Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co trzyma was przy życiu?


TheGrengolada

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem chrześcijanką - lęk przed karą (potępieniem?). Nie wiem, czy Bóg jest na tyle wyrozumiały i litościwy by wybaczyć taki czyn... Ale są dni kiedy i ten lęk odchodzi na drugi plan...

Episkopat mówi, że jest. Już nie chowają w rowach pod cmentarzem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem chrześcijanką - lęk przed karą (potępieniem?). Nie wiem, czy Bóg jest na tyle wyrozumiały i litościwy by wybaczyć taki czyn... Ale są dni kiedy i ten lęk odchodzi na drugi plan...

Episkopat mówi, że jest. Już nie chowają w rowach pod cmentarzem ;)

 

"Pocieszające". ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Holfinka jak szczerze żałujesz tego to Pan wybaczy. Sam nie wiem, czy wszystko szczerze żałuję, czy to nie tylko tak by nie zostać potępionym :?: Spowiedzi nadal się strasznie obawiam i jeszcze 'kilka' spraw. Nie będę mówił o grzechach i tych sprawach, bo nie mam zamiaru nikomu o tym pisać, mówić. Może kiedyś komuś powiem o sprawach mnie szczących, ale o Grzechach z Ludzi, może się dowiedzieć tylko Ksiądz i to taki który mnie nie będzie widział. Podobno są takie pomieszczenia, gdzie nie widać spowiadających się :smile: Jednak nawet i taka spowiedź mnie przeraża. :zonk:

 

Co do życia ogólnie pojętego. Tego prawdziwego i wymyślonego, to raz było naprawdę SupeR, żeby za chwilkę było naprawdę Strasznie. Mimo tego jakie te życie jest, to niech trwa. Oby nie trwało na wieki męczące i oby się nigdy nie skończyło.

 

Walka Trwa!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie, nadal dowiedzenie co mi jest.

Kiedy byłem w szpitalu, ordynatorka chciała zrobić tomografię bo uważała że torbiele które miałem po porodzie mogły nie zaniknąć. W sumie nic nie wyszło według osoby analizującej, ale wydawało mi się że trochę ten mój mózg na skanie nie jest prawidłowy - nie znam się, nie ocenię, nadal mam płytę z obrazami.

Ale po aktualnych bólach głowy (i to bardzo nietypowych!), derealizacjach, innych dziwnych rzeczach, mam wrażenie że jednak neurologia, nie psychiatria da mi odpowiedź co mi jest.

Do zobaczenia w maju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mnie przy życiu trzyma Ten który jest Życiem -

 

, w Nim jest życie, sens, siła, miłość i wszelkie inne dobro :)

 

 

mnie jakoś nawrócenie się i swego czasu spora gorliwość we wierze nie pomogły na moje problemy psychiczne.

obecnie wersety z Biblii nie mają dla mnie jakiegoś specjalnego znaczenia, mimo że dalej wierzę. bo jak np. doświadczam lęku, który się mocno somatyzuje, to jak mi na to biblia pomoże? nijak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Piotrek1996

Na temat religii to wolę się zbytnio nie wypowiadać, ponieważ moje zdanie zarówno o religiach jak i kościele nie jest pozytywne. Aczkolwiek buddyzm, pogaństwo, mitologia grecka oraz skandynawska plus jedna odmiana satanizmu mnie interesują :P Tak czy siak jak wierzyłem tyle lat w Boga katolickiego to mi nie pomógł w niczym. Modliłem też się dużo. Plus chodziłem do kościoła. Aczkolwiek każdy ma swoje zdanie. Osobiście znam wierzących w różnych Boga katolickiego, ale też innych Bogów, więc nie mam z ich wiarą problemu. Tak samo tym osobom nie przeszkadza zazwyczaj, że jestem ateistą od kilku ładnych lat. Bo taka prawda, że jeśli ktoś mi poglądów nie narzuca, nie jest generalnie fanatykiem, jest w porządku dla ludzi to mam gdzieś w co lub kogo wierzy :P

 

