Skocz do zawartości
Nerwica.com

giani

Użytkownik
  • Postów

    35
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez giani

  1. Wujku, jeżeli moge się wtrącić Sam też byłem w Klinice Nerwic IPiN na terapii całodobowej i mam zupełnie odmienne spostrzeżenia Po pierwsze - 10 tygodni to wbrew pozorom wcale nie jest długo. Problemy psychiczne - nerwice i depresje - rodzą się latami, większość znanych mi osób miała juz kłopoty w dzieciństwie Dwa - na wstępie tam była mowa że leczenie w KN to dopiero poczatek walki o siebie. Terapecui nie raz prostowali poglądy pacjentów, że po 10 tygodniach z osób ledwo funkcjonujących nagle staną się doskonale przystosowani i zadowoleni z siebie. To smutne ale takie przekonanuia świadczą o pewnej niedojrzałości.. Ja dopiero po latach uświadomiłem sobie jakim sk....., dramatem, cierpieniem jest zaburzenie psychiczne i walka z tym . Zrobienie przy tym doktoratu naprawdę nie robi wrażenia Oczywiscie całkowicie inną sprawą jest to jak taka psychoterapia jest u nas prowadzona. Tu sam mam przykre doświadczenia Pozdrawiam
  2. Jestem pewien że doradzasz i pomagasz sto razy lepiej niż większość psychiatrów i psychologów. Oni problemy psychiczne znają głównie z książek, wykładów, rozmów z pacjentami. Niemała część z nich swoimi pacjentami w duszy pogardza jako ludźmi słabymi i frajerami, inna chcę podejmować decyzję w stylu " ja wiem lepiej, ty masz słuchać", jeszcze inni klepią swoje godziny byle szybciej do 16.00 lub innego etatu, a tu pacjent człowieka męczy........... Natomiast ty się chyba naprawdę angażujesz - stąd te lęki, niepewność tego co robisz itd. Czasem to może prowadzić do zbyt pochopnych decyzji, braku spojrzenia z dystansu. Nie sądze natomiast abyś miałą popaść w rutynę Jako pacjent naprawdę wolałbym trafić na ciebie niż na najzdrowszego, najlepiej wykształconego specjalistę, który zwyczajnie miałby mnie w głębokim poważaniu Amen
  3. Ja mniej więcej wiem, co wcale nie ułatwia sprawy Pokrótce- rygorystyczni, lekowi rodzice; kłotnie i wojny w domu, zły kontakt z rówieśnikami, uciekanie w świat marzeń i książek, tendencja do podporządkowywania się innym itd Nie jest to konkretne, jakieś jedno zdarzenie - raczej całe dzieciństwo gdzie raz było lepiej raz gorzej, ale to trwało całymi latami i pogrążałem się w róznych złych nawykach, lękach i rytuałach To tak pokrótce
  4. Ja może już wiecie jestem po studiach i walczę z moją nerwicą i niesmiałościa od ładnych paru lat Ostatnio mocno nurtuje mnie temat partnerstwa, bliskości i nie da się ukryc seksu też. DO tej pory nie miałem dziewczyny, w sumie do dziś sie ich boję więc sex raczej do tej pory nie wchodził w grę Zastanawiam się jak wy widzicie rolę seksu w zyciu. Konkretnie - czy wzbudza w was on poczucie winy, że jest to coś "niedobrego", " zakazanego"? CZy macie obawy z tym jakbyście sobie dali radę w takiej sytuacji ? Czy brak seksu dla osób 20-kilku letnich jest czymś dziwacznym, śmiesznym ?
