Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nihilizm (chyba...)


indianer

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Dawno już tu nie pisałem (z jednej strony to w sumie dobrze...) ale dzisiaj musiałem się tym z Wami podzielić.

 

Otóż moja sytuacja jest taka, że cały czas myślę o śmierci.

Nie chodzi o to, że chcę się zabić ale mam świadomość, że śmierć może nadejść w każdym momencie i mam baaardzo pragmatyczne podejście do życia. Tzn. nie zależy mi np. na tym żeby mieć super mieszkanie, super samochód, żeby zakładać rodzinę bo wiem, że mogę w każdej chwili umrzeć i z tego mojego wysiłku nie zostanie nic.

Każdego dnia wyobrażam sobie np. co by się stało gdyby moi rodzice umarli albo gdybym nagle stracił zdrowie lub dach nad głową. Jestem psychicznie przygotowany na każdy kataklizm, bezdomność, brak pieniędzy i samotność...i nie przeraża mnie to.

 

Rodzice mi mówią, że "głupio myślę, bo nigdy nie zaznałem biedy więc tak gadam," że "trzeba mieć w życiu jakiś cel," "że trzeba mieć kasę bo jak się jej nie ma to się ginie, a jak się ją ma to na starość jest łatwiej," oraz że "myślę jak człowiek pierwotny."

Natomiast do mnie te argumenty nie trafiają i traktuję je jako frazesy które są przez moich rodziców powtarzane bo tak wymaga od nich społeczeństwo (bo przecież w dzisiejszych czasach TRZEBA mieć samochód, mieszkanie, rodzinę...bo co ludzie powiedzą? Nikt nie pyta sam siebie czy potrzebny mu samochód...bo przecież to nie jest ważne, bo po prostu TRZEBA go mieć).

 

Celu w życiu nie mam, potrzeb materialnych mi całkowicie brak (tyle żeby raz dziennie jakiś posiłek zjeść i żeby mieć co na siebie włożyć w zimne dni...a na tyle to mnie jeszcze stać). Bynajmniej, nie uważam że bez pieniędzy się ginie, jak to ujęła moja mama...wystarczy spojrzeć na bezdomnych. Przecież nie są trupami, jakimś cudem nie ZGINĘLI... A starość? Czy będę miał kasę czy nie to i tak umrę i pójdę pod ziemię... A co do człowieka pierwotnego...żył on przecież zgodnie z naturą - robił tylko i wyłącznie to co umożliwiało mu przeżycie bez żadnych dodatkowych i zbędnych udziwnień.

Jednym słowem, celu w życiu mi całkowicie brak, jestem świadomy swojej śmiertelności i nie robię nic "na zapas" oraz tylko dlatego że "tak trzeba." Gwoli jasności - mam pracę, zarabiam...ale właściwie nie wiem po co...

 

Żeby było jasne - nie proszę tu o pocieszenie. Chciałem się tym po prostu z Wami wszystkimi podzielić. Napiszcie może czy też tak macie, czy uważacie taki tok myślenia za słuszny i może jeszcze napiszcie jak radzić sobie z takimi atakami jak ten ze strony moich rodziców...Bo tak naprawdę to mi dobrze z tym moim nihilizmem. Starałem się już parę razy, niejako na siłę, zmienić myślenie ale po chwili czułem że po prostu wciskam sobie kit i sam wymyślam potrzeby i wracałem do nihilizmu...

 

...może Wam się uda znaleźć jakiś argument który przekona mnie o tym, że żyję w błędzie :P Zależy mi na Waszej opinii...do tej pory znam tylko swoją i moich rodziców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj!

to, jakie masz poglądy, to nie nihilizm. to, co wyznajesz jest nawet zdrowe.

Nieprzywiązywanie się do przemijających zjawisk i rzeczy to na prawdę cenna umiejętność. Nie rozumiem tylko gdzie tu widzisz nihilizm. Jeszcze zależy jak się z tym czujesz. Wyzwolenie od przywiązania to najlepsza droga do osiągnięcia trwałego szczęścia.