Wracając jednak do głównego tematu... Co mnie trzyma przy życiu? Na pewno miłość do życia, bo miałem od cholery myśli samobójczych w głowie, chyba dwie albo trzy ogółem próby zabicia się i im jestem coraz bardziej starszy tym bardziej jestem zdania, że z każdym problemem prawie da się wygrać. Chęć spełnienia swoich celów oraz marzeń, zakochanie się w kimś prawdziwie w końcu, ponieważ jestem sam od dłuższego czasu, sprawy związane z muzyką(koncerty, festiwale, odkrywanie nowych brzmień) i ciekawość do świata, ludzi, jedzenie/gotowanie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Holfinka jak szczerze żałujesz tego to Pan wybaczy. Sam nie wiem, czy wszystko szczerze żałuję, czy to nie tylko tak by nie zostać potępionym :?: Spowiedzi nadal się strasznie obawiam i jeszcze 'kilka' spraw. Nie będę mówił o grzechach i tych sprawach, bo nie mam zamiaru nikomu o tym pisać, mówić. Może kiedyś komuś powiem o sprawach mnie szczących, ale o Grzechach z Ludzi, może się dowiedzieć tylko Ksiądz i to taki który mnie nie będzie widział. Podobno są takie pomieszczenia, gdzie nie widać spowiadających się :smile: Jednak nawet i taka spowiedź mnie przeraża. :zonk:

(...)

 

 

Żałowałam w momencie gdy podjęłam taką próbę - bardzo. Ale jednocześnie, nie byłam w stanie się powstrzymać. Żałowałam tego, że czuję przymus, że nie widzę innego wyjścia czy metody by pozbyć się tego bólu. Teraz też żałuję, że próbowałam - ale jednocześnie wracając do tamtego dnia często żałuję, że się wtedy nie udało. Te myśli, tęsknota - są wciąż obecne. Nie pozwalają by całkowicie się ich pozbyć.

Nienawidzę siebie i za to.

 

Spowiedź to dla mnie koszmar. Praktycznie za każdym razem trafiam albo na głuchego i przysypiającego dziadka który beznamiętnie odklepuje to samo do wszystkich, albo dziadka oderwanego od rzeczywistości z którym nijak nie idzie porozmawiać o problemach współczesnego młodego człowieka osadzonego w takiej, a nie innej rzeczywistości, albo na nawiedzonego który choć nie mam na sumieniu morderstwa czy innego przewinienia cięższej wagi, to jedzie po mnie jak po łysej kobyle i straszy opętaniem (powaga) - bo wg. niego spowiedź 2x do roku to zbyt mało (każe co najmniej raz w miesiącu).

Mam poczucie, że spowiadać się powinnam (czuję się winna gdy się nie spowiadam), ale jak dotąd niestety nie poczułam w konfesjonale Boga.

 

Walka Trwa!

O tak - walka. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam się zastanawiam jak to jest że z tak skrajnymi objawami jeszcze żyję, że nie zmarłem na jakąś chorobę czy przez próbę, no ale.

Nie wiem co mnie trzyma, chyba nadzieja że będzie dobrze, choć mam dość, naprawdę mam dość...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myśl że są osoby na forum które pomimo mojego złego stanu chcą przy mnie być i chcą mi pomóc za to DZIĘKUJĘ. choć czasem tę pomoc odrzucam to coś niesamowitego. to właśnie trzyma mnie przy życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lecz powiedziałem sobie, że padnę na kolana jedynie przed kobietą, z którą będę chciał spędzić resztę życia.

 

Serio?? A co będzie jak jej się odmieni (nigdy nie wiadomo trust me) i odejdzie. Zostaniesz z ogromnym bólem i z problemami, które przybiorą na sile. I co sznur? Nigdy przed nikim nie klękaj, w ostateczności możesz liczyć tylko na siebie. Więc w siebie inwestuj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Motocyklista, też tak kiedyś myślałem, znaleźć tą jedną, na zawsze a wszystko inne jakoś się ułoży. Najważniejsze, że będziemy dla siebie przyjaciółmi w doli i nie doli. Jednak to jest tylko wytwór wyobraźni. Rzeczywistość jest inna. Musisz założyć najgorszy scenariusz, nie to, żeby o tym myśleć ale żeby mieć to w świadomości, wtedy najgorszy scenariusz Cię nie zaskoczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak samo jak Wy. Brak sił i determinacji na cokolwiek, człowiek żyje z przyzwyczajenia i nie ma tak naprawdę innego wyboru. W dodatku znowu coś mi zabiło ośrodek przyjemności w mózgu. Nic mnie znowu nie wzrusza, ani nie zajmuje, czy to podróże czy nowe znajomości czy jeszcze co innego. Zamiast tego jedna wielka wata cukrowa, siano we łbie. Gdy wróciła mi przyjemność odczuwania myślałem, że teraz wreszcie, późno bo późno, ale jednak zacznę żyć. A nici z tego i życie znowu zrobiło mnie w konia. Lata lecą, nic tak naprawdę w życiu się nie przydarza, człowiek wraca myślami do ulotnych chwil, gdy miał przejściowe remisje i/lub jakieś nadzieje. Są jakieś plusy, prawie 30 lat zmęczonych, teraz będzie już z górki. Młodość i tak od roku zerowego poszła sobie na marne, a wiek średni z jego przyjemnościami jakoś niespecjalnie myśli się zmaterializować. Tylko zdrowie przypomina mi, że lata lecą mi szybciej niż normalnie. Lata posiadania swojego zdrowia w kompletnej d. pozostawiły po sobie mnóstwo dziur w organizmie do łatania, jeśli jedno akurat załatam, to pruje się coś innego. Jakoś trzeba zmęczyć to życie i doczekać do końca, życie samo się nie zmęczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem nerwice, wyleczyłem się z niej ponad rok temu. Wzieło mnie ostatnio, żeby pomagać ludziom wyjść z tego piekła. Chętnie porozmawiam, a raczej powiem Ci co zrobić żeby zacząć żyć i czuć się dobrze. Co z tym zrobisz Twoja sprawa.