  5. Witam, od pewnego czasu bardzo interesuje mnie wątek jak my neurotycy radzimy sobie w pracy Ja osobiście mam 25 lat, jestem po studiach i zawsze byłem osobą zalęknioną, niesmiała i niepewną swojej wartości. Te cechy chyba spowodowały że jestem osobą bardzo pracowitą, świadomość że siedzę w pracy i "nic" nie robię ( Facebook, uczenie się na studia podyplomowe, wyjścia do sklepu, łażenie w kółko) wzbudza we mnie paniczny lęk i poczucie winy - a że cierpię na nerwicę natręctw to jest to dla mnie ogromny życiowy problem. Pewnie to wynika z postawy w dzieciństwie - zawsze starałem się zadowolić rodziców, rozładować ich wzajemne kłótnie, być takim jakim oni by mnie chcieli widzieć, dopada mnie panika że ktoś mógłby mnei ukarać Drugim problemem jest fakt że mam doświadczenie pracy w "budżetówce", w ministerstwie w Wawie - gołym okiem widzę że większość osób stara się tutaj nie narobić, żeby cośkolwiek uzyskać trzeba prosić kilka razy i sam często w sobie odczuwam złość że ja tak nie potrafię, że nie umiem powiedzieć sobie że będe robił tylko tyle ile już absolutnie muszę, bo ktoś stoi mi nad łbem. Tak naprawde nie za bardzo wiem jak taka praca powinna wyglądać - ile ludzie mają pracować a ile zajmować się swoimi własnymi sprawami, czy przeglądanie for w pracy jest czymś nagannym, czy jeżeli nikt mnie nie naciska to uczciwe jest nicnierobienie Dodam że zarabiam dosyć marnie - około 2400 zł brutto, wychodzi na łapkę trochę ponad 1700 zł, co pewnie też mnie frustruje bo często zdarza mi sie wyczytywac ile zarabiają ludzie po technicznych( ja jestem po prawie)> to we mnie wzbudza myśli - marnie zarabiasz, nie przemęczaj sie - ale zaraz za chwilę znowu dopada mnie ten lęk "niocnierobienia", "oszukiwania pracodawcy" - i an siłe staram się znaleźć sobie jakieś zajęcie Jak jest u was?
  6. U mnie bardzo długo odczuwałem poczucie winy w stosunku do rodziców, nadal wzbudzają we mnie lęk, pamiętam że jako dziecko starałem się ich "godzić" gdy się bardzo często kłócili i ten model bycia "grzecznym dzieckiem" mam do dziś, podświadomie staram się ich zadowolić Generalnie rodzina nie jest ci w stanie za bardzo pomóc bo sami są mocno znerwicowani
  7. W moim przypadku także chyba moge powiedziec że psychoterapia działa, choć odkręcanie spraw z całego dzieciństwa jest bardzo trudne i bardzo sie przed tym broniłem U mnie jakimś przełomem było uświadomienie sobie tego jak bardzo byłem pokrzywdzony jako dziecko - za mało uwagi, za dużo kłotni rodziców i strachu że się rozejdą, złe traktowanie w szkole i nieumiejętnośc odnalezienia się w grupie, akceptacja bycia ofiarą itd Generalnie cięzko mi to przeboleć, uświadomić sobie że nie taka jest moja rola życiowa, w jakimś sensie się otworzyć na drugiego człowieka ze świadomością stawiania granic ale staram się choć róznie wychodzi
  8. Ale nie za bardzo łapię jakiej odpowiedzi szukasz..... Bo jeżeli faktycznie sprawia ci to tak duzy dyskomfort to po 4 latach terapii może warto byłoby poświęcic 1 czy 2 spotkania na omówienie tego jak się czujesz w takiej sytuacji, dlaczego terapeutka tak robi, czy można to jakoś naprawić i dopiero wtedy podjąc jakąs sensowną decyzje. Nikt tu do końca twojej sytuacji nie zna Takie nagłe "ucieczki" z powodu złości na jakieś zachowania po tylu latach dla mnie są troche nieopłacalne- znowy będziesz musiał budowac więź, tracić czas na powtarzanie wielu spraw itd Co nie oznacza że jestem za trwaniem na siłe w "niedobrej" terapii
