Skocz do zawartości
Nerwica.com

Benzodiazepiny - Moja walka z uzależnieniem i odstawieniem


gosia hd

Rekomendowane odpowiedzi

Przemek_44, dzięki za zainteresowanie.

 

Widzisz, sprawa wygląda tak, że faktycznie rano czuję się kiepsko, a na wieczór można powiedzieć "lepiej".

 

Dlaczego w cudzysłowie? Dlatego, że w sumie czuję się cały czas tak samo, w każdej sytuacji i o każdej porze dnia - to jest główny powód mojego zastanawiania. Można powiedzieć, że obce mi są takie pojęcia jak jakieś zmęczenie, nadchodzące o różnych porach dnia. Czuję się jednolicie, każdego dnia, nawet jak nie prześpię nocy, w dzień nie odczuwam zmęczenia psychicznego i nie jestem w stanie usnąć za dnia.

 

Nie mam lęków żadnych typu społecznego, itd. - normalnie rozmawiam z ludźmi, prowadzę normalne życie, codziennie muszę konfrontować się z sytuacjami społecznymi na trzeźwo(tj. bez benzo) i jakoś mi to wychodzi.

 

Jestem osobą nerwową i wcześniej przed benzo, też byłem, ale po prostu przyjmowałem to za oczywistość, a teraz nagle zacząłem rozmyślać nad czymś, co w sumie nie komplikuje mi życia, bo idealnie mam je poukładane(jestem swego rodzaju perfekcjonistą) i urządzone, tylko w mojej głowie są jakieś dziwne pytania egzystencjonalne, które wcześniej również występowały, gdyż każdy człowiek zastanawia się nad tym, ale kto na przystanku autobusowym myśli o tym, czy podczas robienia obiadu?

 

Moje problemy to jest tachykardia, co wiąże z odstawieniem benzo oraz derealizacja(chociaż nie wiem czy to rzeczywiście derealizacja - po prostu zastanawiam się też czy nie zrobiłem sobie krzywdy czytając to forum, różne tematy, po lekturze których w zasadzie każdy nawet zdrowy człowiek jest w stanie się zastanowić i powiedzieć: "tak, ja też to mam")

 

Derealizacja, co przez to rozumiem: głupie myśli i odczucia, typu jak to jest, że jestem człowiekiem, czy ja faktycznie egzystuję.

 

Wszystko w około jest realne jak najbardziej, a wydaje się jakieś bajkowe. Nie mam problemów z pamięcią, koncentracją, wszystko idealnie pamiętam, wiem gdzie, co i jak, odnajduję się w tej rzeczywistości i umiem się tu bardzo dobrze poruszać, ale mam wrażenie jakby ktoś mnie "wsadził" w ciało człowieka i kazał sobie tu żyć. Pokonuję odległość kilkuset kilometrów przez Polskę i nie czuję się, tak jak gdybym zmienił miejsce pobytu. Nie mam problemów z fizyczną wydolnością, poruszam się sprawnie.

 

Przez to, wszystko wydaje mi się trywialne na tym świecie, a człowiek jawi mi się jako jakiś rodzaj zwierzęcia takiego czy innego. Konsumpcjonizm wszechobecny, itp.

 

Jedynie jak coś człowieka zacznie boleć, to te "filozoficzne" myśli schodzą na dalszy plan i zaczyna się odczuwanie bardziej rzeczywiste tego świata :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44,

Tutaj niestety nie mogę sie z Tobą zgodzić, choć to oczywiście moja prywatna opinia:)..Zapomniałaś o najistotniejszej różnicy, człowiek pod wpływem benzodiazepin jest po prostu nietrzeźwy! (nie mówię tu o okresie kiedy tolerancja wzrośnie i leki tracą efektywność i moc), to leki które z swojej natury mają działanie otumaniające działając, podobnie jak alkohol ,depresyjnie na CUN, człowiek na benzodiazepinach jest jak na rauszu, traci zdolność trzeźwej oceny sytuacji..SSRI działają jednak inaczej, człowiek jest po nich trzeźwy, choć rzeczywiście ich skuteczność w mojej ocenie pozostawia wiele do życzenia..