 

 

ps Witam na forum:) Jestem tu nowy aczkolwiek zaglądam na to forum od ok. 4 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie co ..kiedyś siedziałem w zaparkowanym samochodzie i wzruszyła mnie parka. Mieli po 50 lat chyba i widac było z daleka że im sie nie przelewa, że sa biedakami ...może byli nawet bezdomni ...nie wiem. W kazdym razie tak sie kochali, przytulali usmiechali do siebie i byli przeszczęśliwi a jedyne co mieli to tylko siebie ....

Zadumałem sie wtedy ...kim jesteśmy i dokąd nas to zaprowadzi ....kasa, kasa....jeszcze więcej kasy .....kurwa i nic prócz niej.

Zeszliśmy na psy....w pogoni za pieniędzmi stalismy się drapieznikami ..... ale nie jestesmy sami do tych pieniedzy więc zaczynamy sie zwalczać na wzajem ...nawet we własnych związkach jakich żyjemy.

A do szczęścia potrzeba tak nie wiele !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie pojmuje jak mozna nie dazyc w zyciu do zadnego celu, dla mnie to kwalifikuje sie do leczenia. Zreszta chyba nie bez przyczyny piszesz w dziale "depresja"...

 

Co do smierci tez w taki sam sposob myslalam o niej, kiedy mialam zaawansowana nerwice. Wlasciwie jakby sie zastanowic mysle tak do tej pory ale nie zaprzata to juz na co dzien mojej glowy...;)

 

Tez wydaje mi sie, ze pieniadze nie daja szczescia, w zasadzie to jestem nawet pewna, ze tak wlasnie jest. Chyba niespotykana jest sytuacja, zeby na lozu smierci ktos powiedzial: "Zaluje ze nie mialem w zyciu duzo pieniedzy/wypasionego domu i auta" natomiast "Zaluje, ze nigdy w zyciu nie mialem prawdziwego przyjaciela, nigdy nie kochalam/em, nigdy nie powiedzialem zonie, jak bardzo ja kocham" itp. jak najbardziej.

Sporo z rzeczy, ktore ludzie posiadaja jest zupelnie zbednych, to jasne. Ale az w takiej "ascezie" jak Ty, ja nie moglabym zyc. Lubie bardzo kupowac zupelnie niepotrzebne, patrzac na sprawe obiektywnie ubrania, buty i inne czesci garderoby. Ot, taki zboczenie babskie ;) Ale zawsze czuje i pamietam, ze sens zycia i szczescie zawarte sa gdzie indziej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kamma, Za dużo de Mello i A. Gruna.

heh, niestety, tych nazwisk nie znam.

 

Nie pojmuje jak mozna nie dazyc w zyciu do zadnego celu, dla mnie to kwalifikuje sie do leczenia.

pewnie wg psychologii tak. psychologia dąży do utwierdzania wszystkich o wartości, realności i ogromnym znaczeniu naszego EGO, jednak nie znam nikogo, kto przez to byłby trwale szczęśliwy.

 

do szczęścia potrzebne jest porzucenie pożądań i przywiązań, nic więcej.

Kurde takie to w sumie proste ...a jakie dla nas trudne.

tak, to jest trudne. większość ludzi na świecie o tym nie wie, dlatego szuka szczęścia tam gdzie go nie ma. część ludzi o tym wie, a jeszcze mniejsza część wciela to w życie. mimo to, sama świadomość tego bardzo pomaga. jednak wszystkie przemyślenia o szczęściu, którego nie można stracić sprowadzają się właśnie do tego.

 

Nasze ludzkie cierpienia, frustracje i stres są spowodowane tym, iż nieustannie dążymy do posiadania i bycia w określonej sytuacji, rozmyślamy o przeszłości i wybiegamy w przyszłość, a istnieje tylko teraźniejszość i świadomość tego może być kluczem do radości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brzmi to troche jak przepis na bycie pustelnikiem :)

Zawsze chciałem umieć życ chwilą ale nie potrafię ... zawsze pojawia sie pytanie "a co bedzie jutro". Z przeszłościa sie uporałem ale z przyszłościa nie potrafię ...dlatego pewnie jestem miedzy innymi na tym forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nasze ludzkie cierpienia, frustracje i stres są spowodowane tym, iż nieustannie dążymy do posiadania i bycia w określonej sytuacji, rozmyślamy o przeszłości i wybiegamy w przyszłość, a istnieje tylko teraźniejszość i świadomość tego może być kluczem do radości.