  9. Co myślicie na temat terapii tam prowadzonych, macie jakieś doświadczenie?
  10. To jest niestety duzy problem - darmowa psychoterapia jest właściwie tylko albo grupowa w PZP, albo w trybie Klinik Nerwic - przynajmniej tak to działa w Warszawie, nawet na taką jest sie ciezko dostać A co do dodatkowego ubezpieczenia - nie wiem czy takowe znajdziesz gdzie będa refundowac psychoterapię, zasadniczo cynicznie patrząc im się to nie opłaca finansnowo , zreszta mam kolege ktory ma takowe wykupione za kolo 180 zl/miesiecznie i przysługuje mu tylko kilka wizyt u specjalisty na rok, w tym wliczając psychiatrę Tak więc obawiam się że to ciezki temat
  11. Zasadniczo się uważa że tłumienie złości, frustrajci, własnych potrzeb przez długi czas prowadzi do lęku - a to potem do natręctw Ja sam mam z tym bardzo duży problem, prawie zawsze jestem cichy i tłumię a raz na jakiś czas wybucham i wyrzucam z siebie wsyztskie złe uczucia i to się zmienai w agresję, całe szczęscie że nie fizyczną , ale i tak otoczenie uważa chyba że jestem lekko niezrównoważony i histeryzuje Mi pomaga na to terapia, ale to trudne sprawa jak się taki schemat mialo od dziecinstwa
  12. A mówiłeś swojej terapeutce jak się czujesz, odbierasz to że ona się wzrusza? Wydaje mi się że warto by było to po prostu przedyskutować zanim się podejmie decyzję o zmianie, może masz z tym ( okazywaniem uczuć przed 2 osobę) jakiś problem, kompleks. To rzecz jasna jeżli jesteś w stanie to poruszyć na terapii, jezeli się nie czujesz an siąłch to faktycznie może lepiej poszykac kogoś innego
  13. Ja coraz bardziej mam wrażenie że działania Rosji w Czeczenii, Chnczykow w Tybecie a to co robi USA i Zachód w Iraku czy Libii tak naprawdę zasadniczo się nie róznia. I tu i tam kwestią podstawową jest przepchnięcie własnych interesów. I te tylko 3% ropy nie robi na mnie wrażenia - to dalej są mld $ rocznie, a pewnie to wydobycie mozna zwiększyc. Rózni się natomiast wykonawstwo. Państwa otwarcie uznane za "niedemokratyczne" nie musza się aż tak trudzić w ukryciu swoich intencji - mogą otwarcie stosować zaczystki, przymusowe aborcje czy walic do wiosek z czołgów. Pewnie także dlatego że mimo wszystko militarnie i technologicznie stoją niżej niz Zachód
  14. Tak sie zastanawiam Generalnie od łądnych paru lat cierpię na nerwicę natręctw, pewnie mam tez poważne zaburzenia osobowości, autoagresję - momentami zapominam juz że kiedys zdarzało mi się funkcjonowac, czytać, chodzić po ulicy bez lęku, bez obsesji, poczucia winy. Teraz juz się nie zastanawiam nad tym czy takowe życie w lęku jest "normalne" - znaczy się strach stał się dla mnie naturalnym elementem dnia - jak sikanie, jazda autobusem, jedzenie - czasem się az łapie na zastanawianiu się dlaczego inne osoby są coś w stanie zrobic - gdzie jest KURDE ich lęk? Nie wiem już sam czy każdy sie tak boi tylko daje sobie radę, czy to ja faktycznie jestem az tak poraniony, czy może popadam w histerię bo tak mi wygodniej
