terapi to mówie jako dwie postacie. Jest częśc górna tożsama z rozumem i jest część dolna tozsama z sercem czy intuicją(która nićnie mowi, bo unikam leku). Te pytania to lęk. To przejaw leku, który chce intelektualnie okiełznać. Chce mieć intelektualne podłoże na którym czuje sie bezpiecznie i mozna coś kontrolować. Jednak nie jestem w stanie rozstrzygnąć gdzie jest co i jak a powinienem decyzje podjąć. Szedłem na terapie z założeniem wycofania sie z zycia i poswiecenia czasu na niszczenie i kontrole nad tą czarna czescią mnie. Jednoczesnie działam w przeciwna strone, gdyz to wszystko z czym wlacze to także moje uczucia i generalnie ja sam. To jest jak szachy, tylko że ty jestes oboma przeciwnikami na raz i czujesz potrzebe przechytrzenia obu. Gdzieś na dnie kibicujesz tylko jednemu, ale ten drugi ma dotep do twojej energi z niej żyje. Ja nie wiem po co pytam o te kwestie terapii i jakie chce wyciągnąć wnioski. Mi nie chodzi o sama sytuacje. Decyduje sie czy konczyc terapie, czy nie i staram sie nazbierac informacji. W zasadzie to chyba bym konczył, ale czy to nie jest ucieczka. Czy warto ten czas marnowac? Co bedzie jak sie okaże, że to był bląd?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boje sie jej zranić. Tak jakbym rezygująć i nie osiągając celu terapeutycznego miał ja ocenić i zrobic jej krzywde. ... Czuje sie troche zakładnikiem.

No cóż chyba jesteś wmanewrowany skoro tak czujesz, uważam że takie przeczucia bywają prawdziwe - ty jej płacisz kasę, ona się wzrusza, nagrywa, robi sobie praktykę, ale pytanie CO TOBIE TO DAJE bo chyba nie chodzisz tam po to żeby ją pocieszać ani żeby rozmawiać o JEJ PŁACZU tylko o własnych problemach sorry ale to lekka paranoja ;)

 

-- 04 kwi 2011, 16:42 --

 

Ogólnie dośc długo czasu trwa ta terapia i co ważniejsze ten czas jest wykorzystywany chyba nieefektywnie.

I tu chyba jest sedno problemu - ty opowiadasz, babeczka płacze, ale pytanie co TY wynosisz z tych spotkań. Ja spotkałam się z opinią że psych. analityczna jest nieefektywna (nie daje wymiernych rezultatów typu poprawa). Skoro widzisz że są nieefektywne to czemu nie poszukasz kogoś innego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też sie spotkałem z taka opinią, ale spotkałem sie tez z taką że ma to drugorzedne znaczenie i liczy sie dobry terapeuta. Byłem u dwóch psychologów klinicznych, ale oni stawiaja sprawe jasno : do puki terapia trwa to nic nie powiedza bo to nieprofesjonalne. Mam przerwać lub zakonczyć i przyjść. Z doświadczenia wiem, że czesto w psychodynamicznej terapii czas jest marnowany, ale z drugiej strony masz komfort że możesz we własnym tepie poruszać interesujące cie tematy... tylko z drugiej strony, jesli chodzi o osobe zaburzoną to ona może poruszac wszystkie tematy z wyjatkiem tych istotnych. Mam tez wrażenie, że jesli bym spotkał moja terapeutke na ulicy to bylibysmy sobie zupełnie obcymi ludzmi. Tak jakbym wolał udawać, że jej nie dostrzegam i że ona by postapiła podobnie. Nie potrafił bym chyba o czyms rozmawiać. Nie chodzi mi o to, że chce traktowac terapeutę jak dobrego znajomego. Tylko czasem tak jest, że kogoś znasz pare dni i czujesz jakąś więż... a kogos innego spotykasz na okrągło i jest pewien dystans i ciężko to wytłumaczyć. Tutaj nasza relacja jest taka, że bylibyśmy skrepowani jako ludzie. Ta forma terapi jako teoretyczna rama, absolutnie nie sprzyja otrwartości spontaniczności, czy otwarciu. Nie ma rozmowy dwóch ludzi z czego jeden jest terapeutą, tylko jest rozmowa terapeuty i klienta. Relacja jest traktowana jako techniczne działanie. Tym bardziej ciężko mi tak łatwo brac te jej łzy.

