Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Monika1974, zdradzisz coś?
no właśnie, Monika, o czym rozmawiałyście?

 

Takkk, powiem Wam , ale nie teraz. Nie,żebym trzymała w jakimś napięciu. Wstałam dopiero :oops:

Potem, albo jutro.

 

Co do Joasi...

U Ciebie chyba jeszcze nie nastąpiło Joaśko dopuszczenie przez Ciebie emocji.

Napiszę tak:

Jakby Terapeutka postawiła Ci granicę? I powiedziała,że masz się zdecydować, czy chcesz się leczyć czy nie, mam na mysli psychoterapię.....To,czy takie postawienie sprawy na ostrzu noża zmieniłoby coś u Ciebie?Mam na myśli zakończenie przez terapeutkę Twojego leczenia.

Wiem,że taka postawa terapeutki jest conajmniej nie do przyjęcia i nieprofesjonalna.

Zastanawiałaś się nad tym?

A dlaczego pytam?

Bo mi chyba G. postawił takie granice.

Nie chyba, tyko na pewno. Od tamtej chwili jest "coś" inaczej.

Miałam się określić...pamiętacie?

 

Z obawy przed utratą, zaczęłam dopuszczać do siebie emocje i wyszło,że jednak boję się tego,że mogłoby Go już nie być w moim życiu.

Jednak mi zależy.

I to było między innymi na terapii dzisiaj.

I na podstawie zdarzenia sobotniego z moją reakcją i płaczem…..Pamiętasz Kasiu? Zapytałam Cię o to, czy nie przesadzam?

Napisałaś, że tak, bo mnie też się tak wydawało, na podstawie tego zdarzenia skonstruowana była dzisiejsza sesja.

Terapeutka powiedziała, że u nie nastąpiło coś takiego, że nie opowiadałam mojej historii, tylko od razu o moich emocjach, które mną szargały, że zauważyła, że ja zauważyłam, że pod wpływem konkretnej sytuacji zaczęłam doszukiwać się skąd te moje emocje i całkiem trafnie to wytłumaczyłam.

Teraz jak to piszę nie uważam tego za wyczyn. Przechodzą mnie myśli, że to co skrzętnie ukrywałam…cały temat związany z G. na sesjach stał się dla mnie tematem nr 1. Ona też to powiedziała.

No i teraz zobaczymy co się będzie działo.

Bo o Nim nie chciałam rozmawiać. Odbieram to tak, jakbym nie dopuszczała do siebie emocji z Nim związanych.

Boję się, że się coś stanie i znowu zacznie się np. to, że teraz dopuszczam, a za jakiś czas będzie to samo.

Czyli mam obawy z tym związane..

I sesja jeszcze była o tym jak G postrzega moją rodzinę i dlaczego tak się angażuje.

Odbierałam jego zainteresowanie , jako atak na mnie i na rodzinę moją.

A wyszło na to, że to z obawy o mnie. A, że jest człowiekiem bardzo emocjonalnym, podobnie jak ja, to sobie w rozmowach ze mną upuszcza emocji, ale nie, żeby mnie skrzywdzić jak to odbierałam, tylko po to, żeby dać mi do zrozumienia, że mu bardzo na mnie zależy.

Zresztą wczoraj zapytałam Go wprost, po tej jeździe sobotniej i rozmowie niedzielnej przez telefon, dlaczego atakuje moją rodzinę, powiedział ,że nie atakuje, że ja tak to odbieram.

No i zdałam sobie sprawę z tego, że jest inaczej.

A reakcję G. w pizzerii na moje pytanie, po którym się tak śmiertelnie obraziłam….terapeutka skomentowała tak:

Pod wpływem przeniesienia tak zareagowałam, gdy G. mi odpowiedział pytaniem na pytanie, zdenerwowałam się i wściekłam bo tak reaguje moja mama i mój tata.

Moje ździwienie sięgało zenitu. Trafiła w sedno.

Zapytałam tylko, czy wszystkich reakcje mogę widzieć na podstawie tego przeniesienia, znowu się przestraszyłam, że to się nigdy nie skończy bo zawsze będzie „coś”. Odpowiedziała „Nie, Pani Monika” , z innymi nie jest Pani w takiej relacji jak z G.

Ale będą zdarzały się takie sytuacje jeszcze u mnie.

Teraz wiem, dlaczego tak reaguje skrajnie na słowa G.

Bardzo często przypomina mi moją mamę, co nie oznacza przecież, że nią jest.

No i jeszcze kwestia mojej siostry podlegała rozmowie na terapii.

