Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przepraszam że tak dużo... lecz dłużej nie mogę sam na sam:(


najka2009

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.Mam 16 lat i jestem w 2 klasie LO. Ja już nie mogę sama uporać się z moim problemem, więc postanowiłam napisać na forum, z nadzieją że nie jestem sama taka na świecie:/ może znajdę tu wsparcie Embarassed

 

Najgorsze że nie wiem co mi dolega. Niedawno zrozumiałam że mam pewien problem w kontaktacj z ludźmi. Właściwie to unikam kontaktu:( Wszystkiego się boję, wszyscy mnie krępują...wcześniejo zwalałam to na moją nieśmiałość, ale muszę przyznać że to coś więcej. Od dawna unikam miejsc gdzie jest dużo ludzi, starałam się jak najmniej wychodzić z domu. No chyba że do szkoły, do której zresztą też przestałam chodzićSad (o tym później) Sad Przejechać parę przystanków tramwajem dla mnie to prawdziwy koszmar.(dlatego też tego nie robię). W ogóle boję się wychodzić na ulicę. Tyle tam ludzi:/ Żeby wyjść np. z psem, albo do sklepu na dół potrzebuję z pół godziny żeby zebrać się na siłach. Bo muszę...

Lecz prawdziwą udręką dla mnie jest szkoła. Dlaczego sama nie wiem. Może to przez te "miłe"wspomnienia z gimnazjum. Napiszę o nich pod spodem. Bo to przeszłość, a problem jest teraz:/ Lecz strach pozostał:0

 

Liceum ogólnie fajne, gdyby ktoś spytał napewnobym poleciła. Jedna z najlepszych w mieście. Teraz jestem w drugiej. Klasa ogólnie fajna, przynajmniej wmawiałam że zgrana, chociaż z połową osób nigdy nawet nie rozmawiałam. Mam na szczęscie parę koleżanek, ale nawet z nimi czuję się bardzo samotnie w szkole. Tak się stało że z miesiąc temu zachorowałam i przez 1,5 tygodnie nie chodziłam do szkoły. I jak trzeba było już wracać...to nie mogłam. Czułam ze wpadam w depresję. Nadal mi nie przeszła. Potrafię znienacka zacząć płakać.Nic mi już nie cieszy, na wszystko nie mam sił, nawet gdy wiem że muszę. W ogóle przestałam gdziekolwiek wychodzić. Jak nawet wyjście za dom staram się unikać to co dopiero pójście do szkoły! Muszę przyznać że parę razy próbowałam wrócić. Zawsze jakoś radziłam sobie (właśnie że jakoś) z lękiem przed szkołą, ale też zawsze tak miałam że jak mi 1 dzień nie było to wszystko przeżywałam jakby od nowa, 1 dzień w szkole. A teraz to w ogóle stało się niemożliwe opanować swój strach.parę razy udało mi się przełamać siebie i wejść do sali. ale czułam się koszmarnie. Po 1 lekcji poszłam do domu, dosłownie wybiegłam ze szkoły. Nie mogłam wytrzymać. Jak dotarłam do domu zamknęłam się w pokoju i przez godzinę płakałam. Drugi raz udało mi się wytrzymać 5 lekcji. Lecz przez te 5 godz. przeżyłam prawdziwe piekło. Ciągle musiałam się powstrzymywać od płaczu. Czułam na sobie wzrok innych (często tak mam). Jak na złość słyszałam że ktoś mnie obgaduję, a ja tego nie znoszę. NA lekcji fizyki czułam że warjuję. Nagle stawało mi się gorąco, już nie byłam w stanie skupić sie na czymkolwiek i jedynie co mi się bardzo chciało to wykrzyknąć "AAAA!"i zniknąć. Teraz to mi się wydaje śmieszne ale wtedy to naprawdę musiałam wbijać paznokcie w rękę żeby nie zacząć tego robić (typu, obudź sie, jesteś wśród ludzi!). NAstępnym razem to już w ogóle nie mogłam wejść do sali, bo wszyscy już byli, a była lekcja matematyki, a nauczyciela naprawdę się boję od 1 klasy. MOże dlatego że to jest kolejny matematyk, który mnie upokorzył przed całą klasą i to kilkakrotnie:(. Jak wracam poprostu z ulicy to przez parę godz czuję się nieswojo, a jak ze szkoły to naprawdę straszne rzeczy. Problemy z zaśnięciem, ciągle koszmary, budzę się z myślami samobójczymi (których nie mogę powstrzymać, bo jestem połusenna) i na dodatek dostaję jakichś dziwnych drgawek:(

 

Oczywiście zapisałam się na terapię. byłam na 2 wizytach. NA początku babka mnie jakoś olała, typu nic poważnego. dopiero jak powiedziałam o tym że nie chcę żyć zaleciła mi test ( nie pamiętam tego skrótu, ale miał 566 pytań). jak napisałam zadzwoniła po weekendzie do mamy i co powiedziała?