To teraz zalatuje Eckhart`em Tolle :D

 

indianer, Bardzo długo nie mogłem się pozbyć myśli o czekającej śmierci, ale miały na to wpływ okoliczności w jakich się znalazłem. Najpierw poznałem osobę, która w bardzo młodym wieku straciła rodziców, a że byłem z nią dość emocjonalnie związany, to przeszło to na mnie, później bliska osoba mi zmarła. W takiej sytuacji myślenie o śmierci chyba jest nieuniknione, ale czasem z to mija.

 

A jeśli chodzi o cel i przywiązanie do rzeczy materialnych, to nie mam żadnego celu, co w pewnym sensie przynajmniej dla mnie jest destrukcyjne. Dlatego aby to życie miało jakikolwiek sens trzeba sobie wyznaczać cele. A cele mają być związane z przyjemnościami dla nas.

Obecnie jestem na etapie szukania pracy, jak tylko znajdę, ogarnę swoje minimalne potrzeby, to chcę realizować moje cele. Chcę zdobyć jeszcze parę szczytów w Tatrach, pozwiedzać kilka stolic europejskich, wykupić sobie abonament na ligę angielską i hiszpańską, kupić coś mojemu chrześniakowi. To są jedyne rzeczy które mnie napędzają do czegokolwiek.

Myślę, że też coś takiego znajdziesz u siebie. Cele

 

ps. wychodząc na rysy w bardzo trudnych warunkach, każdy krok był niedaleki od przepaści, to tak jak piszesz o twoim życiu. Aczkolwiek, ja ciągle szedłem, wyszedłem, zdobyłem i wróciłem. Moim zdaniem warto iść do przodu mimo tych niespodzianek życiowych, a nie stać w miejscu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widze że lubisz góry... super sprawa. Też je uwielbiam

 

Ja nie mam chyba celów w życiu. Może jedno ...byc kochanym i móc kogoś pokochac tak żeby nie bolało po jakimś czasie tak bardzo.

Ale to już raczej wybiega poza materialne wartości.

Powiedziałbym raczej że to nieuchwytne marzenie a nie cel.

 

miłość... tak nie wiele ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

indianer piszesz ze nie masz zadnych celow, nawet niematerialnych? bo jesli masz na mysli ze nie dazysz do kupienia bmw, willi i ipoda :smile: to jestem w stanie to zrozumiec, ale jesli nawet nie masz takich potrzeb jak rozwijanie sie w czymkolwiek i tylko do szczescia wystarcy Ci zeby sie najesc to juz dla mnie nie do pojecia.

tez mam wrazenie ze ludzie za bardzo ida za kasa(sam w to w jakims stopniu wpadlem, troche przez sytuacje, ale niedlugo sie wyplacze :great: ), tak jakby chcieli sie zabezpieczyc na kazdy wypadek, co jest niemozliwe. moze byc dobrze a pozniej moze sie tak pojebac, ze kasy nie wystarczy na nic. ludzie skladuja sobie skarby jakby mieli byc na tym padole na wiecznosc i to na pewno tez jest niezdrowe, ale chyba musi byc jakis balans miedzy tym wszytskim. na pewno przyjemnie jest miec swoj dom, wygodne autko, kase zeby pojechac na wakacje i pozwiedzac troche swiata, prace w ktorej nie siedzimy po 12-15 godzin(bo to tez bezsens) i wystarcza na wszystko, ale wazne zeby sie w tym chyba jakos nie zatracic, czy w dazeniu do tego.

ale jesli celem mojego zycia byloby tylko sie nazrec i egzystowac bezpiecznie jak rurkowce ;) to juz wolalbym chcociaz dazyc do szczescia materilanego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sporo z rzeczy, ktore ludzie posiadaja jest zupelnie zbednych, to jasne. Ale az w takiej "ascezie" jak Ty, ja nie moglabym zyc. Lubie bardzo kupowac zupelnie niepotrzebne, patrzac na sprawe obiektywnie ubrania, buty i inne czesci garderoby. Ot, taki zboczenie babskie ;) Ale zawsze czuje i pamietam, ze sens zycia i szczescie zawarte sa gdzie indziej...