Pozwolę sobie nie zgodzić z tym co napisałeś. Zależy co rozumiemy pod pojęciem "nietrzeźwy". SSRI tłumią emocje, zobojętniają, dla mnie trzeźwość więc to nie jest. BZD bardziej otłumaniają, jednak kiedy wzrośnie tolerancja to już nie tak bardzo, więc człowiek czuje się podobnie jak na SSRI.. choć fakt, mechanizm działania jest inny.

Jednak w obu przypadkach przy odstawce, objawy są prawie identyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Przemek

 

Korzystałem już z wszelkich możliwości, 4 terapie grupowe (w różnych nurtach psych.),

do tego 8 terapii indywidualnych - na przestrzeni 10 lat.

 

Mnie już nie chcą wszędzie przyjmować na terapię, podejrzewam że nie jestem

dla nich "wygodny". Parę razy nie dopuszczali mnie na grupowe/ośrodkowe

nie podając przyczyny.

Nie stać mnie by iść prywatnie.

Jedynie mogę wrócić do swojej psycholog/psychoterapeutki na konsultacje

co 2 tygodnie. Ale ona tego nie traktuje jako "terapii", z nieznanych przyczyn

nie godzi się na terapię.

Psychiatra też już mnie nie namawia na to, bo wie że niewiele to u mnie dało,

poza samą socjalizacją.

 

Wiesz, ja znam osobiscie ludzi w wieku 50-70 lat którzy całe życie się leczą

i jakoś nic nie pomaga. W pewnym sensie mnie to załamało, bo oni podśmiewają

się ze mnie że się "leczę", bo twierdzą że to nieuleczalne, że z tym trzeba żyć

i żadna terapia w tym nie pomoże, bo jak twierdzą, to było budowane przez całe życie

i trzeba by się na nowo urodzić by uwolnić się od silnie wykształconyh zachowań/reakcji.

 

Mam prawo jazdy ale nie jezdze samochodem bo sie po prostu boje,

zdałem prawo jazdy tylko dlatego że łyknąłem 30min przed jazdą Xanax, serio,

jechałem wyluzowany, spokojny i raczej pewny siebie a egzaminator

tego dnia już kończył pracę i szybko mnie zawrócił spowrotem gdzie

oznajmił mi że zdałem.

Dzięki owemu Xanaxowi zdałem też maturę i egzamin zawodowy.

Ale to tylko taka wzmianka, bez sensu.

Bo ani prawo jazdy ani wykształcenie nie ma dla mnie znaczenia.

 

Moich problemów nie da się rozwiązać, skoro rodzice sami są niezbyt normalni,

a ja najsłabszy z nich, więc wszystko od dziecka odbija się na mnie,

ich nienormalne i zaburzone relacje odbijały i odbijają się na mnie od zawsze.

Teraz już nic nie ma sensu, bo musiałbym zamieszkać sam, a to mnie przeraża,

z drugiej strony z nikim też bym nie zamieszkał bo od razu zacząłbym przenosić

nabyte chore zachowania na drugą osobę - już za późno na zmiany.

Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo ograniczony jestem, ja udaje że żyję

i zdaję sobie z tego sprawę, co jest dodatkowo deprymujące.

 

Mam 30 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednak w obu przypadkach przy odstawce, objawy są prawie identyczne.

 

Jebłem. :mrgreen: Odstawiałem SSRI jak cukierki. :hide:

Pytanie podstawowe.. a ile czasu je zażywałeś? Jeżeli przynajmniej kilka lat, możemy dyskutować dalej.. jeśli krócej - dalsza dyskusja nie ma sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44, Więc może nie chodzi tu o żadne uszkodzenia neurologiczne, a po prostu o fakt przyzwyczajenia się do leków? Bo przecież swiadomość, że nie ma leku uruchamia spirale różnych objawów.