  15. Szczerze? Ja mam/miałem bardzo podobnie - też uwielbiałem musiec się uczyć, wkręcać sie w wyrabianie min 150 % normy we wszystkim, mieć poczucie że jestem wybitnie zdolny(i nierzadko dostawać an to potwierdzenie) przy jednoczesnym poczuciu że jestem zerem, totalnym nieudacznikiem towarzyskim i poniekąd czerpać radochę z zamartwiania i dołowania . Tyle że u mnie zawsze najgorzej bylo w wakacje Akurat to nie przeszkodziło mi w zrobieniu juz teraz niezłej drogi zawodowej i byciu w czubie peletonu rówieśników ( a mam 25 lat) ale jednocześnie od kilku lat mam bardzo duże problemy sam ze sobą, jestem odludkiem i momentami mam ostre fazy depresji, generalnie rzadko jestem w stanie dać se radę sam ze sobą. Ale i tak zrobiłem duży krok naprzód w terapii, tyle że to wymaga czasu Tak więc - raczej ani ja, ani nikt tu na forum, ani ty sama nie jesteś w stanie sobie sama w 100 % dać rady z włąsną psychiką, bo to naprawdę skomplikowana sprawa. Wydaje mi się że warto byloby iśc do jakiegoś psychologa, choćby spróbowac ruszyć temat ( jesli masz takie mozliwości, wiadomo $). taka terapia naprawdę może bardzo duzo pomóc, ja nie maiłem bladego pojęcia jaka to może być zmiana Natomiast dla mnie to absolutnie nie wyklucza faktu że mozesz tą medycyne skończyć, zostac lekarzem i świetne sobie dawac radę w tym trudnym zawodzie . Byleby to nie bylo na zasadzie " muszęęęęę' ale racze chce, ja z perspektywy czasu widzę że iście na "musze " jest bez przysłości Choć może nie mam racji i u ciebie jest totalnie inaczej, lepiej - nie chciałbym cię zdołowac ( a z góry zaznaczam że zdarza mi się to często,) Pozdrawiam
  16. Ja chodzę na terapię z powodu nerwicy natręctw już z przerwami jakieś 4 lata. Przez ten czas dużo się w moim życiu zmieniło, niby mocno poszedłem do przodu w myśleniu ale teraz coraz bardziej z każdym dniem zauważam że tak naprawdę wcale nie wyszedłem ze schematu swojego życia a nawet przestałęm zauważac jego bezsens i ucisk Być może problemem jest u mnie fakt że do terapii podchodzę tak jak do każdej innej rzeczy- skrycie, rozumowo, bez ujawniania swoich emocji i na zasadzie zdobywania kolejnych osiągnieć przed innymi Mam spory problem żeby w ogóle wejść w jakiś związek emocjonalny i to dotyczy też terapeutki - coraz częsciej jestem absolutnie obojętny, nie widzę celu tego wszytskiego. A gdy na grupowej inni próbują/próbowali wydobyć ze mnie jakieś resztki schowanych emocji to generalnie wolę tego tematu nie ruszać lub ich zwyczajnie zniechęcić Myślę że trudno się terapeutyzuje takie zombie uczuciowe jak ja i to musi być frustrujące dla obu stron. Tyle że ja nie mam odwagi tej sytuacji zmienić bo pozornie zacząłem całkiem nieźle funkcjonować ( praca, dalsza nauka po studiach itd) i maleje mi motywacja. Tak więc dochodze do wniosku że w wielu przypadkach terapia jest w stanie pomóc tylko do pewnego ograniczonego stopnia i nie przebije się przez lata życia w traumie i mechanizmy radzenia sobie z nią bo pozornie samemu pacjentowi średnio na tym zależy, nawet przy bardzo nasilonym cierpieniu
  17. Wiecie jako doświadczony anankasta muszę z przykrością stwierdzić że walka z tym cholerstwem jest strasznie ciężka i tak naprawdę wymaga bardzo dużej motywacji, dobrej terapii, dłygotrwałego brania leków i silnego samozaparcia. Oraz totalnej zmiany myślenia i sposobu funkcjonowania A skąd się to bierze - według mnie głownie z dzieciństwa, sposobu wychowania oraz tego jak ono nas ukształtowało i jakie przyjeliśmy wzorce i priorytety. Przy czym to nie jest tak że rodzina od razu jest patologiczna - u mnie w rodzinie nikt specjalnie nie pije i nie pił( w każdym razie nie więcej niż inni), nie było przemocy fizycznej, rodzice się nie rozwiedli ani nie byłem molestowany.
  18. giani

    co Wy na to???