1.że sama nie da rady mnie leczyć, bez pomocy psychiatry

2. nie wie czym jest spowodowany mój strach, ale napewno zaszedł za daleko

3. zaleca leczenie kliniczne

 

Bardzo się zdołowałam. Najgorsze że nie mogę dokładnie powiedzieć czego się boję w tej cholernej szkole! Ale żeby tak odrazu do kliniki?! Teraz myślę by podać na nauczanie indywidualne (nie wiem czy z tym sobie poradzę). ale nie wiem czy jest w tym sens. Jak na złość zbliżasię koniec semestru. Dużo zaległości. Wiem że jakbym się postarała to może jakoś cudem udałoby mi się zaliczyć semestr. Nawet zrobiłam krok -wczoraj przełamałam siebie i otworzyłam książkę od majzy i zrobiłam parę przykładów. Muiałam nadzieję. Lecz dziś ją straciłam. Bo na decyzję trzeba z mies czekać, a jak nie będę chodzić to nie zdam. A jak pójde to zwarjuję i to dosłownie. Oczywiście nikogo to nie obchodzi. Nie było mnie miesiąc w szkole, a wtedy jak próbowałam nauczyciele kazali mi sie uczyć zaległy materiał na następny dzień, góra za 3 dni. Co najlepsze za ten miesiąc nikt ze szkoły nie pytal co sie u mnie dzieje oprócz koleżanki. Nawet wychowawczyni nie razu nie zadzwoniła! Pewnie nawet się nie skapnęła... Już naprawdę nie widzę żadnej przyczyny by dalej ciągnąc ten koszmar. Mój ciągły smutek doprowadza mamę do szału. Nie dziwię jej się. Samej mi często nie dobrze ze sobą. Tak niedobrze że nie chcę żyć.

 

 

 

 

 

 

NA MARGINESIE... A to są niektóre moje wspomnienia..