Nie będę się rozpisywała, ale powiem tylko tyle, że terapeutka mi powiedziała, że mam być dla siostry siostrą, a nie matką. Że owszem, jeśli zauważam, że coś się dzieje nie tak, jakbym chciała to nie muszę obwiniać się z powodu tego, że siostra mnie nie słucha w swoich ważnych życiowych decyzjach. Ja i tak nie mam wpływu na to, co ona zrobi. Mogę doradzić jak siostra. Dlaczego to mówię? Bo G. stwierdził, że nie robię wszystkiego, że działam na pół- gwizdka w sytuacji z moją siostrą. Terapeutka powiedziała, że jeśli ja nie wyrażam zgody na to, żeby pomóc siostrze to jest to moja decyzja i wcale nie muszę w tym uczestniczyć. Wiadomo, że się martwię o nią. Ale prawda jest taka, że nie mogę decydować za nią. I ma rację.

Jak będziecie chciały to Wam napiszę na PW o co chodzi. Napiszcie Kasiu i Joasiu czy Was to interesuje. Tu nie chcę się rozwlekać.

Basiu….do Ciebie też piszę.

Miałam tego nie pisać teraz….no, ale napisałam. Dostałam weny.

Nic nie było dzisiaj o pracy na sesji…a zawsze było.

Zawsze było o pracy, natomiast nic o G.

Chyba zaczynam poruszać to, czego nigdy nie chciałam.

Acha…jak to pisałam to się wstydziłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I sesja jeszcze była o tym jak G postrzega moją rodzinę i dlaczego tak się angażuje.

Odbierałam jego zainteresowanie , jako atak na mnie i na rodzinę moją.

A wyszło na to, że to z obawy o mnie. A, że jest człowiekiem bardzo emocjonalnym, podobnie jak ja, to sobie w rozmowach ze mną upuszcza emocji, ale nie, żeby mnie skrzywdzić jak to odbierałam, tylko po to, żeby dać mi do zrozumienia, że mu bardzo na mnie zależy.

Zresztą wczoraj zapytałam Go wprost, po tej jeździe sobotniej i rozmowie niedzielnej przez telefon, dlaczego atakuje moją rodzinę, powiedział ,że nie atakuje, że ja tak to odbieram.

No i zdałam sobie sprawę z tego, że jest inaczej.

Może nie napiszę nic odkrywczego, ale tu - na forum - też były chyba ze dwie/trzy takie sytuacje, kiedy zupełnie neutralny tekst odebrałaś jako atak na siebie. Tak jakbyś nie miała poczucia bezpieczeństwa, jakbyś cały czas była 'czujna' i przygotowana na to, że ktoś Cię zaatakuje, a tak przecież nie jest. Wiadomo, że w słowie pisanym trudno wyczuć intencje, ale zastanów się dlaczego asekuracyjnie zakładasz, że ktoś miał złe, a nie dobre.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NoOneLivesForever,
nie ponoszę odpowiedzialności za szody wynikłe na ciele i umyśle klientki.
od mojego ciała to Ty się trzymaj z daleka :lol:
Dobra, koniec zabawy.

Dobranoc wszystkim, obecnym i nieobecnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Badziak, MOja mama często ma postawe wobec mnie właśnie taką,że zauważa tylko to co złe, negatywne, krytykuje częściej niż chwali. I było tak od zawsze, odkąd tylko pamiętam i jak dalece bym nie sięgnęła pamięcią wstecz. Taki mój mechanizm, z którym sie zbratałam. Jest u mnie tak mocno zacietrzewiony,że naprawdę........dużo mnie kosztuje nie zdajesz sobie sprawy ile,żeby czegoś nie odebrać jako atak na siebie.

Przyznaję się do tego, natomiast co mam zrobić.......poprostu.........zacząć inaczej to wszystko odbierać. A nawet, jeśli byłaby to krytyka.....to zawsze można z niej wyiagnąć coś konstruktywnego dla siebie. To chyba ta praca nad sobą. Ciężkie to.

