Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

A jeszcze było tak, że w lato poprzedzające początek problemów z uczuciami MIAŁAM kleszcza ( jak już pisałam w pępku). I siostra, wówczas studentka medycyny wyciągnęła mi go...wydawało się, że całego...ale co jeśli nie?hmmmmmm

 

-- 16 cze 2011, 10:51 --

 

Ale który artykuł konkretnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wciąż czuję się za szybą i jakbym nie była sobą, za mgłą, poza światem zewnętrznym, otępiona, robię wszystko mechanicznie...

Hmmm...mi od tego się zaczął zanik uczuć...tak "za szybą" czułam z rok czasu...tak jakby te uczucia gdzieś były za szybą, za taflą lodu, za ścianą,a ja nie mogłabym ich dosięgnąć,dotknąć, złapać, poczuć.. potem mi zupełnie jakby zanikły i przestał się zmieniać nastrój

Może sobie zrobię jeszcze raz ten test, o którym pisałaś...ten na boreliozę

 

Western Blot.

można też próbować PCR ale tylko po antybiotyku (Metronidazol) lub Citrosepcie, inaczej to badanie nie ma sensu.

no ja właśnie też czuję, że się coraz bardziej oddalam od świata zamiast przybliżać. jak zaczęłam leczenie to się to bardzo nasiliło. czasem się boję, że skończę w psychiatryku przez tę chorobę. albo, że się zabiję. :(

 

-- 16 cze 2011, 09:54 --

 

A jeszcze było tak, że w lato poprzedzające początek problemów z uczuciami MIAŁAM kleszcza ( jak już pisałam w pępku). I siostra, wówczas studentka medycyny wyciągnęła mi go...wydawało się, że całego...ale co jeśli nie?hmmmmmm

 

-- 16 cze 2011, 10:51 --

 

Ale który artykuł konkretnie?

 

"Borelioza - umysł w kleszczach" http://www.borelioza.org/artykuly/sens.pdf

 

no ja bym na Twoim miejscu zdecydowanie to zbadała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam.... O BOŻE!

 

-- 16 cze 2011, 11:10 --

 

A Ty masz Asia, jakieś objawy "cielesne" ? Bo do mnie by cielesnych niewiele pasowało....nadwrażliwość na dźwięki mam...bólów żadnych nie mam, trzeszczenia stawów mam od dziecka, a zmęczenie miałam już wcześniej z racji stanów psychicznych

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, ja przez boreliozę zachorowałam na fibromialgię. :( tzn. najpierw stwierdzono mi fibromialgię, która okazała się później być (neuro)boreliozą. :roll:

no właśnie w tym cały szkopuł - że niektórzy nie odczuwają dolegliwości cielesnych, nie wiem czy znasz angielski, bo podawałam kiedyś link do wywiadu z kobietą, która nie miała żadnych objawów cielesnych tylko same psychiczne - najpierw dziwne lęki, fobia społeczna, agorafobia, potem depersonalizacja, silna derealizacja i inne.

 

-- 16 cze 2011, 10:20 --

 

tu jest ten wywiad w częściach:

warto obejrzeć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest czucie się kimś obcym dla samego siebie.

Albo jakby się przejęło czyjąś osobowość.

Tak, jakby się miało wszczepioną jakąś inną psychikę.

Takie uczucie "nie ".

Nie wie się, tzn. nie czuje, kim się jest.

Robotem.

Brak kontaktu ze swoimi emocjami.

Brak poczucia, że ma się osobowość - własną albo w ogóle.

Poczucie obcości swojego ciała też chyba pod to podchodzi.

U mnie to jest stan chroniczny ale bywa to też napadowo - że nagle tak się robi a potem mija.

To chyba skutek wyrzeczenia się siebie, prawdziwego ja, bycia w niezgodzie ze sobą, wypierania uczuć, coś sztucznego - samooszukiwanie, wmawianie sobie czegoś, rezygnowanie z siebie prowadzi do depersonalizacji. Persona - osoba. De - od. Odczłowieczenie? Od-osobnienie?

Takie moje refleksje...