Chodziłam do koszmarnego gimnazjum (tam zaczęły się moje problemy).Nie mogłam się tam odnależć. Byli osoby które mnie dręczyli, a ja nie mogłam się im postawić, bo nie chciałm robić problemów, to nie w moim stylu i tp... W 2 klasie miałam "trudny okres". W ogóle byłam załamana. Wyjechałam na parę miesięcy za granicę (to dla mnie żadna nowośćSmile).ale długo tam nie wytrzymałam. Tam klasa była w ogóle w porzo, ale ja miałam te złe wspomnienia z gimnazjum dlatego nie bardzo ufnie podchodziłam do rówiesników. Niestety ta szkołą okazałą się prawdziwym terrorem. Brr. Jakaś tyrania! NAuczyciele (o ile tak w ogóle ich można nazwać) mieli uczniów gdzieś, ciągle na nich wrzeszczali. Zwłaszcza źle wspominam panią od fizyki, algebry i geometrii (3 w 1 co za ironia)na sam widok której ciarki przechodzą po skórze( waży ze 160 kg, gdzieś 1,80 wzrostu, sama złość na twarzy)Przezwałąm ją king kongiem. Przychodziła na lekcje kiedy jej się chciało mogłą się spóźnić nawet na 30 min,zawsze ze wrzaskiem, pretensjami.eh... nieraz łapała ucznia np. za koszułkę,ciągnęłą do drzwi i dosłownie wywalała z klasy.albo wypichała z sali na przerwie.Mogła podejść i zgnieść ci cały zeszyt bo nie uważasz na lekcji.Raz, jak się spóźniłam na lekcję,a było doświadczenie z jakimiś metalowymi prętami, których nie umiałam przykręcić do siebie tak wpadła w szał, że dosłownie przebiegła przez całą salę do mnie, wyrwała mi te rury z rąk i rzuciła nimi o podłogę. Byłam w szoku. Nie miałam ani długopisu (bo plecak został w sali) ani specjalnego zeszytu, bo mi nie dała. Siedziałam i bałam się odezwaćSad Nieraz specjalnie wyzywała mnie do tablicy, chociaż wiedziała że nie przerabiałam tego tematu. Za każdym razem upokorzenie:/ Widziałąm też jak inni nauczyciele np, rzucają coś w uczniów, albo też jak ktoś gada to podchodzi do niego i z zamachu wali go ręką w glowę. Większość nauczycieli dopiero po miesiącu sie skapnęli że jest ktoś nowy w klasie. Starałam się siedzić bardzo cichiutko żeby nie daj boże oberwać:/ No oczywiście zawaliłam naukę, bo przerabiali zupewnie inny program niż w Polsce, babcia z którą mieszkałam nie umiałą mi pomóc, a na pomoc ze strony nauczycieli...hm jakoś na to nie liczyłam, ciekawe dlaczego:) Później postanowiłam wiać stamtąd jak najprędzej... :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Cię, sama jestem w II LO i mam problemy, na szczęście teraz już nie związane ze szkołą, ale pamiętam gimnazjum. Było to gimnazjum najlepsze w miescie, dwujęzycznie niemieckie. Pamiętam jak bałam się tam chodzić, wszyscy wydawali się mądrzy. Codziennie wstawałam z myslami samobojczymi, robilo mi się slabo, chorowałam, nie było mnie w szkole, wszyscy podobierali się w grupki a ja byłam sama. Kółko się nakrecało. Myslałam już ze wyladuje w wariatkowie, pozniej klocilam się jeszcze z kolezankami. W koncu jakoś sie postawiłam, znalazłam jedną osobę, pozniej kolejną i sie zakumplowałam. Gim ukonczylam z grupą fajnych znajomych i poprzysięglam sobie ze w Lo bedę mega towarzyską osobą. W sumie trochę sie udalo, moze dlatego ze mam tam faceta i z nim spedzam wiekszosc czasu. Ale to jednak wychodzi, ten lek, strach przed akceptacją, irytacja, ze moge czegos nie wiedzieć. Nie wiem jak ty, ale ja się czuje częśto jakbym w ogole nie pasowała do tych ludzi, jakby oddzielala mnie od nich sciana, jak taki element puzzli ktory nigdzie nie moze sie przydać. nie wiem co Ci doradzić, sama źle się czuję, jestem poirytowana. Myślę, że Twoje sprawy zaszły już na tyle daleko, że powinnaś zwrócić się o pomoc może do jeszcze jakiegoś psychologa, ale przede wszystkim nie poddawać się, walczyć i wierzyć, że jesteś wyjątkowa, a żaden głupi matematyk nie może sprawiać, że będziesz miała zaniżone poczucie własnej wartości. To tylko matma. Wiesz ilu ludzi jej nie umie? pozdrawiam :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma w tym nic dziwnego, że tak nienawidzisz szkoły, i że wpędza Cię ona w głęboką depresję. Polska szkoła jest po prostu największym głó..nem na świecie, a polscy nauczyciele..szkoda gadać. Byłam bita przez ojca i bardzo często przychodziłam do szkoły pobita i nigdy żaden nauczyciel się nie zapytał, skąd te ślady i czy mam jakieś problemy. Miałam koleżankę w klasie, która była molestowana seksualnie przez ojca pijaka. Naprawdę było widać, że ma poważne problemy, wagarowała, płakała na przerwach, ciągle była przygnębiona i w rezultacie dostawała nieodpowiednie zachowanie i była ciągle ośmieszana przez wychowawczynię. Polscy nauczyciele nie mają żadnych kwalifikacji, serca, odrobiny współczucia, pasji w tym, co robią. Potrafią jedynie narzekać na małe pensje, bardziej ludzcy w szkole byliby bezdomni z Dworca Centralnego. Ale wracając do sedna, szkoły nienawidziłam jak Ty, zrobiłabym wszystko, aby do niej nie pójść. Nie spałam po nocach, wymiotowałam przed wyjściem, nie mogłam wysiedzieć na lekcjach, przez cały dzień potrafiłam myśleć jedynie o następnym dniu w szkole. Do tej pory, moim największym koszmarem jest sen, w którym muszę wracać do szkoły. Bardzo dużo wagarowałam, ale fakt, ratowało mnie to, że byłam dosyć zdolna i mimo licznych nieobecności, miałam bardzo dobre oceny i dawali mi spokój. Uważali mnie za bardzo zdolną dziwaczkę :-) Ostatecznie skończyłam studia prawnicze, na których miałam indywidualny tok zajęć, nie musiałam chodzić na wykłady ani ćwiczenia, jedynie zaliczać egzaminy. Na studiach było lepiej, ale ten lęk, wstręt, złe samopoczucie na sali wykładowej wcale nie minęły. To już pewnie nigdy nie minie, bo jeśli już raz w życiu zaczniesz się czegoś bardzo bać, to ten lęk będziesz pamiętać do końca życia.