 

Tak, ja właśnie myślę,że jest tak jak napisałaś powyżej i to jest właśnie uzależnienie psychiczne, choć jakichś uszkodzeń neurologicznych nie można przecież wykluczyć..Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo psychika ludzka potrafi być skomplikowana i sprawiać różne psikusy i nie mam tu na myśli wcale chorób psychicznych, myślą sobie tak, problem jest tylko wtedy gdy choruje ciało, serce, ustrój, materia to trzeba leczyć, a nerwica, fobia (?) tu wystarczy wziąć się w garść, tylko że psyche jest bardzo mocno sprzężona z ciałem i na odwrót..Jedna przerażająca myśl może doprowadzić nas do sraczki (sorry), wymiotów, omdlenia, tachykardii i jak to mówią zatrzymać nawet serce i na odwrót, poważna choroba, kalectwo może wtrącić nas w ciężką depresję

 

Pozwolę sobie nie zgodzić z tym co napisałeś. Zależy co rozumiemy pod pojęciem "nietrzeźwy". SSRI tłumią emocje, zobojętniają, dla mnie trzeźwość więc to nie jest. BZD bardziej otłumaniają, jednak kiedy wzrośnie tolerancja to już nie tak bardzo, więc człowiek czuje się podobnie jak na SSRI.. choć fakt, mechanizm działania jest inny.

Jednak w obu przypadkach przy odstawce, objawy są prawie identyczne.

 

ala1983 Ale dlaczego uważasz, że SSRI tłumią emocje, zobojętniają?? Na Ciebie tak działają?..Ja tam czuję strach, gdy mam powód, czuję lęk, a jak się wkurzę, to czuję złość i bluzgam, a jak jestem przygnębiony, to i płakać się czasem chce (choć jakoś tak "na sucho", bo fizycznie nie mogę..

 

Ja rozumiem mechanizm działania SSRI i stabilizatorów nastroju w ten sposób, że go stabilizują, czyli niwelują nadmierne jego wychylenia tzw "górki i dolinki", powiedzmy nadmierną płaczliwość, nadwrażliwość lub lękliwość spowodowaną niskim stężeniem serotoniny, czy innych związków w mózgu..Niskiem z różnych powodów (uwarunkowań genetycznych, przewlekłego stresu lub depresji) doprowadzając go mniej więcej do stanu takiego, jak ma zwykły człowiek, który tylko czasem się złości, czuje lęk, lub płacze, a generalnie na co dzień jest zrównoważony..

 

Za nietrzeźwość uznaję stan, jakiegoś nienaturalnego odhamowania, w trakcie którego człowiek mówi lub robi rzeczy, które nie koniecznie miałby odwagę, albo uznał by za rozsądne robić nie będąc pod wpływem środka..To dla mnie stan,taki w którym zaburzone są , opóźnione reakcje psychomotoryczne..Zresztą reguluje to prawo, bo benzo nie można jeździć, po SSRI raczej tak..

 

Jednakże uważam,że uzależnić się można od wszystkiego, to sprawa indywidualne i rzeczywiście to zależy od tego jak traktujemy leki, w końcu lekomania, to lekomania, czytałem kiedyś post osoby (na innym forum) która była uzależniona była od leków jakich bądź, aby były to po prostu leki, nie ważne jakie, łykała garść i robiło się jej lepiej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytałem kiedyś post osoby (na innym forum) która była uzależniona była od leków jakich bądź, aby były to po prostu leki, nie ważne jakie, łykała garść i robiło się jej lepiej..

 

to się nazywa dla odmiany "toksykomania" - czyli irracjonalne proby odurzenia się czymkolwiek, często próby nieudane, czasem udane, często też jedynie pogarszające stan np. stupor, utrata przytomności itp.