    Wiesz może się faktycznie lekko zagalopowałem bo ja tez we wszystkich ksiązkach jakie czytałem na temat NN znajdywałem konkretne informacje na temat róznego rodzaju anomalii w mózgu - Tylko chodzi mi zasadniczo o to jak sobie pomóc. Chyba zgodzisz się że sami z siebie chemii mózgu ani jego budowy sobie nie zmienimy - jedyne co na tym polu można zrobic to łykać środki zapisane przez lekarza - tylko tyle i aż tyle( bo dla wielu osób przyznanie się samemu przed sobą do brania antydepresantów to już bariera nie do przeskoczenia) Ja na terapię chodze z przerwami juz od 4 lat - i przez przynajmniej pierwsze 1.5 roku( jakieś 50-60 sesji !!!!) tez wydawało mi się że jestem w sumie happy, zrównowazony, odpowiedzialny i tylko prosze zrobić coś żebym każdego dnia nie umierał ze strachu. Ba, większośc otoczenia uważała mnie za byc może sobka, dziwaka ale z pewnościa człowieka sukcesu- obiektywnie miałem na to wiele dowodów Z perspektywy czasu i pracy dzisiaj już wiem że miałem bardzo traumatyczne dzieciństwo a moi rodzice popełnili chyba większośc błędów wychowawczych jakie mogli- bo sami są chorzy i tacy pewnie umrą . Miałem fale wściekłosci na nich, potem okresy głebokiej depresji, potem stany autoagresji z przerwami na sukcesy naukowe i zawodowe i znowu fale autoagresji( np głodzenie się lub chodzenie 3 dni bez snu) W sumie to nawet dzisiaj nie radze sobie często sam ze sobą i swoimi emocjami choć wykonałem naprawdę tytaniczną prace an tym polu. I wiem że naprawdę można z tego wyjść ale jest to nieprawdopobnie cięzka sprawa a otoczenie zrobi bardzo dużo żeby cię w stanie choroby zakonserwowac na amen Tak swoją droga Nie jestem po medycynie - ale to chyba łącznie tak z połowa mózgu, nie? Niestety akurat ten argument w polskich realiach jest bardzo trudny do przeskoczenia i strasznie utrudnia całe leczenie - psychoterapia jest dostępna właściwie tylko prywatnie, a pobyt w szpitalu lub ambulatoryjne wizyty w rejonie po 15-20 min raz na miesiąc tak naprawdę są tylko maskowaniem choroby.
  19. giani

    co Wy na to???

    Sranie w banie Wszelkie doszukiwanie się w nerwicy natręctw przede wszystkim przyczyn organicznych ma na celu zautomatyzowanie leczenia - jedna recepta na 3 miesiące dla pacjenta i sprawa z głowy zamiast wieloletniej terapii i ogromu pracy do wykonania i jest tańsze Czy jakikolwiek psychiatra/neurolog jest w stanie precyzyjnie powiedziec który obszar mózgu jest chory i jaki ma pomysł na leczenie takowego problemu. Nie, słyszymy że problemem byc może jest ciało migdałowate, może zakażenie paciorkowcem w dzieciństwie, może jest to coś wspolnego z Gilesem-Tourrettem ale wszystko zapewne i do dalszych analiz Takie patrzenie na sprawę nie posuwa niczego do przodu bo o biologicznych przyczynach schizofrenii jest np. mowa od jakiś 40 lat i zasadniczo poza mniej czy bardziej skutecznymi lekami sprawa się do przodu nie posuneła i dalej jest to tragedia dla chorych A z samej natury bada się głownie osoby chore i nikt nie jest w stanie skutecznie zbadać gdzie przyczyna, gdzie skutek - czy mocno znerwicowana osoba sama wytwarza sobie po latach jakieś zmiany biochemiczne w mózgu i czy na ile zdrowe osoby mają podobnie Natomiast powszechny jest pogląd że jakieś odstępstwa od normy przy ZOK w mózgu są - choćby to wynika z sekcji chorych Koniec końców - jak ktoś znajdzie skuteczne lekarstwo na to cholerstwo to winniśmy mu dac Nobla ale bardzo wątpie czy jakikolwiek zyjący dzisiaj chory tego dożyje. Tak więc nadal podstawą winna byc terapia [Dodane po edycji:] Zresztą na własnym przykładzie jako że od lat jestem