 

Napisz na: jestemzdrowy@onet.pl

 

W wolnym czasie postaram się odpowiedzieć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strach przed samobójstwem i przed nie istnieniem.

 

Wyobraźcie sobie, nie istnieć już kurfa nigdy więcej ani za miliard ani za sekstylion lat ani w ogóle już nigdy więcej. A tyle jeszcze będzie się dziać... To jest nie do opisania jak ujowe jest nie istnienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie istnieć, spać i nie śnić nic, co może być lepszego? Mieć gdzieś dylematy finansowe, nie musieć walczyć o przetrwanie, nie musieć martwić się o zdrowie i o zaspokojenie podstawowych biologicznych potrzeb. Nie być niewolnikiem własnych instynktów i własnego ciała. Nie padać więcej ofiarą cwaniactwa, być poza tym oceanem ludzkiego chamstwa i bezinteresownej złośliwości i nieżyczliwości. Nie musieć oglądać tego oceanu nieszczęść, które wiąże się z życiem i dotyka zwierzęta i ludzi. Nie musieć więcej się martwić o to, jak przeżyć kolejny dzień, nawet jeśli nasze życie jest nie warte splunięcia. Mieć idealny spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, to prawda, podałeś sporo argumentów na przywileje z nie istnienia. Jednocześnie można podać kontrargumenty na zajebistość istnienia:) Jednak myślę, że nie istnienie jest gorsze (to też zależy od sytuacji jednostki, bo faktycznie czasem tragiczna sytuacja jest nie do zniesienia). Nawet w nie koniecznie szczęśliwym życiu ludzie jednak pragną żyć, pomimo cierpienia znajdują radość z istnienia, mają swoje chwile, coś wydaje się ich przyciągać w kierunku istnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bóg.

Miałam fałszywe przekonanie, że On sobie nie radzi z moją osobowością. Przekonanie wzięte z człowieczeństwa, a człowieczeństwo to hmmm w dużej mierze nieradzenie sobie.

Bóg-Człowiek sobie radzi.

Modlę się- wybacz we mnie to, czego ja nie potrafię sobie i innym wybaczyć. Poradź sobie we mnie z tym, czego ja nie ogarniam, z czym sobie nie radzę.

 

Jest niewiele rzeczy w życiu, z którymi sobie radzę. Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że jestem trochę jak niemowlę i to do tego upośledzone. Tak się czuję bynajmniej. A takie dziecko wymaga extra opieki i nakładu środków.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem chrześcijanką - lęk przed karą (potępieniem?). Nie wiem, czy Bóg jest na tyle wyrozumiały i litościwy by wybaczyć taki czyn... Ale są dni kiedy i ten lęk odchodzi na drugi plan...

Zadaj sobie pytanie, czy Ty jesteś na tyle litościwa, żeby jemu wybaczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co mnie trzyma. Cóż, życie jest grą społecznością, metafizyka losuje nam różne staty, role i profesje. Niestety ja nie widzę nigdzie w swoim interface prostego klawisza: escape. Nie trzeba mi save&load. Wystarczyłoby mi escape. Może w następnym żywocie to spatchują. Na rozwiązania bardziej ekstremalne jestem zbyt wielkim tchórzem i nie chcę szkodzić swoim statom, które i tak d. nie urywają.

 

Metafizyka to zespolenie wszelkiej żywej inteligencji, świadomej myśli we wszechświecie. Czasami metafizyka losuje komuś bardzo okrutną rolę do przerobienia na teraz. To czy człowiek wybaczy czy nie wybaczy tego losu, który mu przygotowano jest dla metafizyki obojętne. Za duża różnica poziomów,

 

talithakum- Też uważam siebie za upośledzone dziecko. Cały mój dotychczasowy żywot to potwierdza. Pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×