Skocz do zawartości
Nerwica.com

reakcja na utraty przytomności


Gość dogomaniaczka

Rekomendowane odpowiedzi

jak pewnie wielu z was wie, moim problemem jest to, że często tracę przytomność.

nie wiem czy mi to pomoże, ale kto wie..chciałabym się dowiedzieć jak się na to zapatrują ludzie, jak byście zareagowali jakbyście zobaczyli taką osobę, która nagle pada, w trwamwaju na ulicy gdziekolwiek. przeszli obojętnie, spanikowali i dlatego udawali że nie widzicie, mimo zdenerwowania podeszli, ze spokojem podeszli i zaooferowali pomoc..

czy usilnie chcielibyście wezwać karetkę nawet gdyby ta osoba odmawiała mówiąć że jest w porządku? co byście pomyśleli o takiej osobie?

czy moglibyście przyjaźnić się z taką osobą, nie balibyście się iśc z nią w różne miejsca i nie patrzeć co chwila , o boże czy ona już mdleje czy nie?

wiele moich "koleżanek" patrzyło się na mnie zawsze z przestrachem i mówiły, że one to by chyba na zawał padły gdybym zemdlała przy nich. ciekawa jestem czy wszyscy tak to odbierają..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Dominiko

Na pewno nie przeszedł bym obojętnie,pomógł bym.Spytał bym się czy takie rzeczy działy się już wcześniej i od tego uzależnił bym swoją decyzję o wezwaniu karetki.No i pewnie bym obserwował czy ta osoba mówi z sensem,czy coś nie jest bardziej nie tak.

co byście pomyśleli o takiej osobie?

Nic nadzwyczajnego bym nie pomyślał,skupił bym się bardziej na udzieleniu pomocy....Poza tym osoba mdlejąca to normalny człowiek taki jak inni ludzie.

Teraz tak: jezeli znał bym na realu osobę która jest w podobnej sytuacji Dominiko jak Ty,to nie bał bym się przebywać z tą osobą,jakby ta osoba zemdlała to przecież bym pomógł i nic by takiego się nie stało,a wyjscie z tą osobą mogło by trwać dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jako osoba, której kilkukrotnie zdarzyło się zemdleć - zawsze w miejscach publicznych, muszę stwierdzić że nigdy nie było tak, że zostałam sama, bez pomocy. wręcz przeciwnie: czy to koleżanka, czy "babcia klozetowa" na dworcu :lol:, czy inna nieznajoma/nieznajomy... o dziwo zawsze trzeźwo reagowali i pomagali mi wrócić do pionu. sama również, miałam okazję być świadkiem omdleń. owszem jest szok, ale wówczas działa się raczej impulsywnie i na pewno nie jest to ucieczka. co do karetki, nigdy nikt żadnej nie wezwał, ale ja sama też nie widziałam potrzeby. kiedy jesteś jeszcze lekko zamroczony to raczej nie obchodzi cię co myślą inni.. dopiero później przychodzi refleksja - ludzie się gapią, ale właściwie co z tego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominiko92 to ty się boisz mdleć nie ludzie Twoich omdleń

co do koleżanek to może tak być,bo w tym wieku niektóre są bardzo delikatne co mnie takie zachowanie śmieszy,ale pewne prawa co do wieku pewnie są

też mdlałam na tle nerwowym i wstydziłam się po tym spojrzeć ludziom w oczy,do tej pory boję się mdleć bo to dla mnie oznacza utratę kontroli nad sobą,ale mam świadomość, że to tylko w mojej głowie a inni widzą to zupełnie inaczej

pracujesz nad tym na terapii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasiątko, no właśnie nie mam pojęcia jak na to ludzie reagują..często widziałam strach w ich oczach..nie mówiąc o reakcji bliskich..mój P. zachował zimną krew, ale wieczorem jak już byłam w domu to się popłakał. moje omdlenia podobno wyglądają strasznie, wywalam oczy, mam lekkie drgawki, macham rękami..nic fajnego..tak więc ludzie zazwyczaj mają miny jakby koniec świata był..dlatego też założyłam ten temat..

jeśli chodzi o terapię to pracowałam już nad tym..teraz zaczynam kolejjną ale jestem dopiero po pierwszym spotkaniu..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja powiem tak..

byłam świadkiem w busie, kiedy młoda dziewczyna dostała ataku padaczki. W busie było chyba z 20 osób.