Muszę chcieć to zmienić. Stąd też wziął się mój perfekcjonizm. Urodzić się mógł pod wpływem krytyki.....tak myślę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, pięknie napisałaś o tym co czujesz ,o emocjach na terapii.Wiesz co, nie znam Twojej historii,nie zdązyłam,ale widzę że moi rodzice identyko, zawsze krytyka....dopiero po Twoim poście dotarło do mojej łepetyny dlaczego wszystko odbieram w kategoriach ataku i krytyki :oops: ,dziękuję Ci za ten szczery post :brawo: i chętnie poczytam jeszcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, ja już mam terapię "zaliczoną", na tyle że dobra (taką ma opinię) psychoterapeutka stwierdziła ze na razie możemy spasować, wszystko co przepracowałyśmy ( a wiadomo ze dokładnie wszystkiego się nie da,zawsze "coś" zostanie) mam teraz poukładać sobie w głowie i wcielać w życie,każdego dnia ...Idzie mi róznie ;) ,wiadomo tak jak z nastrojem 8)

 

-- 17 maja 2011, 00:45 --

 

Nie mniej jednak z uwagą czytam wszystkie przemyslenia , można znaleśc coś dla siebie a tym samy zrobić coś dla siebie =zrozumieć :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, przeczytałam to, co napisałaś – zrobiłaś duuuuży progres!!! Sama dawno zauważyłam, że we wcześniejszych Twoich opisach sesji królował temat pracy. Owszem, to ważny temat, ale są także inne, które wcześniej nie za bardzo poruszałaś, unikałaś ich. Na przykład G. Jak widać czekały na odpowiedni moment – aż będziesz na to gotowa – żeby się trochę odsłonić. I nie tłumaczyć racjonalnie, ale odczuwać, przeżyć te emocje.

Bardzo często w naszych kontaktach następuje przeniesienie. Dobrze, gdy zdajemy sobie z tego sprawę, wtedy patrzymy na coś zupełnie inaczej, pod innym kątem. Ja często traktuję moją terapeutkę jak moją ciocię i mamę, widzę to bardzo wyraźnie.

Nie bój się tych emocji, one są kluczem do tego, żebyś kiedyś mogła sama powiedzieć, że przepracowałaś już na terapii wszystko, co było do przepracowania i sama chcesz ją zakończyć. Zawsze czytam to, co piszesz, bo Twoje analizy są niesamowite, trafne. :)

To jak to jest w końcu z G. – kochasz go? Chciałabyś się z nim związać, spędzić życie..?

Co do Twojego pytania dotyczącego terapii i terapeutki – tj. gdyby mi powiedziała „albo chcesz się leczyć i to robisz, albo koniec terapii”... – NIENAWIDZĘ PRZYMUSU. Jak ktoś stawia mi sprawę na ostrzu noża, stawia pod ścianą to mnie to odstrasza i się jeżę. Ze mną to zupełnie nie tędy droga i moja terapeutka dobrze o tym wie. Mimo wielkiej miłości do niej zrezygnowałabym w takim wypadku, bo całkiem nie mogłabym się otworzyć, zamknęłabym się na cztery spusty nawet z przekory - "Ty mnie chcesz do czegoś zmusić to figa z makiem, pokażę Ci, że Twoje działanie będzie mieć zupełnie odwrotny skutek". Albo grałabym, choć to bez sensu. Ze mną nie da się nic na siłę, bo całkiem się wtedy blokuję. I chociaż cierpię i wiem, że to wcale nie jest dla mnie dobre to staję okoniem. Pewnie na skutek doświadczeń z przeszłości – robiłam tak wiele rzeczy, których robić nie chciałam, zmuszano mnie albo sama się zmuszałam... A teraz nawet gdy moja koleżanka mnie za bardzo zachęca do przeczytania pewnej książki, która może mi pomóc zrozumieć różne mechanizmy to ja za Chiny nie mogę jej przeczytać, po prostu coś mnie od niej odpycha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, w sumie odbyłam 3 terapie po 6 spotkań co tydzień, w przeciągu ostatnich 2 lat kiedy to depresja + lęki i nerwica wróciły. Na nerwicę a potem depresję, zachorowałam pierwszy raz mając 14 lat, potem było leczenie w CZD + terapia,wyszłam w tego jakoś koło 18 rż.Nawrót nerwicy odezwał się po kilku latach po traumatycznym przeżyciu na wycieczce zagranicznej , nasilił po rozpadzie małżeństwa- terapia i leczenie trwały 2 lata;potem względny spokój i życie bez leków , terapii jakieś 13 lat.Wszystko wróciło znów 2 lata temu z powodu bardzo nieszcżęsliwego zbiegu wielu okolicznosci w moim życiu (tragiczna śmierć, taty,bankructwo, zajęcie przez komornika domu itd.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, może dlatego, że tylko to uczucie naprawdę znasz, a innych nie jesteś pewna i wolisz cierpieć, bo tak jest bezpieczniej? Z Twoich wypowiedzi, które zawsze czytam, nie wnioskuję jednak, żebyś była jakąś masochistką. Często piszesz o drobnych rzeczach, które sprawiają Ci radość (np. o chmurach, o cieście), wstawiasz takie " ;) " emotki i masz bardzo głęboki poziom autorefleksji. Powiem Ci, że według mnie swoimi wypowiedziami przyciągasz, a nie odstraszasz innych. A wiesz, co jest takiego przyciągającego w tych Twoich wypowiedziach? Że sprawiasz wrażenie osoby, która nie zrani, delikatnej... i w jakiś sposób bezpiecznej. Ze swoim charakterem powinnaś mieć multum przyjaciół. Powinnaś zdać sobie z tego sprawę, że naprawdę wartościowa z Ciebie osoba. ;)