 

a prawdziwa lekomania występuje wtedy kiedy stosuje się różne leki na wiele dolegliwości, u podstawy tkwi hipochondria

i człowiek bierze te leki w sposób lekkomyślny podczepiając swoje objawy pod jakiś zespół chorobowy, na który niekoniecznie cierpi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull No tak, to prawda, choć osoba o której wspomniałem zażywała leki zupełnie nie z grupy odurzających, ani jakimkolwiek stopniu o działaniu psychoaktywnym, takie zwykle leki, kompletnie "od czapy" , antybiotyki, witaminy, itp ..Nie umiała tego jakoś wytłumaczyć, po prostu jak miała złe samopoczucie psychiczne,czy fizyczne (nie wiem,co miała na myśli) to łykała leki i sama świadomość, że łyka JAKIEŚ leki (fakt,że leki były na co innego nie miało znaczenia:)..) poprawiał jej samopoczucie..Pewnie przyczyny tego trzeba by szukać w jej przeszłości..

 

Mam koleżankę z terapii, której w domu rodzinnym wmówiono, że jedzenie "leczy" no i ciągle ma sporą nadwagę i jest korpulentna ..Zle się czujesz (?) zjedz coś..Jesteś smutna (?) zjedz coś..Jesteś wkurzona (?) zjedz coś, a na pewno poczujesz się lepiej :(..

 

Ojjj, lekomania to chyba szerszy problem,niż nam się zdaje, no bo barbiturany, benzodiazepiny, nasenne stare, nowe (niebenzodiazepinowe), przeciwbólowe narkotyczne, nienarkotyczne, sporo ludzi uzależnionych jest od tramalu, tramadolu itp, a sterydy ?! młode chłopaki pakują na siłowni, w parę miesięcy mają mega przyrosty, a później jak przestają brać, bo przecież to kosztuje i ze względu na uboczne efekty, to wszystko im zjeżdża, spadają z wagi i jest rozpacz, deprecha i kombinują znowu..A dziewczyny cierpiące na zaburzenia żywienia uzależnione od środków przeczyszczających?..Jest jeszcze acodin w syropach na kaszel, to też nie wiadomo,czy to lekomania, czy narkomania? nawet suplementy bez recepty, tak bardzo reklamowane w telewizji, praktycznie już na wszystko, na każdą część ciała, ludzie wg szacunków co raz więcej kupują leków.. Słyszałem,że ponoć w Polsce w ciągu 10 ostatnich lat sprzedaż samych leków bez recepty wzrosła 5- krotnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull No tak, to prawda, choć osoba o której wspomniałem zażywała leki zupełnie nie z grupy odurzających, ani jakimkolwiek stopniu o działaniu psychoaktywnym, takie zwykle leki, kompletnie "od czapy" , antybiotyki, witaminy, itp ..Nie umiała tego jakoś wytłumaczyć, po prostu jak miała złe samopoczucie psychiczne,czy fizyczne (nie wiem,co miała na myśli) to łykała leki i sama świadomość, że łyka JAKIEŚ leki (fakt,że leki były na co innego nie miało znaczenia:)..) poprawiał jej samopoczucie..Pewnie przyczyny tego trzeba by szukać w jej przeszłości..

 

Ojjj, lekomania to chyba szerszy problem,niż nam się zdaje, no bo barbiturany, benzodiazepiny, nasenne stare, nowe (niebenzodiazepinowe), przeciwbólowe narkotyczne, nienarkotyczne, sporo ludzi uzależnionych jest od tramalu, tramadolu itp, a sterydy ?! młode chłopaki pakują na siłowni, w parę miesięcy mają mega przyrosty, a później jak przestają brać, bo przecież to kosztuje i ze względu na uboczne efekty, to wszystko im zjeżdża, spadają z wagi i jest rozpacz, deprecha i kombinują znowu..A dziewczyny cierpiące na zaburzenia żywienia uzależnione od środków przeczyszczających?..Jest jeszcze acodin w syropach na kaszel, to też nie wiadomo,czy to lekomania, czy narkomania? nawet suplementy bez recepty, tak bardzo reklamowane w telewizji, praktycznie już na wszystko, na każdą część ciała, ludzie wg szacunków co raz więcej kupują leków.. Słyszałem,że ponoć w Polsce w ciągu 10 ostatnich lat sprzedaż samych leków bez recepty wzrosła 5- krotnie