Do tego ona odpowiedziała, że terapia psychodynamiczna nie jest psychoanalizą. Ja nie mam zaburzeń sztywnych i twardych. Ja dopiero moge sie takowych nabawić. Wczesniej byłem u pewnego psychologa i uciekłem... nie chce robic teraz tego samego. Tamten powiedział, że powinienem sobie znależc wzór męski do nasladowania. W wieku nastoletnim może dojśc do dezintegracji osobowości ze względu na brak, lub odrzucenie wzoru ojca. Wydaje mi sie, że z facetem byłoby mi łatwiej pogadać. Jak szedłem do niej to dałem sie ponieśc magicznemu myśleniu. To jest grupa terapeutów i dzwoniłem do jakiegos faceta. On nie odebrał i ja uznałem, że to jest forma znaku i że powinienem zadzwonic do kobiety. To bełkot, ale to o czyms świadczy i tak decyzje podjąłem. Coś mnie skloniło do takiego podejscia. Mówiłem o moich wątpliwościach i o tym też. Mówiłem jej że mam wrażenie, że ona może ta terapie prowadzić przez nastepne 10 lat i tak chyba jest. Przeczytałem że psychoanaliza może trwać rok 5 lat, ale może tez 20(wikipedia). Jednak to chyba psychoanaliza nie jest skoro ona powiedziała, że to co innego. Chodzi mi o to, że ona te wątpliwości ocenia i interpretuje, jako opór(chyba tak jest). Traktuje je teoretycznie jaka wątpliwości subiektywne negatywne nastawienie, a nie rzeczywisty problem nad którym można sie pochylić. Ostatnio sie troche jednak podkórwiłem i mowie że mnie to denerwuje. Ona siedzi i sie gapi i słucha. słucha...słucha i słucha a potem sie gapi i chyba chce sioe tak gapić w nmieskonczoność. Potem jak już ja przycisne to ona zaczyna analizować, co mnie skłoniło do takich wątpliwości. Traktuje je jako coś co jest powodowane czyms innym, ale zawsze jest to interpretowane na korzyść terapii. Ja nie mam pojęcia jak to powinno wyglądać, nie znam sie na tym. Dodatkowo ciezko jest mi podjąć subiektywną własna decyzje w oparciu o własne sądy. Myślałem, że nawet jesli terapeuta bedzie zły to nawyżej terapia potrwa 5 mieś więcej i tyle. Chodze 4 lata i w zasadzie jestem zadal zamkniety, kombinuje sobie że może taki przypadek. Może taki jestem i tyle czasu mi trzeba i że może teraz z dnia na dzień z tyg na tydzien coś sie zmieni na dużo lepsze i że ja ta szanse strace. Ze teraz zwieje kiedy juz cała praca miała zaowocować. Jednak oceniam to czysto intelektualnie, jako możliwość przyczynowo skutkową, a nie że tak czuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moim zdaniem, jeżeli coś działa, to efekty tego działania widać, a jeżeli nie działa to nie przynosi efektów - sam musisz ocenić co tobie daje ta terapia. Rozumiem że efekty terapii można ocenić po jej zakończeniu - ale też na efekt końcowy składa się cała droga jaką przebywasz przez ten czas - droga do zdrowia - więc czy czujesz chociaż że jesteś na drodze do zdrowia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moim zdaniem trzeba mowic wszystko terapeucie bo tylko dzieki temu terapia moze byc skuteczna, wiem ze czasem ciezko jest mowic niektore rzeczy obcej osobie ale od tego sa terapeuci. ja na szczescie nie mialem oporow przed powiedzeniem wszystkiego poprostu weszlem na pierwsza wizyte i powiedzialem wszystko. pozatym psycholodzy to ludzie ktorzy niejedno slyszeli i widzieli wiec ciezko ich czyms zaskoczyc wiec moze nie na pierwszej wizycie ale po kilku gdy uznacie ze jest to osoba ktora zasluguje na zaufanie mozna o wszystkim gadac, pozatym dobrze czasem sie wygadac poprostu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno ta terapia nie działa tak jak sobie wymarzyłem. Pewnie mało która tak działa. Mnie po tym czasie rozbijają teksty typu "Jesli pan chce to możemy nad tym popracować" LOL To jest kosmos... Mi troche szczena opada. Bede miał 60 lat i dostane tekst, że jak chce to możemy popracować. To jest troche chore. Jestem pewien, że jesli bym chodził nastepne 10 lat i nie zrobilbym kroku do przodu, to podejscie terapeuty nadal byłoby takie same. Tak akby nikt nie brał odpowiedzialności za terapie, tylko za jej przebieg. Jakby nie liczył sie wynik i czas, a liczył sie tylko przebieg terapi. Ja chciałem rezygnować już kilka razy, ale zawsze jakoś byłem przekonywany... i myślałem że tak jakby ona dostrzega coś czego ja nie widzę. Teraz jednak widze, że nic takiego nie było i w zasadzie nie wiem o co chodzi. Ja też troche sie kierowałem opisami książkowymi terapi. Myślałem że bedzie jakiś moment w którym wybuchną emocje i ja sie stane zdrowszy. Przedłużam tą terapie z myślą o czyms takim. Ze niech już sie nie wiele zmieni, ale chociaż niech sie pokażą emocje. Ona jednak mowi o pracy i jesli chodzi o to, to moim zdaniem osobowośc terapeuty ma wielkie znaczenie. Jesli mam mowić o swoich planach i przyszłości, a terapeuta ma byc jakimś nadzorcą czy p[omocnikiem, to profesjonalizm i warsztat, czy konkretny nurt nie jest mi potrzebny. Ktoś powinien byc dojrzały i chyba najlepiej niech to bedzie facet.

 

-- 12 maja 2011, 17:40 --

 

Po raz wtóry jestem w trakcie konczenia terapii. Po raz wtóry pani psycholog nalega na nie konczenie terapii. Nie wiem za bardzo co mam o tym wszystkim myśleć, bo nie bardzo wiem co jej tak zależy. interpretuje to, że tak jakby ona wiedziała co jest nie tak i juz mało brakuje do sukcesu... Ja jednak byłem w takiej sytuacji kilka razy i za każdym razem do niczego nie dochodziło. Powiedziałem co o tej terapii mysle i o swoich wątpliwościach itd... Pani terapeutka zebrała sie na szzerość( troche chyba jej w piety poszło) o otwarcie oświadczyła, że poległa. Powiedziała że jesli chodzi o tą kwestie to okazała sie zbyt słaba, zbyt mało kompetentna w starciu z moim mechanizmem samodestrukcyjnym... jednak nie bardzo wiem, jak do tego wszystkiego ma sie kontynuowanie terapii. Troche sie w tym gubię, ale po tym spotkaniu chiało mi sie płakać i dopiero dotarła do mnie powaga sytuacji. Czuje sie wkórwiony na samego siebie, bo w zasadzie to sie bawiłem i zwodziłem ją. Tak jakbym poszedł na terapie, ale robił wszystko zeby sobie nie pomóc, z obawy przed czymś. Ze względu na lęk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×