 

Brzmi aż nadto znajomo.

 

-- 16 cze 2011, 11:25 --

 

ja nie wiem jak to jest z moimi emocjami, stałam się zupełnie inną osobą, nie czuję ich tak jak wcześniej. wciąż czuję się za szybą i jakbym nie była sobą, za mgłą, poza światem zewnętrznym, otępiona, robię wszystko mechanicznie...

 

....................

 

-- 16 cze 2011, 11:45 --

 

Monika1974, przeczytałam o Twojej sesji. Bardzo wnikliwie i ciekawie opisałaś kwestię stosunków z mamą. Masz bardzo wysoki poziom samoświadomości. To Ci powinno pomóc na terapii. A jakie miałaś stosunki z tatą? Jak teraz wyglądają Twoje relacje z rodzicami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz bardzo wysoki poziom samoświadomości

A mi zawsze też to mówili, słyszałam wręcz opinie, że sama bym się nadawała na terapeutę :shock: i nic mi to nie dało, raczej tylko utrudniało wszystko jak jeszcze czułam, bo sobie z wszystkiego zdawałam sprawę, z czego inni sobie nie zdawali sprawy albo potrafili się oszukać.

 

-- 16 cze 2011, 12:08 --

 

Wiecie...ja nic prawie nie jem od dłuższego czasu...wieczorem coś tam albo w nocy ja się lepiej czuję...schudłam już 5 kg...ale to nie chodzi o żadną anoreksję, nigdy nie miałam z tym problemów, tylko po prostu jak się źle czuję to nie jem...teraz to już któryś tydzień trwa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do boreliozy, to ja miałam bardzo silne podejrzenia o to, że ją mam, Asia świadkiem.

wszystko wypisz wymaluj. w badaniach nic nie wyszło, należy oczywiście się cieszyć, natomiast zostałam z całym wachlarzem objawów niewiadomego pochodzenia. to mnie wykańcza.

a stanów psychicznych nie jestem w stanie niczym wyjaśnić. jestem po prostu z natury... nienormalna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a stanów psychicznych nie jestem w stanie niczym wyjaśnić. jestem po prostu z natury... nienormalna...

No to ze mną jest tak samo Kasiu. Nie jesteś sama. Moi rodzice i były chłopak są załamania, bo 2,5 roku temu byłam normalnym żywym człowiekiem. Jedno co mi zostało choć w bardzo okrojonym stopniu to talent organizatorski. Zrobiłam już wywiad nt badania boreliozy a przy okazji pani z laboratorium była bardzo rozmowna i powiedziała mi ciekawe rzeczy nt witaminy D3 i dopaminy -> napisałam w wątku "nic nie czuję".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do boreliozy, to ja miałam bardzo silne podejrzenia o to, że ją mam, Asia świadkiem.

wszystko wypisz wymaluj. w badaniach nic nie wyszło, należy oczywiście się cieszyć, natomiast zostałam z całym wachlarzem objawów niewiadomego pochodzenia. to mnie wykańcza.

a stanów psychicznych nie jestem w stanie niczym wyjaśnić. jestem po prostu z natury... nienormalna...

 

potwierdzam...

ale za to, Kasiu, dość mocnym punktem zaczepienia jest u Ciebie ta chlamydia, która też przestawia organizm do góry nogami, w tym powoduje zaburzenia psychiczne. chlamydia daje zbliżone objawy do boreliozy. ja mam i bb, i chlamę (tylko że pneumoniae) + mycoplasmę. :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie myślcie, że się użalam nad sobą, ale czuję dziś takie cierpienie (nie wiem co to jest, bo nie nazwałabym tego uczuciem psychicznym - jakiś mega obniżony nastrój? Ja w ogóle nie czuję nastroju), że chciałabym skonać...Jezu, skonać, żeby to się skończyło...i to "cierpienie" jest tak niewyjaśnione, że nikt nie wie o co chodzi...objawia się tym, że mam ochotę umrzeć, zrobienie dosłownie paru kroków to ciężki trud, nie mogę myśleć ( muszę nie wiem jak wysilać umysł do prostych rzeczy), nie mogę jeść, czuję jak to eufemistycznie ktoś nazwał "dyskofort" w brzuchu...taka po prostu mega depresja tylko bez poczucia smutku z racji mojego odcięcia od uczuć...i to już tak 1,5 roku mija odkąd jest makabrycznie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malibu, a w jakim dokładnie wieku jest Wasz syn?