 

Pierwszy przypadek to akurat zwykła głupota i nic więcej, klasyczny debilizm. Wielka podatność na działanie placebo występuje u takich osób.

 

To akurat narkomania, piszesz o depresantach, delirykach, stymulantach, a sprawy dopingu to zupełnie inna bajka.

Po prostu ludzie nie radzą sobie z nowoczesnym światem, który nakazuje im być idealnymi i takie są efekty,

po prostu taki trend społeczny, którego nikt nie zatrzyma bo wymusza go kapitalizm, pseudodemokracja, uciekanie od kultury i wartości i tysiące

innych czynników, które za naszego życia nie miną, a więc uzależnienie jest wymuszone poprzez społeczeństwo,

taka jest smutna prawda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przemek_44,

Ale dlaczego uważasz, że SSRI tłumią emocje, zobojętniają?? Na Ciebie tak działają?

Ja rozumiem mechanizm działania SSRI i stabilizatorów nastroju w ten sposób, że go stabilizują, czyli niwelują nadmierne jego wychylenia tzw "górki i dolinki", powiedzmy nadmierną płaczliwość, nadwrażliwość lub lękliwość spowodowaną niskim stężeniem serotoniny, czy innych związków w mózgu..

Kiedy ja bralam SSRI nie płakałam prawie wogóle, jakoś nie mogłam, byłam jakby zablokowana. A może dlatego, że jestem zbyt rozchwiana emocjonalnie ( w stronę depresyjności), miałam po lekach wrażenie stłumienia emocji. :bezradny:

 

-- 03 cze 2014, 11:01 --

 

Tak na prawdę nie wiadomo, co z czego wynika a psychiatria jest bezradna.. lekarze opierają się jedynie na hipotezach.. najczęściej właśnie na teorii serotoninowej. Dlaczego medycyna jest tak nieudolna? Dlaczego przy innych chorobach wszystko, (albo prawie wszystko) da się wykryć a tutaj nie?

Każdy, kto przychodzi do psychiatry powinien zostać najpierw poddany jakiemuś badaniu mózgu. I wtedy widać by było jak te neuroprzekaźniki tam działają i w czym jest problem, jak również co jest nabyte a co wrodzone i jak leczyć każdego pacjenta z osobna.

A tak wszyscy pakowani są do jednego worka, co wyrządza jeszcze większe szkody.

 

Najbardziej mnie denerwują właśnie te przypuszczenia lekarzy, dla mnie to sa zwykłe kłamstwa. Lekarz nie jest pewien, ale wmawia, że pewnie tak jest, no bo co innego ma powiedzieć?

A najgorsze jak powie bezczelnie "u pani jest tak i tak..., dlatego musimy zrobić tak i tak.." A SKAD PAN/PANI TO WIE jak jest u mnie, pytam sie?

Oczywiscie jakiekolwiek badania to tylko w moich marzeniach, więc możemy się tak ganiać dalej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak na prawdę nie wiadomo, co z czego wynika a psychiatria jest bezradna.. lekarze opierają się jedynie na hipotezach.. najczęściej właśnie na teorii serotoninowej. Dlaczego medycyna jest tak nieudolna? Dlaczego przy innych chorobach wszystko, (albo prawie wszystko) da się wykryć a tutaj nie?