 

Podpisuję się pod tym, co napisała Agnieszka.

 

-- 17 maja 2011, 09:44 --

 

Przechodzą mnie myśli, że to co skrzętnie ukrywałam…cały temat związany z G. na sesjach stał się dla mnie tematem nr 1. Ona też to powiedziała.

No i teraz zobaczymy co się będzie działo.

Bo o Nim nie chciałam rozmawiać. Odbieram to tak, jakbym nie dopuszczała do siebie emocji z Nim związanych.

Nic nie było dzisiaj o pracy na sesji…a zawsze było.

Zawsze było o pracy, natomiast nic o G.

Chyba zaczynam poruszać to, czego nigdy nie chciałam.

 

Pamiętasz Monia, że często pytałam Cię o G. i o to dlaczego nic o nim nie piszesz?

 

Jak będziecie chciały to Wam napiszę na PW o co chodzi.

 

Oczywiście, pisz!

 

-- 17 maja 2011, 09:48 --

 

Co do Twojego pytania dotyczącego terapii i terapeutki – tj. gdyby mi powiedziała „albo chcesz się leczyć i to robisz, albo koniec terapii”... – NIENAWIDZĘ PRZYMUSU. Jak ktoś stawia mi sprawę na ostrzu noża, stawia pod ścianą to mnie to odstrasza i się jeżę. Ze mną to zupełnie nie tędy droga i moja terapeutka dobrze o tym wie. Mimo wielkiej miłości do niej zrezygnowałabym w takim wypadku, bo całkiem nie mogłabym się otworzyć, zamknęłabym się na cztery spusty nawet z przekory - "Ty mnie chcesz do czegoś zmusić to figa z makiem, pokażę Ci, że Twoje działanie będzie mieć zupełnie odwrotny skutek". Albo grałabym, choć to bez sensu. Ze mną nie da się nic na siłę, bo całkiem się wtedy blokuję. I chociaż cierpię i wiem, że to wcale nie jest dla mnie dobre to staję okoniem. Pewnie na skutek doświadczeń z przeszłości – robiłam tak wiele rzeczy, których robić nie chciałam, zmuszano mnie albo sama się zmuszałam... A teraz nawet gdy moja koleżanka mnie za bardzo zachęca do przeczytania pewnej książki, która może mi pomóc zrozumieć różne mechanizmy to ja za Chiny nie mogę jej przeczytać, po prostu coś mnie od niej odpycha.

 

 

Asiu, jesteśmy identyczne. U mnie też nikt by nic nie zyskał szantażem. Napotkałoby to na opór, byłabym w stanie zrezygnować z czegoś, nawet gdyby to było dla mnie ważne. Tak samo reaguję, gdy ktoś mnie na coś namawia.... Im bardziej mnie namawia, tym większy stawiam opór..... pokręcone....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, dopiero przeczytałam, co wczoraj napisałaś i powiem Ci szczerze, że chce mi się płakać. ze wzruszenia. nie mogę uwierzyć, że to o mnie, ja tak siebie nie widzę. i nie mam przyjaciół w realu. głównie dlatego, że sama się izoluję czując, że nigdzie nie pasuję, nie potrafię być naturalna i prawdziwa, męczą mnie kontakty z ludźmi, a przez moje choroby czuję się jeszcze dużo bardziej ograniczona, dwa lata temu było jeszcze inaczej, bo przynajmniej czasem się z kimś spotkałam.

masz rację, z moim cierpieniem, bólem czuję się bezpieczniej. je dobrze znam, to jakby mój nieodłączny towarzysz. boję się też, że gdyby ono zniknęło to zniknęłabym również ja, bo jak napisała Kasia - ono mnie określa. to jakiś wyznacznik mnie...

Agnieszko, Kasiu - dziękuję Wam. :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, Moniko.

Nie wiem do końca jak wyglądają stosunki Twoje z rodzicami - nie wiem, czy to ominęłam, czy mało o tym pisałaś.