niestety w temacie - są dni, bywa że i całe tygodnie gdy mój sposób myślenia, odczuwania i funkcjonowania jest taki że w ogóle nie ma mowy o żadnych natręctwach . A potem przychodzą problemy, wracają urazy i sprawy w emocjach z którymi nie daję sobie rady i bywa że mam tak gigantyczne natręctwa że nie am mowy o jakimkolwiek funkcjonowaniu albo i o wstaniu z łózka i zrobieniu sobie kanapki - jest totalna rozpacz Nie sądze żeby w ciagu tygodnia czy dwóch mój mózg się potrafił przestawić na różne tryby działania przy ciągłym braniu leków - a nikt takiego leku który by mi zrobił dobrze jeszcze nie wymyślił( parę łykałem) Natomiast prawdziwy dramat jest inny - po wyjściu z natręctw jest totalna pustka i często głebokie stany depresyjne- bo naprawdę cięzko jest się przestawić z trybu "musisz, powinieneś, wolno, nie wolno" na sposób myslenia i czucia wolnego człowieka - sam wybór przeraża . Wyjscie z natrectw to gigantyczna praca własna i w terapii - nieporownywalna z niczym innym, a wiem bo jestem w tzw "modelowej" ściezcę kariery w jednym z bardziej wymagających i popłatnych profesji i tamte wyzwania to imho Pan pikuś przy pracy nad sobą Pomijam przypadki opisane w literaturze gdy natręctwa wynikają z miażdzycy naczyń mózgu, wbicia gwoździa w czaszkę albo np guza mózgu - wtedy faktycznie coś takowego zachodzi A sama mniejsza zdolnośc percepcyjna i logiczna - jak ktoś się boi i żyje w ciągłym lęku to raczej nie dziwne że rzeczy wymagające skupienia robi troszkę gorzej myślać uporczywie o tym że za chwilę stanie się jakaś katastrofa. Dzwine to by było gdyby było na odwrót
  20. Po pierwsze to kiedys się z tego śmiałem ale natręctwa mimo swojego strasznego charakteru to głównie poważne zaburzenia emocjonalne i sposób rozładowania napięcia tkwiącego w człowieku i wyleczyć je można w zasadzie tylko zmieniając swój styl myślenia i funkcjonowania- czyli psychoterapia, plus wspomagająco leki Ale niestety jak napisałem te złe nawyki, stereotypy myślowe tkwią w chorym człowieku często od dzieciństwa i bywają skutecznie konserwowane przez otoczenie( rodzinę) stąd leczenie zawsze jest długotrwałe i wymagające bardzo wiele od chorego i terapeuty, efekty najczęściej przychodzą po dziesiątkach sesji i wraz z podjęciem ważnych życiowych decyzji Ale owszem, jest to choroba wyleczalna i warto ją leczyc bo po takowej przemianie człowiek wychodzi silny i zorganizowany psychicznie jak mało kto
  21. Wiecie mówienie o winie w NN i osobowości anankastycznej jest jak dla mnie dośc problematyczne- z jednej strony każdy ponosi odpowiedzialnośc za swoje czyny i ma wolną wolę, a z drugiej właśnie wolność jest w nerwicy natręctw wyśmiana, A niestety osoby z natręctwami przeważnie wychowują następnych anankastów, z tym że uczniowie przerastają w tym mistrzów U mnie problemem wciąż jest dostrzeganie własnych potrzeb- tego że tak jak każdy mam prawo czasem być zły czy złośliwy albo ulżyć sobie na innej osobie i to wcale nie oznacza od razu że jestem zły w ogólności i muszę się natychmiast pokajać i ukorzyć
  22. Witam Generalnie po iluś tam letniej psychoterapii doszedłem do podobnych wniosków Po pierwsze zasadniczą i pierwotną przyczyna jest fakt że moi rodzice sami są bardzo anankastyczni- kontrolujący, lękowi, bardzo wymagający zarówno w stosunku do siebie i tak tez wychowują potomstwo, to się prawdopodobnie toczy od iluś tam pokoleń - popatrz np na swoich kuzynów, ciotki - itd Druga przyczyna- właśnie brak możliwości budowy własnej wartości- ciągłe zwracanie uwagi że gdzieś jestem zły(leniwy, nieuzyty, niedokładny itd) plus przeświadczenie