 

[Dodane po edycji:]

 

Co Ci radzę? Nie zmuszaj się do niczego, bo zmarnujesz sobie najlepsze lata w życiu. Jeśli to szkoła jest problemem, to weź indywidualne lekcje. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy bez szkoły Twoja depresja i problemy znikają? Czy masz jakieś pasje i coś, w czym jesteś dobra? Szkoła naprawdę nic nie daje i piszę to z perspektywy osoby, która skończyła studia. Gdybym mogła cofnąć czas, to bym wolała wyjechać za granicę i tam zdobywać doświadczenie, uczyć się języków, podróżować, poznawać ludzi. A spędziłam młodość, przeżywając katusze, dzień po dniu w szkolnej ławie. Nie widząc świata, izolując się od ludzi, z wiecznym poczuciem przygnębienia, że ciągle robię coś wbrew sobie. Jak można mieć 16 lat i skreślać każdy kolejny dzień w kalendarzu, tak rok po roku, ciesząc się, że kolejny dzień, tydzień, miesiąc, rok jest za mną? Pamiętam, że moją ulubioną piosenką było: ,,muszę to przetrwać, przeczekać trzeba mi", a teraz mi szkoda tych lat. Nie popełniaj tego samego błędu, znajdź coś, w czym jesteś dobra i co daje Ci szczęście i tego się trzymaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uf...Na szczęście jednak nie jestem sama:) Już dużo myślałam na ten temat i wydaje mi się że mój strach naprawdę przekształcił się w fobię:( Tylko martwi mnie to że jak mówi terapeutka, "nie może ustalić przyczyny mojego strachu przed szkołą". Teraz to jestem przesadnie podatna na krytykę, więc nie trudno mi wmówić że tylko udaję (bo na ile rozumiem właśnie to mi sugeruje). Ale moja reakcja przed,w, i po szkole...( przed to mam bóle brzucha, jak już się ubieram ciągnie mnie na wymioty, w szkole kręci mi się głowa, i znów brzuch,czasami wydaje mi się że jak któryś z tych nauczycieli mnie o czymś zapyta, to zemdleję na miejscu).

 

Jeśli psychoterapeuta nie mówi otwarcie że np. masz fobię (szkolną/społeczną) to znaczy że ją nie masz?

 

Eh...tak długo to w sobie dusiłam:( Byłam przekonana że jak nie będę wspominać gimnazjum to już przestanę się bać szkoły, że przejdzie...lecz strach mnie dopadł i dał mocny uścisk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nauczyciele to cw*** hahah!!!

Czytalam i wlos mi sie na glowie zjezyl!!

Fakt w moim dlugoletniem doswidczeniu ze szkolnictwem trafialam co prawda na roznych ludzi tego podgatunku!

Wierze Wam, nie o to chodzi, ale nie moge pojac jak nauczyciel moze sie tak zachowywac! Chociaz z 2 strony sie nie dziwie - sa tam za kare, malo im placa i tak to wyglada! Albo nie dostali pracy o ktorej marzyli iwyladowywali w szkole! Ale nikt ich nie upowaznie do takiego zachowania!

Ja na szczescie wsrod tylu idiotow, ilu spotkalam w moim zyciu moge powiedziec z pelna odpowiedzialnoscia,ze dla mnie szkola srednia byla najgorsza!

Ale spokojnie - przejdziecie przez to!