 

ala1983 Zgadzam się w zupełności z tym co napisałaś.., W przypadku nerwic, fobii psychiatria moim zdaniem nie wiele ma do zaoferowania..Tzn SSRI, stabilizatory, pewnie mają jakieś działanie pozytywne ..niektóre neuroleptyki w mały dawkach, ale moim zdaniem ten dział medycyny jest przeznaczony do leczenia chorych psychicznie, paranoja, obłęd, psychozy itp..

 

Mnie akurat wkurza fakt, że przychodzą ludzie do tych lekarzy z zaburzeniami nerwicowymi, a Ci zamiast powiedzieć, "przepiszę Pani/Panu jakieś leki stabilizujące, jako wsparcie farmakologiczne lub antydepresyjne, ale powinna / powinien iść Pan/Pani do psychologa psychoterapeuty, bo nerwica, fobia, zaburzenie osobowości to nie moja działka.." Wszędzie w literaturze naukowej jest od dawna napisane,że zaburzenia lękowe, nerwicowe leczy się głównie psychoterapią..

 

Oczywiście są psychiatrzy, którzy mają skończone dodatkowe kursy lub studia i są w jednej osobie psychiatrami i psychoterapeutami (na zachodzie tak bywa), ale jest ich jeszcze chyba nie wiele..

 

Mnie najbardziej wkurza, że taki lekarz leczy miesiącami, latami pacjentów testując masę leków i nie zasugeruje innych rozwiązań, nie wiem z czego to wynika, z poczucia dumy (?) czy z czego innego (?) może też z tego,że jeszcze psychoterapia nie jest jeszcze dla wszystkich dostępna (?)

 

Wg mojego wyobrażenia psychiatra to lekarz, który przez 5 lat studiuje normalną medycynę, czyli ciało, organizm, leki, a dopiero po skończeniu studiów robi specjalizację z psychiatrii, i tu też może nauka głównie o chorobach psychicznych (nerwicach pewnie też), lekach psychiatrycznych,itp praktyki w różnych szpitalach psychiatrycznych..Ja nie wiem ile podczas robienia specjalizacji ma zajęć z psychologi, psychoterapii i czy w ogóle ma (?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście są psychiatrzy, którzy mają skończone dodatkowe kursy lub studia i są w jednej osobie psychiatrami i psychoterapeutami (na zachodzie tak bywa), ale jest ich jeszcze chyba nie wiele..

No ja po latach trafiłam na taką. Dokładnie w 2010 roku. W 2001, kiedy zaczynałam praktycznie się minęłyśmy (przyjmowała w gabinecie obok), a ja chodziłam do konowała.. pech, co nie?

Nie znałam jej, myślałam, że to psychiatra jak i mój.

 

-- 03 cze 2014, 13:27 --

 

No i tak od 2001 trwa moja niekończąca się opowieść.. gdybym wtedy na nią trafiła, moje życie zapewne nie wyglądałoby tak jak teraz. No ale staram się nie szukać winnych, mimo że z bólu jaki przeżywam do dzisiaj inaczej wychodzi i często wraca ten temat na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam lęków żadnych typu społecznego, itd. - normalnie rozmawiam z ludźmi, prowadzę normalne życie, codziennie muszę konfrontować się z sytuacjami społecznymi na trzeźwo(tj. bez benzo) i jakoś mi to wychodzi.

Jestem osobą nerwową i wcześniej przed benzo, też byłem, ale po prostu przyjmowałem to za oczywistość, a teraz nagle zacząłem rozmyślać nad czymś, co w sumie nie komplikuje mi życia, bo idealnie mam je poukładane(jestem swego rodzaju perfekcjonistą) i urządzone, tylko w mojej głowie są jakieś dziwne pytania egzystencjonalne, które wcześniej również występowały, gdyż każdy człowiek zastanawia się nad tym, ale kto na przystanku autobusowym myśli o tym, czy podczas robienia obiadu?