KAŻDY UDAWAŁ, ŻE NIE WIDZI. Dopiero po mojej interwencji kierowca zatrzymał bus, zjechał na stację benzynową.

Nikt nie chciał pomóc, ludzie denerwowali się, że bus będzie miał opóźnienie.

Na piersi, pod ubraniem dziewczyna miała kartkę, z napisem, że jest epileptyczką i ktoś tam prosi o kontakt pod nr tel... w razie ataku. nikt nie odbierał, nagrałam się na pocztę głosową.

Oczywiście rozbierając ją, czy tam macając, wszyscy ludzie stali w kółko, inni gdzieś dalej palili papierosa, kleli pod nosem.

 

przyjechała wezwana przeze mnie karetka, dziewczynę zabrali..

 

Powiem tak.. było to dla mnie ogromne przeżycie..

przede wszystkim dla tego, że wezbrał się we mnie OGROM NIENAWIŚCI do tych wszystkich ludzi wokół.

 

Jaka by była moja reakcja, gdyby ktoś idący obok mnie stracił przytomność? ( zakładam, że mówimy o osobie nieznajomej i wszystko dzieje się "nagle", " z nienacka")

1) wpadam w panikę

2) wołam ludzi żeby dzwonili po pogotowie / jeśli nie ma nikogo sama to robię

3) przykrywam człowieka termicznym kocem aluminiowym, który zawsze mam w torebce

4) czekam aż przyjedzie pomoc, próbując ocucić , dowiedzieć się czegoś, szukać jakichś danych na szyi czy ręku

 

5) no i ze łzami w oczach - jeśli znów mi nikt nie pomaga klnę ( w myślach, bądź nie) na ludzi; a jeśli jestem sama, to zastanawiam się , że z jednej strony czemu akurat znowu padło na mnie , z drugiej myślę, jakie to szczęście miała ta osoba, że ktoś akurat szedł obok..

 

ja kurcze nie przejdę obok rannego/nieprzytomnego zwierzęcia z miłości

obok człowieka - z poczucia obowiązku i odrobiny człowieczeństwa, która gdzieś tam we mnie jest..

 

nienawidzę ludzi..

tych obojętnych.. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3) przykrywam człowieka termicznym kocem aluminiowym, który zawsze mam w torebce

 

 

:shock::shock::shock::shock::shock::shock::mrgreen::mrgreen:

 

lakuda, ja zemdlałam ostatnim razem na dworcu centralnym, gdzie jest masa ludzi. podeszła jedna osoba inni mknęłi dalej udając że nie widzą. zresztą wiele razy tak było. kiedyś robiłam z psychologiem eksperyment, też przy centralnym że udawałam że mdleję i opadłam na ulicę, minęło mnie z 10 ludzi. nie wiem co sobie myśleli. że jakaś ćpunka?

wyglądałam przecież normalnie.

no właśnie..ale moje omdlenie trwa.. 30 sek , tak więc chyba zdąrzyłabym się obudzić zanim zadzwoniłabyś po karetkę. czy jakbym poprosiła że nie chcę, nalegałabyś czy nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Choc to moze dziwne im wiecej ludzi widzi wypadek/omdlenie itp, tym MNIEJSZE prawdopodobienstwo, ze ktos udzieli pomocy...Winne jest rozproszenie odpowiedzialnosci : "Pomoglabym zawsze ale dzis mam egzamin/randke/spotkanie biznesowe/sraczke/migrene, wiec nie pomoge... Ale jest tylu ludzi, KTOS na pewno pomoze"...A ten ktos uwaza tak samo...To nawet nie zlosliwosc, obojetnosc czy brak czlowieczenstwa, to (niestety) normalna ludzka reakcja w tlumie. Multum badan bylo na ten temat...Zawsze jednak znajdzie sie ktos, kto nie moze znalezc zadnej wymowki i nie widzialam nigdy, zeby osoba ktora zemdlala, pozostala sama. Karetki bym nie wzywala przy zwyklym omdleniu, tj. przy takim, gdzie osoba zaraz odzyskuje przytomnosc. W innym wypadku wezwalabym i czekala, choc nawrot "schizy" nerwicowej po czyms takim mialabym murowany...;)

 

Co do przyjazni czy znajomosci...Uwazam, ze omdlenia nie sa zadna przeszkoda. Rownie dobrze ktos moglby powiedziec, ze nie moze widywac sie ze swoja 95 letnia babcia, bo ona przeciez moze umrzec w kazdej chwili ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×