A na studiach juz relacje sa lepsze , wszyscy traktuja cie jak dorosla osobe, ktora odpowiada sama za siebie i nie trzeba jej wychowywac! Fakt wszedzie sie znajdzie wszechwiedzacy profesorek, czy choleryk albo wiecznie niezadowolony, ale na szczescie na studiach mozna ich ominac - na niektore wyklady chodzic nie trzeba :D Do czego oczywiscie nie namawiam :P

W moim zyciu a skonczylam juz studia podyplomowe trafilam na :

2 normalnych wykladowcow, z pasja, checia przekazywania wiedzy i wrodzona empatia

2 normalnych nauczycieli - j.polski i chemia - z polskiego bylam dobra a chemia to lezalam jak dluga! Jednak babka stwierdzila,ze nie wszyscy rodza sie chemikami!

Takze bilans tragiczny ALE

jak juz sie "wyuczycie" i ci z gimnazjum, technikum , liceum, czy gdzie tam chodzicie beda wam mogli sko***ć

Glowa do gory!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie - tam cie traktuja jak doroslego czlowieka - nie wchodza z butami w zycie prywatne! Jesli wejda to tylko na twoja prosbe o pomoc. Do mojego poprzednika - wracaj na studia!!!! Dasz rade a jak nie bedziesz sobie radzil - ja ci pomoge:] chyba ze wybierzesz chemie, to bedzie lipa!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z nauką to akurat dawałem radę za siebie i za innych. Nie dawałem z nerwicą. Sesja była koszmarem - egzaminy za egzaminami, a egzamin = zamknięcie bez możliwości wyjścia. Tzn. możliwość zawsze jest ale jak wyjdę to biegunka mija więc po co wychodzić i oblać... Czasem dawało się zrobić pracą w semestrze tak żeby nie mieć zaliczeń ani egzaminów ale jednak nie zawsze. Czasami też dawało się zrobić tak żebym ja zaliczył za kogoś np. programowanie (to był ich koszmar a moja pasja) a ktoś za mnie coś innego. Ale też nie zawsze.

 

Pamiętam jak raz czekałem godzinę przed wejściem na zaliczenie, cały się trząsłem, panika, wszystko razem, wszedłem a koleś opieprzył mnie że chyba coś mi się pomyliło że o tej porze wchodzę na zaliczenie a potem "a, to pan, ale pan przecież to umie i już ma 5 z zaliczenia"... Innym razem umówiłem się z facetem na zaliczenie ustne egzaminu (nie byłem w stanie przyjść na egzamin), pogadaliśmy chwilę i też 5... To nie jest sprawa wiedzy, nauczyć się można wszystkiego, samemu albo z kimś, zresztą akurat na wykłady to chodziłem (a jak nie chodziłem to z lenistwa) bo na nich naprawdę zawsze można wyjść i nikt o nic nie pyta. Poza tym kierunek sobie wybrałem taki który mnie interesował.

 

Z ludźmi też sobie radziłem, ale to raczej maska + to że tam byli normalni fajni ludzie, przynajmniej u mnie na roku, od razu uformowała się taka mała paczka - ale byliśmy bardzo otwarci na innych. To coś zupełnie innego niż te towarzystwa adoracji w szkołach. Była też tam taka jedna dziewczyna z nerwicą, od razu zauważyłem (bo my przecież wiemy na co kiedy zwracać uwagę, nie?) - postanowiłem że zapytam, co mi szkodzi. Potwierdziła... Zaprzyjaźniliśmy się, do dzisiaj czasami się spotykamy, chociaż już rzadziej, to wiadomo...

 

Teraz zszedłem do połówki leków i jest ze mną naprawdę źle, chcę kiedyś wrócić na studia, ale na pewno nie teraz...

 

No ale to nie mój temat :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze nie twoj temat ale duzo racji!

Dobrze,ze chcesz wrocic na studia.

A co do egzaminow to tez nieraz sedzialam w laience zamiast na examinie, i zaczelam brac laremid przed wyjsciem - asekuracyjnie i to dawalo rade!

Poza tym poinformowalam na wstepie szanownych panstwa,ze mam nerwice i nie wysiedze, wiec ogromna wiekszosc wykladowcow szla mi na reke i moglam wyjsc - nawet z examinu - tazke moja rada o ile moge sie wtracic. Powiedz na przyszlosc - wszystkim z ktorymi masz zajecia ,ze masz ze swoim organizmem tak a nie inaczej i wierz mi,ze wiekszosc z nich zrozumie.

Trzymaj sie:D

PS Oczywiscie znajda sie podgatunki profesorkowe ale to jak wszedzie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×