Czyli nie masz lęków społecznych, ani agorafobii (?) Wiesz,czasem agorafobia występuje jako samodzielna jednostka chorobowa, ktoś jak miał atak serca na mieście, ma po tym czasem uraz..albo jakieś zasłabnięcie w miejscu publicznym (?) No, ale skoro piszesz,że jeździsz po kilkaset km i nic się nie dzieje..A może cierpisz na GAD (zespół lęku uogólnionego), które też czasem występuje jako samodzielna jednostka chorobowa, stałe napięcie, stały lęk (nie napadowy) tylko na jakimś powiedzmy stałym poziomie, nie odczuwany tak "wprost" jako lęk, tylko właśnie napięcie w różnych partiach ciała (?) ..

 

Być może to wynika z twojego perfekcjonizmu, który utrudnia Ci życia sprawiając,że stale musisz być NAJ..stale super i na baczność..100 % perfekcjonizm wcale nie jest taką dobrą cechą (mówi Ci to były 100 % perfekcjonista!:) ..), to skrajna postawa, a skrajności zawsze komplikują życie..Utrzymując ideał, nie dając sobie żadnego prawa do błędów, słabości nie czujesz się swobodnie, nie jesteś dobry i wyrozumiały dla siebie (dla innych też). Ja oczywiście nie namawiam Cię na "bylejakość", bo to kolejna skrajność, najlepiej jest być gdzieś "po środku", wyluzować nie co..Tylko kilkanaście procent ludzi żyje w skrajnym perfekcjonizmie, kolejne kilkanaście żyje byle jak nie dbając o siebie, nie dbając o nic, a większość ludzi żyje gdzieś pomiędzy, w różnych "odcieniach" (krzywa Gaussa), świat nie jest czarno-biały..

 

Moje problemy to jest tachykardia, co wiąże z odstawieniem benzo oraz derealizacja(chociaż nie wiem czy to rzeczywiście derealizacja

Derealizacja, co przez to rozumiem: głupie myśli i odczucia, typu jak to jest, że jestem człowiekiem, czy ja faktycznie egzystuję.

Ja za derealizację uważam takie jakby zaburzenie, skrzywienie postrzegania..Nie omamy, czy halucynacje itp, wszystko jest jak najbardziej realne, tzn ludzie są ludźmi, budynki, budynkami, ale wszystko jakieś takie dziwne, jak z innego świata, na pograniczu jawy i snu, odrealnione, ja w tym wszystkim samotny (bardzo paskudne uczucie), miałem to na kilka miesięcy przez rozpoczęciem przyjmowania leków, i ok 2.5 roku po ich odstawieniu w fazie silnego lęku..Tzn chcę przez to powiedzieć, że przez 14 lat jak łykałem benzo,to nie miałem derealiz...Czyli brak lęku = brak derealizacji (depersonalizacji też)

 

Przez to, wszystko wydaje mi się trywialne na tym świecie, a człowiek jawi mi się jako jakiś rodzaj zwierzęcia takiego czy innego. Konsumpcjonizm wszechobecny, itp.

 

No, ale ten świat moim zdaniem trochę "sfiksował", konsumcja jest rzeczywiście nie wiem,czy wszechobecna, ale obecna..Człowiek stawia sobie coraz większe wymagania (stąd liczne frustracje, nerwice, bezsenność), dzieci mają coraz trudniejsze programy w szkołach, ludzie dążą do zdobywania dóbr materialnych zapominając o sferze niematerialnej..

 

Czasem już człowiek tak zapierd***, że już sam biedny czasem nie wie po co..Co roku pojawiają się nowe modele samochodów, telefonów, komputerów itd itd, agresywna reklama, wszystko trzeba kupić, wszystko trzeba mieć, bo sąsiad ma ,bo koleżanka ma, zapomina się o prozaicznych przyjemnościach, o odpoczynku, relaksie, człowiek lata cały czas z spiętą dupą, bo wpojono mu w domu, że ma być NAJ

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×