 

-- 16 cze 2011, 14:19 --

 

Nie myślcie, że się użalam nad sobą, ale czuję dziś takie cierpienie (nie wiem co to jest, bo nie nazwałabym tego uczuciem psychicznym - jakiś mega obniżony nastrój? Ja w ogóle nie czuję nastroju), że chciałabym skonać...Jezu, skonać, żeby to się skończyło...i to "cierpienie" jest tak niewyjaśnione, że nikt nie wie o co chodzi...objawia się tym, że mam ochotę umrzeć, zrobienie dosłownie paru kroków to ciężki trud, nie mogę myśleć ( muszę nie wiem jak wysilać umysł do prostych rzeczy), nie mogę jeść, czuję jak to eufemistycznie ktoś nazwał "dyskofort" w brzuchu...taka po prostu mega depresja tylko bez poczucia smutku z racji mojego odcięcia od uczuć...i to już tak 1,5 roku mija odkąd jest makabrycznie...

 

Nie myślałaś, że możesz cierpieć na depresję endogenną? http://www.depresja.net.pl/rodzajedepresji.php -> przeczytaj... bo te objawy mi do Ciebie pasują? Może nie masz ZO i jesteś źle leczona? Sama nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malibu, a czy Twój syn miał kiedykolwiek kolegów, koleżanki? Czy jest myślisz jakiś konkretny powód, dla którego został odrzucony przez środowisko rówieśnicze? Np. zachowuje się w sposób oryginalny i nieakceptowany przez młodych ludzi (np. jest agresywny), za bardzo się poci, ma jakieś tiki, jest słaby fizycznie... albo jest paraliżująco nieśmiały? Bo wiesz, wydaje mi się, że depresja u chłopaka w wieku 17-stu lat może się wiązać ściśle z brakiem kolegów, z tym, że nie podoba się dziewczynom, itp. I może on sobie rekompensuje takie bolesne przeżycia poprzez właśnie drogie wyjazdy i Waszą 24h opiekę, uwagę? A potem, kiedy już z Wami jest, czuje, że to jednak nie to, że chciałby ten czas spędzić nie z rodzicami, a z kumplami? To są trudne sprawy, zwłaszcza dla chłopaków, których środowisko odrzuci prawie zawsze, gdy nie są sprawni fizycznie, wygadani itp... Przynajmniej ja mam takie obserwacje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malibu, a czy Twój syn miał kiedykolwiek kolegów, koleżanki? Czy jest myślisz jakiś konkretny powód, dla którego został odrzucony przez środowisko rówieśnicze? Np. zachowuje się w sposób oryginalny i nieakceptowany przez młodych ludzi (np. jest agresywny), za bardzo się poci, ma jakieś tiki, jest słaby fizycznie... albo jest paraliżująco nieśmiały? Bo wiesz, wydaje mi się, że depresja u chłopaka w wieku 17-stu lat może się wiązać ściśle z brakiem kolegów, z tym, że nie podoba się dziewczynom, itp. I może on sobie rekompensuje takie bolesne przeżycia poprzez właśnie drogie wyjazdy i Waszą 24h opiekę, uwagę? A potem, kiedy już z Wami jest, czuje, że to jednak nie to, że chciałby ten czas spędzić nie z rodzicami, a z kumplami? To są trudne sprawy, zwłaszcza dla chłopaków, których środowisko odrzuci prawie zawsze, gdy nie są sprawni fizycznie, wygadani itp... Przynajmniej ja mam takie obserwacje.