 

Nie no, rozumiem. Sam przecież od czasu do czasu kupuję sobie to i owo więc to nie jest tak że żyję w totalnej ascezie :)...ale mam takie nastawienie, że jakby mi ktoś te moje to i owo nagle zabrał albo nie byłoby mnie na jakąś rzecz stać to mógłbym bez tej rzeczy żyć i nie dążyłbym do jej nabycia poprzez np. zmianę pracy, jakieś dorabianie itp. Albo mnie na coś stać albo nie...

 

 

 

 

 

indianer, Bardzo długo nie mogłem się pozbyć myśli o czekającej śmierci, ale miały na to wpływ okoliczności w jakich się znalazłem. Najpierw poznałem osobę, która w bardzo młodym wieku straciła rodziców, a że byłem z nią dość emocjonalnie związany, to przeszło to na mnie, później bliska osoba mi zmarła. W takiej sytuacji myślenie o śmierci chyba jest nieuniknione, ale czasem z to mija.

 

A jeśli chodzi o cel i przywiązanie do rzeczy materialnych, to nie mam żadnego celu, co w pewnym sensie przynajmniej dla mnie jest destrukcyjne. Dlatego aby to życie miało jakikolwiek sens trzeba sobie wyznaczać cele. A cele mają być związane z przyjemnościami dla nas.

Obecnie jestem na etapie szukania pracy, jak tylko znajdę, ogarnę swoje minimalne potrzeby, to chcę realizować moje cele. Chcę zdobyć jeszcze parę szczytów w Tatrach, pozwiedzać kilka stolic europejskich, wykupić sobie abonament na ligę angielską i hiszpańską, kupić coś mojemu chrześniakowi. To są jedyne rzeczy które mnie napędzają do czegokolwiek.

Myślę, że też coś takiego znajdziesz u siebie. Cele

 

ps. wychodząc na rysy w bardzo trudnych warunkach, każdy krok był niedaleki od przepaści, to tak jak piszesz o twoim życiu. Aczkolwiek, ja ciągle szedłem, wyszedłem, zdobyłem i wróciłem. Moim zdaniem warto iść do przodu mimo tych niespodzianek życiowych, a nie stać w miejscu.

 

Ja śmierć traktuję jako...hmm...przyjaciółkę. Jak wychodzę na miasto to sobie myślę "Spotkam ją dzisiaj czy nie? Jak nie dziś to kiedy indziej." Więc te moje myślenie o śmierci nie jest samo w sobie zabarwione smutkiem czy czymś takim.

 

Oby Ci się udało z tymi planami :) Moimi "szczytami w Tatrach" jest gitara. Lubię na niej grać i tak naprawdę to jest mój jedyny cel. Bo wiem, że gitarę może mi np. ktos ukraść i połamać itd. ...ale umiejętności gry mi nic i nikt nie zabierze (nawet jak mi łapy obetną to będę mógł grać w wyobraźni :P)...i te umiejętności są autentycznie moje i dlatego ciągle staram się grać lepiej :) Wolę właśnie gromadzić takie "bogactwa" a nie np. najnowszy model Porsche :) ...uczę się też języków z tego samego powodu.

 

-- 18 lut 2011, 18:06 --

 

indianer piszesz ze nie masz zadnych celow, nawet niematerialnych? bo jesli masz na mysli ze nie dazysz do kupienia bmw, willi i ipoda :smile: to jestem w stanie to zrozumiec, ale jesli nawet nie masz takich potrzeb jak rozwijanie sie w czymkolwiek i tylko do szczescia wystarcy Ci zeby sie najesc to juz dla mnie nie do pojecia.