Natomiast jeśli chodzi o G. - ja to odbieram, jakbyś czuła wręcz do niego niechęć. Mało co o nim piszesz,a jeśli już to tylko, że np. Cię obraził, że się na niego obraziłaś itp.

Ja po prostu nie wyobrażam sobie jak można ukochaną (!) osobę spychać na taki boczny tor. Po prostu nie odebrałam Twoich stosunków z G. jako w ogóle miłosnych, tylko jak brat-siostra. Bo mam wrażenie, ze trochę go tak traktujesz.

Owszem, martwisz się o niego, dbasz o niego, ale jakoś tak... bez uniesień, pożądania, namiętności... W ogóle wg mnie nie piszesz o nim jako o swoim obiekcie westchnień, o kimś z kim chciałabyś spędzić resztę życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no właśnie Kasiu - mnie też im bardziej ktoś na coś namawia tym ja bardziej tego nie chcę. moja terapeutka doskonale o tym wie i nawet nie próbuje w taki sposób. nawet gdy czasem robimy relaksację i ona np. mówi: "poczuj jak rozluźniają się Twoje mięśnie" to one mi się jeszcze bardziej zaciskają. :shock::mrgreen::hide: ktoś mi coś mówi, żebym coś zrobiła --> robię odwrotnie, na przekór, albo z wielką niechęcią. i zrobię inaczej nawet jeśli to jest na moją szkodę. jestem straszliwie przekorna. ze mną trzeba zdecydowanie po dobroci. ;) bez szantaży, zmuszania mnie.

 

-- 17 maja 2011, 09:59 --

 

Ja po prostu nie wyobrażam sobie jak można ukochaną (!) osobę spychać na taki boczny tor. Po prostu nie odebrałam Twoich stosunków z G. jako w ogóle miłosnych, tylko jak brat-siostra. Bo mam wrażenie, ze trochę go tak traktujesz.

Owszem, martwisz się o niego, dbasz o niego, ale jakoś tak... bez uniesień, pożądania, namiętności... W ogóle wg mnie nie piszesz o nim jako o swoim obiekcie westchnień, o kimś z kim chciałabyś spędzić resztę życia.

 

dokładnie tak samo odbieram Twoje stosunki z G., Moniko, i takie właśnie sprawiasz wrażenie - że traktujesz G. nie jak kogoś, w kim jesteś zakochana tylko jako osobę, która dobrze, że jest, bo jest, bo czasem się przyda, bo jest z kim gdzie wyjść, bo nie jesteś samotna... nie chcę Cię urazić, ale takie są moje odczucia... :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no właśnie Kasiu - mnie też im bardziej ktoś na coś namawia tym ja bardziej tego nie chcę. moja terapeutka doskonale o tym wie i nawet nie próbuje w taki sposób. nawet gdy czasem robimy relaksację i ona np. mówi: "poczuj jak rozluźniają się Twoje mięśnie" to one mi się jeszcze bardziej zaciskają. :shock::mrgreen::hide: ktoś mi coś mówi, żebym coś zrobiła --> robię odwrotnie, na przekór, albo z wielką niechęcią. i zrobię inaczej nawet jeśli to jest na moją szkodę. jestem straszliwie przekorna. ze mną trzeba zdecydowanie po dobroci. ;) bez szantaży, zmuszania mnie.

jak mi ktoś coś KAŻE to mnie ch*j strzela!!!!!

większość życia rodzice mi rozkazywali. doprowadzało mnie to do szewskiej pasji.

ja wiem, że mam umyć garnki i sama to zrobię - w odpowiednim czasie.

a jak mnie ktoś ponagla to mam ochotę wypierdolić te garnki przez okno, do ciula.

bo to jest tak, jakbym była totalnie głupia i trzebaby mnie uświadomić, że garnki trzeba umyć...

no i mentor mnie NAUCZYŁ.................. tego, co już wiedziałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już tak miałam od dziecka. Mogłam sama od siebie coś posprzątać, ale gdy mama mówiła "zrób to i tamto", to natychmiast był opór "a właśnie, że nie". Nienawidzę czuć się do czegoś przymuszana. Nawet w pracy trzeba do mnie w odpowiedni sposób mówić. Kilkakrotnie miałam w pracy scysje, gdy kolega mówił do mnie tonem rozkazującym. Najpierw robiłam mu na opak, a potem jeszcze była awantura... W końcu mu powiedziałam "zwracaj się do mnie w odpowiedni sposób, to będziemy dobrze ze sobą żyć"....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×