Tak,tez o tym myślałam, analizowałam ...Syn jest raczej przystojny, nie ma żadnych tików, nie poci sie -nawet nie potrzebuje dezodorantów :roll: , nie odstaje raczej fizycznie od grupy, zachowuje sie bardzo kulturalnie ,jest szarmancki w stosunku do koleżanek, jest lubiany przez rówieśników mimo ze jest chyba dla nich zagadka ,kimś tajemniczym bo nie pozwala sobie na zblizenie emocjonalne 8) , sam rezygnuje z ich towarzystwa ...gdy go o to pytałam mówi ze nie ma o czym z nimi rozmawiać, ze tylko "pieprzą głupoty", popijają piwko,palą itd. Przychodzą do niego czasami kolezanki z gimnazjum, kiedys je przyjmował ,teraz mówi ze go nie ma :-| Wybrał świat wirtualny gdzie ma znajomych podzielajacych jego pasję herping na płazy i gady , no ale widać ze to nie zaspokaja jego potrzeby kontaktów :?

Jedyne do czego mógłby sie "przyczepić" to skolioza którą ma ,no ale tez nic nie robi w kierunku poprawy swojej sylwetki -odrzuca wszelkie propozycje rehabilitacji, nie chce tez ćwiczyc w domu , no tego to ja juz za niego nie zrobię.

 

Z drugiej strony przymując wersje ze np go nie lubią w klasie , nie podoba sie dziewczynom ,bo przecież tez tak moze być to co dalej? ...W zasadzie codziennie go utwierdzam w przekonaniu ze jest madry i przystojny ,ale pewnie mi nie wierzy bo matka ,jego zdaniem pewnie nie jest obiektywna 8) Gdy mówi np ze ma za duzo pryszczy -trądzik, to ja kupuje kosmetyki, tabletki łagodzące trądzik, ba...nawet zamówiłam wizyte u kosmetyczki ale on oczywiscie nie poszedł ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem. Spełniam wszystkie objawy depresji endogennej. Ale brałam silne antydepresanty, wypróbowałam praie wszystkie, brałam wenlafaksyne w max dawce przez pół roku i nic...to cierpienie jest jakoś związane z nieodczuwaniem uczuć, ale ja nie wiem dokładnie jak...ogólnie jak tracilam uczucia, to już mialam depresję ( raczej dystymię) wiele lat i ja to tak czułam jakby w pewnym momencie wszystko mnie przerosło, jak to kiedyś nazwałam "jakby skończyły mi się uczucia do przeżywania tego wszystkiego". Na pewno straszną krzywdę sobie zrobiłam zmuszając się do związku z facetem tak strasznie długo podczas gdy czułam, że wolę być sama, że Go nie kocham...inna sprawa, że "nie kocham" wynikało już z zaniku uczuć z i tendencji do samotnictwa...wiecie ja może miałam coś z bordera.... ta dawna ja, która jeszcze czuła bardzo chciała faceta...ale czulam, że mój poprzedni chłopak, którego strasznie kochałam, postawił tak wysoko poprzeczkę, że nikt nie zdołał jej przebić..ja wtedy miałam bardzo bogatą osobowość i nie szukałam byle kogo...ale cspotykałam się z róznymi facetami...potem znalazłam M, zakochałam się strasznie, ale to wszystko było jakieś takie płytkie i racjonalne ( moja ciotka psychiatra mnie tak zmieniła, żeby być takim racjonalnym)... potem jak już zasmieszkaliśmy razem, to brakowało mi emocji, zułam się znudzona...a tej głębszej więzi widać nie umiałam wytwoprzyć...potem się łapałam na takich chęciach (jak byliśmy razem) że brakowało mi tej adrenaliny i miałam chęć wchodzić na portale randkowe...to oczywiście było sprzeczne z moim systemem przekonań ( wierność) i nie pozwalałam sobie na to...

Ja nie rozumiem dlaczego moja psycholożka przez 7 miesięcy spotkań w ogóle ze mną nie rozmaiwała o przeszłości...ciągle tylko za kazdym razem " jak się czuję" "odpowiedz: cierpienie i pustka", jak relacje z rodzicami" bardzo dobrze" i takie bieżące sprawy... i tak samo było w Kakokowie...tam terapeuta nawet nie spytał od czego się zanik uczuć zaczął, nie spytał o dzieciństwo, zresztą jak miał pytać jak spał...