że aby to zwalczyć cały czas coś muszę bo w końcu to wyjdzie na wierzch- i to niezależnie od faktu że już teraz zaszedłem dalej niz 80% moich kolegów trzy - ślepe, lękowe posłuszeństwo wobec rodziców i wobec innych - fakt że oni moga nie mieć racji jest nawet nieuświadamiany, to ja mam się ukorzyć, ustąpić i zmienić. Jak tego nie zrobię to poczucie winy i lęk wbijają mnie w glebe i w końcu "muszę" Moja recepta- po pierwsze po latach doszedłem do wniosku że tak naprawdę o tym jaki jestem decyduje sam i to bycię sobą jest ważniejsze niż bycie moralnym, dobrym czy akceptowanym(choć na tych rzeczach też mi zależy). Mogę byc w pewnych fragmentach egoistyczny, nieuprzejmy, nieudany - i to też jestem ja tak samo jak ten który stara się właśnie zrobic doktorat i pomagać rodzicom oraz rodzeństwu (też NN) Tyle że to nawet teraz nie do końca mi wychodzi choc staram się mocno to moje JA wzmacniać Ale fakt że w dooopę dostałem bardzo zdrowo przez ostatnie lata
  23. radze zerknąc temat niżej
  24. Wiesz że można wyjść to nie wątpię ale jest to jednak niebywale trudne i długotrwałe . Sam na nerwicę natręctw cierpię tak naprawdę od dziecka(teraz 25 lat prawie), od kilku ładnych lat uczęszczam na psychoterapię, byłem na grupowej, biorę leki . Z tą nerwicą i lękami ukończyłem trudne studia( choć na drugi raz bym je rzucił w cholerę wiedząc jak cięzko będzie ) i podjłałem pracę Mimo ogromnej woli do walki z ta chorobą i zdolności do zmieniania siebie (wyprowadzka od rodziców, wyjście do ludzi, ogromna zmiana w myśleniu) nadal tak naprawdę natręctwa i lęki nie dają mi żyć ani się rozwijać - i niestety w szczerych rozmowach ze specjalistami nieraz przyznają oni że to zaburzenie pod względem cierpienia jakie przynosi choremu porównać można jedynie ze schizofrenią Nie chce dołowac was, zaczynających walkę z chorobą ale żeby wrócić na droge normalnego rozwoju najczęściej trzeba przełamać wiele stereotypów, nawyków i lęków, tkwiących w człowieku od samego dzieciństwa. Przy czym otoczenie najczęściej nie potrafi choremu pomóc bo zwyczajnie tez jest zaburzone [Dodane po edycji:] Tylko jeszcze coś ode mnie Z tego co zauważyłem z lat kontaktów z osobami z nerwicą natręctw najczęściej ta choroba jest problemem całej rodziny - może nie wszyscy musza od razu mieć objawy ale zawsze da się zauważyc przywiązanie do "musze i powienienem" , perfekcjonizm, tzw. perserwerację, chęc postawienia na swoim [Dodane po edycji:] a co do samego pytania - to niestety takie leczenie trwa najczęściej do końca życia, choć objawy w sensie stricte natręctw mogą minąć szybciej
  25. Ja też miałem etap kiedy myślałem ze czytanie ksiazek psychologicznych czy psychiatrycznych "wyleczy" mnie z nerwicy ale akurat w moim przypadku zbyt duża wiedza nie tylko tego nie ułatwiła ale wrecz przeszkadzała w terapii i ułatwiała sprytne wyszukiwanie sposobów aby nic w swoim zyciu nie zmienic.A zmienic trzeba było ogromnie duzo Piszesz ze terapeuci podchodzili do ciebie zbyt teoretycznie i standardowo. Ale zdaje sie ze w terapii jestes jej rownoprawnym uczestnikiem i takze mozesz ja kształtowac.Doradzałbym ostrożność w zmianie terapeuty- z jednej strony ciezko zaufac komus kogo sie zwyczajnie nie lubi ale moze z 2 strony taki terapeuta "targa" to czego chciałabys nie poruszać a co moze byc przyczyna twoich problemow CO do studiow psychologicznych to bodajze Kempinnki pisal ze dobry lekarz powinien mieć epizod cierpienia w swoim zyciu. Z drugiej strony te studia i wiedz an a nich nabyta moga przeszkadzać w terapii z racji zbyt łatwych usprawiedliwien dla siebie samego
×