tez mam wrazenie ze ludzie za bardzo ida za kasa(sam w to w jakims stopniu wpadlem, troche przez sytuacje, ale niedlugo sie wyplacze :great: ), tak jakby chcieli sie zabezpieczyc na kazdy wypadek, co jest niemozliwe. moze byc dobrze a pozniej moze sie tak pojebac, ze kasy nie wystarczy na nic. ludzie skladuja sobie skarby jakby mieli byc na tym padole na wiecznosc i to na pewno tez jest niezdrowe, ale chyba musi byc jakis balans miedzy tym wszytskim. na pewno przyjemnie jest miec swoj dom, wygodne autko, kase zeby pojechac na wakacje i pozwiedzac troche swiata, prace w ktorej nie siedzimy po 12-15 godzin(bo to tez bezsens) i wystarcza na wszystko, ale wazne zeby sie w tym chyba jakos nie zatracic, czy w dazeniu do tego.

ale jesli celem mojego zycia byloby tylko sie nazrec i egzystowac bezpiecznie jak rurkowce ;) to juz wolalbym chcociaz dazyc do szczescia materilanego

 

Teoretycznie masz rację...tylko gdzie jest ta granica pomiędzy lataniem za kasą a zdrowym rozsądkiem? Gdybyś(my) znał/li odpowiedź na te pytanie to byłoby super :)

 

A ja mam tak, że stawiam na przypadek - okej, mogę gdzieś pojechać, mogę jeździć super samochodem, mogę żyć w willi z basenem...ale tylko pod warunkiem, że "tak się samo ułoży." Na pewno nie będę zabiegał o te rzeczy. Myslę, że właśnie te zdanie w pełni ilustruje mój tok myślenia.

 

 

Ktoś tu jeszcze w międzyczasie pytał dlaczego nazywam to nihilizmem - ano dlatego, że w sumie do niczego nie zmierzam w życiu bo to wszystko przeminie i dlatego nie ma sensu...to chyba właśnie definicja nihilizmu. :)

 

 

 

 

A tak w ogóle to kurczę, dzięki Wam wszystkim za wpisy :) Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak miałem jak Ty, indianer. Jak choroba mnie przycisnęła to wszystko straciło sens. Żyłem bo druga opcja nie wchodziła i nie wchodzi w gre. Na szczęście leki działają więc się poprawiło. Ale np dzisiaj jakby gorzej. Zaczynam się bać, że się do dawki "przyzwyczaiłem", bo wcześniej, na niższej dawce, po pewnym czasie także zacząłem czuć się gorzej. Ja nie mogę się pogodzić z własną śmiertelnością. Wizja nieuniknionej śmierci bardzo mnie wkurza. I choć nie wiem czy to przyczyna czy skutek choroby, pozbyć się tego trzeba.. Mam nadzieję, że psychoterapia mi pomoże, bo dawki Citabaxu nie można podwyższać w nieskończonośc. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciebie przycisnęła choroba i Ci się tak porobiło...ja tak mam od zawsze.

 

No troszkę dziwne, że wizja śmierci Cię wkurza. Wiadomo, każdy chce żyć...ale nie ma rzeczy bardziej pewnej od śmierci. NA PEWNO kiedyś ją spotkasz Ty, ja oraz wszyscy z tego forum - nie ma więc się czym wkurzać. Nie ważne czyś przystojny, bogaty, biedny, brzydki, stary czy młody - i tak umrzesz. Śmierć to według mnie najsprawiedliwsza rzecz jaka się może człowiekowi, że tak powiem, w życiu przytrafić.

To tak jakby denerwować się tym, że trzeba wyjść do toalety żeby oddać mocz - tak po prostu jest i trzeba się z tym pogodzić. :) Jakbyśmy nie umierali to już wieki temu nasza planeta upadłaby z powodu przeludnienia...W sumie, dzięki śmierci naszych przodków możemy żyć tu i teraz - spójrz na to w ten sposób. :) A tak w ogóle, chciałbyś żeby Stalin i Hitler dalej żyli? Ja nie bardzo...To dobrze że ludzie umierają :P

 

Fakt, mogłeś się przyzwyczaić do dawki dlatego dobrze by było jakbyś pogodził się z tym co napisałem powyżej. Wtedy leki byłyby już niepotrzebne...

 

Również pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×