Wziełam alprazolam i trochę cierpienie zelżało...mam czasami przypuszczenia, że ono jest związane z podświadomymi lękami. Jak szłam z pracy ( a nie dość ze cozien w tym tygodniu przychodzę pózniej to dziś jeszcze szybciej wyszłam) to nie wyrabiałamz cierpienia, tak bardzo pragnęłam się wypłakać, ale blokada...poleciało tylko kilka łez...nie da sie płakać z pustką

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie rozumiem dlaczego moja psycholożka przez 7 miesięcy spotkań w ogóle ze mną nie rozmaiwała o przeszłości...ciągle tylko za kazdym razem " jak się czuję" "odpowiedz: cierpienie i pustka", jak relacje z rodzicami" bardzo dobrze" i takie bieżące sprawy... i tak samo było w Kakokowie...tam terapeuta nawet nie spytał od czego się zanik uczuć zaczął, nie spytał o dzieciństwo, zresztą jak miał pytać jak spał...

 

uchowaj Boże od takich terapeutów. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mslibu, może Twój Syn jest, że tak powiem "ponad poziom" wiekowy...ja w szkole miałam ten problem...bylam zbyht inteligentna, zbyt dużą wiedzę miałam, zbyt "staroświeckie' zasady...może on w klasie nie znajdzie pokrewnej duszy...może w starszej klasie, może na jakimś kółku zainteresowań, kursie, zajęciach w MDKU, w Kościele,w klubie sportowym?

Ja Ci powiem, że ja też miałam epizod depresyjny po śmierci wujka w wieku 17 lat... to był moim zdaniem taki zwiastun...trwało to ze 2 mce razem może...dziś mogę się śmiać z mojego problemu, ale on dla mnie był dramatyczny:

zakochałam się pierwszy raz w życiu+jednocześnie umarł mój wujek na raka trzustki+jednocześnie obejrzałam program o raku przełyku+równocześnie zalapałam jakieś problemy laryngologiczne (wtedy często je łapałam, wiosną i jesienią) ... i ja sobie wmówiłam, że 1) mam raka przełyku ( bo faktycznie coś tam czułam z uwagi na problemy z krtanią itd.) 2) cytuję " umrę młodo nie zaznawszy miłości" - tak to formułowałam.... mój "rak przełyku" i przewidywana z tym śmierć ciągnęła się parę tyogdoni póki nie zostałam wysłana na obóz rowerowy...tam na początku siedziałam jak sztywna i opowiadałam o swoich problemach laryngologicznych (nie zrobiłam się siebie takiej idiotki, żeby mówić o raku), koleżanka nawet była przejęta dawała mi jakieś hallsy na tę krtań itd;) ale tak na drugi - trzeci dzień obóz okazał się zbyt ciekawy, a towarzystwo zbyt fajne, by umierać młodo...no a po paru dniach zakochałam się w kim innym...taki wiek

Ogólnie ja już w życiu "chorowałam" na wiele róznych nieuleczalnych chorób np. na sporadic fatal insomnia - chorobę, na którą choruje tylko kilkanaście osób na świecie - to było nie dawniej jak w 2009...i moi rodzice uważają, że teraz tę schizofrenię prostą i cały ten koszmar też sobie wkręciłam...a ja nie wiem co myśleć, bo jednak uczucia mi zaczęły zanikać zanim przeczytałam o schizofrenii prostej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co sobie pomyślałam - że chciałabym z Wami mieć terapię grupową - dla samych takich "trudniejszych" przypadków...to by może coś dało, ale w moim przypadku musiałyby być jeszcze zajęcia aktywizujące, terapia zajęciowa itd. a w Krakowie jest tylko nieobowiązkowa pracownia gliny - w innym budynku. Ja nie miałam siły i chęci, by się do tego zmuszać... w sumie szkoda, że mieszkacie tak daleko, bo moglibyśmy stworzyć grupę, zgłosić się do jakiejś pracowni psychoterapeutycznej, że stworzyliśmy grupę "trudnych" i chcemy terapię...na pewno ktoś by się znalazł...a tak co mi po tym, że ja trafię na terapię grupową, gdzie ludzie będą przeżywać pierdoły - że się pokłócili z mężem albo szef zrobił kwaśną minę...

 

-- 16 cze 2011, 16:54 --

 

aha - Naranja, w Kraku, w innym budynku, chyba tam gzie biblioteka jest pracownia komputeroa i można korzystać z internetu. Ja miałam wykupiony abonament z playa (pożyczyłam od mojego ex faceta) to kosztowało 50 zł miesięcznie, ale umowa jest na rok...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dostałam "ataku" i po raz pierwszy od dłuższego czasu starłam się z mamą. :roll: Bo ja czasem mam wrażenie, że ona mówi np. że nie ma do mnie żalu, a jednak ma się tak jakby obraża, jak ja odchodzę do swojego pokoju, to zdarza się (nie lubię tego), że nagle wchodzi i mówi, że się nie spodziewała po mnie czegoś, że coś nie tak, itp. A pięć minut wcześniej, jak chciałam się dogadać, powiedzieć, jak to wygląda z mojej strony, to mnie prosiła, żebym wyszła. :roll: Obie mamy problemy z nerwami, ale nie lubię, jak ktoś mi nie daje jasnych komunikatów... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mama całe życie nie dawała mi jasnych komunikatów...nie mówiło się o uczuciach...ja MUSIAŁAM czuć tak jak chciała moja Mama... jak nie to byłam "karana" ale też nie w postaci jasnych komunikatów tylko wyżywania się...moja Mama zmieniła się dopiero jak ze mną zazęło być naprawdę źle...teraz coraz rzadziej mi dokucza albo kpi, aczkolwiek nie jest też jakaś ciepła...jak to sama mówi, nigdy taka nie była...okazywała miłość czynem,a nie emocjami, przy czym niestety często to była chora miłość - w ramach tej miłości wybrała za mnie szkołę średnią..potem wszelkimi siłami próbowała skłonić, żebym poszła na medycynę, ale tak mi to obrzydziła, że nie brałam tego pod uwagę (byłam zawsze przekorna)...potem tak samo wszelkimi siłami skłaniała do tego moją siostrę...ta była bardziej uległa...pierwsze 2 lata płakała...a potem załapała takiego bakcyla, że dziś jest rozchwytywanym lekarzem z karierą naukową:/ a gdy ona zaczeła studiować medycnę, ja zobaczyłam jakie to cierkawe i bardzo żałowałam, że nie słuchałam mamy...uważam tak do dziś, że szkoda, że nie poszłam na medycynę...do dziś mam tak, że barzo interesuje mnie pscychiatria i neurologia... więc wnioski z tego żadne...źle jak rodzice zmuszają do takich rzeczy, ale często się potem okazuje, że mieli rację... potem co prawda załapałam bakcyla do swojego zawodu i też mialam przed sobą karierę naukową, profesor mnie namawiał kilka razy...wtedy ja już nie byłam taka pewna siebie...mamam odradziła...ja nie wiedziałam czy podołam...zrezygnowałam...potem się "odkkochałam" nie wiedząc czemu o czym pisałam wyżej, wpadłam w depresję, zaczeły zanikać uczucia...dziś jestem w takim stanie, że nie daję rady nawet gazety przeczytać...wypadłam z zawodu totalnie...poza tym mam udkomentowany znaczny spadek inteligencji niewerbalnej, co dla inżyniera oznacza śmierć zawodową ( to by akurat chyba pasowało do schizofrenii)

 

-- 16 cze 2011, 17:27 --

 

Moja siostra znowu mi dosrała...u mnie jest tak jak u Kasi...temat mojej choroby to temat "tabu" dla mnie -nie wolno mi o tym mówić, bo moja siostra robi ostentacyjne sceny, ale z drugiej strony tego "tabu" nie ma dla niej - nie ma rozmowy chyba, żeby ona mi nie dosrała...uważa moje cierpienie za wymysł

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×